poniedziałek, 30 czerwca 2014

#23 Lay


 - Jesteś taki okropny... - jęknęłaś, zatrzaskując szkolną szafkę. Chińczyk tylko uśmiechnął się perfidnie.
 - Powtarzasz się. - przewrócił czekoladowymi oczami.
 - Nie mógłbyś mnie po prostu zostawić? - uniosłaś brwi. Chciałaś wyminąć go na korytarzu, ale zastąpił ci drogę.
 - Wtedy nie miałbym takiej zabawy, krzywonoga. - zrobił wredną minę, wyraźniej akcentując ostatni wyraz.
 - To już jest prześladowanie. - złapałaś się pod boki.
 - Też uważam, że wkręciłaś się w to śledzenie mojej osoby. - westchnął teatralnie.
 - Nie przestaniesz, prawda? - ze złością tupnęłaś nogą. Obcas twojego buta uderzył o podłogę.
 - Jesteś tak niedoskonała... - zamyślił się na chwilę. - Gdybym czepiał się codziennie jednej wady u ciebie, nie skończyłbym do matury.
 - Yixing, zejdź mi z oczu. - warknęłaś wściekła. Nareszcie udało ci się go wyminąć. Lekko naburmuszona, zdążyłaś przejść kilka kroków wzdłuż korytarza.
 - To do zobaczenia, [T.I.]! - usłyszałaś za sobą. Prychnęłaś cicho. Z zepsutym humorem udałaś się do klasy.
 Nienawidziłaś go najbardziej ze wszystkich irytujących rzeczy świata. Yixing był niezrównoważony, opryskliwy, bezczelny i cholernie bezbłędny w psuciu ludziom dobrego dnia. Dokuczał ci właściwie od czasu rozpoczęcia liceum. Oboje byliście młodsi, a ty, szczerze mówiąc, miałaś nadzieję, że chłopakowi przejdą wszystkie głupie pomysły. Nie mogłaś się bardziej pomylić. Chińczyk nie tylko nie zaprzestał gnębienia innych, lecz również zaczął czerpać przyjemność ze swoich docinek. Nie mogłaś zrobić nic innego, niźli nie pozostawać mu dłużną. Niemalże na każdej międzylekcyjnej przerwie pojawiał się w pobliżu zupełnie znikąd. Codziennie sobie dogryzaliście, jednakże nigdy nie pomyślałaś o tym, aby go uderzyć. Właściwie to zapewniał ci codzienną rozrywkę, przy czym fizycznie był kompletnie niegroźny, mimo swojej niewątłej budowy. Twoim zdaniem, kiedy mówił, to tylko same głupoty, więc po co rezygnować z kogoś, kto ładnie wygląda i nie zagraża inteligencją?
 Do końca dnia nie dałaś temu dupkowi zepsuć sobie humoru. Wróciłaś do domu zrelaksowana, spokojna i, przede wszystkim, myślowo wolna od Yixing'a. Zajęłaś się swoimi przyziemnymi sprawami. Ostatnimi czasy miałaś niewiele czasu dla własnych przyjemności. Rzuciwszy wszystko, rozsiadłaś się przy oknie w towarzystwie książki pod pachą, czemu sprzyjał sączący się z nieba deszcz...
 Kończąc kolejny rozdział ukochanej lektury, usłyszałaś uporczywe stukanie od strony szyby. Nie przestraszyłaś się, twoi znajomi często tak dawali znać o swojej obecności. Uśmiechnęłaś się, po czym odstawiłaś powieść na bok. Zastanawiałaś się, kto tym razem chciał cię odwiedzić. Przecież nie spodziewałaś się nikogo, przynajmniej zaproszonej osoby. Dźwignęłaś się z fotela i podeszłaś do usłanego kropelkami okna.
 Początkowo niczego nie dostrzegałaś. Opadające grochy deszczu przesłaniały niemalże cały widok. Kiedy rozejrzałaś się dokładniej, ujrzałaś zarys dobrze zbudowanej sylwetki. Jęknęłaś głośno, rozpoznając przemoczoną postać. Sięgnęłaś po telefon leżący na parapecie. Wściekła, wybrałaś numer chłopaka i przyłożyłaś komórkę do ucha. Odebrał niemalże natychmiast, lecz nie dałaś mu powiedzieć ani słowa.
 - Czy tobie się nudzi?! - zapytałaś agresywnie.
 - Przechodziłem, więc pomyślałem, że wpadnę. - zaśmiał się ironicznie. Wyjrzałaś przez okno, aby móc spiorunować go wzrokiem.
 - Spadaj. - syknęłaś.
 - Okej, ale najpierw chciałbym herbaty... - cały przemoczony pomachał do ciebie z dworu.
 - Goń się, Yixing. - przewróciłaś oczami. - Mogę ci otworzyć... Tylko po to, żeby znów wykopać cię na zewnątrz.
 - To schodzisz, czy nie? - zapytał nieco zniecierpliwiony.
 - Czekaj chwilkę... - odeszłaś od okna i prawie biegiem rzuciłaś się do wyjścia z pokoju. Nie mogłaś się doczekać aż wygarniesz temu cholernemu czubkowi, że nie jest tutaj mile widziany. Zjawił się, jakby znikąd, a teraz jeszcze liczył na ciepły napój. Nikt nie kazał wychodzić mu z domu, tym bardziej przechodzić w obrębie twojej okolicy.
 Ostrożnie uchyliłaś drzwi, całkowicie oddając sylwetkę pastwom lodowatego deszczu. Rozejrzałaś się wokoło, lecz nikogo nie zobaczyłaś. Prychnęłaś cicho. Zastanawiałaś się, czy ktoś lubił stroić sobie żarty, czy Lay był po prostu takim dupkiem, że dodatkowo postanowił cię nastraszyć. Zrobiłaś krok do przodu, czym uwypukliłaś swoją sylwetkę na tle domu. Wzięłaś głęboki wdech.
 - Nie masz innych znajomych?! - wydarłaś się w ciemność. Początkowo nie uzyskałaś odpowiedzi, ale później dał się słyszeć nieznaczny szelest od strony krzaków po drugiej stronie ulicy. Stopniowo stawał się on coraz głośniejszy, aż finalnie z roślin wyłoniła się postać chłopaka. Uśmiechał się wrednie, jednak widziałaś, że był przemarznięty. Stawiał rozważne kroki, a skostniałe palce trzymał zaciśnięte na brzegach rękawów cienkiej kurtki.
 - Ciebie miałem najbliżej. - uśmiechnął się, kiedy wreszcie stanął przy tobie.
 - No tak... - zaczęłaś. - Bo tych, których znasz, tak naprawdę nie obchodzisz. - Chińczyk wywrócił oczyma.
 - Dostanę herbaty? - wepchnął dłonie do kieszeni jeansów.
 - W zasadzie, to przyszłam tutaj tylko, aby ci powiedzieć, że jej nie dostaniesz. - zmarszczyłaś czoło.
 - Czy zawsze musisz się zachowywać jak ostatnia suka? - westchnął chłopak.
 - Nie wspominajmy, kto zaczął... - zadygotałaś z zimna, aczkolwiek wzbierający w tobie gniew je niwelował. - Nie wiem, co biorą twoi znajomi, że jakoś wytrzymują.
 - A twoi? - prychnął.
 - Nie, ale naprawdę... - splotłaś ręce na piersiach. - Nie chciałabym mieć takiego chłopaka. Właściwie, to proponuję, abyśmy zakończyli tę całą wojnę. Yixing, nienawidzę cię i obiecuję, że się porzygam, jeśli kiedykolwiek się do mnie jeszcze odezwiesz...
 - Nie zaczęło ci na mnie zależeć ani trochę? - skośnooki uniósł brwi.
 - Za co? - chwilowo przymknęłaś oczy. - Zachowujesz się jak ostatni dupek!
 - To... - uśmiechnął się nieśmiało. - Chciałabyś, abym zniknął?
 - O, tak... - pokiwałaś głową. - To byłoby najlepsze.
 - Więc... - mogło ci się wydawać, ale chłopak posmutniał. - Do zobaczenia w...
 - Nie denerwuj mnie. - warknęłaś. Zdziwiłaś się, kiedy gość odwrócił się na pięcie i odszedł. Smagany szalejącą ulewą, ubrany w kurtkę, która nie dawała mu ciepła...
 Następnego dnia tradycyjnie ruszyłaś do szkoły. Przez cały poprzedni wieczór dręczyły cię wyrzuty sumienia, bo przecież mogłaś spławić Lay'a łagodniej. Nie byłaś dumna z faktu, że nie zrobiłaś chłopakowi chociażby tej cholernej herbaty, ani nie powstrzymałaś się od docinek nawet wtedy, kiedy dosłownie zamarzał żywcem. Między wami zagościły wrogie stosunki, jednakże wyciągnięcie pomocnej dłoni nie byłoby niczym złym. Trawiłaś samą siebie, żałując tego, jak się zachowałaś. Dopiero później zauważyłaś, że popełniłaś ogromny błąd, gdy pomyślałaś, o Yixing'u jako o tym poszkodowanym...
 Uśmiechnęłaś się do zdjęcia przyjaciółki, które zdobiło skrzydło twojej szafki. Zawsze wyglądała bardzo pięknie. Zachowywała się niczym prawdziwa dama. Byłaś dumna z posiadania takiej osoby w swoim życiu, jak każdy z resztą. Posiadanie przyjaciela jest skarbem. Nawet, jeśli rzecz się działa, kiedy chodziło o odpyskowywanie wrogom.
