sobota, 15 marca 2014

#11 Lay


 Gasłaś,umierałaś z tęsknoty. Rozmawialiście każdego dnia,jednak taki kontakt po upływie kilku tygodni każdemu przestałby wystarczać. Bardziej zadbałaś o siebie,robiłaś rzeczy,na które miałaś ochotę,jednak czułaś pustkę,bo twój chłopak zabrał ci drugą połowę serca w trasę koncertową. Kalendarzowa monotonia całkowicie zamknęła wszystko wokół.
 Lay również nie trzymał się dobrze. Poznałaś od razu po sposobie,w jaki do ciebie mówił. Już nie opisywał miejsc,gdzie występował,ani nawet nowych,jedzonych przez niego rzeczy. Rozmowa zbiegała tylko na wasz temat. Chłopak opowiadał,jak bardzo tęskni,ile wytrzyma,i że niecierpliwie czeka,aż cię zobaczy. Męczył się. Oboje opadaliście z sił. Każdy kolejny dzień bez niego był coraz dłuższy. Godziny ciągnęły się latami,a już wtedy krótkie rozmowy zaczęły skracać się do kilku minut. Często płakałaś,ale w jaki sposób miałby reagować ptak,który stracił skrzydła?
 Zbliżała się wasza rocznica,jednak dla ciebie ta data pozostawała taka,jak wszystkie inne. Lay miał ją spędzić koncertując gdzieś na obrzeżach Seulu. Ze spotkania wyszłyby nici,bo chociaż miałaś blisko,zasady tras koncertowych z SM były jasne. Szczerze mówiąc,nie wiedziałaś kiedy go zobaczysz,a codzienne obietnice typu: "już niedługo" każdego dnia stawały się coraz bardziej nudne. Kochałaś tego Azjatę,z pewnością był wart wszystkiego,ale jaki jest sens związku,gdy ukochanego ogląda się tylko przez komputerową kamerkę? Widzi jego srebrzyste łzy spływające przy każdym internetowym pożegnaniu...
 Ledwo zaczęło świtać,a budzik,który stał na twojej szafce nocnej rozbrzęczał się ile sił. Zmęczona,szybko go wyłączyłaś i zrzuciłaś kołdrę z siebie. Nienawidziłaś poranków,zwłaszcza tych weekendowych. Wtedy nie miałaś nic do zrobienia,bo wszystkie prace domowe zazwyczaj wykonywałaś w tygodniu. Przetarłaś sennie oczy. Rano każdy pojedynczy fakt wydawał się snem. Codziennie cicho liczyłaś na to,że gdy tylko przewrócisz się na drugi bok,zobaczysz twarz Lay'a uroczo pogrążonego we śnie. Wtedy pewnie ucałowałabyś jego policzek,ostrożnie opuściła łóżko,żeby niczym nie zmącić snu swojego ukochanego. Po kilku kwadransach zaniosłabyś mu śniadanie,ulubione muesli z jogurtem. Taka była treść marzenia,które,choć tak świeże,ciągle pozostało odległe...
 Podpierając się na łokciach,przejechałaś dłonią po stronie posłania,gdzie zwykle spał chłopak. Tęsknie westchnęłaś i stopami dotknęłaś zimnej podłogi. Nie potrafiłaś zliczyć,ile razy muskałaś ją opuszkami palców w nadziei,że poczujesz jeszcze ciepłe ślady stóp. Podniosłaś się do pozycji siedzącej,po czym smętnie obrzuciłaś wzrokiem kalendarz ścienny wiszący naprzeciwko. Miał jeden dzień obrysowany czerwonym mazakiem,tę konkretną datę,dzisiejszą.
 Wasza druga,lecz już przez ciebie znienawidzona,rocznica nadeszła szybko. Niemal nie zauważałaś upływającego czasu. Nie zaplanowałaś nic szczególnego,bo nawet nie starczyło ci czasu na zaproszenie swojego chłopaka gdziekolwiek. Co najwyżej miałaś cichą nadzieję na samotne zakupy,właśnie takie bzdury,jak to,ostatnio pochłaniały cię całkowicie. Często wracałaś wspomnieniami do pierwszego roku związku z Lay'em. Wtedy wszystko było takie proste,a przynajmniej tak się wydawało. Koreańczyk mniej pracował,spotykaliście się kilka razy dziennie,szczęście nie opuszczało was nawet na krok. Oddychałaś nim,niczym powietrzem. Rocznicę świętowaliście w domu,razem. Czułaś się bardzo szczęśliwa. Wystarczył jeden impuls,żebyś poprosiła go,abyście zamieszkali razem. Zgodził się,później wszystko miało być piękne,jednym słowem,nieskazitelne życie. Właśnie,miało być...
