Wrzuciłaś puszkę kukurydzy do supermarketowego koszyka. Właściwie, miałaś gdzieś, czy tam rzeczywiście są warzywa. Ważne było, aby nie umrzeć z głodu.
Robienie zakupów nie znajdowało się wśród twoich ulubionych zajęć. To smutny obowiązek oraz plątanina nudnych wydarzeń. Czasami udawało się spotkać niewinnego dzieciaka plączącego się między regałami lub dawnego kolegę ze szkoły, lecz przede wszystkim wizyta w spożywczaku była nierozerwalnie powiązana z mozolnym popychaniem wózka.
Uśmiech zagościł na twojej twarzy, gdy zauważyłaś tekturową kobietę reklamującą żel pod prysznic zajmujący półkę pod ścianą. Ona to ma życie, pomyślałaś i, zostawiając koszyk, podeszłaś do dużego kartonu.
- Fajny mamy dzień, co? - powiedziałaś w stronę papieru. Nie uzyskałaś odpowiedzi, więc tylko przewróciłaś tęczówkami. Obejrzałaś się przez ramię, aby upewnić się, czy nikt nie słyszał ów dość krótkiego, aczkolwiek kompromitującego dialogu. Kątem oka dostrzegłaś wysokiego bruneta trzymającego makaron tuż obok twojego wózka. - Przystojniak na szóstej, idę. - puściłaś perskie oko do nieżywej tektury.
Właściwie nie miałaś już nic, co musiałabyś kupić, więc ostatecznie minąwszy nieznajomego Koreańczyka, leniwie pchnęłaś koszyk w kierunku kasy. Sklep okazał się tak zawalony regałami, że oboje ledwo mogliście swobodnie przejść. Uśmiechnęłaś się, gdy chłopak połaskotał cię swoim zaciekawionym spojrzeniem. Niewiele myśląc, pojechałaś dalej. Pod nosem nuciłaś jedną z piosenek ulubionego zespołu.
Nagle, tuż przy samej bramce, usłyszałaś jakieś krzyki dochodzące z drugiego końca przepchanego supermarketu. Nie zerknęłaś natychmiast. Wręcz przeciwnie, zaciekawiłaś się dopiero, kiedy głos stawał się coraz głośniejszy, a po pewnym czasie zaczął zwracać się bezpośrednio do ciebie. Nim porządnie się zastanowiłaś, doskonale wiedziałaś czyj był. Chwilę później zza półki nieopodal wyskoczył niezbyt masywny dryblas o czekoladowych oczach.
- Tutaj jesteś... - odetchnął powietrzem pełnym ulgi na twój widok. Uniósłszy brwi, czekałaś aż powie cokolwiek, co pozwoliłoby wam obojgu myśleć jednym torem.
- Cześć... - zamilkłaś momentalnie. - ...ty?
- Chanyeol. - uśmiechnął się. Wyglądało to dziwnie znajomo.
- Coś się stało? - zapytałaś.
- Wzięłaś mój wózek. - zacisnął wargi, jednak widziałaś, że wymuszał powagę. Obrzuciłaś wzrokiem zawartość swojego koszyka. Rzeczywiście, nie zobaczyłaś tam ani jednej rzeczy, której mogłabyś potrzebować. Zaczerwieniłaś się, zauważając kilka "Świerszczyków" ukrytych pod pudełkiem płatków śniadaniowych.
- Przepraszam. - pchnęłaś wózek butem. Kółka cicho zapiszczały w proteście, ale mechanizm sprytnie potoczył się do chłopaka. - Oddaję zgubę.
- Proszę. - wcisnął ci rączkę twojego koszyka między dłonie. Nie zetknęłaś oczu z Koreańczykiem, dopóki sam nie domyślił się, o co chodziło. - To nie moje.
- Przecież nic nie mówię. - przewróciłaś oczami, uśmiechając się znacząco.
- Ja nie... - zaczął, lecz natychmiast mu przerwałaś.
- Odpuść. - rzuciłaś.
- Leżą u mnie w wózku, ale to nic nie znaczy. - wtrącił szybko. Zamilkłaś, jednak Chanyeol oczywiście nie potrafił siedzieć cicho. - Lubisz placki sojowe?
- Co? - zapytałaś z niemalże absurdalnym wyrazem twarzy.