 Zamknęłaś drzwiczki szkolnego schowka i aż podskoczyłaś z przerażenia. Zwyczajnie nie mogłaś zobaczyć nikogo innego. Przed oczyma ujrzałaś Zhang'a Yixing'a, lecz, szczerze mówiąc, liczyłaś, że się obraził. Wręcz przeciwnie, wyglądał, jakby dotknęło go największe szczęście. Uśmiechał się głupkowato. Wyjątkowo nie napastował cię samotnie. Dzisiaj ramieniem obejmował niewysoką Azjatkę. Momentalnie zaczęłaś się zastanawiać, czy są parą, lecz szybko wybiłaś sobie wszystkie myśli z głowy. Lay był doprawdy potwornym materiałem na chłopaka.
 - Cześć, [T.I.]. - rzucił wyluzowany. Zmierzyłaś Chińczyka szyderczym spojrzeniem. Szybko przygotowałaś jakąś sensowną obelgę i rozchyliłaś wargi, aby coś powiedzieć. Nie zdążyłaś wydać ani jednego dźwięku, kiedy Yixing zaczął zajmować się dokładnym zagłębianiem tajników ust swojej "koleżanki".
 - Zjadaj jej twarz gdzie indziej... - burknęłaś do mizdrzącej się pary. - Od mojej szafki odejść.
 Prychnęłaś, niechętnie przeciskając się między parszywymi kochankami, a innymi uczniami błądzącymi po szkolnym korytarzu. Nie wiedziałaś, co to wszystko miało znaczyć. Jeszcze nigdy nie widziałaś, żeby Chińczyk aż tak manifestował swoją miłość, przynajmniej nie przed tobą. On nie był typem, który obściskiwałby się z dziewczyną w, podobnym do szkoły, publicznym miejscu. Widocznie wcale Lay'a nie znałaś...
 Ostatni dzień przed weekend'em pozwolił ci ostatecznie znienawidzić Zhang'a Yixing'a. Zachowywał się, jakby postradał wszyściutkie zmysły. Chowałaś się za plecami przyjaciółki, jednakże mimo tego nie ukryłaś wszystkich przykrych obrazów. Chłopak, jakby nigdy nic, połykał twarz naiwnej Azjatki. Nie, to nie był tylko raz... Chciałabyś. Gdziekolwiek nie poszłaś, jakkolwiek byś nie spojrzała, oni zawsze tam stali, obściskiwali się, wbijając tobie pięści w brzuch. Miałaś dosyć, bo na każdym kroku czaił się Lay oraz jego nieugięta panna. Może wariowałaś, ale zaczynałaś myśleć, że obojgu zależy, abyś ich zobaczyła. Para działała specjalnie, bo... No właśnie. Dlaczego mieliby zachowywać się tak absurdalnie? Chińczyk przecież miał setki innych możliwości do dokopania twojej osobie. Tak, czy inaczej, pod koniec lekcji wykończono cię. Miałaś po dziurki w nosie tych dwoje. Ale to też nie wszystko... Jakby tego było mało, pomimo posiadania "cudownej" dziewczyny, Yixing flirtował ze wszystkimi na prawo i lewo. Można tylko zgadywać, przed czyimi oczami. Znów stałaś się obserwatorką jego miłosnych podbojów, zawirowań, czułych słówek, pocałunków oraz, co najważniejsze, stałaś się niewidzialna dla kogoś, kto dotąd poświęcał ci większość swojej uwagi. Chociaż był wrogiem, nie doceniłaś go, a za obecnością chłopaka zaczęłaś tęsknić dopiero, kiedy jej zabrakło. Ze szkoły wyszłaś trzaskając drzwiami...
 Wśród tego zgiełku nadszedł weekend. Ukochany czas uczniów, leniwców i maminsynków. Ostatnimi czasy, także twój. Pośród swoich myśli przepełnionych Lay'em znalazłaś również czas dla ukochanej przyjaciółki. Jej rodziców nie było w domu, więc zyskałyście okazję, aby zwyczajnie się spotkać, pogadać przy domieszce kawy zaprawionej likierem. Pae Shim Choo też tym razem okazała się niezawodna.
 - ..., nie pytaj... - powiedziałaś, upijając potężnego łyka z filiżanki. - Yixing jest okropny.
 - A ja bym go schrupała. - zachichotała uroczo. - W całości.
 - Nie wiesz, jaki on jest. - przewróciłaś oczami.
 - To mi opowiedz. - wyprostowawszy się, przybrała pozycję idealnego słuchacza.
 - Jest podły, sarkastyczny, wścibski, wredny, bezczelny, głupio się uśmiecha... - przerwałaś, lecz natychmiast napotkałaś ponaglające spojrzenie dziewczyny. - Po prostu jest wredny. Nie wiem, jak wytrzymuje z nim ta laska... - prychnęłaś cicho.
 - Wiesz co? - Azjatka uśmiechnęła się szeroko.
 - Co? - odpowiedziałaś jej tym samym.
 - Myślę, że jest zupełnie odwrotnie. - zrobiła fachowo skupioną minę.
 - Co? - uniosłaś brwi.
 - Mówisz tak, bo w rzeczywistości bardzo go lubisz. - chciałaś jej przerwać, jednak uciszyła cię jednym gestem. - Nie zaprzeczaj, już ja wiem, jak jest. - zachichotała. - I boisz się do tego przyznać. Przed sobą i przede mną.
 - To nieprawda... - przewróciłaś oczami ze śmiechem.
 - Poczerwieniałaś, coś w tym musi być. - zaśmiała się głośno. Naraz rozległ się dzwonek do drzwi, drobna dziewczyna drgnęła.
 - Masz gościa? - zapytałaś, na co pokiwała głową. - Rozumiem, to ja znikam. - uśmiechnęłaś się. - Od strony kuchni, jeśli pozwolisz.
 - Trzymaj się, kicia. - ucałowała twój policzek. Zastanawiałaś się, z jakiej okazji ubrała koronkowy stanik, który mimo wszystko prześwitywał przez jej bluzkę i, w końcu, czy rzeczywiście polubiłaś Yixing'a bardziej, niż na to zasługiwał?
 Poniedziałek zwiastował ostatni tydzień szkoły. Edukacyjne mury przywitałaś uśmiechem, te dwa dni działały kojąco jeśli chodziło o ciebie. Należycie odpoczęłaś, przemyślałaś, nie kilka, a nawet kilkanaście spraw. Wróciłaś ze zdwojonymi siłami oraz, nareszcie, miałaś odwagę zastąpić wrogość - przyjaźnią.
 Oceniłaś sytuację, jakbyś nie wiedziała, jak wasze stosunki się mają. Pod koniec dnia sama nie wiedziałaś, czego się spodziewałaś. Lay zwyczajnie nie przestał być sobą. Sobą sprzed trzech dób. Znów byłaś teatralnie śledzona. Skazana na oglądanie jego miłosnych podbojów, pocałunków, czułości. Miałaś już dosyć. W ciągu dnia przeszłaś się do niego. Wytłumaczyć wszystko. Kiedy zobaczyłaś, że stanął przy damskiej toalecie, gdzie się udałaś. Męska była przy drugim końcu korytarza.
 - Mogę wiedzieć, co robisz? - gwałtownie pociągnęłaś chłopaka za ramię.
 - Nagle chcesz pogadać? - zapytał zniecierpliwiony.
 - Bez niej. - skinęłaś głową w kierunku przylepy.
 - Okej. - szepnął dziewczynie coś na ucho, po czym obdarzył ją soczystym pocałunkiem. Przewróciłaś oczami, czując, że, jeśli się nie opanujesz, zaraz przywalisz Yixing'owi w twarz. Azjatka nieco się oddaliła, lecz ty odciągnęłaś Chińczyka jeszcze dalej od toalet. Zatrzymałaś się dopiero przy oknie dzielącym ścianę na dwie równe połowy.
 - Coś się stało? - zapytał Lay. Oczywiście udawał zdziwienie.
 - To twoja nowa laska? - zapytałaś sarkastycznie.
 - Nie muszę ci się tłumaczyć. - przewrócił oczami.
 - Chodzi o to, co powiedziałam przed domem, tak? - sarknęłaś.
 - Nie wiem, o czym mówisz... - wzruszył ramionami.
 - Od piątku łazisz za mną, z nią... - zaczęłaś niepewnie. - Mizdrzysz się specjalnie na moich oczach. Mogę wiedzieć, co ty odwalasz?!
 - Ubzdurałaś sobie coś. - zacisnął mięśnie szczęki, która teraz stała się mocno widoczna. - Zakochałem się i tak ci to przeszkadza?
 - Nie, Yixing. - pokręciłaś głową. - Ty się zakochałeś tak, żebym ja widziała.
 - Jedno słowo. - przewrócił oczami. - Lecz się dziewczyno. - zrobił krok w tył, po czym odwrócił się na pięcie. Dupek. Uciekł, niczym tchórzliwa mysz.
 - Nawzajem! - odkrzyknęłaś za nim. Straciłaś jakąkolwiek nadzieję. jeśli chodziło o dobre kontakty z chłopakiem.
