piątek, 6 grudnia 2013

#8 Baekhyun


 Od kilku tygodni twoje wyniki nie polepszały się. Sama uważałaś,że to normalne,bo już jako dziecko byłaś chorowita. Ostatnio jednak czułaś się coraz gorzej. Często robiło ci się słabo,bez powodu wymiotowałaś,twoja skóra straciła ten blask,który miała kiedyś. Rodzice też zaczęli to zauważać. Namawiali cię na wizytę u lekarza,jednak nie chciałaś...Po prostu nie chciałaś. Czasami strach przezwycięża człowieka,a tobie nie robiło różnicy,czy zostaniesz pokonana. W końcu jednak zdecydowałaś się powtórzyć badania,później jeszcze raz i jeszcze raz...
 Trzy kolejne niepomyślne diagnozy odebrane z laboratorium psuły ci humor. Z czasem znikał twój apetyt,na pozór lekkie rzeczy musiałaś trzymać obiema rękami,aby ich nie upuścić. Sama zaczynałaś się martwić o siebie,jednak nie rezygnowałaś. Gdy byłaś mała,babcia wpajała ci,że to,co przyszło samo,samo minie. To coś nie chciało minąć...
 Pewnego dnia wróciłaś do domu. Jak zwykle nie czułaś się najlepiej. Twoi rodzice już byli w domu,toteż mogłaś czuć się pewnie chociaż na chwilę. Obiad był gotowy,jednak nikt nawet nie przygotowywał talerza dla ciebie. Dobre czasy się skończyły,to było pewne.
 Przechodziłaś przez salon ze szklanką wody w obu dłoniach. Trzymałaś się kanapy,co dodawało ci jeszcze większej stabilności. Nagle twoją głowę przeszyło głuche łupnięcie i osunęłaś się na ziemię. Szkło wypadło z rąk na podłogę,jednak nawet nie miałaś czasu się tym przejmować. Kurczowo łapałaś się za skronie,jakby coś tkwiącego w niej nagle miało zniknąć. Zaczęłaś krzyczeć nawet nie wiedząc kiedy. Ból był straszny,jedyne co słyszałaś i czułaś to lekkie potrząsanie oraz podniesione głosy rodziców. Mimo wszystko całe otoczenie wyglądało,niby ukryte za grubą warstwą lodu. A później była już tylko ciemność...
 Odzyskałaś przytomność dopiero w samochodzie. Nie potrzebowałaś nic mówić,doskonale wiedziałaś,gdzie tata wiezie ciebie i mamę. Kobieta niecierpliwie trzymała cię za rękę,nawet nie potrzebowałaś otwierać oczu,żeby to poczuć. Szpital był nieunikniony,już się tym nie przejmowałaś...
 Wizyta w klinice całkowicie podcięła ci skrzydła. Z początku miało być wszystko dobrze,lekarz okazał się bardzo miły,ale tylko dlatego,bo byłaś chora. Wtedy myślałaś sobie,że lepiej byłoby tutaj nie przyjeżdżać wcale. Diagnoza została przedstawiona przez specjalistów bardzo jasno.
 Po prostu nie mogłaś tego wytrzymać. Nagle wszystko runęło. W twoich oczach już nie było przyszłości,tylko nicość. Te słowa cię skrzywdziły,ale nie mogłaś ich odwołać. Miałaś białaczkę,według ciebie to wyrok. Można było ją pokonać,jednak nawet nie chciałaś próbować. Po prostu twoje życie już się skończyło,a ty nie zdążyłaś się z nim pożegnać.
 Z całej siły zaciskałaś usta starając się powstrzymać łzy cieknące,niczym wodospad. Nie wytrzymałaś,musiałaś opuścić gabinet. Zostawiłaś w nim rodziców,przecież w końcu musieli się przyzwyczaić,że ciebie nie ma. Teraz,gdy siedziałaś na korytarzu,wszystko inne wydawało ci się tak śmiesznie nieskomplikowane i proste. Zalewanie się łzami,to była w sumie jedyna rzecz,na którą w tamtej chwili miałaś ochotę. Spoczywałaś na krześle,wokoło ludzie żyli swoim życiem,a ich zmartwieniem było to,kiedy wyjdą ze szpitala,bo wyjdą na pewno...
 -Przepraszam...-przerwał ci nieco nieśmiały głos. Podniosłaś głowę,jednak zza załzawionych oczu widziałaś tylko rozmazany zarys sylwetki.-Wiesz może którędy się idzie do laboratorium?
 -Prosto i trzeci skręt na prawo.-westchnęłaś. Znałaś to miejsce doskonale.
 -Dziękuję.-otarłaś oczy i spostrzegłaś,że stojący przed tobą chłopak się uśmiecha.
 -Proszę.-w nadziei,iż sobie pójdzie,z powrotem spuściłaś głowę.
 -Stało się coś?-usiadł na krześle obok ciebie. Ciągle się uśmiechał.
 -Dlaczego nie możesz po prostu iść do laboratorium?-po twoich policzkach spłynęły kolejne słone kropelki.
 -Bo nie lubię,gdy dziewczyny płaczą.-jego uśmiech nieco zbladł.
 -Przyzwyczajaj się.-ponownie otarłaś oczy.
 -Jestem Baekhyun.-niepewnie dotknął wierzchu twojej dłoni.-A ty?
 -(T.I.)-jego dotyk nieco cię skrępował.
 -Cokolwiek ci jest...-wstał wciągając na ramię torbę,którą miał ze sobą.-...nigdy w siebie nie wątp.
 -Okej-uśmiechnęłaś się przez łzy.-Idź już.
 -Idę.-odwzajemnił uśmiech i zrobił kilka kroków w głąb korytarza.-Do zobaczenia.
 -Hej.-odmachałaś mu tylko,po czym przyglądałaś się,jak znikał w holu.
 Mimo smutku zdążyłaś polubić chłopaka. Cieszyłaś się,bo później spotkałaś go jeszcze kilka razy,a potem byliście niemal nierozłączni. Z początku umawiałaś się z nim w szpitalu,jednak później Baekhyun zabierał cię na spacery. Często pytał  o to,co ci jest,ale nigdy nie odpowiedziałaś...
 Czas zbliżał was do siebie. Dowiedziałaś się,że śpiewa w zespole. Mijały dni,a chłopak codziennie pokazywał ci,jak piękny potrafi być świat. Uczył cię żyć na nowo. Był niesamowity. Mimo wszystko czułaś się nie fair w stosunku do niego. Starał się,a ty tak po prostu go okłamywałaś.
