Od kilku tygodni twoje wyniki nie polepszały się. Sama uważałaś,że to normalne,bo już jako dziecko byłaś chorowita. Ostatnio jednak czułaś się coraz gorzej. Często robiło ci się słabo,bez powodu wymiotowałaś,twoja skóra straciła ten blask,który miała kiedyś. Rodzice też zaczęli to zauważać. Namawiali cię na wizytę u lekarza,jednak nie chciałaś...Po prostu nie chciałaś. Czasami strach przezwycięża człowieka,a tobie nie robiło różnicy,czy zostaniesz pokonana. W końcu jednak zdecydowałaś się powtórzyć badania,później jeszcze raz i jeszcze raz...
Trzy kolejne niepomyślne diagnozy odebrane z laboratorium psuły ci humor. Z czasem znikał twój apetyt,na pozór lekkie rzeczy musiałaś trzymać obiema rękami,aby ich nie upuścić. Sama zaczynałaś się martwić o siebie,jednak nie rezygnowałaś. Gdy byłaś mała,babcia wpajała ci,że to,co przyszło samo,samo minie. To coś nie chciało minąć...
Pewnego dnia wróciłaś do domu. Jak zwykle nie czułaś się najlepiej. Twoi rodzice już byli w domu,toteż mogłaś czuć się pewnie chociaż na chwilę. Obiad był gotowy,jednak nikt nawet nie przygotowywał talerza dla ciebie. Dobre czasy się skończyły,to było pewne.
Przechodziłaś przez salon ze szklanką wody w obu dłoniach. Trzymałaś się kanapy,co dodawało ci jeszcze większej stabilności. Nagle twoją głowę przeszyło głuche łupnięcie i osunęłaś się na ziemię. Szkło wypadło z rąk na podłogę,jednak nawet nie miałaś czasu się tym przejmować. Kurczowo łapałaś się za skronie,jakby coś tkwiącego w niej nagle miało zniknąć. Zaczęłaś krzyczeć nawet nie wiedząc kiedy. Ból był straszny,jedyne co słyszałaś i czułaś to lekkie potrząsanie oraz podniesione głosy rodziców. Mimo wszystko całe otoczenie wyglądało,niby ukryte za grubą warstwą lodu. A później była już tylko ciemność...
Odzyskałaś przytomność dopiero w samochodzie. Nie potrzebowałaś nic mówić,doskonale wiedziałaś,gdzie tata wiezie ciebie i mamę. Kobieta niecierpliwie trzymała cię za rękę,nawet nie potrzebowałaś otwierać oczu,żeby to poczuć. Szpital był nieunikniony,już się tym nie przejmowałaś...
Wizyta w klinice całkowicie podcięła ci skrzydła. Z początku miało być wszystko dobrze,lekarz okazał się bardzo miły,ale tylko dlatego,bo byłaś chora. Wtedy myślałaś sobie,że lepiej byłoby tutaj nie przyjeżdżać wcale. Diagnoza została przedstawiona przez specjalistów bardzo jasno.
Po prostu nie mogłaś tego wytrzymać. Nagle wszystko runęło. W twoich oczach już nie było przyszłości,tylko nicość. Te słowa cię skrzywdziły,ale nie mogłaś ich odwołać. Miałaś białaczkę,według ciebie to wyrok. Można było ją pokonać,jednak nawet nie chciałaś próbować. Po prostu twoje życie już się skończyło,a ty nie zdążyłaś się z nim pożegnać.
Z całej siły zaciskałaś usta starając się powstrzymać łzy cieknące,niczym wodospad. Nie wytrzymałaś,musiałaś opuścić gabinet. Zostawiłaś w nim rodziców,przecież w końcu musieli się przyzwyczaić,że ciebie nie ma. Teraz,gdy siedziałaś na korytarzu,wszystko inne wydawało ci się tak śmiesznie nieskomplikowane i proste. Zalewanie się łzami,to była w sumie jedyna rzecz,na którą w tamtej chwili miałaś ochotę. Spoczywałaś na krześle,wokoło ludzie żyli swoim życiem,a ich zmartwieniem było to,kiedy wyjdą ze szpitala,bo wyjdą na pewno...
-Przepraszam...-przerwał ci nieco nieśmiały głos. Podniosłaś głowę,jednak zza załzawionych oczu widziałaś tylko rozmazany zarys sylwetki.-Wiesz może którędy się idzie do laboratorium?
-Prosto i trzeci skręt na prawo.-westchnęłaś. Znałaś to miejsce doskonale.
-Dziękuję.-otarłaś oczy i spostrzegłaś,że stojący przed tobą chłopak się uśmiecha.
-Proszę.-w nadziei,iż sobie pójdzie,z powrotem spuściłaś głowę.
-Stało się coś?-usiadł na krześle obok ciebie. Ciągle się uśmiechał.
-Dlaczego nie możesz po prostu iść do laboratorium?-po twoich policzkach spłynęły kolejne słone kropelki.
-Bo nie lubię,gdy dziewczyny płaczą.-jego uśmiech nieco zbladł.
-Przyzwyczajaj się.-ponownie otarłaś oczy.
-Jestem Baekhyun.-niepewnie dotknął wierzchu twojej dłoni.-A ty?
-(T.I.)-jego dotyk nieco cię skrępował.
-Cokolwiek ci jest...-wstał wciągając na ramię torbę,którą miał ze sobą.-...nigdy w siebie nie wątp.
-Okej-uśmiechnęłaś się przez łzy.-Idź już.
-Idę.-odwzajemnił uśmiech i zrobił kilka kroków w głąb korytarza.-Do zobaczenia.
-Hej.-odmachałaś mu tylko,po czym przyglądałaś się,jak znikał w holu.
Mimo smutku zdążyłaś polubić chłopaka. Cieszyłaś się,bo później spotkałaś go jeszcze kilka razy,a potem byliście niemal nierozłączni. Z początku umawiałaś się z nim w szpitalu,jednak później Baekhyun zabierał cię na spacery. Często pytał o to,co ci jest,ale nigdy nie odpowiedziałaś...
Czas zbliżał was do siebie. Dowiedziałaś się,że śpiewa w zespole. Mijały dni,a chłopak codziennie pokazywał ci,jak piękny potrafi być świat. Uczył cię żyć na nowo. Był niesamowity. Mimo wszystko czułaś się nie fair w stosunku do niego. Starał się,a ty tak po prostu go okłamywałaś.
Twoi rodzice byli załamani. Miałaś do wyboru chemioterapię,albo przeszczep. Od kilku tygodni szukano dawcy,przy czym zostawało ci coraz mniej czasu,aby żyć...Nie chciałaś stracić włosów,które i tak pewnie by odrosły. Nie chodziłaś już do szkoły,zdecydowałaś się nikomu nie mówić. Jednak przychodziły momenty,w których czułaś się słabo przy Baekhyun'ie. Nie mógł ci pomóc,bo nawet nie wiedział o tym,co ci jest.