 Postanowiłaś się nie przejmować. Rzuciłaś sprawę tych dwoje do kąta. Wyluzowana, poszłaś cokolwiek zjeść. Dlatego kochałaś przerwy śniadaniowe. Stołówka była przepełniona ludźmi. Wtedy dostrzeżenie Lay'a było prawie niemożliwe. Zwyczajnie usiadłaś przy jednym ze stołów. Pałaszowałaś swój ulubiony deser truskawkowy, kiedy poczułaś, że ktoś dosiada się obok. Tylko mi było trzeba nieproszonego gościa, pomyślałaś i uniosłaś głowę znad kubeczka z owocowym musem.
 - Zgubiłaś się? - szepnęłaś w kierunku dziewczyny Yixing'a.
 - Nie. - odpowiedziała pewnie. - Właściwie, to chciałam porozmawiać.
 - Ze mną? - uniosłaś brwi.
 - Tak. - uśmiechnęła się nieśmiało. - Przed chwilą zerwałam z nim.
 - Szkoda. - powiedziałaś nieszczerze.
 - Wcale nie. - pokręciła głową. - On mnie zdradził.
 - Tak? - wróciłaś do jedzenia deseru. Właściwie, to miałaś gdzieś, co chciała ci przekazać.
 - Z Pae Shim Choo... - wzruszyła ramionami. - Przespali się, a ja nawet nie wiem, kim ona jest.
 - Ja wiem. - powiedziałaś, upuściwszy mus owocowy na podłogę. - Muszę już iść.
 Biedactwo. Widocznie ty też nie wiedziałaś, kim była twoja najlepsza przyjaciółka. Osoba, którą uważałaś za powierniczkę, bratnią duszę, a ta dziewczyna okazała się po prostu zwykłą szmatą. Nikim więcej.
 Udałaś się na lekcje, chociaż nie miałaś nastroju, aby się uczyć. Nawet nie podnosiłaś wzroku, kiedy przez kilka ostatnich przerw mijałaś Yixing'a. Czułaś się zdradzona. Tak stłamszona psychicznie, że odebrało ci to całkowicie pogodę ducha. Chciałaś jak najszybciej skontaktować się z przyjaciółką, wyjaśnić kilkanaście spraw. Poniedziałek okazał się najgorszy, bo Lay posunął się do czegoś, co upokorzyło cię ostatecznie, do seksu z twoją ukochaną Shimchoo.
 Gniewnym krokiem wybiegłaś ze szkoły. Rozumiałaś już wszystko. Wiedziałaś, dlaczego ubrała ten, a nie inny biustonosz, dlaczego nie stawiała oporu, kiedy chciałaś wyjść tylnymi drzwiami. Oboje robili coś, o czym nie wiedziałaś. Tak podłe, że brakowało słów...
 Byłaś bliska zalewania się łzami. Lekceważąco brnęłaś przez dziedziniec, nie wiadomo po co. Potrącałaś dziesiątki osób kończących lekcje. Miałaś wszystko gdzieś. Liczyło się jedynie to, że już za chwilę będziesz mogła przykryć się kołdrą i ryczeć wniebogłosy, bo tak zazwyczaj robiłaś. Słyszałaś za sobą całe morze kroków. Marsz, bieg, trucht. Inni nie wiedzieli, o twojej katastrofie. O tym, że twój świat spłonął. Świat, którego uprzednio nienawidziłaś, a zaczęłaś doceniać dopiero, gdy straciłaś.
 - Nie spałem z nią! - usłyszałaś nagle w niebezpieczniej odległości od siebie. To wystarczyło, abyś zebrała w sobie wszystkie złe emocje. Odwróciłaś się, obdarzając Lay'a siarczystym policzkiem. Chłopak skrzywił się nieznacznie, lecz to była jedyna emocja, którą okazał. - Nie spałem z twoją przyjaciółką. - powtórzył jeszcze raz.
 - Zrobiłeś ze mnie wariatkę. - powiedziałaś chwilowo spokojnym głosem. - Tłumaczyłeś, że nie wiesz, o co chodzi, ale tak naprawdę na tym ci zależało, prawda? Czułam się okropnie, kiedy musiałam patrzeć, jak podrywasz te wszystkie dziewczyny, całujesz je tylko po to, żeby mi pokazać, jak bardzo za tobą zacznę tęsknić, gdy w końcu się odczepisz! Gratulacje, cel zamierzony! Powiedz wszystkim, niech lepiej zaczną się śmiać teraz! - w oczach poczułaś łzy. Gorycz to straszne uczucie.
 - Chciałem, abyś coś zrozumiała. - oznajmił chłopak. Jego policzek był zaczerwieniony.
 - Co takiego? - pokręciłaś głową, próbując powstrzymać słone kropelki.
 - To, co powiedziałaś mi przed domem... - zmarszczył czoło. - Chciałem, aby zaczęło ci na mnie zależeć.
 - Więc zależy, zadowolony?! - podniosłaś głos, po czym odwróciłaś się. Jedyne, czego chciałaś, to zniknąć na zawsze. Mimo wszystko zatrzymał cię zdecydowany chwyt za nadgarstek. Lay odwrócił twoją sylwetkę z powrotem do siebie.
 - Mi nie zależy tak samo, jak tobie. - uśmiechnął się delikatnie.
 - I co z tego? - zapytałaś nieco agresywnie.
 - To, że chciałbym cię teraz pocałować, ale boję się, że znowu mnie uderzysz... - udał przerażonego.
 - Już, wygadałeś się? - zrobiłaś obojętną minę, chociaż wewnątrz czułaś się bosko. - To wszystko?
 - Kocham cię. - powiedział, uśmiechając się.
 Dałaś mu objąć się w talii i posmakować swoich warg, które jeszcze nie tak dawno tryskały obelgami pod adresem chłopaka. Świat jest dziwny, ale czyż właśnie nie o to chodzi?

 Rozdział nieco opóźniony, bo niedawno wróciłam z Krakowa (było nieziemsko ;D) ;) Zazdroszczę rodowitym Krakowianom tych wszystkich Azjatów na Starym Rynku ;) Zrobiłam sobie fotkę chyba ze wszystkimi, jakich mijałam haha, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że Azjaci uwielbiają, jak im się robi zdjęcia ;) W rozdział włożyłam całe swoje serduszko, bo akurat jest oparty na osobistych doświadczeniach ;) Mam nadzieję, że Wam się spodoba i, co do kolejnego, to widzimy się w piątek ;D ;) Komentujcie, obserwujcie, piszcie swoje opiniee! ;D ;) Miłego dnia, robaki ;*





środa, 18 czerwca 2014

#22 Sehun (+18)


 Usadowiłaś się na kanapie tuż obok swojego chłopaka. Z telewizora dobiegały głosy komentatorów sportowych, a pierwszy plan należał do dwudziestu dwóch spoconych facetów uganiających się za przedmiotem pożądania każdego gracza - piłką.
 Od rozpoczęcia Mistrzostw Świata każdy wasz wieczór wyglądał identycznie. Wracałaś zmęczona ze szkoły, zapraszałaś chłopaka, jednakże pod koniec i tak kończyliście, oglądając dziewięćdziesięciominutowe spotkania. Nie przeszkadzało ci to, ale zainteresowanie meczami oznaczało mniej czasu, aby porozmawiać oraz, przede wszystkim, mniej seksu, za którym ostatnio niezmiernie tęskniłaś. Położywszy nacisk na fakt, że Sehunnie świetnie działał w "tych sprawach", wiele przez mundial traciłaś. Ktoś musiał zakończyć dni celibatu, nawet jeśli oboje mielibyście przegapić jedną, ewentualnie wszystkie rozgrywki. Tą osobą okazałaś się ty...
 Skupiona przyglądałaś się kilku ostatnim podaniom. Czas doliczony przez sędziego właśnie dobiegał ku końcowi. Naraz rozbrzmiał gwizdek zamykający całe spotkanie. Uśmiechnęłaś się, widząc radość zwycięskiej drużyny. Zawodnicy skakali, śmiali się, gratulowali przegranym oraz sobie nawzajem. Szczęście z wygranej okazało się wspaniałym widowiskiem. Poczułaś piekielny żar na policzkach, kiedy gracze zaczęli zdejmować koszulki, aby wyrazem szacunku podarować je przeciwnikom. Zakrywszy usta dłonią, podziwiałaś nagie torsy najsłynniejszych piłkarzy świata. Zachichotałaś cicho, pod wpływem intensywnych bodźców wzrokowych.
 - Kochanie, ja będę się już zbierał... - oznajmił Sehun, opuszczając kanapę, Nawet nie spojrzałaś w jego kierunku, ale śmiało mogłaś stwierdzić, że ci się przyglądał.
 - Jasne. - przytaknęłaś. Z uśmiechem dalej podziwiałaś piłkarskie tony mięśni.
 - Zrobiłaś się czerwona... - zauważył chłopak.
 - Nie. - pokręciłaś głową.
 - Spójrz na mnie. - poprosił. Posłusznie obdarzyłaś go spojrzeniem.
 - Czy mi czegoś brakuje? - zapytał, rozkładając ręce do boków.
 - Nie, dlaczego? - uśmiechnęłaś się, zauroczona dziecięcą miną Oh Se Hun'a.
 - A tutaj? - kontynuował temat i złapał za dolną krawędź ubrania powyżej pasa. Uniósł ją lekko do góry, czym odsłonił idealnie wyrzeźbione mięśnie. Poczułaś znajome mrowienie w podbrzuszu.
 - Ani tu... - zaprzeczyłaś. - Sehun, o co ci chodzi? - zapytałaś, delikatnie zniecierpliwiona.
