sobota, 31 stycznia 2015

#30 Sehun


 - To widzimy się jutro? - uśmiechnął się promiennie. Duchowo westchnęłaś. Robił to tak cudownie, że samo zachowanie spokoju graniczyło z cudem.
 - Jasne. - pewnie pokiwałaś głową. Chłopak pochylił się i musnął wargami twoje czoło.
 Każdy postronny obserwator mógłby wziąć was za parę. Poniekąd tak było, doskonale zdawałaś sobie sprawę z chemii łączącej cię z Sehun'em. Ale Koreańczyk już miał dziewczynę. Niestety piękna ciemnowłosa, którą często obejmował nie przepadała za tobą. Wiele nie traciłaś, bo jakoś specjalnie nie błyszczała inteligencją, czy dobrymi manierami, ale mimo wszystko to ukochana twojego przyjaciela - miałaś obowiązek chociaż postarać się ją polubić. Całymi dniami robiłaś wszystko, aby wciągnąć Koreankę w jakąkolwiek rozmowę, lecz zazwyczaj spotykałaś się z brakiem nawet najmniejszego zainteresowania swoją osobą. Po pewnym czasie dałaś za wygraną, i to nawet nie swoimi aluzjami. Poprosił Sehun, oczywiście z inicjatywy dziewczyny. Wtedy postanowiłaś zakończyć wszelkie uprzejmości, luba twojego najlepszego przyjaciela również.
 Jutro wasza klasa miała wyjechać nad jezioro. Zorganizowano wycieczkę tylko na weekend, jednak cieszyłaś się, że wszyscy razem będziecie mogli spędzić trochę więcej czasu. Nawet alternatywa spania w niekoniecznie pierwszorzędnych warunkach nie zdołała przyćmić twojej wizji dwudniowej paplaniny z Oh Se Hun'em. Właściwie jedynym problemem ciągle pozostawała jego zgryźliwa dziewczyna, której, każdy już wiedział, wypoczynek stał pod znakiem pilnowania chłopaka. Miałaś wielką nadzieję, że żadna jej osobista dygresja nie przeszkodzi ci w korzystaniu z zasłużonych dwudniowych wakacji. Dopiero później zrozumiałaś, jak bardzo się myliłaś.
 Spakowałaś same najpotrzebniejsze rzeczy (jeżeli sześciopak spreju przeciw komarom i prezerwatywy to niezbędniki), a po pożegnaniu z rodzicami posłusznie stawiłaś się na miejscu zbiórki. Około kwadrans później cała trzydziestoosobowa grupa wpakowała się do autokaru. Bardzo przewidywalnie zajęłaś miejsce obok Sehun'a i niemalże natychmiast rozpoczęłaś waszą dwudniową paplaninę.
 - Słuchasz mnie? - zapytałaś lekko rozbawionym tonem. Twój przyjaciel od jakiegoś czasu wgapiał się w telefon, przez co zupełnie stracił zainteresowanie twoją osobą.
 - Przepraszam. - przewrócił oczami. - Zamyśliłem się.
 - Wątpię. - obrzuciłaś spojrzeniem jego komórkę.
 - Nic ci nie umknie, prawda? - zachichotał. Pokręciłaś głową, przecząc. - Nie daje mi spokoju...
 Nawet nie musiał mówić ani słowa, a już wiedziałaś o kim mowa.
 - Dlaczego ciągle jesteście razem? - uniosłaś brwi. Sehun w odpowiedzi wzruszył ramionami.
 - Zawsze tak było. - uśmiechnął się prawie niewidocznie. - Odkąd pamiętam miałem ją przy sobie. Razem chodziliśmy do podstawówki, teraz do liceum. Chyba nawet nie wiem jak to jest, gdy jej nie ma.
 - Kochasz ją? - zapytałaś poważnie. Koreańczyk najpierw zareagował niepewnym spojrzeniem.
 - To tylko kwestia czasu. - zmarszczył czoło. - Kiedyś na pewno będę ją kochał...
 - Chodzisz z nią od... - zamyśliłaś się.
 - ...dawna. - dokończył prawie bezgłośnie. - Wiem.
 - Nie powinieneś jej już kochać? - zacisnęłaś wargi.
 - Pewnie tak. - znów wzruszył ramionami.
 - Więc dlaczego jej tego nie powiesz? - oblizałaś wargi, czując, że robi ci się słabo.
 - Raczej wątpię, czy moje zdanie kogoś tutaj obchodzi. - uśmiechnął się kwaśno.
 - Jesteś jej coś winien? - zaniepokoiłaś się nieco. Wzruszył ramionami po raz trzeci. Wiedziałaś, że coś miało się na rzeczy. Mimo wszystko zeszłaś z tematu, bo byłaś pewna - prędzej czy później i tak do tego wrócicie.
 Po opuszczeniu autokaru, tego popołudnia więcej ze sobą nie rozmawialiście. Każdy trzymał się swoich zajęć, więc, chcąc nie chcąc, nie mieliście na to czasu. Między wami nie było mowy o jakimkolwiek obrażaniu się, ale okazja do pogadania nadarzyła się dopiero podczas wieczornego ogniska.
 Drzazgi pnia drzewa, gdzie siedziałaś boleśnie wpijały się w twoje pośladki, lecz nie tam skupiałaś swoją uwagę. Całą mocą starałaś się odeprzeć atak Sehun'a delikatnie, aczkolwiek irytująco, szczypiącego twoje prawe udo. Robił to tak dyskretnie, że pewnie nawet wychowawcom nie przyszło do głowy wzrokiem przeczesywać tamte obszary. Chłopak wybuchał śmiechem, gdy tylko wzdrygałaś się pod dotykiem jego lodowatych palców.
 - Hunnie, przestań. - wycedziłaś przez zęby, mocniej zaciskając palce wokół drewnianego patyka, na którym piekłaś kiełbaskę nad ogniem.
 - Zmuś mnie. - szepnął połowicznie złowieszczym i pełnym satysfakcji tonem.
 - Jeżeli nie przestaniesz, ty oraz ten twój chudy tyłek... - zaczęłaś, lecz prawie natychmiast usłyszałaś znaczące chrząknięcie gdzieś za wami.
 - Ten jego chudy tyłek co? - rozpoznałaś znajomy głos. Niebłyskotliwa dziewczyna błyskawicznie wepchnęła się Sehun'owi na kolana. Wyraźnie niechętnie objął ją ramieniem, a ty po raz kolejny zaczęłaś się zastanawiać, co jest z nim nie tak.
 - [T.I.] właśnie mówiła, że mam niesamowity tyłek. - puścił perskie oko do ciebie.
 - Skromny jak zawsze. - przewróciłaś oczyma.
 - To jest niezdrowe, wiesz? - zamiast drążyć temat, dziewczyna wskazała palcem parówkę nabitą na twój patyk. - Tłuszcz z tej kiełbaski jeszcze dzisiaj rozejdzie ci się po brzuchu. - dłońmi zarysowała niewidzialne koło do pływania.
 - Proszę, przestań. - odpowiedział Sehun nie całkiem przyjemnym tonem. - [T.I.] ma figurę, której niejedna dziewczyna może zazdrościć. Mówiąc jej o jakimś tłuszczu, brzmisz jak zazdrośnica. - uśmiechnął się do ciebie pod nosem.
 - Mniejsza z tym. - wzruszyła ramionami. - Chłopaki rzucili pomysł kąpieli w świetle księżyca, idziesz z nami? - zmarszczyła nos.
 - [T.I.]? - Koreańczyk uniósł brwi.
 - Nie, ja zostanę. - uśmiechnęłaś się lekko. - Znając moje szczęście, nadepnęłabym na coś na dnie i tylko więcej mielibyście ze mną kłopotu.
 - Posiedzieć tutaj z tobą? - zacisnął usta.
 - Nie, nie trzeba. - pokręciłaś głową. - Idź, bo już pewnie czekają.
 - Popilnujesz mi ubrań? - zapytał. Zepchnąwszy dziewczynę z kolan, zaczął rozpinać pasek spodni.
 - Jasne. - próbowałaś zasłonić sobie oczy, jednak zwyczajnie nie potrafiłaś.
 Czerwieniejąc, przyglądałaś się jak zrzuca kraciastą koszulę, a zaraz po niej pozostałe elementy garderoby. Finalnie stał przed tobą jedynie w bokserkach i ciemnych trampkach. Zastanawiałaś się, czy twoja mina zdradzała wszystkie uczucia, które żywiłaś do Sehun'a. Ostatecznie zdecydowałaś, że sama wolałabyś nie wiedzieć.
 - Na pewno nie chcesz iść? - splótł ręce na nagiej piersi, wręczywszy ci tobołek złożony z odzieży. Usiłowałaś oderwać wzrok od jego umięśnionego brzucha.
 - Tak. - uśmiechnęłaś się. - Miłej zabawy.
 - Dziękuję. - kucnął i w towarzystwie miliona motylków zamieszkujących twój żołądek delikatnie pocałował cię w czoło. Skupiona przyglądałaś się jak odchodzi.
 Maksymalnie pół godziny później poczułaś niewyobrażalne zmęczenie. Pożegnawszy wychowawców oraz pozostałych przy ognisku, wróciłaś do swojego domku. Odłożyłaś ubrania Sehun'a na szafkę i całkowicie ubrana usiadłaś w fotelu stojącym nieopodal drzwi. Sennie oparłaś głowę o szybę. Nim upłynął kwadrans, już spałaś.
 Obudziło cie przeraźliwe łomotanie. Szybko je rozpoznałaś. Zerwawszy się, podskoczyłaś ku klamce. Gdy otworzyłaś drzwi, zobaczyłaś swojego przyjaciela. W jego oczach malowało się niemalże zwierzęce przerażenie.
 - Co się stało? - zapytałaś zaniepokojona.
 - To ja się pytam, co się stało! - ścisnął twoje ramiona i wepchnął do pokoju. Stopą zatrzasnął drzwi, a ty zauważyłaś, że ramiona, nogi, włosy oraz tors miał jeszcze mokre. Zmierzył cię wzrokiem. - Dlaczego nie otwierałaś?
 - Przepraszam, przysnęłam. - patrzyłaś jak odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się, rozluźniając uścisk. Opuścił ręce wzdłuż ciała. - I jak było?
 - Fajnie. - przewrócił oczami. - Ale woda jak zwykle lodowata. Myślałem, że utonę. - zachichotał.
 - Zmęczony? - uniosłaś brwi. Pokręcił głową przecząco. - Oddam ci ubrania. - chciałaś podejść do szafki, lecz zatrzymał cię chwytem za nadgarstek.
 - [T.I.]? - uśmiechnął się delikatnie.
 - Tak? - spojrzałaś mu w oczy.
 - Nie słuchaj tego, co ona mówi. - odgarnął ci włosy z oczu. - To wszystko nieprawda, po prostu ci zazdrości, bo jesteś piękna.
 - Sehun? - przygryzłaś dolną wargę.
 - Hmm?
 - Podobam ci się? - poczułaś rumieniec palący cię w policzki. Chłopak otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie je zamknął. Objął twoją twarz dłońmi i się pochylił.
 - Powiedz, jeżeli mam przestać. - szepnął. Ostrożnie pokręciłaś głową.
 Moment później poczułaś aksamitne wargi Sehun'a na swoich. Ten pocałunek usunął grunt spod twoich stóp i pokrył gwiazdkami wnętrza powiek. Momentalnie poczułaś się jakby odurzona, a zarazem chorobliwie szczęśliwa. Przyciągnęłaś chłopaka mocniej do siebie, lecz on nie ruszył się ani o centymetr. Zamiast tego odsunął się, rozłączając wasze usta. Zrobiłaś krok w tył, pełna poczucia winy. Potarłaś dłonią dolną wargę. Tam, gdzie dosłownie przed chwilą był Sehun.
 - Przepraszam. - powiedział. Zmierzyłaś go wzrokiem.
 - To było... - zaczęłaś.
 - ...niesamowite. - uśmiechnął się, lecz chwilę później jakby oprzytomniał. - Znaczy, przynajmniej dla mnie.
 - Sehun... - zaczęłaś.
 - Tak, wiem. - zacisnął wargi. - Nie powinniśmy.
 - Nie chcę, żebyś z nią był. - powiedziałaś.
 - A chcesz być ze mną? - uniósł kąciki ust ku górze. Nieśmiało pokiwałaś głową.
 - Jesteś jej coś winien? - zapytałaś drugi raz tego dnia.
 - Powiem ci później, dobrze? - oblizał wargi. - Kiedy nie będę śmierdział wodą z jeziora.
 - Dobrze.
 Podałaś mu ubrania i ruszyliście do drzwi, trzymając się za ręce. Przyglądałaś się chłopakowi wychodzącemu za próg, myśląc, kiedy wrócą twoje tymczasowe współlokatorki.
 Momentalnie stanęłaś jak wryta, po czym zakryłaś usta dłonią. O drzewo nieopodal, odległe może o dwadzieścia pięć metrów, opierała się dziewczyna Sehun'a. Nie była sama. Bynajmniej, możliwe, że właśnie wtedy odbierała dziewictwo jednemu spośród twoich klasowych kolegów. Miałaś ochotę podejść i ją rozszarpać, jednak doskonale wiedziałaś o znikomym powodzeniu swojej misji. Złapałaś swojego "przyjaciela" za przedramię, próbując wciągnąć go z powrotem do domku.
 - Gołąbeczki. - powiedział pod nosem, zupełnie jakby nie czuł twojego uścisku. O dziwo się uśmiechał.
 - Sehun... - zaczęłaś. Nie chciałaś, żeby na to patrzył. Obojętnie czy ją kochał czy nie. Raczej nikt nie chciałby oglądać stosunku seksualnego osoby, której się w mniejszym lub większym stopniu ufało.
 - Nic się nie stało. - odwrócił się przodem do ciebie. - Jutro z nią porozmawiam.
 - Okej. - uśmiechnęłaś się.
 - Miłych snów. - czule pogładził twój policzek i na moment złączył wasze wargi.
 W ciemności dostrzegłaś jedynie fragmenty białej skóry oświetlonej blaskiem księżyca. Oh Se Hun oddalał się, bosymi stopami burząc harmonię sosnowych igieł, którymi usłane było podłoże.
 Obudziły cię promienie słońca buńczucznie wdzierające się przez okno. Niechętnie zsunęłaś swoje ciało z łóżka. Doskonale wiedziałaś, że dzisiejszy dzień będzie stał pod znakiem odchorowywania wczorajszego wieczoru.
 Nałożywszy ubrania, przez chwilę przyglądałaś się jeszcze śpiącym współlokatorkom. Zastanawiałaś się, jak mocno zabalowały poprzedniej nocy. Nieważne jak, tak czy inaczej nie wstaną zbyt prędko. Zachęcona chwilą samotności, udałaś się na spacer nad samą wodę.
 Spędziłaś już jakieś pół godziny brodząc patykiem w mokrym piasku, zanim go zobaczyłaś. Na głowie miał słomkowy kapelusz, przez co nie widziałaś jego włosów. Znów był boso, a w dłoni trzymał wędkę. Mogłaś się mylić, ale właśnie nadziewał robaka haczykiem. Ciekawa byłaś, od jak dawna tam był, czy spał tej nocy i, w końcu, czy już rozmawiał ze swoją dziewczyną. Jeżeli tak, co jej powiedział?
 - [T.I.]! - usłyszałaś znajomy głos za plecami. Odwróciłaś się niechętnie, kątem oka widząc Sehun'a robiącego to samo.
 Przed sobą miałaś niewysoką Azjatkę. Naszła cię niewybaczalnie zła ochota na pytanie, czy jej wczorajszy partner dobrze się pieprzył. Uśmiechnęłaś się kwaśno.
 - Tak? - uniosłaś brwi.
 - Widziałaś gdzieś Sehun'a? - skrzyżowała dłonie pod biustem.
 - Tam jest. - odwróciłaś głowę i wskazałaś miejsce palcem, lecz chłopaka już tam nie było. Właśnie biegł drewnianym pomostem w waszym kierunku, cicho jak gepard.
 - Właściwie to mam sprawę do ciebie. - zmarszczyła czoło.
 - Jeśli... - zaczęłaś, lecz natychmiast zostałaś uciszona.
 - Trzymaj się od niego z daleka. - zerknęła w bok. - Widzę, że właśnie tu idzie... Tej rozmowy nie było, jasne? Zwyczajnie trzymaj się na dystans. Wmów mu chorobę, cokolwiek.
 - Nie ma mowy. - pokręciłaś głową.
 Naraz poczułaś, że Sehun obejmuje cię w pasie i obdarowuje pocałunkiem. Prosto w usta. Później usłyszałaś jedynie dziewczynę twojego przyjaciela łapczywie łapiącą powietrze.
 - Co to ma znaczyć?! - krzyknęła chyba całą parą swoich płuc.
 - Dobrze ci było wczoraj? - rzucił chłopak.
 - Nie wiem o czym mówisz. - zmarszczyła brwi.
 - Ale ja wiem doskonale. - uśmiechnął się szyderczo. - Dobrze ci było?!
 - Lepiej niż z tobą! - dziewczyna oparła ręce na biodrach. Z każdą jej wypowiedzią dowiadywałaś się czegoś nowego. - Ale, jak widać, ty też nie próżnowałeś.
 - Wiesz co, ja mogę kłamać, mogę oszukiwać, ale nigdy w życiu nie zrobiłbym drugiej osobie takiego świństwa... - kopnął niewielką kupkę kamieni walających się pośród piasku.
 - Teraz udajesz świętego?! - Koreanka wyglądała, jakby zaraz miała go pobić. - Myślałeś, że nie wiem, co o niej wypisywałeś w tym swoim pieprzonym zeszycie?! Nikomu nigdy nie dawałeś go do ręki, żeby na jaw nie wyszły twoje chore sekrety.
 - Jakim zeszycie? - zdziwiłaś się, puszczając dłoń Sehun'a.
 - Po milion razy pisał, że cię kocha! - zrobiła gest rwania włosów z głowy. - Jak możesz być tak cholernie głupia?!
 - Przymknij się, proszę. - powiedział chłopak nadzwyczajnie spokojnym tonem. - Właściwie to dzisiaj już tylko chciałem z tobą zerwać. Jesteś wolna, kochanie.
 - Nienawidzę cię! - wykrzyknęła. Poczułaś się tak, jakbyś miała ogłuchnąć. Naraz zrobiłaś się głodna i zachciało ci się wymiotować. Uśmiechnęłaś się prawie nieprzytomnie. - Źle się czujesz?
 - Nie. - byłaś zaskoczona nagle przerwanym wybuchem złości.
 Potarłaś oczy dłońmi, a gdy je otworzyłaś, kilkakrotnie zamrugawszy powiekami, dziewczyny już nie było. Obok stał Sehun, który pochylał się nad tobą lekko zaniepokojony.
 - Wszystko w porządku? - poczułaś jego rękę wracającą na swoje miejsce - wokół twojej talii.
 - Łatwo ci poszło. - przewróciłaś oczyma.
 - Nic nadzwyczajnego po tym, co wczoraj widziałem.
 - O jakim zeszycie ona mówiła? - uśmiechnęłaś się pogodnie.
 - Nie wiem, czy mogę ci go pokazać. - zawahał się. - Mogłabyś mnie uznać za kogoś niepoczytalnego.
 - Od jak dawna mnie kochasz?
 - Jakiś czas. - uśmiechnął się, oczami przeczesując równoległy brzeg jeziora.
 - Proszę. - zrobiłaś uroczą minkę, nadymając policzki. Sehun przyciągnął cię do siebie i złączył wasze usta namiętnym pocałunkiem. Poruszaliście ustami w rytmie bijących serc, teraz właściwie jednostajnie. Wplotłaś dłoń w jego piękne włosy, czym nie pozwoliłaś mu się odsunąć ani o centymetr. Poczułaś język chłopaka pieszczący twoją górną wargę, niemal błagający o bilet wstępu do środka. Spełniłaś niemą prośbę, prawie od razu ciesząc się przyjemnym masażem podniebienia. Zachichotałaś i z braku tchu przerwałaś pocałunek.
 - Zabierasz mi oddech. - powiedziałaś, na co chłopak się zaśmiał.
 - Mogę jeszcze więcej. - uniósł brwi, zalotnie oblizując wargi. - Chcesz zobaczyć?
 - Naucz mnie łowić ryby.
 Pociągnęłaś go za rękę z powrotem w kierunku pomostu.