Dzień,gdy powiedziałaś mu o twojej chorobie nadszedł twoim zdaniem zbyt szybko. Jak zwykle byłaś z nim umówiona w parku,razem mieliście coś zjeść na świeżym powietrzu. Park był niedaleko szpitala,gdzie teraz już spędzałaś całe dnie,więc nie miałaś daleko. Lekarze woleli mieć cię na oku. Narzuciłaś na siebie swoją ulubioną sukienkę i po prostu wyszłaś.
Mijałaś już tak dobrze znane ulice zachwycając się popołudniowym zapachem miasta. Zawsze lubiłaś spacerować,nawet wtedy,gdy miałaś do przekazania złe wieści. Denerwowałaś się. Przede wszystkim byłaś przerażona tym,że Baekhyun może nie zrozumieć...Bardzo go kochałaś,ale nie miałaś pewności,czy chłopak wybaczyłby ci kłamstwo. Zostało już niewiele czasu,musiałaś mu powiedzieć. Nawet jeśli będzie zły,powinien pogodzić się z faktem,że gaśniesz,nauczyć się żyć bez ciebie.
Gdy przekroczyłaś granice parku,od razu zauważyłaś uśmiechniętego Koreańczyka z pięknym bukietem kwiatów. On również dostrzegł twoją postać i pomachał ci wesoło. Był taki słodki,kiedy się spotykaliście. Po prostu chłopak idealny...
W kilkanaście sekund przebyłaś dystans między wami. Na powitanie wargami musnęłaś jego policzek,tak jak zawsze to robiłaś. Śmiech nie schodził z jego twarzy. Do ręki wcisnął ci bukiet kwiatów. Były to tulipany,twoje ulubione.
-Cześć.-dopiero teraz się przywitałaś. Usiadłaś na kocu,który wcześniej Baekhyun rozłożył na trawie.
-Hej.-nieśmiało się uśmiechnął. Ze zdenerwowania zamilkłaś na chwilę. Zachowywałaś się inaczej i doskonale wiedziałaś,że chłopak to zauważał. Zyskiwałaś na czasie,bo nie pytał o nic. W ciszy mierzył cię wzrokiem.
-Jak u ciebie?-wykrztusiłaś wreszcie. Nie znosiłaś takiego milczenia. Ktoś musiał je przerwać.
-Co się stało?-Baekhyun nie dawał się oszukiwać.
-Nie miej mi tego za złe...-na twoich przedramionach zamajaczyła gęsia skórka.
-Czego?-pokręcił głową.
-Okłamywałam się,Baekie...-w duchu liczyłaś,że pieszczotliwe słowo nieco go zmiękczy.
-Co?-mimo wszystko przysunął się bliżej do ciebie.
-Jestem chora,wiesz?-zacisnęłaś usta. Miałaś ochotę się rozpłakać,jednak tego nie zrobiłaś.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-zdziwiło cię,że nawet nie pytał,na co chorujesz.
-Żebyś się nie przejmował...-powiedziałaś i złapałaś go za rękę.-Żebyś nie traktował mnie inaczej.
-Co to jest?-mierzył cię załzawionym,półprzytomnym wzrokiem.
-Nowotwór...krwi.-mocniej ścisnęłaś jego dłoń.-Znaczy,białaczka.
-Ile?-zadawał niejasne pytania,ale doskonale wiedziałaś,o co pyta.
-Nie wiem...-odgarnęłaś włosy z czoła.-Może kilka tygodni...
Chłopak wyplątał się z twojego uścisku. Wstał,teraz tylko spoglądał na ciebie z pewnej odległości. Jego ruchy nie były pełne obrzydzenia,raczej zawierały strach. Nerwowo pocierał dłonią kark,podczas gdy ty skulona siedziałaś na kocu. Drżałaś,chociaż wcale nie było ci zimno. Bałaś się,bo nie wiedziałaś,co Baekhyun teraz zrobi. Mógł cię zostawić. W zasadzie,to mógł zrobić wszystko. Bez niego nawet nie chciałaś walczyć,chociaż i tak nie walczyłaś. Trafiłaś w błędne koło,a ty byłaś chomikiem.
-Bierzesz coś?-złożył ręce na piersi stojąc przy najbliższym drzewie.
-Nie.-pokręciłaś głową. Spoglądałaś na niego niemal błagalnie.
-Dlaczego?-niespokojnie poruszył głową.
-Nie chcę...-wzruszyłaś ramionami.
-A jest szansa..?-zawahał się na chwilę.
-Szukają dla mnie dawcy szpiku...-urwałaś,żeby trochę się uspokoić.-Ale nie mogą...
-Wiesz jak ja się teraz czuję?-Baekhyun wyciągnął do ciebie ręce niemal z wyrzutem.-Zachowałaś się jak jakaś pieprzona egoistka!
-Nie mów tak,okej?-nieco zaszokowało cię jego zachowanie.
-Niby dlaczego?-nerwowo zmierzwił włosy palcami.-Dlaczego nagle miałbym myśleć o tobie,skoro ty nie pomyślałaś o mnie?
-Może dlatego,bo mi na tobie zależy?-również wstałaś. Teraz byłaś z nim na równi.
-A może ja też ciebie potrzebuję?-powiedział z akcentem na "potrzebuję".-Wiesz jakbym się czuł,gdybyś nagle..?
Nie dałaś mu skończyć,bo po prostu przycisnęłaś swoje wargi do jego pełnych ust. Palce jednej ręki wplotłaś w te zmierzwione włosy,a druga spoczęła na karku zroszonym potem. Nawet nie zależało ci,żeby zatkać mu usta. Musiałaś go pocałować,żeby wiedział,że to nic między wami nie zmienia. Twoja choroba,to jak patrzył na ciebie,gdy stał pod drzewem...Oczywiście Baekhyun się poddał. Objął cię silnymi ramionami,a jedynym jego zajęciem było oddawanie pocałunków. Jego wargi były miękkie,przyjemnie ciepłe. Jeszcze nigdy buziak z chłopakiem nie zatrzymał bicia twojego serca,ale jak widać czasy się zmieniły. Ten chłopak był wyjątkowy. Niósł cały swój świat. Tak,jak podczas pocałunku unosił ciebie. Z trudem odsunęłaś się od niego na odległość tych kilku centymetrów. Zachwycony Baekhyun mierzył cię nieco zmartwionym wzrokiem.
-Kocham cię.-wyszeptał chwytając twoją rękę.-Nie pozwolę,żeby to coś cię...
-Wiem.-złożyłaś kolejny pocałunek na jego ustach.-Wiem już.
-Chodź,bo kurczak wystygnie.-poprowadził cię w kierunku koca,gdzie zjedliście pyszny posiłek.
Od tamtego dnia byliście nierozłączni,jednak nie na długo. Twój chłopak wyjechał w góry z rodzicami,więc zostały wam tylko wiadomości tekstowe. Codziennie pisaliście ze sobą. Tęskniłaś za nim,a on za tobą. Nie mogłaś doczekać się chwili,gdy wróci.
