piątek, 13 czerwca 2014

#21 Tao


 Wzięłaś głęboki oddech. Wzrok ludzi naprzeciwko powinien był cię krępować, jednak tego nie robił. Sama do siebie się uśmiechnęłaś. Językiem zwilżyłaś wargi, aby śpiewać jeszcze lepiej. Mężczyzna nieopodal dawał ci znaki. Musiałaś zacząć. Mocniej ścisnęłaś trzymany mikrofon. Wydałaś kilka pierwszych dźwięków własnej piosenki. Komisja nie zareagowała, wcale. Przyciągnęłaś statyw w swoją stronę. Dalej poszło jak po maśle. Zwyczajnie stanęłaś wokół wyżyn wokalnego majstersztyku...
 Tegoroczne przesłuchania do agencji SM były wyjątkowe. Nie dlatego, że, za namową znajomych, dałaś się na nie przyprowadzić. Tym razem jedną stronę stołu sędziowskiego miał zajmować, między innymi Huang Zitao - członek twojego ulubionego zespołu. Kochałaś śpiewanie, a casting wydawał się idealną okazją, aby poznać swojego idola. Cudem ubłagałaś mamę o pozwolenie, przygotowałaś piosenkę, spakowałaś walizki i poleciałaś pierwszym lepszym samolotem w kierunku Seul'u. Jak się później okazało, Panda dostał rolę przewodniczącego komisji. Ostateczny głos należał do niego. Podjął się zadania godnego prawdziwego krwiopijcy - miał złamać serce setkom osób, możliwe, że także tobie. Nie martwiąc się tym, następnego dnia po przyjeździe udałaś się na przesłuchanie. Trzymałaś w kieszeni ambicje wielkości gór, chociaż nie przypominałaś sobie, żebyś kiedykolwiek zobaczyła białego trainee. Wtedy szczęście było przy tobie, dotarłaś do ostatniego etapu. Zaśpiewanie piosenki własnej, a później już tylko treningi... Albo rozczarowanie, które będzie cię dręczyło aż po końce czasów. Mimo ogromnej konkurencji i widocznej dyskryminacji rasowej, dałaś z siebie wszystko. Widok skupionego Tao napawał spokojem. No, może tylko przez chwilę. Pod koniec zaczęło się piekło...
 - ...podobasz mi się... - powiedziała drobna Koreanka. Siedziała najbardziej wysunięta na prawo. Cztery osoby, a stół wielkości tira, pomyślałaś. Mina kobiety świadczyła, że nie bardzo wie, co mówi. - Masz to coś. Może te duże oczy mnie mydlą, ale ja cię biorę.
 Uśmiechnęłaś się szeroko i wymówiłaś nieme "dziękuję" w jej stronę.
 - Imponujesz mi... - odezwał się mężczyzna obok. Twarz miał mimo wszystko poważną. Siedział najbliżej swojej przedmówczyni, jednak zdanie wyrażał tak odmiennie. - Oklaski, bo tak, czy inaczej, zdecydowałaś się tutaj przyjechać. Dam ci szansę, ale... - żartobliwie pogroził na ciebie palcem. - ...nie zawiedź mnie.
 - Nie zrobię tego, obiecuję. - powiedziałaś i ostrożnie się ukłoniłaś.
 - Jak wyżej. - kobieta siedząca przy Zitao wzruszyła ramionami. - Dobra, wypowiadaj się, młody. Widać, że nie możesz się doczekać. - posłała pobłażliwe spojrzenie w kierunku członka EXO. Chłopak tylko potrząsnął głową, wyraźnie zniecierpliwiony. Naraz zostałaś przygwożdżona nurtem jego głębokiego, przenikliwego wzroku. Uśmiechnęłaś się niewinnie, kiedy poczułaś, jak mierzył cię swoimi czekoladowymi tęczówkami.