Ostatnio to ja w ogóle nie wiem, co się ze mną dzieje ;P ;) Mam jakąś taką dziwną pisarską wenę, że najchętniej to cały dzień bym siedziała i pisała ;D Z korzyścią dla Was mam nadzieję xD Trochę dzisiaj popracowałam nad "przyszłymi" scenariuszami na tego bloga. Od razu mogę powiedzieć, że będzie się działo! ;D I tak z góry zapytam: Kochane oglądała któraś z Was dzisiaj mistrzostwa Azji (tak, chodzi mi o finał Korea Południowa - Australia). I jak tam, zadowolone z wyniku? ;) Bo moim zdaniem Koreańczycy dużo bardziej zasłużyli na mistrzostwo, ale to jest tylko moja opinia xD ;) Mam nadzieję, że scenariusz będzie Wam się podobał, jak już zapewne wiecie, następny jest +18 (od razu zdradzę, że Tao ;D), a później długo oczekiwany Luhan ;P Nie martwcie się, z Krisem też coś wyskrobałam ;) A teraz miłego czytania. Komentujcie, subskrybujcie, polecajcie i cieszcie się sobotnim wieczorem ;) Kocham ;*



środa, 28 stycznia 2015

#29 Kai


 Z uśmiechem otworzyłaś kopertę, którą twoja mama zostawiła na stole. Uczucie zniecierpliwienia pojawiło się już, gdy dostrzegłaś adres nadawcy. Szybko zabrałaś się do rozkładania zwiniętej kartki papieru ukrytej w środku.
 Ostatni rok szkoły średniej dobiegał końca. Nadeszła pora wysyłania odwiecznie znienawidzonych aplikacji uniwersyteckich. Miałaś dobre oceny, więc nikogo nie zaskoczyłaś, kiedy nadesłałaś podanie jednej spośród najlepszych krajowych uczelni. Marzyłaś o niej od dawna i nawet, jeżeli mieli odprawić cię z kwitkiem, byłabyś dumna, że ktokolwiek stamtąd się odezwał. Właściwie, nie zastanawiałabyś się ani chwili jeżeli przyszłoby ci wyjechać, lecz istniało jedno "ale"...
 Kai. To imię odbijało się echem w twojej głowie podczas czytania listu. Byliście razem już ponad dwanaście miesięcy. Studiował na miejscowej uczelni, popołudniami zazwyczaj pracował. Każdego dnia coraz mocniej go kochałaś. Tylko wasza miłość trzymała cię tutaj. Zdawałaś sobie sprawę, że nie mógłby wyjechać. Nie przeżyłabyś, jeżeli mielibyście się rozstać, ale świadomość o odciąganiu chłopaka od rodzinnego miasta zdawała ci się okropna. Jongin nic nie wiedział. Nie pisnęłaś ani słówka, gdy wysyłałaś podanie do college'u. Nie chciałaś denerwować ukochanego. Mimo wszystko też bałaś się, bo...
 - I? - wszelkie rozmyślania przerwał lekko niecierpliwy głos twojej mamy. - Masz łzy w oczach. Co się stało?
 - Przyjęli mnie... - pisnęłaś cichutko.
 - Nie cieszysz się? - zamiast okazywać radość, kobieta wyglądała na zaniepokojoną.
 - Nie wiem co się przed chwilą stało... - uśmiechnęłaś się z niedowierzaniem. - Dostałam się, prawda?
 - Tak! - radośnie wykrzyknęła twoja rodzicielka. Podbiegłaś ku niej, trzymając wyciągnięte ręce, gotowa ją przytulić, jednak powstrzymała cię jednym gestem. - Na co czekasz?! Idź po szampana!
 - Mamo... - jęknęłaś, ze łzami szczęścia w oczach.
 - Co: "mamo"? - rozłożyła ręce. - Świętujemy! Ja zadzwonię po Kai'a.
 - Nie, proszę. - nagle stanęłaś jak wryta.
 - Nie mów mi, że on nic nie wie. - zmarszczyła czoło. Emocje opadły równie szybko, co się pojawiły. Milczałaś. Za nic nie będziesz mogła dzisiaj świętować, coś tak czułaś. - [T.I.], powiedz coś. - W głosie matki słychać było zniecierpliwienie.
 - Nie. - pokręciłaś głową.
 - Powiesz mu? - uniosła brwi.
 - Będę musiała. - westchnęłaś.
 - Idź po szampana. - puściła do ciebie perskie oko. - Porozmawiamy o tym, dobrze?
 Mimo alkoholu zawartego w trunku, nie miałaś ochoty się zwierzać. Poszłaś spać wcześnie, bez jakiejkolwiek kolacji. Usnęłaś szybko, a żadne senne marzenia nie przychodziły. Rano obudziłaś się z myślą, że zrobiłaś coś złego. Zerknąwszy, jak co rano, na wyświetlacz swojej komórki, dostrzegłaś siedem nieodebranych połączeń od Jongina. Wstałaś, nie oddzwaniając ani razu.
 - Za rok, będziemy już tylko ty i ja. - szepnął chłopak. Leżałaś na jego klatce piersiowej zakrytej tylko cienkim materiałem czarnej koszulki bez rękawów. Pachniał nieco drażniącą wonią potu. Nic dziwnego, w końcu zaledwie przed chwilą przestał tańczyć. Uśmiechnęłaś się, chociaż tak naprawdę twoje tętno przyspieszyło.
 Wylegiwaliście się na podłodze studia tanecznego, gdzie pracował popołudniami. Tego wieczora postanowiłaś zrobić mu niespodziankę.
 - A nie myślisz czasami, że to wszystko jest nie do końca tym, czego chciałeś? - zaczęłaś niepewnie.
 - To jest dokładnie to, czego chciałem. - uśmiechnął się. Trzymał ręce pod głową, błądząc wzrokiem po suficie.
 - Nie myślałeś o wyjeździe?
 - Ale dlaczego miałbym uciekać, skoro jest mi tutaj dobrze? - parsknął cicho. Moment później podniósł się do siadu i ujął twoją twarz w obie dłonie. - Za rok będziemy studiować razem. - zmienił ton na nieco poważniejszy. - Zaczniemy nowe życie, będziemy widywać się codziennie... Tak, jak sobie wymarzyliśmy. - niespodziewanie cię pocałował. Dotyk jego warg był jak zwykle przyjemny, jednak wzmógł ciągle narastające w tobie  poczucie winy. Przerwałaś pocałunek.
 - Złożyłam papiery gdzieś indziej. - powiedziałaś, starając się zachować spokój. Kai uśmiechnął się, jednak zauważyłaś, że posmutniał.
 - Dokąd? - zapytał cicho.
 - University of Busan... - powiedziałaś. - Dostałam się.
 - Będziesz musiała im odmówić. - stanął na nogi, delikatnie wysunąwszy się spod ciebie.
 - Ale ja chcę tam studiować. - również się podniosłaś.
 - Nie ma mowy. - nadal był spokojny, jednak jego głos powoli stawał się mniej delikatny. - Nigdzie nie pojedziesz.
 - Dlaczego mi zabraniasz?
 - Bo... - zawahał się. Jego twarz wyglądała tak, jakby momentalnie zmienił zdanie. - Dlaczego się tak upierasz?
 - Bo to moje marzenia. - nerwowo zagryzłaś wargę.
 - Myślałem, że mamy wspólne marzenia. - głośno wypuścił powietrze z ust.
 - Ale o tym myślałam od dziecka. - uparcie broniłaś swoich racji. - Jonginnie, proszę...
 - Nie nazywaj mnie tak. - jego słowa zabrzmiały dla ciebie jak siarczysty policzek. - Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś?
 - Bałam się.
 - Czego? - w oczach swojego chłopaka zobaczyłaś niedowierzanie.
 - Że zaczniesz się zachowywać tak, jak teraz! - przewróciłaś oczami.
 - Nigdzie cię nie puszczę. - powiedział stanowczo. - Koniec tematu.
 - I tak pojadę... - burknęłaś cicho pod nosem. - Czy ci się to podoba, czy nie.
 - Co proszę? - uniósł brwi.
 - Nic takiego. - wzruszyłaś ramionami.
 - A może ty tam kogoś masz, co? - skrzyżował ręce na piersi. Wtedy wydawał się taki chłodny i, co najważniejsze, zupełnie obcy. - Dlatego chcesz tam tak bardzo jechać.
 - Nie bądź śmieszny.
 - Jak się nazywa? - jego ton stawał się coraz bardziej zjadliwy. - No, pochwal się.
 - Kai, dość.
 - Jak on ma na imię? - wycedził przez zęby. Poczułaś łzy powoli napływające do twoich oczu.
 - Przestań. - może ci się zdawało, ale przez chwilę twarz chłopaka zajaśniała smutkiem.
 - No co?! - westchnął żałośnie. - Chcę wiedzieć, ile facetów posuwa moją dziewczynę na boku...
 - Przegiąłeś. - słowa Jongin'a zabolały cię jak nóż wbity prosto w serce. Chciał jeszcze coś powiedzieć, ale mu przerwałaś jednym gestem. - Najgorsze, co mogłeś zrobić, to oskarżyć mnie o coś takiego. Przepraszam, że chciałam być szczęśliwa. - zmierzyłaś go wzrokiem. - Właściwie, wolę być szczęśliwa tam, sama, niż nieszczęśliwa tutaj z tobą. Poza tym, kocham tylko...
 - Mnie? - wszedł ci w słowo. Chciałaś pokiwać głową, jednak się powstrzymałaś. - Jego? - uśmiechnął się kwaśno. Twarz mu buzowała gniewem. - Nieważne, jeżeli rzeczywiście pojedziesz.
 - Kai, wychodzę... - powiedziałaś, chociaż od każdej pojedynczej głoski dostawałaś mdłości.
 - Droga wolna. - prychnął.
 Opuściłaś pomieszczenie, nie mówiąc już nic. Zostawiłaś go samego w sali z lustrami. Chwilę później usłyszałaś krzyk. Agonalne, mrożące krew w żyłach wycie rozpaczy.
 Przez następnych parę dni żałowałaś każdego słowa, które wtedy powiedziałaś. Twój telefon milczał. Straciłaś jakąkolwiek ochotę, aby wyjść na zewnątrz. Mimo wszystko, ostatnią rzeczą, jaką zrobiłabyś było porzucenie swoich marzeń.
 Później nadszedł koniec roku szkolnego. Odebrałaś prawie idealne świadectwo. Pożegnałaś wieloletnich znajomych, czując w sercu ukłucie żalu. Wakacje spędziłaś pod znakiem sezonowej pracy oraz upragnionego wyjazdu do Hiszpanii. Brak czasu nie pozwalał ci dużo myśleć, dlaczego Jongin nie dzwonił, nie pisał. Mogłabyś przysiąc, że kilka razy go widziałaś, albo serce postanowiło robić sobie głupie żarty. Czasami przyłapywałaś samą siebie na bronieniu go. Próbowałaś zrozumieć, jak bardzo czuł się zdradzony. Z każdym dniem mijającego lata coraz bardziej za nim tęskniłaś, mimo każdego słowa, które wtedy usłyszałaś.
 Październik przyszedł niespodziewanie szybko. Nim się obejrzałaś, musiałaś spakować walizki i wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Ponad połowę swoich gratów zostawiłaś, poniekąd z braku miejsca, ale też dlatego, bo część spośród nich była prezentami od kogoś ważnego, kogo już nie spotykałaś. Zabrałaś jedynie kilka szpargałów, które pewnie i tak nigdy nie zostaną należycie wykorzystane. Nie mogłaś darować sobie pluszowej pandy, otrzymanej niegdyś od Kai'a. Ba, zajęła nawet honorowe miejsce w twojej walizce. Może kiedyś ją wyciągniesz, czy to przez roztargnienie, czy długo wyczekiwany przypływ odwagi. Będziesz mogła bez obaw się przytulić, może trochę tęskniąc mniej...
 Ostatniego dnia września zwlokłaś walizkę do korytarza swojego domu. Wcześniej muśnięciem dłoni pożegnałaś każdy, nawet najmniejszy, kąt. Zrozumiałaś, że pewnie nieprędko tutaj wrócisz, bo wybrałaś uniwersytet na drugim końcu Korei. Przyglądałaś się zdenerwowanej mamie naciągającej kurtkę, tamtego poranka panowała typowa jesienna pogoda, oraz tacie, gdy delikatnie wzruszony brał samochodowe kluczyki z komody. Ubrana, prawie gotowa do wyjścia, ściskając bilet lotniczy w dłoni, pomachałaś lodówce, która jakby zaciekawiona wyłaniała się zza rogu. Zamknęłaś drzwi, później oddawszy swoje klucze rodzicielce. Będzie tak, jakbym nigdy tutaj nie mieszkała, pomyślałaś, po czym wpakowałaś się do samochodu.
 Droga na lotnisko nie zajęła wam dużo. Wręcz przeciwnie, miałaś wrażenie, że szłaś terminalem zbyt wcześnie.
 Łzawe pożegnanie z rodzicami również minęło zaskakująco szybko. Wszyscy troje zdążyliście się rozpłakać, ale pocieszałaś ich faktem pozostania w kontakcie. Właśnie miałaś iść do punku odprawy, gdy mama cię zatrzymała:
 - Mamy dla ciebie prezent. - uśmiechnęła się przez jeszcze świeże łzy.
 - Żadnych prezentów. - uparcie pokręciłaś głową.
 - Jak go zobaczysz, zmienisz zdanie. - tata poklepał cię po ramieniu.
 - Co zobaczę? - z minuty na minutę czułaś coraz większe zdezorientowanie.
 - Odwróć się. - rodzice wymienili porozumiewawcze spojrzenia, lecz prawie natychmiast utkwili wzrok w czymś za twoimi plecami.
 Okręciłaś się na pięcie, lecz momentalnie poczułaś, że miękną ci nogi. Właściwie mogłaś, i spodziewałaś się, wszystkiego. Każdej, nawet najgłupszej rzeczy, ale nie tego. Uśmiechnęłaś się, zarazem robiąc krok w tył.
 Nie dalej jak trzy metry od ciebie stał on. Był piękny jak anioł, z tym swoim zawadiackim błyskiem w oczach. O lewe udo opierał walizkę, na ramionach miał plecak, a w ręce bukiet kwiatów - twoich ulubionych z resztą. Delikatnie się uśmiechał, ale wiedziałaś, że czekał na twoją reakcję. Wzruszył ramionami, gdy przeniosłaś wzrok z walizki na jego twarzy.
 Podeszłaś, zachowując około półmetrowy dystans, lecz Jongin nic sobie z tego nie robił. Bez zbędnych słów odłożył kwiaty gdzieś blisko swojego bagażu. Pocałował cię, zupełnie tak jakby to był wasz pierwszy pocałunek. Nawet nie pomyślałaś o tym, żeby go odepchnąć, zbyt mocno za nim tęskniłaś. Czułaś jego ciepły oddech i już wiedziałaś, że od życia nie śmiesz pragnąć ani kropelki niczego lepszego. Jeżeli coś lepszego niż Kai istnieje, oczywiście. Uśmiechnęłaś się, opierając swoje czoło o jego.
 - Kocham cię. - powiedział ledwie słyszalnie. - I przepraszam.
 Pokręciłaś głową z uśmiechem. W kącikach twoich oczu zamajaczyły łzy.
 - Byłem zły, bo chciałaś wyjechać beze mnie. - zmarszczył brwi. - Bo nie zapytałaś, czy chciałbym jechać z tobą. Wiem, że nie masz tam nikogo.
 - Jongin, jesteś idiotą. - uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej.
 - Dostałem się na studia wieczorowe w Busan.
 - Jedziesz ze mną? - zapytałaś zaskoczona. Kai jedynie pokiwał głową, ale tobie to wystarczało.
 - Kocham cię. - powiedziałaś, jeszcze raz złączając wasze wargi.
 - Mam dla ciebie prezent. - sięgnął po bukiet kwiatów.
 - Czekaj. - zatrzymałaś go momentalnie.
 - Co się stało? - uniósł brwi, ciągle nie puszczając twojej talii.
 - Skąd wiedziałeś, że wylatuję akurat teraz? - zacisnęłaś usta.
 - Twoi rodzice mi trochę pomogli. - podjechał wzrokiem gdzieś ponad twoją twarz i się uśmiechnął. - Zdaje się, że bardzo mnie lubią.
 - Nie inaczej. - przewróciłaś oczami. Jongin ukradkiem zerknął na zegarek zapięty na przegubie.
 - Zaraz spóźnimy się na odprawę. - uśmiechnął się i wziął cię za rękę.
 Ostatecznie pożegnałaś się z rodzicami, tym razem płacząc jeszcze mocniej. Razem z ukochanym przeszłaś przez odprawę. Do wylotu mieliście jeszcze trochę czasu, więc rozmawialiście, dużo rozmawialiście.
 Parę godzin później siedzieliście obok siebie w samolocie. Jednak zasnęłaś, zanim zdążyliście wystartować. Mimo wszystko był to sen spokojny, bo, budząc się, znów go zobaczyłaś. Anioła z kwiatami na kolanach.

 Jeny, jak ja tu dawno nic nie dodawałam ;D Obecnie w zachodniopomorskim panują ferie zimowe, więc teraz mam trochę (a nawet więcej) czasu, żeby dodawać. Wiedzcie, że presji już nie ma. Mimo wszystko, dodając na tego bloga, czuję się jakbym wracała do domu. A pewnie wiecie, że dom jest tam, gdzie chcą, żebyś został dłużej ;) Komentujcie, obserwujcie, czerpcie przyjemność z czytania i trzymajcie się cieplutko <3 ;)





poniedziałek, 1 grudnia 2014

#28 Baekhyun (+18) / Chyba kocham tego bloga zbyt mocno, by przestać.


