poniedziałek, 2 grudnia 2013
#7 Sehun
Dwa lata na dojście do siebie. Tyle dali ci inni. Dwadzieścia cztery miesiące,żeby powrócić do normalnego psychicznego stanu. Udało ci się,ale co z tego,skoro już nigdy nie będziesz tą samą osobą. Zmieniłaś szkołę,odgrodziłaś się od starych znajomych. Za wszelką cenę unikałaś odpowiadania na wszystkie trudne pytania ciągle dotyczące jednego tematu. Nie rozmawiałaś prawie z nikim,oprócz najbliższej rodziny,której z resztą już pozostało ci niewiele. Radziłaś sobie sama,jedyny pozytywny skutek przeżycia ostatnich dwóch lat...
Śmierć jest rzeczą dziwną i w wielu przypadkach wydaje nam się nieprawdziwa,dopóki sami się z nią nie zetkniemy. Również tak myślałaś,dopóki życie nie zabrało ci rodziców.
To był pochmurny listopad. Papierosy leżały wszędzie,ale ty się tylko przyglądałaś. Razem ze swoim najlepszym przyjacielem,jednocześnie też twoim bratem siedzieliście na kanapie w brudnym slumsowatym lokalu. Muzyka dudniła,aż bolały cię uszy. Nie lubiłaś imprez w ruinach. Zawsze po nich łapałaś jakieś przeziębienie,czy coś innego. Nie bawiłaś się dobrze,bo tak naprawdę przyszłaś tutaj,żeby przypilnować młodego. Oboje uciekliście rodzicom,teraz było ci wstyd. Oczywiście twój brat usprawiedliwiał wszystko tym,że starsi i tak wyszli do znajomych,a w domu byście się tylko nudzili.
Impreza trwała,Ming łykał kieliszek za kieliszkiem. Będziesz musiała tłumaczyć się przed rodzicami,plus w dodatku męczyć się z zalanym w trupa nieletnim. Atmosfera stawała się coraz luźniejsza. Oboje gadaliście do dwudziestej trzeciej. Potem zdecydowałaś,że zaciągniesz go do domu. Nikt nie protestował przeciwko waszemu wyjściu. Zazwyczaj nie byliście nigdzie zapraszani,sami siebie zapraszaliście. Standardowa zabawa z Ming'iem. Cudem twój brat jeszcze sam szedł. Czas mijał nieubłaganie,a ty nie miałaś go zbyt wiele. Po północy dotarliście do domu. Przynajmniej tak ci się wydawało,że to był wasz dom...
W okolicy budynku stało może z pięć radiowozów. Drzwi były otwarte,zamek wyłamany. Miejsce,w którym jeszcze nie tak dawno oboje czuliście się bezpiecznie,nagle stał się czymś zupełnie nieznanym. Przez okna można było dostrzec zapalone światła oraz poruszające się postacie.
Chwyciłaś swojego brata za ramię i ostrożnie przekroczyłaś chodnik. Szłaś tym samym podjazdem,co dzisiaj rano,jednak mimo wszystko to już nie był ten sam beton. Zerknęłaś w okna pierwszego radiowozu,gdzie siedział może trzydziestoletni mężczyzna. Gdy tylko was zobaczył,natychmiast chwycił krótkofalówkę. Zaczął coś mówić,ale widziałaś tylko ruchy jego warg. Chwilę później z domu wyszedł drugi policjant. Zmierzał w waszym kierunku,więc szeptem nakazałaś Ming'owi zachowywać się,jak trzeźwa osoba. Był w tym naprawdę niesamowity,toteż pozostawałaś pewna powodzenia operacji.
-Czekaliśmy na was.-powiedział stróż prawa,gdy stanął może jakiś metr od ciebie.
-O co chodzi?-mocniej chwyciłaś brata za ramię.