 - Przecież ty nie dasz sobie rady... - westchnął i rzucił na stół notes, gdzie podczas twojego występu coś zawzięcie notował. - Wiesz ile wynosił mój poziom ekscytacji, gdy śpiewałaś? - machinalnie pokręciłaś głową. - Zero.
 - Ale, ja... - chciałaś się bronić, jednak natychmiast zostałaś uciszona.
 - Chyba nie wiesz, co mówisz. - zaprotestowała przedmówczyni Zitao, która dotychczas prawie nic nie mówiła.
 - Doskonale wiem. - chłopak odwrócił się twarzą do niej. - Nie umie śpiewać, nie widzisz tego? - posłał kobiecie znaczące spojrzenie. - Jest beznadziejna!
 - Tao, czy ty nie..? - zaczęła, ale momentalnie ją uciszono. Chińczyk pochylił się w jej stronę i nerwowo tłumaczył kobiecie coś na ucho.
 Jeszcze kiedyś postrzegałaś go jako anioła. Huang Zitao był twoim priorytetem. Poniekąd nawet przyjechałaś tutaj dla niego. Nie zdążyłaś mrugnąć okiem, kiedy stał się najgorszy, bezczelny. Jednym słowem, jakiś taki...fałszywy. Nie spodziewałaś się po nim takiej surowości, chociaż nie miałaś właściwie pojęcia, czego oczekiwać. Panda okazał się okropny. Na tyle żmijowato podły, aby ukoronować tron twojej czarnej listy. Mimo wszystko nie zamierzałaś się przejmować. Zdążyłaś wymyślić plan należytej zemsty. Poczekasz przed biurem SM. Czułaś potrzebę porozmawiania z Tao, nawet jeśli miałabyś wrzeszczeć. Chciałaś mu udowodnić za wszelką cenę, że się pomylił, a ty dasz radę. Prędzej czy później nie będzie miał wyboru, obsadzi cię w roli trainee. Innej opcji nie było...
 Uśmiechnęłaś się pod nosem, przysłuchawszy się szepczącej komisji. Zitao gorączkowo o czymś dyskutował. Nie minęło pół minuty, gdy cała czwórka odwróciła się twarzami do ciebie. Najmłodszy zerknął na kolegów i otworzył usta, żeby coś powiedzieć.
 - Przykro nam, ale niestety musimy się pożegnać. - powiedział, zapewne udając smutek. - Nie pokazałaś nam tego, czego oczekiwaliśmy. Nie wchodzisz w szeregi wytwórni, ale zapraszamy za rok. - uśmiechnął się nieśmiało.
 - Jasne... - spuściłaś głowę. Wtedy nastąpiło upokorzenie...
 Opuściłaś budynek SM zaraz po nieudanym przesłuchaniu. Wściekła na cały świat, trzymałaś pod pachą zawód i wstyd. Zniknęła jakakolwiek chęć spełnienia marzeń. Wtedy zwyczajnie oszalałaś. Huang Zitao potrzebował rozrywki. Jakby tego było mało, skośnooki dupek zapewnił ją sobie twoim kosztem. Co dla niego oznacza zdeptanie osobowości nieznajomej? Zupełnie nic, a dla ciebie znaczyło wszystko... Tak duże wszystko, że usiadłaś na schodach wytwórni i rozpłakałaś się, niczym małe dziecko. Czułaś upokorzenie, ale też zawiść. Nie przez nieudany występ, właściwie to już ochłonęłaś. Zawiodłaś się, bo Tao nie był taki, jak go przedstawiano. Człowiek ponadprzeciętnie miły? Anioł w skórze człowieka? Nie tym razem.
 Zakrywałaś twarz dłońmi, kiedy tego typu myśli cisnęły ci się do głowy. Mijały minuty, możliwe nawet godziny. Następstwem burzy okazało się słońce. A może jednak Zitao miał swoje powody? Czyżby ktoś lub coś kazało mu powiedzieć "nie"? Prawdę mówiąc, odmowa nie wydawała się straszna, jeśli miałabyś się otaczać tak podłymi ludźmi. Wzdrygnęłaś się na myśl, że przecież on nie był taki jedyny. Istnieli pewnie jeszcze gorsi, przed którymi chciano cię ochronić?