 Zapięłaś walizkę dumna z ukończonego pakowania. Właściwie, to ciuchy sprawiły ci większy problem, niż zazwyczaj. Gdyby nie fakt, że wyjeżdżałaś w towarzystwie ukochanego chłopaka, dawno byłabyś gotowa.
 Zaczęliście się spotykać dziesięć miesięcy temu. Urlop uznałaś za idealny moment, aby pójść "o krok dalej". Nie odczuwałaś żadnej presji, zwyczajnie chciałaś wytworzyć jeszcze większą więź pomiędzy tobą, a Baekhyun'em. Bardzo go kochałaś, co każdego dnia okazywałaś nieskończoną cierpliwością. Dlaczego? Byun Baek Hyun okazał się specyficznym typem. Pierwszą randkę zainicjowałaś sama. Pocałunku oczekiwałaś blisko osiem tygodni. Nawet teraz, gdy dawałaś mu bardziej namiętne buziaki, cały czerwieniał. Zanim poznałaś Koreańczyka, nie sądziłaś, że ktokolwiek może urodzić się aż tak nieśmiałym. Tak czy inaczej, walizkę wypełniłaś parą koronkowej bielizny. Nie zamierzałaś "ciągnąć" chłopaka do kolejnej, intymniejszej sprawy, zasadniczo wątpiłaś w cudowne odrzucenie wstydu. Zabrałaś również talię kart, gdybyście jednak wybrali alternatywę Maryi Dziewicy. Oby nie.
 - Gotowa? - uśmiechnął się delikatnie, siadając za kierownicą.
 - Bardziej nie będę. - zachichotałaś. Baekhyun zerknął na ciebie spode łba.
 - Mam prawo jazdy od niedawna... - przewrócił oczyma. - Ale umiem jeździć. - zaśmiał się.
 - Jak dasz mi buzi, to dotrzemy cało i zdrowo. - uniosłaś brwi.
 - Jesteś niemożliwa. - pokręcił głową, z właściwą sobie nieśmiałością odrywając dłonie od deski rozdzielczej. Chwilę później wypełnił je twoimi policzkami. Najpierw musnąwszy czoło, przycisnął ci swoje wargi do ust. Zanim zapragnęłaś więcej, już zakończył pocałunek. Zawsze był taki oszczędny...
 - Kocham cię. - powiedziałaś. Koreańczyk uśmiechnął się, chwilę później jego skóra zalśniła rumieńcem.
 - Kocham cię. - odpowiedział, zerkając przez przednią szybę. Błogo opadłaś w fotel. Ledwie wiedziałaś gdzie jedziecie, jednak podróż podobno miała być długa. Zamknęłaś oczy. Liczyłaś na krótką drzemkę. Baekhyun siedział tuż obok, właściwie do szczęścia potrzebowałaś tylko ciepłego koca. Po jakichś dwudziestu minutach słuchania ryku silnika zasnęłaś.
 Przebudziłaś się pod wpływem trzaśnięcia drzwiami. Oczekiwałaś znajomego kołysania, które przez ostatnie kilka godzin nieprzytomnie cię bujało. Westchnęłaś, gdy, otworzywszy oczy, zrozumiałaś, że dotarliście na miejsce. Zachichotałaś, czując znajomą dłoń głaszczącą twoje włosy. Odwróciłaś głowę.
 - Dzień dobry. - powiedział ukochany chłopak. Przesłał ci buziaka w powietrzu. Nim poświęciłaś swoją uwagę Koreańczykowi, rozejrzałaś się dookoła. Powietrze dziwnie szumiało, a samochód Baekhyun'a otaczały ogromne drzewa iglaste. Zerknęłaś przez ramię i zauważyłaś lekki prześwit pośród gałęzi jednego z drzew. Szpara prześwitywała ruchem fal.
 - Jezioro? - otworzyłaś oczy szerzej ze zdziwienia.
 - Chciałabyś, żeby...? - zaczął pełnym zadowolenia głosem.
 - Tak. - przerwałaś mu, zanim skończył.
 - Zgadza się, jezioro. - zachichotał.
 - Jesteś niesamowity. - westchnęłaś, biorąc go za rękę. - Najlepszy chłopak, jakiego tylko dziewczyna może sobie wymarzyć.
 - Wiesz... - odpowiedział wyraźnie speszony. Policzki miał bardziej czerwone, niż najdojrzalsze maki. Pochylił się, aby pozwolić wam na krótki pocałunek, lecz w ostatniej chwili się zatrzymał i odwrócił głowę. Buzowałaś nadzieją, że twoja twarz nie zdradzała rozczarowania. - Odebrałem klucz od domku. Jeżeli chcesz, możesz się chwilę rozejrzeć. - usta Baekhyun'a zamajaczyły niepewnym uśmiechem. - Wniosę bagaże do środka, a później zobaczymy, dobrze?
 - Okej. - szepnęłaś cicho. Koreańczyk szybko ucałował cię w czoło, po czym opuścił auto.
 Jęknęłaś, wysiadając z samochodu. Zdrętwiałe kończyny błyskawicznie dały o sobie znać. Niemalże upadłaś na ziemię usłaną igłami drzew. Ostatecznie udało ci się złapać równowagę, ale mimo wszystko tym zainteresowana byłaś najmniej. Skupiłaś umysł tylko wokół faktu, że pojechałaś nad jezioro, które kochałaś najbardziej. Uśmiechnięta, niby dziecko, podeszłaś do ogromnych sosen. Już kilka sekund później zniknęłaś za nimi.
 Nie wiedziałaś ile czasu, ani nawet gdzie spacerowałaś. Liczyło się jedynie to, jak przyjemna okazała się przechadzka. Słońce powoli parło ku zachodowi. Pomimo sporego dystansu, wróciłaś bez problemu. Swobodnie minąwszy auto Baekhyun'a, ruszyłaś w kierunku domku, gdzie wcześniej poszedł chłopak.
 Zastałaś go przetrzepującego swoją torbę. Nie mogłaś zwrócić uwagi na wystrój chatki, bo prawie całą jej powierzchnię zajmowała wędka Koreańczyka.
 - Gdzie byłaś? - zagaił, nie patrząc.
 - Spacerowałam. - powiedziałaś ze śmiechem.
 - Martwiłem się. - nareszcie podniósł wzrok. Spomiędzy kosmyków grzywki zakrywającej mu oczy tryskał niepokój.
 - Przepraszam, Baekie. - wypaliłaś. Baekhyun uśmiechnął się czule.
 - Dzwoniłem. - przyznał. - Kilka, albo kilkanaście razy.
 - Tutaj jest tak pięknie. - westchnęłaś. - Nie mogę uwierzyć, że mnie przywiozłeś...
 - Jako moja dziewczyna... - zawahał się momentalnie. - Zasługujesz na każdą rzecz... - uniósł kąciki warg ku górze. - Która byłaby piękna czy chociażby ładna.
 - Na co jeszcze zasługuję jako twoja dziewczyna? - przygryzłaś wargę. Nawet zapomniałaś, że ciągle stałaś przy drzwiach wejściowych. Chłopak natychmiast spłonął rumieńcem.
 - Idę zarzucić haczyk. - oznajmił, wstając. Nienawidziłaś, gdy takim sposobem kończył temat. - Wrócę za niedługo.
 - Bądź ostrożny. - poprosiłaś, kiedy zaczął ubierać solidnie wykonaną kurtkę.
 - Zawsze jestem. - musnął twój policzek. Nim się obejrzałaś, zwinął wędkę oraz pudełeczko robaków i wyszedł. Zostałaś sama.
 Właściwie nie znalazłaś rzeczy, którą mogłabyś zająć swój znudzony umysł. Zachwyt domkiem z cudowną boazerią zakończyłaś nadzwyczaj szybko. Do kolacji pozostało jeszcze sporo czasu. Stary telewizor ledwie odbierał dwa kanały, a karty nie brylowały w grupie gier jednoosobowych. Finalnie zdecydowałaś się wziąć prysznic. Gorąca woda zawsze koiła nerwy, przy czym samotność tylko sprzyjała wyciszeniu. Migiem porwałaś kosmetyczkę i zatrzasnęłaś za sobą łazienkowe drzwi.
 Gdy skończyłaś kąpiel, zorientowałaś się, że nie zabrałaś ręcznika z torby. Zbytnio nie ubolewałaś, bo przecież zostawiono cię samą. Dziesięć metrów od drzwi do bagażu nie powinno sprawić żadnej trudności. Przynajmniej w praktyce, gdyż wtedy jeszcze nie wiedziałaś, że Bóg uraczył niewysokiego chłopaka twoim wtargnięciem.
 Zdecydowanym krokiem opuściłaś łazienkę zupełnie nago. Kilka centymetrów dalej momentalnie usłyszałaś cienki pisk. Zauważyłaś Baekhyun'a, który ekstremalnie speszony rzucił się ku twojemu pakunkowi, widząc nagość. Wstępnie, oczekiwałaś ręcznika, lecz później zaczęłaś mieć nadzieję, że ten widok może nieco "podkręcić tempo" chłopakowi. Zamiast tego, tylko zatoczył się po bagaż z paniką w oczach. Czego oczekiwałaś? Przecież miałaś ukochanego - drewno opałowe.
 Dobywszy ręcznika, natychmiast się nim zasłoniłaś. Czułaś wściekłość, ale nie przez swoje nagie ciało. Byun Baek Hyun stuprocentowo nie zareagował jak facet. Zastanawiałaś się, czy rzeczywiście odczuwał cokolwiek do ciebie, bo to, co pokazywał było zabawą dzieciaków z przedszkola.
 - Co ty tutaj robisz?! - wrzasnęłaś. Koreańczyk skulił się nieco.
 - Zapomniałem... - chciał zacząć mówić, lecz ostatecznie się rozmyślił. - Dlaczego jesteś goła?
 - Nieważne. - przewróciłaś oczyma. - Brałam prysznic.
 - Mogłaś zamknąć drzwi. - zauważył.
 - Baekhyun... - powiedziałaś, ale odpowiedziała ci tylko jego nieśmiała, jak zwykle, mina. - Zostaw mnie.
 Szybkim krokiem przeszłaś do kuchni. Bez oglądania się mogłaś stwierdzić, że szedł za tobą. Nie wiedzieć czemu, odczułaś pragnienie grania małej dziewczynki. Oparłaś się dłońmi o blat, stojąc tyłem w kierunku wejścia. Westchnęłaś ciężko. Zdecydowanie nie dawałaś rady.
 - Kochanie, co się z nami dzieje? - usłyszałaś szept przy uchu.
 - Raczej: "co dzieje się z tobą"? - odwróciwszy się, stanęliście twarzą w twarz.
 - Nie rozumiem. - uniósł brwi.
 - Czerwienisz się, gdy mnie całujesz. - westchnęłaś. - Nigdy dłużej niż pięć sekund. Boisz się ze mną przytulać. - wzruszyłaś ramionami, lecz twój głos brzmiał, jakbyś zaraz miała się rozpłakać. - Nie jestem chora, trędowata, nie mam wesz, a zachowujesz się... Przy tobie mam te wszystkie rzeczy.
 - To nie tak... - szepnął, ale natychmiast mu przerwałaś.
 - Daj mi skończyć. - pokręciłaś głową prawie niewidocznie. - Nawet chciałam... Nawet chciałam z tobą pójść o "krok dalej", ale wiem, że nic z tego. Wstydzisz się zawsze, gdy cokolwiek robimy, a przecież to ja jestem osobą, przy której powinieneś się krępować najmniej. - znów się odwróciłaś, zrezygnowana. Prawie natychmiast poczułaś silne ręce, obejmujące ci talię. Baekhyun przycisnął wargi do twojego złączenia szyi oraz tułowia. - Chodzi o religię?
 - Nie. - zaprzeczył. Nie widziałaś jego twarzy, ale mogłaś wyobrazić sobie jej wyraz.
 - Nie nosisz pierścienia czystości... - przewróciłaś oczyma.
 - [T.I.]... - zaczął.
 - Tak?
 - Zrobimy to, dobrze? - zachichotał. Uśmiechnęłaś się, słysząc cudowny śmiech chłopaka. - Żadnego przymusu. Tylko ty i ja.
 Spojrzałaś mu w twarz. Usta miał wykrzywione przepięknym grymasem, który robi każdy, gdy czuje szczęście.
 - Naprawdę chcesz? - zapytałaś.
 - Tak. - kiwnął głową. Wargami niemalże dotykał twoich. - Bo jesteś moją jedyną, a swoją najdroższą się kocha najmocniej na świecie. - nie odpowiedziałaś nic, tylko nieustannie przewracałaś oczami. Baekhyun, jakby dla dodania sobie otuchy, odetchnął głęboko. - Chodź. - złapał cię za dłoń, lecz zamiast zaprowadzić gdziekolwiek, wziął twoją sylwetkę na ręce.
 Zanim oboje przekroczyliście próg kuchni, jednym ruchem złączyłaś wasze usta. Początkowo trochę się nim zachłysnęłaś, jeszcze nigdy nie byłaś całowana tak zachłannie. Czułaś ogromną satysfakcję z nagłej przemiany chłopaka, która ledwie promieniała zza gęstej zasłony ognistego pożądania.
 Koreańczyk położył cię dopiero na materacu łóżka stojącego w niewielkiej sypialni. Gdzieś pod twoim podbrzuszem zawarczało instynktowne mrowienie. Nie zdążyłaś pomyśleć nad tym dłużej, gdyż Baekhyun znienacka przygryzł ci dolną wargę. Jęknęłaś mimowolnie. Nie miałaś pojęcia, kto go nauczył takich sztuczek. Właściwie, wtedy, podczas pocałunków, zmieniał się jak obrazy kalejdoskopu. Momentami był drapieżny, ale tylko dlatego, by później stać się czułym i całować, prawie nie dotykając ust drugiej osoby.
 Zachichotałaś, odwzajemniwszy kolejnego buziaka. Delikatnie dłońmi podwinęłaś koszulkę chłopaka. Oniemiałaś, kiedy odkryłaś, że jego policzki ani trochę nie poczerwieniały. Chwilowo oderwał wargi od ciebie, po czym uniósł ręce w górę, abyś mogła zdjąć przeszkadzające ubranie, co natychmiast zrobiłaś. Nim wróciliście do przerwanej czynności, podziwiałaś ledwie widoczne mięśnie Koreańczyka. Były piękne, a zarazem takie, jakby pod wpływem jednego dotyku mogły się rozpaść. Baekhyun siedział na tobie okrakiem, więc widziałaś go całego. Dłonią pokonałaś drogę przez sam środek torsu Azjaty. Podniósł kąciki warg ku górze i ręką przytrzymał sobie twoje palce u dołu brzucha. Zaczęłaś rozmyślać, kto tak naprawdę był dziecinny, gdy spostrzegłaś swoje rdzawoczerwone policzki. Prychnęłaś cicho.
 - Coś wspominałaś, że jestem nieśmiały? - zachichotał, głaszcząc cię wierzchem wolnej dłoni po jednym z nich.
 Lekko zniecierpliwiona, chrząknęłaś znacząco. Nie musiałaś długo namawiać chłopaka, bo jak na zawołanie, złączył was pocałunkiem. Tors Baekhyun'a nie miał daleko do paska obcisłych jeansów, więc bez wahania zabrałaś się za odpinanie klamry. Robiłaś tę czynność nie spojrzawszy ani razu, oddawanie całusów było niezwykle zajmujące. Kiedy nareszcie dopięłaś swego, zwyczajnie zsunęłaś spodnie w dół. Sam Koreańczyk został opatulony jedynie cienkimi bokserkami.
 Poczułaś ręce Azjaty, niecierpliwie szczypiące rąbek łazienkowego ręcznika, który niedawno ubrałaś. Jego usta nareszcie dały ci odpocząć, ale mimo wszystko zjechały niżej. Jęknęłaś, smakując głębokiego pocałunku na własnej szyi. Później robił to delikatniej. Znalazł sobie zajęcie - muskanie wargami każdego pojedynczego milimetra twojego ciała. Okazał się bezbłędny, chociaż niemalże niewyczuwalny. Zaczął od linii szczęki, a skończył przy dekolcie, o co prawie go poprosiłaś. W miarę upływu czasu czułaś coraz większe pożądanie. Mimo, iż pocałunki chłopaka sprawiały niewyobrażalną przyjemność, chciałaś nareszcie doświadczyć jego ciepła, przekonać też samą siebie o wartości tego, co łączyło was obojga, ale również pokazać mu, że czasami warto ulegać.
 Podniósłszy się na łokciach, udaremniłaś dalszą pracę Baekhyun'a. Zerknęłaś w te jego piękne czekoladowe oczy i momentalnie przypomniałaś sobie - przecież zrobiłabyś dla nich wszystko. Skok pod pociąg nie był absolutnie żadnym wysiłkiem, gdy chodziło o twojego chłopaka. Zdałaś sobie sprawę, że prawdopodobnie już nigdy nie zobaczysz go zachowującego się tak, jak kiedyś. Nieśmiały Koreańczyk zniknął, a zamiast niego pojawiło się prawie zwierzęce pożądanie. Czy prędko zatęsknisz za tym pierwszym? Pewnie tak, jednakże zmiany są dobre. Zwłaszcza, jeżeli chodziło o miłość, a ty przecież kochałaś oba wcielenia swojego chłopaka.
 Uśmiechnęłaś się, poczuwszy palce Koreańczyka leniwie wędrujące za linię ręcznika oplatającą niewielki skrawek twojego uda. Wyznał ci miłość jednym krótkim pocałunkiem i pociągnął materiał w dół. Zimno było niczym, gdyby porównać je z niezręcznością, którą poczułaś później. Niestety Baekhyun to zauważył. Wyprostował się, odgarniając włosy.
 - Jesteś piękna. - powiedział, po czym odrzucił ręcznik na bok. Zawstydzona, zasłoniłaś oczy rękami. - Przestań. - chłopak prychnął teatralnie. - Zachowujesz się, jakbyś nie wiedziała, że jesteś najcudowniejszą kobietą świata.
 - Przecież widziałeś mnie taką jeszcze przed chwilą. - pokazałaś mu język.
 - I już nie stoję jak kołek. - przekrzywił głowę. - Robimy postępy.
 Zachichotałaś, na co jeszcze raz cię pocałował. Tym razem mocniej przyciągnęłaś go do siebie, czując kolegę Baekhyun'a między udami. Nieświadomie drażnił twoje wrażliwe miejsce. Nie ściągnąwszy ich, wydobyłaś członka chłopaka zza bokserek. Przerwałaś buziaka i dostrzegłaś rozszerzone z podekscytowania źrenice Koreańczyka. Kilka razy dłonią przesunęłaś po całej długości jego penisa. Jęknął, co później zamieniło się w przeciągłe westchnienia. Uśmiechnęłaś się, pełna satysfakcji, widząc, że pragnie więcej.
 Nim się obejrzałaś, przejął inicjatywę. Oblizał koniuszki palców swojej lewej ręki. Zwilżył nią koniuszek członka i delikatnie wszedł w ciebie. Wstrzymałaś oddech, gdy poczułaś narastającą falę prawie zwierzęcej euforii. Pocałował cię, powoli zaczynając się poruszać. Przytuliłaś chłopaka mocniej do siebie. Wzdychałaś, nie tyle z przyjemności, co świadomości, że miałaś Baekhyun'a tak blisko. Kiedy muskałaś wargami wgłębienie jego szyi, poczułaś przyspieszone tętno. Coraz głośniejsze posapywanie Koreańczyka traciło na miarowości. Twój ukochany pachniał potem oraz swego rodzaju słodyczą, ale nie potrafiłaś jej określić.
 Razem z szybszymi ruchami chłopaka, zaczynałaś tracić kontrolę. Świat dookoła zdawał się falować, a wszechobecna przyjemność pulsowała, dopóki pod wpływem zachwytu nie przestawałaś oddychać. Momentalnie poczułaś, że zaczynasz szczytować. Zacisnęłaś dłonie w pięści, podczas gdy Baekhyun pchnął ostatni raz. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany, co było następstwem ostatniego jęku.
 Zmęczeni opadliście obok siebie na poduszki. Przyciągnąwszy cię do bliżej, Koreańczyk zamruczał błogo. Nurzał twarz w twoich włosach i co jakiś czas głaskał ci nagie udo.
 - Kocham cię. - powtórzył po raz setny dzisiaj. - Wiedz, że ten wieczór mnóstwo zmienia.
 - To znaczy? - uniosłaś brwi.
 - Wepchnęłaś mnie do piekła. - zaśmiał się.
 - Tak to jest jak się nie patrzy pod nogi. - przewróciłaś oczami. Baekhyun obdarzył cię krótkim pocałunkiem.
 - A może...? - uśmiechnął się znacząco.
 - ...zrobię nam coś do jedzenia? - dokończyłaś. Nadmiar emocji sprawił, że zupełnie zapomniałaś o odżywianiu się.
 - Miałem na myśli... - Koreańczyk chrząknął.
 - Nie wiem kim jesteś, ani co zrobiłeś z moim dawnym chłopakiem, ale... - zaczęłaś.
 - Wyszedł do drugiego pokoju. - szepnął pod nosem.
 - Co?
 - Odwrócił się. - powiedział nieco głośniej. - Wyszedł do drugiego pokoju, nieważne. Zjemy coś?
 - Co powiedziałbyś na "nie"? - zachichotałaś.
 - "Nie" może być. - udał zamyślonego, czym jeszcze bardziej cię rozbawił. - Ale najpierw może...
 - "Może" może być. - Baekhyun jeszcze raz cię pocałował, tym razem pozwalając na coś więcej.
 A może on tak naprawdę nigdy nie był nieśmiały?