Dwa dni przed jego powrotem dowiedziałaś się,że znaleźli dla ciebie dawcę szpiku. Twoi rodzice pękali ze szczęścia,jednak ty byłaś pełna obawy,że operacja się nie uda. Miałaś być w szpitalu już następnego dnia po powrocie Baekhyuna. Smuciłaś się jeszcze dlatego,bo miałaś z nim spędzić tak mało czasu. Materiał kostny czekał już na ciebie w szpitalu,a każda godzina zwłoki była ryzykowna...
Jego dom miał być miejscem waszego spotkania. Z dużym wyprzedzeniem zaczęłaś się szykować. Można powiedzieć,że zrobiłaś się na bóstwo. Nawet sama wtedy uważałaś siebie za niesamowicie piękną. Spoglądałaś w lustro i widziałaś inną osobę. Tamta po drugiej stronie była nieskazitelna,po prostu zbyt idealna,by mogła istnieć. Nerwy zjadały cię od środka,bo na ten dzień zaplanowałaś swój mały plan. Wiele razy Baekhyun mówił ci,że przed śmiercią każdy człowiek powinien zaliczyć wszystkie ludzkie doświadczenia. Właśnie dzisiaj chciałaś zrealizować jedno z nich...
Byłaś u niego punktualnie o ósmej. Otworzył ci drzwi jak zwykle uśmiechnięty. Pocałował cię na powitanie. Ledwo znalazłaś się w środku,a już wziął od ciebie płaszcz.
-Po schodach na górę i w lewo.-poinstruował cię robiąc kilka kroków w głąb korytarza.-A ja zaraz będę.
Na odchodne ucałował twój policzek. Z uśmiechem wdrapywałaś się po stopniach,później po korytarzu,co zaprowadziło cię do pokoju twojego chłopaka. Pomieszczenie idealnie oddawało osobowość Baekhyun'a. Fioletowe ściany idealnie współgrały z kremowym dywanem,a duże łóżko było perfekcyjne,abyś mogła zrealizować swój plan.
Rozglądając się wszędzie,podeszłaś do pokaźnych rozmiarów okna,z którego rozciągał się widok na przedmieścia Seoulu. Widok zapierał dech w piersiach. W oddali miliony miejskich światełek tańczyło,miałaś wrażenie,że specjalnie dla ciebie...
-Podoba ci się?-przerwał ci tak dobrze znany głos.
-Bardzo.-uśmiechnęłaś się,bo poczułaś ciepłe ręce od tyłu oplatające cię w pasie.
-A wiesz,co mi się podoba w moim pokoju?-odwrócił twoją sylwetkę przodem do siebie i teraz stykaliście się nosami.
-Autostrady i stadiony.-uśmiechnął się na dźwięk twoich słów.
-Ty.-delikatnie przycisnął swoje wargi do twoich.
-Chodź.-ciągle nie rozłączywszy waszych dłoni,pociągnęłaś go w kierunku łóżka. Oboje usiedliście na jego krawędzi.-Mam dobrą wiadomość.
-Jaką?-chłopak zaczął bawić się twoimi palcami.
-Znaleziono dawcę.-wyszczerzyłaś zęby w uśmiechu.-Wiesz,co to oznacza?
-Wiem.-w jego oczach zobaczyłaś magiczne iskierki,jednak widziałaś,że nie był zaskoczony.-Cieszę się,nareszcie...
-To dlaczego masz taką minę?-zaniepokoiłaś się lekko.
-Bo nigdy jeszcze nie miałem takiej nadziei na nic,jak na to,że się uda.-odgarnął ci włosy z czoła.-Będziesz tutaj ze mną przez długi czas,wierzę w to...
-Baekie?-zapytałaś niepewnie. Nadeszła pora,by w końcu zrealizować twój plan.
-Tak?-przysunęłaś się jeszcze bliżej niego,chociaż było to prawie niemożliwe.
-Tęskniłam za tobą.-położyłaś mu rękę na rozgrzanym karku. Bez zastanowienia wpiłaś się w jego ciepłe wargi. Wasze usta zaczęły odbywać jakiś nieznany nikomu taniec. Po chwili jednak przeszłaś do sedna i zaczęłaś rozpinać guziki kraciastej koszuli,którą miał na sobie. Pewnie zerwałabyś ją z niego,ale chłopak ci przerwał.
-Nie,(T.I.).-uśmiechnął się.-Nie teraz.
-Przecież chciałeś,żebym miała za sobą wszystkie doświadczenia...-lekko zakłopotana zaczęłaś gryźć dolną wargę.
-Ale miałaś tego nie robić pod presją.-ku twojemu zaskoczeniu Baekhyun zaśmiał się wesoło.
-Czyli nie chcesz?-trochę się od niego odsunęłaś.
-Chcę.-przysunął cię z powrotem do siebie.-Ale nie,jeśli masz czuć,że musisz...
-Nie czuję się tak.-pogłaskałaś go po lśniących włosach.-Przez to będę silniejsza,wiesz?
-To chodź.-pociągnął cię dalej na łóżku i oboje daliście się ponieść chwili.
Seks z Baekhyun'em twoim zdaniem był niesamowity. Dokładnie taki,jak to sobie wyobrażałaś. Z początku się wahałaś,ale potem już byłaś pewna,że to właściwe miejsce,właściwy chłopak i właściwy moment...
Z następnego dnia pamiętasz tylko smutne pożegnanie ze swoim chłopakiem,przyjazd do szpitala oraz chwilę,gdy podano ci narkozę. Byłaś przerażona,bo coś mogło pójść nie tak. Wtedy ty pewnie już byś nie żyła ,a Baekie zostałby sam.
Zasypiając myślałaś dosłownie o wszystkim. Starałaś się skupić na opanowaniu swojego ciała. Trzęsły ci się kolana,więc przede wszystkim chciałaś je uspokoić. Zaczynałaś robić się senna,gdy powoli się relaksowałaś,nerwy ustępowały same. Chwilę później już po prostu spałaś niczym dziecko,chociaż na pewno stałaś przed najtrudniejszą walką w swoim życiu...
Przebudzenie nie było bolesne. Wręcz przeciwnie. Miałaś wrażenie,że zasnęłaś na tysiące lat. Nie czułaś bólu,może tylko lekkie mrowienie w okolicach rąk i nóg. Myślałaś o sobie,jako o nowo narodzonej. Cierpliwie nie otwierałaś oczu zaciągając się powietrzem przesiąkniętym szpitalnym zapachem. W spokoju słuchałaś pikania kilku aparatur. Wiele razy czytałaś,jak wygląda budzenie po przeszczepie. Twoje w niczym nie przypominało tamtych opisów. Straszono cię agonią,odrętwieniem,a nawet tym,że zapadniesz w śpiączkę na tygodnie. Wszystko to okazało się nieprawdą. Czułaś się świetnie. Od razu zaczęłaś myśleć o tym,jak bardzo chciałabyś poznać osobę,która uratowała ci życie.
