sobota, 26 kwietnia 2014

#16 Luhan (+18)


 Obudziło cię okropne łupanie w głowie. Zupełnie jakby okupowali ją robotnicy z młotami pneumatycznymi lub górnicy dzierżący kilofy. Nie uchylałaś powiek, obawiając się jeszcze gorszej fali bólu. Poza tym, nie potrzebowałaś ich otwierać, żeby stwierdzić, że nie jesteś u siebie. Otulał cię inny materiał kołdry, powietrze zdążyło przesiąknąć zapachem męskich perfum. Rozkoszowałaś się wonią, niby próbowałaś zapamiętać to, co tak bardzo przyciągało cię do tego chłopaka w nocy. Może zapach, a może po prostu alkohol?
 Wczoraj nieźle zabalowałaś. Chociaż nie planowałaś się spijać, dałaś się ponieść chwili. Luhan'a poznałaś dopiero pod koniec imprezy. Od razu wydał ci się pierwszorzędny, jeśli chodziło o "te sprawy". Bardzo dobrze wam się rozmawiało. Przez resztę wieczoru nie odstępował cię ani na krok. Z każdym drinkiem w twoich oczach stawał się coraz bardziej atrakcyjny. Mimo, że się trochę się opierał, do niczego nie zmuszał, spędziliście tę noc razem.
 Chciałaś tego. Cholernie go pragnęłaś. Był taki czarujący. Wtedy widok jego nagiego ciała sprawiał, że traciłaś oddech. Za cel wyznaczyliście sobie dom chłopaka i, chociaż nie byłaś u siebie, było ci tam tak dobrze, jak nigdzie indziej. Bo zasnęłaś u boku najlepszego chłopaka, jakiego kiedykolwiek poznałaś.
 Zaspana, przetarłaś oczy. Słońce żarliwie przedzierało się przez ścianki twoich, mimo wszystko zamkniętych, powiek. Zmieniłaś pozycję, czując oplatające cię ramiona Chińczyka. Zastanawiałaś się, ile jeszcze czasu będziesz mogła poleżeć w tak niemal idealnym stanie. Zaśmiałaś się cicho i odgarnęłaś mu włosy leniwie łaskoczące twoje czoło.
 Otworzywszy oczy, od razu przeniosłaś wzrok na chłopaka. Wyglądał, niczym maleńki tygrys, lecz znacznie mniej męsko, niż wczoraj wieczorem. Chociaż jego aparycja pewnie była zasługą pokaźnej ilości wypitego alkoholu, to teraz również prezentował się nienagannie. Podniosłaś się na łokciach, chcąc widzieć go maksymalnie w pełnej okazałości. Parsknęłaś śmiechem, kiedy zauważyłaś jego kacze usta, jakby jeszcze przed chwilą cię całował. Ostrożnie się pochyliłaś i wargami musnęłaś czubek perfekcyjnego nosa swojego towarzysza. Robiłaś to ostatni raz, więc chciałaś zapamiętać Luhan'a najlepiej.
 Słońce wskazywało popołudnie. Nie pamiętałaś, do której balowaliście, ale jeszcze nigdy nie budziłaś się tak późno. Musiałaś wracać, bo czekały na ciebie obowiązki. Tego byłaś pewna. Na wszelki wypadek, gdyby chłopak się obudził, podciągnęłaś kołdrę pod same pachy. Zrobiłaś to prawie bez sensu, przecież Chińczyk już widział cię nago. Ale sumienie nakazało ci zachowywać ostrożność. Twój brak ubrań był przecież nagrodą, a nie czymś ogólnodostępnym.
