poniedziałek, 14 lipca 2014

#25 Chen (+18)


 Spacerując po parku, napawałaś się promieniami późno - popołudniowego słońca głaszczącymi twoją twarz. Korzystałaś z niewątpliwych uroków tego lata, które, jako jedne z niewielu, zaskakiwało taką pogodą. Błogo przemierzałaś alejki seulskiego ogrodu botanicznego. Podobne wycieczki sprzyjały samotnemu myśleniu oraz dawały możliwość poukładania spraw w głowie.
 Przez jeansowe szorty oraz cienki materiał bluzki na ramiączkach czułaś szczypiące lipcowe powietrze. Jeśli dobrze pójdzie, zaraz powinno się rozpadać. Kątem oka przyglądałaś się rodzinom, radośnie spędzającym czas, czy to urządzając piknik, czy też zwyczajnie śmiejąc się. Gdzieniegdzie trawę zajmowały odpoczywające psy, co spragnionymi językami próbowały spijać resztki rosy z wilgotnych źdźbeł.
 Uśmiechnęłaś się sama do siebie pod wpływem panującej wokół aury życzliwości, kiedy poczułaś delikatne szarpnięcie za krawędź koszulki. Rozejrzałaś się dookoła w poszukiwaniu osoby, która mogłaby pragnąć twojej uwagi. Mimo najszczerszych chęci nie dostrzegłaś nikogo. Ponownie poczułaś pociągnięcie. Tym razem spojrzałaś do dołu i natychmiast zachichotałaś.
 Przy własnych nogach zobaczyłaś małego, uroczego chłopca. Miał maksymalnie pięć lat, lecz jego skośne oczka były mądre. Cudownie się uśmiechał, jednak zauważyłaś, że wyglądał na zagubionego. Niewielką, pulchną rączką trzymał brzeg twojej koszulki, ale rozglądał się gdzieś wokoło. Uśmiechnęłaś się i pochyliłaś w stronę dziecka. 
 - Cześć. - przywitałaś się. Malec odwrócił głowę niemalże natychmiast. Mierzył cię swoimi ogromnymi oczami barwy czekolady. - Zgubiłeś się?
 - Pomożesz mi odnaleźć nianię? - chłopiec złożył usta w kaczy dziobek, przez co nie potrafiłaś mu odmówić.
 - Zgubiłeś ją? - odgarnęłaś włosy z czoła.
 - Jego. - Azjata przewrócił oczami. - Mój opiekun jest najlepszy. - maluch puścił skrawek twojej bluzki. 
 - Chyba nie taki wspaniały, skoro stracił cię z oczu, co? - uśmiechnęłaś się pobłażliwie. Chłopiec wyglądał na poważnie zmartwionego, więc wyciągnęłaś do niego rękę. - Chodź, poszukamy twojego przyjaciela. - zaśmiałaś się, kiedy poczułaś jego ciepłą dłoń w swojej.
 Zaczęliście iść jedną z głównych alejek parku. Niewielki Azjata tuptał wesoło nieco za tobą, ale wiedziałaś, że uważnie się rozglądał. Był niezwykle dzielny, jeśli przypomnieć sobie wszystkie dzieci, które widziałaś zalewające się łzami, gdy zdarzała się podobna sytuacja. Zastanawiałaś się tylko, gdzie podziała się mama chłopca i, czy rzeczywiście szukał on opiekuna, a nie zwyczajnie własnej rodzicielki.
 Nie pokonaliście nawet dwustu metrów, kiedy usłyszałaś donośne wołanie. Odgłos kroków biegnącej osoby stawał się coraz głośniejszy. Naraz maluch puścił twoją rękę, po czym odwrócił się. Podążyłaś śladem jego spojrzenia, które napotkało niewysokiego chłopaka zmierzającego w waszą stronę. Rozpoznałaś Jongdae - swojego kolegę z klasy. Pierwszą myślą, jaka przeszła ci przez głowę było: czego Chen mógłby chcieć od małego, przypadkowego chłopca.
 - To on! - nieduży Azjata radośnie podskoczył w miejscu. - Chodź! - momentalnie chwycił cię za dłoń i zaczął prowadzić do, teraz już maszerującego, chłopaka. Pomachałaś przyjacielowi na powitanie. Uśmiechnął się z ulgą, widząc, kto prowadził jego podopiecznego.
 - Następnym razem pilnuj tego swojego opiekunka. - rzuciłaś żartobliwie ku chłopcu, kiedy staliście niemal twarzą w twarz.
 - Stałem w kolejce po lody i wtedy zauważyłem, że nagle zniknął. - Chen zaczął się tłumaczyć.
 - Z nim rozmawiaj. - uśmiechnąwszy się, skinęłaś głową na malca. - Koreańczyk kucnął odwrócony do młodszego.
 - Przepraszam, bo straciłem cię z oczu. - Jongdae zaśmiał się radośnie. Wyciągnął ręce w kierunku dziecka, które natychmiast ułożyło się między ramionami twojego klasowego kolegi.
 - Gdzie on ma matkę? - zaczęłaś, przyglądając im się.
 - Podróż służbowa. - odparł chłopak, wstając i sadzając sobie chłopczyka na barkach. - Dzisiaj śpi u mnie.
 - Nie znałam cię od tej strony. - przyznałaś, po czym odgarnęłaś włosy.
 - A co, myślałaś, że potrafię się tylko wygłupiać? - zachichotał. Zrobił kilka kroków do przodu. - Idziesz z nami?
 - Gdzie? - zapytałaś uśmiechnięta.
 - Zobaczysz. - wyciągnął dłoń w twoim kierunku. Ujęłaś ją, chociaż między wami gościła jedynie przyjaźń...