 - Od początku mundialu gapisz się na wszystkich piłkarzy... - powiedział, jakby smutnym tonem.
 - Przecież dlatego mecze są transmitowane... - wzruszyłaś ramionami.
 - [T.I.], czy ja ci się jeszcze podobam? - zerknęłaś mu w oczy pobłażliwie.
 - Oczywiście, że tak. - uśmiechnęłaś się. - Chodź tutaj. - poklepałaś miejsce na kanapie obok siebie.
 - Muszę już iść... - pokręcił głową, robiąc kilka kroków do tyłu.
 - Oh Se Hun, ja już nie wytrzymam! - podniosłaś głos. Usilnie starałaś się zatrzymać chłopaka.
 - Co się stało? - zapytał zaniepokojony.
 - Od kilku dni w ogóle mnie nie dotykasz, nie przytulasz, nie całujesz... Tylko ciągle te mecze i mecze... Ja nie mogę już tak bez ciebie. - skrzyżowałaś przedramiona na piersi. - Albo powiesz mi, co jest grane, albo zmieniam cię na lepszy model. Na prawdziwego koreańskiego faceta.
 - Chcesz mieć prawdziwego koreańskiego faceta? - uniósł brwi do góry, uśmiechając się.
 - Tak! - wybuchnęłaś śmiechem. Chyba nareszcie coś załapał.
 - To będziesz go miała. - naraz zaczął odpinać klamrę paska od spodni. Zatrzymał wzrok na swoim kroczu i przeniósł spojrzenie znów na ciebie.
 - Sehun, co ty robisz? - zaprotestowałaś, nieśmiało zasłaniając oczy.
 - Czyż nie o to ci chodziło? - przerwał chwilowo.
 - Tak, ale... - zaczęłaś.
 - Mi też ciebie brakuje. - uśmiechnął się. - Nawet nie wiesz, jak się zdążyłem zajarać przez te kilka dni...
 - Będziesz tak gadał, czy zaczniesz działać? - zawadiacko przygryzłaś wargę.
 - Tak będę działał, że... - puścił do ciebie perskie oko, zadziornie szczypiąc krawędź jeansów.
 - W zasadzie, to powinnam się uczyć anatomii teraz... - powiedziawszy to, zaczęłaś się z nim droczyć.
 - Chodź, pouczysz się mojej. - chłopak ściągnął szarą bluzę i cisnął ją na podłogę. Zajął kanapę obok ciebie, natychmiast zabierając się do dzieła.
 Wypełnił dłoń twoim policzkiem, po czym bez zastanowienia złączył wasze wargi. Zdecydowanie to było czynnością, za którą najbardziej tęskniłaś. Usta Sehun'a okazały się takie miękkie i ciepłe, jak zawsze, co tylko jeszcze bardziej wzmogło u ciebie pożądanie. Jedną rękę wplotłaś w jasne włosy chłopaka, a drugą zaczęłaś masować mu wyraźnie zaznaczony kark. Wraz z głębszymi pocałunkami zaczynaliście coraz ciężej oddychać. Nagle powietrze wokół stało się ciężkie, jakby zupełnie nienadające się, aby nim oddychać. Nad kolanem poczułaś dłoń Koreańczyka, który niecierpliwie pocierał materiał jeansów okalający twoje prawe udo. Prawie bezgłośnie jęknęłaś, kiedy Sehun językiem delikatnie rozsunął ci wargi. Wepchnął go do środka, rozmasowując podniebienie. Zadziornie przygryzłaś dolną wagę chłopaka. Nie chciałaś być gorsza, chociaż, szczerze mówiąc, rzadko wymienialiście takie "niezwykłe" pocałunki.
 Dźwignęłaś się z siadu i znalazłaś się okrakiem na najmłodszym . Poczułaś jak Azjata promiennie się uśmiecha poprzez wasze szczelnie złączone usta. Przeniósł dłonie nieco niżej. Zatrzymawszy kończyny dopiero w okolicach twoich pośladków, delikatnie, aczkolwiek nieco wyuzdanie je ścisnął. Sehun przerwał pocałunek, po czym wargami zjechał wzdłuż kobiecej linii szczęki. Muskał nimi każdy pojedynczy milimetr kwadratowy twarzy swojej ukochanej aż do ucha. Zatrzymał się przy małżowinie nieco dłużej i przygryzł jej niewielki skrawek.
 - Od dzisiaj nie oglądamy mundialu. - wyszeptał, ciężko dysząc. Pokiwawszy głową, mocniej przyciągnęłaś kochanka do siebie. Chłopak, niczym wampir, dla odmiany zaczął bawić się twoją szyją. Gruntownie zasysał skórę tylko po to, aby niewielką chwilę później zostawić na niej czerwony ślad w postaci miłosnego ukąszenia. Językiem kreślił dziwne wzory wokół gardła,a kiedy kończył kolejny rysunek, zwyczajnie znów całował policzek, niczym mały chłopiec kradnący buziaka starszym dziewczętom. Pożądanie było coraz silniejsze. Zaczynało brać nad tobą górę. Każdy pojedynczy całus stawał się trumiennym gwoździem dla samokontroli, którą ostatnio mistrzowsko wypracowałaś.
 Palcami uczepiłaś się krawędzi koszulki Sehun'a. Dotykałaś skrawka nagiej skóry, podczas gdy on nie przestawał całować cię w różne części ciała. Był rozpalony. Jeślibyś nie miała wtedy identycznie, pewnie pomyślałabyś, że jest chory. Mimo wszystko, skoro tak, oboje zachorowaliście...
 Najmłodszy jęknął z podniecenia. Oderwał ręce od twoich pośladków i uniósł je do góry, abyś mogła pozbawić go materiału opinającego tors. Zdjęłaś mu koszulkę, czym całemu światu ukazałaś idealne ciało chłopaka. Delikatnie odepchnęłaś Sehun'a, chociaż przez niemałą chwilkę nad tym ubolewałaś. Też chciałaś sprawić ukochanej osobie przyjemność. Bycie pasywnym nie należało do twojego stylu. Zanim jednak zdążyłaś cokolwiek zrobić, Koreańczyk odpiął niemalże wszystkie guziki kraciastej koszuli, którą ubrałaś tamtego wieczoru. Zsunął ją na podłogę, odsłaniając bieliznę. Zaczerwieniłaś się, kiedy spostrzegłaś, że przywdziałaś jego ulubiony biustonosz. Zwyczajnie uwielbiał cię w nim oglądać. Najmłodszy uśmiechnął się szeroko i położył dłonie na twoich lędźwiach. Zgrabnie przesunął je do zapięcia stanika. Przez chwilę nie chciało ustąpić, ale przecież to Sehun, nawet rzeczy martwe dawały mu wszystko, czego pragnął. Obnażył ci piersi, które przywitał cichym warknięciem. Wyrzuciwszy biustonosz za kanapę, chwycił je w ręce, lekko ściskając. Palcami szczypał sutki, czym dawał tobie niewyobrażalną rozkosz oraz kopa do działania. Koniec bycia biernym, pomyślałaś i pochyliłaś się nad torsem chłopaka.
 Językiem pieściłaś jego obojczyki. Bóg zarysował je tak seksownie, że od samego patrzenia miałaś brudne myśli. Nie robiłaś ukochanemu malinek. Nie lubił tego, o czym doskonale wiedziałaś. Kiedy już jakąkolwiek "otrzymał", była chorobliwie widoczna, czasami nawet prześwitywała przez ubranie. Zwyczajnie obdarzałaś skórę Sehun'a delikatnymi pocałunkami. I, chociaż robiłaś to ostrożnie, on cicho pojękiwał. Uśmiechnęłaś się, pełna satysfakcji. Ustami zeszłaś nieco niżej. Uszczęśliwiłaś sutki chłopaka, zostawiając je lekko wilgotne. Nie zważałaś na dłonie chłopaka, które ciągle trochę przeszkadzały ci w rozpieszczaniu ukochanego. Wbrew protestującemu Koreańczykowi, zsunęłaś się z kanapy. Klęknęłaś na podłodze tuż przed siedzącym chłopakiem. Uśmiechnął się promiennie. Był wtedy taki śliczny i dobry. Pochylił się do ciebie, po czym krótko musnął twoje wargi. Zachichotałaś. Łokciami podparłaś się o kolana Sehun'a, a dłonie przeniosłaś na krawędź jego jeansów. Niby przypadkiem dotknęłaś jego ukrytego w spodniach członka. Najmłodszy stęknął, najwyraźniej głośniej niż planował, bo natychmiast zakrył usta ręką. Twarz przybrała mu kolor idealnej cegły. Posłał ci rzekomo groźne spojrzenie, chociaż twoim zdaniem należało do napalonego misia koali. Bez najmniejszego wahania chwyciłaś za wcześniej wspomnianą klamrę od paska podtrzymującego sprane jeansy. Odpięłaś ją, po czym wzorowo poradziłaś sobie z guzikami oraz zamkiem rozporka. Przez całą tę krótką chwilę Sehun nadawał coś o tym, jak długo będę cię pieprzył, lecz nie miałaś czasu, aby go słuchać. Tak bardzo pragnęłaś już poczuć Koreańczyka i jego przyjaciela w sobie.