 Twoi rodzice byli załamani. Miałaś do wyboru chemioterapię,albo przeszczep. Od kilku tygodni szukano dawcy,przy czym zostawało ci coraz mniej czasu,aby żyć...Nie chciałaś stracić włosów,które i tak pewnie by odrosły. Nie chodziłaś już do szkoły,zdecydowałaś się nikomu nie mówić. Jednak przychodziły momenty,w których czułaś się słabo przy Baekhyun'ie. Nie mógł ci pomóc,bo nawet nie wiedział o tym,co ci jest.
 Dzień,gdy powiedziałaś mu o twojej chorobie nadszedł twoim zdaniem zbyt szybko. Jak zwykle byłaś z nim umówiona w parku,razem mieliście coś zjeść na świeżym powietrzu. Park był niedaleko szpitala,gdzie teraz już spędzałaś całe dnie,więc nie miałaś daleko. Lekarze woleli mieć cię na oku. Narzuciłaś na siebie swoją ulubioną sukienkę i po prostu wyszłaś.
 Mijałaś już tak dobrze znane ulice zachwycając się popołudniowym zapachem miasta. Zawsze lubiłaś spacerować,nawet wtedy,gdy miałaś do przekazania złe wieści. Denerwowałaś się. Przede wszystkim byłaś przerażona tym,że Baekhyun może nie zrozumieć...Bardzo go kochałaś,ale nie miałaś pewności,czy chłopak wybaczyłby ci kłamstwo. Zostało już niewiele czasu,musiałaś mu powiedzieć. Nawet jeśli będzie zły,powinien pogodzić się z faktem,że gaśniesz,nauczyć się żyć bez ciebie.
 Gdy przekroczyłaś granice parku,od razu zauważyłaś uśmiechniętego Koreańczyka z pięknym bukietem kwiatów. On również dostrzegł twoją postać i pomachał ci wesoło. Był taki słodki,kiedy się spotykaliście. Po prostu chłopak idealny...
 W kilkanaście sekund przebyłaś dystans między wami. Na powitanie wargami musnęłaś jego policzek,tak jak zawsze to robiłaś. Śmiech nie schodził z jego twarzy. Do ręki wcisnął ci bukiet kwiatów. Były to tulipany,twoje ulubione.
 -Cześć.-dopiero teraz się przywitałaś. Usiadłaś na kocu,który wcześniej Baekhyun rozłożył na trawie.
 -Hej.-nieśmiało się uśmiechnął. Ze zdenerwowania zamilkłaś na chwilę. Zachowywałaś się inaczej i doskonale wiedziałaś,że chłopak to zauważał. Zyskiwałaś na czasie,bo nie pytał o nic. W ciszy mierzył cię wzrokiem.
 -Jak u ciebie?-wykrztusiłaś wreszcie. Nie znosiłaś takiego milczenia. Ktoś musiał je przerwać.
 -Co się stało?-Baekhyun nie dawał się oszukiwać.
 -Nie miej mi tego za złe...-na twoich przedramionach zamajaczyła gęsia skórka.
 -Czego?-pokręcił głową.
 -Okłamywałam się,Baekie...-w duchu liczyłaś,że pieszczotliwe słowo nieco go zmiękczy.
 -Co?-mimo wszystko przysunął się bliżej do ciebie.
 -Jestem chora,wiesz?-zacisnęłaś usta. Miałaś ochotę się rozpłakać,jednak tego nie zrobiłaś.
 -Dlaczego mi nie powiedziałaś?-zdziwiło cię,że nawet nie pytał,na co chorujesz.
 -Żebyś się nie przejmował...-powiedziałaś i złapałaś go za rękę.-Żebyś nie traktował mnie inaczej.
 -Co to jest?-mierzył cię załzawionym,półprzytomnym wzrokiem.
 -Nowotwór...krwi.-mocniej ścisnęłaś jego dłoń.-Znaczy,białaczka.
 -Ile?-zadawał niejasne pytania,ale doskonale wiedziałaś,o co pyta.
 -Nie wiem...-odgarnęłaś włosy z czoła.-Może kilka tygodni...
 Chłopak wyplątał się z twojego uścisku. Wstał,teraz tylko spoglądał na ciebie z pewnej odległości. Jego ruchy nie były pełne obrzydzenia,raczej zawierały strach. Nerwowo pocierał dłonią kark,podczas gdy ty skulona siedziałaś na kocu. Drżałaś,chociaż wcale nie było ci zimno. Bałaś się,bo nie wiedziałaś,co Baekhyun teraz zrobi. Mógł cię zostawić. W zasadzie,to mógł zrobić wszystko. Bez niego nawet nie chciałaś walczyć,chociaż i tak nie walczyłaś. Trafiłaś w błędne koło,a ty byłaś chomikiem.
 -Bierzesz coś?-złożył ręce na piersi stojąc przy najbliższym drzewie.
 -Nie.-pokręciłaś głową. Spoglądałaś na niego niemal błagalnie.
 -Dlaczego?-niespokojnie poruszył głową.
 -Nie chcę...-wzruszyłaś ramionami.
 -A jest szansa..?-zawahał się na chwilę.
 -Szukają dla mnie dawcy szpiku...-urwałaś,żeby trochę się uspokoić.-Ale nie mogą...
 -Wiesz jak ja się teraz czuję?-Baekhyun wyciągnął do ciebie ręce niemal z wyrzutem.-Zachowałaś się jak jakaś pieprzona egoistka!
 -Nie mów tak,okej?-nieco zaszokowało cię jego zachowanie.
 -Niby dlaczego?-nerwowo zmierzwił włosy palcami.-Dlaczego nagle miałbym myśleć o tobie,skoro ty nie pomyślałaś o mnie?
 -Może dlatego,bo mi na tobie zależy?-również wstałaś. Teraz byłaś z nim na równi.
 -A może ja też ciebie potrzebuję?-powiedział z akcentem na "potrzebuję".-Wiesz jakbym się czuł,gdybyś nagle..?