- Pytałem, czy... - przymknął się, nareszcie. Chyba jednak zrozumiał własną głupotę. - Naprawdę słuchasz tych wrzeszczących zespołów, co masz na bluzie? - westchnął cicho.
- Wrzeszczących? - zapytałaś niepewnie. Doskonale wiedziałaś, kto zdobi twoje ubranie i z pewnością żaden spośród tych facetów nie darł się do mikrofonu.
- Coldplay, prawda? - uniósł brwi. Jego entuzjazm chyba sięgał zenitu. Zastanawiałaś się, co siedzi w głowie Chanyeol'a.
- Tak. - przytaknęłaś.
- Ostatnio kupiłem jedną z ich lepszych płyt. - uśmiechnął się pogodnie. - Może chciałabyś któregoś dnia wpaść. Posłuchalibyśmy razem.
- Właściwie to ja muszę już... - twój wzrok padł na zegar wiszący przy kasie. Równo za trzy minuty powinnaś być w domu.
- Skype, okej? - uśmiechnęłaś się, gdy wypowiedział ostatnie słowo. Tyle wystarczyło, aby, jak po gwizdku, wyciągnął skądś flamaster i ozdobił napisem skórę twojej ręki. - Będę czekał.
Nim zdążyłaś odpowiedzieć, już go nie było. Zapłacił za zakupy, uśmiechając się głupkowato. Nie obejrzawszy się, wyszedł.
Nie miałaś pojęcia, dlaczego się zgodziłaś. Przecież zupełnie nie znałaś chłopaka. Spotkaliście się jako przypadkowe osoby robiące zakupy w jednym miejscu. Dodatkowo, mógł pomyśleć, że tylko czekałaś, aż zaproponuje randkę. Mimo wszystko, znałaś ten uśmiech. Nie byłaś pewna, skąd i do kogo należał, ale stuprocentowo podobny widziałaś już wcześniej. Postanowiłaś nie zaprzątać sobie głowy Chanyeol'em i potrzymać nieznajomego trochę w niepewności.
Chciałaś zerknąć na zegarek, lecz twój wzrok napotkał strukturę przedramienia. Numer Skype chłopaka zdobił ci skórę. Uśmiechnęłaś się pod nosem, kręcąc głową.
Przełamałaś się dopiero parę dni później. Chociaż to przecież nic takiego, zaczęłaś się denerwować zanim jeszcze włączyłaś komputer. Miałaś trudności z przyznaniem się do faktu, że nie mogłaś się doczekać widoku twarzy nieznajomego. Chanyeol przyciągał wystarczająco silnie, abyś weekend spędziła na rozszyfrowywaniu prawdopodobnej tożsamości Azjaty. Opcji mnóstwo, efektów żadnych. Tradycja - aż po dziś dzień.
- Czekaj, głos mi nie działa... - Koreańczyk zrobił zmartwioną minę. Jego kamerka internetowa nie powalała jakością.
- Jeszcze nic nie powiedziałam. - zaśmiałaś się.
- Rzeczywiście. - chłopak spłonął szkarłatnym rumieńcem. - Jaką masz koszulkę? - ów pytanie nieco cię zadziwiło, ale posłusznie wstałaś. Momentalnie usiadłaś pod wpływem uderzenia głową o ścienny skos. Nie dało się zapomnieć, że biurko było kiepsko umiejscowione. Chanyeol pisnął cicho. Ze ściany, niczym jesienne liście, posypało się kilka przyczepionych pinezkami zdjęć. Kątem oka zauważyłaś ich lądowanie tuż obok na blacie. - Boli? - głos Koreańczyka okazał się zatroskany.
- Nie, ani trochę. - uśmiechnęłaś się delikatnie. - The 1975. - udzieliłaś szybkiej odpowiedzi.
- Nie znam. - uniósł brwi.
- Powinieneś ich posłuchać. Są świetni. - ułożyłaś sobie w głowie idealną paplaninę, która zadowoliłaby Azjatę, ale diabły wzięły ją równie błyskawicznie, jak się pojawiła. Nim skończyłaś mówić, twój wzrok mimochodem padł na rozrzucone fotografie. Jedna spośród nich odciągnęła cię od wszystkiego, dosłownie.
- Co jest? - usłyszałaś głos dobiegający z komputera.