Możecie się zastanawiać, bo przecież miałam przestać pisać... Mogę powiedzieć tyle, że jestem i robię to, co kocham. Bo kocham tego bloga, kocham tutaj być, kocham EXO, kocham pisać, Was kocham i siebie też kocham, a ten blog to jest część mnie. ;) Jeżeli ciągle tutaj jesteście, to dajcie znać. Specjalnie dla Was zdobyłam się na to, żeby wrócić, specjalnie dla Was jest Baekhyun (+18) do tego ;D ;) Co się tyczy Luhan'a, to bardzo mi przykro. Chociaż to nic nie naprawi, to wiedzcie, że postąpię tak samo, jak z Kris'em. Normalnie nie będę o nim pisać, ale napiszę, jeżeli będziecie chciały, jeżeli tylko dacie znać. Coraz bliżej nam do świątecznego scenariusza specjalnego, jak pewnie przeczuwacie. Niedawno blog skończył roczek, to też tak na marginesie. Komentujcie, obserwujcie. I trzymajcie się cieplutko ;)

ps. Nawet nie wiecie, jak tęskniłam.





czwartek, 9 października 2014

Smutne/niesmutne wieści.

Jak pewnie wszystkie wiecie, jutro miałam dodać rozdział.
Nie zamierzam kłamać, że wszystko jest w porządku, bo nie jest.
Nie dodam rozdziału, chociaż miało to być +18 z Baekhyun'em.
Właściwie, to nigdy już nic nie dodam na tego bloga.
Strasznie Was przepraszam, bo zrobiłam wielkie "BOOM" związane ze swoim powrotem,
ale ja naprawdę myślałam, że wrócę.
Zawieszam bloga (nie usunę go, myślę, że nawet sama kiedyś będę chciała tutaj zajrzeć).
Dlaczego?
Nie będę kłamać...
Czuję zbyt dużą presję związaną z byciem tutaj.
Może jestem walnięta.
Ale wyznaczyłam sobie, że scenariusze będę dodawać co piątek.
Tak naprawdę ten czas od piątku do piątku to dla mnie wyścig szczurów.
Wypruwam sobie flaki, żeby tylko zdążyć ze scenariuszem, 
bo ubzdurałam sobie, że znienawidzicie mnie, gdy nie dodam niczego na czas.
Przepraszam, jeżeli jestem pokręcona, ale sama nie do końca rozumiem, dlaczego tak myślę.
Jesteście naprawdę wspaniałe i nie wyobrażam sobie oszukiwania Was dalej, że świetnie się tutaj bawię.
Kocham pisanie, ale taki blog to chyba dla mnie trochę za dużo...
Może kiedyś wrócę.
Gdy poukładam puzzle.
Nie chcę, żebyście mnie nienawidzili, bo to by była ostatnia rzecz, której bym chciała.
Zbytnio Was polubiłam.
Możecie zapytać, o co chcecie.
Ale wiedzcie, że to była niesamowita przygoda.
Nie żałuję, że pewnego dnia wcisnęłam "Utwórz bloga".
Może teraz trochę czuję się, jakbym straciła swoje "połączenie" z EXO. 
Ale nie mogę go trzymać kosztem połączenia ze samą sobą.
Kocham Was.
Mam nadzieję, że Wy mnie też.
Mimo wszystko.
ps. Nana, odpowiedz na maila, potrzebuję Cię teraz.