 Nie dałaś mu skończyć,bo po prostu przycisnęłaś swoje wargi do jego pełnych ust. Palce jednej ręki wplotłaś w te zmierzwione włosy,a druga spoczęła na karku zroszonym potem. Nawet nie zależało ci,żeby zatkać mu usta. Musiałaś go pocałować,żeby wiedział,że to nic między wami nie zmienia. Twoja choroba,to jak patrzył na ciebie,gdy stał pod drzewem...Oczywiście Baekhyun się poddał. Objął cię silnymi ramionami,a jedynym jego zajęciem było oddawanie pocałunków. Jego wargi były miękkie,przyjemnie ciepłe. Jeszcze nigdy buziak z chłopakiem nie zatrzymał bicia twojego serca,ale jak widać czasy się zmieniły. Ten chłopak był wyjątkowy. Niósł cały swój świat. Tak,jak podczas pocałunku unosił ciebie. Z trudem odsunęłaś się od niego na odległość tych kilku centymetrów. Zachwycony Baekhyun mierzył cię nieco zmartwionym wzrokiem.
 -Kocham cię.-wyszeptał chwytając twoją rękę.-Nie pozwolę,żeby to coś cię...
 -Wiem.-złożyłaś kolejny pocałunek na jego ustach.-Wiem już.
 -Chodź,bo kurczak wystygnie.-poprowadził cię w kierunku koca,gdzie zjedliście pyszny posiłek.
 Od tamtego dnia byliście nierozłączni,jednak nie na długo. Twój chłopak wyjechał w góry z rodzicami,więc zostały wam tylko wiadomości tekstowe. Codziennie pisaliście ze sobą. Tęskniłaś za nim,a on za tobą. Nie mogłaś doczekać się chwili,gdy wróci.
 Dwa dni przed jego powrotem dowiedziałaś się,że znaleźli dla ciebie dawcę szpiku. Twoi rodzice pękali ze szczęścia,jednak ty byłaś pełna obawy,że operacja się nie uda. Miałaś być w szpitalu już następnego dnia po powrocie Baekhyuna. Smuciłaś się jeszcze dlatego,bo miałaś z nim spędzić tak mało czasu. Materiał kostny czekał już na ciebie w szpitalu,a każda godzina zwłoki była ryzykowna...
 Jego dom miał być miejscem waszego spotkania. Z dużym wyprzedzeniem zaczęłaś się szykować. Można powiedzieć,że zrobiłaś się na bóstwo. Nawet sama wtedy uważałaś siebie za niesamowicie piękną. Spoglądałaś w lustro i widziałaś inną osobę. Tamta po drugiej stronie była nieskazitelna,po prostu zbyt idealna,by mogła istnieć. Nerwy zjadały cię od środka,bo na ten dzień zaplanowałaś swój mały plan. Wiele razy Baekhyun mówił ci,że przed śmiercią każdy człowiek powinien zaliczyć wszystkie ludzkie doświadczenia. Właśnie dzisiaj chciałaś zrealizować jedno z nich...
 Byłaś u niego punktualnie o ósmej. Otworzył ci drzwi jak zwykle uśmiechnięty. Pocałował cię na powitanie. Ledwo znalazłaś się w środku,a już wziął od ciebie płaszcz.
 -Po schodach na górę i w lewo.-poinstruował cię robiąc kilka kroków w głąb korytarza.-A ja zaraz będę.
 Na odchodne ucałował twój policzek. Z uśmiechem wdrapywałaś się po stopniach,później po korytarzu,co zaprowadziło cię do pokoju twojego chłopaka. Pomieszczenie idealnie oddawało osobowość Baekhyun'a. Fioletowe ściany idealnie współgrały z kremowym dywanem,a duże łóżko było perfekcyjne,abyś mogła zrealizować swój plan.
 Rozglądając się wszędzie,podeszłaś do pokaźnych rozmiarów okna,z którego rozciągał się widok na przedmieścia Seoulu. Widok zapierał dech w piersiach. W oddali miliony miejskich światełek tańczyło,miałaś wrażenie,że specjalnie dla ciebie...
 -Podoba ci się?-przerwał ci tak dobrze znany głos.
 -Bardzo.-uśmiechnęłaś się,bo poczułaś ciepłe ręce od tyłu oplatające cię w pasie.
 -A wiesz,co mi się podoba w moim pokoju?-odwrócił twoją sylwetkę przodem do siebie i teraz stykaliście się nosami.
 -Autostrady i stadiony.-uśmiechnął się na dźwięk twoich słów.
 -Ty.-delikatnie przycisnął swoje wargi do twoich.
 -Chodź.-ciągle nie rozłączywszy waszych dłoni,pociągnęłaś go w kierunku łóżka. Oboje usiedliście na jego krawędzi.-Mam dobrą wiadomość.
 -Jaką?-chłopak zaczął bawić się twoimi palcami.
 -Znaleziono dawcę.-wyszczerzyłaś zęby w uśmiechu.-Wiesz,co to oznacza?
 -Wiem.-w jego oczach zobaczyłaś magiczne iskierki,jednak widziałaś,że nie był zaskoczony.-Cieszę się,nareszcie...
 -To dlaczego masz taką minę?-zaniepokoiłaś się lekko.
 -Bo nigdy jeszcze nie miałem takiej nadziei na nic,jak na to,że się uda.-odgarnął ci włosy z czoła.-Będziesz tutaj ze mną przez długi czas,wierzę w to...
 -Baekie?-zapytałaś niepewnie. Nadeszła pora,by w końcu zrealizować twój plan.
 -Tak?-przysunęłaś się jeszcze bliżej niego,chociaż było to prawie niemożliwe.
 -Tęskniłam za tobą.-położyłaś mu rękę na rozgrzanym karku. Bez zastanowienia wpiłaś się w jego ciepłe wargi. Wasze usta zaczęły odbywać jakiś nieznany nikomu taniec. Po chwili jednak przeszłaś do sedna i zaczęłaś rozpinać guziki kraciastej koszuli,którą miał na sobie. Pewnie zerwałabyś ją z niego,ale chłopak ci przerwał.
 -Nie,(T.I.).-uśmiechnął się.-Nie teraz.
 -Przecież chciałeś,żebym miała za sobą wszystkie doświadczenia...-lekko zakłopotana zaczęłaś gryźć dolną wargę.
 -Ale miałaś tego nie robić pod presją.-ku twojemu zaskoczeniu Baekhyun zaśmiał się wesoło.
 -Czyli nie chcesz?-trochę się od niego odsunęłaś.
 -Chcę.-przysunął cię z powrotem do siebie.-Ale nie,jeśli masz czuć,że musisz...
 -Nie czuję się tak.-pogłaskałaś go po lśniących włosach.-Przez to będę silniejsza,wiesz?
 -To chodź.-pociągnął cię dalej na łóżku i oboje daliście się ponieść chwili.