Nagle usłyszałaś klaskanie,najpierw w okolicy lewego,później prawego ucha. Następnie ciepła dłoń zacisnęła się na twoim przegubie i pogłaskała cię po wierzchu dłoni.
-Wstajemy,królewno.-klaskanie się powtórzyło. Tym razem było ono donośniejsze,niemal podskoczyłaś na jego dźwięk.-Dalej,wiemy.że potrafisz...
Tym razem delikatnie zostałaś dźgnięta palcem w ramię. Gdy to nie poskutkowało,ktoś poklepał cię po policzkach. Dopiero wtedy otworzyłaś oczy i jednym haustem nabrałaś powietrza. Zobaczyłaś przed sobą dwóch lekarzy. Jeden z nich był mężczyzną,który zajmował się twoim przypadkiem.
-Nareszcie,(T.I.).-obaj zaczęli klaskać z uznaniem. Uśmiechnęłaś się do nich,chociaż ich sylwetki były nieco rozmazane. Oparcie twojego łóżka zostało nieco podniesione,więc nie miałaś problemu z rozglądaniem się po pokoju.
-Twój chłopak ma naprawdę cenny szpik,wiesz?-zaśmiał się drugi lekarz.
-Kto?-ku twojemu zaskoczeniu odezwałaś się bez trudu.
-Około tydzień temu pobraliśmy szpik od...-mężczyzna zerknął na tabliczkę przyczepioną do twojego łóżka.-...chłopaka imieniem Baekhyun. Upierał się,żeby jego materiał trafił do ciebie. Byliśmy niezdecydowani,wtedy powiedział,że jesteście parą. Po prostu nie mieliśmy wyboru,musieliśmy.
-Tak.-wybełkotałaś,chociaż nikt nie pytał o nic. Jeszcze nigdy w życiu nie byłaś tak zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa. Nie rozumiałaś,co to wszystko miało oznaczać. Przecież lekarze nigdy nie kłamią,nawet w najgorszych sytuacjach.
Nagle wszystko zaczęło ci się składać w logiczną całość. Dopiero co się przebudziłaś,a już twój mózg pracował na najwyższych obrotach. Po prostu odrodziłaś się,niczym feniks. Baekhyun wcale nie pojechał w góry. Był w mieście,dokładniej w szpitalu. Nie rozumiałaś,dlaczego ci nie powiedział,jednak w tamtej chwili nawet nie miałaś czasu. Musiałaś jak najszybciej się z nim spotkać,nawet jeśli nie mogłaś jeszcze chodzić,a po narkozie pozostał ci mętlik w głowie.
-Jest tutaj?-wykrztusiłaś jak oparzona.
-Był,a teraz nie wiem,gdzie jest.-odezwał się twój lekarz.-Nic nam nie mówił,ale chyba poszedł do bufetu,żeby coś zjeść.
-Nie wolno ci wstawać,pamiętaj.-drugi mężczyzna żartobliwie pogroził ci palcem.
-Przecież ja muszę go zobaczyć!-powiedziałaś z nieskrywaną pretensją.
-Sam do ciebie przyjdzie.-uśmiechnął się doktor.
-Zawoła go Pan?-uśmiechnęłaś się,teraz już nieco spokojnie.-Proszę...
-Jak go spotkam,na pewno.-na znak swoich słów zacisnął pięści.-A tymczasem ty leż,bo musimy utrzymać twoje tętno w normie.
Zrobiłaś to niechętnie,ale spełniłaś ich prośbę. Z trudem zostałaś na swoim miejscu czekając na swojego chłopaka. Już nie mogłaś się doczekać tej pięknej,roześmianej twarzy. Zwłaszcza po tym,co zrobiła. Po kilku minutach zaczynałaś się niecierpliwić,więc chwyciłaś swój telefon,który leżał na szafce obok,a zauważyłaś go dopiero teraz. Na tapecie jak zwykle widniało zdjęcie Baekhyun'a. Uśmiechnęłaś się na sam jego widok. Teraz miałaś więcej czasu,aby skupić się na sobie. Spostrzegłaś matowe paznokcie,nieco zblakłe włosy,które dopiero przy końcach zaczynały lśnić. Usiadłszy na łóżku,rozglądałaś się po pomieszczeniu z niemałym zainteresowaniem. Nie było ono jakoś specjalnie szczególne. Wszystkie szpitale miały taki wystrój. Uśmiechnęłaś się na sam widok bukietu tulipanów złożonego w nogach łóżka. Już wiedziałaś,kto je przyniósł. Znów chwyciłaś telefon i niecierpliwie zaczęłaś obracać go w dłoniach.
Po nie więcej,jak dwóch minutach drzwi zapełniła postać twojego chłopaka. Uśmiechnęłaś się,miałaś mu do powiedzenia tak bardzo wiele. On również się uśmiechał. Tym śmiechem,który po raz pierwszy spotkałaś cztery miesiące temu,dokładnie na tym korytarzu tuż za ścianą...Uśmiechał się,bo już nigdy więcej nie miał być samotny,bo uratował ci życie. Miałaś mu nigdy tego nie zapomnieć,a on miał nigdy nie zapomnieć ciebie,swojej dziewczyny. Teraz już nie tylko byłaś w stu procentach sobą,w środku już teraz miałaś też cząstkę jego. Mały kawałek tego idealnego DNA,niepowtarzalnego,pięknego...
-Jak się spało,pyszczku?-natychmiast podszedł do ciebie i usiadł na brzegu łóżka muskając wargami twoje czoło.
-Cudownie.-uśmiechnęłaś się,po czym od razu złapałaś go za rękę.
-Widać.-wolną dłonią pogłaskał cię po policzku.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?-natychmiast chciałaś się od niego dowiedzieć tego,co najważniejsze.
-O czym,skarbie?-uroczo przewrócił oczami.
-Nie byłeś w górach.-pokręciłaś głową z niedowierzaniem.-Byłeś tutaj i wiem,dlaczego.
-Przepraszam.-uśmiechnął się.-Przepraszam,bo nie jest mi przykro.
-Odpowiesz mi?-zmarszczyłaś czoło.
-A co miałem ci powiedzieć?-kciukiem głaskał wierzch twojej dłoni.-Że idę do szpitala,bo nie mogę ciebie stracić? Zgodność naszych szpików tylko mi pomogła.
-Dziękuję.-powiedziałaś.-Dziękuję,za wszystko.
-To ja ci dziękuję.-z uśmiechem objęłaś go za szyję.-Dziękuję ci za to,że jesteś jedyną osobą,którą kocham i za to,że już nie jestem sam i za tę noc przed operacją...