 Wstałaś z łóżka, jednocześnie zostawiając nagusieńkiego śpiącego królewicza samego. Pozbawiony jakiegokolwiek okrycia wyglądał jeszcze lepiej. Zmierzyłaś wzrokiem całą jego sylwetkę. Zatrzymałaś się na dobrze zbudowanej klatce piersiowej, od której kusząco odcinały się żebra. Potem zjechałaś w okolice męskości, teraz oklapniętej, jednak byłaś pewna, że to się zmieni, jeśli tylko odrobinę rozpalisz drzemiącego chłopaka. Uśmiechnęłaś się sama do siebie. Luhan był taki cudowny...
 Szybko się ubrałaś, nie chcąc pozwalać Chińczykowi dłużej marznąć. Udało ci się przyszykować do wyjścia tak dobrze, a on ani razu się nie przebudził. Nie miałaś ochoty się żegnać. Przecież śpiący już jutro pewnie nie będzie pamiętał twojego imienia. Wolałaś zostawić go pośród niewiedzy, z którą laską przespał się tej nocy.
 Na odchodne ucałowałaś Luhan'a w policzek. Chciałaś mu chociaż dać ślad szminki zdobiący skórę, jako pamiątkę. Szybko opuściłaś mieszkanie. Niemalże bezszelestnie zamknęłaś za sobą historię wiążącą tę noc w jedną piękną całość.
 Wróciłaś do własnego domu. Dla otrzeźwienia umysłu schłodziłaś się długim prysznicem. Zajęłaś się swoimi sprawami. Dziękowałaś Bogu, że Chińczyk wyleciał ci z głowy równie szybko, jak tam trafił. Przez resztę dnia zdążyłaś nawdychać się samotności. Odwiedziłaś pobliski basen, tarabaniłaś z najbliższymi przyjaciółkami przez telefon. Położyłaś się spać z uśmiechem zdobiącym twoje usta.
 Następny dzień niewiele różnił się od poprzedniego. Ta sama monotonia tym razem zaczęła przyprawiać cię o mdłości. Pragnęłaś urozmaicenia, jednak finalnie usadowiłaś się na kanapie, co jakiś czas odbierając połączenia okupujące twoje konto na Skype. Była niedziela. Impreza nie wchodziła w grę, przecież jutro musiałaś iść do pracy. Po spiciu się następnego dnia nie byłaś produktywna, a byłoby szkoda, gdybyś podpadła komuś "wyżej". Zdecydowałaś się na samotny wieczór przed telewizorem.
 Około dwudziestej usłyszałaś pukanie do drzwi. Nawet nie zastanawiałaś się, kim może być twój gość. Tak bardzo potrzebowałaś towarzystwa, nawet jeśli zapewnić miał je zwykły listonosz. Opuściłaś kanapę, niczym jednorożec niesiony tęczą. Cicho podśpiewywałaś, przekręcając klucz w zamku. Ostrożnie uchyliłaś drzwi i stanęłaś jak wryta.
 -Cześć.-drgnęłaś na dźwięk głosu nowego gościa. Ciągle nie wierzyłaś, że to naprawdę on tam stoi. Przed sobą zobaczyłaś anioła. Może trochę się zmienił. Nareszcie się ubrał, jego włosy nie były takie rozczochrane, jak poprzednim razem. Jednak mimo wszystko widziałaś tego samego chłopaka. Nieśmiało się uśmiechał, mierząc cię wzrokiem. Chyba oboje zaskoczyliście się nawzajem. Wtedy stał się niewinnym dzieckiem proszącym o słodycze, a nie napalonym ogierem, którego grał zeszłej nocy. Nagle zapragnęłaś powtórzyć całą historię. Spić się jak Rusek i wylądować z nim w łóżku tylko po to, żeby jeszcze raz móc obudzić się obok chłopaka, który, gdyby nie był człowiekiem, z pewnością zostałby ukochany przez bogów.
 -Co ty tutaj robisz?-bąknęłaś, uśmiechając się promiennie.
 -Zostawiłaś u mnie kurtkę.-dopiero teraz zauważyłaś, że w dłoniach trzyma okrycie wierzchnie, o którym ledwo sobie przypominałaś.-Chciałem też coś powiedzieć.
