Z Chen'em spotykałaś się dopiero od niedawna,ale mimo tego chłopak był w tobie zakochany po same czubki uszu. Wolny czas przeważnie spędzaliście ze sobą,chyba że Koreańczyk miał koncerty. Wtedy zostawałaś w domu,lub wychodziłaś ze znajomymi. Czasami też pozwalałaś mu odetchnąć. Często spotykał się z chłopakami. Mieszkali razem,więc byli ze sobą dłużej w ciągu dnia niż ty z Chen'em. Wspominając o reszcie EXO,dobre kontakty między wami nie zagościły. Nie byłaś mile widziana w ich domu,a najgorsze było to,że nie wiedziałaś dlaczego. Kilka razy pytałaś się swojego chłopaka,co to wszystko ma znaczyć,jednak nie odpowiadał. Jakby o wszystkim wiedział,bo jednak wiedział...
Ostatnio między wami coś zaczęło się psuć. Miałaś wrażenie,że w ciągu zaledwie trzech dni wymordowałaś całą jego rodzinę,czego przecież nie zrobiłaś. Chen stał się strasznie spięty,starał się trzymać od ciebie na dystans. Wyglądał tak,jakby w środku toczył jakąś wojnę z samym sobą. Na razie nie pytałaś,o co chodzi,bo przeważnie chłopak po jakimś czasie mówił ci o wszystkim...
Tego dnia siedziałaś w pokoju,który dzielił z Lay'em. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Było nadzwyczajnie schludne jak na pokój zamieszkany przez roztrzepaną dwójkę. Ściany w dosyć przyjemnym kolorze dodawały niezwykłego spokoju temu miejscu. Nie bywałaś tutaj często,nikt nie chciał ci powiedzieć,czemu... Poczułaś pragnienie,więc Koreańczyk ruszył się,żeby przynieść coś do picia. Dosyć długo nie wracał,dlatego zaczęłaś się trochę martwić. Odczekałaś jeszcze jakieś pięć minut i postanowiłaś,że pójdziesz go poszukać. Cicho wstawszy,wyszłaś z pomieszczenia. Nawet nie musiałaś się zmagać z drzwiami,bo zostawiono je otwarte. Znalazłaś się w korytarzu,gdzie znajdowały się pozostałe wejścia do pokoi pozostałych. Na jego końcu była kuchnia,z której dochodziły lekko przytłumione głosy. Z pierwszego pomieszczenia właśnie wychodził Baekhyun. Gdy cię zobaczył,tylko uśmiechnął się ironicznie pod nosem. W sumie to chyba on jeden traktował cię najłagodniej. Czasami mogliście normalnie porozmawiać,jak przyjaciele. Odpowiedziałaś mu również uśmiechem,jednak twój był szczery.
Skierowałaś się w stronę kuchni. Doskonale rozpoznałaś głos Chen'a. Gdy tylko zdołałaś usłyszeć,o czym mówią,gwałtownie się zatrzymałaś.
-..,nie rozumiesz? Przestań w końcu myśleć o sobie i zacznij myśleć o innych.-odezwał się trzeci,nieco niższy głos. Od razu pomyślałaś,że to Sehun.
-Czasami nawet inni muszą zaczekać,wiecie?-powiedział twój chłopak.-Po prostu nie,koniec tematu.
-W przeciwnym razie wylatujesz,pamiętasz?-druga osoba znów zabrała głos.
-Pamiętam,ale no...Spróbujcie postawić się w mojej sytuacji...-na twoich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Nie wiesz,o co chodziło,ale Chen był zrozpaczony. Czułaś się z tym okropnie,bo chłopak nic ci nie mówił. Myślałaś tak,jakby coś cię omijało...
-Nawet nie chcemy być w twojej sytuacji.-przerwał mu trzeci głos.-Mówisz to teraz,a jak nie,to pamiętasz co ci mówił...
-Na pewno nie ma innego wyjścia?-powiedział Chen tym razem jeszcze ciszej,niż przedtem.
-Nie.-Sehun zaśmiał się cicho.-Powodzenia.
-To widzimy się za jakieś...Trzy minuty.-odpowiedział mu rechot pozostałych.
Najszybciej,jak umiałaś na palcach pobiegłaś z powrotem do pokoju,w którym wcześniej byłaś. Nie miałaś pojęcia,co to oznacza,ale wiedziałaś,że nie będzie dobrze. W korytarzu już słyszałaś kroki,więc przybrałaś dobrą minę i starałaś się nie rozpłakać...
Nagle w drzwiach pojawiła się sylwetka Chen'a. Uśmiechał się. Już nauczyłaś się rozpoznawać sytuacje,gdy przywdziewał maskę. Ta była jedną z nich. Nie wiedziałaś,o czym rozmawiał z chłopakami,ale to wystarczyło,żeby go zasmucić. Wiele osób mówi,że wystarczy spojrzeć na oczy,aby wykryć kłamstwo. Patrzyłaś swojemu chłopakowi w oczy,jednak nie zobaczyłaś nic.
Zauważyłaś szklankę wody trzymaną w dłoniach przez Chena. Koreańczyk nic nie mówiąc,podał ci ją do rąk. Ciężko oddychał,zawsze tak robił,gdy się denerwował. W końcu otworzył usta,jakby chciał coś powiedzieć.
-Wiesz,ja chyba muszę ci coś powiedzieć...-zawahał się.
-Tak?-odłożyłaś szklankę na najbliższą płaszczyznę i się uśmiechnęłaś. Nie był to szczery uśmiech.
-Mogłabyś wstać?-nerwowo poprawił czapkę leniwie zsuwającą mu się z głowy.
-Jasne,coś się stało?-stanęłaś na nogi. Dopiero teraz widziałaś,jak bardzo w takich chwilach twój chłopak przypominał małego szczeniaka.
-Wszystko się stało...-powiedział nie okazując żadnych emocji.
-A mógłbyś jaśniej?-chciałaś się uśmiechnąć,żeby dodać mu otuchy,ale zamiast tego zrobiłaś tylko niewyraźny grymas.
-(T.I.),ja myślę,że źle zrobiliśmy,gdy zaczęliśmy spotykać się ze sobą...-włożył ręce do kieszeni,ale mimo to nie przestawał patrzeć ci w oczy.
-Co,proszę?-nagle miałaś wrażenie,że uderzyła w ciebie wielka kula armatnia i zaraz rozpadniesz się na kawałeczki.