 Seks z Baekhyun'em twoim zdaniem był niesamowity. Dokładnie taki,jak to sobie wyobrażałaś. Z początku się wahałaś,ale potem już byłaś pewna,że to właściwe miejsce,właściwy chłopak i właściwy moment...
 Z następnego dnia pamiętasz tylko smutne pożegnanie ze swoim chłopakiem,przyjazd do szpitala oraz chwilę,gdy podano ci narkozę. Byłaś przerażona,bo coś mogło pójść nie tak. Wtedy ty pewnie już byś nie żyła ,a Baekie zostałby sam.
 Zasypiając myślałaś dosłownie o wszystkim. Starałaś się skupić na opanowaniu swojego ciała. Trzęsły ci się kolana,więc przede wszystkim chciałaś je uspokoić. Zaczynałaś robić się senna,gdy powoli się relaksowałaś,nerwy ustępowały same. Chwilę później już po prostu spałaś niczym dziecko,chociaż na pewno stałaś przed najtrudniejszą walką w swoim życiu...
 Przebudzenie nie było bolesne. Wręcz przeciwnie. Miałaś wrażenie,że zasnęłaś na tysiące lat. Nie czułaś bólu,może tylko lekkie mrowienie w okolicach rąk i nóg. Myślałaś o sobie,jako o nowo narodzonej. Cierpliwie nie otwierałaś oczu zaciągając się powietrzem przesiąkniętym szpitalnym zapachem. W spokoju słuchałaś pikania kilku aparatur. Wiele razy czytałaś,jak wygląda budzenie po przeszczepie. Twoje w niczym nie przypominało tamtych opisów. Straszono cię agonią,odrętwieniem,a nawet tym,że zapadniesz w śpiączkę na tygodnie. Wszystko to okazało się nieprawdą. Czułaś się świetnie. Od razu zaczęłaś myśleć o tym,jak bardzo chciałabyś poznać osobę,która uratowała ci życie.
 Nagle usłyszałaś klaskanie,najpierw w okolicy lewego,później prawego ucha. Następnie ciepła dłoń zacisnęła się na twoim przegubie i pogłaskała cię po wierzchu dłoni.
 -Wstajemy,królewno.-klaskanie się powtórzyło. Tym razem było ono donośniejsze,niemal podskoczyłaś na jego dźwięk.-Dalej,wiemy.że potrafisz...
 Tym razem delikatnie zostałaś dźgnięta palcem w ramię. Gdy to nie poskutkowało,ktoś poklepał cię po policzkach. Dopiero wtedy otworzyłaś oczy i jednym haustem nabrałaś powietrza. Zobaczyłaś przed sobą dwóch lekarzy. Jeden z nich był mężczyzną,który zajmował się twoim przypadkiem.
 -Nareszcie,(T.I.).-obaj zaczęli klaskać z uznaniem. Uśmiechnęłaś się do nich,chociaż ich sylwetki były nieco rozmazane. Oparcie twojego łóżka zostało nieco podniesione,więc nie miałaś problemu z rozglądaniem się po pokoju.
 -Twój chłopak ma naprawdę cenny szpik,wiesz?-zaśmiał się drugi lekarz.
 -Kto?-ku twojemu zaskoczeniu odezwałaś się bez trudu.
 -Około tydzień temu pobraliśmy szpik od...-mężczyzna zerknął na tabliczkę przyczepioną do twojego łóżka.-...chłopaka imieniem Baekhyun. Upierał się,żeby jego materiał trafił do ciebie. Byliśmy niezdecydowani,wtedy powiedział,że jesteście parą. Po prostu nie mieliśmy wyboru,musieliśmy.
 -Tak.-wybełkotałaś,chociaż nikt nie pytał o nic. Jeszcze nigdy w życiu nie byłaś tak zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa. Nie rozumiałaś,co to wszystko miało oznaczać. Przecież lekarze nigdy nie kłamią,nawet w najgorszych sytuacjach.
 Nagle wszystko zaczęło ci się składać w logiczną całość. Dopiero co się przebudziłaś,a już twój mózg pracował na najwyższych obrotach. Po prostu odrodziłaś się,niczym feniks. Baekhyun wcale nie pojechał w góry. Był w mieście,dokładniej w szpitalu. Nie rozumiałaś,dlaczego ci nie powiedział,jednak w tamtej chwili nawet nie miałaś czasu. Musiałaś jak najszybciej się z nim spotkać,nawet jeśli nie mogłaś jeszcze chodzić,a po narkozie pozostał ci mętlik w głowie.
 -Jest tutaj?-wykrztusiłaś jak oparzona.
 -Był,a teraz nie wiem,gdzie jest.-odezwał się twój lekarz.-Nic nam nie mówił,ale chyba poszedł do bufetu,żeby coś zjeść.
 -Nie wolno ci wstawać,pamiętaj.-drugi mężczyzna żartobliwie pogroził ci palcem.
 -Przecież ja muszę go zobaczyć!-powiedziałaś z nieskrywaną pretensją.
 -Sam do ciebie przyjdzie.-uśmiechnął się doktor.
 -Zawoła go Pan?-uśmiechnęłaś się,teraz już nieco spokojnie.-Proszę...
 -Jak go spotkam,na pewno.-na znak swoich słów zacisnął pięści.-A tymczasem ty leż,bo musimy utrzymać twoje tętno w normie.
 Zrobiłaś to niechętnie,ale spełniłaś ich prośbę. Z trudem zostałaś na swoim miejscu czekając na swojego chłopaka. Już nie mogłaś się doczekać tej pięknej,roześmianej twarzy. Zwłaszcza po tym,co zrobiła. Po kilku minutach zaczynałaś się niecierpliwić,więc chwyciłaś swój telefon,który leżał na szafce obok,a zauważyłaś go dopiero teraz. Na tapecie jak zwykle widniało zdjęcie Baekhyun'a. Uśmiechnęłaś się na sam jego widok. Teraz miałaś więcej czasu,aby skupić się na sobie. Spostrzegłaś matowe paznokcie,nieco zblakłe włosy,które dopiero przy końcach zaczynały lśnić. Usiadłszy na łóżku,rozglądałaś się po pomieszczeniu z niemałym zainteresowaniem. Nie było ono jakoś specjalnie szczególne. Wszystkie szpitale miały taki wystrój. Uśmiechnęłaś się na sam widok bukietu tulipanów złożonego w nogach łóżka. Już wiedziałaś,kto je przyniósł. Znów chwyciłaś telefon i niecierpliwie zaczęłaś obracać go w dłoniach.