 Jongdae poznałaś, kiedy razem wylądowaliście na jednej uczelni. Początkowo bardzo go polubiłaś, często się widywaliście, jednakże później zwyczajnie nie miałaś wolnego, aby zobaczyć chłopaka. Swego czasu nawet zaczął ci się podobać, ale mijające dni rozwiały wszystkie romantyczne uczucia, co do niego. Teraz też rozmawialiście, może nie tak intensywnie, jak kiedyś. Bieg wszystkiego sprawił, że mniej Chen'a zauważałaś, przy czym przesądziłaś o beznadziejności wzdychania do kogoś, kto mógłby mieć setki podobnych dziewczyn. Zwyczajnie odpuściłaś, więc jakież było twoje zdziwienie, kiedy od "sprawdzonych źródeł" dowiedziałaś się... Właściwie Kim Jong Dae widział tylko ciebie. Nie interesowały go inne dziewczyny, co widziałaś, gdy Chen mierzył cię wzrokiem, czy, gdy zwyczajnie przechodziłaś gdziekolwiek blisko. Zbliżał się koniec wakacji, toteż postanowiłaś dać spokój, przynajmniej tymczasowo. Liczyłaś, że chłopak weźmie sprawy w swoje ręce. Na tyle, aby móc cię zaskoczyć...
 Resztę dnia spędziliście cudownie. Chen okazał się idealnym opiekunem. Zastanawiałaś się, czy mama chłopca kiedykolwiek przyglądała się, kiedy Koreańczyk zajmował się jej synem. Jeśli nie, to traciła naprawdę świetną zabawę. Tamtego popołudnia wybuchałaś śmiechem chyba niezliczoną ilość razy. Często byłaś zaciekawiona zabawnymi anegdotami Jongdae. Gdy wydawał się już wystarczająco mądry, rzucał wszystkie kretyństwa, jakie tylko przyszły mu do głowy. Uroczo nie dawał zapomnieć, że ciągle jest sobą i, chociaż na uczelni wypadał zupełnie inaczej, tutaj też był niesamowity. Chen'owi udało się ciebie ponownie zauroczyć, z czego okazałaś się dziwnie zadowolona. Przynajmniej do czasu, kiedy musieliście się pożegnać...
 - Nie idź jeszcze. - powiedział chłopak, trzymając śpiącego malca w ramionach. Staliście przed domem Jongdae. Delikatny wiatr owiewał twoje nogi. Niebo przyozdobił ogromny księżyc. Zerknęłaś na zegar telefoniczny. Było zbyt późno, aby się zastanawiać.
 - Przecież musisz... - wymownie zerknęłaś na nieprzytomnego chłopca. Pogrążony we śnie był jeszcze bardziej uroczy.
 - Położę go i porozmawiamy. - uśmiechnął się.
 - Jest późno... - zaczęłaś, przewracając oczami.
 - Zostaniesz u mnie, dobrze? - przesłał ci perskie oko. - Ucieszyłby się, gdyby zobaczył cię tutaj jutro rano. - już nie potrzebowałaś lepszych argumentów. Byłaś bezsilna, jeśli chodziło o tego małego.
 - O czym chciałbyś porozmawiać? - uniosłaś brwi.
 - Zobaczysz. - zaśmiał się, po czym wyciągnął z kieszeni klucz, aby otworzyć drzwi.
 Chen poszedł ułożyć chłopca w salonie. Aby im nie przeszkadzać, udałaś się do sypialni chłopaka. Oprócz modernistycznego łóżka stało tam również wiele innych mebli, jednak twoją uwagę przykuła jedynie niewielka kanapa ustawiona przy ścianie. Wiedziałaś, że kiedy tylko się położysz, od razu zaśniesz, więc ostrożnie przysiadłaś na jej skrawku. Raz   przyłapałaś samą siebie, gdy bezwiednie zamknęłaś oczy jedynie po to, aby chwilkę później gwałtownie się ocknąć. Mijały minuty, które dłużyły się, jak godziny. Czekałaś, twoim zdaniem latami, aż w końcu szpara między drzwiami, a ścianą ukazała ci przyjazną sylwetkę Jongdae. Natychmiast odzyskałaś siły, niczym skowronek budzący się ze snu.
 - Śpi jak suseł. - oznajmił chłopak, zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnąwszy się, sennie wzruszyłaś ramionami. 
 - Byłbyś świetnym ojcem. - przyznałaś szczerze. - Jeszcze nigdy nie widziałam cię takiego. - westchnęłaś cicho. - Poza tym, on cię uwielbia.
 - Chyba seryjnie rozpocznę poszukiwania materiału genetycznego na matkę. - zachichotałaś, lecz momentalnie spoważniałaś.
 - O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytałaś, kiedy Chen usiadł na kanapie tuż obok.
 - Nie lubisz być cierpliwa, co? - zapytał z uśmiechem. Pokręciłaś głową wesoło. Chłopak zawahał się chwilowo, jakby zamyślony nad tym, co powiedzieć. Odezwał się dopiero, kiedy zaczęłaś lekko podszczypywać jego kolano w wyrazie zniecierpliwienia. - [T.I.], dzisiaj coś zrozumiałem, wiesz? - uśmiechnął się pod nosem.
 - Co takiego? - zapytałaś.
 - Podobasz mi się od dawna... - zaczął niepewnie. Poczułaś na karku pierwszą kropelkę potu. - A mimo wszystko dopiero dzisiaj chcę, abyś o tym wiedziała.
 - Chen, to... - chciałaś przedstawić "swoją wersję wydarzeń", jednak natychmiast umilkłaś.
 - Wiem, że nie czujesz tego samego, ale chciałbym, żeby po wszystkim między nami nic się nie zmieniło. - pokręciłaś głową z niedowierzaniem. Jongdae tak bardzo o niczym nie miał pojęcia. - Przez cały rok szkolny byłaś jak moje słońce. Nie wytrzymałbym, gdybyś nagle miała ze mną nie rozmawiać. Kocham cię. - znów się uśmiechnął. - Dzisiaj, jak cię z nim zobaczyłem... Zwyczajnie nie mogłem uwierzyć. Jesteś najpiękniejsza ze wszystkich dziewczyn, jakie kiedykolwiek widziałem.
 - Żartujesz sobie? - zachichotałaś.
 - Chciałbym. - wzruszył ramionami.
 - Kocham cię, Jongdae. - wyznałaś ku oszołomieniu chłopaka. - Wiem już na pewno. - uśmiechnęłaś się niewinnie. - Kiedyś może bym się z tego śmiała sama, ale teraz musiałbyś śmiać się razem ze mną.
 - Dlaczego nic nie mówiłaś? - zapytał zdziwiony.
 - Bo mogłeś mieć każdą. - zawahałaś się. - Ot tak.