 Pozbawiłaś chłopaka bokserek razem ze spodniami. Obnażyłaś dosyć pokaźny członek swojego ukochanego. Uśmiechnęłaś się, widząc, jak bardzo zdążył się podniecić. Ty oraz twoje ciało zdążyliście wywołać u niego niemalże pełny wzwód. Przysunęłaś się jeszcze bliżej, przy okazji skorzystałaś z okazji, aby podrażnić uda najmłodszego paznokciami. Westchnąwszy, przyszykował się na falę nadchodzącej przyjemności. Chwyciłaś dłońmi trzonek jego członka, pewnie przesuwając je w górę. Połaskotałaś kciukiem żołądź penisa. Miałaś ochotę powiedzieć coś erotycznego, jednak Sehun przerwał ci swoim donośnym jękiem. Uniosłaś wzrok, chociaż przez chwilę chcąc podziwiać, jaką rozkosz mu dajesz. Tors Azjaty wygiął się w łuk pod wpływem rozkoszy, a on sam przymknął oczy. Uśmiechnęłaś się szeroko sama do siebie. Pochyliłaś się i wzięłaś przyjaciela swojego chłopaka do ust. Językiem oblizałaś go na całej długości. Twoje uszy zapełniły się melodią kierowaną przez stęknięcia oraz posapywania ukochanego. Już wtedy czułaś, że możesz wszystko. Zaczęłaś zabawiać członek Koreańczyka ustami i w międzyczasie robić mu dobrze ręką. Kiedy tylko najmłodszy zaczynał wydzierać się mocniej, przestawałaś. Za wcześnie, aby mógł sobie tak spokojnie dość. Chociaż błagał, pozostawałaś nieugięta.
 - Kochanie, proszę... - odezwał się. Uniosłaś wzrok, ciągle trzymając jego penisa w ustach. Był cały zlany potem. Twarz miał wykrzywioną czającym się tuż tuż orgazmem, lecz oczy napełnione były ogromną ilością pożądania, którego pewnie jeden numerek nie zaspokoi. - Pozwól mi dojść... - pokręciłaś głową z uśmiechem. - Kurwa... - wysapał. - Chociaż zamieńmy się...
 - Nie. - oderwałaś się na chwilę, jednak nie przestawałaś ruszać ręką.
 - Kiedyś mi za to zapłacisz... - chciał się podnieść, lecz ponownie wargami otuliłaś jego członka. Sehun opadł bezwładnie na poduszki, przeklinając pod nosem. Zawsze zachowywał się tak wulgarnie, kiedy chciał więcej. On był najmłodszy, ale pieprzył się jak dorosły facet. Nie wiedziałaś, skąd się to u niego brało. Skup się, pomyślałaś i językiem zatoczyłaś kółeczko wokół penisa Koreańczyka. Ten pulsował coraz mocniej. Tak bardzo nie chciałaś jeszcze kończyć. Nagle Hunnie jęknął chyba najgłośniej od ostatnich kilku minut. - [T.I, T.2I., T.N.), jeśli zaraz cię nie wydymam, to przez najbliższy tydzień nie wyjdziemy z łóżka!
 - Brzmi zachęcająco. - zauważyłaś.
 - Nie zaczynaj. - wybełkotał, a jego głos zaczynał tracić na sile. Oderwałaś się od przyrodzenia chłopaka, również zabierając ręce. - Kurwa... - kolejny raz nie dostawszy orgazmu, zagrzebał się w kanapowych poduszkach. Przyglądał ci się, jak leniwie zsuwałaś jeansy.
 - Uwielbiam, kiedy tak się na mnie patrzysz. - odparłaś, rzucając spodnie gdzieś na bok. Chciałaś zsunąć jeszcze dół bielizny, jednak chłopak cię powstrzymał.
 - Nie, chodź tutaj. - poprosił. - Sam chcę...
 Posłusznie podeszłaś do kanapy. Sehun chwycił krawędź twoich ulubionych koronkowych fig i pociągnął majtki w dół. Pozbawiwszy cię ich, przyciągnął twoją sylwetkę za biodra. Podciągnął się na łokciach, aby móc złączyć wasze wargi.
 - Bierzesz tabletki, prawda? - wyszeptał.
 - Tak. - uśmiechnęłaś się.
 - Chodź, maleńka. - chwycił twoje dłonie i usadził cię na sobie okrakiem. Wepchnął w ciebie swojego penisa, chociaż ty też nie mogłaś się go doczekać. Jęknęłaś, gdy poczułaś, że zahacza o twój najsłabszy punkt. Sehun uśmiechnął się z satysfakcją. Zaczęłaś poruszać się do góry oraz w przeciwnym kierunku, czym obu sprawiałaś ogromną przyjemność. Sehun, jak zawsze, był bardzo czuły i opiekuńczy. Co chwilę pytał się, czy nie robi czegoś źle. Zaprzeczałaś za każdym razem, bo rzeczywiście czułaś niewyobrażalną rozkosz. On również nie był gorszy. Nawet dobrze nie zaczęliście, kiedy już jęczał oraz posapywał w najlepsze.
 Pierwsze kropelki potu pojawiły się na twoich plecach, kiedy poczułaś, że zaraz zaczniesz szczytować. On, ten wspaniały Oh Se Hun też był blisko. Oboje stękaliście wniebogłosy, co chwilę obdarzając siebie nawzajem pocałunkami. Kochałaś go. Kochałaś, gdy mogłaś dzielić tak intymne chwile ze swoim ukochanym. Nawet jeśli zaniedbaliście swoje potrzeby przez mundial, teraz wszystko nadrabialiście. Krok po kroku.
 Koreańczyk pchnął kilka ostatnich razy i oboje doszliście. Jęknęłaś, kończąc waszą cudowną chwilę miłości. Sehun uśmiechnął się, po czym wyszedł z ciebie. Opadliście obok siebie na kanapę. Zmęczeni, aczkolwiek bosko szczęśliwi. Wgapialiście się w powierzchnię sufitu. Wasze ręce spoczywały pośrodku, splecione razem tak, jak chciał tego Bóg. Co jakiś czas, któreś wybuchało śmiechem, upojone miłością otrzymywaną od drugiej osoby.
 - Kocham cię. - powiedział Koreańczyk.
 - Ja ciebie też. - uśmiechnęłaś się, kciukiem gładząc wierzch jego dłoni.
 - Przepraszam. - oznajmił również.
 - Dlaczego? - zapytałaś i zmarszczyłaś czoło.
 - Bo zaniedbałem cię przez te mecze. - jego idealna twarz posmutniała.
 - Ja też przepraszam. - uśmiechnęłaś się.
 - Kiedy mówiłaś o tych piłkarzach... - zaczął nieśmiało. - Byłem zazdrosny.
 - Daj spokój. - zaśmiałaś się. Chłopak również się rozpogodził.
 - Naprawdę. - wzruszył ramionami.
 - Nic nie poradzę, że są tak seksowni... - powiedziałaś, po czym pokazałaś mu koniuszek języka.
 - Koreańczycy są seksowni. - poprawił cię z uśmiechem.
 - Tak. - pokiwałaś głową.
 - Wiesz, co? - podniósł się na łokciach.
 - Co? - uśmiechnęłaś się, przygryzając wargę.
 - Masz ochotę na meczyk? - uniósł brwi.
 - Mieliśmy już nie oglądać... - zaczęłaś, jednak momentalnie ci przerwano.
 - Nie, miałem na myśli meczyk między mną, a twoją... - wstawszy z kanapy, zerknął na ciebie wymownie.
 - O, nie... - powiedziałaś, kiedy chłopak pochylał się nad tobą. Zanim zdążyłaś zareagować, już ściągał na ziemię twój własny kawałeczek nieba.

 Dodałam troszkę wcześniej niż planowałam, bo ostatnio troszkę Was zaniedbałam i inne takie ;D ;) Mam nadzieję, że już mam wybaczone. Poza tym, w poniedziałek jadę na wycieczkę klasową do Krakowa, więc w niedzielę, może jeszcze dodam niespodziankę ;D ;) Scenariusz dedykuję osóbce anonimowej, która zasugerowała mi coś z mistrzostwami w tle. Zachęcam do komentowania, obserwowania itp. ;) Miłego dnia, kochane! ;D ;) I miłego czytania ;D ;)


piątek, 13 czerwca 2014

#21 Tao


 Wzięłaś głęboki oddech. Wzrok ludzi naprzeciwko powinien był cię krępować, jednak tego nie robił. Sama do siebie się uśmiechnęłaś. Językiem zwilżyłaś wargi, aby śpiewać jeszcze lepiej. Mężczyzna nieopodal dawał ci znaki. Musiałaś zacząć. Mocniej ścisnęłaś trzymany mikrofon. Wydałaś kilka pierwszych dźwięków własnej piosenki. Komisja nie zareagowała, wcale. Przyciągnęłaś statyw w swoją stronę. Dalej poszło jak po maśle. Zwyczajnie stanęłaś wokół wyżyn wokalnego majstersztyku...