 - Co ty tutaj robisz o tej porze? - poczułaś nagłe potrząsanie za ramię. Gwałtownie zamrugałaś oczami pod wpływem niespodziewanej pobudki. - Dzięki Bogu... - chłopak odetchnął z ulgą.
 - Nie zbliżaj się do mnie nawet... - warknęłaś, chociaż nie tak groźnie, jak planowałaś.
 - Przysnęłaś. - zauważył. Dopiero teraz skupiłaś się na jego twarzy. Huang Zitao wyglądał na niezwykle zatroskanego. Oblicze Chińczyka przypieczętowały ślady zmęczenia, a głos wydawał się mniej śmiały, gdyby porównać go z wcześniejszym. - Na schodach. - kontynuował. - Zimno jest.
 - Czekałam aż przyjdziesz. - odpowiedziałaś bez wahania. Panda wyciągnął dłoń, aby pomóc ci wstać, jednak ją zignorowałaś. Wstałaś sama, czując, że skostniałe kończyny dają o sobie znać.
 - Dlaczego? - chłopak zrobił zszokowaną minę. - Przepraszam, jeśli cię uraziłem dzisiaj.
 - Nieważne. - wzięłaś swoją torbę do ręki. - Jesteś pieprzonym dupkiem i nie masz w sobie za grosz empatii oraz kultury.
 - Ja jestem dupkiem, tak? - rozłożył ręce w nieco groteskowym geście niedowierzania.
 - Dokładnie. - prychnęłaś cicho. - Krzywdzisz ludzi tylko dla swojej chorej przyjemności. Żal mi cię, naprawdę.
 - Wobec tego, zabiorę mojego wroga do domu, musimy sobie coś wyjaśnić... - nie zdążyłaś nawet zareagować, kiedy chłopak momentalnie chwycił twój nadgarstek.
 - Chyba sobie kpisz... - nie dawałaś się zwodzić.
 - Nie, mówię całkiem poważnie. - uśmiechnął się delikatnie. - Chciałbym cię odwieźć, skoro byłaś aż tak zmęczona, że przysnęłaś tutaj.
 - Upokorzyłeś mnie specjalnie, sukinsynu. - syknęłaś agresywnie.
 - Ciebie też miło poznać. - przewrócił oczami. - Jestem Tao.
 - Zachowujesz się jak dupek... - sarknęłaś, ulegając jego pociągnięciom za twój rękaw. Zrobiliście kilka kroków do Mercedes'a stojącego po przeciwległej stronie ulicy. - Nie szanujesz wszystkich, którzy przyjeżdżają tutaj spełniać swoje marzenia. Masz to wszystko gdzieś, ale wiesz co? My też mamy cię gdzieś, Zitao. Nie znasz się na muzyce, jesteś beznadziejny. - ku twojemu zdziwieniu chłopak się zatrzymał.
 - Nie potrzebuję twoich uwag, naprawdę. - powiedział wyraźnie zniecierpliwiony.
 - To powiedz mi, dlaczego? - znów zaczęłaś iść. Na zewnątrz robiło się coraz zimniej. - Wiem, że byłam dobra. Może nawet najlepsza. Zrobiłam wszystko pierwszorzędnie...
 - Owszem, byłaś przyzwoita. - kiwnął głową, po czym uśmiechnął się delikatnie.
 - Więc? - spojrzałaś na niego wyczekująco.
 - A nie przyszło ci do głowy, że ja też mogę mieć uczucia? - zapytał, przekrzywiając głowę. - Że te wszystkie obelgi są niepotrzebne, a mną kierowało coś innego?
 - Przepraszam, nie mogłam, po tym jak mnie potraktowałeś... - nagle mimo wszystko zrobiło ci się go żal.