 Teraz Lay robił karierę. Jak sam mówił wiele razy,dopiero się rozkręcał. Cieszyłaś się,bo spełniał swoje marzenia i chociaż coraz rzadziej się widywaliście,wiedziałaś,że jego moment nadszedł właśnie w tym czasie,drugiej szansy już nie dostanie. A takie chwile trzeba wykorzystywać.
 Przeciągle jęknęłaś. Myślami upominałaś sama siebie,iż zachowujesz się co najmniej żałośnie. On pewnie bawił się,cieszył wolnością. Ty za to odchodziłaś od zmysłów,chociaż może niepotrzebnie. Przecież dbali tam o niego. Dzwonił codziennie,poniekąd nie miałaś powodów do martwienia się. Jednak tego poranka,gdy wzięłaś w rękę swój telefon komórkowy,zaskoczył cię brak wiadomości od ukochanego. Zazwyczaj krótki tekst z życzeniami dobrego dnia,wysłany wcześniej przez chłopaka,już czekał. Niby była to drobnostka,rzecz nie świadcząca o niczym,ale nawet taka błahostka wystarczyła,żeby twoja głowa rozjarzyła się czerwonym blaskiem umysłowej lampki ostrzegawczej. Natychmiast zostałaś zalana myślami związanymi ze zdrowiem Chińczyka. Usiłowałaś zmusić samą siebie do przypominania wszystkich chorób,gorączek,czy pojedynczych kichnięć chłopaka. Umysłem płynęłaś po bezkresnym oceanie,dlatego zaakceptowałaś wersję,że zapomniał. Był bardzo zmęczony i nie napisał tej jednej wiadomości. Tekstu,który co rano przypominał ci,o jego szczęściu...A przede wszystkim o tym,iż był cały,zdrowy,tak samo idealny,jak zawsze.
 Reszta dnia minęła twojej osobie,niczym przez mgłę. Martwienie się ograniczyło cię tylko do zrobienia zakupów. Telefon uparcie milczał,przy czym sama bałaś się zadzwonić. Obawiałaś się,że nie odbierze i zaczniesz popadać w paranoję jeszcze bardziej. Ostatnio każde dwadzieścia cztery godziny wyglądały identycznie,jednak wasza rocznica była najgorsza,przynajmniej tak sądziłaś aż do wieczora...
 Siedziałaś na kanapie,nerwowo spoglądając w kierunku telefonu leżącego obok. Telewizor rozświetlały animacje ulubionej kreskówki Lay'a,lecz nawet nie miałaś ochoty jej oglądać. Nerwy cichutko pochłaniały każdą tętnicę twojego ciała. Myślałaś,że z dłoni leją ci się wodospady potu. Czekałaś. Każda kolejna minuta przynosiła natłok coraz straszniejszych wizji. Takich,których za nic nie dało się odpędzić. Przerobiłaś już choroby,wypadki,infekcje dróg oddechowych,teraz była tylko śmierć. Ochota do wypłakania wszystkiego na zewnątrz siebie pojawiła się kilka godzin temu,ale tamto to nic,gdyby porównać ją z żarem zalewającym twój umysł. Nadchodziła pora,o której zawsze rozmawialiście przez Skype. Mimo wszystko nie spieszyło ci się,żeby włączyć komputer. Nie,dopóki nie dostaniesz żadnej wiadomości,że Lay ma się dobrze.  Gryzłaś wargi,zastanawiając się,czy on w ogóle jeszcze żyje. Upływający czas dzielił twój mózg na dwie połowy,nie do końca równe. Pierwsza opowiadała najbardziej ekstremalne przypadki zaginięć ludzi,zachowywała się,niczym lektor serialu kryminalnego. Druga zastanawiała się,czy nie postradałaś zmysłów. Była jak psychiatra,który właśnie przeprowadzał badania. Obie toczyły ze sobą walkę. Czasami przewagę miała czarna- siejąca złe wiadomości o Lay'u,lub czerwona- opowiadająca straszne rzeczy na twój temat. W końcu wygrała rubinowa...