 -Tak?-przyglądałaś się, jak nieco nerwowo przestępuje z nogi na nogę.
 -Na ucho.-roześmiał się, po czym uniósł lewą brew.
 -Kpisz sobie?-pokręciłaś głową, chichocząc.
 -Nie.-kąciki jego ust powędrowały do góry.-Proszę,żebyś podeszła bliżej.
 -Nie ma mowy.-parsknęłaś cicho śmiechem.-Ty chodź.
 -Bawisz się mną.-przewrócił oczami i zrobił krok na przód, jednocześnie zmniejszając dystans między wami do minimum.
 -Więc?-odezwałaś się, gdy chłopak nachylał się ku twojemu uchu.
 -Chciałem...-zaczął półgłosem, lecz natychmiast mu przerwałaś. Momentalnie objęłaś go za szyję i scaliłaś wasze wargi w jedność. Luhan odpowiadał na pocałunki, co jeszcze bardziej motywowało cię do dalszego działania. Wypuścił kurtkę z rąk, po czym rękami objął twoją talię. Naparł na ciebie całą swoją siłą, jednocześnie wpychając was do mieszkania i zatrzaskując drzwi kopniakiem. Spijałaś go namiętnie, momentami przygryzałaś jego dolną wargę. Chińczyk wtedy dłońmi obłapiał ciebie całą. Jakby chciał cię zmieścić w jednej garści, osłonić przed całym złem tego przytulnego, bezpiecznego mieszkania. Zaśmiałaś się cicho, gdy delikatnie uniósł twoją sylwetkę nad ziemię i oplótł twoje nogi sobie wokół pasa. Byłaś tak zajęta całowaniem Luhan'a, że nie zauważyłaś, kiedy pośladkami dotknęłaś zimnego blatu w kuchni. Zdziwiłaś się, jak zwinnie radził sobie z przenoszeniem ciebie przez niemal całe mieszkanie. Dotychczas rękami pieściłaś szyję chłopaka, jednak teraz, bez zbędnych ceregieli, przeniosłaś je nieco niżej i zaczęłaś odpinać pasek jego obcisłych jeansów.
 -Chcesz go?-wysapał Luhan między pocałunkami, zanim zdążyłaś zrobić cokolwiek.
 -Mhm...-zamruczałaś, po czym wróciłaś do przerwanych zamierzeń, jednak chłopak w ostatnim momencie złapał cię za rękę. Delikatnie musnął wargami jej wierzch.
 -To błagaj mnie.-wyszeptał,patrząc ci prosto w oczy.
 -Co?-zaśmiałaś się promiennie.
 -Żartowałem,najpiękniejsza.-na chwilę przycisnął usta do twojego czoła. Z każdym jego gestem stawałaś się coraz bardziej bezbronna, jeśli chodziło o niego. Potrzebowałaś bliskości tego chłopaka. Tutaj i teraz.
 Namiętnie muskałaś wargi Luhan'a, podczas gdy on rozpinał kraciastą koszulę, którą miałaś na sobie, guzik po guziku. Jednym ruchem odrzucił ją za siebie, obnażając twoją klatkę piersiową opinaną tylko przez biustonosz oraz top bez rękawów. Uśmiechnął się szeroko, kiedy zobaczył, że nieco zarumieniłaś się w okolicach policzków. Widziałaś, że był mocno napalony. Chociaż ta rzecz cię z nim łączyła. Nie chciałaś gry wstępnej. Potrzebowałaś Chińczyka natychmiast.