 - Co, jeśli zrobiłem to, aby cię ochronić? - byliście już przy samochodzie, więc wyciągnął kluczyki. Nie odpowiadałaś. Chłopak uśmiechnął się pobłażliwie. - Nieważne, porozmawiamy o tym później.
 Przez całą drogę do twojego domu nie odezwaliście się ani słowem. Mimo obietnicy pogawędki, Tao nie zaczął tematu. W międzyczasie trochę go obserwowałaś. Nie sprawiał wrażenia chłodnego, a nawet nieprzyjemnego. Prowadził spokojnie, momentami nawet się uśmiechał. Potrafił likwidować najbardziej niezręczną ciszę, lecz kiedy stanęliście przed twoim hotelem, jakby zabrakło mu słów. Postanowiłaś sama rozpocząć rozmowę. Chociaż Chińczyk znacznie utrudniał działanie, dotarcie do chłopaka nie było niemożliwe, a przytulny samochód oraz ciemność tylko ułatwiała zadanie. Zitao zgasił silnik i rozpiął pasy bezpieczeństwa. Nie zbierał się do odjazdu, mimo że zegar samochodowy wybijał północ.
 - Pozwolisz mi zostać trainee? - wydukałaś finalnie. Milczenie stawało się nieznośne, przy czym Tao nerwowo stukał paznokciami o deskę rozdzielczą. Na dźwięk twoich słów wyraźnie się skrzywił, lecz później przybrał minę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
 - [T.I], to nie jest takie proste. - westchnął.
 - Nie chcesz, żebym była w SM, prawda? - zapytałaś.
 - Masz rację, nie chcę. - pokiwał głową.
 - Ale dlaczego? - zapytałaś z nutką wyrzutu. Chłopak zamilkł na dłuższą chwilę. Jego twarz przybrała surowy wyraz, a dłonie spoczęły w jasnych włosach. Miarowy oddech idealnie wtórował obecnej aurze rozmyślania.
 - Zwyczajnie boję się o ciebie, wiesz? - powiedział po chwili namysłu.
 - Jestem za słaba? - nieco posmutniałaś.
 - Nie, raczej zbyt wyjątkowa... - oznajmił i spuścił głowę. - Może to głupie, co mówię, ale te osoby... Ci ludzie, którzy trenują już kilka lat... Oni nie mają nawet jednego procenta tej pasji, którą ty ot tak sobie dysponujesz. Nawet nie wiesz, jakie myśli chodziły mi po głowie, kiedy śpiewałaś. Jesteś niesamowita i nie przepuściłem cię dalej, bo tam zabiją to wszystko. Zamordują każdą twoją najlepszą rzecz. Oddałbym milion trainee, aby w zespołach znajdowały się takie osoby. Jednakże, nie mogę, [T.I.]... Zwyczajnie nie mogę... Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zobaczył cię za kilka lat. Szarą, stłamszoną, nijaką, jak oni wszyscy. Przepraszam, bo powiedziałem tobie te wszystkie słowa dzisiaj. Boję się, bo nie wiem, czego się po nich spodziewać w stosunku do ciebie. Mogę się tobą opiekować, ale ochronić trainee nikt mi nie pozwoli. Moje słowa są teraz bezużyteczne...
 - Tao, ja dam radę. - powiedziałaś z przekonaniem.
 - Ale jak długo? - bezradność chłopaka aż rzucała się w oczy.
 - Do debiutu, i jeszcze dłużej... - uśmiechnęłaś się szeroko.
 - To są twoje marzenia, tego byś chciała? - jego rozemocjonowana twarz zdawała się ciskać piorunami.
 - Tak. - położyłaś mu dłoń na policzku, niczym wnuczka ukochanemu dziadkowi.
 - Dam ci szansę. - rozpromieniłaś się natychmiast. - Będę się tobą opiekował...
 - Ale? - zapytałaś, czując u niego nutkę melancholii.