Potem słyszałaś już tylko pojedyncze słowa i jedno bardzo długie. "Gospodarze tego domu nie żyją,więc mamy nakaz przeszukania całego budynku" uderzyło w ciebie niczym kula armatnia. Nawet nie zadawałaś zbędnych pytań,później i tak dowiedziałaś się wszystkiego. Zamiast normalnego otoczenia przed oczami zobaczyłaś krwistą czerwień. Miałaś wrażenie,że w głowie miałaś człowieka z młotem pneumatycznym. Po całym zdarzeniu,ale przez pierwszy rok nie pamiętałaś nic,a przynajmniej tak ci się wydawało. Miałaś tylko przebłyski pogrzebu,monotonnego chodzenia do szkoły i osiemnaste urodziny Ming'a,gdy wsadzono go za kratki. Z pochówku rodziców szczególnie w pamięci utknęła ci jedna osoba. Chłopak o blond włosach. Tak nieziemsko piękny,że przez chwilę wydawał się nieprawdziwy. Nigdy wcześniej go nie spotkałaś,jednak wasze spojrzenia spotykały się co jakiś czas. Raczej nie był znajomym twojej rodziny. Mimo wszystko szedł w kondukcie żałobnym,jakby nigdy nic. Ubrany w ciemny płaszcz i czarne,skórzane rękawiczki. Z nikim nie rozmawiał,ale uśmiechał się do wszystkich. Zupełnie,jakby nie był to najgorszy dzień twojego życia...
Ming zawsze miał problemy ze sobą samym. Wiedziałaś o tym,jednak nie potrafiłaś mu pomóc. Był od ciebie młodszy,nawet jeśli bardzo niewiele,to czułaś się za niego odpowiedzialna. W momencie,w którym policja stała przed waszym domem,już wiedziałaś,że go zamkną. Doskonale miałaś pojęcie,co ukrywał pośród swoich gratów. Powołano cię na świadka podczas rozprawy,ale nie powiedziałaś prawie nic,odmówiłaś składania zeznań. Ming i tak trafił do więzienia...
Przetrwałaś tak dwa lata. Śmiałaś się,cieszyłaś z prostych,ludzkich rzeczy. Często odwiedzałaś swojego brata. W międzyczasie nauczyłaś się żyć sama. Co tydzień odwiedzałaś swojego obrońcę. Za cztery lata znów będziecie mogli być razem. Wiedziałaś,że nie miał się dobrze. To było dla niego jak odwyk,w końcu był uzależniony. Sześć lat za posiadanie narkotyków go z pewnością nie zbawi...
Opuściwszy budynek Okręgowego Zakładu Karnego,wsunęłaś rękę do kieszeni,aby poszukać banknotu o nominale dwudziestu wonów,który zawsze tam nosiłaś. To spotkanie z Ming'iem było wyjątkowe. Nigdy nie chciał nic od ciebie,ale tym razem poprosił cię o coś nietypowego. Przed oczami ciągle miałaś jego minę,gdy mówił,że zmarła jego przyjaciółka ze szkoły. Niemal błagał,żebyś raczyła pójść na pogrzeb i zapalić świeczkę. Bez wahania się zgodziłaś,od dwóch lat byłaś w stanie zrobić dla swojego brata wszystko. W drodze do domu kupiłaś znicz. Pochówek miał się odbyć już jutro,a nie zamierzałaś później przeszukiwać cmentarza w poszukiwaniu małego lampioniku...
Ceremonia minęła równie szybko,jak się o niej dowiedziałaś. Nie uroniłaś ani jednej łzy,gdyż po prostu nie znałaś tej dziewczyny. Twoją uwagę przykuło coś innego...
W międzyczasie zauważyłaś,że rozwiązał ci się but. Był to moment,w którym wszyscy klękali,więc nie czułaś się skrępowana schylając się. Teraz łatwiej mogłaś się rozejrzeć po zebranych osobach. Momentalnie przejechałaś wzrokiem między pochylonymi głowami i nagle oniemiałaś. Kilkakrotnie zamrugałaś,żeby upewnić się,czy przypadkiem to nie sen.