 Zeszłaś pocałunkami niżej, na jego szyję. Luhan dyszał coraz ciężej. Kątem oka dostrzegałaś wypukłość formującą się w miejscu, gdzie jeszcze niedawno błądziłaś rękami. Dociskałaś wargi do skóry obojczyków chłopaka, czasami zostawiając wilgotne ślady tu i tam. Poczułaś chłodne dłonie swojego towarzysza, wsuwające się pod bawełniany materiał twojej koszulki. Niecierpliwie drażnił paznokciami żebra, rozbierał cię wzrokiem. Razem z koszulką pozbawiłaś go również swetra, który miał na sobie. Rękami jeździłaś po gładkiej powierzchni jego torsu. Pod palcami wyczuwałaś każdy pojedynczy mięsień drgający, niczym szarpnięta struna gitary. Przyssałaś się do obojczyków chłopaka. Obdarzałaś je dziesiątkami pocałunków, lewego równomiernie z prawym. Czułaś, jak bije mu serce, jak bardzo było przyspieszone. Uśmiechnęłaś się, kiedy zauważyłaś, że jego cera przyozdobiła się gęsią skórką.
 Kontynuowałaś swoją zabawę, podczas gdy Luhan zaczął dobierać się do zamka twoich spodni. Uprzednio rozpiąwszy wszystkie guziki, bez problemów rozsunął suwak. Wystarczyło mu jedno pociągnięcie za nogawki, żeby pozbawić cię legginsów. Z satysfakcją przyglądał się nagiej skórze twoich nóg. Nie zatrzymał się przy nich na dłużej, jakby gdzieś się spieszył. Delikatnie cię odepchnął, żeby znów wpić się w twoje wargi. Poczułaś jego dłonie na policzkach, lecz chwilę później już niecierpliwie odsuwały ramiączka bluzki, którą tamtego dnia ubrałaś. Uniosłaś ręce do góry, aby chłopak w końcu mógł ją ściągnąć. Posłusznie pozbawił cię zbędnego materiału. Chwilę później zrobił to samo ze stanikiem. Przez kilka sekund mierzył twoją sylwetkę zachwyconym wzrokiem, jednak moment po tym wargami zaczynał muskać szyję, schodząc coraz niżej.
 W kilka minut oboje staliście się tak rozpaleni, że myślałaś tylko o swoim szaleństwie, które miało początek, gdy go spotkałaś. Byłaś tak spragniona tego chłopaka. Gdy tylko pozbawił cię koronkowych fig, od razu zerwałaś z Luhan'a spodnie razem z bokserkami. Długie chwile oczekiwania sprawiły, że straciliście ochotę na wzajemne dopieszczanie się. Po prostu w ciebie wszedł całą swoją długością. Nie miał z tym problemu, bo postawiłaś jego przyjaciela na baczność bez jakiegokolwiek dotyku. Jęknęłaś cicho, czując jak zahacza o twój słaby punkt. Zachichotałaś, gdy delikatnie klepnął twój pośladek otwartą dłonią. Zeszłej nocy był taki pewny siebie i dominujący, a teraz wręcz przeciwnie. Wybuchnęłaś śmiechem, wplatając rękę w jego jasne włosy. Luhan delikatnie się w tobie poruszał, czym obojgu sprawiał niewiarygodną przyjemność. Z każdym pchnięciem robił to coraz szybciej. Sapał wprost do twojego ucha, chociaż wargi zajął obcałowywaniem twoich ramion. Czułaś oddech chłopaka na ciele. Oboje byliście już przy samym szczycie. Chińczyk pchnął ostatni raz, tym samym dając piękne zakończenie waszej rozgrywce.
 -Może nie powinienem był...-zaczął chłopak. Siedzieliście na kanapie w twoim salonie. Nadzy, nie przejmujący się niczym. Czułaś się dobrze, gdy cię obejmował. Spokojnie oddychałaś otulona cieplutką aurą jego nagiego torsu.
 -Nagle masz wyrzuty sumienia?-spojrzałaś Luhan'owi w oczy, unosząc brew.
 -Nie żałuję.-zacisnął wargi.-Ale pomyślisz, że jestem tutaj z tobą tylko dla pieprzenia się...
 -A nie?-uśmiechnęłaś się nieco sztucznie.-Pewnie za chwilę sobie pójdziesz i nie wrócisz.