-To teraz jesteśmy na tej samej półce.-przycisnęłaś swoje wargi do jego warg tak,jak to zrobiłaś tam pod drzewem. W dniu,w którym zrozumiałaś,że ten szpital na zawsze odmienił twoje życie. Przed tobą była jeszcze długa droga,ale nie była to męczarnia. Miałaś przy sobie osobę,która cię kochała. Teraz już nie potrzebowałaś nikogo innego,tak miało zostać już zawsze...
Trzy kolejne niepomyślne diagnozy odebrane z laboratorium psuły ci humor. Z czasem znikał twój apetyt,na pozór lekkie rzeczy musiałaś trzymać obiema rękami,aby ich nie upuścić. Sama zaczynałaś się martwić o siebie,jednak nie rezygnowałaś. Gdy byłaś mała,babcia wpajała ci,że to,co przyszło samo,samo minie. To coś nie chciało minąć...
Pewnego dnia wróciłaś do domu. Jak zwykle nie czułaś się najlepiej. Twoi rodzice już byli w domu,toteż mogłaś czuć się pewnie chociaż na chwilę. Obiad był gotowy,jednak nikt nawet nie przygotowywał talerza dla ciebie. Dobre czasy się skończyły,to było pewne.
Przechodziłaś przez salon ze szklanką wody w obu dłoniach. Trzymałaś się kanapy,co dodawało ci jeszcze większej stabilności. Nagle twoją głowę przeszyło głuche łupnięcie i osunęłaś się na ziemię. Szkło wypadło z rąk na podłogę,jednak nawet nie miałaś czasu się tym przejmować. Kurczowo łapałaś się za skronie,jakby coś tkwiącego w niej nagle miało zniknąć. Zaczęłaś krzyczeć nawet nie wiedząc kiedy. Ból był straszny,jedyne co słyszałaś i czułaś to lekkie potrząsanie oraz podniesione głosy rodziców. Mimo wszystko całe otoczenie wyglądało,niby ukryte za grubą warstwą lodu. A później była już tylko ciemność...
Odzyskałaś przytomność dopiero w samochodzie. Nie potrzebowałaś nic mówić,doskonale wiedziałaś,gdzie tata wiezie ciebie i mamę. Kobieta niecierpliwie trzymała cię za rękę,nawet nie potrzebowałaś otwierać oczu,żeby to poczuć. Szpital był nieunikniony,już się tym nie przejmowałaś...
Wizyta w klinice całkowicie podcięła ci skrzydła. Z początku miało być wszystko dobrze,lekarz okazał się bardzo miły,ale tylko dlatego,bo byłaś chora. Wtedy myślałaś sobie,że lepiej byłoby tutaj nie przyjeżdżać wcale. Diagnoza została przedstawiona przez specjalistów bardzo jasno.
Po prostu nie mogłaś tego wytrzymać. Nagle wszystko runęło. W twoich oczach już nie było przyszłości,tylko nicość. Te słowa cię skrzywdziły,ale nie mogłaś ich odwołać. Miałaś białaczkę,według ciebie to wyrok. Można było ją pokonać,jednak nawet nie chciałaś próbować. Po prostu twoje życie już się skończyło,a ty nie zdążyłaś się z nim pożegnać.
Z całej siły zaciskałaś usta starając się powstrzymać łzy cieknące,niczym wodospad. Nie wytrzymałaś,musiałaś opuścić gabinet. Zostawiłaś w nim rodziców,przecież w końcu musieli się przyzwyczaić,że ciebie nie ma. Teraz,gdy siedziałaś na korytarzu,wszystko inne wydawało ci się tak śmiesznie nieskomplikowane i proste. Zalewanie się łzami,to była w sumie jedyna rzecz,na którą w tamtej chwili miałaś ochotę. Spoczywałaś na krześle,wokoło ludzie żyli swoim życiem,a ich zmartwieniem było to,kiedy wyjdą ze szpitala,bo wyjdą na pewno...
-Przepraszam...-przerwał ci nieco nieśmiały głos. Podniosłaś głowę,jednak zza załzawionych oczu widziałaś tylko rozmazany zarys sylwetki.-Wiesz może którędy się idzie do laboratorium?
-Prosto i trzeci skręt na prawo.-westchnęłaś. Znałaś to miejsce doskonale.
-Dziękuję.-otarłaś oczy i spostrzegłaś,że stojący przed tobą chłopak się uśmiecha.
-Proszę.-w nadziei,iż sobie pójdzie,z powrotem spuściłaś głowę.
-Stało się coś?-usiadł na krześle obok ciebie. Ciągle się uśmiechał.
-Dlaczego nie możesz po prostu iść do laboratorium?-po twoich policzkach spłynęły kolejne słone kropelki.
-Bo nie lubię,gdy dziewczyny płaczą.-jego uśmiech nieco zbladł.
-Przyzwyczajaj się.-ponownie otarłaś oczy.
-Jestem Baekhyun.-niepewnie dotknął wierzchu twojej dłoni.-A ty?
-(T.I.)-jego dotyk nieco cię skrępował.
-Cokolwiek ci jest...-wstał wciągając na ramię torbę,którą miał ze sobą.-...nigdy w siebie nie wątp.
-Okej-uśmiechnęłaś się przez łzy.-Idź już.
-Idę.-odwzajemnił uśmiech i zrobił kilka kroków w głąb korytarza.-Do zobaczenia.
-Hej.-odmachałaś mu tylko,po czym przyglądałaś się,jak znikał w holu.
Mimo smutku zdążyłaś polubić chłopaka. Cieszyłaś się,bo później spotkałaś go jeszcze kilka razy,a potem byliście niemal nierozłączni. Z początku umawiałaś się z nim w szpitalu,jednak później Baekhyun zabierał cię na spacery. Często pytał o to,co ci jest,ale nigdy nie odpowiedziałaś...
Czas zbliżał was do siebie. Dowiedziałaś się,że śpiewa w zespole. Mijały dni,a chłopak codziennie pokazywał ci,jak piękny potrafi być świat. Uczył cię żyć na nowo. Był niesamowity. Mimo wszystko czułaś się nie fair w stosunku do niego. Starał się,a ty tak po prostu go okłamywałaś.
Twoi rodzice byli załamani. Miałaś do wyboru chemioterapię,albo przeszczep. Od kilku tygodni szukano dawcy,przy czym zostawało ci coraz mniej czasu,aby żyć...Nie chciałaś stracić włosów,które i tak pewnie by odrosły. Nie chodziłaś już do szkoły,zdecydowałaś się nikomu nie mówić. Jednak przychodziły momenty,w których czułaś się słabo przy Baekhyun'ie. Nie mógł ci pomóc,bo nawet nie wiedział o tym,co ci jest.
Dzień,gdy powiedziałaś mu o twojej chorobie nadszedł twoim zdaniem zbyt szybko. Jak zwykle byłaś z nim umówiona w parku,razem mieliście coś zjeść na świeżym powietrzu. Park był niedaleko szpitala,gdzie teraz już spędzałaś całe dnie,więc nie miałaś daleko. Lekarze woleli mieć cię na oku. Narzuciłaś na siebie swoją ulubioną sukienkę i po prostu wyszłaś.