 Tegoroczne przesłuchania do agencji SM były wyjątkowe. Nie dlatego, że, za namową znajomych, dałaś się na nie przyprowadzić. Tym razem jedną stronę stołu sędziowskiego miał zajmować, między innymi Huang Zitao - członek twojego ulubionego zespołu. Kochałaś śpiewanie, a casting wydawał się idealną okazją, aby poznać swojego idola. Cudem ubłagałaś mamę o pozwolenie, przygotowałaś piosenkę, spakowałaś walizki i poleciałaś pierwszym lepszym samolotem w kierunku Seul'u. Jak się później okazało, Panda dostał rolę przewodniczącego komisji. Ostateczny głos należał do niego. Podjął się zadania godnego prawdziwego krwiopijcy - miał złamać serce setkom osób, możliwe, że także tobie. Nie martwiąc się tym, następnego dnia po przyjeździe udałaś się na przesłuchanie. Trzymałaś w kieszeni ambicje wielkości gór, chociaż nie przypominałaś sobie, żebyś kiedykolwiek zobaczyła białego trainee. Wtedy szczęście było przy tobie, dotarłaś do ostatniego etapu. Zaśpiewanie piosenki własnej, a później już tylko treningi... Albo rozczarowanie, które będzie cię dręczyło aż po końce czasów. Mimo ogromnej konkurencji i widocznej dyskryminacji rasowej, dałaś z siebie wszystko. Widok skupionego Tao napawał spokojem. No, może tylko przez chwilę. Pod koniec zaczęło się piekło...
 - ...podobasz mi się... - powiedziała drobna Koreanka. Siedziała najbardziej wysunięta na prawo. Cztery osoby, a stół wielkości tira, pomyślałaś. Mina kobiety świadczyła, że nie bardzo wie, co mówi. - Masz to coś. Może te duże oczy mnie mydlą, ale ja cię biorę.
 Uśmiechnęłaś się szeroko i wymówiłaś nieme "dziękuję" w jej stronę.
 - Imponujesz mi... - odezwał się mężczyzna obok. Twarz miał mimo wszystko poważną. Siedział najbliżej swojej przedmówczyni, jednak zdanie wyrażał tak odmiennie. - Oklaski, bo tak, czy inaczej, zdecydowałaś się tutaj przyjechać. Dam ci szansę, ale... - żartobliwie pogroził na ciebie palcem. - ...nie zawiedź mnie.
 - Nie zrobię tego, obiecuję. - powiedziałaś i ostrożnie się ukłoniłaś.
 - Jak wyżej. - kobieta siedząca przy Zitao wzruszyła ramionami. - Dobra, wypowiadaj się, młody. Widać, że nie możesz się doczekać. - posłała pobłażliwe spojrzenie w kierunku członka EXO. Chłopak tylko potrząsnął głową, wyraźnie zniecierpliwiony. Naraz zostałaś przygwożdżona nurtem jego głębokiego, przenikliwego wzroku. Uśmiechnęłaś się niewinnie, kiedy poczułaś, jak mierzył cię swoimi czekoladowymi tęczówkami.
 - Przecież ty nie dasz sobie rady... - westchnął i rzucił na stół notes, gdzie podczas twojego występu coś zawzięcie notował. - Wiesz ile wynosił mój poziom ekscytacji, gdy śpiewałaś? - machinalnie pokręciłaś głową. - Zero.
 - Ale, ja... - chciałaś się bronić, jednak natychmiast zostałaś uciszona.
 - Chyba nie wiesz, co mówisz. - zaprotestowała przedmówczyni Zitao, która dotychczas prawie nic nie mówiła.
 - Doskonale wiem. - chłopak odwrócił się twarzą do niej. - Nie umie śpiewać, nie widzisz tego? - posłał kobiecie znaczące spojrzenie. - Jest beznadziejna!
 - Tao, czy ty nie..? - zaczęła, ale momentalnie ją uciszono. Chińczyk pochylił się w jej stronę i nerwowo tłumaczył kobiecie coś na ucho.
 Jeszcze kiedyś postrzegałaś go jako anioła. Huang Zitao był twoim priorytetem. Poniekąd nawet przyjechałaś tutaj dla niego. Nie zdążyłaś mrugnąć okiem, kiedy stał się najgorszy, bezczelny. Jednym słowem, jakiś taki...fałszywy. Nie spodziewałaś się po nim takiej surowości, chociaż nie miałaś właściwie pojęcia, czego oczekiwać. Panda okazał się okropny. Na tyle żmijowato podły, aby ukoronować tron twojej czarnej listy. Mimo wszystko nie zamierzałaś się przejmować. Zdążyłaś wymyślić plan należytej zemsty. Poczekasz przed biurem SM. Czułaś potrzebę porozmawiania z Tao, nawet jeśli miałabyś wrzeszczeć. Chciałaś mu udowodnić za wszelką cenę, że się pomylił, a ty dasz radę. Prędzej czy później nie będzie miał wyboru, obsadzi cię w roli trainee. Innej opcji nie było...
 Uśmiechnęłaś się pod nosem, przysłuchawszy się szepczącej komisji. Zitao gorączkowo o czymś dyskutował. Nie minęło pół minuty, gdy cała czwórka odwróciła się twarzami do ciebie. Najmłodszy zerknął na kolegów i otworzył usta, żeby coś powiedzieć.
 - Przykro nam, ale niestety musimy się pożegnać. - powiedział, zapewne udając smutek. - Nie pokazałaś nam tego, czego oczekiwaliśmy. Nie wchodzisz w szeregi wytwórni, ale zapraszamy za rok. - uśmiechnął się nieśmiało.
 - Jasne... - spuściłaś głowę. Wtedy nastąpiło upokorzenie...
 Opuściłaś budynek SM zaraz po nieudanym przesłuchaniu. Wściekła na cały świat, trzymałaś pod pachą zawód i wstyd. Zniknęła jakakolwiek chęć spełnienia marzeń. Wtedy zwyczajnie oszalałaś. Huang Zitao potrzebował rozrywki. Jakby tego było mało, skośnooki dupek zapewnił ją sobie twoim kosztem. Co dla niego oznacza zdeptanie osobowości nieznajomej? Zupełnie nic, a dla ciebie znaczyło wszystko... Tak duże wszystko, że usiadłaś na schodach wytwórni i rozpłakałaś się, niczym małe dziecko. Czułaś upokorzenie, ale też zawiść. Nie przez nieudany występ, właściwie to już ochłonęłaś. Zawiodłaś się, bo Tao nie był taki, jak go przedstawiano. Człowiek ponadprzeciętnie miły? Anioł w skórze człowieka? Nie tym razem.
 Zakrywałaś twarz dłońmi, kiedy tego typu myśli cisnęły ci się do głowy. Mijały minuty, możliwe nawet godziny. Następstwem burzy okazało się słońce. A może jednak Zitao miał swoje powody? Czyżby ktoś lub coś kazało mu powiedzieć "nie"? Prawdę mówiąc, odmowa nie wydawała się straszna, jeśli miałabyś się otaczać tak podłymi ludźmi. Wzdrygnęłaś się na myśl, że przecież on nie był taki jedyny. Istnieli pewnie jeszcze gorsi, przed którymi chciano cię ochronić?
 - Co ty tutaj robisz o tej porze? - poczułaś nagłe potrząsanie za ramię. Gwałtownie zamrugałaś oczami pod wpływem niespodziewanej pobudki. - Dzięki Bogu... - chłopak odetchnął z ulgą.
 - Nie zbliżaj się do mnie nawet... - warknęłaś, chociaż nie tak groźnie, jak planowałaś.
 - Przysnęłaś. - zauważył. Dopiero teraz skupiłaś się na jego twarzy. Huang Zitao wyglądał na niezwykle zatroskanego. Oblicze Chińczyka przypieczętowały ślady zmęczenia, a głos wydawał się mniej śmiały, gdyby porównać go z wcześniejszym. - Na schodach. - kontynuował. - Zimno jest.
 - Czekałam aż przyjdziesz. - odpowiedziałaś bez wahania. Panda wyciągnął dłoń, aby pomóc ci wstać, jednak ją zignorowałaś. Wstałaś sama, czując, że skostniałe kończyny dają o sobie znać.
 - Dlaczego? - chłopak zrobił zszokowaną minę. - Przepraszam, jeśli cię uraziłem dzisiaj.
 - Nieważne. - wzięłaś swoją torbę do ręki. - Jesteś pieprzonym dupkiem i nie masz w sobie za grosz empatii oraz kultury.
 - Ja jestem dupkiem, tak? - rozłożył ręce w nieco groteskowym geście niedowierzania.
 - Dokładnie. - prychnęłaś cicho. - Krzywdzisz ludzi tylko dla swojej chorej przyjemności. Żal mi cię, naprawdę.
 - Wobec tego, zabiorę mojego wroga do domu, musimy sobie coś wyjaśnić... - nie zdążyłaś nawet zareagować, kiedy chłopak momentalnie chwycił twój nadgarstek.
 - Chyba sobie kpisz... - nie dawałaś się zwodzić.
 - Nie, mówię całkiem poważnie. - uśmiechnął się delikatnie. - Chciałbym cię odwieźć, skoro byłaś aż tak zmęczona, że przysnęłaś tutaj.
 - Upokorzyłeś mnie specjalnie, sukinsynu. - syknęłaś agresywnie.
 - Ciebie też miło poznać. - przewrócił oczami. - Jestem Tao.
 - Zachowujesz się jak dupek... - sarknęłaś, ulegając jego pociągnięciom za twój rękaw. Zrobiliście kilka kroków do Mercedes'a stojącego po przeciwległej stronie ulicy. - Nie szanujesz wszystkich, którzy przyjeżdżają tutaj spełniać swoje marzenia. Masz to wszystko gdzieś, ale wiesz co? My też mamy cię gdzieś, Zitao. Nie znasz się na muzyce, jesteś beznadziejny. - ku twojemu zdziwieniu chłopak się zatrzymał.
 - Nie potrzebuję twoich uwag, naprawdę. - powiedział wyraźnie zniecierpliwiony.