 Ze złością cisnęłaś komórkę w jedną z kanapowych poduszek. Podniosłaś się z sofy i szybkim krokiem pomknęłaś do apteczki po termometr. To,że byłaś niepoczytalna stało się niemal pewne. Chłopak prawdopodobnie stuprocentowo miał się dobrze. Może rano napisał wiadomość,a twój umysł usilnie próbował ją zatuszować? Mało możliwe,jednak grzebiąc się pośród torby zawierającej lekarstwa,każdy chciałby się jakoś racjonalnie wytłumaczyć.
 Właśnie chwytałaś termometr do ręki,gdy rozdzwonił się sygnał aparatu telefonicznego. Podskoczywszy jak oparzona,odstawiłaś przyrząd na półkę. Pobiegłaś po telefon. Jak zwykle,pech chciał,żebyś nurzała się w poduszkach,szukając komórki,ale finalnie ją znalazłaś. Wyświetlacz ukazał nieznany numer,lecz mimo to odebrałaś pełna wewnętrznej nadziei.
 -Halo?-lekko zdyszana,odezwałaś się.
 -[T.I.]?-odpowiedział nieznany głos.
 -Tak?-zaczęłaś nerwowo skubać skórę na policzkach.-Cześć,Chen...
 -Skąd wiesz,że to ja?-wcale nie wiedziałaś. Po prostu kobiecy instynkt aż wrzeszczał,że po drugiej stronie siedzi niewysoki chłopak z grzywką.
 -Znam twój głos.-odparłaś bez emocji.
 -Lay jest w szpitalu...-Koreańczyk głośno przełknął ślinę.
 -Wiem.-wzruszyłaś ramionami,chociaż miałaś ochotę wybiec z domu.
 -Jak to "wiesz"?-jego głos ze smutnego stał się bardziej zszokowany.
 -Przecież ten dzień nie mógł nam minąć spokojnie,prawda?-zacisnęłaś wargi. Jeszcze nigdy nie było ci tak przykro.-Musiało się coś stać,prawda?
 -[T.I.],co się dzieje?-chłopak nareszcie zauważył akcent,z jakim wypowiadałaś każde słowo.
 -Nie daję już rady,Chennie...-potarłaś czoło dłonią.-Kiedy kończycie trasę?
 -Za kilka...-zaczął.
 -Nie mów,nie chcę wiedzieć.-przerwałaś mu. Prawdę mówiąc,było ci już wszystko jedno.
 -Skąd wiedziałaś?-jego zszokowany ton nieco cię rozbawił.
 -Nie napisał mi rano wiadomości...-wypuściłaś głośno powietrze z ust.-To wystarczyło,żebym myślała o wszystkich najgorszych rzeczach,które mogły mu się przydarzyć. W pewnym sensie już się przygotowałam.
 -Więc...chcesz?-nie dopowiadał słów,jednak dobrze wiedziałaś,o co chodzi Koreańczykowi.
 -Tak,jadę.-udawałaś zrelaksowaną,chociaż nerwy nie dawały ci ustać.
 -To ja już wysyłam po ciebie samochód,okej?-głos zmieniał mu się,jak w kalejdoskopie. Teraz był bardzo kojący,przyjemnie uspokajał.
 -Tak.-kiwnęłaś głową,mimo że nikt na ciebie nie patrzył.
 -Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy.-nagle chłopak stał się dziwnie wesoły.
 -Dziękuję.-odparłaś,chociaż wcale nie cieszyłaś się,że spędzasz ten wyjątkowy dzień samotnie.-Jak z nim?
 -Humm...-zawahał się,co uznałaś za dziwnie wyreżyserowane.-Dobrze.
 -Chen,ty chyba coś...-zaczęłaś wyczuwać podstęp.
 -Lekarze mówią,że będzie dobrze.-przerwał ci.-Zobaczysz sama,jak przyjedziesz.