 - Nie mów już nic, dobrze? - posłałaś mu pytające spojrzenie. - Nie chcę, żeby coś nam teraz przeszkodziło. Zwłaszcza to, że nie chcesz rozumieć, że dla mnie jesteś najważniejsza. - nie zdążyłaś powiedzieć ani słowa, bo Chen natychmiast cię uprzedził.
 Nagle jednym ruchem przyciągnął twoją sylwetkę do siebie i wpił się w twoje wargi. Jego usta były takie miękkie oraz ciepłe, a zarazem sztywne, jakbyś całowała marmurowego greckiego boga. Właściwie czułaś, że to robisz. Posiadanie Jongdae jako chłopaka przecież stało na równi z odwiedzeniem przedsionka samego Edenu. Ciągle niepewne ręce Koreańczyka przyciskały cię mocniej do torsu mężczyzny prawie idealnego. Początkowo niewinne, delikatne pocałunki teraz stawały się coraz bardziej zachłanne. Chen dłońmi głaskał twoje włosy i pieścił szyję opuszkami palców. Zupełnie, jakby starał się nadrobić utracony rok szkolny. Czułaś jego oddech w ustach, o ile pamiętałaś, pachniał miętą, co pozwalało ci myśleć, że jeszcze przed chwilą mył zęby. Jongdae robił wszystko tak perfekcyjnie, aż całoroczna powściągliwość miłosna chłopaka wydawała się nieprawdopodobna.  
 Nagle Koreańczyk oplótł sobie twoje dłonie wokół szyi. Poczułaś, jak ręce przesuwa ci na uda. Po chwili delikatnie uniósł cię nad ziemię, abyś momencik później plecami dotknęła miękkiej pościeli łóżka. Oboje zaczynaliście oddychać coraz ciężej. Doskonale znałaś uczucie pożądania, jednak dopiero wtedy zrozumiałaś, że Chen jest tego wart, nawet jeśli wieczór miałby się skończyć jedynie pocałunkami. Nic nie zwiastowało podobnego wypadku, kiedy chłopak niecierpliwie wsunął jedną dłoń pod materiał twojego topu, drugą rozpinając guziki jeansowych szortów. Zachichotawszy, próbowałaś zniweczyć plany tej, która pospiesznie wpełzała ci poza linię spodenek. Nie chciałaś, żeby poszło chłopakowi tak łatwo.
 Nareszcie zebrałaś wewnątrz idealną porcję siły i przewróciłaś Jongdae do pozycji leżącej. Natychmiast usiadłaś na nim okrakiem, czym nie pozwoliłaś, aby kontynuował ściąganie dołu twojej garderoby. Zaśmiał się przez ostatecznie przerwany pocałunek. Warknął niezadowolony, gdy rozłączyłaś wasze wargi. Znów przyglądał się tobie z pożądaniem błądzącym w oczach. Ustami dotknęłaś szyi Koreańczyka. Mijające chwile zamieniały pojedyncze muśnięcia na pełne pasji buziaki, którymi zostawiałaś czerwone ślady szpecące jego delikatną skórę.
 - Czemu mi to robisz? - chłopak zaśmiał się, zasłaniając oczy rękami. Rumieńce policzków Chen'a pokazywały, jak bardzo go zawstydzałaś. - Nie pokażę się tak ludziom. - również wybuchnęłaś śmiechem, po czym kontynuowałaś swoją pracę. Położyłaś mu dłonie pod głową, żeby już nic nie mogło ci przeszkodzić. Zabrawszy się do rozpinania kraciastej koszuli chłopaka, ciągle obdarzałaś szyję oraz policzki Jongdae delikatnymi pocałunkami. Dogłębnie poznawałaś jego piękną linię szczęki. Stopniowo obnażałaś idealy tors Azjaty. 
 Gdy w końcu zrzuciłaś koszulę na podłogę, ustami zeszłaś nieco niżej. Językiem przejechałaś po obojczykach i zostawiłaś wilgotne ślady wokół sutków chłopaka. Nie musiałaś długo czekać, aż Chen zaczął cicho pojękiwać oraz posapywać. Co jakiś czas z satysfakcją podnosiłaś wzrok, aby tylko ujrzeć tę twarz wykrzywioną grymasem niewyobrażalnej rozkoszy. Następnie pocałunkami wyznaczyłaś drogę od żeber ukochanego do dołu brzucha. Chłopak pod wpływem pożądania chrypiał coraz głośniej, co stanowiło idealną muzykę dla twoich uszu.
 - Nie ma mowy. - wycharczał, kiedy zabrałaś się do rozpinania guzika jego szortów. Wsparł się na łokciach i natychmiast chwycił cię za ramię, przyciągając w swoją stronę. Złączył wasze usta pocałunkiem. Jedną ręką znów zaczął drażnić twoją skórę. Druga natomiast powędrowała przez spodenki za linię koronkowych majtek. Tym razem się nie broniłaś. Usilnie potrzebowałaś rozładowania podniecenia, które zaczęło rosnąć, gdy tylko zobaczyłaś chłopaka tamtego popołudnia.
 Ponownie wylądowałaś na plecach, jednak nie miałaś czasu, żeby ubolewać nad smutnym losem człowieka zdominowanego. Zajęłaś się oddawaniem pocałunków ukochanego. Chen chwilowo wysunął wysunął dłoń spod dolnej części twojej bielizny. Ciągle nie odrywając od ciebie ust, podciągnął cienki materiał koszulki aż po samą linię żeber. Dzień okazał się tak ciepły, że postanowiłaś nie zakładać biustonosza, co wtedy uznałaś za błąd. Sama siebie podałaś niemalże, jak na tacy. Jongdae uśmiechnął się szeroko, kiedy zauważył takie niedociągnięcie.
 - Spodziewałaś się mnie? - chłopak zachichotał, rozdzieliwszy wasze usta. Podsunął krawędź koszulki wyżej, czym obnażył twoje piersi. Pozwoliłaś mu całkowicie ją zdjąć, unosząc ręce nad głowę. Chen odrzucił top gdzieś na bok. Nareszcie zajął się czymś, czego tak długo oczekiwałaś - sprawianiem ci przyjemności.