Doskonale poznawałaś te jasne włosy. Chłopak był ubrany w ten sam płaszcz,jednak tym razem na głowie miał czarny melonik. Spokojnie mogłaś widzieć jego twarz. Po prostu stałaś w idealnym miejscu. Wszyscy wstali,a wasze spojrzenia się spotkały. Natychmiast spłonęłaś krwistoczerwonym rumieńcem,ale wiedziałaś,że on nie czuje się skrępowany. Nawet nie odwrócił wzroku...
Po pogrzebie grupka ludzi udała się na stypę,jednak ty powolnym krokiem kierowałaś się do wyjścia z cmentarza. Było naprawdę zimno,po jakimś czasie kolana zaczęły ci się trząść. Na ścieżce nie widziałaś nikogo. Nagle obok siebie usłyszałaś ciche szuranie kamieni,którymi zostało wyłożone przejście. Nie podnosiłaś wzroku,już wiedziałaś,kto idzie obok ciebie.
-Śledzisz mnie?-zerknęłaś w oczy osobie z bladą twarzą otoczoną aureolą blond włosów.
-Nie.-uśmiechnął się pod nosem.-Skąd?
-Widziałam cię na pogrzebie moich rodziców.-pokręciłaś głową z niedowierzaniem.-Dwa lata temu...
-To nie dziwne,że się nie otrząsnęłaś?-byłaś zaskoczona tym,skąd tak wiele wie o tobie.
-Rzeczywiście,dziwne.-zmierzyłaś go od stóp do głowy.-Co tutaj robisz?
-Lubię bywać na pogrzebach.-poprawił kapelusz przykrywający jasne włosy.
-Czy to jest normalne?-uśmiechnęłaś się delikatnie w jego stronę.
-Raczej nie.-zaśmiał się cicho.
-Nie zmieniłeś się przez dwa lata.-złożyłaś ręce na piersi.
-Prawda.-jego proste odpowiedzi powoli zaczynały cię irytować.
-Przychodzisz tutaj na każdy pogrzeb od lat?-tobie wydawało się to niemożliwe.
-Tak.-uśmiechnął się.-Chociaż mnie nie znają,niech wiedzą,że tu byłem.
-Nie jesteś normalny,wiesz?-zaśmiałaś się. Nie było to stosowne na cmentarzu,ale nie mogłaś się powstrzymać.
-Jestem Sehun.-podał ci rękę. Była naga,jednak mimo wszystko przyjemnie ciepła.-Ten nienormalny.
-(T.I.)-z dumą wymówiłaś swoje imię.
-Miło poznać.-uśmiechnął się do ciebie.-A ty co tutaj robisz?
-To była koleżanka mojego brata.-włożyłaś ręce do kieszeni płaszcza,żeby było ci cieplej.-Poprosił mnie,abym przyszła...
-Sam nie mógł?-uroczo uniósł brew do góry.
-To długa historia.-odpowiedziałaś,ale tak naprawdę nawet nie miałaś ochoty o tym opowiadać.
-Co powiesz na kawę?-przystanęłaś z nim pod bramą,którą się wchodziło.
-Nie mogę. Muszę wracać do szkoły.-odgarnęłaś włosy z czoła.
-To może cię podwiozę?-z kieszeni wyciągnął kluczyki samochodowe.
-A nie jesteś psychopatą może?-zapytałaś żartobliwie.
-Jasne,zagłaszczę cię na śmierć...-delikatnie chwycił cię za nadgarstek,jakby bał się,że zaraz rąbniesz go w twarz,po czym ostrożnie pociągnął w kierunku białego Mercedesa stojącego na przeciwległym krańcu ulicy.
-Czekaj.-rozkazałaś mu,chociaż byliście już przy samochodzie.