- Nic. - odparłaś, otrząsnąwszy się natychmiast. Drżałaś ze strachu, że gdy tylko odwrócisz spojrzenie, to szczególne zdjęcie zaraz zniknie. Rzecz, dzięki której wiedziałaś już wszystko, mogła przestać istnieć chociażby teraz. Nie wierzyłaś własnym oczom, a tutaj miałaś dowody ukazane jednym pstryknięciem spustu migawki.
- Dlaczego milczysz? - głos Koreańczyka wyrażał głębokie zaniepokojenie. Nawet nie słuchałaś, tylko wzięłaś fotografię do rąk. Przedstawiała ciebie oraz byłego chłopaka. Nadzwyczajnie uśmiechniętych, szczęśliwych. To, o czym myślałaś brzmiało nieprawdopodobnie, ale musiałaś sprawdzić...
Ostrożnie uniosłaś wzrok znad kartki. Uśmiechnęłaś się, lustrując szczękę Chanyeol'a. Dokładnie obejrzałaś mu oczy, strukturę czoła aż po samą linię włosów. Dopiero, kiedy zauważyłaś jego odstające uszy, nabrałaś pewności. Łzy szczęścia zakryły twoje pole widzenia. Opanowałaś się jednak, zanim zdążył zauważyć cokolwiek. Nareszcie odnaleźliście siebie nawzajem, chociaż Koreańczyk pewnie zapomniał. Wszystko.
Parę lat temu byliście zakochani. Małe miasteczko nie opływało chłopakami wartymi uwagi. On okazał się jednym na milion. Zauroczyło cię to, że cały czas się uśmiechał. Planowaliście razem przyszłość, przy czym nie obchodziły was żadne zmartwienia. Pewnego dnia Chanyeol musiał wyjechać. Do dzisiaj nie wiedziałaś, co tak naprawdę miało miejsce w jego domu. Wyjeżdżał razem z rodziną. Większa metropolia dawała możliwości, poza tym Park Chan Yeol zawsze lubił ogromne miasta. Zanim się wyprowadził, zerwaliście. Mimo bezgranicznej miłości, jaką siebie darzyliście oraz obietnic na temat powrotu, tak musiało być lepiej. Więcej Koreańczyka nie zobaczyłaś. O fakcie, że będzie śpiewał dla jednej spośród najbardziej wpływowych agencji dowiedziałaś się ledwie kilka miesięcy temu. Zawsze odnotowywałaś obecność chłopaka w specjalnym miejscu swojego serca, które ogniło się, kiedy chciałaś zacząć spotykać się z innymi facetami.
Teraz on był tutaj. Idealny, niesamowity. Zachował te same spojrzenia, co władał nimi kiedyś. Byłaś szczęśliwa. Czułaś niewyobrażalną euforię. Mimo wszystko robiło ci się smutno, bo nie mogłaś mu o niczym powiedzieć. Raz już uciekł, a nie przeżyłabyś, gdyby miał zwiać jeszcze raz. Historia lubi się powtarzać. Karma też nie sypia. Może przypomnisz chłopakowi coś, jeśli będzie gotowy. Aby poznać prawdę nigdy nie jest się przygotowanym. Kiedy ma się ją w sercu, wtedy zwłaszcza.
- Wszystko okej? - głos Chanyeol'a przywrócił cię do żywych. Puściłaś zdjęcie, które bezwładnie opadło, dotykając podłogi.
- Tak, nawet bardzo. - uśmiechnęłaś się, zobaczywszy znów te odstające uszy. Wesołość natychmiast zajęła twarz Koreańczyka. Nie idź przez łatwiznę, pomyślałaś i zaczęłaś mówić. Wtedy mówiłaś dużo...
Wystarczyło kilka tygodni, aby dawne sympatie wróciły. Nie pisnęłaś ani słowem, lecz pomimo tego parę razy niemalże zdradziłaś swoją tajemnicę. Spędzaliście razem mnóstwo czasu. Czułaś się, jakbyś dostała szansę poznania chłopaka od nowa. Czasami nawet obojgu nie starczyło minut, abyście należycie porozmawiali o wybranym temacie. Pokazywałaś mu ulubione zespoły. Właściwie, często poruszał wątek muzyki. Nic dziwnego, bo zawsze ją uwielbiał. Każdy kolejny dzień sprawiał, że kochałaś Chanyeol'a coraz bardziej i, ku twojemu nieszczęściu, przestawałaś mieć nadzieję, iż poradzisz sobie, gdy kiedyś go zabraknie. Miłość to straszna rzecz, ale czasami ma twarz wysokiego bruneta...