 Obdarzył kilkoma pojedynczymi pocałunkami twoją szyję oraz dekolt. Robienie malinek nie było w stylu Kim'a Jongdae. Zatrzymał się dłużej przy piersiach. Wargami pieścił jeden z sutków, a drugi głaskał oraz podszczypywał palcami. Uśmiechał się szeroko, kiedy robił coś tak dobrze, że zaczynałaś coraz głośniej pojękiwać. Na odchodne obdarzył jednym buziakiem powierzchnię skóry skrywającą żebra. Później ustami zszedł niżej, w okolice podbrzusza oraz pępka, gdzie zostawił kolejnych kilka pocałunków. Zadrżałaś, poczuwszy wargi chłopaka ciągnące za krawędź twoich szortów. Jongdae był coraz bliżej. Bawił się tobą, chociaż wolałabyś, aby zwyczajnie wszystko z ciebie zerwał. Wredna, koreańska małpa, pomyślałaś i wybuchnęłaś śmiechem.
 Chen leniwie zsunął ci spodenki oraz, nieco później, dół bielizny. Musnął wargami biodra. Zaśmiał się, widząc, jak bardzo jesteś już napalona. Sam nie był gorszy, widziałaś ogień w jego oczach. Przeniósł wzrok na twoją kobiecość. Uśmiechnął się sam do siebie.
 - Nawet nie wiesz, ile czekałem na tę chwilę. - powiedział niemal szeptem. Zarumieniłaś się, kiedy zobaczyłaś, gdzie zostawił spojrzenie. - Przestań być taka zawstydzona. Jesteś cudowna.
 - Fantazjowałeś o mnie? - zaśmiałaś się.
 - Pytasz, jakbyś nie wiedziała. - uroczo przewrócił oczyma. - Ale chciałbym, żebyś pamiętała tę noc. - uśmiechnął się szeroko.
 - Będę, obiecuję. - pogłaskałaś chłopaka po włosach.
 Nagle rozłożył ci nogi i wargami zaczął pieścić twoją kobiecość. Jęknęłaś, kiedy jego język znalazł się tam, gdzie na pozór być nie powinien. Rozpływałaś się pod wpływem ogromnej rozkoszy, aż poczułaś, że Chen wkłada w ciebie dwa palce - wtedy przyjemność była jeszcze większa. Delikatnie zaczął nimi poruszać, co jakiś czas zmieniając tempo. Dłonie to taka zwykła rzecz, a nie potrzebowały nawet pięciu minut, abyś wiła się oraz wydawała z siebie jęki pod wpływem wszechobecnej, seksualnej euforii. Bierna rozkosz nie wystarczyła na długo, bo niedługo potem zapragnęłaś poczuć w sobie Chen'a, nie jego ręce. 
 - Chcę prawdziwego orgazmu. - wyszeptałaś, przyjrzawszy się tęczówkom Koreańczyka. Uśmiechnął się tylko i, kończąc, wargami musnął twój wzgórek łonowy. Później jedynie obserwowałaś, jak Jongdae podnosi się z łóżka. Podszedł do szafki nocnej nieopodal, po czym wyjął prezerwatywę. Wróciwszy do swojego wcześniejszego położenia, zsunął spodnie oraz bokserki. Uśmiechnęłaś się szeroko, kiedy zobaczyłaś jego, sztywnego już, członka. Chłopak ubrał wspomniany wcześniej środek antykoncepcyjny i przyciągnął cię do siebie, chwytając za kostkę u nogi. Zachichotałaś, gdy poczułaś, że chłopak wchodzi w ciebie całą swoją długością, przy czym jednocześnie zatyka twoje usta pocałunkiem.
 Wszystko, co zdarzyło się później pamiętałaś, jak przez mgłę. Jeszcze nigdy nie było ci tak dobrze, to mogłaś śmiało powiedzieć. Staraliście się być cicho, aby nie zbudzić chłopca śpiącego tuż za ścianą. Nie zawiodłaś się na Jongdae. Koreańczyk okazał się bardzo czuły i opiekuńczy. Tamtej nocy szczytowaliście razem niejeden raz, ale właśnie ten pierwszy zapadł ci w pamięć najlepiej, bo był taki prawdziwy, a zarazem niewinny, niemalże nieskazitelny.
 Westchnęłaś, czując ciężar głowy chłopaka na swoich piersiach. Troskliwie odgarnęłaś mu kosmyki włosów ze zroszonego potem czoła.
 - Byłeś niesamowity. - szepnęłaś. Uśmiechnął się, chociaż wyraźnie morzył go sen.
 - Kocham cię. - powiedział i mocniej przyciągnął cię do siebie.
 - Miłych snów. - wargami musnęłaś policzek Koreańczyka, aby spokojnie mógł zasnąć. Zmierzyłaś wzrokiem wasze ubrania porozrzucane niemalże po całym pokoju. Prychnęłaś pod nosem, następnie osuwając się na poduszki. Sen był dobry. Zwłaszcza jako następstwo takiej nocy. Cudownej nocy.

Specjalnie zależało mi, aby dodać scenariusz rano, bo chciałam Wam umilić jakoś resztkę wakacyjnego dnia. ;3 Mam nadzieję, że Wasze wakacje płyną dobrze, zależy mi, abyście wypoczęli, bo na wrzesień zaplanowałam scenariusz, którego trzeba troszkę "zrozumieć" xD ;) Nie mówię, że jest ciężki, ale łatwo z nim też nie będzie haha ;D ;) Mam nadzieję, że scenariusz Wam się podoba, od razu uprzedzam, że następny będzie nasz kochany Suho (tak, zaczynamy nową kolejkę ;D). Ja osobiście nie mogłam się doczekać +18 z Chennie'm i mam nadzieję, że Wy też. ;) Komentujcie, obserwujcie i, przede wszystkim, macie wypoczywać! ;D Buziaki i trzymajcie się cieplutko ;) xoxo 





poniedziałek, 7 lipca 2014

#24 D.O.


 Małżeństwo jest procesem bardzo czasochłonnym. Nie trwa tylko od momentu przysięgi do śmierci obojga zaślubionych sobie. Pracuje się na nie bowiem przez cały związek. Sakrament to jedynie ucieleśnienie więzi łączącej zakochanych. Pod warunkiem, że owo połączenie istnieje...