 -Masz rację.-dałaś temu wszystkiemu spokój. Teraz najważniejszy był twój chłopak,o którego i tak sporo się dzisiaj namartwiłaś.
 -Czekaj na samochód,dobrze?-westchnął cicho.-Nigdzie się nie ruszaj.
 -Dobrze,bobrze.-uśmiechnęłaś się.
 -Trzymaj się,malutka.-poczułaś,że również się wyszczerzył. Odjęłaś telefon od ucha,po czym natychmiast zalałaś się łzami. Czułaś,jak smutek przybija cię do podłogi. Łzy ciurkiem spływały ci z oczu. Cały dzień czekałaś na ten moment. Dopiero teraz los był tak łaskawy,że pozwolił wszystkim twoim smutkom odpłynąć wraz ze słonymi kropelkami. Może byłaś żałosna,albo za bardzo kochałaś. Powodem wodospadów spływających po policzkach był każdy najmniejszy problem,lecz najwięcej płakałaś,bo nie mogłaś być teraz przy nim. Kazano ci czekać na jakiś głupi samochód,podczas gdy twojemu najdroższemu chłopakowi działa się krzywda. To było takie złe,że potrzebowałaś ukojenia? Nie ćpałaś,nie piłaś,więc ratowanie się łzami wydawało się jedynym rozwiązaniem idealnym dla ciebie.
 Gdy trochę się uspokoiłaś,postanowiłaś nareszcie doprowadzić samą siebie do w miarę normalnego wyglądu. Zmieniłaś ubranie. Nie było pory na strojenie się,a przed oczami miałaś wizję auta mknącego ulicami. Wdziałaś pierwsze lepsze rzeczy z szafy i,bo już wyglądałaś ładnie,nie nałożyłaś makijażu. Im byłaś bliżej końca szykowania się,tym bardziej się denerwowałaś. Pozwolono ci zobaczyć swojego chłopaka na żywo,pierwszy raz od dwóch miesięcy. Zastanawiałaś się,jak bardzo tęsknił. Poza tym,to nie było aż tak ważne. Lay miał za zadanie w pełni wrócić do zdrowia,cokolwiek mu się stało. Jakiś czas później z zewnątrz usłyszałaś klakson samochodu. Bez wahania opuściłaś dom. Zamknąwszy drzwi kluczem,śmiało ruszyłaś w kierunku auta.
 Podczas jazdy nie powiedziałaś ani jednego słowa do kierowcy. Nie wyglądał znajomo,przy czym nie wydawał się zbytnio rozmowny,więc postanowiłaś zrobić mu przysługę i siedzieć cicho. Szybko przemykaliście ulicami Seulu. Miejskie światła przez szybę oświetlały twoją twarz. Chodniki świeciły pustkami. Nic dziwnego,bo dochodziła północ. Nim się obejrzałaś,samochód zatrzymał się przed szpitalem rejonowym. Nocą to miejsce wyglądało jeszcze gorzej. Na samą myśl,że w tej chwili ktoś może tam umierać,robiło ci się niedobrze. Niepewnie podziękowałaś kierowcy i wysiadłaś z auta.
 Wieczór był zimny,jednak rozgrzewał cię wysiłek fizyczny,który wkładałaś w jak najszybsze wejście do budynku. Ruszyłaś po schodach,które prowadziły na recepcję,lecz nagle poczułaś silne pociągnięcie za ramię.
 -Przepraszam...-powiedział niewysoki chłopak,najwyraźniej pielęgniarz,widząc,że chwycił cię nieco za mocno.
 -Nic się nie stało.-pokręciłaś głową i odwróciłaś się twarzą do niego.
 -Wie pani,która godzina?-niby od niechcenia zerknął na zegarek.
 -Wiem,ale to pilne.-złożyłaś ręce w błagalnym geście.
 -Kogo pani szuka?-podejrzliwie uniósł brew.
 -Yixing'a.-obrzuciłaś go wzrokiem.-Znaczy,Zhang Yixing. Jest tutaj?
 -Idź do nieba miejsca,gdzie wszystko się zaczęło.-powiedział mężczyzna i minął cię,chcąc pójść dalej.
 -Co?-tym razem to ty szarpnęłaś mężczyznę za ramię.