 Po nie więcej,jak dwóch minutach drzwi zapełniła postać twojego chłopaka. Uśmiechnęłaś się,miałaś mu do powiedzenia tak bardzo wiele. On również się uśmiechał. Tym śmiechem,który po raz pierwszy spotkałaś cztery miesiące temu,dokładnie na tym korytarzu tuż za ścianą...Uśmiechał  się,bo już nigdy więcej nie miał być samotny,bo uratował ci życie. Miałaś mu nigdy tego nie zapomnieć,a on miał nigdy nie zapomnieć ciebie,swojej dziewczyny. Teraz już nie tylko byłaś w stu procentach sobą,w środku już teraz miałaś też cząstkę jego. Mały kawałek tego idealnego DNA,niepowtarzalnego,pięknego...
 -Jak się spało,pyszczku?-natychmiast podszedł do ciebie i usiadł na brzegu łóżka muskając wargami twoje czoło.
 -Cudownie.-uśmiechnęłaś się,po czym od razu złapałaś go za rękę.
 -Widać.-wolną dłonią pogłaskał cię po policzku.
 -Dlaczego mi nie powiedziałeś?-natychmiast chciałaś się od niego dowiedzieć tego,co najważniejsze.
 -O czym,skarbie?-uroczo przewrócił oczami.
 -Nie byłeś w górach.-pokręciłaś głową z niedowierzaniem.-Byłeś tutaj i wiem,dlaczego.
 -Przepraszam.-uśmiechnął się.-Przepraszam,bo nie jest mi przykro.
 -Odpowiesz mi?-zmarszczyłaś czoło.
 -A co miałem ci powiedzieć?-kciukiem głaskał wierzch twojej dłoni.-Że idę do szpitala,bo nie mogę ciebie stracić? Zgodność naszych szpików tylko mi pomogła.
 -Dziękuję.-powiedziałaś.-Dziękuję,za wszystko.
 -To ja ci dziękuję.-z uśmiechem objęłaś go za szyję.-Dziękuję ci za to,że jesteś jedyną osobą,którą kocham i za to,że już nie jestem sam i za tę noc przed operacją...
 -To teraz jesteśmy na tej samej półce.-przycisnęłaś swoje wargi do jego warg tak,jak to zrobiłaś tam pod drzewem. W dniu,w którym zrozumiałaś,że ten szpital na zawsze odmienił  twoje życie. Przed tobą była jeszcze długa droga,ale nie była to męczarnia. Miałaś przy sobie osobę,która cię kochała. Teraz już nie potrzebowałaś nikogo innego,tak miało zostać już zawsze...

poniedziałek, 2 grudnia 2013

#7 Sehun


 Dwa lata na dojście do siebie. Tyle dali ci inni. Dwadzieścia cztery miesiące,żeby powrócić do normalnego psychicznego stanu. Udało ci się,ale co z tego,skoro już nigdy nie będziesz tą samą osobą. Zmieniłaś szkołę,odgrodziłaś się od starych znajomych. Za wszelką cenę unikałaś odpowiadania na wszystkie trudne pytania ciągle dotyczące jednego tematu. Nie rozmawiałaś prawie z nikim,oprócz najbliższej rodziny,której z resztą już pozostało ci niewiele. Radziłaś sobie sama,jedyny pozytywny skutek przeżycia ostatnich dwóch lat...
 Śmierć jest rzeczą dziwną i w wielu przypadkach wydaje nam się nieprawdziwa,dopóki sami się z nią nie zetkniemy. Również tak myślałaś,dopóki życie nie zabrało ci rodziców.
 To był pochmurny listopad. Papierosy leżały wszędzie,ale ty się tylko przyglądałaś. Razem ze swoim najlepszym przyjacielem,jednocześnie też twoim bratem siedzieliście na kanapie w brudnym slumsowatym lokalu. Muzyka dudniła,aż bolały cię uszy. Nie lubiłaś imprez w ruinach. Zawsze po nich łapałaś jakieś przeziębienie,czy coś innego. Nie bawiłaś się dobrze,bo tak naprawdę przyszłaś tutaj,żeby przypilnować młodego. Oboje uciekliście rodzicom,teraz było ci wstyd. Oczywiście twój brat usprawiedliwiał wszystko tym,że starsi i tak wyszli do znajomych,a w domu byście się tylko nudzili.
 Impreza trwała,Ming łykał kieliszek za kieliszkiem. Będziesz musiała tłumaczyć się przed rodzicami,plus w dodatku męczyć się z zalanym w trupa nieletnim. Atmosfera stawała się coraz luźniejsza. Oboje gadaliście do dwudziestej trzeciej. Potem zdecydowałaś,że zaciągniesz go do domu. Nikt nie protestował przeciwko waszemu wyjściu. Zazwyczaj nie byliście nigdzie zapraszani,sami siebie zapraszaliście. Standardowa zabawa z Ming'iem. Cudem twój brat jeszcze sam szedł. Czas mijał nieubłaganie,a ty nie miałaś go zbyt wiele. Po północy dotarliście do domu. Przynajmniej tak ci się wydawało,że to był wasz dom...
 W okolicy budynku stało może z pięć radiowozów. Drzwi były otwarte,zamek wyłamany. Miejsce,w którym jeszcze nie tak dawno oboje czuliście się bezpiecznie,nagle stał się czymś zupełnie nieznanym. Przez okna można było dostrzec zapalone światła oraz poruszające się postacie.
 Chwyciłaś swojego brata za ramię i ostrożnie przekroczyłaś chodnik. Szłaś tym samym podjazdem,co dzisiaj rano,jednak mimo wszystko to już nie był ten sam beton. Zerknęłaś w okna pierwszego radiowozu,gdzie siedział może trzydziestoletni mężczyzna. Gdy tylko was zobaczył,natychmiast chwycił krótkofalówkę. Zaczął coś mówić,ale widziałaś tylko ruchy jego warg. Chwilę później z domu wyszedł drugi policjant. Zmierzał w waszym kierunku,więc szeptem nakazałaś Ming'owi zachowywać się,jak trzeźwa osoba. Był w tym naprawdę niesamowity,toteż pozostawałaś pewna powodzenia operacji.
 -Czekaliśmy na was.-powiedział stróż prawa,gdy stanął może jakiś metr od ciebie.