 - Nie chcę patrzeć, jak znikasz w tłumie, dobrze? - uśmiechnął się z nadzieją.
 - Dziękuję, Tao! - uśmiechnęłaś się szeroko. Niemalże skakałaś w miejscu.
 - A teraz zjeżdżaj, wkurzyłaś mnie teraz. - skinął głową na drzwi po twojej stronie, śmiejąc się.
 - Nie zawiodę cię, obiecuję. - powiedziałaś i nacisnęłaś klamkę.
 - Chcę cię widzieć jutro o szóstej pod budynkiem SM. - włożył kluczyki do stacyjki. - Masz zabrać wszystkie rzeczy.
 - Tak jest. - kiwnęłaś głową.
 - I lepiej pożegnaj się z nadzieją. - zaśmiał się. Zignorowałaś jego docinki, chociaż doskonale wiedziałaś, że właśnie zaczęłaś wędrówkę. Zupełnie jak szczęśliwi ludzie, którym nawet ryby potrafią się utopić.
 Nazajutrz stawiłaś się punktualnie. Odebrano ci telefon, laptopa i, przede wszystkim, świadomość posiadania czegoś swojego już na starcie. Nie narzekałaś, przecież to był dopiero początek. Razem z bagażami zostałaś odstawiona do dormitorium. Dostałaś własne łóżko oraz cichy kącik do posiedzenia, kiedy potrzebowałaś samotności. Mieszkanie z innymi trainee wydawało się wspaniałe, ale, jak to mówią, ile charakterów, tyle opinii, prędzej czy później zorientowałaś się, jak bardzo się pomyliłaś...
 Następne miesiące mijały błyskawicznie. Brnęłaś do przodu, niczym błyskawica, chociaż treningi nie zostawiły dobrego śladu na twoim charakterze. Popadałaś w rutynę. Plan dnia właściwie codziennie miałaś taki sam. Szkoła, treningi, śpiew, taniec, języki, sen, szkoła, treningi, śpiew, taniec, języki, sen, szkoła, treningi, śpiew, taniec, języki sen, i tak do samego końca... Pomimo zmęczenia byłaś najlepsza, przecież obiecałaś to Tao. Czas sprawił, że wypracowałaś sobie silną pozycję wśród trybutów. Często osoby "z góry" radziły się ciebie, jeśli mowa była o postępach innych dzieciaków. Wstąpiłaś do SM niedawno, więc nie każdemu pasowało twoje wysokie stanowisko, które przecież świadczyło też o silnym, niezrównanym charakterze. W zasadzie, nie miałaś znajomych. Na pozostałych nie było co liczyć. Zazwyczaj, kiedy trenowaliście, z nikim nie rozmawiałaś. Wiele razy padałaś ofiarą niewybrednych, rasistowskich żartów, bo przecież cóż znaczy jednostka, gdy chodzi o większość? Wiedziałaś, że za wszystkim stała zazdrość, ta niepohamowana, chciwa żmija. Gdybyś nie była dobra, zostawiliby cię w spokoju, mówiłaś sobie także rzeczy tego typu. Codziennie myślałaś, czym są dla ciebie marzenia, takie wywody skutecznie trzymały cały organizm. Kilka telefonów od rodziców sprawiło, że zaczęłaś tęsknić. Nie tylko za domem, lecz także normalnością, zwykłym życiem, bez ciągłej nagonki. Parę razy słyszałaś kwestię typu: "Zmieniłaś się". Ale, czy te słowa można usłyszeć od kogoś, kto tak naprawdę nigdy nas nie znał? Całe szczęście, otrzymywałaś należyte wsparcie, gdy chodziło o mamę i tatę. Byli dumni, wspierali, przez co dziękowałaś im najserdeczniej.