 Poprawiłaś pierścionek zaręczynowy zdobiący twój palec i zerknęłaś w stronę zegara ściennego. Za kwadrans dziewiąta wieczorem. Narzeczony pewnie świetnie się bawił. Kilka dni później o tej porze mieliście już być małżeństwem. Bez wahania zgodziłaś się, aby kumple wyprawili mu niemały wieczór kawalerski. Jeśli ktoś jest zazdrosny, to musi tej osobie zależeć, prawda? A dla ciebie przyszły mąż był niemal obojętny...
 Właściwie nie miałaś wyboru, kogo chcesz poślubić. Byliście sobie przeznaczeni, dosłownie. Przyjaźniliście się od niepamiętnych czasów. Gdziekolwiek nie poszliście, brano was za parę. Zanim Man Chin Young poprosił cię o rękę, wiedziałaś, co się święci. Nie odmówiłaś ze względu na rodziców, znajomych. Mieli oczekiwania, dosyć wygórowane. Uważali, że skoro dobrze się razem dogadujecie, ślub to tylko formalność. Tak naprawdę, znałaś Chinyoung'a zbyt doskonale, aby zostać jego żoną. Mimo tego postanowiłaś porzucić własne szczęście. Sprostanie wizjom mamy oraz przyjaciół wydawało się warte wszystkiego. Nawet spędzenia reszty życia z najlepszym kumplem.
 Nie chciałaś wieczoru panieńskiego. Twoim zdaniem nie należało świętować takiej okazji. Prawie przymusowe małżeństwo nie zasługiwało na oklaski. Zwłaszcza wtedy, jeśli kilka dni przed ceremonią pannę młodą zaczęły nawiedzać wątpliwości. Właściwie, to zawsze je miewałaś, a przynajmniej odkąd przypadła ci rola narzeczonej. Wybór między własnym szczęściem i spełnieniem najbliższych osób nie należał do najłatwiejszych. Poza tym bałaś się skrzywdzenia Chinyoung'a. Zawsze był przy tobie, więc czułaś potrzebę odwdzięczenia się, nawet jeśli trwałoby to przez resztę życia.
 Drgnęłaś dopiero, kiedy usłyszałaś dzwonek u drzwi. Zdecydowanym krokiem ruszyłaś się, aby otworzyć niezapowiedzianemu gościowi. Nie zapraszałaś nikogo, listonosz dawno skończył pracę, a mordercy nie chadzali w te części miasta. Westchnęłaś, przekręcając klucz zamka i szarpnęłaś za klamkę.
 Jakże się zdziwiłaś, gdy twoim oczom ukazał się niewysoki, aczkolwiek wyższy od ciebie, Azjata. Jego usta wykrzywione były uśmiechem, ogromne tęczówki mierzyły cię ciekawskim spojrzeniem. Wyglądał sympatycznie. Nawet jeśli widziałaś chłopaka pierwszy raz, wydał ci się dziwnie znajomy, jakbyś już kiedyś miała z nim do czynienia. Niemożliwe, pomyślałaś i pokręciłaś głową. Odrzuciłaś wszystkie irracjonalne przemyślenia. Uśmiechnęłaś się, po czym nabrałaś powietrza, aby cokolwiek powiedzieć.
 - Jesteś [T.I.], prawda? - ubiegł cię chłopak. Nieprawdopodobnie szybko odczytywał mowę ciała.
 - Tak. - pokiwałaś głową. - Jak szukasz Chinyoung'a, to wiedz, że nie ma go tutaj.
 - Wiem. - uśmiechnął się serdecznie. - Osobiście kazał mi dzisiaj zapewnić tobie należytą opiekę.
 - Kpisz sobie? - zmarszczyłaś czoło. Nie rozumiałaś, co chłopak miał na myśli.
 - Nie. - łagodnie przewrócił oczami. - Mam pilnować, abyś nie była sama.
 - Więc, jak się nazywasz? - zrobiłaś mu miejsce w drzwiach. Spokojnie wszedł do mieszkania.
 - Kyungsoo. - usłyszałaś. Uśmiechnęłaś się pod nosem. To będzie ciekawy wieczór.
 Zatrzasnęłaś drzwi, wzrokiem odprowadzając nieznajomego przed sam próg salonu. Udałaś się w stronę kuchni, aby zrobić wam obojgu herbatę. Stamtąd miałaś na niego idealny widok. Widziałaś, jak grzecznie zajął pewien fragment kanapy. Ciekawskimi spojrzeniami przejeżdżał po obrazach, którymi swego czasu udekorowałaś ściany. Uśmiechnęłaś się serdecznie i złapałaś dwie filiżanki wypełnione ciepłym, ziołowym napojem.
 - Każdy z kwiatów symbolizuje jedną emocję człowieka. - powiedziałaś, kiedy wzrok chłopaka spoczął przed twoim ulubionym malunkiem. - Jest ich dwanaście... - podawszy mu filiżankę, zajęłaś miejsce obok Kyungsoo.
 - Nie czujemy tylko tylu rzeczy... - szepnął przejętym głosem.
 - Ale te jesteśmy w stanie okazać. - odrzekłaś, spuszczając spojrzenie. Zapadła niezręczna cisza przerywana jedynie przez niemrawe chrząknięcia i oddechy. Koreańczyk spokojnie spijał herbatę. Nie potrzebowałaś nic mówić. Nie znaliście się, uznałaś takie anomalia za coś całkowicie normalnego. Byłaś mu wdzięczna, bo zyskałaś okazję, aby przyjrzeć się swoim parapetowym roślinkom, które okazały się egzystować w opłakanych warunkach.
 - Pamiętam, kiedy tutaj biegałaś, taka malutka... - głos chłopaka wyrwał cię z zamyślenia.
 - Co? - zapytałaś, odrywając wzrok od kwiatów.
 - Przybiegałaś w tych swoich kolorowych sukienkach i razem łapaliśmy żaby. - zaśmiał się, jakby sam do siebie. - Uwielbiałaś ciasto porzeczkowe mojej mamy. - zerknął na ciebie niepewnie. Nagle zaczęłaś kojarzyć fakty.
 - Mieszkałeś naprzeciwko piekarni, prawda? - uśmiechnęłaś się szeroko.
 - Pamiętasz mnie? - jego brwi powędrowały do góry.
 - Do Kyung Soo - powiedziałaś pewnie. - Pamiętam. - naraz zebrałaś wszystkie wspomnienia w głowie. - Nie zdążyłam cię pożegnać, kiedy wyjeżdżałeś.