 -To ty mnie zostawiłaś dzisiaj rano.-wyszeptał całkiem nieobojętnym tonem.
 -Co chciałeś mi powiedzieć?-westchnęłaś cicho.-Oprócz przyniesienia kurtki?
 -Przecież to nawet nie jest twoja kurtka.-prychnął, jednak chwilę później szelmowsko się uśmiechnął.
 -Więc po co to wszystko?-mocniej wtuliłaś się w niego, nie chcąc, żeby poszedł gdziekolwiek.-Pieprzyliśmy się. Masz, czego chciałeś.
 -Nie chciałem.-przewrócił oczami.-Nie dałaś mi skończyć...
 -To kończ.-skrzywiłaś się nieco.
 -Tamta noc była dla mnie...-zaczął, pochylając się, żeby musnąć twoje wargi.
 -Daruj sobie.-zaśmiałaś się.
 -Dzwoniłem do wszystkich ludzi, którzy byli na tamtej imprezie.-kontynuował.-Chciałem cię znaleźć i przede wszystkim zapytać, dlaczego mnie zostawiłaś...
 -Bo pewnie wtedy nie pamiętałeś mojego imienia.-wzruszyłaś ramionami.-Teraz pewnie też nie pamiętasz.
 -[T.I.]...-powiedział, jakby dla zaprzeczenia twoich słów.
 -Brawo.-uśmiechnęłaś się.
 -Po prostu zakochałem się, wiesz?-obrzucił twoją twarz wzrokiem.-Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze, jak tamtej nocy, jak teraz...
 -Luhan, ja też.-uśmiechnęłaś się, głaszcząc go po włosach.
 -Ale będę się o ciebie starał.-musnął wargami twoje czoło.-Dopóki będziesz tego chciała.
 -Nie musisz.-pokręciłaś głową.
 -Masz jakieś plany na jutro?-zaśmiał się.
 -Luhan, przestań.-żartobliwie dźgnęłaś go paznokciem w pierś.
 -Nie. Nie ma mowy.-mocniej przyciągnął cię do siebie, uśmiechając się błogo.


 Słuchajcie, ten scenariusz jest moim znienawidzonym haha ;D ;) Nie, naprawdę, jakbym pisała po raz pierwszy jeden spójny tekst...Jest okropny ;) Jednak mam nadzieję, że trafi w gusta niektórych z Was ;) Pozbierałam się po świętach (WOOHOO! xD) i teraz będę się starać podwójnie, bo te scenariusze,co napisałam wcześniej mnie nie zadowalają ;) Tak,czy siak miłego czytania, kochane ;) Komentujcie, subskrybujcie i trzymajcie się cieplutko ;) xoxo 



piątek, 18 kwietnia 2014

#15 Kris


 Niektórzy chłopcy bili swoje dziewczyny. Inni krzywdzili je słownie. Jeszcze bardziej wyjątkowi strzelali do nich z pistoletu lub nie wahali się ani chwili przed dźgnięciem piersi ukochanej. Przemoc w związkach nabierała coraz to nowszych znaczeń. Każda para miała swoją historię. Często dwojga ludzi zespajało małżeństwo. I chociaż jedno sprzedałoby drugie za działkę marihuany, zawsze łączyło ich coś, czego reszta świata miała nigdy nie zrozumieć. Tak było w waszym przypadku. Ciebie oraz Kris'a zespoił nie tylko sakrament, lecz też jeden wspólny problem. Z nawiązką ogromnej miłości, której nigdy nie dało się pozbyć.
 Stanęliście przed ołtarzem dwa lata temu. Nie zmuszeni przez nikogo, spragnieni siebie nawzajem. Nie umiałaś odmówić chłopakowi, gdy poprosił cię o rękę. Nigdy nie dostarczono Ci okazji pożałować tej decyzji. Kris był wzorowym, niemalże idealnym mężem. Przynajmniej przez pierwsze dwadzieścia cztery miesiące z nawiązką. Wtedy piekło wtargnęło do twego nieba...