 Najbardziej niezastąpiony okazał się Zitao. Chociaż widywaliście się przeważnie wtedy, kiedy on kończył swoje treningi, a ty zaczynałaś, zawsze chciał rozmawiać. Pałał energią, której jeszcze nigdy u nikogo nie widziałaś, ale przecież to Panda mówił, że jesteś wyjątkowa. Często razem tańczyliście, śpiewaliście, uczył cię życia pośród lwów w dżungli. Zdobyłaś jego zaufanie, zaskarbiłaś sobie sympatię Chińczyka na tyle, aby zaczął mówić ci każdą pojedynczą rzecz, zwierzać się, gdy chodziło nawet o najmniejsze zmartwienie, czy dużą sprawę. Staliście się nierozłączni, jak przyjaciele, może z pewnymi przywilejami. Kiedy upadałaś, Tao zawsze stał w pogotowiu, jeśli potrzebowałabyś, żeby ktoś cię podniósł. Ten niepozorny chłopak okazał się aniołem. Tak, jak mówili. Aniołem w skórze człowieka...
 Wkrótce zostałaś wybrana do debiutu. Byłaś szczęśliwa. Spadło na ciebie ukoronowanie całej tej ciężkiej pracy, wszystkich starań, potu, łez i zdartych naskórków kolan. Nominowano cztery dziewczyny, chyba najmniej nieznośne spośród pozostałych. Bycie w jednym zespole przynosiło sporo korzyści. Trenowanie razem sprawiło, że zaczęłyście rozmawiać. Chociaż już wcześniej nauczyłaś się je obserwować, poprzez spojrzenie poznałaś ich charaktery, dowiadywanie się prawdy poprzez kontakt wydawało się komicznie zabawne. Jedna z dziewczyn, najbardziej przypadła ci do gustu, wyglądała na skrytą i niedostępną, co, jak się później okazało, było bzdurą. Pracowałyście sumiennie, kiedy wytwórnia wyraźnie zaznaczyła datę debiutu. Wasze rokowania prały w górę, a jedyną rzeczą, której brakowało tobie do szczęścia był Tao...
 Widywaliście się już rzadziej, ale jeśli już, to gadaliście godzinami. Był dumny, widziałaś to, gdy patrzył, jak pracujesz. Ty też patrzyłaś, może trochę inaczej. Zakochałaś się. Tak naprawdę Zitao wprowadził przełom do twojego życia. Sporo namieszał, przyniósł wiele śmiechu. Zawsze ocierał łzy. Nigdy nie zapomnisz momentów, kiedy zmęczony przychodził i mimo wszystko zabierał ciebie oraz resztę chłopaków na pyszne jedzenie. Panda był mamą, przyjacielem, w końcu, ukochanym. Nigdy wcześniej nie zastanawiałaś się nad tym, ale chciałabyś mu powiedzieć o każdej rzeczy, którą czujesz. Taki chłopak był marzeniem, niespełnionym snem każdej dziewczyny. Każdej, poza tobą...
 - Gotowa? - zapytał Chińczyk, rozmasowując twoje barki.
 Miałaś na sobie wyjątkowe ubranie. Do wyjścia na scenę zostało kilka minut. Nadszedł dzień tak bardzo oczekiwany. Miałaś wrażenie, że najlepiej byłoby się teraz wycofać. Zadanie niemożliwe, pewnie wtedy Tao wcisnąłby cię tam siłą. Wszystko idealnie przygotowano. Zza kulis słyszałaś piski rozhisteryzowanych fanów, które i tak nie zagłuszały bicia twojego serca. Tylko gdzieniegdzie błądzili ludzie. Każdy coś robił. Dopinali wszystko na ostatnie guziki. Czułaś się, niczym zatrzymana w czasie. Drżałaś. Zdenerwowanie brało górę. Najchętniej wróciłabyś do domu, zajęła się kanapą, wypłakała oczy, które mimo wszystko od dawna tego potrzebowały. Wtedy jednakże okazałabyś się tchórzem. Wiedziałaś, że tutaj chodziło o marzenia, byłaś przecież o krok. Tylko potrzebowałaś wyciągnąć rękę, aby je dogonić. Pewnie już nigdy taka okazja się nie nadarzy. Zmarnowałabyś całą swoją ciężką pracę, straciłabyś czas. Czas był złotem, a na utratę złota nie mogłaś sobie pozwolić...