 - To powiedz mi, dlaczego? - znów zaczęłaś iść. Na zewnątrz robiło się coraz zimniej. - Wiem, że byłam dobra. Może nawet najlepsza. Zrobiłam wszystko pierwszorzędnie...
 - Owszem, byłaś przyzwoita. - kiwnął głową, po czym uśmiechnął się delikatnie.
 - Więc? - spojrzałaś na niego wyczekująco.
 - A nie przyszło ci do głowy, że ja też mogę mieć uczucia? - zapytał, przekrzywiając głowę. - Że te wszystkie obelgi są niepotrzebne, a mną kierowało coś innego?
 - Przepraszam, nie mogłam, po tym jak mnie potraktowałeś... - nagle mimo wszystko zrobiło ci się go żal.
 - Co, jeśli zrobiłem to, aby cię ochronić? - byliście już przy samochodzie, więc wyciągnął kluczyki. Nie odpowiadałaś. Chłopak uśmiechnął się pobłażliwie. - Nieważne, porozmawiamy o tym później.
 Przez całą drogę do twojego domu nie odezwaliście się ani słowem. Mimo obietnicy pogawędki, Tao nie zaczął tematu. W międzyczasie trochę go obserwowałaś. Nie sprawiał wrażenia chłodnego, a nawet nieprzyjemnego. Prowadził spokojnie, momentami nawet się uśmiechał. Potrafił likwidować najbardziej niezręczną ciszę, lecz kiedy stanęliście przed twoim hotelem, jakby zabrakło mu słów. Postanowiłaś sama rozpocząć rozmowę. Chociaż Chińczyk znacznie utrudniał działanie, dotarcie do chłopaka nie było niemożliwe, a przytulny samochód oraz ciemność tylko ułatwiała zadanie. Zitao zgasił silnik i rozpiął pasy bezpieczeństwa. Nie zbierał się do odjazdu, mimo że zegar samochodowy wybijał północ.
 - Pozwolisz mi zostać trainee? - wydukałaś finalnie. Milczenie stawało się nieznośne, przy czym Tao nerwowo stukał paznokciami o deskę rozdzielczą. Na dźwięk twoich słów wyraźnie się skrzywił, lecz później przybrał minę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
 - [T.I], to nie jest takie proste. - westchnął.
 - Nie chcesz, żebym była w SM, prawda? - zapytałaś.
 - Masz rację, nie chcę. - pokiwał głową.
 - Ale dlaczego? - zapytałaś z nutką wyrzutu. Chłopak zamilkł na dłuższą chwilę. Jego twarz przybrała surowy wyraz, a dłonie spoczęły w jasnych włosach. Miarowy oddech idealnie wtórował obecnej aurze rozmyślania.
 - Zwyczajnie boję się o ciebie, wiesz? - powiedział po chwili namysłu.
 - Jestem za słaba? - nieco posmutniałaś.
 - Nie, raczej zbyt wyjątkowa... - oznajmił i spuścił głowę. - Może to głupie, co mówię, ale te osoby... Ci ludzie, którzy trenują już kilka lat... Oni nie mają nawet jednego procenta tej pasji, którą ty ot tak sobie dysponujesz. Nawet nie wiesz, jakie myśli chodziły mi po głowie, kiedy śpiewałaś. Jesteś niesamowita i nie przepuściłem cię dalej, bo tam zabiją to wszystko. Zamordują każdą twoją najlepszą rzecz. Oddałbym milion trainee, aby w zespołach znajdowały się takie osoby. Jednakże, nie mogę, [T.I.]... Zwyczajnie nie mogę... Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zobaczył cię za kilka lat. Szarą, stłamszoną, nijaką, jak oni wszyscy. Przepraszam, bo powiedziałem tobie te wszystkie słowa dzisiaj. Boję się, bo nie wiem, czego się po nich spodziewać w stosunku do ciebie. Mogę się tobą opiekować, ale ochronić trainee nikt mi nie pozwoli. Moje słowa są teraz bezużyteczne...
 - Tao, ja dam radę. - powiedziałaś z przekonaniem.
 - Ale jak długo? - bezradność chłopaka aż rzucała się w oczy.
 - Do debiutu, i jeszcze dłużej... - uśmiechnęłaś się szeroko.
 - To są twoje marzenia, tego byś chciała? - jego rozemocjonowana twarz zdawała się ciskać piorunami.
 - Tak. - położyłaś mu dłoń na policzku, niczym wnuczka ukochanemu dziadkowi.
 - Dam ci szansę. - rozpromieniłaś się natychmiast. - Będę się tobą opiekował...
 - Ale? - zapytałaś, czując u niego nutkę melancholii.
 - Nie chcę patrzeć, jak znikasz w tłumie, dobrze? - uśmiechnął się z nadzieją.
 - Dziękuję, Tao! - uśmiechnęłaś się szeroko. Niemalże skakałaś w miejscu.
 - A teraz zjeżdżaj, wkurzyłaś mnie teraz. - skinął głową na drzwi po twojej stronie, śmiejąc się.
 - Nie zawiodę cię, obiecuję. - powiedziałaś i nacisnęłaś klamkę.
 - Chcę cię widzieć jutro o szóstej pod budynkiem SM. - włożył kluczyki do stacyjki. - Masz zabrać wszystkie rzeczy.
 - Tak jest. - kiwnęłaś głową.
 - I lepiej pożegnaj się z nadzieją. - zaśmiał się. Zignorowałaś jego docinki, chociaż doskonale wiedziałaś, że właśnie zaczęłaś wędrówkę. Zupełnie jak szczęśliwi ludzie, którym nawet ryby potrafią się utopić.
 Nazajutrz stawiłaś się punktualnie. Odebrano ci telefon, laptopa i, przede wszystkim, świadomość posiadania czegoś swojego już na starcie. Nie narzekałaś, przecież to był dopiero początek. Razem z bagażami zostałaś odstawiona do dormitorium. Dostałaś własne łóżko oraz cichy kącik do posiedzenia, kiedy potrzebowałaś samotności. Mieszkanie z innymi trainee wydawało się wspaniałe, ale, jak to mówią, ile charakterów, tyle opinii, prędzej czy później zorientowałaś się, jak bardzo się pomyliłaś...
 Następne miesiące mijały błyskawicznie. Brnęłaś do przodu, niczym błyskawica, chociaż treningi nie zostawiły dobrego śladu na twoim charakterze. Popadałaś w rutynę. Plan dnia właściwie codziennie miałaś taki sam. Szkoła, treningi, śpiew, taniec, języki, sen, szkoła, treningi, śpiew, taniec, języki, sen, szkoła, treningi, śpiew, taniec, języki sen, i tak do samego końca... Pomimo zmęczenia byłaś najlepsza, przecież obiecałaś to Tao. Czas sprawił, że wypracowałaś sobie silną pozycję wśród trybutów. Często osoby "z góry" radziły się ciebie, jeśli mowa była o postępach innych dzieciaków. Wstąpiłaś do SM niedawno, więc nie każdemu pasowało twoje wysokie stanowisko, które przecież świadczyło też o silnym, niezrównanym charakterze. W zasadzie, nie miałaś znajomych. Na pozostałych nie było co liczyć. Zazwyczaj, kiedy trenowaliście, z nikim nie rozmawiałaś. Wiele razy padałaś ofiarą niewybrednych, rasistowskich żartów, bo przecież cóż znaczy jednostka, gdy chodzi o większość? Wiedziałaś, że za wszystkim stała zazdrość, ta niepohamowana, chciwa żmija. Gdybyś nie była dobra, zostawiliby cię w spokoju, mówiłaś sobie także rzeczy tego typu. Codziennie myślałaś, czym są dla ciebie marzenia, takie wywody skutecznie trzymały cały organizm. Kilka telefonów od rodziców sprawiło, że zaczęłaś tęsknić. Nie tylko za domem, lecz także normalnością, zwykłym życiem, bez ciągłej nagonki. Parę razy słyszałaś kwestię typu: "Zmieniłaś się". Ale, czy te słowa można usłyszeć od kogoś, kto tak naprawdę nigdy nas nie znał? Całe szczęście, otrzymywałaś należyte wsparcie, gdy chodziło o mamę i tatę. Byli dumni, wspierali, przez co dziękowałaś im najserdeczniej.
 Najbardziej niezastąpiony okazał się Zitao. Chociaż widywaliście się przeważnie wtedy, kiedy on kończył swoje treningi, a ty zaczynałaś, zawsze chciał rozmawiać. Pałał energią, której jeszcze nigdy u nikogo nie widziałaś, ale przecież to Panda mówił, że jesteś wyjątkowa. Często razem tańczyliście, śpiewaliście, uczył cię życia pośród lwów w dżungli. Zdobyłaś jego zaufanie, zaskarbiłaś sobie sympatię Chińczyka na tyle, aby zaczął mówić ci każdą pojedynczą rzecz, zwierzać się, gdy chodziło nawet o najmniejsze zmartwienie, czy dużą sprawę. Staliście się nierozłączni, jak przyjaciele, może z pewnymi przywilejami. Kiedy upadałaś, Tao zawsze stał w pogotowiu, jeśli potrzebowałabyś, żeby ktoś cię podniósł. Ten niepozorny chłopak okazał się aniołem. Tak, jak mówili. Aniołem w skórze człowieka...