 Zaczęło się niewinnie. W waszym niedużym, aczkolwiek przepięknym apartamencie, zachowywaliście swój rytuał. Przed wyjściem na imprezę zawsze wypijaliście lampkę wina, jak to mówił Kris, "żeby później lepiej wchodziło". Alkohol dawał wam kopa. Po nim bawiliście się najlepiej. Oboje pochłanialiście trunki do ostatniej kropelki, jednak tylko ty wyszłaś z tego cało...
 Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie wiadomo kiedy, chłopak wyciągał butelkę przy specjalnych okazjach. Też wtedy, gdy byliście sami. Jego tradycyjna ilość alkoholu zwiększyła się. Przeszła z dwóch lampek wina na niemalże całą butelkę. Później świętował bez okazji. Lecz wtedy już samotnie. Zaczynałaś martwić się o niego, ale odpowiadał, że tylko się relaksuje. Ufałaś mu, więc takie słowa satysfakcjonowały cię całkowicie. Kris począwszy od wina, pod wpływem czasu postanowił przerzucić się na wódkę. Każdy pojedynczy wieczór zmieniał się dla ciebie w piekło. Niekiedy błagałaś go,żeby przestał. Próbowałaś, niby przypadkiem, wyrywać chłopakowi butelkę z ręki. Problem mimo wszystko robił się coraz większy, nie sypiałaś po nocach. I jedyne, co mogłaś zrobić, to patrzeć jak on się uzależnia, bo przecież idealna żona nie zadaje pytań...
 Kiedy zrozumiałaś, że twój mąż jest alkoholikiem? Dowiedziałaś się o tym stanie rzeczy zupełnie przypadkowo. Zazwyczaj ozdabiałaś różne miejsca niewielkimi karteczkami zapisanymi miłosnymi wiadomościami. Tam, gdzie tylko Kris mógł je zobaczyć. Chciałaś umilić mu dzień, aby nawet na moment nie zapomniał, jak bardzo go kochasz. Kilka razy przyglądałaś się, kiedy szczerząc zęby, wpycha kolejny liścik do kieszeni jeansów. Za każdym razem chowałaś wiadomostki w innym schowku. Tamtego dnia coś podkusiło cię, żeby zostawić jedną z nich pośród zakamarków jego torby treningowej. Zadowolona, właśnie zapinałaś zamek błyskawiczny swojego celu, gdy nagle coś wewnątrz zachlupotało. Od razu pomyślałaś, że pewnie Kris znów upchnął bidon w niewłaściwym miejscu. Chcąc go ułożyć poprawnie, ponownie rozpięłaś suwak. Przez chwilę przetrzepywałaś dresy męża. Nie musiałaś czekać długo, aż coś znajdziesz. Nie tego się spodziewałaś, jednak ta mała rzecz wystarczyła, żebyś zawisła nad przepaścią. Nie dostałaś się do plastikowej butelki wypełnionej napojem izotonicznym. To coś było dla Kris'a znacznie cenniejsze.
 Ufnie wyciągnęłaś bidon z torby. Zauważyłaś, że samoistnie się otworzył. Zatrzasnęłaś korek, zdumiona nierozlewającą właściwością pojemnika. Chciałaś upchnąć go tam, gdzie leżał, jednak powstrzymał cię zapach powietrza wokół, a raczej jego brak. Kiedy domknęłaś zatrzask, nagle zniknęła woń, która dotąd wypełniała twoje nozdrza i której wcześniej nie zauważyłaś. Dla pewności swych myśli jeszcze raz zaciągnęłaś się powietrzem. Czegoś tutaj brakowało. Jeszcze raz odkręciłaś butelkę, bez wahania przykładając nos do gwintu. Zostałaś uderzona ekstremalnym zapachem alkoholu. Było to whiskey, jeśli nie myliło cię powonienie. Wtedy zaczęłaś się zastanawiać, czy Kris w ogóle trenuje. Okazywałaś swoją słabość tylko przez kilkanaście sekund. Później ze złością zapięłaś torbę, ciskając butelkę na sam środek jadalnianego stołu.