 Dłońmi kilka razy poklepałaś się po policzkach. Wzięłaś głęboki oddech.
 - Boję się, Tao... - szepnęłaś. - Pewnie wszystko zepsuję...
 Usłyszałaś, jak chłopak wzdycha zniecierpliwiony. Mocniej złapał twoje ramiona i odwrócił przodem do siebie.
 - Nie ma takiej opcji, jasne? - uśmiechnął się. - Dasz sobie radę. - chciałaś coś powiedzieć, jednak natychmiast ci przerwał. - Nie próbuj zaprzeczać, obiecałaś mi coś, pamiętasz?
 - Chyba nie... - przewróciłaś oczami.
 - Obiecałaś, nie wmawiaj, że nie pamiętasz. - zaśmiał się cicho. Jego zachowanie zdecydowanie działało negatywnie na twój stres.
 - Mówiłam, że dam sobie radę. - oznajmiłaś.
 - Właśnie. - kiwnął głową. - Jeśli to zmarnujesz, przyjdę i porozmawiamy inaczej.
 - Jak? - wzruszyłaś ramionami.
 - Nieważne... - zawahał się chwilowo. - [T.I.], w zasadzie, to chciałbym ci coś powiedzieć...
 - Tao, mamy mało czasu. - pospiesznie zerknęłaś na krzątających się ludzi. - W zasadzie też chciałabym coś...
 - To może ja pierwszy? - uniósł ciemne brwi do góry.
 - Jasne. - uśmiechnęłaś się. Czekałaś aż coś powie, jednak tylko przygryzł wargę, jakby się nad czymś zastanawiał. Może dobierał słowa, albo po prostu myślał, czy rzeczywiście ma cokolwiek, co chciałby powiedzieć. Najchętniej plasnęłabyś go w twarz i uciekła, bo, znając jego zagrywki, zaczął swoje droczenie się. Mierzyłaś Tao zniecierpliwionym wzrokiem. Czas uciekał, a przecież jeszcze zamierzałaś trochę pomedytować przed występem. - Tao, czy mógłbyś..? - zaczęłaś niewinnie, ale natychmiast zamilkłaś, gdyż chłopak otworzył usta, aby coś powiedzieć.
 - Kocham cię. - powiedział w końcu. Stanęłaś, niczym wryta. Z początku nie wiedziałaś, czy się przesłyszałaś, a może on rzeczywiście wyznał ci miłość.
 - Co? - wydukałaś zbita z tropu.
 - Wiesz, że poczułem to już wtedy, kiedy weszłaś na przesłuchanie? - uśmiechnął się, spoglądając w twoje oczy. - Chciałem ci powiedzieć, lecz nie wiedziałem, jak sobie pomóc. Pierwszy raz poczułem coś takiego i, kurczę... Nie wiem, co to jest, ale ja chcę się tak czuć... - zmierzył cię wzrokiem. - Stoisz tutaj, jesteś taka przepiękna... Cokolwiek teraz powiedziałem, nawet jeśli ci się nie podobam, nie odtrącaj mnie, dobrze?
 - Tao, przymknij się już... - rzuciłaś, totalnie zbijając chłopaka z kursu. - Tę rozmowę chciałam zacząć potem...
 - Dlaczego? - zapytał, kompletnie oszołomiony.
 - Czy ty nie słyszysz, co powiedziałam? - uśmiechnęłaś się.
 - Powiedziałaś: "Tę rozmowę chciałam zacząć..." - gwałtownie urwał. - To znaczy, że ty mnie...? - krótko kiwnęłaś głową. - Boże przenajświętszy... Ty mnie kochasz... - zaśmiał się głośno. - Ona mnie kocha!