piątek, 3 października 2014

#27 Chanyeol


 Wrzuciłaś puszkę kukurydzy do supermarketowego koszyka. Właściwie, miałaś gdzieś, czy tam rzeczywiście są warzywa. Ważne było, aby nie umrzeć z głodu.
 Robienie zakupów nie znajdowało się wśród twoich ulubionych zajęć. To smutny obowiązek oraz plątanina nudnych wydarzeń. Czasami udawało się spotkać niewinnego dzieciaka plączącego się między regałami lub dawnego kolegę ze szkoły, lecz przede wszystkim wizyta w spożywczaku była nierozerwalnie powiązana z mozolnym popychaniem wózka.
 Uśmiech zagościł na twojej twarzy, gdy zauważyłaś tekturową kobietę reklamującą żel pod prysznic zajmujący półkę pod ścianą. Ona to ma życie, pomyślałaś i, zostawiając koszyk, podeszłaś do dużego kartonu.
 - Fajny mamy dzień, co? - powiedziałaś w stronę papieru. Nie uzyskałaś odpowiedzi, więc tylko przewróciłaś tęczówkami. Obejrzałaś się przez ramię, aby upewnić się, czy nikt nie słyszał ów dość krótkiego, aczkolwiek kompromitującego dialogu. Kątem oka dostrzegłaś wysokiego bruneta trzymającego makaron tuż obok twojego wózka. - Przystojniak na szóstej, idę. - puściłaś perskie oko do nieżywej tektury.
 Właściwie nie miałaś już nic, co musiałabyś kupić, więc ostatecznie minąwszy nieznajomego Koreańczyka, leniwie pchnęłaś koszyk w kierunku kasy. Sklep okazał się tak zawalony regałami, że oboje ledwo mogliście swobodnie przejść. Uśmiechnęłaś się, gdy chłopak połaskotał cię swoim zaciekawionym spojrzeniem. Niewiele myśląc, pojechałaś dalej. Pod nosem nuciłaś jedną z piosenek ulubionego zespołu.
 Nagle, tuż przy samej bramce, usłyszałaś jakieś krzyki dochodzące z drugiego końca przepchanego supermarketu. Nie zerknęłaś natychmiast. Wręcz przeciwnie, zaciekawiłaś się dopiero, kiedy głos stawał się coraz głośniejszy, a po pewnym czasie zaczął zwracać się bezpośrednio do ciebie. Nim porządnie się zastanowiłaś, doskonale wiedziałaś czyj był. Chwilę później zza półki nieopodal wyskoczył niezbyt masywny dryblas o czekoladowych oczach.
 - Tutaj jesteś... - odetchnął powietrzem pełnym ulgi na twój widok. Uniósłszy brwi, czekałaś aż powie cokolwiek, co pozwoliłoby wam obojgu myśleć jednym torem.
 - Cześć... - zamilkłaś momentalnie. - ...ty?
 - Chanyeol. - uśmiechnął się. Wyglądało to dziwnie znajomo.
 - Coś się stało? - zapytałaś.
 - Wzięłaś mój wózek. - zacisnął wargi, jednak widziałaś, że wymuszał powagę. Obrzuciłaś wzrokiem zawartość swojego koszyka. Rzeczywiście, nie zobaczyłaś tam ani jednej rzeczy, której mogłabyś potrzebować. Zaczerwieniłaś się, zauważając kilka "Świerszczyków" ukrytych pod pudełkiem płatków śniadaniowych.
 - Przepraszam. - pchnęłaś wózek butem. Kółka cicho zapiszczały w proteście, ale mechanizm sprytnie potoczył się do chłopaka. - Oddaję zgubę.
 - Proszę. - wcisnął ci rączkę twojego koszyka między dłonie. Nie zetknęłaś oczu z Koreańczykiem, dopóki sam nie domyślił się, o co chodziło. - To nie moje.
 - Przecież nic nie mówię. - przewróciłaś oczami, uśmiechając się znacząco.
 - Ja nie... - zaczął, lecz natychmiast mu przerwałaś.
 - Odpuść. - rzuciłaś.
 - Leżą u mnie w wózku, ale to nic nie znaczy. - wtrącił szybko. Zamilkłaś, jednak Chanyeol oczywiście nie potrafił siedzieć cicho. - Lubisz placki sojowe?
 - Co? - zapytałaś z niemalże absurdalnym wyrazem twarzy.
 - Pytałem, czy... - przymknął się, nareszcie. Chyba jednak zrozumiał własną głupotę. - Naprawdę słuchasz tych wrzeszczących zespołów, co masz na bluzie? - westchnął cicho.
 - Wrzeszczących? - zapytałaś niepewnie. Doskonale wiedziałaś, kto zdobi twoje ubranie i z pewnością żaden spośród tych facetów nie darł się do mikrofonu.
 - Coldplay, prawda? - uniósł brwi. Jego entuzjazm chyba sięgał zenitu. Zastanawiałaś się, co siedzi w głowie Chanyeol'a.
 - Tak. - przytaknęłaś.
 - Ostatnio kupiłem jedną z ich lepszych płyt. - uśmiechnął się pogodnie. - Może chciałabyś któregoś dnia wpaść. Posłuchalibyśmy razem.
 - Właściwie to ja muszę już... - twój wzrok padł na zegar wiszący przy kasie. Równo za trzy minuty powinnaś być w domu.
 - Skype, okej? - uśmiechnęłaś się, gdy wypowiedział ostatnie słowo. Tyle wystarczyło, aby, jak po gwizdku, wyciągnął skądś flamaster i ozdobił napisem skórę twojej ręki. - Będę czekał.
 Nim zdążyłaś odpowiedzieć, już go nie było. Zapłacił za zakupy, uśmiechając się głupkowato. Nie obejrzawszy się, wyszedł.
 Nie miałaś pojęcia, dlaczego się zgodziłaś. Przecież zupełnie nie znałaś chłopaka. Spotkaliście się jako przypadkowe osoby robiące zakupy w jednym miejscu. Dodatkowo, mógł pomyśleć, że tylko czekałaś, aż zaproponuje randkę. Mimo wszystko, znałaś ten uśmiech. Nie byłaś pewna, skąd i do kogo należał, ale stuprocentowo podobny widziałaś już wcześniej. Postanowiłaś nie zaprzątać sobie głowy Chanyeol'em i potrzymać nieznajomego trochę w niepewności.
 Chciałaś zerknąć na zegarek, lecz twój wzrok napotkał strukturę przedramienia. Numer Skype chłopaka zdobił ci skórę. Uśmiechnęłaś się pod nosem, kręcąc głową.
 Przełamałaś się dopiero parę dni później. Chociaż to przecież nic takiego, zaczęłaś się denerwować zanim jeszcze włączyłaś komputer. Miałaś trudności z przyznaniem się do faktu, że nie mogłaś się doczekać widoku twarzy nieznajomego. Chanyeol przyciągał wystarczająco silnie, abyś weekend spędziła na rozszyfrowywaniu prawdopodobnej tożsamości Azjaty. Opcji mnóstwo, efektów żadnych. Tradycja - aż po dziś dzień.
 - Czekaj, głos mi nie działa... - Koreańczyk zrobił zmartwioną minę. Jego kamerka internetowa nie powalała jakością.
 - Jeszcze nic nie powiedziałam. - zaśmiałaś się.
 - Rzeczywiście. - chłopak spłonął szkarłatnym rumieńcem. - Jaką masz koszulkę? - ów pytanie nieco cię zadziwiło, ale posłusznie wstałaś. Momentalnie usiadłaś pod wpływem uderzenia głową o ścienny skos. Nie dało się zapomnieć, że biurko było kiepsko umiejscowione. Chanyeol pisnął cicho. Ze ściany, niczym jesienne liście, posypało się kilka przyczepionych pinezkami zdjęć. Kątem oka zauważyłaś ich lądowanie tuż obok na blacie. - Boli? - głos Koreańczyka okazał się zatroskany.
 - Nie, ani trochę. - uśmiechnęłaś się delikatnie. - The 1975. - udzieliłaś szybkiej odpowiedzi.
 - Nie znam. - uniósł brwi.
 - Powinieneś ich posłuchać. Są świetni. - ułożyłaś sobie w głowie idealną paplaninę, która zadowoliłaby Azjatę, ale diabły wzięły ją równie błyskawicznie, jak się pojawiła. Nim skończyłaś mówić, twój wzrok mimochodem padł na rozrzucone fotografie. Jedna spośród nich odciągnęła cię od wszystkiego, dosłownie.
 - Co jest? - usłyszałaś głos dobiegający z komputera.
 - Nic. - odparłaś, otrząsnąwszy się natychmiast. Drżałaś ze strachu, że gdy tylko odwrócisz spojrzenie, to szczególne zdjęcie zaraz zniknie. Rzecz, dzięki której wiedziałaś już wszystko, mogła przestać istnieć chociażby teraz. Nie wierzyłaś własnym oczom, a tutaj miałaś dowody ukazane jednym pstryknięciem spustu migawki.
 - Dlaczego milczysz? - głos Koreańczyka wyrażał głębokie zaniepokojenie. Nawet nie słuchałaś, tylko wzięłaś fotografię do rąk. Przedstawiała ciebie oraz byłego chłopaka. Nadzwyczajnie uśmiechniętych, szczęśliwych. To, o czym myślałaś brzmiało nieprawdopodobnie, ale musiałaś sprawdzić...
 Ostrożnie uniosłaś wzrok znad kartki. Uśmiechnęłaś się, lustrując szczękę Chanyeol'a. Dokładnie obejrzałaś mu oczy, strukturę czoła aż po samą linię włosów. Dopiero, kiedy zauważyłaś jego odstające uszy, nabrałaś pewności. Łzy szczęścia zakryły twoje pole widzenia. Opanowałaś się jednak, zanim zdążył zauważyć cokolwiek. Nareszcie odnaleźliście siebie nawzajem, chociaż Koreańczyk pewnie zapomniał. Wszystko.
 Parę lat temu byliście zakochani. Małe miasteczko nie opływało chłopakami wartymi uwagi. On okazał się jednym na milion. Zauroczyło cię to, że cały czas się uśmiechał. Planowaliście razem przyszłość, przy czym nie obchodziły was żadne zmartwienia. Pewnego dnia Chanyeol musiał wyjechać. Do dzisiaj nie wiedziałaś, co tak naprawdę miało miejsce w jego domu. Wyjeżdżał razem z rodziną. Większa metropolia dawała możliwości, poza tym Park Chan Yeol zawsze lubił ogromne miasta. Zanim się wyprowadził, zerwaliście. Mimo bezgranicznej miłości, jaką siebie darzyliście oraz obietnic na temat powrotu, tak musiało być lepiej. Więcej Koreańczyka nie zobaczyłaś. O fakcie, że będzie śpiewał dla jednej spośród najbardziej wpływowych agencji dowiedziałaś się ledwie kilka miesięcy temu. Zawsze odnotowywałaś obecność chłopaka w specjalnym miejscu swojego serca, które ogniło się, kiedy chciałaś zacząć spotykać się z innymi facetami.
 Teraz on był tutaj. Idealny, niesamowity. Zachował te same spojrzenia, co władał nimi kiedyś. Byłaś szczęśliwa. Czułaś niewyobrażalną euforię. Mimo wszystko robiło ci się smutno, bo nie mogłaś mu o niczym powiedzieć. Raz już uciekł, a nie przeżyłabyś, gdyby miał zwiać jeszcze raz. Historia lubi się powtarzać. Karma też nie sypia. Może przypomnisz chłopakowi coś, jeśli będzie gotowy. Aby poznać prawdę nigdy nie jest się przygotowanym. Kiedy ma się ją w sercu, wtedy zwłaszcza.
 - Wszystko okej? - głos Chanyeol'a przywrócił cię do żywych. Puściłaś zdjęcie, które bezwładnie opadło, dotykając podłogi.
 - Tak, nawet bardzo. - uśmiechnęłaś się, zobaczywszy znów te odstające uszy. Wesołość natychmiast zajęła twarz Koreańczyka. Nie idź przez łatwiznę, pomyślałaś i zaczęłaś mówić. Wtedy mówiłaś dużo...
 Wystarczyło kilka tygodni, aby dawne sympatie wróciły. Nie pisnęłaś ani słowem, lecz pomimo tego parę razy niemalże zdradziłaś swoją tajemnicę. Spędzaliście razem mnóstwo czasu. Czułaś się, jakbyś dostała szansę poznania chłopaka od nowa. Czasami nawet obojgu nie starczyło minut, abyście należycie porozmawiali o wybranym temacie. Pokazywałaś mu ulubione zespoły. Właściwie, często poruszał wątek muzyki. Nic dziwnego, bo zawsze ją uwielbiał. Każdy kolejny dzień sprawiał, że kochałaś Chanyeol'a coraz bardziej i, ku twojemu nieszczęściu, przestawałaś mieć nadzieję, iż poradzisz sobie, gdy kiedyś go zabraknie. Miłość to straszna rzecz, ale czasami ma twarz wysokiego bruneta...
 - Cześć. - uśmiechnęłaś się, siadając obok Koreańczyka. Znów spotkaliście się w ulubionym miejscu. Kawiarnia naprzeciwko sklepu, gdzie poznałaś dryblasa była idealna. O kawie nie wspominając.
 - Masz dobry humor. - zauważył.
 - Nie. - pokręciłaś głową. - Przynajmniej tak mi się wydaje...
 - A teraz? - przesunął w twoją stronę niewielki pakunek wcześniej leżący na stoliku. - Chcę to widzieć otwarte za minutę. - zaśmiał się promiennie.
 - Ale... - zaczęłaś, jednak natychmiast napotkałaś ponaglający wzrok chłopaka. Migiem pozbyłaś się papieru okalającego podarunek. Prezent okazał się książką. Tytuł wydał ci się aż nadto sugestywny, lecz nie wspomniałaś o tym nawet słowem. - "Jeśli kochasz, daj mi znać"? - uniosłaś brwi.
 - Psychologiczna. - Chanyeol pokiwał głową. Miałaś nadzieję, że twój wyraz twarzy nie zdradzał zmieszania.
 Nastała cisza przerywana jedynie niemrawymi chrząknięciami. Zastanawiałaś się, co dzisiaj dokopało chłopakowi, bo zwykle nie potrafił przestać mówić. Takie sytuacje między wami nigdy nie krępowały, ale dzisiejsza okazała się inna. Nie rozumiałaś tego całego prezentu, ani nawet intencji Koreańczyka co do niego. Zastanawiałaś się, dlaczego słowo "dziękuję" nie może przejść ci przez gardło. Może dlatego, że książka była idealna? Bo obnażała twoje słabe punkty? Ponieważ mówiła o wszystkim, co od tygodni chodziło ci po głowie?
 - Kiedyś miałem dziewczynę... - nagle Park Chan Yeol odezwał się. Słuchałaś, przyglądając się swoim dłoniom. Pojawiła się na nich gęsia skórka. - Oboje mieszkaliśmy dosyć daleko stąd. Byłem okropnie zakochany, bo jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego. - zaczerpnął powietrza i uśmiechnął się pod nosem. - Pewnego dnia wyjechałem. Najgorsze było to, że nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy, powiedzieć "muszę odejść". Rozstaliśmy się, ale wciąż jestem zakochany. Bardzo ją skrzywdziłem, naobiecywałem głupot. Przez pewien czas nawet sam łudziłem się, że wrócę. A teraz ona...
 - Chanyeol, to ja... - przerwałaś mu prawie bezwiednie. Nie miałaś odwagi, aby na niego patrzeć. - Możesz mi nie wierzyć, ale to, co nas łączyło zawsze będzie wyjątkowe. Cały czas chciałam ci wszystko powiedzieć. Siedziałam cicho, bo wiedziałam, że to by wszystko zniszczyło. Złość się, znienawidź mnie. Wszystko jedno mi już, dowiedziałeś się. - zamilkłaś, walcząc z narastającą potrzebą płaczu.
 Milczenie powoli stawało się uciążliwe. Mijające minuty wzmagały napięcie. Ciągle nie podnosiłaś wzroku. Kiedy poczułaś ciepło dłoni chłopaka na swojej, wiedziałaś - jest dobrze. Momentalnie spojrzałaś mu w oczy. Uśmiechały się, a on sam promieniał.
 - Myślałaś, że nie wiedziałem? - splótł twoją rękę ze swoją.
 - Wiedziałeś... - powiedziałaś bardziej do siebie, niźli do niego.
 - On naszego spotkania w sklepie. - zerknął gdzieś na niebo. - Dlatego zacząłem pleść coś o zespołach. Nie mogłem cię stracić drugi raz.
 - Dlaczego pozwoliłeś, żeby...? Dlaczego nie powiedziałeś? - uniosłaś brwi. - Wiesz, ile razy denerwowałam się, bo nie chciałam pisnąć ani słowa?
 - Wtedy nie ułatwiłbym ci tego. - spoważniał momentalnie. - Nie mogłem pomóc w inny sposób, jak tylko być cierpliwym.
 - Nie znoszę cię. - prychnęłaś cicho.
 - Powtórz to. - uśmiechnął się szeroko.
 - Nie. - pokazałaś mu język.
 - Jesteś okropna. - przewrócił oczami.
 - Ty też. - spoważniałaś. Uścisk dłoni chłopaka całkowicie cię rozluźnił.
 - Wyjechałem bez słowa. - powiedział flegmatycznie.
 - Tak. - kiwnęłaś głową.
 - Przepraszam, że ciebie skrzywdziłem. - jego oczy zapłonęły iskierkami. - Kocham cię.
 - Nie będzie jak dawniej, nawet o tym nie myśl. - wzruszyłaś ramionami. Zawsze kochałaś się z nim droczyć.
 - Nie będzie? - zapytał, przybliżając się nieco.
 - Nie. - pokręciłaś głową.
 - Na pewno? - kolejny raz zmniejszył dystans między wami.
 - T... - nie dokończyłaś wyrazu, bo Chanyeol natychmiast przycisnął swoje wargi do twoich. Całując go od razu przypomniałaś sobie dawne czasy i jak bardzo chciałaś, żeby każda pojedyncza chwila tamtych lat wróciła. Odwzajemniałaś buziaki, przecież nawet posąg nie oparłby się cudownie miękkim wargom Koreańczyka. Chwilę później rozdzieliłaś wasze usta, ciągle pozostając blisko chłopaka.
 - Dziękuję. - uśmiechnął się krótko.
 - Za co? - pogłaskałaś dłonią ciemną czuprynę chłopaka.
 - Bo pozwoliłaś mi się jeszcze raz w tobie zakochać. - bezwiednie przygryzł dolną wargę. - Przekonałem się, że jesteś tą jedyną. Nawet nie wiesz, jak to jest dowiadywać się wszystkiego ponownie o osobie, którą kiedyś się znało.
 - Wiem, ale Chanyeol... - uśmiechnęłaś się, finalnie urywając.
 - Powiedz, że mnie kochasz. - zaczął Channie.
 - Idź na szczaw. - prychnęłaś ze śmiechem.
 - Powiedz, że mnie kochasz. - obdarzył twoje wargi krótkim całusem.
 - Nienawidzę cię. - zachichotałaś.
 - Też cię kocham. - na powrót złączył wasze usta w jedność. Już wiedziałaś, że się ciebie nie pozbędzie. Przynajmniej, póki słońce świeci...

Ten scenariusz (w sumie to nie wiedzieć czemu) mi się wyjątkowo podoba ;3 ;) Liczę, że Wam również przypadnie do gustu. ;) W zasadzie, to muszę napisać, że trochę jestem zawiedziona liczbą komentarzy przy scenariuszu z Suho (3, wow rekord). Ja wiem, że to o niczym nie świadczy. I rozumiem też, że przecież blog niedawno powrócił do życia. ;) Chyba żadna normalna osoba nie oczekiwałaby tak szybkiego "powrotu normy" ;P Tak naprawdę, to chyba każdy blog słynie z tego, że na nim więcej osób czyta, niż komentuje. xD ;) Nie chcę Was szantażować, zmuszać, ani nic, tylko po prostu napiszę, że komentując dajecie mi znać, co sądzicie o danym scenariuszu. Przez to dowiaduję się, co robię źle, co robię dobrze, staję się bardziej obiektywna, jeśli chodzi o moje pisanie, dzięki komentarzom częściej udaje mi się trafić w Wasze gusta i, co najważniejsze, czytanie komentarzy jest takie, jak chwila z czekoladą - przyjemne i niezastąpione, oraz też pomaga mi to w nawiązaniu więzi z Wami. Także, dajcie mi znać, co myślicie! ;D Komentujcie, obserwujcie itp. ;) Kocham Was i nawet nie wiecie, jak bardzo brakowało mi bycia tutaj. ;)