Mijałaś już tak dobrze znane ulice zachwycając się popołudniowym zapachem miasta. Zawsze lubiłaś spacerować,nawet wtedy,gdy miałaś do przekazania złe wieści. Denerwowałaś się. Przede wszystkim byłaś przerażona tym,że Baekhyun może nie zrozumieć...Bardzo go kochałaś,ale nie miałaś pewności,czy chłopak wybaczyłby ci kłamstwo. Zostało już niewiele czasu,musiałaś mu powiedzieć. Nawet jeśli będzie zły,powinien pogodzić się z faktem,że gaśniesz,nauczyć się żyć bez ciebie.
Gdy przekroczyłaś granice parku,od razu zauważyłaś uśmiechniętego Koreańczyka z pięknym bukietem kwiatów. On również dostrzegł twoją postać i pomachał ci wesoło. Był taki słodki,kiedy się spotykaliście. Po prostu chłopak idealny...
W kilkanaście sekund przebyłaś dystans między wami. Na powitanie wargami musnęłaś jego policzek,tak jak zawsze to robiłaś. Śmiech nie schodził z jego twarzy. Do ręki wcisnął ci bukiet kwiatów. Były to tulipany,twoje ulubione.
-Cześć.-dopiero teraz się przywitałaś. Usiadłaś na kocu,który wcześniej Baekhyun rozłożył na trawie.
-Hej.-nieśmiało się uśmiechnął. Ze zdenerwowania zamilkłaś na chwilę. Zachowywałaś się inaczej i doskonale wiedziałaś,że chłopak to zauważał. Zyskiwałaś na czasie,bo nie pytał o nic. W ciszy mierzył cię wzrokiem.
-Jak u ciebie?-wykrztusiłaś wreszcie. Nie znosiłaś takiego milczenia. Ktoś musiał je przerwać.
-Co się stało?-Baekhyun nie dawał się oszukiwać.
-Nie miej mi tego za złe...-na twoich przedramionach zamajaczyła gęsia skórka.
-Czego?-pokręcił głową.
-Okłamywałam się,Baekie...-w duchu liczyłaś,że pieszczotliwe słowo nieco go zmiękczy.
-Co?-mimo wszystko przysunął się bliżej do ciebie.
-Jestem chora,wiesz?-zacisnęłaś usta. Miałaś ochotę się rozpłakać,jednak tego nie zrobiłaś.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-zdziwiło cię,że nawet nie pytał,na co chorujesz.
-Żebyś się nie przejmował...-powiedziałaś i złapałaś go za rękę.-Żebyś nie traktował mnie inaczej.
-Co to jest?-mierzył cię załzawionym,półprzytomnym wzrokiem.
-Nowotwór...krwi.-mocniej ścisnęłaś jego dłoń.-Znaczy,białaczka.
-Ile?-zadawał niejasne pytania,ale doskonale wiedziałaś,o co pyta.
-Nie wiem...-odgarnęłaś włosy z czoła.-Może kilka tygodni...
Chłopak wyplątał się z twojego uścisku. Wstał,teraz tylko spoglądał na ciebie z pewnej odległości. Jego ruchy nie były pełne obrzydzenia,raczej zawierały strach. Nerwowo pocierał dłonią kark,podczas gdy ty skulona siedziałaś na kocu. Drżałaś,chociaż wcale nie było ci zimno. Bałaś się,bo nie wiedziałaś,co Baekhyun teraz zrobi. Mógł cię zostawić. W zasadzie,to mógł zrobić wszystko. Bez niego nawet nie chciałaś walczyć,chociaż i tak nie walczyłaś. Trafiłaś w błędne koło,a ty byłaś chomikiem.
-Bierzesz coś?-złożył ręce na piersi stojąc przy najbliższym drzewie.
-Nie.-pokręciłaś głową. Spoglądałaś na niego niemal błagalnie.
-Dlaczego?-niespokojnie poruszył głową.
-Nie chcę...-wzruszyłaś ramionami.
-A jest szansa..?-zawahał się na chwilę.
-Szukają dla mnie dawcy szpiku...-urwałaś,żeby trochę się uspokoić.-Ale nie mogą...
-Wiesz jak ja się teraz czuję?-Baekhyun wyciągnął do ciebie ręce niemal z wyrzutem.-Zachowałaś się jak jakaś pieprzona egoistka!
-Nie mów tak,okej?-nieco zaszokowało cię jego zachowanie.
-Niby dlaczego?-nerwowo zmierzwił włosy palcami.-Dlaczego nagle miałbym myśleć o tobie,skoro ty nie pomyślałaś o mnie?
-Może dlatego,bo mi na tobie zależy?-również wstałaś. Teraz byłaś z nim na równi.
-A może ja też ciebie potrzebuję?-powiedział z akcentem na "potrzebuję".-Wiesz jakbym się czuł,gdybyś nagle..?
Nie dałaś mu skończyć,bo po prostu przycisnęłaś swoje wargi do jego pełnych ust. Palce jednej ręki wplotłaś w te zmierzwione włosy,a druga spoczęła na karku zroszonym potem. Nawet nie zależało ci,żeby zatkać mu usta. Musiałaś go pocałować,żeby wiedział,że to nic między wami nie zmienia. Twoja choroba,to jak patrzył na ciebie,gdy stał pod drzewem...Oczywiście Baekhyun się poddał. Objął cię silnymi ramionami,a jedynym jego zajęciem było oddawanie pocałunków. Jego wargi były miękkie,przyjemnie ciepłe. Jeszcze nigdy buziak z chłopakiem nie zatrzymał bicia twojego serca,ale jak widać czasy się zmieniły. Ten chłopak był wyjątkowy. Niósł cały swój świat. Tak,jak podczas pocałunku unosił ciebie. Z trudem odsunęłaś się od niego na odległość tych kilku centymetrów. Zachwycony Baekhyun mierzył cię nieco zmartwionym wzrokiem.
-Kocham cię.-wyszeptał chwytając twoją rękę.-Nie pozwolę,żeby to coś cię...
-Wiem.-złożyłaś kolejny pocałunek na jego ustach.-Wiem już.
-Chodź,bo kurczak wystygnie.-poprowadził cię w kierunku koca,gdzie zjedliście pyszny posiłek.
Od tamtego dnia byliście nierozłączni,jednak nie na długo. Twój chłopak wyjechał w góry z rodzicami,więc zostały wam tylko wiadomości tekstowe. Codziennie pisaliście ze sobą. Tęskniłaś za nim,a on za tobą. Nie mogłaś doczekać się chwili,gdy wróci.