 Tamtego dnia pierwszy raz poważnie się pożarliście. Wydzierałaś się całą siłą strun głosowych, żeby powstrzymać całą tę rzeczywistość. Wu Yi Fan musiał przestać. Skończyć z prawieniem złośliwości samemu sobie i, co najważniejsze, przestać sprawiać, że czujesz się jak zła żona. Zniszczyć uczucie wstydu, bo przecież nie pił sam z siebie. Sięgał po alkohol, bo miał problemy. A przy ołtarzu oboje ślubowaliście branie na swoje barki zgrzytów drugiej osoby. Przepłakałaś całą tamtą noc. Chociaż bolało cię, jak nigdy, oboje następnego dnia, aż do dzisiaj, udawaliście, że nic się nie stało.
 Stanęłaś przed lustrem, rozmasowując obolały kark. Zdecydowanie nie spałaś za dobrze. Zarwane noce nigdy nie odbijały się na twojej twarzy, toteż wyglądałaś tradycyjnie, znaczy cudnie. Kątem oka dostrzegałaś śpiącego Kris'a. Wtedy wyglądał, niczym aniołek. Oddychał miarowo i tylko co jakiś czas przewracał się z pleców do pozycji embrionalnej. Takie były zalety umieszczania lustra naprzeciwko sypialnianego łóżka.
 Westchnęłaś, zauroczona widokiem rozespanego męża. Dochodziła dziesiąta rano. Wstałaś dopiero przed chwilą. On właściwie też już powinien być na nogach. Nawet nie odsłoniłaś firan, żeby go nie zbudzić. Gdy miał kaca, wtedy był najgorszy. Czyli w zasadzie każdego ranka zachowywał się, jak obłąkany. Zazwyczaj leżał całymi dzień przykryty kołdrą i zachowaniem przypominał miks dżdżownicy oraz krótkowzrocznego lwa.
 Zauważyłaś, że poruszył się na łóżku. Oderwałaś spojrzenie od lustra, zamierzając pójść do kuchni po szklankę wody, o którą prośba zaraz miała nadejść.
 -Zostań.-zachrypnięty głos chłopaka zatrzymał cię w połowie drogi.
 -Chce ci się pić.-stwierdziłaś, ciągle nie patrząc na niego.
 -Wolę ciebie od wody.-powiedział zaspanym tonem. Chciałaś podejść do łóżka, jednak Kris okazał się szybszy. Nim zdążyłaś zaczerpnąć tchu i się odwrócić, poczułaś jego ciepłe dłonie w pasie. Ciepły oddech omiótł twoją twarz, przy okazji szargając odrobinę myśli.
 -Wieczorem idziemy do Luhan'a.-oznajmiłaś.
 -Może nie będę jak nowy, ale damy radę.-zamruczał.
 -Wu Yi Fan...-wyszeptałaś, jakbyś pierwszy raz słyszała imię swojego męża.
 -Dzień dobry.-zaśmiał się dźwięcznie. Czułaś, jak wargami muska twój lewy policzek.-Cóż za rozkoszne powitanie.
 Chciałaś mu odpowiedzieć, jednak udławiłaś się wdychanym powietrzem, gdy poczułaś jego ręce unoszące cię z niemal dziecinną łatwością. Podszedł do lustra i postawił twoją sylwetkę na ziemię. Wybuchnęłaś promiennym śmiechem, kiedy ujrzałaś zadowoloną z siebie minę u chłopaka.
 -Nie wiem, czy kiedyś to mówiłem...-zaczął, ponownie łapiąc twoją talię. Teraz widziałaś was tylko w lustrze.