 -Nie przyjęliśmy dzisiaj kogoś takiego.-wzruszył ramionami.
 -Co to ma znaczyć?-lekko podniosłaś głos,lecz on od razu uciszył cię gestem.
 -Idź do nieba miejsca,gdzie wszystko się zaczęło,dziewczyno.-zaczynał się niecierpliwić.
 -Nie mam ochoty na zgadywanki.-prychnęłaś. Sam fakt,że Lay'a tutaj nie było wytrącił cię z równowagi.
 -Proszę opuścić szpital.-uśmiechnął się delikatnie.-Jest już naprawdę późno.
 -Ale...-chciałaś jeszcze coś dodać,lecz postanowiłaś dać sobie spokój. Wyszłaś z budynku jeszcze szybciej,niż się w nim znalazłaś. Nie miałaś pojęcia,co to wszystko ma znaczyć. Nigdy nie byłaś dobra jeśli chodziło o rozwiązywanie szyfrów. Jednak bardziej od bełkotania pielęgniarza martwiło cię to,że nie wiedziałaś tak właściwie,gdzie był twój chłopak. Mógł podziewać się wszędzie,a pewność jego pobytu w Seulu wynosiła pewnie mniej niż zero procent. Szukanie byłoby bezcelowe,więc chciałaś wrócić do domu,żeby spokojnie zadzwonić do niego.
 Złapałaś pierwszą napotkaną taksówkę i pojechałaś w kierunku swojego mieszkania,jedynego miejsca,w którym mogłaś czuć się bezpieczna. Jadąc,powinnaś przejmować się tylko Lay'em,jednak twoją głowę zaprzątało zupełnie co innego. Myślami zataczałaś koło. Błądziłaś gdzieś po słowach pielęgniarza. Jeszcze nigdy tak bardzo nie chciałaś czegoś rozwiązać,jak tego. Bardzo się niepokoiłaś. Dziwna siła podpowiadała ci,że musisz wiedzieć..."Miejsce,gdzie wszystko się zaczęło" było gdzieś w Seulu. Tego się trzymałaś.
 Zdenerwowana opadłaś na salonową kanapę. Ledwie zdążyłaś odprawić taksówkarza z pieniędzmi i zdjąć płaszcz. Szybko zdążyłaś zamknąć drzwi. Spokojnie oddychając,otulałaś głowę kanapowymi poduszkami,doskonale znałaś ich pochodzenie. Dostałaś je od rodziców Lay'a,gdy urządzaliście się w tym mieszkaniu. To był najlepszy czerwiec twojego życia. Słońce przebijało się przez szyby okien. Razem z chłopakiem rozpakowywaliście kartony. Od dłuższego czasu zajmowaliście się książkami. Starannie układałaś każdą kolejną w biblioteczce. Zdziwiło cię,że Chińczyk posiadał tak dużą kolekcję literatury,bo rzadko widywałaś go z lekturą. Kończyłaś wykładać jedno z ostatnich pudeł,gdy ku twojemu zdziwieniu na dnie pojemnika zauważyłaś cztery zielone poduszki. Wydały ci się idealnie zgrane z pokryciem kanapy,którą niedawno kupiliście. Zadowolona wzięłaś je w dłonie,gdy nagle spostrzegłaś mały notes leżący pod jedną z nich. Nie był jakoś szczególnie zatytułowany,co tylko podsycało ci ciekawość. Wzięłaś zeszyt do ręki,a kolejna chwila zadecydowała o tym,że otworzyłaś rękopis,który okazał się pamiętnikiem chłopaka. Trochę go zaniedbał,ostatni wpis dotyczył dnia,gdy spotkałaś Lay'a po raz pierwszy. Nie chciałaś wchodzić z butami w jego prywatność,więc postanowiłaś nie czytać ani zdania. Mimo wszystko rzuciłaś okiem na frazę podsumowującą cały tekst. "Na dachu tego budynku zaczęła się jedna z najlepszych znajomości mojego życia. Niech trwa..." Te kilkadziesiąt znaków utkwiło ci w pamięci...