-Po prostu cię nie kocham.-zacisnął usta,a jego wargi ułożyły się w jedną cienką linię.-Właściwie,nic do ciebie nie czuję. Męczyłem się przez ten miesiąc z tobą,wiesz?
-Dlaczego mówisz mi o tym teraz?-oczy ci się zaszkliły,a Chen momentalnie zmienił się. To już nie był ten sam chłopak,którego poznałaś. Tamten bez przerwy śmiał się do ciebie. Teraz po prostu nie wiedziałaś,kim był człowiek stojący przed tobą.
-Bo po prostu niczego teraz nie chcę bardziej niż tego,żebyś się odwaliła...-potarł czoło dłonią. Wargi zaczęły ci drżeć i już wiedziałaś,że nie pozbędziesz się płaczu w tej sytuacji.
-Zrywasz ze mną?-z niedowierzaniem pokręciłaś głową,a po policzkach spłynęły ci pierwsze łzy. Przecież to było niemożliwe...Czułaś się z nim tak dobrze,jak z nikim innym. Nawet nie śniłaś o tym,że Chen kiedykolwiek powie ci coś takiego.
-Możesz już iść...-wzruszył ramionami. Nie przestałaś płakać,ale mimo wszystko wyszłaś z pokoju. Po drodze zabrałaś swój płaszcz z salonu. Nawet nie przyglądałaś się,jak reszta EXO patrzy jak odchodzisz. W rzeczywistości wymieniali między sobą smutne spojrzenia. Może ta rzecz,która dotknęła Chen'a,złapała się również ich. Przy wyjściu złapałaś swoją torbę i tak po prostu wyszłaś. Nie wiedziałaś o tym,ale w tej samej chwili twój były chłopak usiadł na łóżku,po czym rozpłakał się niczym dziecko.
Minął tydzień odkąd nawet nie dzwoniłaś do Chen'a. Nie pozbierałaś się. Mimo wszystko przez pierwsze dni było gorzej. Zdążyłaś wykasować jego numer telefonu,usunęłaś wszystkie wasze zdjęcia z aparatu,jakby nigdy nie istniał. Problem był taki,że właściwie to on gdzieś tam żył. Żył i na pewno miał się świetnie. Gdybyś była lubiana pośród chłopaków,mogłabyś mu zrobić na złość umawiając się z Tao,czy coś w tym stylu,jednak nie byłaś. Wczoraj znów zaczęłaś chodzić do szkoły. Wiedziałaś,że wszyscy teraz się z ciebie śmieją,bo myślałaś,że Chen zostanie z tobą na zawsze. Zrobiłby tak,nadal nie zmieniłaś swojego zdania. W większości przypadków zareagowałabyś inaczej,ale nie tym razem. W większości przypadków pewnie miałabyś się świetnie. Teraz byłaś sama,poczucie winy zjadało cię od środka. Twój były z tobą zerwał,więc musiałaś coś zrobić nie tak. Non stop myślałaś o tym,że oddałaś mu coś,czego już nigdy nie będzie mógł oddać,swoje serce...
Dopiero wróciłaś ze szkoły. Przygotowałaś sobie coś do jedzenia i zabrałaś posiłek do swojego pokoju,bo nie lubiłaś jeść w jadalni. Znów szykowałaś się na samotne spędzanie wieczoru. Twoja mama była recepcjonistką,miała dzisiaj nocną zmianę. Kochałaś takie dni. Samotność zdecydowanie służyła ci duchowo. Resztę dnia planowałaś spędzić na kanapie przed telewizorem. Już nie miałaś chłopaka,nawet nie musiałaś dokupywać większej ilości chrupek orzechowych...
Odrabiałaś lekcje przy stole w kuchni,gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Mam już dawno wyszła,a ty sama nie spodziewałaś się niczyjej wizyty. Cicho podreptałaś w kierunku korytarza. Nie miałaś wizjera,więc musiałaś zaryzykować wpuszczeniem do domu jakiegoś psychopaty. Cierpliwie otworzyłaś zamek. Przed sobą ujrzałaś Krisa. Przez chwilę zastanawiałaś się,czy jest prawdziwy.
-Pomyliłeś domy?-uniosłaś brew.
-Nie.-nawet się nie uśmiechnął.-Mogę wejść?
-Jesteś sam?-zmierzyłaś go wzrokiem od stóp do głów.
-Tak.-westchnął cicho.
-Chodź.-otworzyłaś przed nim drzwi. Zaprosiłaś go do salonu. Jego wizyta bardzo cię zdziwiła. Zwłaszcza po tym,co się stało. Nigdy za nim nie przepadałaś,ale w tym wypadku chciałaś się dowiedzieć wszystkiego o stanie Chen'a. Zwłaszcza to,czy miał dziewczynę...
Usiadł na kanapie,jednak nic nie powiedział. Miałaś wrażenie,że nad czymś mocno się zastanawiał. Po paru minutach chciałaś go zapytać,po co przyszedł. W ostatniej chwili się powstrzymałaś,bo skoro on tu był,musiało się stać coś ważnego.
-Musisz nam pomóc...-wyszeptał po chwili.-Myśleliśmy...Miało być już dobrze...Jest coraz gorzej,wiesz?
-O co chodzi?-lekko się niepokoiłaś. Jego słowa przypomniały ci pewną,podsłuchaną z resztą rozmowę...
-Nie bądź zła na Chena,on musiał ci tak powiedzieć...-oczy Krisa wyrażały smutek. Pierwszy raz widziałaś go takiego,ale nic nie rozumiałaś z tego,co mówił.
-Ale co mi powiedzieć?-pokręciłaś głową na znak,że nie rozumiesz.
-Management kazał mu zerwać z tobą,bo według nich straciliśmy dużo fanek.-prychnął cicho.-Jeśli by tego nie zrobił,wyleciałby z zespołu...On nie chciał,wiesz? Wolał odejść z zespołu,niż cię zostawić. Wszyscy mieliśmy ci to za złe,ale gdy zobaczyliśmy,jak jest teraz...Po prostu to jest nie do opisania.
-Co się z nim stało?-przyłożyłaś dłoń do ust z niedowierzania.
-On po prostu już nie żyje bez ciebie...-Kris pokręcił głową.-Nie je...Nie chce wychodzić...Nie odzywa się do nas...