-Tak?-cierpliwie odwrócił się w twoją stronę.
-Przecież ja cię w ogóle nie znam...-puścił twój nadgarstek.
-To poznasz,chcesz?-uśmiechnął się,chociaż podchodziłaś do niego nieufnie.
-Masz mi opowiedzieć,co robiłeś na pogrzebie moich rodziców...-zrobiłaś zagniewaną minę.-I dlaczego gapiłeś się na mnie wtedy,plus dlaczego gapiłeś się na mnie dzisiaj...
-Dobrze,w drodze ci opowiem.-otworzywszy auto,przebiegł się do drzwi od strony pasażera,po czym otworzył je przed tobą. Wsiadłaś już nie protestując.
-Masz mnie zawieźć prosto do szkoły...-skrzyżowałaś ręce na piersi,gdy chłopak włożył klucz do stacyjki. Wygodnie usadowił się przed kierownicą.
-Dlaczego nagle zrobiłaś się taka kapryśna?-uśmiechnął się. Moment później samochód zawarczał,niczym dziki kot. Odjechaliście z cmentarza.
-Bo unikasz odpowiedzi.-pokręciłaś głową.-Jakbyś chciał mi powiedzieć,że to przypadek.
-Nie wiedziałem,że tutaj będziesz dzisiaj...-twoim zdaniem odpowiadało mu prowadzenie samochodu,bo wtedy nie widziałaś jego oczu.-Nie obraź się,ale myślę o tobie jako o dziewczynie,która myśli,iż chodzę na pogrzeby tylko po to,żeby ją spotkać.
-Nie myślę tak.-uśmiechnęłaś się do niego.-Ale chciałabym znać twoje powody.
-Jesteś godna zaufania?-puścił do ciebie perskie oko.
-Możemy się przekonać.-potarłaś kark dłonią.
-Czyli jesteś.-zaśmiał się.-Cztery lata temu umarła mi siostra.
Uśmiechał się,ale widziałaś,jak w jego oczach zatańczyły łzy. Doskonale znałaś to uczucie. Za każdym razem,gdy myślałaś o rodzicach,reagowałaś tak samo.
-Teraz miałaby tyle lat,ile ja mam...-kontynuował.-Razem z rodzicami byłem we Francji. Ona została w domu. Suszarka do włosów wpadła jej do wody,a ona chciała ją wyciągnąć...Znasz już resztę opowieści.
-Ciągle nie opowiedziałeś mi dlaczego...
-Umierała sama.-przerwał ci,ale nie miałaś mu tego za złe.-Od tamtego czasu obiecałem sobie,że nie pozwolę nikomu tak umierać.
-To bardzo piękne...-trochę się zaniepokoiłaś,bo byliście już blisko szkoły.
-Ale?-uśmiechał się patrząc na drogę.
-Możemy jechać na tę kawę?-zrobiłaś minę niewiniątka.
-Bardzo nieładnie tak się zrywać z lekcji...-przygryzł dolną wargę,ale wiedziałaś,że i tak się zgodzi.
-No proszę...-niby błagalnie chwyciłaś go za ramię.
-Dobra,poddaję się...-zaśmiał się głośno. Sama przed sobą musiałaś przyznać,iż ma przepiękny śmiech.-Ale ja wybieram miejsce.
-Jak chcesz.-rozluźniłaś się. Może Sehun miał taką moc? Jego obecność uspokajała wszystkich dookoła. Coś w tym musiało być.-Ciągle nie powiedziałeś mi,dlaczego się na mnie gapiłeś...
-To trudne do wytłumaczenia.-wyszczerzył się jeszcze raz.
-Mamy czas.-spojrzałaś na niego. Na jego skórze leniwie tańczyły promienie chłodnego,jesiennego słońca.