 - Tao, przymknij się! - ukryłaś zawstydzoną twarz w dłoniach.
 - Ej, słoneczko. - powiedział, chwytając cię za ręce. - Ja ciebie też kocham.
 - Ja muszę już iść... - twoje spojrzenie napotkało zegarek na nadgarstku chłopaka. Za pięć minut miałyście zaczynać. Wolałaś nie ryzykować spóźnienia swoimi amorami z Chińczykiem.
 - Poczekasz chwilę? - zapytał, poważniejąc.
 - Tak. - pokiwałaś głową. Tao zrobił dwa kroki do ciebie. Teraz niemalże stykaliście się klatkami piersiowymi.
 - Będziemy razem? - powiedział i położył sobie twoją dłoń na sercu.
 - Tao, nie teraz... - odparłaś wymijająco.
 - Odpowiedz. - zaoponował stanowczo.
 - Tak. - przyznałaś szczerze.
 - To mi wystarczy. - uśmiechnął się. Rękami złapał cię za policzki. - Kocham cię.
 - Ja ciebie też. - chłopak pochylił się, przez co niemalże dotykaliście się nosami.
 - Powodzenia. - na krótko przycisnął swoje wargi do twoich, jednakże tylko tyle wystarczyło, abyś poczuła zawroty głowy.
 - Tao... - wyjąkałaś, mając ochotę na więcej...
 - Druga część po zakończeniu. - zaśmiał się i musnął ci czoło. - Baw się dobrze, kochanie.
 - Zawsze i wszędzie. - odsunęłaś go lekko od siebie.
 - Pamiętaj, że tutaj jestem. - powiedział, kiedy odchodziłaś w stronę garderoby.
 - Wierz mi, nie da się zapomnieć... - szepnęłaś pod nosem.
 Ruszyłaś naprzeciw marzeniom. Zamierzałaś dać najlepszy koncert, jaki tylko był możliwy. Właściwie to już szłaś z górki. Miałaś przyjaciółki i chłopaka, którego kochałaś. Napędzano cię miłością oraz wsparciem, czymś, co pozwala człowiekowi góry przenosić...

 Może to zabrzmi dosyć tradycyjnie na moim blogu, ale moim zdaniem tym razem szczególnie mi nie poszło xD ;) Jednakże, starałam się, pomysł miałam całkiem całkiem, a to, jak ubrałam rzeczy w słowa, to już inna sprawa xD ;) Rehabilituję się po dłuższej nieobecności tutaj, mam nadzieję, że mi wybaczycie ;) Zachęcam do komentowania, obserwowania i przesyłam mnóstwo buziaków ;** Miłego czytania, kochane, a ja tymczasem lecę oglądać mojego ukochanego Javier'a Hernandeza na boisku haha ;D ;) Trzymajcie się cieplutko ;* ;)




5 komentarzy:

  1. Rozdział przyjemnie się czytało. :) Gorączka piłkarska zawsze spoko. :D może jakaś historia z piłka nożną w tle? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wedle życzenia ;D Zapraszam w piąteczek, kochana ;* ;)

      Usuń
    2. Dziękuję. :)

      Usuń
  2. O kurdełkę, ale to było fajowe!!! Jednakże gdzieś w mojej podświadomości tworzy się dalsza część co oni tam mogli robić po występie. xd
    Tak jak zawsze, podobało mi się.
    ~Rin

    OdpowiedzUsuń
  3. O Boże! Tak piękne to było, że brakuje mi słów. Tao w takiej wersji, az mi sie ciepło na sercu robin a samą myśl o nim <3 Jak zawsze pięknie napisałaś opowiadanie, a twoje zdolnosci dobierania odpowiednich słów i opisywania odczuć jest coraz lepsza i coraz bardziej zaskakująca i niesamowita. <3 Kocham twoje opowiadania :**

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie zachęcam do komentowania ;)