 -Boże...-wyszeptałaś,wgapiając się w sufit. Natychmiast zerwałaś się z kanapy i pobiegłaś po niedawno porzucony płaszcz. Ubrawszy się,zamknęłaś dom. Od twojego celu dzieliły cię tylko trzy przecznice,więc nie brałaś żadnego środku transportu. Przemykałaś ulicami,chociaż chwilami nogi odmawiały ci posłuszeństwa,za kilka godzin miało zacząć świtać. Noc była przepiękna,lecz nie starczyło czasu,żebyś mogła podziwiać ją chociaż przez chwilę. Spieszyłaś się,bo tam,na szczycie niewysokiego budynku,ktoś na ciebie czekał. Ktoś,kto czekał już zdecydowanie za długo...
 Stanęłaś przed gmachem równo kwadrans po pierwszej nad ranem. Wokół było cicho,jak makiem zasiał,więc mogłaś wejść niezauważona. Ostrożnie nacisnęłaś klamkę,która drgnęła,niczym na zawołanie. W środku panował półmrok. Gdzieniegdzie pozapalane zostały kinkiety. Nastrój był doskonały. Dygnęłaś mężczyźnie z portierni. Uśmiechnął się na twój widok i głową skinął ku windom. Nie wyglądał na ani trochę zdziwionego faktem,że byłaś w Audytorium Uniwersyteckim o tej porze. Mimo wszystko wybrałaś drogę schodami. Wejście na dach nie było dla ciebie prawie żadnym wyczynem.
 Wkrótce jednak go pożałowałaś. Szczyt budynku osiągnęłaś cała zdyszana. Zdecydowanie zawiniły nerwy skumulowane po całym dniu. Nie przejmowałaś się niczym,najważniejsze było,że już dotarłaś. Od upragnionego szczęścia dzieliło cię tylko kilka sekund. Pchnęłaś drzwi prowadzące na dach i twoją sylwetkę owiało mroźne powietrze. Zrobiłaś kilka kroków naprzód.
 -Jestem!-krzyknęłaś w ciemność,rozglądając się wokół. Nic,żadnego odzewu. Chwilami,ale to pewnie ci się zdawało,słyszałaś kroki. Trochę posmutniawszy,czułaś podmuchy zimnego wiatru. Odwracałaś głowę w różnych kierunkach,lecz nic nie zobaczyłaś. Wszędzie panowała pustka. Podeszwy twoich butów z łoskotem uderzały o blaszane płyty,którymi wyściełany był dach. Westchnęłaś. Zdałaś sobie sprawę,że to był  tylko głupi żart. Nikt tutaj nie czekał. Goniłaś ulicami niepotrzebnie. Starając się nie rozpłakać,zacisnęłaś zęby ze złością. Odwróciłaś się na pięcie i ruszyłaś do drzwi.
 -Myślałem,że nie przyjdziesz...-nagle usłyszałaś głos,którego dźwięk wbił cię w ziemię.-Myślałem,że mnie zostawiłaś...
 -Myślałam,że zapomniałeś...-stanęłaś twarzą do niego. Westchnęłaś z zachwytem na widok tego,jaki był przystojny. Łapczywie spijałaś każdy milimetr kwadratowy jego postaci. Stał niecały metr od ciebie. Miał uśmiech anioła. Przez chwilę zastanawiałaś się,czy go sobie przypadkiem nie wymyśliłaś.-Myślałam,że umrę przez cały ten czas...
 -Przepraszam.-podszedł do ciebie i nieśmiało złapał cię za rękę. Splotłaś swoje palce z jego.-Chodź.
 -Co?-zanim zaczęłaś cokolwiek kojarzyć,chłopak zaprowadził was do dużego koca,któremu towarzyszył kosz piknikowy. Zaniemówiłaś z niedowierzania. Twój chłopak tak się postarał...
 -Jesteś głodna,prawda?-uśmiechnął się,a w jego policzkach ukazały się urocze dołeczki.
 -Tak.-przewróciłaś oczami.
 -Mam mnóstwo twoich ulubionych rzeczy.-cały czas mierzył cię wzrokiem.-Spaghetti,ravioli z grzybami,sok winogronowy...
 -Lay...-przerwałaś mu.
 -Tak?-nieco spoważniał.
 -Chcesz rozmawiać ze mną o jedzeniu?-uniosłaś brew.
 -Nie.-pokręcił głową,spuszczając ją.