Dwa dni przed jego powrotem dowiedziałaś się,że znaleźli dla ciebie dawcę szpiku. Twoi rodzice pękali ze szczęścia,jednak ty byłaś pełna obawy,że operacja się nie uda. Miałaś być w szpitalu już następnego dnia po powrocie Baekhyuna. Smuciłaś się jeszcze dlatego,bo miałaś z nim spędzić tak mało czasu. Materiał kostny czekał już na ciebie w szpitalu,a każda godzina zwłoki była ryzykowna...
Jego dom miał być miejscem waszego spotkania. Z dużym wyprzedzeniem zaczęłaś się szykować. Można powiedzieć,że zrobiłaś się na bóstwo. Nawet sama wtedy uważałaś siebie za niesamowicie piękną. Spoglądałaś w lustro i widziałaś inną osobę. Tamta po drugiej stronie była nieskazitelna,po prostu zbyt idealna,by mogła istnieć. Nerwy zjadały cię od środka,bo na ten dzień zaplanowałaś swój mały plan. Wiele razy Baekhyun mówił ci,że przed śmiercią każdy człowiek powinien zaliczyć wszystkie ludzkie doświadczenia. Właśnie dzisiaj chciałaś zrealizować jedno z nich...
Byłaś u niego punktualnie o ósmej. Otworzył ci drzwi jak zwykle uśmiechnięty. Pocałował cię na powitanie. Ledwo znalazłaś się w środku,a już wziął od ciebie płaszcz.
-Po schodach na górę i w lewo.-poinstruował cię robiąc kilka kroków w głąb korytarza.-A ja zaraz będę.
Na odchodne ucałował twój policzek. Z uśmiechem wdrapywałaś się po stopniach,później po korytarzu,co zaprowadziło cię do pokoju twojego chłopaka. Pomieszczenie idealnie oddawało osobowość Baekhyun'a. Fioletowe ściany idealnie współgrały z kremowym dywanem,a duże łóżko było perfekcyjne,abyś mogła zrealizować swój plan.
Rozglądając się wszędzie,podeszłaś do pokaźnych rozmiarów okna,z którego rozciągał się widok na przedmieścia Seoulu. Widok zapierał dech w piersiach. W oddali miliony miejskich światełek tańczyło,miałaś wrażenie,że specjalnie dla ciebie...
-Podoba ci się?-przerwał ci tak dobrze znany głos.
-Bardzo.-uśmiechnęłaś się,bo poczułaś ciepłe ręce od tyłu oplatające cię w pasie.
-A wiesz,co mi się podoba w moim pokoju?-odwrócił twoją sylwetkę przodem do siebie i teraz stykaliście się nosami.
-Autostrady i stadiony.-uśmiechnął się na dźwięk twoich słów.
-Ty.-delikatnie przycisnął swoje wargi do twoich.
-Chodź.-ciągle nie rozłączywszy waszych dłoni,pociągnęłaś go w kierunku łóżka. Oboje usiedliście na jego krawędzi.-Mam dobrą wiadomość.
-Jaką?-chłopak zaczął bawić się twoimi palcami.
-Znaleziono dawcę.-wyszczerzyłaś zęby w uśmiechu.-Wiesz,co to oznacza?
-Wiem.-w jego oczach zobaczyłaś magiczne iskierki,jednak widziałaś,że nie był zaskoczony.-Cieszę się,nareszcie...
-To dlaczego masz taką minę?-zaniepokoiłaś się lekko.
-Bo nigdy jeszcze nie miałem takiej nadziei na nic,jak na to,że się uda.-odgarnął ci włosy z czoła.-Będziesz tutaj ze mną przez długi czas,wierzę w to...
-Baekie?-zapytałaś niepewnie. Nadeszła pora,by w końcu zrealizować twój plan.
-Tak?-przysunęłaś się jeszcze bliżej niego,chociaż było to prawie niemożliwe.
-Tęskniłam za tobą.-położyłaś mu rękę na rozgrzanym karku. Bez zastanowienia wpiłaś się w jego ciepłe wargi. Wasze usta zaczęły odbywać jakiś nieznany nikomu taniec. Po chwili jednak przeszłaś do sedna i zaczęłaś rozpinać guziki kraciastej koszuli,którą miał na sobie. Pewnie zerwałabyś ją z niego,ale chłopak ci przerwał.
-Nie,(T.I.).-uśmiechnął się.-Nie teraz.
-Przecież chciałeś,żebym miała za sobą wszystkie doświadczenia...-lekko zakłopotana zaczęłaś gryźć dolną wargę.
-Ale miałaś tego nie robić pod presją.-ku twojemu zaskoczeniu Baekhyun zaśmiał się wesoło.
-Czyli nie chcesz?-trochę się od niego odsunęłaś.
-Chcę.-przysunął cię z powrotem do siebie.-Ale nie,jeśli masz czuć,że musisz...
-Nie czuję się tak.-pogłaskałaś go po lśniących włosach.-Przez to będę silniejsza,wiesz?
-To chodź.-pociągnął cię dalej na łóżku i oboje daliście się ponieść chwili.
Seks z Baekhyun'em twoim zdaniem był niesamowity. Dokładnie taki,jak to sobie wyobrażałaś. Z początku się wahałaś,ale potem już byłaś pewna,że to właściwe miejsce,właściwy chłopak i właściwy moment...
Z następnego dnia pamiętasz tylko smutne pożegnanie ze swoim chłopakiem,przyjazd do szpitala oraz chwilę,gdy podano ci narkozę. Byłaś przerażona,bo coś mogło pójść nie tak. Wtedy ty pewnie już byś nie żyła ,a Baekie zostałby sam.
Zasypiając myślałaś dosłownie o wszystkim. Starałaś się skupić na opanowaniu swojego ciała. Trzęsły ci się kolana,więc przede wszystkim chciałaś je uspokoić. Zaczynałaś robić się senna,gdy powoli się relaksowałaś,nerwy ustępowały same. Chwilę później już po prostu spałaś niczym dziecko,chociaż na pewno stałaś przed najtrudniejszą walką w swoim życiu...
Przebudzenie nie było bolesne. Wręcz przeciwnie. Miałaś wrażenie,że zasnęłaś na tysiące lat. Nie czułaś bólu,może tylko lekkie mrowienie w okolicach rąk i nóg. Myślałaś o sobie,jako o nowo narodzonej. Cierpliwie nie otwierałaś oczu zaciągając się powietrzem przesiąkniętym szpitalnym zapachem. W spokoju słuchałaś pikania kilku aparatur. Wiele razy czytałaś,jak wygląda budzenie po przeszczepie. Twoje w niczym nie przypominało tamtych opisów. Straszono cię agonią,odrętwieniem,a nawet tym,że zapadniesz w śpiączkę na tygodnie. Wszystko to okazało się nieprawdą. Czułaś się świetnie. Od razu zaczęłaś myśleć o tym,jak bardzo chciałabyś poznać osobę,która uratowała ci życie.
Nagle usłyszałaś klaskanie,najpierw w okolicy lewego,później prawego ucha. Następnie ciepła dłoń zacisnęła się na twoim przegubie i pogłaskała cię po wierzchu dłoni.