 -O co chodzi?-mocniej chwyciłaś brata za ramię.
 Potem słyszałaś już tylko pojedyncze słowa i jedno bardzo długie. "Gospodarze tego domu nie żyją,więc mamy nakaz przeszukania całego budynku" uderzyło w ciebie niczym kula armatnia. Nawet nie zadawałaś zbędnych pytań,później i tak dowiedziałaś się wszystkiego. Zamiast normalnego otoczenia przed oczami zobaczyłaś krwistą czerwień. Miałaś wrażenie,że w głowie miałaś człowieka z młotem pneumatycznym. Po całym zdarzeniu,ale przez pierwszy rok nie pamiętałaś nic,a przynajmniej tak ci się wydawało. Miałaś tylko przebłyski pogrzebu,monotonnego chodzenia do szkoły i osiemnaste urodziny Ming'a,gdy wsadzono go za kratki. Z pochówku rodziców szczególnie w pamięci utknęła ci jedna osoba. Chłopak o blond włosach. Tak nieziemsko piękny,że przez chwilę wydawał się nieprawdziwy. Nigdy wcześniej go nie spotkałaś,jednak wasze spojrzenia spotykały się co jakiś czas. Raczej nie był znajomym twojej rodziny. Mimo wszystko szedł w kondukcie żałobnym,jakby nigdy nic. Ubrany w ciemny płaszcz i czarne,skórzane rękawiczki. Z nikim nie rozmawiał,ale uśmiechał się do wszystkich. Zupełnie,jakby nie był to najgorszy dzień twojego życia...
 Ming zawsze miał problemy ze sobą samym. Wiedziałaś o tym,jednak nie potrafiłaś mu pomóc. Był od ciebie młodszy,nawet jeśli bardzo niewiele,to czułaś się za niego odpowiedzialna. W momencie,w którym policja stała przed waszym domem,już wiedziałaś,że go zamkną. Doskonale miałaś pojęcie,co ukrywał pośród swoich gratów. Powołano cię na świadka podczas rozprawy,ale nie powiedziałaś prawie nic,odmówiłaś składania zeznań. Ming i tak trafił do więzienia...
 Przetrwałaś tak dwa lata. Śmiałaś się,cieszyłaś z prostych,ludzkich rzeczy. Często odwiedzałaś swojego brata. W międzyczasie nauczyłaś się żyć sama. Co tydzień odwiedzałaś swojego obrońcę. Za cztery lata znów będziecie mogli być razem. Wiedziałaś,że nie miał się dobrze. To było dla niego jak odwyk,w końcu był uzależniony. Sześć lat za posiadanie narkotyków go z pewnością nie zbawi...
 Opuściwszy budynek Okręgowego Zakładu Karnego,wsunęłaś rękę do kieszeni,aby poszukać banknotu o nominale dwudziestu wonów,który zawsze tam nosiłaś. To spotkanie z Ming'iem było wyjątkowe. Nigdy nie chciał nic od ciebie,ale tym razem poprosił cię o coś nietypowego. Przed oczami ciągle miałaś jego minę,gdy mówił,że zmarła jego przyjaciółka ze szkoły. Niemal błagał,żebyś raczyła pójść na pogrzeb i zapalić świeczkę. Bez wahania się zgodziłaś,od dwóch lat byłaś w stanie zrobić dla swojego brata wszystko. W drodze do domu kupiłaś znicz. Pochówek miał się odbyć już jutro,a nie zamierzałaś później przeszukiwać cmentarza w poszukiwaniu małego lampioniku...
 Ceremonia minęła równie szybko,jak się o niej dowiedziałaś. Nie uroniłaś ani jednej łzy,gdyż po prostu nie znałaś tej dziewczyny. Twoją uwagę przykuło coś innego...
 W międzyczasie zauważyłaś,że rozwiązał ci się but. Był to moment,w którym wszyscy klękali,więc nie czułaś się skrępowana schylając się. Teraz łatwiej mogłaś się rozejrzeć po zebranych osobach. Momentalnie przejechałaś wzrokiem między pochylonymi głowami i nagle oniemiałaś. Kilkakrotnie zamrugałaś,żeby upewnić się,czy przypadkiem to nie sen.
 Doskonale poznawałaś te jasne włosy. Chłopak był ubrany w ten sam płaszcz,jednak tym razem na głowie miał czarny melonik. Spokojnie mogłaś widzieć jego twarz. Po prostu stałaś w idealnym miejscu. Wszyscy wstali,a wasze spojrzenia się spotkały. Natychmiast spłonęłaś krwistoczerwonym rumieńcem,ale wiedziałaś,że on nie czuje się skrępowany. Nawet nie odwrócił wzroku...
 Po pogrzebie grupka ludzi udała się na stypę,jednak ty powolnym krokiem kierowałaś się do wyjścia z cmentarza. Było naprawdę zimno,po jakimś czasie kolana zaczęły ci się trząść. Na ścieżce nie widziałaś nikogo. Nagle obok siebie usłyszałaś ciche szuranie kamieni,którymi zostało wyłożone przejście. Nie podnosiłaś wzroku,już wiedziałaś,kto idzie obok ciebie.
 -Śledzisz mnie?-zerknęłaś w oczy osobie z bladą twarzą otoczoną aureolą blond włosów.
 -Nie.-uśmiechnął się pod nosem.-Skąd?
 -Widziałam cię na pogrzebie moich rodziców.-pokręciłaś głową z niedowierzaniem.-Dwa lata temu...
 -To nie dziwne,że się nie otrząsnęłaś?-byłaś zaskoczona tym,skąd tak wiele wie o tobie.
 -Rzeczywiście,dziwne.-zmierzyłaś go od stóp do głowy.-Co tutaj robisz?
 -Lubię bywać na pogrzebach.-poprawił kapelusz przykrywający jasne włosy.
 -Czy to jest normalne?-uśmiechnęłaś się delikatnie w jego stronę.
 -Raczej nie.-zaśmiał się cicho.
 -Nie zmieniłeś się przez dwa lata.-złożyłaś ręce na piersi.
 -Prawda.-jego proste odpowiedzi powoli zaczynały cię irytować.
 -Przychodzisz tutaj na każdy pogrzeb od lat?-tobie wydawało się to niemożliwe.
 -Tak.-uśmiechnął się.-Chociaż mnie nie znają,niech wiedzą,że tu byłem.
 -Nie jesteś normalny,wiesz?-zaśmiałaś się. Nie było to stosowne na cmentarzu,ale nie mogłaś się powstrzymać.