-Może to głupie,ale gdy cię zobaczyłem po raz pierwszy,miałaś w swoich oczach taką siłę...-pokręcił głową nie mogąc się wysłowić.-Płakałaś,jednak ja wiedziałem,że w środku jesteś lwem. Pokazałaś mi to wtedy i pokazujesz mi to teraz.
-To nie jest głupie.-uśmiechnęłaś się.-Nie będę kłamać,ani trochę cię nie rozumiem.
-Może kiedyś zaczniesz.-nawet nie zauważyłaś,że zatrzymał się na parkingu pod kawiarnią.-Wysiadamy,tygrysie.
-Jak mnie nazwałeś?-otworzyłaś drzwi od strony pasażera i wyszłaś na świeże powietrze. W skupieniu przyglądałaś się,jak chłopak zamyka Mercedesa,po czym poprawia kapelusz na głowie. Nie odpowiedział na twoje pytanie,ale nie przeszkadzało ci to. Jeszcze raz na niego spojrzawszy,ruszyłaś do lokalu.
Szczerze mówiąc nie sądziłaś,że Sehun wybierze taki lokal. W środku nie było tłoczno,jednak też nie pusto,przyjemne ciepło leniwie otaczało wszystkich klientów. Pomieszczenie zapełniały stoliki,przy których porozwieszane były hamaki.
-Zajmij tam,w kącie...-szepnął ci do ucha Sehun palcem wskazując miejsce przy oknie. Na karku zamajaczyła ci gęsia skórka.
-Poproszę tylko herbatę.-sięgnęłaś po torebkę,ale chłopak w ostatniej chwili cię powstrzymał.
-Nie wygłupiaj się.-uśmiechnął się.-Ja stawiam.
-Jak chcesz.-żartobliwie zdjęłaś mu kapelusz i nakryłaś nim swoje jedwabiste włosy. Nie protestował,tylko zmierzył cię zadowolonym wzrokiem.
-Mogłabyś tak chodzić częściej.-poprawił ci melonik na głowie. Tylko się uśmiechnęłaś,po czym poszłaś zająć miejsce. Wygodnie usiadłaś na hamaku przyglądając się,jak twój towarzysz zamawia kawę. Był całkiem przystojny. Czasami mogłabyś nawet się z nim umówić... Sehun również spojrzał w twoim kierunku,od razu na jego twarzy zagościł uśmiech. Znałaś ten wzrok,spodobałaś mu się,ale nie wiedziałaś dlaczego...On był niesamowity,wyglądał jak nie z tego świata,a twoim zdaniem ty byłaś przeciętna.
Właśnie dostał kawę do rąk. Ciągle nie spuszczał cię z oczu. Nieustannie się uśmiechał. Stawiał szybkie kroki. Dopiero w tamtym momencie zauważyłaś na podłodze znak,który zazwyczaj się stawia,gdy posadzka była świeżo umyta. Sehun nie zobaczył tabliczki. Zaczęłaś do niego machać,gestami pokazywałaś,żeby trochę zwolnił,a on zrobił tylko zdziwioną minę. Miałaś wrażenie,że późniejsze wydarzenia dzieją się w tak zwanym slow motion. W jednym momencie chłopak pośliznął się i wylał na siebie obie kawy. Ustał,jednak ciebie interesowała tylko brązowa plama na jego lewym udzie oraz niemal pulsujące już oparzenie.
Biegiem rzuciłaś się,żeby mu pomóc. Podeszły już do niego kobiety z obsługi. Zgarnęłaś pierwszą lepszą butelkę wody z lady i natychmiast ją odkręciłaś. Podałaś ją jednej z baristek,która polała oparzenie zimną cieczą. Sehun cicho jęknął z bólu,ale był bardzo dzielny. Posadziłaś go na najbliższym hamaku,po czym razem z kawiarnianymi kobietami ustaliłaś,że najlepiej będzie zawieźć go do szpitala. Nawet nie kazano wam zapłacić za zmarnowane napoje.