- Cześć. - uśmiechnęłaś się, siadając obok Koreańczyka. Znów spotkaliście się w ulubionym miejscu. Kawiarnia naprzeciwko sklepu, gdzie poznałaś dryblasa była idealna. O kawie nie wspominając.
- Masz dobry humor. - zauważył.
- Nie. - pokręciłaś głową. - Przynajmniej tak mi się wydaje...
- A teraz? - przesunął w twoją stronę niewielki pakunek wcześniej leżący na stoliku. - Chcę to widzieć otwarte za minutę. - zaśmiał się promiennie.
- Ale... - zaczęłaś, jednak natychmiast napotkałaś ponaglający wzrok chłopaka. Migiem pozbyłaś się papieru okalającego podarunek. Prezent okazał się książką. Tytuł wydał ci się aż nadto sugestywny, lecz nie wspomniałaś o tym nawet słowem. - "Jeśli kochasz, daj mi znać"? - uniosłaś brwi.
- Psychologiczna. - Chanyeol pokiwał głową. Miałaś nadzieję, że twój wyraz twarzy nie zdradzał zmieszania.
Nastała cisza przerywana jedynie niemrawymi chrząknięciami. Zastanawiałaś się, co dzisiaj dokopało chłopakowi, bo zwykle nie potrafił przestać mówić. Takie sytuacje między wami nigdy nie krępowały, ale dzisiejsza okazała się inna. Nie rozumiałaś tego całego prezentu, ani nawet intencji Koreańczyka co do niego. Zastanawiałaś się, dlaczego słowo "dziękuję" nie może przejść ci przez gardło. Może dlatego, że książka była idealna? Bo obnażała twoje słabe punkty? Ponieważ mówiła o wszystkim, co od tygodni chodziło ci po głowie?
- Kiedyś miałem dziewczynę... - nagle Park Chan Yeol odezwał się. Słuchałaś, przyglądając się swoim dłoniom. Pojawiła się na nich gęsia skórka. - Oboje mieszkaliśmy dosyć daleko stąd. Byłem okropnie zakochany, bo jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego. - zaczerpnął powietrza i uśmiechnął się pod nosem. - Pewnego dnia wyjechałem. Najgorsze było to, że nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy, powiedzieć "muszę odejść". Rozstaliśmy się, ale wciąż jestem zakochany. Bardzo ją skrzywdziłem, naobiecywałem głupot. Przez pewien czas nawet sam łudziłem się, że wrócę. A teraz ona...
- Chanyeol, to ja... - przerwałaś mu prawie bezwiednie. Nie miałaś odwagi, aby na niego patrzeć. - Możesz mi nie wierzyć, ale to, co nas łączyło zawsze będzie wyjątkowe. Cały czas chciałam ci wszystko powiedzieć. Siedziałam cicho, bo wiedziałam, że to by wszystko zniszczyło. Złość się, znienawidź mnie. Wszystko jedno mi już, dowiedziałeś się. - zamilkłaś, walcząc z narastającą potrzebą płaczu.
Milczenie powoli stawało się uciążliwe. Mijające minuty wzmagały napięcie. Ciągle nie podnosiłaś wzroku. Kiedy poczułaś ciepło dłoni chłopaka na swojej, wiedziałaś - jest dobrze. Momentalnie spojrzałaś mu w oczy. Uśmiechały się, a on sam promieniał.
- Myślałaś, że nie wiedziałem? - splótł twoją rękę ze swoją.
- Wiedziałeś... - powiedziałaś bardziej do siebie, niźli do niego.
- On naszego spotkania w sklepie. - zerknął gdzieś na niebo. - Dlatego zacząłem pleść coś o zespołach. Nie mogłem cię stracić drugi raz.
- Dlaczego pozwoliłeś, żeby...? Dlaczego nie powiedziałeś? - uniosłaś brwi. - Wiesz, ile razy denerwowałam się, bo nie chciałam pisnąć ani słowa?