 -Jestem Sehun.-podał ci rękę. Była naga,jednak mimo wszystko przyjemnie ciepła.-Ten nienormalny.
 -(T.I.)-z dumą wymówiłaś swoje imię.
 -Miło poznać.-uśmiechnął się do ciebie.-A ty co tutaj robisz?
 -To była koleżanka mojego brata.-włożyłaś ręce do kieszeni płaszcza,żeby było ci cieplej.-Poprosił mnie,abym przyszła...
 -Sam nie mógł?-uroczo uniósł brew do góry.
 -To długa historia.-odpowiedziałaś,ale tak naprawdę nawet nie miałaś ochoty o tym opowiadać.
 -Co powiesz na kawę?-przystanęłaś z nim pod bramą,którą się wchodziło.
 -Nie mogę. Muszę wracać do szkoły.-odgarnęłaś włosy z czoła.
 -To może cię podwiozę?-z kieszeni wyciągnął kluczyki samochodowe.
 -A nie jesteś psychopatą może?-zapytałaś żartobliwie.
 -Jasne,zagłaszczę cię na śmierć...-delikatnie chwycił cię za nadgarstek,jakby bał się,że zaraz rąbniesz go w twarz,po czym ostrożnie pociągnął w kierunku białego Mercedesa stojącego na przeciwległym krańcu ulicy.
 -Czekaj.-rozkazałaś mu,chociaż byliście już przy samochodzie.
 -Tak?-cierpliwie odwrócił się w twoją stronę.
 -Przecież ja cię w ogóle nie znam...-puścił twój nadgarstek.
 -To poznasz,chcesz?-uśmiechnął się,chociaż podchodziłaś do niego nieufnie.
 -Masz mi opowiedzieć,co robiłeś na pogrzebie moich rodziców...-zrobiłaś zagniewaną minę.-I dlaczego gapiłeś się na mnie wtedy,plus dlaczego gapiłeś się na mnie dzisiaj...
 -Dobrze,w drodze ci opowiem.-otworzywszy auto,przebiegł się do drzwi od strony pasażera,po czym otworzył je przed tobą. Wsiadłaś już nie protestując.
 -Masz mnie zawieźć prosto do szkoły...-skrzyżowałaś ręce na piersi,gdy chłopak włożył klucz do stacyjki. Wygodnie usadowił się przed kierownicą.
 -Dlaczego nagle zrobiłaś się taka kapryśna?-uśmiechnął się. Moment później samochód zawarczał,niczym dziki kot. Odjechaliście z cmentarza.
 -Bo unikasz odpowiedzi.-pokręciłaś głową.-Jakbyś chciał mi powiedzieć,że to przypadek.
 -Nie wiedziałem,że tutaj będziesz dzisiaj...-twoim zdaniem odpowiadało mu prowadzenie samochodu,bo wtedy nie widziałaś jego oczu.-Nie obraź się,ale myślę o tobie jako o dziewczynie,która myśli,iż chodzę na pogrzeby tylko po to,żeby ją spotkać.
 -Nie myślę tak.-uśmiechnęłaś się do niego.-Ale chciałabym znać twoje powody.
 -Jesteś godna zaufania?-puścił do ciebie perskie oko.
 -Możemy się przekonać.-potarłaś kark dłonią.
 -Czyli jesteś.-zaśmiał się.-Cztery lata temu umarła mi siostra.
 Uśmiechał się,ale widziałaś,jak w jego oczach zatańczyły łzy. Doskonale znałaś to uczucie. Za każdym razem,gdy myślałaś o rodzicach,reagowałaś tak samo.
 -Teraz miałaby tyle lat,ile ja mam...-kontynuował.-Razem z rodzicami byłem we Francji. Ona została w domu. Suszarka do włosów wpadła jej do wody,a ona chciała ją wyciągnąć...Znasz już resztę opowieści.
 -Ciągle nie opowiedziałeś mi dlaczego...
 -Umierała sama.-przerwał ci,ale nie miałaś mu tego za złe.-Od tamtego czasu obiecałem sobie,że nie pozwolę nikomu tak umierać.
 -To bardzo piękne...-trochę się zaniepokoiłaś,bo byliście już blisko szkoły.
 -Ale?-uśmiechał się patrząc na drogę.
 -Możemy jechać na tę kawę?-zrobiłaś minę niewiniątka.
 -Bardzo nieładnie tak się zrywać z lekcji...-przygryzł dolną wargę,ale wiedziałaś,że i tak się zgodzi.
 -No proszę...-niby błagalnie chwyciłaś go za ramię.
 -Dobra,poddaję się...-zaśmiał się głośno. Sama przed sobą musiałaś przyznać,iż ma przepiękny śmiech.-Ale ja wybieram miejsce.
 -Jak chcesz.-rozluźniłaś się. Może Sehun miał taką moc? Jego obecność uspokajała wszystkich dookoła. Coś w tym musiało być.-Ciągle nie powiedziałeś mi,dlaczego się na mnie gapiłeś...
 -To trudne do wytłumaczenia.-wyszczerzył się jeszcze raz.
 -Mamy czas.-spojrzałaś na niego. Na jego skórze leniwie tańczyły promienie chłodnego,jesiennego słońca.
 -Może to głupie,ale gdy cię zobaczyłem po raz pierwszy,miałaś w swoich oczach taką siłę...-pokręcił głową nie mogąc się wysłowić.-Płakałaś,jednak ja wiedziałem,że w środku jesteś lwem. Pokazałaś mi to wtedy i pokazujesz mi to teraz.
 -To nie jest głupie.-uśmiechnęłaś się.-Nie będę kłamać,ani trochę cię nie rozumiem.
 -Może kiedyś zaczniesz.-nawet nie zauważyłaś,że zatrzymał się na parkingu pod kawiarnią.-Wysiadamy,tygrysie.
 -Jak mnie nazwałeś?-otworzyłaś drzwi od strony pasażera i wyszłaś na świeże powietrze. W skupieniu przyglądałaś się,jak chłopak zamyka Mercedesa,po czym poprawia kapelusz na głowie. Nie odpowiedział na twoje pytanie,ale nie przeszkadzało ci to. Jeszcze raz na niego spojrzawszy,ruszyłaś do lokalu.
 Szczerze mówiąc nie sądziłaś,że Sehun wybierze taki lokal. W środku nie było tłoczno,jednak też nie pusto,przyjemne ciepło leniwie otaczało wszystkich klientów. Pomieszczenie zapełniały stoliki,przy których porozwieszane były hamaki.