-I czego ode mnie teraz chcecie?-byłaś na nich zła,ale doskonale wiedziałaś,że musisz im pomóc. Tutaj nie chodziło już o EXO,ale o twojego Chen'a.
-Spotkasz się z nim?-chłopak zrobił niemal błagalną minę.
-Nie chcę,żebyście mnie nienawidzili.-powiedziałaś i spuściłaś głowę w dół.
-Będziemy,jeśli tego nie zrobisz.-zaśmiał się,ale jego żart cię nie rozbawił.
-Zrobię to...-powiedziałaś zdecydowanie.-Ale czego ode mnie oczekujecie?
-Chcemy,żebyście do siebie wrócili...-zacisnął usta. Wtedy tak bardzo przypominał ci twojego byłego. To było takie dziwne,a zarazem bardzo piękne.
-Po takim cyrku?-tym razem to ty się zaśmiałaś.
-Nie bądź na niego zła,to nie on jest winien,tylko my.-złożył ręce na kolanach.
-A co,jeśli tego nie zrobię?-słuchałaś go uważnie,tak jak on słuchał ciebie.
-Wolę sobie nawet tego nie wyobrażać...-oboje zamilkliście na dłuższą chwilę. Po jakimś czasie cisza stała się męcząca. Mina Krisa świadczyła o tym,że się denerwuje.
Tym razem to ty toczyłaś bitwę z samą sobą. Z jednej strony bardzo kochałaś Chen'a. Mimo wszystko z drugiej strony nie chciało ci się wierzyć w całą tę historię,która zdecydowanie niejednej książce przysposobiłaby wielu fanów. Znałaś swojego byłego chłopaka. Zawsze najpierw dbał o innych,a dopiero potem o siebie. Rozumiałaś go,spełniał marzenia. To była jego ostatnia szansa. Musiał podjąć tę decyzję,bo inaczej straciłby fanów,zespół i,co najgorsze,chłopaków.
-Proszę...-twoje rozmyślania przerwał błagalny ton osoby siedzącej obok na kanapie.-Jesteś naszą ostatnią nadzieją...Nie rób tego dla nas,tylko dla Chen'a...
-Dobrze,zrobię to...-westchnęłaś cicho.
-O to mi chodziło.-uśmiechnął się pogodnie. Widziałaś,jak odetchnął z ulgą.
-Dla niego...-powiedziałaś.-Bo jest najważniejszą osobą w moim życiu.
-To...Masz czas wieczorem?-wstawszy,zaczął zbierać się do wyjścia.
-Jest wieczór.-również wstałaś.
-Za godzinę?-narzucił na siebie kurtkę,którą uprzednio zdjął.-Na neutralnym gruncie?
-Czyli gdzie?-potarłaś kark dłonią.
-Może w parku na Namdaemunno?-uśmiechnął się pogodnie. Teraz już wiedziałaś,że wierzył,iż wszystko pójdzie jak po maśle.
-Jasne.-chłopak ruszył w głąb korytarza. Zatrzymał się dopiero przy drzwiach.
-Za godzinę.-jeszcze raz się uśmiechnął i nacisnął klamkę.
-Pamiętam.-odwzajemniłaś uśmiech.-Mogę ci zadać pytanie?
-Tak?-podwinął mankiety kurtki,którą miał na sobie.
-Dlaczego nie zmienicie menedżera?-skrzyżowałaś ręce na piersi.
-Mamy kontrakt z SM Town,dzidzia.-wyszedł na zewnątrz.-Tylko pamiętaj,żeby się nie spóźnić.
-Będę punktualnie.-uśmiechnęłaś się i odmachałaś mu na pożegnanie.
Gdy tylko drzwi się zamknęły,pędem ruszyłaś na górę. Dlatego nie lubiłaś niczego planować na ostatni moment. Teraz musiałaś wybrać sobie coś do ubrania od razu,nawet nie miałaś czasu na mierzenie. Innym ludziom mogłoby się wydawać,że to niemożliwe,ale od razu po pożegnaniu z Krisem już wiedziałaś,co na siebie założyć...
Wbiegając do pokoju,na wstępie chwyciłaś czerwoną sukienkę. Nie brałaś jej bez powodu. Chen bardzo lubił,gdy miałaś ją na sobie. Jego zdaniem przepięknie ci było w czerwieni. Pod rękę wzięłaś brązowe jazz'ówki.
Gdy już skończyłaś,do "przeminięcia określonej godziny" zostało piętnaście minut. Lekko zdenerwowana umalowałaś usta czerwoną szminką,rozpuściłaś swoje przepiękne włosy i wyszłaś z domu. Złapałaś pierwszy lepszy autobus. Byłaś na miejscu punktualnie,a nawet z minimalnym spóźnieniem. Twoje buty miały płaski obcas,więc spokojnie dobiegłaś do parku. Pogoda ci nie sprzyjała,bo na twoich ramionach pojawiła się gęsia skórka,ale po plecach spływała pierwsza kropelka potu.
Przy bramie głównej spotkałaś Tao i Baekhyuna. Na początku cię nie zauważyli,ale gdy już to zrobili. Ten drugi z niesmakiem wcisnął pierwszemu banknot o nominale dwudziestu wonów w dłoń. Mimo wszystko uśmiechnął się na twój widok.
-Cześć.-odezwałaś się,gdy już do nich podeszłaś.-Gdzie Chen?
-Przy fontannie.-Tao zmierzył cie od stóp do głów.-Wyglądasz...
-Mam na was focha.-przewróciłaś oczami,na co oboje zaśmiali się serdecznie.-Co to były za pieniądze?
-Baek założył się ze mną,że nie przyjdziesz.-żartobliwie zmierzwił chłopakowi włosy.-Ale jak widać ktoś tu przegrał...
-Lepiej idź do niego.-drugi z Koreańczyków skinął głową w kierunku wejścia.-Ledwo go tutaj zaciągnęliśmy.
-Wie?-odgarnęłaś rozwiane przez wiatr włosy z czoła.
-Nie.-Tao wzruszył ramionami.-Chcieliśmy mu zrobić niespodziankę.
-To ja idę już.-zaczęłaś biec do wejścia,tylko odwracając się w kierunku chłopaków na pożegnanie.