 Wkrótce zostałaś wybrana do debiutu. Byłaś szczęśliwa. Spadło na ciebie ukoronowanie całej tej ciężkiej pracy, wszystkich starań, potu, łez i zdartych naskórków kolan. Nominowano cztery dziewczyny, chyba najmniej nieznośne spośród pozostałych. Bycie w jednym zespole przynosiło sporo korzyści. Trenowanie razem sprawiło, że zaczęłyście rozmawiać. Chociaż już wcześniej nauczyłaś się je obserwować, poprzez spojrzenie poznałaś ich charaktery, dowiadywanie się prawdy poprzez kontakt wydawało się komicznie zabawne. Jedna z dziewczyn, najbardziej przypadła ci do gustu, wyglądała na skrytą i niedostępną, co, jak się później okazało, było bzdurą. Pracowałyście sumiennie, kiedy wytwórnia wyraźnie zaznaczyła datę debiutu. Wasze rokowania prały w górę, a jedyną rzeczą, której brakowało tobie do szczęścia był Tao...
 Widywaliście się już rzadziej, ale jeśli już, to gadaliście godzinami. Był dumny, widziałaś to, gdy patrzył, jak pracujesz. Ty też patrzyłaś, może trochę inaczej. Zakochałaś się. Tak naprawdę Zitao wprowadził przełom do twojego życia. Sporo namieszał, przyniósł wiele śmiechu. Zawsze ocierał łzy. Nigdy nie zapomnisz momentów, kiedy zmęczony przychodził i mimo wszystko zabierał ciebie oraz resztę chłopaków na pyszne jedzenie. Panda był mamą, przyjacielem, w końcu, ukochanym. Nigdy wcześniej nie zastanawiałaś się nad tym, ale chciałabyś mu powiedzieć o każdej rzeczy, którą czujesz. Taki chłopak był marzeniem, niespełnionym snem każdej dziewczyny. Każdej, poza tobą...
 - Gotowa? - zapytał Chińczyk, rozmasowując twoje barki.
 Miałaś na sobie wyjątkowe ubranie. Do wyjścia na scenę zostało kilka minut. Nadszedł dzień tak bardzo oczekiwany. Miałaś wrażenie, że najlepiej byłoby się teraz wycofać. Zadanie niemożliwe, pewnie wtedy Tao wcisnąłby cię tam siłą. Wszystko idealnie przygotowano. Zza kulis słyszałaś piski rozhisteryzowanych fanów, które i tak nie zagłuszały bicia twojego serca. Tylko gdzieniegdzie błądzili ludzie. Każdy coś robił. Dopinali wszystko na ostatnie guziki. Czułaś się, niczym zatrzymana w czasie. Drżałaś. Zdenerwowanie brało górę. Najchętniej wróciłabyś do domu, zajęła się kanapą, wypłakała oczy, które mimo wszystko od dawna tego potrzebowały. Wtedy jednakże okazałabyś się tchórzem. Wiedziałaś, że tutaj chodziło o marzenia, byłaś przecież o krok. Tylko potrzebowałaś wyciągnąć rękę, aby je dogonić. Pewnie już nigdy taka okazja się nie nadarzy. Zmarnowałabyś całą swoją ciężką pracę, straciłabyś czas. Czas był złotem, a na utratę złota nie mogłaś sobie pozwolić...
 Dłońmi kilka razy poklepałaś się po policzkach. Wzięłaś głęboki oddech.
 - Boję się, Tao... - szepnęłaś. - Pewnie wszystko zepsuję...
 Usłyszałaś, jak chłopak wzdycha zniecierpliwiony. Mocniej złapał twoje ramiona i odwrócił przodem do siebie.
 - Nie ma takiej opcji, jasne? - uśmiechnął się. - Dasz sobie radę. - chciałaś coś powiedzieć, jednak natychmiast ci przerwał. - Nie próbuj zaprzeczać, obiecałaś mi coś, pamiętasz?
 - Chyba nie... - przewróciłaś oczami.
 - Obiecałaś, nie wmawiaj, że nie pamiętasz. - zaśmiał się cicho. Jego zachowanie zdecydowanie działało negatywnie na twój stres.
 - Mówiłam, że dam sobie radę. - oznajmiłaś.
 - Właśnie. - kiwnął głową. - Jeśli to zmarnujesz, przyjdę i porozmawiamy inaczej.
 - Jak? - wzruszyłaś ramionami.
 - Nieważne... - zawahał się chwilowo. - [T.I.], w zasadzie, to chciałbym ci coś powiedzieć...
 - Tao, mamy mało czasu. - pospiesznie zerknęłaś na krzątających się ludzi. - W zasadzie też chciałabym coś...
 - To może ja pierwszy? - uniósł ciemne brwi do góry.
 - Jasne. - uśmiechnęłaś się. Czekałaś aż coś powie, jednak tylko przygryzł wargę, jakby się nad czymś zastanawiał. Może dobierał słowa, albo po prostu myślał, czy rzeczywiście ma cokolwiek, co chciałby powiedzieć. Najchętniej plasnęłabyś go w twarz i uciekła, bo, znając jego zagrywki, zaczął swoje droczenie się. Mierzyłaś Tao zniecierpliwionym wzrokiem. Czas uciekał, a przecież jeszcze zamierzałaś trochę pomedytować przed występem. - Tao, czy mógłbyś..? - zaczęłaś niewinnie, ale natychmiast zamilkłaś, gdyż chłopak otworzył usta, aby coś powiedzieć.
 - Kocham cię. - powiedział w końcu. Stanęłaś, niczym wryta. Z początku nie wiedziałaś, czy się przesłyszałaś, a może on rzeczywiście wyznał ci miłość.
 - Co? - wydukałaś zbita z tropu.
 - Wiesz, że poczułem to już wtedy, kiedy weszłaś na przesłuchanie? - uśmiechnął się, spoglądając w twoje oczy. - Chciałem ci powiedzieć, lecz nie wiedziałem, jak sobie pomóc. Pierwszy raz poczułem coś takiego i, kurczę... Nie wiem, co to jest, ale ja chcę się tak czuć... - zmierzył cię wzrokiem. - Stoisz tutaj, jesteś taka przepiękna... Cokolwiek teraz powiedziałem, nawet jeśli ci się nie podobam, nie odtrącaj mnie, dobrze?
 - Tao, przymknij się już... - rzuciłaś, totalnie zbijając chłopaka z kursu. - Tę rozmowę chciałam zacząć potem...
 - Dlaczego? - zapytał, kompletnie oszołomiony.
 - Czy ty nie słyszysz, co powiedziałam? - uśmiechnęłaś się.
 - Powiedziałaś: "Tę rozmowę chciałam zacząć..." - gwałtownie urwał. - To znaczy, że ty mnie...? - krótko kiwnęłaś głową. - Boże przenajświętszy... Ty mnie kochasz... - zaśmiał się głośno. - Ona mnie kocha!
 - Tao, przymknij się! - ukryłaś zawstydzoną twarz w dłoniach.
 - Ej, słoneczko. - powiedział, chwytając cię za ręce. - Ja ciebie też kocham.
 - Ja muszę już iść... - twoje spojrzenie napotkało zegarek na nadgarstku chłopaka. Za pięć minut miałyście zaczynać. Wolałaś nie ryzykować spóźnienia swoimi amorami z Chińczykiem.
 - Poczekasz chwilę? - zapytał, poważniejąc.
 - Tak. - pokiwałaś głową. Tao zrobił dwa kroki do ciebie. Teraz niemalże stykaliście się klatkami piersiowymi.
 - Będziemy razem? - powiedział i położył sobie twoją dłoń na sercu.
 - Tao, nie teraz... - odparłaś wymijająco.
 - Odpowiedz. - zaoponował stanowczo.
 - Tak. - przyznałaś szczerze.
 - To mi wystarczy. - uśmiechnął się. Rękami złapał cię za policzki. - Kocham cię.
 - Ja ciebie też. - chłopak pochylił się, przez co niemalże dotykaliście się nosami.
 - Powodzenia. - na krótko przycisnął swoje wargi do twoich, jednakże tylko tyle wystarczyło, abyś poczuła zawroty głowy.
 - Tao... - wyjąkałaś, mając ochotę na więcej...
 - Druga część po zakończeniu. - zaśmiał się i musnął ci czoło. - Baw się dobrze, kochanie.
 - Zawsze i wszędzie. - odsunęłaś go lekko od siebie.
 - Pamiętaj, że tutaj jestem. - powiedział, kiedy odchodziłaś w stronę garderoby.
 - Wierz mi, nie da się zapomnieć... - szepnęłaś pod nosem.
 Ruszyłaś naprzeciw marzeniom. Zamierzałaś dać najlepszy koncert, jaki tylko był możliwy. Właściwie to już szłaś z górki. Miałaś przyjaciółki i chłopaka, którego kochałaś. Napędzano cię miłością oraz wsparciem, czymś, co pozwala człowiekowi góry przenosić...

 Może to zabrzmi dosyć tradycyjnie na moim blogu, ale moim zdaniem tym razem szczególnie mi nie poszło xD ;) Jednakże, starałam się, pomysł miałam całkiem całkiem, a to, jak ubrałam rzeczy w słowa, to już inna sprawa xD ;) Rehabilituję się po dłuższej nieobecności tutaj, mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) Zachęcam do komentowania, obserwowania i przesyłam mnóstwo buziaków ;** Miłego czytania, kochane, a ja tymczasem lecę oglądać mojego ukochanego Javier'a Hernandeza na boisku haha ;D ;) Trzymajcie się cieplutko ;* ;)