-Wstajemy,królewno.-klaskanie się powtórzyło. Tym razem było ono donośniejsze,niemal podskoczyłaś na jego dźwięk.-Dalej,wiemy.że potrafisz...
Tym razem delikatnie zostałaś dźgnięta palcem w ramię. Gdy to nie poskutkowało,ktoś poklepał cię po policzkach. Dopiero wtedy otworzyłaś oczy i jednym haustem nabrałaś powietrza. Zobaczyłaś przed sobą dwóch lekarzy. Jeden z nich był mężczyzną,który zajmował się twoim przypadkiem.
-Nareszcie,(T.I.).-obaj zaczęli klaskać z uznaniem. Uśmiechnęłaś się do nich,chociaż ich sylwetki były nieco rozmazane. Oparcie twojego łóżka zostało nieco podniesione,więc nie miałaś problemu z rozglądaniem się po pokoju.
-Twój chłopak ma naprawdę cenny szpik,wiesz?-zaśmiał się drugi lekarz.
-Kto?-ku twojemu zaskoczeniu odezwałaś się bez trudu.
-Około tydzień temu pobraliśmy szpik od...-mężczyzna zerknął na tabliczkę przyczepioną do twojego łóżka.-...chłopaka imieniem Baekhyun. Upierał się,żeby jego materiał trafił do ciebie. Byliśmy niezdecydowani,wtedy powiedział,że jesteście parą. Po prostu nie mieliśmy wyboru,musieliśmy.
-Tak.-wybełkotałaś,chociaż nikt nie pytał o nic. Jeszcze nigdy w życiu nie byłaś tak zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa. Nie rozumiałaś,co to wszystko miało oznaczać. Przecież lekarze nigdy nie kłamią,nawet w najgorszych sytuacjach.
Nagle wszystko zaczęło ci się składać w logiczną całość. Dopiero co się przebudziłaś,a już twój mózg pracował na najwyższych obrotach. Po prostu odrodziłaś się,niczym feniks. Baekhyun wcale nie pojechał w góry. Był w mieście,dokładniej w szpitalu. Nie rozumiałaś,dlaczego ci nie powiedział,jednak w tamtej chwili nawet nie miałaś czasu. Musiałaś jak najszybciej się z nim spotkać,nawet jeśli nie mogłaś jeszcze chodzić,a po narkozie pozostał ci mętlik w głowie.
-Jest tutaj?-wykrztusiłaś jak oparzona.
-Był,a teraz nie wiem,gdzie jest.-odezwał się twój lekarz.-Nic nam nie mówił,ale chyba poszedł do bufetu,żeby coś zjeść.
-Nie wolno ci wstawać,pamiętaj.-drugi mężczyzna żartobliwie pogroził ci palcem.
-Przecież ja muszę go zobaczyć!-powiedziałaś z nieskrywaną pretensją.
-Sam do ciebie przyjdzie.-uśmiechnął się doktor.
-Zawoła go Pan?-uśmiechnęłaś się,teraz już nieco spokojnie.-Proszę...
-Jak go spotkam,na pewno.-na znak swoich słów zacisnął pięści.-A tymczasem ty leż,bo musimy utrzymać twoje tętno w normie.
Zrobiłaś to niechętnie,ale spełniłaś ich prośbę. Z trudem zostałaś na swoim miejscu czekając na swojego chłopaka. Już nie mogłaś się doczekać tej pięknej,roześmianej twarzy. Zwłaszcza po tym,co zrobiła. Po kilku minutach zaczynałaś się niecierpliwić,więc chwyciłaś swój telefon,który leżał na szafce obok,a zauważyłaś go dopiero teraz. Na tapecie jak zwykle widniało zdjęcie Baekhyun'a. Uśmiechnęłaś się na sam jego widok. Teraz miałaś więcej czasu,aby skupić się na sobie. Spostrzegłaś matowe paznokcie,nieco zblakłe włosy,które dopiero przy końcach zaczynały lśnić. Usiadłszy na łóżku,rozglądałaś się po pomieszczeniu z niemałym zainteresowaniem. Nie było ono jakoś specjalnie szczególne. Wszystkie szpitale miały taki wystrój. Uśmiechnęłaś się na sam widok bukietu tulipanów złożonego w nogach łóżka. Już wiedziałaś,kto je przyniósł. Znów chwyciłaś telefon i niecierpliwie zaczęłaś obracać go w dłoniach.
Po nie więcej,jak dwóch minutach drzwi zapełniła postać twojego chłopaka. Uśmiechnęłaś się,miałaś mu do powiedzenia tak bardzo wiele. On również się uśmiechał. Tym śmiechem,który po raz pierwszy spotkałaś cztery miesiące temu,dokładnie na tym korytarzu tuż za ścianą...Uśmiechał się,bo już nigdy więcej nie miał być samotny,bo uratował ci życie. Miałaś mu nigdy tego nie zapomnieć,a on miał nigdy nie zapomnieć ciebie,swojej dziewczyny. Teraz już nie tylko byłaś w stu procentach sobą,w środku już teraz miałaś też cząstkę jego. Mały kawałek tego idealnego DNA,niepowtarzalnego,pięknego...
-Jak się spało,pyszczku?-natychmiast podszedł do ciebie i usiadł na brzegu łóżka muskając wargami twoje czoło.
-Cudownie.-uśmiechnęłaś się,po czym od razu złapałaś go za rękę.
-Widać.-wolną dłonią pogłaskał cię po policzku.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś?-natychmiast chciałaś się od niego dowiedzieć tego,co najważniejsze.
-O czym,skarbie?-uroczo przewrócił oczami.
-Nie byłeś w górach.-pokręciłaś głową z niedowierzaniem.-Byłeś tutaj i wiem,dlaczego.
-Przepraszam.-uśmiechnął się.-Przepraszam,bo nie jest mi przykro.
-Odpowiesz mi?-zmarszczyłaś czoło.
-A co miałem ci powiedzieć?-kciukiem głaskał wierzch twojej dłoni.-Że idę do szpitala,bo nie mogę ciebie stracić? Zgodność naszych szpików tylko mi pomogła.
-Dziękuję.-powiedziałaś.-Dziękuję,za wszystko.
-To ja ci dziękuję.-z uśmiechem objęłaś go za szyję.-Dziękuję ci za to,że jesteś jedyną osobą,którą kocham i za to,że już nie jestem sam i za tę noc przed operacją...
-To teraz jesteśmy na tej samej półce.-przycisnęłaś swoje wargi do jego warg tak,jak to zrobiłaś tam pod drzewem. W dniu,w którym zrozumiałaś,że ten szpital na zawsze odmienił twoje życie. Przed tobą była jeszcze długa droga,ale nie była to męczarnia. Miałaś przy sobie osobę,która cię kochała. Teraz już nie potrzebowałaś nikogo innego,tak miało zostać już zawsze...