Bramę przekroczyłaś szybciej,niż ci się wydawało. Zostało ci do przebiegnięcia może trzysta metrów,ale najbardziej pocieszające było to,że już widziałaś zarys fontanny,która z każdym metrem przybliżała cię do siebie. Na początku niemal niewidoczna plama,a teraz kontur postaci również stawały się coraz bliższe. W końcu dobiegłaś do wodnego źródła. Okazało się,że poruszałaś się niemal bezszelestnie,bo siedzący tyłem do ciebie chłopak nawet się nie odwrócił. Poznawałaś go,naprawdę go poznawałaś. Te same włosy,muskularna sylwetka,piękny zarys umięśnionych pleców.
W tamtej chwili nie wierzyłaś,że to on. Miałaś ochotę go dotknąć,ale po prostu się bałaś. Myślałaś o nim,jak o duchu,w każdym momencie mógł okazać się tylko snem. Był pochylony,jednak doskonale wiedziałaś,co robił. Nerwowo spoglądał na telefon. Zapewne liczył minuty,żeby sobie stąd pójść i z powrotem zamknąć się w pokoju. Był szczuplejszy. Chociaż niewiele,było to widoczne. Napawałaś się jego widokiem. Dosłownie wciągałaś jego obraz,niczym człowiek uzależniony narkotyk. Nawet nie wiedziałaś,kiedy zaczęłaś płakać ze szczęścia. Zakryłaś czerwone od szminki,ale również z zimna usta dłonią,za pewnik uznałaś to,że już dawno się rozmazałaś.
W nawiązaniu do twojego serca,byłaś zakochana. Zakochanie to bardzo dziwne uczucie. Czasami jest się złym nawet na samego siebie,a momentami płacze się z błahych rzeczy,tak jak ty teraz. Łzy niemal zasłaniały ci widok,jednak się uśmiechałaś. Chciałaś być gotowa na moment,w którym się odwróci. Dziękowałaś Bogu,że użyłaś wodoodpornego tuszu,a jedyne czego się teraz miałaś obawiać to to,że zgubisz małą torebkę przewieszoną przez ramię. Miałaś dosyć czekania,musiałaś zobaczyć go teraz.
Z małego bagażu wyciągnęłaś portmonetkę. Wyjęłaś z niej monetę. Jeden won południowokoreański. W myślach ją ucałowałaś,po czym zrobiłaś te kilka kroków dzielących cię od brzegu fontanny. Jedną rękę oparłaś na zimnym,marmurowym murku i wychyliłaś się nad połyskującą taflę wody.
-Żeby już się nie smucił...-wrzuciłaś monetę do wody. Kątem oka zauważyłaś,że Chen drgnął.-...i żeby w końcu zauważył,że wciąż go kocham...
Odeszłaś kilka kroków od fontanny i przyglądałaś się,jak twój ukochany się odwraca. Na twój widok jego twarz się rozjaśniła,jednak oczy ciągle pozostały dziwnie smutne.
-Cześć.-powiedziałaś do niego,po czym uśmiechnęłaś się promiennie.
-Cześć.-chłopak poprawił czapkę,która jak zwykle zsuwała mu się z głowy.-Co ty tutaj robisz?
-Na prośbę pewnego miłego panicza jestem tutaj z kimś umówiona.-udałaś,że zerkasz na niewidzialny zegarek widniejący na twoim nadgarstku.-Ale chyba on nie jest zainteresowany tym spotkaniem...
-Skądże znowu,moja pani.-wstał,a jego oczy nareszcie się rozświetliły dawnym blaskiem.-Bardzo się ucieszył na twój widok...
-Doprawdy?-uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej. Chen podchodził do ciebie wolnymi krokami. Ty również przyjaźnie wychodziłaś mu na spotkanie.-Widział go pan?
-Zdaje mi się,że tak...Chyba zatrzymał się przy fontannie.-gdy już był wystarczająco blisko,nieśmiało chwycił cię za rękę.-Tak bardzo za tobą tęskniłem,wiesz?
-Pozwoliłabym ci spełniać marzenia...-jego dłoń była taka ciepła,jak zawsze jej dotyk przynosił ci ukojenie.-Wystarczyło tylko powiedzieć.
-Nie chcę spełniać marzeń.-delikatnie się zasmucił.-Nie,jeśli ma nie być w nich ciebie.
-Był u mnie Kris.-wolną ręką złapałaś go za szyję i ręką pokonałaś drogę od karku aż po miejsce,gdzie linia włosów styka się ze skórą. Za wszelką cenę chciałaś,żeby się uśmiechnął.-Wszystko mi powiedział...Dlaczego przestałeś jeść? Mogło ci się coś stać...
-Przepraszam...-puścił twoją dłoń i zakrył twarz rękami.
-Już jest dobrze.-odjęłaś mu je od buzi,z powrotem splatając swoje palce z jego.
-Jesteś taka piękna...-uśmiechnął się.-Teraz,tutaj...Przez całe życie...
-Przestań.-zaśmiałaś się głośno. Cała drżałaś z zimna,lecz teraz to było nieważne.
-Zimno ci?-zapytał lekko zaniepokojony.
-Trochę,ale to nic.-sam jego widok rozgrzewał cię wystarczająco.
-Wiem,co ci pomoże.-uśmiechnął się i zdjął swoją bluzę. Podał ci ją,a ty zadrżałaś na sam widok tego,że Chen ubrał koszulkę z krótkim rękawkiem. Ubrałaś ją.-Prześlicznie wyglądasz.
-Kłam dalej...-przycisnęłaś swoje czoło do jego czoła. Oboje zamilkliście na moment. W ciągu tej krótkiej chwili podziwiałaś idealny obraz samej siebie w jego oczach. Tak bardzo brakowało ci jego cudownych perfum,wiecznie rozczochranych włosów i tego uśmiechu,który istniał tylko dla ciebie.
-Przepraszam cię...-powiedział.-Przepraszam cię,bo cię zawiodłem...
-Mogłeś mi od razu powiedzieć,wiesz?-mocnej ścisnęłaś jego dłonie na znak,że może ci zaufać.
-Dostałem wybór,którego nie umiałem podjąć.-uśmiechnął się pogodnie.
-To oni nie umieli wybrać ciebie.-zacisnęłaś wargi.
-Ale jednak wybrali...-przesłał ci buziaka w powietrzu.