Chłopak mógł chodzić,więc z lokalu wyszedł o własnych siłach. Wzięłaś od niego kluczyki do Mercedesa i pomogłaś mu usiąść na siedzeniu pasażera. Umiałaś prowadzić,ale zanim ruszyliście,twój towarzysz kilka razy się upewniał,czy na pewno nie spowodujesz wypadku.
Gdy w końcu ruszyłaś,chłopak wyglądał na wyjątkowo spiętego. Twoim zdaniem samochód niemal całował drogę,nawet zaczęłaś się zastanawiać,ile Mercedes kosztował. Co jakiś czas zerkałaś na Sehuna. Był bardzo dzielny,nie dawał po sobie poznać,że coś go boli. Po prostu siedział,nieco skulony,spokojnie oddychał. Nie zwracał na ciebie uwagi,albo po prostu ci się zdawało...
W szpitalu zabrali chłopaka od razu na ostry dyżur. Zwykłym ludziom nie pozwalano wejść dalej,także niecierpliwie czekałaś przy poczekalni. Martwiłaś się o niego. Musiałaś przyznać,iż po prostu go polubiłaś,może nawet za bardzo. Na głowie ciągle miałaś jego kapelusz. Sama myśl o meloniku przystroiła twoją twarz uśmiechem.
Usiadłaś na najbliższym krześle. Postanowiłaś,że poczekasz na Sehuna. Czas ci się dłużył. Równie dobrze mogli wypuścić go za godzinę,jak i równie dobrze mogli to zrobić dopiero jutro. Znudzona podkurczyłaś nogi. Oparłaś głowę o ścianę. Tego dnia byłaś naprawdę zmęczona. Z kieszeni wygrzebałaś telefon. Nic się nie działo,nawet nikt do ciebie nie dzwonił. Zadowolona ze spokoju,przymknęłaś oczy...
Nie spałaś,dlatego bez problemu usłyszałaś otwierające się drzwi. Uchyliłaś powieki i zobaczyłaś kuśtykającego chłopaka podpierającego się na kuli ortopedycznej. Nie zauważył cię od razu,najpierw rozejrzał się po całej poczekalni. Gdy cię w końcu zobaczył,uśmiechnął się,po czym uprzednio podchodząc,usiadł na krześle obok ciebie.
Nie wyglądał jakoś inaczej. No,może jego twarz była bardziej czerwona. Nie miał już na sobie płaszcza,teraz trzymał go pod pachą. Już nie nosił szarych jeansów. Teraz dali mu jakieś stare,znoszone dresy,w których mimo wszystko wyglądał uroczo.
-W porządku już?-odezwałaś się. Był obok ciebie,ale mimo wszystko nie przestawałaś się martwić.
-Tak.-uśmiechnął się pokrzepiająco.-Tylko nie mogę prostować nogi,żeby nie naciągać skóry. Czemu jesteś taka blada?
-Przepraszam,martwiłam się.-otarłaś czoło dłonią.-Chodź,odstawię cię do domu.
-Czekaj.-chciałaś wstać,ale chłopak cię zatrzymał.
-Dlaczego? Możesz już jechać,prawda?-uśmiechnęłaś się do niego.
-Mogę.-przewrócił oczami.-Po prostu chciałem ci podziękować,że zostałaś.
-Nie ma za co.-wyszczerzyłaś się jeszcze szerzej i ku twojemu zaskoczeniu chłopak przysunął się bliżej,po czym czule musnął wargami twój policzek.-Mógłbyś tak częściej.
-Obiecuję,że będę.-ostrożnie wstawszy,ujął twoją rękę. Zadowolona odwiozłaś go do domu,gdzie jeszcze długo rozmawialiście.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja chcę moje opowiadanie z Sehunem ;C
OdpowiedzUsuńProszem ;_; ;C <3 ;)
Patrzę codziennie,a tu nic ;C ;_;