 - Dlatego wróciłem. - zażartował. - A teraz moja malutka [T.I.] bierze ślub. - mogło ci się wydawać, ale głos pobrzmiewał mu nutką żalu i wyrzutu.
 - Przepraszam, nie zaprosiłam cię. - szepnęłaś cicho.
 - Twój narzeczony to zrobił. - wzruszył ramionami.
 - Muszę mu podziękować. - uśmiechnęłaś się.
 Nie mogłaś się na niego napatrzeć. Chociaż z początku nie poznałaś chłopaka, nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, wróciły wszystkie wspomnienia. Nie wierzyłaś, że twój dawny przyjaciel znów tutaj był, jakby nigdy nie wyjechał. Naraz stanęły ci przed oczyma chwile, kiedy cały wolny czas spędzaliście wspólnie, a o istnieniu zmartwień, czy im podobnych rzeczy, nie mieliście bladego pojęcia. Wraz z nadejściem szkoły, wasze stosunki nieco się rozluźniły, ale ciągle wołaliście do siebie "mój Kyungsoo" oraz "moja [T.I.]". Później dowiedziałaś się, że D.O. wyjechał na przesłuchanie w jednej spośród największych wytwórni, skąd tak, czy siak miał już nie wrócić. Wtedy nie zdążyłaś go pożegnać, ani nawet zacisnąć pięści jako gest nadziei. Jednakże był jeden plus tego wszystkiego - oboje nie zapomnieliście.
 Resztę wieczoru spędziłaś na ponownym poznawaniu swojego przyjaciela. Opowiadaliście sobie dosłownie o wszystkim. Dowiedziałaś się, że Kyungsoo śpiewa w zespole, podobno całkiem znanym. Powiedział ci, co robił przez cały ten czas, kiedy nie byliście razem. Cudem udało mu się wybłagać trochę wolnego tylko dlatego, aby móc zobaczyć ceremonię. Jak się okazało, twój narzeczony wybrał Koreańczyka jako świadka. W gardle poczułaś ogromną kluchę. Niedługo miałaś okłamywać wszystkich, również osobę, której jeszcze nigdy nie powiedziałaś nieprawdy. Ogarniało cię poczucie winy, kiedy tylko patrzył tymi ogromnymi oczami. Finalnie przełamałaś się. Wylałaś wszystkie żale. Wyśpiewałaś każdą, nawet najmniejszą rzecz. Chłopak słuchał uważnie. Z każdą nowszą informacją, jego tęczówki robiły się coraz większe, a, kiedy powiedziałaś, że tak naprawdę nie chcesz zostać żoną Chinyoung'a, westchnął cicho. Po skończonej opowieści, usłyszałaś wszystko, co powiedziałby przyjaciel. Miałaś podążać za swoim szczęściem, bo to ty będziesz z tym żyła do końca. Na pożegnanie ucałował cię w czoło. Odszedł. Nie wiedziałaś, kiedy znów zobaczysz chłopaka. Najprędzej przy ołtarzu. Kyungsoo zabrał wszystko. Strach, niepewność, poczucie zawodu, zadumę nad tym, co zrobić. Wszystko, oprócz twojej ogromnej sympatii do niego.
 Dni mijały. D.O. zadzwonił następnego ranka... I kolejnego... I jeszcze kolejnego. Godzinami rozmawialiście przez telefon, ku dezaprobacie własnego narzeczonego. Koreańczyk namawiał cię, abyś przestała działać wbrew sobie, próbował przekonać do odwołania wszystkiego, póki mogłaś. Okropnie się bałaś. Przecież nikt nie miał czasu na takie wywody. Półsłówkami odbiegałaś w rejony bardziej przyjemniejszych tematów. Też dlatego, żeby Kyungsoo nie czuł się zwyczajnie znudzony. Ewentualnie, aby zapomniał o nadchodzącej katastrofie...
 Tymczasem prace szły pełną parą. Wkrótce dostarczono ci sukienkę, której ani razu nie przymierzyłaś i raczej wątpiłaś, że do tego dojdzie. Nie miałaś ochoty jej oglądać, a co dopiero ubierać. Niedawno ukradkiem widziałaś, jak Chinyoung chował obrączki. Pod nawałem obowiązków byłaś bombardowana telefonami od własnej matki. Pytała o stres, postępy przygotowań. Tak naprawdę pragnęłaś wykrzyczeć jej prawdę wprost w słuchawkę. Skądinąd wiedziałaś, że goście mieli już garnitury, panny zakupiły sukienki oraz prezenty. Dostawałaś mdłości, kiedy pomyślałaś, ile pieniędzy wydali, aby móc bawić się tylko przez ten jeden wieczór. Uśmiech zbiegł z twojej twarzy szybko, nawet jeśli wcale się nie pojawił.
 Ceremonia miała się odbyć już jutro. Od samego rana czułaś uścisk w brzuchu. Kątem oka mierzyłaś wzrokiem katalogi przeróżnych biur podróży, które Chinyoung przyniósł rano. Siedziałaś przy stole, milcząc, nie poruszając się. Bębniłaś paznokciami o blat stołu, podczas gdy mętlik całkowicie opanował twoje najgłębsze myśli. Nagle poczułaś, jak ktoś obejmuje cię od tyłu.
 - Nie możesz się zdecydować, kochanie? - narzeczony przycisnął wargi do twojego czoła.
 - Nie mam do tego głowy... - zaśmiałaś się histerycznie.
 - Co się stało? - zapytał spokojnie.
 - Nic a nic. - pokręciłaś głową. - Po prostu nie chcę, abyś wydawał na jakąś wycieczkę dla mnie...
 - Skarbie, to jest nasza podróż poślubna. - poczułaś, że chłopak się uśmiecha. Trzymał wargi tuż przy twoim uchu. - Nie mów, że przeszkadza ci wygląd łóżka, bo prędzej, czy później i tak któreś zepsujemy. - szepnął. Gwałtownie odskoczyłaś jak oparzona. Wstawszy z krzesła, odeszłaś od niego na bezpieczne dwa metry.
 - Nie. - szepnęłaś sama do siebie.
 - Hej, co się stało? - zapytał Chinyoung mocno zdezorientowany. Poczułaś, że pękasz.