-Właśnie,wybrali...-powtórzyłaś po nim i przyciągnęłaś go do siebie. Z całej siły przyssałaś się ustami do jego pełnych warg. Już nigdy w życiu nie chciałaś posmakować żadnych innych,bo te,które były w tamtej chwili z tobą były najlepsze...
Ostatnio między wami coś zaczęło się psuć. Miałaś wrażenie,że w ciągu zaledwie trzech dni wymordowałaś całą jego rodzinę,czego przecież nie zrobiłaś. Chen stał się strasznie spięty,starał się trzymać od ciebie na dystans. Wyglądał tak,jakby w środku toczył jakąś wojnę z samym sobą. Na razie nie pytałaś,o co chodzi,bo przeważnie chłopak po jakimś czasie mówił ci o wszystkim...
Tego dnia siedziałaś w pokoju,który dzielił z Lay'em. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Było nadzwyczajnie schludne jak na pokój zamieszkany przez roztrzepaną dwójkę. Ściany w dosyć przyjemnym kolorze dodawały niezwykłego spokoju temu miejscu. Nie bywałaś tutaj często,nikt nie chciał ci powiedzieć,czemu... Poczułaś pragnienie,więc Koreańczyk ruszył się,żeby przynieść coś do picia. Dosyć długo nie wracał,dlatego zaczęłaś się trochę martwić. Odczekałaś jeszcze jakieś pięć minut i postanowiłaś,że pójdziesz go poszukać. Cicho wstawszy,wyszłaś z pomieszczenia. Nawet nie musiałaś się zmagać z drzwiami,bo zostawiono je otwarte. Znalazłaś się w korytarzu,gdzie znajdowały się pozostałe wejścia do pokoi pozostałych. Na jego końcu była kuchnia,z której dochodziły lekko przytłumione głosy. Z pierwszego pomieszczenia właśnie wychodził Baekhyun. Gdy cię zobaczył,tylko uśmiechnął się ironicznie pod nosem. W sumie to chyba on jeden traktował cię najłagodniej. Czasami mogliście normalnie porozmawiać,jak przyjaciele. Odpowiedziałaś mu również uśmiechem,jednak twój był szczery.
Skierowałaś się w stronę kuchni. Doskonale rozpoznałaś głos Chen'a. Gdy tylko zdołałaś usłyszeć,o czym mówią,gwałtownie się zatrzymałaś.
-..,nie rozumiesz? Przestań w końcu myśleć o sobie i zacznij myśleć o innych.-odezwał się trzeci,nieco niższy głos. Od razu pomyślałaś,że to Sehun.
-Czasami nawet inni muszą zaczekać,wiecie?-powiedział twój chłopak.-Po prostu nie,koniec tematu.
-W przeciwnym razie wylatujesz,pamiętasz?-druga osoba znów zabrała głos.
-Pamiętam,ale no...Spróbujcie postawić się w mojej sytuacji...-na twoich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Nie wiesz,o co chodziło,ale Chen był zrozpaczony. Czułaś się z tym okropnie,bo chłopak nic ci nie mówił. Myślałaś tak,jakby coś cię omijało...
-Nawet nie chcemy być w twojej sytuacji.-przerwał mu trzeci głos.-Mówisz to teraz,a jak nie,to pamiętasz co ci mówił...
-Na pewno nie ma innego wyjścia?-powiedział Chen tym razem jeszcze ciszej,niż przedtem.
-Nie.-Sehun zaśmiał się cicho.-Powodzenia.
-To widzimy się za jakieś...Trzy minuty.-odpowiedział mu rechot pozostałych.
Najszybciej,jak umiałaś na palcach pobiegłaś z powrotem do pokoju,w którym wcześniej byłaś. Nie miałaś pojęcia,co to oznacza,ale wiedziałaś,że nie będzie dobrze. W korytarzu już słyszałaś kroki,więc przybrałaś dobrą minę i starałaś się nie rozpłakać...
Nagle w drzwiach pojawiła się sylwetka Chen'a. Uśmiechał się. Już nauczyłaś się rozpoznawać sytuacje,gdy przywdziewał maskę. Ta była jedną z nich. Nie wiedziałaś,o czym rozmawiał z chłopakami,ale to wystarczyło,żeby go zasmucić. Wiele osób mówi,że wystarczy spojrzeć na oczy,aby wykryć kłamstwo. Patrzyłaś swojemu chłopakowi w oczy,jednak nie zobaczyłaś nic.
Zauważyłaś szklankę wody trzymaną w dłoniach przez Chena. Koreańczyk nic nie mówiąc,podał ci ją do rąk. Ciężko oddychał,zawsze tak robił,gdy się denerwował. W końcu otworzył usta,jakby chciał coś powiedzieć.
-Wiesz,ja chyba muszę ci coś powiedzieć...-zawahał się.
-Tak?-odłożyłaś szklankę na najbliższą płaszczyznę i się uśmiechnęłaś. Nie był to szczery uśmiech.
-Mogłabyś wstać?-nerwowo poprawił czapkę leniwie zsuwającą mu się z głowy.
-Jasne,coś się stało?-stanęłaś na nogi. Dopiero teraz widziałaś,jak bardzo w takich chwilach twój chłopak przypominał małego szczeniaka.
-Wszystko się stało...-powiedział nie okazując żadnych emocji.
-A mógłbyś jaśniej?-chciałaś się uśmiechnąć,żeby dodać mu otuchy,ale zamiast tego zrobiłaś tylko niewyraźny grymas.
-(T.I.),ja myślę,że źle zrobiliśmy,gdy zaczęliśmy spotykać się ze sobą...-włożył ręce do kieszeni,ale mimo to nie przestawał patrzeć ci w oczy.
-Co,proszę?-nagle miałaś wrażenie,że uderzyła w ciebie wielka kula armatnia i zaraz rozpadniesz się na kawałeczki.
-Po prostu cię nie kocham.-zacisnął usta,a jego wargi ułożyły się w jedną cienką linię.-Właściwie,nic do ciebie nie czuję. Męczyłem się przez ten miesiąc z tobą,wiesz?
-Dlaczego mówisz mi o tym teraz?-oczy ci się zaszkliły,a Chen momentalnie zmienił się. To już nie był ten sam chłopak,którego poznałaś. Tamten bez przerwy śmiał się do ciebie. Teraz po prostu nie wiedziałaś,kim był człowiek stojący przed tobą.