piątek, 26 września 2014

#26 Suho


 Koszmar miał się skończyć wraz z kolejną działką. Ból powinien przestać być odczuwalny. Twoja dzienna dawka "wspomagaczy" stanowiła, teraz już niezbędny, narkotyk. Zaczęłaś coraz częściej uciekać od problemów w ten sposób. Nieznajome uczucie najpierw się pojawiło, a później tylko rosło...
 Kiedy zdałaś sobie sprawę, że jesteś uzależniona? Czas przyszedł również i na to. Przypuszczenia pojawiły się, gdy potrzebowałaś coraz więcej. Traciłaś pieniądze, żeby spełnić chore żądze własnego mózgu. Miałaś okazję szlajać się po brudnych spelunach, gdzie odurzona proponowałaś seks przypadkowym facetom za kolejną porcję dragów. Wystarczyło jedno spojrzenie w lustro, które sprawiło, iż sama sobie powiedziałaś "dosyć". Siły trzymałaś aż do następnej działki, oraz jeszcze kolejnej...
 Twoje staczanie się na dno zaważyło o pojawieniu się rodziców. Mieszkałaś samotnie, stuprocentowo robiłaś, co chciałaś. Samodzielne życie nie przekonało ich, że powinni zostawić cię samą. Zostałaś zapisana w kręgi terapii uzależnień. Nakrzyczałaś się, zapierałaś rękami i nogami. Morderczy gniew minął szybko, a wdzięczność została na zawsze...
 Przejechałaś wzrokiem po twarzach wszystkich tutaj obecnych. Zastanawiałaś się, jakim cudem dałaś się przekonać. Twoim zdaniem zupełnie nie pasowałaś do tego grona. Może dobrze myślałaś. Mimo wszystko wtedy miałaś oczy tak samo zaćpane, jak inni. Drzazgi drewnianego krzesła boleśnie drażniły ci pośladki, a ciężkie oddechy współtowarzyszy przyprawiały o nerwicę. Gorączkowo zerknęłaś w kierunku zegarka noszonego przez ciebie na lewej ręce. Zostały dwie minuty aż spotkanie planowo się rozpocznie. Najchętniej wyszłabyś stamtąd. Opuściła tych wszystkich ćpunów, ludzi z problemami, którzy rzekomo byli "odważni, bo połową ich sukcesu okazało się przyznanie do nałogu. Obiecałaś rodzicom. Przyrzekałaś, że zaczniesz terapię. Wyjście ewakuacyjne dla ciebie zostało zamknięte. Połechtałaś palcami odrętwiały kark i zwróciłaś wzrok ku drzwiom.
 - Gotowi? Możemy zaczynać? - pomieszczenie zapełnił nadzwyczajnie pokrzepiający głos niewysokiego bruneta. Dostrzegłaś go dopiero, kiedy znalazł się na środku pokoju, między krzesłami. Zobaczyłaś spojrzenie przepełnione bezgraniczną miłością do wszystkich tam zebranych. Uśmiechał się nieprzerwanie aż zorientował się, że jesteś nowa, biorąc pod uwagę dosłownie każde znaczenie tego słowa. Mina chłopaka stała się bosko zaciekawiona. Zaśmiał się, gdy lekko zawstydzona zasłoniłaś twarz rękami. - Nie chowaj się. - zagaił wesoło. Momentalnie każdy wzrok skierował ku tobie. Spłonęłaś głębokim rumieńcem. - Nazywam się Joonmyun. - kontynuował Koreańczyk. - Wszyscy mówią mi Suho, tak czy inaczej. Cieszę się, że przyszłaś. - zamilkł, po czym usadowił się na ostatnim wolnym krześle. - Jak powinienem do ciebie mówić?
 - Zwyczajnie [T.I.]. - przewróciłaś oczami. Azjata znów przyozdobił się swoim anielskim uśmiechem. Już wtedy zaczęłaś się zastanawiać, czy kiedykolwiek tak naprawdę dostał kopniaka od życia...
 Przez całe spotkanie nie mogłaś się skupić. Każdy mówił niesamowicie dużo, jednak pojedyncze słowa bezpowrotnie przelatywały ci przez uszy. Nie wspominając o kołaczącym się w mózgu uzależnieniu, wszystkie myśli skupiłaś wokół Suho. Chłopak momentalnie zawojował twoje serce. Jego sposób prowadzenia terapii sprawiał, że niejednokrotnie wybuchałaś śmiechem. Często okazywał przywiązanie do pozostałych. Wspaniale podtrzymywał na duchu, gdy ktokolwiek zaczynał mówić o narkomanii. Miałaś ochotę poznać go bliżej, cokolwiek miałoby nastąpić dalej. Wiedziałaś, dlaczego nie brał czegoś takiego, jak prochy - ponieważ był silny. Wystarczyła mu jedna godzina, aby opisać nową przyszłość. Zniszczył świat, w którym ludzie podobni do was zmagali się z uzależnieniem. Uśmiechał się niebiańsko, natura stworzyła Koreańczyka niemalże boskim. Emanował szczęściem, chociaż jeszcze nie wiedział o osobie uważanej przez siebie za anioła. Ona wkrótce miała pogruchotać jego serce.
 - [T.I.], prawda? - zbliżałaś się ku wyjściu, kiedy zatrzymał cię głos Suho. Szybko się odwróciłaś. Azjata stał oparty na plecach krzesła, bacznie przyglądając się twojej sylwetce. Wargi chłopaka zbryzgał cień uśmiechu.
 - Tak. - skinęłaś głową. Zrobiwszy kilka kroczków w tył, chciałaś znów przejść do drzwi.
 - Wiem jak trudno było ci tutaj przyjść. - gdy usłyszałaś te słowa, zatrzymałaś się gwałtownie. Uśmiechnęłaś się, lecz jego twarz pozostała poważna. - Możesz myśleć, że większość sukcesu masz już za sobą, a teraz pozostała już tylko ostatnia prosta... Ale to nieprawda.
 - Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? - przekrzywiłaś głowę. - Nie powinieneś raczej pokrzepiać, zagrzewać do walki, czy coś?
 Suho uśmiechnął się na dźwięk twoich ostatnich słów.
 - Mówię to wszystko, bo według mnie wyglądasz jak osoba, której mogę mówić takie rzeczy, a ona się nie złamie. - uroczo przewrócił oczami. - Kiedy wrócisz do domu, i tutaj jest moja prośba, nie rób nic głupiego.
 - Jasne. - pożegnawszy się, pomachałaś mu. Odwróciłaś się na pięcie, następnie zmierzając w kierunku wyjścia. Momentalnie poczułaś przypływ odwagi, co sprawiło, że jeszcze raz się odezwałaś. - Hej! - Azjata natychmiast oderwał wzrok od okna, gdzie się wpatrywał. Posłał ci pytające spojrzenie. - Masz może ochotę napić się wspólnie kawy? - uśmiechnęłaś się.
 - Przykro mi, ale nie. - pokręcił głową. Wystarczyła chwila, żeby cały czar prysł. - Przepraszam.
 - Dlaczego? - uniosłaś brew.
 - Zwyczajnie nie chcę. - wzruszył ramionami. Później dodał jeszcze kilka zdań, jednak rosnące upokorzenie sprawiło, że nie słuchałaś. Wtedy ucieczka wydała ci się najlepszym rozwiązaniem. Uśmiechnęłaś się kwaśno i bez słowa opuściłaś pomieszczenie.
 Nie wiedziałaś jak to jest zostać spławionym przez najlepszego człowieka chodzącego po Ziemi, przynajmniej aż do tamtejszego dnia. Jeszcze nie usłyszałaś odmowy od żadnego mężczyzny, a on tak niby normalnie... powiedział "nie". Nie starał się zbytnio wytłumaczyć, poza tym, skąd wiesz? Przecież nie słuchałaś...
 Mijały dni, które powoli przeradzały się w palący ból człowieka spragnionego narkotyków. Grupa spotykała się raz na tydzień, lecz już po dwóch dobach wiedziałaś, że nie dasz rady. Żądza odlotu żrąco dawała ci się we znaki, przy czym głód, który czułaś, zostając sama ze sobą, przyprawiał cię o obrzydzenie. Płynący, szkarłatny wstręt do własnej osoby.
 "Jesteś taka silna." "Nawet nie wiesz, ile dałabym za tak silną wolę." Słyszałaś podobne słowa wiele razy, ale dopiero teraz parsknęłaś śmiechem w stronę lustra. Rozmywające się odbicie wyglądało okropnie, jednak mimo wszystko wstydziłaś się przyznać, że stałaś się wrakiem człowieka. Wzięłaś torbę z sedesu, poczuwszy stopniowo malejące uczucie błogości. Tam, po drugiej stronie drzwi czekali ludzie, tradycyjnie zamknięci krześlanym kręgiem. Gdyby przyrównać ich do ciebie, wypadliby znacznie lepiej. Obawiałaś się kolejnego spojrzenia w oczy Suho. Ani on, ani pozostali nie przerwali terapii. Nie wzięłabyś, gdyby twoje sumienie mogło jeszcze trochę poczekać. Brzydziłabyś się narkotyków, ale byłaś taka głodna... Na tyle nienajedzona, żeby musieć udawać silną i niezniszczalną.
 Wyszłaś z łazienki, starając ukryć czerwone od przemęczenia oczy. Nie zerknąwszy w stronę innych, zajęłaś jedno spośród wolnych siedzeń. 
 - [T.I.]... - poczułaś przewiercające spojrzenie Joonmyun'a. Chłopak się zawahał. - Już wróciła, więc chyba możemy zaczynać. Prawie niezauważalnie pokiwałaś głową.
 - Tak. - powiedziałaś, jednak zabrzmiało to jak szept. Oparłaś się o plecy krzesła. Przymknęłaś oczy i spróbowałaś skupić się na spotkaniu. Odpłynęłaś, zanim Suho zdążył chociażby odchrząknąć. W przedsennym amoku ujrzałaś jego zmartwiony wzrok, który odwrócił nim zdążyłaś zareagować...
 Obudziło cię szuranie oraz odgłosy kroków. Dopiero, kiedy gwałtownie zamrugałaś powiekami, zdałaś sobie sprawę, że przespałaś całą godzinę terapii. Rozejrzałaś się wokół jeszcze nie do końca przytomnymi oczyma. Twoi znajomi opuszczali już pomieszczenie. Uśmiechali się przyjaźnie, z nutką rozbawienia. Zastanowiłaś się przez chwilę, jak tragicznie mogłaś wyglądać. Zauważyłaś Suho na długo przed uświadomieniem sobie bezsensowności własnych myśli.
 - Udany sen? - zapytał bez cienia drwiny.
 - Ani trochę. - pokręciłaś głową. Chłopak zajmował stołek stojący naprzeciwko twojego krzesła. Nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego. Wręcz przeciwnie - chyba był zadowolony, że nie słuchałaś.
 - Powinnaś tutaj przychodzić... - przewrócił oczami. - Ale nie za wszelką cenę. Jeżeli jesteś chora, mogłaś zostać...
 - Tylko dzisiaj zachowuję się jak nie do życia. - przerwałaś Koreańczykowi. Suho przez chwilę przyglądał się twoim tęczówkom. Wreszcie wbił spojrzenie w podłogę i niemalże niezauważalnie kiwnął głową. Nastało milczenie. Wyraz twarzy chłopaka świadczył, że głęboko nad czymś rozmyślał. Nim upłynęło pięć minut, poprawił się na krześle.
 - Jak ci minął tydzień? - zapytał znienacka. Oblicze Joonmyun'a nie zdradzało absolutnie żadnych intencji czy emocji.
 - Bardzo dobrze. - uśmiechnęłaś się nieszczerze. Wywody członka EXO przyprawiały cię o konsternację. - Spędziłam mnóstwo czasu z rodziną, nie brałam, poświęciłam chwilę znajomym... - zastanawiałaś się, ile czasu zajmie Suho zorientowanie się, że opowiadałaś same kłamstwa. - Zaczynam nowe życie. Chciałabym, żeby tak zostało...
 Chłopak uśmiechnął się szeroko, lecz nie potrafiłaś określić, jaki był to uśmiech. Podrapał się w kark gestem podobnym do nerwowego. Zebranie głębokiego oddechu zajęło mu chwilę.
 - [T.I.], kogo ty chcesz oszukać? - powiedział finalnie. Spod wachlarza rzęs błyszczały tylko jego czekoladowe, może troszkę skrzywdzone oczy. Domyślił się wszystkiego, chociaż powiedziałaś przecież niewiele. Był mądrzejszy, niż oczekiwałaś oraz bardziej empatyczny, niż kiedykolwiek pomyślałaś.
 - Przepraszam... - westchnęłaś zażenowana. Uczucie zostania przyłapanym na kłamstwie było okropne. Mogłaś dalej próbować oszukiwać Joonmyun'a, ale czułaś się zbyt zmęczona, żeby cokolwiek wskórać. Poza tym, okazał się wart przedstawienia mu prawdy oraz, spośród setek wariatów, jako jedyny poważnie potrafił cię wyzwolić...