- Wtedy nie ułatwiłbym ci tego. - spoważniał momentalnie. - Nie mogłem pomóc w inny sposób, jak tylko być cierpliwym.
- Nie znoszę cię. - prychnęłaś cicho.
- Powtórz to. - uśmiechnął się szeroko.
- Nie. - pokazałaś mu język.
- Jesteś okropna. - przewrócił oczami.
- Ty też. - spoważniałaś. Uścisk dłoni chłopaka całkowicie cię rozluźnił.
- Wyjechałem bez słowa. - powiedział flegmatycznie.
- Tak. - kiwnęłaś głową.
- Przepraszam, że ciebie skrzywdziłem. - jego oczy zapłonęły iskierkami. - Kocham cię.
- Nie będzie jak dawniej, nawet o tym nie myśl. - wzruszyłaś ramionami. Zawsze kochałaś się z nim droczyć.
- Nie będzie? - zapytał, przybliżając się nieco.
- Nie. - pokręciłaś głową.
- Na pewno? - kolejny raz zmniejszył dystans między wami.
- T... - nie dokończyłaś wyrazu, bo Chanyeol natychmiast przycisnął swoje wargi do twoich. Całując go od razu przypomniałaś sobie dawne czasy i jak bardzo chciałaś, żeby każda pojedyncza chwila tamtych lat wróciła. Odwzajemniałaś buziaki, przecież nawet posąg nie oparłby się cudownie miękkim wargom Koreańczyka. Chwilę później rozdzieliłaś wasze usta, ciągle pozostając blisko chłopaka.
- Dziękuję. - uśmiechnął się krótko.
- Za co? - pogłaskałaś dłonią ciemną czuprynę chłopaka.
- Bo pozwoliłaś mi się jeszcze raz w tobie zakochać. - bezwiednie przygryzł dolną wargę. - Przekonałem się, że jesteś tą jedyną. Nawet nie wiesz, jak to jest dowiadywać się wszystkiego ponownie o osobie, którą kiedyś się znało.
- Wiem, ale Chanyeol... - uśmiechnęłaś się, finalnie urywając.
- Powiedz, że mnie kochasz. - zaczął Channie.
- Idź na szczaw. - prychnęłaś ze śmiechem.
- Powiedz, że mnie kochasz. - obdarzył twoje wargi krótkim całusem.
- Nienawidzę cię. - zachichotałaś.
- Też cię kocham. - na powrót złączył wasze usta w jedność. Już wiedziałaś, że się ciebie nie pozbędzie. Przynajmniej, póki słońce świeci...
Scenariusz świetny jak i inne dzieła twojego autorstwa :D Uwielbiam czytać twoje scenariusze nawet po kilka razy. Mam nadzieję że wena cię nie opuści. Trzymam kciuki <3
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł. To było takie urocze ^.^
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :** :)
Super scenariusz :3 Fajnie, że wróciłaś. <3
OdpowiedzUsuńRozpłynęłam się. <3
OdpowiedzUsuńjejciu, cudowne <3
OdpowiedzUsuńPiękny scenariusz *-*
OdpowiedzUsuńChanyeol idealnie tu pasuje!
Uwielbiam ten blog♥
~Marry
Jak to powiadają: "stara miłość nie rdzewieje". Masz być z czego dumna, bo scenariusz wyszedł cudownie. Takie proste, nieskomplikowane, a piękne.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne dzieła. :)
Cześć!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak się przestraszyłam, gdy zobaczyłam, że blog został zawieszony. Myślałam, że nie będę miała okazji znów wejść wieczorem na Twojego bloga z nadzieją, że coś napisałaś. Wcześniej nie komentowałam (czego bardzo teraz żałuję!) ale obiecuję, że pod każdym nowym postem postaram się dodać jakieś słowa otuchy i pochwalić wpis :D Uwielbiam czytać po kilkanaście razy Twoje scenariusze, tego akurat nie przeczytałam (zapewne jest cudowny!), ale musiałam przed tym napisać komentarz :D Bardzo cieszę się z Twojego powrotu i życzę powodzenia! :* <3
~Bulma
Super scenariusz, chciałabym choć w połowie pisać tak jak TY <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie: blog typowo lifestylowy :)
http://creation-my-kpop-style.blogspot.com :)