-Bo po prostu niczego teraz nie chcę bardziej niż tego,żebyś się odwaliła...-potarł czoło dłonią. Wargi zaczęły ci drżeć i już wiedziałaś,że nie pozbędziesz się płaczu w tej sytuacji.
-Zrywasz ze mną?-z niedowierzaniem pokręciłaś głową,a po policzkach spłynęły ci pierwsze łzy. Przecież to było niemożliwe...Czułaś się z nim tak dobrze,jak z nikim innym. Nawet nie śniłaś o tym,że Chen kiedykolwiek powie ci coś takiego.
-Możesz już iść...-wzruszył ramionami. Nie przestałaś płakać,ale mimo wszystko wyszłaś z pokoju. Po drodze zabrałaś swój płaszcz z salonu. Nawet nie przyglądałaś się,jak reszta EXO patrzy jak odchodzisz. W rzeczywistości wymieniali między sobą smutne spojrzenia. Może ta rzecz,która dotknęła Chen'a,złapała się również ich. Przy wyjściu złapałaś swoją torbę i tak po prostu wyszłaś. Nie wiedziałaś o tym,ale w tej samej chwili twój były chłopak usiadł na łóżku,po czym rozpłakał się niczym dziecko.
Minął tydzień odkąd nawet nie dzwoniłaś do Chen'a. Nie pozbierałaś się. Mimo wszystko przez pierwsze dni było gorzej. Zdążyłaś wykasować jego numer telefonu,usunęłaś wszystkie wasze zdjęcia z aparatu,jakby nigdy nie istniał. Problem był taki,że właściwie to on gdzieś tam żył. Żył i na pewno miał się świetnie. Gdybyś była lubiana pośród chłopaków,mogłabyś mu zrobić na złość umawiając się z Tao,czy coś w tym stylu,jednak nie byłaś. Wczoraj znów zaczęłaś chodzić do szkoły. Wiedziałaś,że wszyscy teraz się z ciebie śmieją,bo myślałaś,że Chen zostanie z tobą na zawsze. Zrobiłby tak,nadal nie zmieniłaś swojego zdania. W większości przypadków zareagowałabyś inaczej,ale nie tym razem. W większości przypadków pewnie miałabyś się świetnie. Teraz byłaś sama,poczucie winy zjadało cię od środka. Twój były z tobą zerwał,więc musiałaś coś zrobić nie tak. Non stop myślałaś o tym,że oddałaś mu coś,czego już nigdy nie będzie mógł oddać,swoje serce...
Dopiero wróciłaś ze szkoły. Przygotowałaś sobie coś do jedzenia i zabrałaś posiłek do swojego pokoju,bo nie lubiłaś jeść w jadalni. Znów szykowałaś się na samotne spędzanie wieczoru. Twoja mama była recepcjonistką,miała dzisiaj nocną zmianę. Kochałaś takie dni. Samotność zdecydowanie służyła ci duchowo. Resztę dnia planowałaś spędzić na kanapie przed telewizorem. Już nie miałaś chłopaka,nawet nie musiałaś dokupywać większej ilości chrupek orzechowych...
Odrabiałaś lekcje przy stole w kuchni,gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Mam już dawno wyszła,a ty sama nie spodziewałaś się niczyjej wizyty. Cicho podreptałaś w kierunku korytarza. Nie miałaś wizjera,więc musiałaś zaryzykować wpuszczeniem do domu jakiegoś psychopaty. Cierpliwie otworzyłaś zamek. Przed sobą ujrzałaś Krisa. Przez chwilę zastanawiałaś się,czy jest prawdziwy.
-Pomyliłeś domy?-uniosłaś brew.
-Nie.-nawet się nie uśmiechnął.-Mogę wejść?
-Jesteś sam?-zmierzyłaś go wzrokiem od stóp do głów.
-Tak.-westchnął cicho.
-Chodź.-otworzyłaś przed nim drzwi. Zaprosiłaś go do salonu. Jego wizyta bardzo cię zdziwiła. Zwłaszcza po tym,co się stało. Nigdy za nim nie przepadałaś,ale w tym wypadku chciałaś się dowiedzieć wszystkiego o stanie Chen'a. Zwłaszcza to,czy miał dziewczynę...
Usiadł na kanapie,jednak nic nie powiedział. Miałaś wrażenie,że nad czymś mocno się zastanawiał. Po paru minutach chciałaś go zapytać,po co przyszedł. W ostatniej chwili się powstrzymałaś,bo skoro on tu był,musiało się stać coś ważnego.
-Musisz nam pomóc...-wyszeptał po chwili.-Myśleliśmy...Miało być już dobrze...Jest coraz gorzej,wiesz?
-O co chodzi?-lekko się niepokoiłaś. Jego słowa przypomniały ci pewną,podsłuchaną z resztą rozmowę...
-Nie bądź zła na Chena,on musiał ci tak powiedzieć...-oczy Krisa wyrażały smutek. Pierwszy raz widziałaś go takiego,ale nic nie rozumiałaś z tego,co mówił.
-Ale co mi powiedzieć?-pokręciłaś głową na znak,że nie rozumiesz.
-Management kazał mu zerwać z tobą,bo według nich straciliśmy dużo fanek.-prychnął cicho.-Jeśli by tego nie zrobił,wyleciałby z zespołu...On nie chciał,wiesz? Wolał odejść z zespołu,niż cię zostawić. Wszyscy mieliśmy ci to za złe,ale gdy zobaczyliśmy,jak jest teraz...Po prostu to jest nie do opisania.
-Co się z nim stało?-przyłożyłaś dłoń do ust z niedowierzania.
-On po prostu już nie żyje bez ciebie...-Kris pokręcił głową.-Nie je...Nie chce wychodzić...Nie odzywa się do nas...
-I czego ode mnie teraz chcecie?-byłaś na nich zła,ale doskonale wiedziałaś,że musisz im pomóc. Tutaj nie chodziło już o EXO,ale o twojego Chen'a.
-Spotkasz się z nim?-chłopak zrobił niemal błagalną minę.
-Nie chcę,żebyście mnie nienawidzili.-powiedziałaś i spuściłaś głowę w dół.
-Będziemy,jeśli tego nie zrobisz.-zaśmiał się,ale jego żart cię nie rozbawił.
-Zrobię to...-powiedziałaś zdecydowanie.-Ale czego ode mnie oczekujecie?