 -Dzisiaj jest nasza rocznica.-ku jego dezaprobacie,puściłaś jego rękę. Odeszłaś kilka kroków w kierunku skraju dachu.
 -Wiem.-odpowiedział.
 -Każdego dnia czułam się coraz gorzej.-westchnęłaś cicho.-Chociaż dzisiaj chcę zapomnieć o tym,że jutro już będziesz daleko stąd.
 -Przepraszam.-usłyszałaś jego głos tuż przy uchu.-Mam ci tyle rzeczy do opowiedzenia,skarbie.
 -Mamy czas.-zaśmiałaś się.-Całe mnóstwo.
 -Tęskniłem za tobą.-tym razem objął cię w talii i znów odwrócił przodem w swoim kierunku. Położyłaś mu dłonie na gładkich policzkach.
 -Wiem.-uśmiechnąwszy się,przyciągnęłaś go bliżej siebie. Zapieczętowałaś wasze wargi pocałunkiem. Z każdym kolejnym buziakiem stawał się coraz bardziej łapczywy. Lay smakował ciebie całą. Chciał jak najlepiej zapamiętać każdy najmniejszy detal twoich ust. Jedną rękę,która dotąd spoczywała na jego policzku,wplątałaś mu we włosy,żeby nie rozdzielił was ani na sekundę. Czułaś wszędzie jego ciepłe,mimo mrozu,dłonie. Odkleiliście się od siebie po kilku minutach. Chłopak mierzył cię zachwyconym wzrokiem,ale przecież to ty miałaś anioła przed sobą.
 -Kocham cię.-wyszeptał,składając delikatny pocałunek na twoim czole.
 -Ja ciebie też.-uśmiechnęłaś się.
 -Mam coś dla ciebie.-przygryzł wargę. Spod klapy kurtki natychmiast wyciągnął płaskie pudełko. Podał ci je,a ty uchyliłaś wieczko. Twoim oczom ukazał się najpiękniejszy komplet bielizny,jaki kiedykolwiek widziałaś. Turkusowy,z delikatną domieszką czarnej koronki. Zatrzasnęłaś kartonik.
 -Dziękuję.-zarumieniłaś się.
 -Przetestujemy w domu.-zaśmiał się promiennie.
 -Chodź. Ja też mam ci mnóstwo do powiedzenia...-powiedziałaś i pociągnęłaś go w kierunku koca. Byłaś już gotowa na zagarnięcie swojego małego kawałka raju po dwóch miesiącach w piekle...


5 komentarzy:

  1. Omo kocham to jak piszesz <3 Potrafisz ubierać uczucia w piękne słowa i idealnie je przekazywać czytelnikowi. Kiedy czytam twoje opowiadania to od razu znajduje sie w innym świecie, który jest piękny. Uwielbiam czytać twoje opowiadania, bo są piękne i nie naciągane. Kiedy je czytam miotają mną przeróżne pozytywne emocje, az chciałabym cały czas czytać i czytać. <3 Czekam na kolejne opowiadanie, i życzę ci dużo weny. Hwiating! :** :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju *_* Tak mi bardzo,bardzo,ale to BARDZO milutko,jak czytam wszystkie Twoje komentarze. ;) Dziękuję ;* ;) Z doświadczenia pewnie wiesz,że takie wiadomości motywują haha ;) Tak czy siak,dziękuję,staram się ;) Ale do ideału pisarskiego mi jeszcze brakuje haha ;) Jeszcze raz dziękuję i pozwól,że jeszcze przez długi czas będę umilać Ci czas swoimi scenariuszami,jeśli ty będziesz umilać mi mój ;) ;* ;)

      Usuń
    2. Tak, zgadzam się badzo chętnie na taka wymianę umilania czasu. ^.^ Co do tego ideału to nie powidziałabym, że daleko, bo z każdym scenariuszme jesteś coraz bliżej. :** :) Czekam na następny scenariusz kochana <3 :)

      Usuń
  2. Nominowałam Cię ------> http://kpopowe-love.blogspot.com/2014/03/liebster-award.html
    ~Rin

    OdpowiedzUsuń
  3. <3
    Masz dar, to niezaprzeczalne !

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie zachęcam do komentowania ;)