 -Zajmij tam,w kącie...-szepnął ci do ucha Sehun palcem wskazując miejsce przy oknie. Na karku zamajaczyła ci gęsia skórka.
 -Poproszę tylko herbatę.-sięgnęłaś po torebkę,ale chłopak w ostatniej chwili cię powstrzymał.
 -Nie wygłupiaj się.-uśmiechnął się.-Ja stawiam.
 -Jak chcesz.-żartobliwie zdjęłaś mu kapelusz i nakryłaś nim swoje jedwabiste włosy. Nie protestował,tylko zmierzył cię zadowolonym wzrokiem.
 -Mogłabyś tak chodzić częściej.-poprawił ci melonik na głowie. Tylko się uśmiechnęłaś,po czym poszłaś zająć miejsce. Wygodnie usiadłaś na hamaku przyglądając się,jak twój towarzysz zamawia kawę. Był całkiem przystojny. Czasami mogłabyś nawet się z nim umówić... Sehun również spojrzał  w twoim kierunku,od razu na jego twarzy zagościł uśmiech. Znałaś ten wzrok,spodobałaś mu się,ale nie wiedziałaś dlaczego...On był niesamowity,wyglądał jak nie z tego świata,a twoim zdaniem ty byłaś przeciętna.
 Właśnie dostał kawę do rąk. Ciągle nie spuszczał cię z oczu. Nieustannie się uśmiechał. Stawiał szybkie kroki. Dopiero w tamtym momencie zauważyłaś na podłodze znak,który zazwyczaj się stawia,gdy posadzka była świeżo umyta. Sehun nie zobaczył tabliczki. Zaczęłaś do niego machać,gestami pokazywałaś,żeby trochę zwolnił,a on zrobił tylko zdziwioną minę. Miałaś wrażenie,że późniejsze wydarzenia dzieją się w tak zwanym slow motion. W jednym momencie chłopak pośliznął się i wylał na siebie obie kawy. Ustał,jednak ciebie interesowała tylko brązowa plama na jego lewym udzie oraz niemal pulsujące już oparzenie.
 Biegiem rzuciłaś się,żeby mu pomóc. Podeszły już do niego kobiety z obsługi. Zgarnęłaś pierwszą lepszą butelkę wody z lady i natychmiast ją odkręciłaś. Podałaś ją jednej z baristek,która polała oparzenie zimną cieczą. Sehun cicho jęknął z bólu,ale był bardzo dzielny. Posadziłaś go na najbliższym hamaku,po czym razem z kawiarnianymi kobietami ustaliłaś,że najlepiej będzie zawieźć go do szpitala. Nawet nie kazano wam zapłacić za zmarnowane napoje.
 Chłopak mógł chodzić,więc z lokalu wyszedł o własnych siłach. Wzięłaś od niego kluczyki do Mercedesa i pomogłaś mu usiąść na siedzeniu pasażera. Umiałaś prowadzić,ale zanim ruszyliście,twój towarzysz kilka razy się upewniał,czy na pewno nie spowodujesz wypadku.
 Gdy w końcu ruszyłaś,chłopak wyglądał na wyjątkowo spiętego. Twoim zdaniem samochód niemal całował drogę,nawet zaczęłaś się zastanawiać,ile Mercedes kosztował. Co jakiś czas zerkałaś na Sehuna. Był bardzo dzielny,nie dawał po sobie poznać,że coś go boli. Po prostu siedział,nieco skulony,spokojnie oddychał. Nie zwracał na ciebie uwagi,albo po prostu ci się zdawało...
 W szpitalu zabrali chłopaka od razu na ostry dyżur. Zwykłym ludziom nie pozwalano wejść dalej,także niecierpliwie czekałaś przy poczekalni. Martwiłaś się o niego. Musiałaś przyznać,iż po prostu go polubiłaś,może nawet za bardzo. Na głowie ciągle miałaś jego kapelusz. Sama myśl o meloniku przystroiła twoją twarz uśmiechem.
 Usiadłaś na najbliższym krześle. Postanowiłaś,że poczekasz na Sehuna. Czas ci się dłużył. Równie dobrze mogli wypuścić go za godzinę,jak i równie dobrze mogli to zrobić dopiero jutro. Znudzona podkurczyłaś nogi. Oparłaś głowę o ścianę. Tego dnia byłaś naprawdę zmęczona. Z kieszeni wygrzebałaś telefon. Nic się nie działo,nawet nikt do ciebie nie dzwonił. Zadowolona ze spokoju,przymknęłaś oczy...
 Nie spałaś,dlatego bez problemu usłyszałaś otwierające się drzwi. Uchyliłaś powieki i zobaczyłaś kuśtykającego chłopaka podpierającego się na kuli ortopedycznej. Nie zauważył cię od razu,najpierw rozejrzał się po całej poczekalni. Gdy cię w końcu zobaczył,uśmiechnął się,po czym uprzednio podchodząc,usiadł na krześle obok ciebie.
 Nie wyglądał jakoś inaczej. No,może jego twarz była bardziej czerwona. Nie miał już na sobie płaszcza,teraz trzymał go pod pachą. Już nie nosił szarych jeansów. Teraz dali mu jakieś stare,znoszone dresy,w których mimo wszystko wyglądał uroczo.
 -W porządku już?-odezwałaś się. Był obok ciebie,ale mimo wszystko nie przestawałaś się martwić.
 -Tak.-uśmiechnął się pokrzepiająco.-Tylko nie mogę prostować nogi,żeby nie naciągać skóry. Czemu jesteś taka blada?
 -Przepraszam,martwiłam się.-otarłaś czoło dłonią.-Chodź,odstawię cię do domu.
 -Czekaj.-chciałaś wstać,ale chłopak cię zatrzymał.
 -Dlaczego? Możesz już jechać,prawda?-uśmiechnęłaś się do niego.
 -Mogę.-przewrócił oczami.-Po prostu chciałem ci podziękować,że zostałaś.
 -Nie ma za co.-wyszczerzyłaś się jeszcze szerzej i ku twojemu zaskoczeniu chłopak przysunął się bliżej,po czym czule musnął wargami twój policzek.-Mógłbyś tak częściej.
 -Obiecuję,że będę.-ostrożnie wstawszy,ujął twoją rękę. Zadowolona odwiozłaś go do domu,gdzie jeszcze długo rozmawialiście.