-Chcemy,żebyście do siebie wrócili...-zacisnął usta. Wtedy tak bardzo przypominał ci twojego byłego. To było takie dziwne,a zarazem bardzo piękne.
-Po takim cyrku?-tym razem to ty się zaśmiałaś.
-Nie bądź na niego zła,to nie on jest winien,tylko my.-złożył ręce na kolanach.
-A co,jeśli tego nie zrobię?-słuchałaś go uważnie,tak jak on słuchał ciebie.
-Wolę sobie nawet tego nie wyobrażać...-oboje zamilkliście na dłuższą chwilę. Po jakimś czasie cisza stała się męcząca. Mina Krisa świadczyła o tym,że się denerwuje.
Tym razem to ty toczyłaś bitwę z samą sobą. Z jednej strony bardzo kochałaś Chen'a. Mimo wszystko z drugiej strony nie chciało ci się wierzyć w całą tę historię,która zdecydowanie niejednej książce przysposobiłaby wielu fanów. Znałaś swojego byłego chłopaka. Zawsze najpierw dbał o innych,a dopiero potem o siebie. Rozumiałaś go,spełniał marzenia. To była jego ostatnia szansa. Musiał podjąć tę decyzję,bo inaczej straciłby fanów,zespół i,co najgorsze,chłopaków.
-Proszę...-twoje rozmyślania przerwał błagalny ton osoby siedzącej obok na kanapie.-Jesteś naszą ostatnią nadzieją...Nie rób tego dla nas,tylko dla Chen'a...
-Dobrze,zrobię to...-westchnęłaś cicho.
-O to mi chodziło.-uśmiechnął się pogodnie. Widziałaś,jak odetchnął z ulgą.
-Dla niego...-powiedziałaś.-Bo jest najważniejszą osobą w moim życiu.
-To...Masz czas wieczorem?-wstawszy,zaczął zbierać się do wyjścia.
-Jest wieczór.-również wstałaś.
-Za godzinę?-narzucił na siebie kurtkę,którą uprzednio zdjął.-Na neutralnym gruncie?
-Czyli gdzie?-potarłaś kark dłonią.
-Może w parku na Namdaemunno?-uśmiechnął się pogodnie. Teraz już wiedziałaś,że wierzył,iż wszystko pójdzie jak po maśle.
-Jasne.-chłopak ruszył w głąb korytarza. Zatrzymał się dopiero przy drzwiach.
-Za godzinę.-jeszcze raz się uśmiechnął i nacisnął klamkę.
-Pamiętam.-odwzajemniłaś uśmiech.-Mogę ci zadać pytanie?
-Tak?-podwinął mankiety kurtki,którą miał na sobie.
-Dlaczego nie zmienicie menedżera?-skrzyżowałaś ręce na piersi.
-Mamy kontrakt z SM Town,dzidzia.-wyszedł na zewnątrz.-Tylko pamiętaj,żeby się nie spóźnić.
-Będę punktualnie.-uśmiechnęłaś się i odmachałaś mu na pożegnanie.
Gdy tylko drzwi się zamknęły,pędem ruszyłaś na górę. Dlatego nie lubiłaś niczego planować na ostatni moment. Teraz musiałaś wybrać sobie coś do ubrania od razu,nawet nie miałaś czasu na mierzenie. Innym ludziom mogłoby się wydawać,że to niemożliwe,ale od razu po pożegnaniu z Krisem już wiedziałaś,co na siebie założyć...
Wbiegając do pokoju,na wstępie chwyciłaś czerwoną sukienkę. Nie brałaś jej bez powodu. Chen bardzo lubił,gdy miałaś ją na sobie. Jego zdaniem przepięknie ci było w czerwieni. Pod rękę wzięłaś brązowe jazz'ówki.
Gdy już skończyłaś,do "przeminięcia określonej godziny" zostało piętnaście minut. Lekko zdenerwowana umalowałaś usta czerwoną szminką,rozpuściłaś swoje przepiękne włosy i wyszłaś z domu. Złapałaś pierwszy lepszy autobus. Byłaś na miejscu punktualnie,a nawet z minimalnym spóźnieniem. Twoje buty miały płaski obcas,więc spokojnie dobiegłaś do parku. Pogoda ci nie sprzyjała,bo na twoich ramionach pojawiła się gęsia skórka,ale po plecach spływała pierwsza kropelka potu.
Przy bramie głównej spotkałaś Tao i Baekhyuna. Na początku cię nie zauważyli,ale gdy już to zrobili. Ten drugi z niesmakiem wcisnął pierwszemu banknot o nominale dwudziestu wonów w dłoń. Mimo wszystko uśmiechnął się na twój widok.
-Cześć.-odezwałaś się,gdy już do nich podeszłaś.-Gdzie Chen?
-Przy fontannie.-Tao zmierzył cie od stóp do głów.-Wyglądasz...
-Mam na was focha.-przewróciłaś oczami,na co oboje zaśmiali się serdecznie.-Co to były za pieniądze?
-Baek założył się ze mną,że nie przyjdziesz.-żartobliwie zmierzwił chłopakowi włosy.-Ale jak widać ktoś tu przegrał...
-Lepiej idź do niego.-drugi z Koreańczyków skinął głową w kierunku wejścia.-Ledwo go tutaj zaciągnęliśmy.
-Wie?-odgarnęłaś rozwiane przez wiatr włosy z czoła.
-Nie.-Tao wzruszył ramionami.-Chcieliśmy mu zrobić niespodziankę.
-To ja idę już.-zaczęłaś biec do wejścia,tylko odwracając się w kierunku chłopaków na pożegnanie.
Bramę przekroczyłaś szybciej,niż ci się wydawało. Zostało ci do przebiegnięcia może trzysta metrów,ale najbardziej pocieszające było to,że już widziałaś zarys fontanny,która z każdym metrem przybliżała cię do siebie. Na początku niemal niewidoczna plama,a teraz kontur postaci również stawały się coraz bliższe. W końcu dobiegłaś do wodnego źródła. Okazało się,że poruszałaś się niemal bezszelestnie,bo siedzący tyłem do ciebie chłopak nawet się nie odwrócił. Poznawałaś go,naprawdę go poznawałaś. Te same włosy,muskularna sylwetka,piękny zarys umięśnionych pleców.