 - Brałaś narkotyki. - stwierdził dobitnie. Jakby potwierdzając słowa chłopaka, nieśmiało kiwnęłaś głową. Zobaczywszy twoją reakcję, uśmiechnął się mimo woli. - Pamiętasz, o czym dzisiaj mówiłem? - zaskoczona zmarszczyłaś czoło. - No tak, spałaś. - wzruszyłaś ramionami i pozwoliłaś mu mówić dalej. - Nie zamierzam nikogo osądzać. Ale wiedz, że będziesz sama układać własne klocki. Może jak zostaniesz porzucona przez dilera na pastwę losu, zechcesz tutaj wrócić...
 - Chyba nie mówisz poważnie? - uniosłaś brwi. Suho wybuchnął perlistym śmiechem. Potrafił cieszyć się najmniej taktownymi rzeczami, co niezmiernie cię dziwiło.
 - Nie mówię. - przewrócił oczami.
 - Przepraszam. - powiedziałaś jeszcze raz.
 - Nie powinnaś przepraszać za chwile słabości... - odchrząknął znacząco. - ...tylko z nimi walczyć.
 - Wiem, ale... - zaczęłaś, lecz Koreańczyk niemalże natychmiast ci przerwał.
 - Masz świadomość, o czym rozmawialiśmy dzisiaj? - zapytał spokojnie.
 - Suho, nic nie rozumiesz... - pisnęłaś cicho, jednak dostatecznie głośno, aby usłyszał.
 - Wiesz ile razy słyszałem takie teksty? - przekrzywił głowę. - Nauczyłem się rozumieć, wierz mi.
 - Nie jesteś uzależniony. - warknęłaś pod nosem, ale Joonmyun puścił to mimo uszu. Powoli zaczynał zachowywać się jak dupek. "Robi wszystko tylko dla mojego dobra", pomyślałaś i spojrzałaś chłopakowi prosto w oczy, słuchając.
 - Pytałem każdego po kolei, dlaczego zaczął brać. - uśmiechnął się tajemniczo. - Dostałem różne odpowiedzi, jednak nie one są teraz istotne. - Azjata poprawił się na krześle.
 - Więc co? - zapytałaś zaciekawiona.
 - Zażywałaś narkotyki... - nieco spoważniał. - ...jeszcze nie tak dawno, dlatego pytam, z jakiego powodu?
 - Tobie zawsze wszystko świetnie szło, prawda? - powątpiewając, uniosłaś brwi. Ostatecznie zdecydowałaś się przestać go atakować. - Gdy zaczynałam, nie chciałbyś być w mojej skórze... - na chwilę przerwałaś, lecz natychmiast napotkał cię ponaglający wzrok chłopaka. Przełknęłaś ślinę. - Tamten świat, którym żyłam przedtem był okropny. Codziennie robiłam identyczne rzeczy, zachowywałam się tak samo, wychodziłam do szkoły, wracałam, weekendami mnóstwo się uczyłam, nie starczało mi czasu dla znajomych, jeżeli już jakichś zdobyłam... Wyobrażasz sobie, że powoli robiłam z siebie wrak człowieka? - Joonmyun pokręcił głową jakby pod wpływem niedowierzania.
 - Czekaj... - przerwał ci momentalnie. - Chcesz po...
 - Tak, zakompleksiona dziewczyna otoczona niską samooceną to ja. - westchnęłaś.
 - Dobrze, mów dalej. - Suho uśmiechnął się nieśmiało.
 - Pewnego dnia przyszło, gdy byłam na haju, nazywałam to "zbawieniem"... - prychnęłaś sama do siebie. - Któregoś dnia, wracając ze szkoły spotkałam dilera. Najpierw nie chciałam dać się namówić, fajne doznania po zażyciu prochów wydawały mi się niemożliwe lub zbyt odległe, aby istnieć. Tę pierwszą działkę dostałam darmową, pozostałe właściwie też nie były drogie. Nawet nie potrafiłam myśleć, jaki syf wciągałam. Uzależnienie pojawiło się samo... - nie wiedziałaś kiedy, ale w twoich oczach stanęły łzy. Koreańczyk milczał, chociaż jego twarz przyozdobiła się niepokojem. - Zrozum, że wtedy stawałam się kimś innym, znacznie lepszym, fajniejszym, bardziej pewnym siebie. Naćpana zachowywałam się jak królowa, bo po narkotykach rzeczywiście nią byłam... Żadnej rzeczy nie żałuję w podobnym stopniu do tej, ale każdy haj okazywał się czymś niesamowitym... Wiesz... Nie zliczyłbyś chłopaków, którzy daliby się za mnie pokroić... - ogromna łza wyznaczyła ci przezroczystą stróżkę wzdłuż policzka, gdyż wiedziałaś, co zaraz nastąpi. - Rodzice namówili mnie, żeby zacząć terapię. Przyszłam tutaj, od kilku dni czysta. Mimo wszystko uzależnienie dawało mi się we znaki...
 - Dlaczego płaczesz? - wyszeptał Joonmyun, zanim zaczęłaś mówić dalej.
 - Bo pojawiłeś się ty i wszystko zepsułeś! - z całej siły zacisnęłaś oczy, aby nie pozwolić wypłynąć kolejnym słonym kropelkom, nadaremnie. - Myślałam, że będzie łatwiej... Jesteś tutaj, idealny, wymarzony, wyśniony bajkowy książę. Przecież mogłam mieć każdego... Zachowałeś się inaczej, odmówiłeś mi i przypomniałeś, jak bardzo jestem beznadziejna, gdy nie biorę. - zacisnęłaś usta, nakrywając twarz dłońmi. Pozwoliłaś szlochaniu szczelnie siebie otulić.
 Nastąpiła cisza. Zastanawiałaś się, czy Suho już dawno wyszedł, czy zamierzał poczekać aż się wypłaczesz.
 - Nie wiedziałem, przepraszam. - powiedział chwilę później.
 - Oczywiście, że nie miałeś pojęcia... - wzruszyłaś ramionami, pocierając oczy rękami. - Niby kto mógłby ci powiedzieć...
 Momentalnie prawdy stało się zadość. Wstawszy z krzesła, chciałaś opuścić budynek. Zgrabnie wyminęłaś pozostałe siedzenia, lecz tuż przed samym wyjściem stanęłaś jak wryta.
 - Nie umówiliśmy się nie dlatego, że mi się nie podobasz... - zatrzymał cię głos Suho. - Jesteś naprawdę przepiękną, doprawdy niesamowitą dziewczyną...
 - I? - zostałaś zmuszona do odwrócenia się. Prawie natychmiast otworzyłaś usta z przerażenia, bo Joonmyun znajdował się bliżej, niż się spodziewałaś. Przestępował z nogi na nogę dosłownie kilkadziesiąt centymetrów od ciebie. Zastanawiałaś się, jak ktokolwiek mógł poruszać się tak szybko.
 - [T.I.], ja nie jestem wolny... - uśmiechnął się smutno.
 - Przynajmniej tyle zostało wyjaśnione. - zrobiłaś krok w tył. Tym razem Koreańczyk zaskoczył cię szybkim chwytem za nadgarstek. Posłałaś mu pytające spojrzenie.
 - Będziesz...? - nie dokończył, lecz oboje doskonale wiedzieliście, o czym mówił.
 - Tak. - kiwnęłaś głową.
 - Cześć. - uśmiechnął się, natychmiast biorąc twoją sylwetkę między ramiona. Przytulałaś chłopaka krótko, ale wystarczająco mocno, aby poczuć szczęście...
 Następne spotkanie odbyło się bez Suho. Poprowadziła je osoba wcześniej wyznaczona przez Koreańczyka, Niby wszystko działało jak trzeba, nieobecność Joonmyun'a została zaplanowana, ale, gdyby tak było, czy nie powiedziałby ci o tym?
 Mimo największych przeciwności, świętowałaś swój maleńki jubileusz. Tydzień narkotykowej trzeźwości wydawał się dopiero początkiem, lecz los chciał, że okazał się ogromnym, osobistym sukcesem. Miałaś motywację, której trzymałaś się rękami oraz nogami, dającą paliwo silnej woli i samozaparciu. Dlatego chętnie przychodziłaś na terapię. Tutaj czekał Suho. Będzie bardzo dumny, już wyobrażałaś sobie jego minę. Ten chłopak był cudowny, nawet jeśli nie twój...
 Tydzień później również się nie pojawił. Tłumaczono chłopaka niewielkim urlopem, odpoczynkiem, ale nie bardzo chciałaś w to wierzyć. Powoli zaczynałaś za nim tęsknić, przy czym bałaś się, że coś mu się stało. Gdybyś dostała numer telefonu Joonmyun'a, byłoby znacznie łatwiej. Przeklinałaś siebie, bo tego nie zrobiłaś. Zanim zupełnie straciłaś nadzieję, nie widziałaś Koreańczyka dwa miesiące. Zawsze wiedział, kiedy wejść na scenę...
 Dzień, kiedy nareszcie go zobaczyłaś nie nadszedł szybko. Dodatkowo, zupełnie się tego nie spodziewałaś. Robiłaś wszystko, jak co dzień, wieczorem była terapia. Przyszłaś nieco spóźniona. Po drodze wpadłaś do rodziców i "jedzenie obiadku" znacznie się przeciągnęło. Spotkanie stuprocentowo się już skończyło, nim dotarłaś na miejsce, jednak chciałaś przywitać się z pozostałymi oraz dać znać, że "jeszcze się trzymasz". Minąwszy wszystkich znajomych w korytarzu, weszłaś do dobrze znanego pomieszczenia, pozornie opustoszałego.
 Momentalnie, chwilę przed przekroczeniem progu, zauważyłaś, kto zajmował "twoje" krzesło. Tyle wystarczyło, abyś się uśmiechnęła.
 - Suho! - wykrzyknęłaś radośnie, zaczynając iść szybciej. Poczułaś niewysłowioną ulgę.
 - Cześć, [T.I.]. - uniósł kąciki warg w górę. Nie wstawał. Widocznie chciał, abyś zajęła jedno z miejsc obok niego. Może ci się wydawało, ale był jakiś inny. Wtedy nabrałaś pewności, że coś u niego się zadziało. Uśmiechał się, jednak nie zobaczyłaś iskierek zdobiących jego oczy. To był pierwszy raz, gdy zauważyłaś ich brak.
 - Przepraszam. - zajęłaś krzesło przy chłopaku. Zrobił zdziwioną minę. - Nie przyszłam, bo odwiedziłam rodziców.
 - Nie. - wzruszył ramionami. Dopiero wtedy zauważyłaś, jak bardzo wszystko było mu obojętne. - Właściwie, ja powinienem przeprosić. Powinienem powiedzieć, że będę nieobecny. Coś mi nagle wy...
 Urwał gwałtownie. Zupełnie, jakby wcześniej nic nie mówił. Dalej słuchałaś. Jeżeli dobrze pójdzie, zacznie mówić dalej. A co, jeśli nie? Uderzysz go w twarz i karzesz się zwierzać?
 Zacisnęłaś wargi, przerywając wewnętrzny słowotok. Najchętniej powiedziałabyś Suho, jak bardzo cieszysz się, że go widzisz, że jest cały i zdrowy. Mimo wszystko on nie chciał tego wiedzieć. Walczył ze sobą. O ostatnią kropelkę zrozumienia.
 - Cały czas byłem tutaj ze wszystkimi. - zaczął niespodziewanie, półszeptem. - Udawałem niezniszczalnego, bez uzależnień. Uśmiechałem się, żeby dodać wam sił. - znów przestał mówić. Tym razem zastanawiał się, co powiedzieć, a przynajmniej tak wyglądał. Każda sekunda dłużyła ci się niczym godzina. W końcu Joonmyun westchnął, jakby nie miał już nic do powiedzenia.
 - Suho, co się dzieje? - zapytałaś spokojnie. Uśmiechnął się krzywo, gdy usłyszał swoje imię.
 - [T.I.], zerwała ze mną dziewczyna. - wzrokiem omiótł swoje buty. - Zdradziła mnie setki razy, a ja mimo wszystko nie potrafiłem... - pokręcił głową ze smutkiem. - Nie potrafiłem potraktować jej tak, jak ona ciągle traktowała mnie. Musiałem wszystko przemyśleć. Nie mogę udawać już czystego, bez skazy...
 - Co masz na myśli? - uniosłaś brew.
 - Teraz to ja potrzebuję terapii. - uśmiechnął się z ulgą. - Byłem uzależniony od własnej ukochanej.
 - Mogę ci jakoś pomóc? - również się uśmiechnęłaś.
 - Chodź ze mną na kawę. - lekko speszony, odwrócił wzrok.
 - Ale przecież ty... - zaczęłaś.
 - Nie dawaj mi numeru telefonu, dobrze? - przerwał ci, lecz mimo wszystko kiwnęłaś głową. - Zróbmy wszystko powoli.
 Wstałaś z krzesła i poprawiłaś włosy. Joonmyun dźwignął się na nogi. Dopiero teraz, gdy stał wyprostowany, zrozumiałaś, jak bardzo za nim tęskniłaś.
 - Idziemy? - zrobiłaś parę kroków w kierunku wyjścia. Suho uśmiechnął się.
 - Czekaj. - zatrzymałaś się. Chłopak splótł swoje palce z twoimi, biorąc cię za rękę.
 - Teraz możemy. - uśmiechnął się. Jego oczy świeciły pięknem.
To piękno było wyjątkowe.