 - Ja nie chcę tego ślubu, nie rozumiesz?! - zawołałaś rozpaczliwie.
 - Co ty mówisz? - narzeczony zmarszczył czoło.
 - To nie jest to, czego chciałam. - zaczęłaś. - Jeśli oboje to zrobimy, to będziemy do końca życia nieszczęśliwi, wiesz?
 - Mów za siebie, dobrze?! - pretensjonalnie wyrzucił ręce w twoim kierunku. - Ja się oświadczyłem, bo cię kocham, ale ty ranisz mnie teraz!
 - Przepraszam... - wyszeptałaś. Nie mówiłaś głośniej, gdyż chłopak cały poczerwieniał ze złości.
 - Chcesz zerwać zaręczyny, tak? - zapytał nieco spokojniej, niż wyglądał. Prawie niezauważalnie pokiwałaś głową. - Dobrze, nie będę cię trzymał...
 - Dziękuję... - uśmiechnęłaś się kwaśno.
 - ..., ale mam warunek. - westchnął cicho.
 - Tak? - uniosłaś brwi.
 - Sama powiesz o tym gościom. - posłusznie przytaknęłaś, jednak nie uśmiechało ci się tak ponure wystąpienie przed blisko setką ludzi. Chciałaś się wycofać do innego pomieszczenia, ale Chinyoung cię zatrzymał. - Czekaj...
 - Mhm? - zacisnęłaś wargi, niemalże ze złości.
 - Dlaczego ciągnęłaś to tak długo? - zapytał spokojnie. - Pozwoliłaś mi kupić obrączki, zaprosić gości, oświadczyć się...
 - Bałam się... - wyznałaś. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałam...
 - Wiesz... - zaczął. - Byłem twoim przyjacielem przez długi czas... - zawahał się chwilowo. - Zawsze starałem się robić tak, abyś przy mnie nigdy niczego się nie bała. - uśmiechnął się pobłażliwie. - Przepraszam, schrzaniłem sprawę.
 - Nie... - zaczęłaś, jednak momentalnie ci przerwano.
 - [T.I.], idź już... - powiedział. - Nie mogę na ciebie patrzeć teraz. 
 Dopiero wtedy ogarnęło cię poczucie winy. Miałaś do siebie pretensje, że nie powiedziałaś ani słowa wcześniej. Czasami był nieprzewidywalny, może nawet lekko szalony, ale Chinyoung nie zasługiwał, aby go tak potraktować. Zawsze mogłaś na niego liczyć. Chociaż próbowałaś, nie udało ci się odwdzięczyć tym samym. Teraz zostałaś sama. W szafie wisiała suknia ślubna, której nie założysz, jutro kościół miał zapełnić się gośćmi, którym będziesz mówić: "Przepraszam, nie wyszło". Mimo wszystko zdecydowanie najbardziej wstydziłaś się przed samą sobą. Chciałaś spełnić jakieś puste oczekiwania, zapominając o swoich potrzebach i pragnieniach. To nie był egoizm, a dbanie o innych. Abyś nie musiała już nikogo dłużej oszukiwać, abyś już nigdy nie raniła bliskich, abyś nie krzywdziła samej siebie. Tego chciał cię nauczyć Kyungsoo, co pojęłaś zbyt późno...
 Nacisnęłaś klamkę ogromnych dębowych drzwi. Słyszałaś cichy szmer rozmów, które świadczyły o tym, że wszyscy już byli wewnątrz. Naraz zostałaś owinięta przez odór stęchłego, zimnego, niemalże lodowatego, kościelnego powietrza. Podciągnęłaś materiał spódnicy przepięknej sukni ślubnej. Weszłaś do ciemnego przedsionka. Nabrałaś tlenu, aby dodać sobie otuchy i odgarnęłaś rozpuszczone włosy, uporczywie opadające ci na czoło. Uśmiechnęłaś się nieśmiało pod nosem, po czym pchnęłaś kolejne wrota. Wraz z twoim wejściem do kościoła, wszyscy zebrani wstali, niczym na powitanie panny młodej prowadzonej przez ojca. Nic takiego nie miało miejsca, więc szybko napotkałaś zdezorientowane spojrzenia. Prawie biegiem zmierzałaś w stronę ołtarza. Sprawną wędrówkę między ławkami utrudniały wysokie, białe buty przyozdobione niemałym obcasem. Może trochę przesadziłaś, ubierając się tak, jak zrobiłabyś to, gdyby tam czekał Chinyoung, ale nie mogłaś się powstrzymać. Wzrokiem przejeżdżałaś po znajomych twarzach, kiedy nareszcie dotarłaś do ołtarzowych stopni. Stanęłaś na najwyższym i odwróciłaś się przodem w kierunku zebranych. Niemalże natychmiast wszyscy umilkli. Wzięłaś głęboki oddech, lecz zamilkłaś, gdyż spojrzeniem spotkałaś Kyungsoo. Biednego, niczemu nie winnego chłopaka. Patrzył równie niepewnym, jak pozostałych, wzrokiem. Prawie niezauważalnie kiwnęłaś głową.
 - Siadajcie. - powiedziałaś donośnie. Odpowiedział ci jeden głuchy pomruk, który zniknął równie szybko, co się pojawił. - Niepotrzebnie przyszliście. - zaczęłaś nieśmiało. Każdy słuchał uważnie. - Razem z moim narzeczonym, znaczy... - zawahałaś się na moment. - Teraz już byłym narzeczonym. Zadecydowaliśmy razem, że ślubu nie będzie. - przejechałaś wzrokiem po twarzach zebranych, gdzie malował się gniew, zaskoczenie, obojętność, a czasami nawet radość. - Razem nie bylibyśmy szczęśliwi. Całą winę chciałabym wziąć na siebie. Przepraszam, że nie miałam odwagi powiedzieć od razu... - spojrzałaś w stronę Kyungsoo, który emanował dumą. Uśmiechnęłaś się do niego. - Przepraszam za fatygę oraz, że musieliście wydać pieniądze na stroje, kwiaty, wszystko... Oddam każdemu pieniądze, tylko musicie mnie później złapać. - wolno pokiwałaś głową. - Te wszystkie rzeczy pewnie się nie zmarnują. Jeśli chcecie, możecie iść do, właściwie jedynej restauracji w tym mieście. Tam czeka obiad, bo w zasadzie nic nie odwołaliśmy. Jeszcze raz przepraszam. Kocham was wszystkich. - usiadłaś na schodach i zakryłaś twarz dłońmi. Poczułaś głęboki smutek, jednak niczego nie żałowałaś.