W tamtej chwili nie wierzyłaś,że to on. Miałaś ochotę go dotknąć,ale po prostu się bałaś. Myślałaś o nim,jak o duchu,w każdym momencie mógł okazać się tylko snem. Był pochylony,jednak doskonale wiedziałaś,co robił. Nerwowo spoglądał na telefon. Zapewne liczył minuty,żeby sobie stąd pójść i z powrotem zamknąć się w pokoju. Był szczuplejszy. Chociaż niewiele,było to widoczne. Napawałaś się jego widokiem. Dosłownie wciągałaś jego obraz,niczym człowiek uzależniony narkotyk. Nawet nie wiedziałaś,kiedy zaczęłaś płakać ze szczęścia. Zakryłaś czerwone od szminki,ale również z zimna usta dłonią,za pewnik uznałaś to,że już dawno się rozmazałaś.
W nawiązaniu do twojego serca,byłaś zakochana. Zakochanie to bardzo dziwne uczucie. Czasami jest się złym nawet na samego siebie,a momentami płacze się z błahych rzeczy,tak jak ty teraz. Łzy niemal zasłaniały ci widok,jednak się uśmiechałaś. Chciałaś być gotowa na moment,w którym się odwróci. Dziękowałaś Bogu,że użyłaś wodoodpornego tuszu,a jedyne czego się teraz miałaś obawiać to to,że zgubisz małą torebkę przewieszoną przez ramię. Miałaś dosyć czekania,musiałaś zobaczyć go teraz.
Z małego bagażu wyciągnęłaś portmonetkę. Wyjęłaś z niej monetę. Jeden won południowokoreański. W myślach ją ucałowałaś,po czym zrobiłaś te kilka kroków dzielących cię od brzegu fontanny. Jedną rękę oparłaś na zimnym,marmurowym murku i wychyliłaś się nad połyskującą taflę wody.
-Żeby już się nie smucił...-wrzuciłaś monetę do wody. Kątem oka zauważyłaś,że Chen drgnął.-...i żeby w końcu zauważył,że wciąż go kocham...
Odeszłaś kilka kroków od fontanny i przyglądałaś się,jak twój ukochany się odwraca. Na twój widok jego twarz się rozjaśniła,jednak oczy ciągle pozostały dziwnie smutne.
-Cześć.-powiedziałaś do niego,po czym uśmiechnęłaś się promiennie.
-Cześć.-chłopak poprawił czapkę,która jak zwykle zsuwała mu się z głowy.-Co ty tutaj robisz?
-Na prośbę pewnego miłego panicza jestem tutaj z kimś umówiona.-udałaś,że zerkasz na niewidzialny zegarek widniejący na twoim nadgarstku.-Ale chyba on nie jest zainteresowany tym spotkaniem...
-Skądże znowu,moja pani.-wstał,a jego oczy nareszcie się rozświetliły dawnym blaskiem.-Bardzo się ucieszył na twój widok...
-Doprawdy?-uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej. Chen podchodził do ciebie wolnymi krokami. Ty również przyjaźnie wychodziłaś mu na spotkanie.-Widział go pan?
-Zdaje mi się,że tak...Chyba zatrzymał się przy fontannie.-gdy już był wystarczająco blisko,nieśmiało chwycił cię za rękę.-Tak bardzo za tobą tęskniłem,wiesz?
-Pozwoliłabym ci spełniać marzenia...-jego dłoń była taka ciepła,jak zawsze jej dotyk przynosił ci ukojenie.-Wystarczyło tylko powiedzieć.
-Nie chcę spełniać marzeń.-delikatnie się zasmucił.-Nie,jeśli ma nie być w nich ciebie.
-Był u mnie Kris.-wolną ręką złapałaś go za szyję i ręką pokonałaś drogę od karku aż po miejsce,gdzie linia włosów styka się ze skórą. Za wszelką cenę chciałaś,żeby się uśmiechnął.-Wszystko mi powiedział...Dlaczego przestałeś jeść? Mogło ci się coś stać...
-Przepraszam...-puścił twoją dłoń i zakrył twarz rękami.
-Już jest dobrze.-odjęłaś mu je od buzi,z powrotem splatając swoje palce z jego.
-Jesteś taka piękna...-uśmiechnął się.-Teraz,tutaj...Przez całe życie...
-Przestań.-zaśmiałaś się głośno. Cała drżałaś z zimna,lecz teraz to było nieważne.
-Zimno ci?-zapytał lekko zaniepokojony.
-Trochę,ale to nic.-sam jego widok rozgrzewał cię wystarczająco.
-Wiem,co ci pomoże.-uśmiechnął się i zdjął swoją bluzę. Podał ci ją,a ty zadrżałaś na sam widok tego,że Chen ubrał koszulkę z krótkim rękawkiem. Ubrałaś ją.-Prześlicznie wyglądasz.
-Kłam dalej...-przycisnęłaś swoje czoło do jego czoła. Oboje zamilkliście na moment. W ciągu tej krótkiej chwili podziwiałaś idealny obraz samej siebie w jego oczach. Tak bardzo brakowało ci jego cudownych perfum,wiecznie rozczochranych włosów i tego uśmiechu,który istniał tylko dla ciebie.
-Przepraszam cię...-powiedział.-Przepraszam cię,bo cię zawiodłem...
-Mogłeś mi od razu powiedzieć,wiesz?-mocnej ścisnęłaś jego dłonie na znak,że może ci zaufać.
-Dostałem wybór,którego nie umiałem podjąć.-uśmiechnął się pogodnie.
-To oni nie umieli wybrać ciebie.-zacisnęłaś wargi.
-Ale jednak wybrali...-przesłał ci buziaka w powietrzu.
-Właśnie,wybrali...-powtórzyłaś po nim i przyciągnęłaś go do siebie. Z całej siły przyssałaś się ustami do jego pełnych warg. Już nigdy w życiu nie chciałaś posmakować żadnych innych,bo te,które były w tamtej chwili z tobą były najlepsze...
Ja jestem jak najbardziej za opowiadaniem z konlretnym członkiem. ;) U mnie w szkole jest wiele Exotics i wiem,że dziewczyny też,tak jak ja wiele razy szukały takiego opowiadania w necie i nic nie znalazły ;< Także z chęcią poczytam,jak już się zdecydujesz ;)A co do statystyk,to statystyki statystykami,ale ja i tak będę pamiętać,że to ty byłaś moją pierwszą czytelniczką haha ;)
OdpowiedzUsuń