No więc tak... ;3 Co się działo, to już Wam wyjaśniłam. ;) Mam nadzieję, że nikt się nie gniewa, itp. ;3 Nowy scenariusz jest, moim zdaniem, średni... ;) Przykładałam się, owszem, ale żadnego "boom" tutaj nie widzę. Dajcie znać, może mi się odwidzi ;P Komentujcie, obserwujcie, bądźcie na bieżąco. Następny scenariusz w piątek. Kocham ;* ;) Trzymajcie się cieplutko, szkraby ;) ps.Krótsze notki od autora nie mają w sobie tyle miłości, miłość będzie przy następnym scenariuszu (Chanyeol) ;)



niedziela, 21 września 2014

Wyjaśnienia słów kilka.

Cześć, to takie powitanie na sam początek ;)
Jak pewnie zauważyłyście, bloga przez jakiś czas nie było...
Od razu piszę, że nie usunęłam go (przynajmniej nie z własnej woli).
Kilka dni przed tym, jak miałam dodać scenariusz, z resztą,
wszystko było już gotowe po przerwie wakacyjnej.
Z samego rana weszłam na Bloggera
i bloga zwyczajnie nie było.
Zupełnie, jakby nigdy nie istniał.
Jakby ktoś go usunął, czego, jeszcze raz piszę, nie zrobiłam.
Było mi bardzo przykro, bo myślałam o tym, że pewnie Was zawiodłam,
że czekałyście tak długo i że pewnie część z Was pomyślała, że wzięła mnie tchórzyca przed dodaniem kolejnego rozdziału.
Otóż nie...
Ten blog jest moim życiem.
Nigdy bym go nie usunęła.
Wy jesteście moim życiem, i nawet jeśli jesteście przekonane, że ten blog już nie istnieje, a na tę notkę natraficie przypadkiem, to wiedzcie, że ten blog ciągle tutaj jest i będzie.
CUDOWNA RZECZ ZDARZYŁA SIĘ WCZORAJ.
Od dawien dawna nie wchodziłam na Bloggera.
Straciłam jakąkolwiek sympatię do tej pomarańczowej ikonki, którą wtedy chętnie bym zadusiła.
Chociaż czytałam, że niektórzy w podobny sposób stracili swoje blogi,
ciągle miałam nadzieję na cud.
Wczoraj po raz pierwszy weszłam, aby sprawdzić co tam u Azjatyckiego Cukra. 
I BUM!
Patrzę, blog jest w nienaruszonym stanie, wszystkie rozdziały są, jak były, wszystko zostało po staremu.
No, poza obserwowanymi blogami, które w dziwny sposób zmniejszyły moją listę czytelniczą do zera
(dlatego proszę, podajcie mi pod spodem adresy swoich blogów, bo na razie przypomniałam sobie tylko kilka) ;3 ;)
Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że wróciłam i jak się cieszę, że część z Was ciągle tutaj jest ;)
Macie nigdzie nie odchodzić! ;3
Tego bym nie przeżyła ;)
Tyle ode mnie.
Napisałam ten post, żebyście chociaż po części wiedziały, co się stało.
Mam nadzieję, że żadna z Was nie odeszła. ;)
Albo Blogger w tajemniczych okolicznościach jej nie usunął xD ;)
Zostawcie w komentarzu chociaż przecinek,
żebym wiedziała, że jesteście i czekacie.
Wkrótce scenariusz z Suho,
teraz zaczynamy poważne tematy ;P
Buziaki ;*