 Wszystko, co działo się później pamiętałaś, jak przez mgłę. Ani razu nie podniosłaś głowy, lecz słyszałaś tabun ludzi wychodzący z kościoła. Nikt nie zatrzymał się, aby porozmawiać, czy chociażby na ciebie nawrzeszczeć. Czułaś tylko nieśmiałe poklepywania po ramieniu, głaskanie. Niektórzy prychali, po czym wnioskowałaś, do kogo zadzwonić później z przeprosinami. Nie minął nawet kwadrans, kiedy zostałaś zupełnie sama. Otoczona ceglanymi czterema ścianami, znienawidzona przez, mniej więcej, połowę zaproszonych gości. Miałaś ochotę przytulić Kyungsoo, powiedzieć, że jeszcze nigdy nie czułaś takiej ulgi, albo zadzwonić do mamy, choćbyś nawet przez godzinę miała ją przepraszać. Wywnioskowawszy to z miny twojej rodzicielki, nie była zadowolona. Nic dziwnego, jej plany legły w gruzach...
 Nagle poczułaś delikatne głaskanie na dłoni. Ciepła, duża ręka odjęła ci ją od twarzy. Naraz zobaczyłaś uśmiechniętą twarz D.O., który wyglądał, jakby był aniołem. Nie wiedziałaś, kto skrajał smoking chłopaka, ale uszył arcydzieło. Uśmiechnęłaś się do Koreańczyka, chcąc coś powiedzieć, jednak on położył swój palec wskazujący na twoich ustach. Pochylił się, aby móc szeptać.
 - Nie spodziewałem się. - oznajmił cicho. Przewróciłaś oczyma. - Jestem z ciebie bardzo dumny, [T.I.]. - znów otworzyłaś usta, aby coś powiedzieć, jednak i tym razem nie doszłaś do głosu. - Musimy porozmawiać. - uśmiechnął się. - I też chcę, abyś coś zobaczyła.
 - Tak? - rozejrzałaś się dookoła.
 - Nie tutaj. - zachichotał. - Mogę? - wyciągnął do ciebie rękę, żeby pomóc ci wstać. Posłusznie ją ujęłaś, po czym dałaś mu się prowadzić, gdziekolwiek mieliście iść. Ufałaś chłopakowi.
 Kiedy wyszliście z kościoła, na zewnątrz również nikogo nie zastaliście. Kyungsoo prowadził was w kierunku wschodnim. Nigdy się tam nie zapuszczałaś, bo przeważnie były tam tylko chaszcze i woda. Nie szliście długo, kiedy Koreańczyk zatrzymał się przy jednym z kamieni przy niewielkim jeziorku. Nie znałaś tego miejsca, ale wydawało się całkiem miłe. Mimo wszystko, nie wiedziałaś, jaki ono ma związek z wami.
 - Usiądź. - poprosił nieśmiało. Był taki uroczy. Spełniłaś jego prośbę, rozglądając się wokoło. Uśmiechnęłaś się, gdy kolejno dostrzegałaś coraz to więcej kolorowych motyli.
 - Co to za miejsce? - zapytałaś.
 - Nie pamiętasz? - zaśmiał się. Pokręciłaś głową. - Przychodziliśmy tutaj, jak byliśmy mali. Tutaj łapaliśmy żaby. Nigdy nie lubiłaś ich dotykać, więc biegałaś za mną z wiaderkiem, żebym zawsze mógł cię uratować przed jakąś. - uśmiechnął się błogo.
 - Niemożliwe. - również uniosłaś kąciki warg do góry. - Tyle się tutaj zmieniło...
 - Sporo o tobie myślałem, od czasów dzieciństwa. - powiedział, patrząc ci prosto w oczy.
 - Myślałam, że zapomniałeś, kim jestem. - przyznałaś cicho.
 - Nie. - pokręcił głową. - Przychodziłem tutaj zawsze, kiedy chociaż na chwilę wracałem z Seulu.
 - Nie szukałeś mnie? - zapytałaś z nadzieją.
 - Nie. - lekko się zarumienił. - Nie wolno mi było.
 - Dlaczego? - uniosłaś brwi.
 - Wiedziałem, że masz swoje życie, nowych znajomych, własne sprawy i...jego. - mocniej zaakcentował ostatni wyraz. - Pewnie miałabyś gdzieś przyjaciela z dzieciństwa, który pojawia się, jakby znikąd.
 - Nie. - zaprzeczyłaś.
 - Teraz już wiem. - uśmiechnął się. - Wiesz, jak się czułem, kiedy dowiedziałem się, że ty...z nim? Że razem bierzecie ślub? - pokręciłaś głową. - I wtedy zobaczyłem cię w domu. Byłaś wtedy taka piękna. Ciągle masz ten sam błysk w oczach, co wtedy. - uśmiechnął się. Poczułaś, że na dźwięk jego słów oblewasz się rumieńcem. - A ty? Pamiętałaś o mnie?
 Spojrzałaś w jego czekoladowe tęczówki. To pytanie nie wymagało odpowiedzi. Pochyliłaś się bliżej niego i wpiłaś się w wargi chłopaka. Poczułaś, jak uśmiecha się przez pocałunek. Objął cię dłońmi w talii, pogłębiając go.

 Troszkę się spóźniłam ze scenariuszem, ale myślę, że mi wybaczycie haha ;D ;) Przy pisaniu bardzo mi pomógł Justin Bieber ( o dziwo) xD ;) Co do mojej wizyty w Krakowie, to na wszelkie pytania chętnie odpowiem na mailu (zakładeczka "Kontakt"). ;) Mam nadzieję, że scenariusz Wam się spodoba, bo bardzo się starałam ;) Jak już pewnie wiecie, została nam tylko +18 i to z naszym jedynym Chennie'm, także miejcie się na baczności haha ;D ;) I dopiero teraz zauważyłam, jak dużo nas jest tutaj już <3 ;) Dziękuję, kocham was ;* Zachęcam do komentowania, obserwowania i ruszam tyłek odpisywać na maila xD ;)