 -Nie mówiłeś.-powiedziałaś bez wahania, na co uśmiechnął się szeroko.
 -Ślicznie razem wyglądamy.-miałaś ubraną tylko bieliznę, więc nieco krępował cię jego lustrujący wzrok.-Ale gdyby bliżej nam się przyjrzeć...
 -To?-poczułaś rękę Kris'a niecierpliwie wsuwającą się pod zapięcie twojego stanika. Doskonale wiedziałaś, w co się bawił.
 -Jesteśmy cholernie seksowni.-wolną ręką odgarnął ci włosy na bark.
 -Yifan...-powiedziałaś, widząc jego pełne pożądania oczy.
 -No,może ty trochę bardziej.-jednym gwałtownym ruchem obnażył twoje piersi. Zdjęty biustonosz zrzucił na podłogę. Zaśmiałaś się, gdy poczułaś dłonie chłopaka na klatce piersiowej.
 -Za chwilę się spóźnię do kawiarni...-powiedziałaś z udawanym żalem.
 -Nigdzie nie idziesz.-zadecydował szybko. Odwrócił cię do siebie przodem. Bez zastanowienie wpił się w twoje wargi.
 -Dlaczego?-zaoponowałaś między pocałunkami.
 -Bo chcę cię zerżnąć.-na chwilę oderwał się od ciebie.-Teraz.
 Niecierpliwie wzięłaś butelkę do ręki. Nalałaś sobie połowę kieliszka szampana i odstawiłaś ją obok. Dziś mijało dokładnie osiem miesięcy odkąd twój mąż sięgnął po alkohol. Każdego dnia wyliczałaś tę datę na nowo. Łudziłaś się, czy aby rzeczywiście się nie pomyliłaś. Gdyby tak się stało, los byłby cudownie najłaskawszy. Jednak to było niemożliwe.
 Lustrowałaś Kris'a wzrokiem. Wraz z Luhan'em okupował kanapę. Co jakiś czas wybuchał prześlicznym śmiechem, jednak w dłoni dzierżył butelkę wódki. Wstrzymywałaś oddech za każdym razem, kiedy przykładał gwint do ust, żeby wypić chociaż kropelkę. Rano obojgu wam było dobrze, ale co z tego, jeśli teraz wszystko znowu obracało się w koszmar. "To będzie długa noc...", pomyślałaś i ponownie odwróciłaś się twarzą w stronę przyjaciółki.
 Dziewczyna LuLu jako jedyna okazywała ci wsparcie jeśli chodziło o całą tę sytuację. Nawet wtedy, pilnując piekącego się kurczaka, dzielnie wysłuchiwała twoich obaw zmiksowanych z wspomnieniami. Na jej twarzy widziałaś zatroskanie. Martwiła się. Chociaż była bardzo drobna, to miała w sobie coś lwiego. Nikt tak filigranowy przecież nie zniósłby tyle lamentowania przyjaciółki, a przynajmniej tak uważałaś.
 -Osiem miesięcy, tak?-zaoponowała, uchylając klapę piekarnika. Sprawdziwszy mięso, ponownie ją zamknęła.
 -Dokładnie.-wzdrygnęłaś się. Upiłaś łyka szampana i spojrzałaś dziewczynie w oczy.-Co do dnia. Kilka razy przeliczałam, żeby upewnić się, czy niczego nie pochrzaniłam. Ale wiesz? Chciałabym.
 -Powinnaś coś zrobić.-wzruszyła ramionami. Uśmiechała się, obdarzając spojrzeniem jakiś punkt nad tobą.
 -Ale niewiele mogę...-odwróciłaś się w tamtym kierunku i zachichotałaś widząc Luhan'a, który właśnie przesyłał jej powietrzny pocałunek.-Za to ty sobie radzisz.
 -Doskonale mi idzie.-oboje się zaśmiałyście.-Porozmawiaj z nim. Zaproponuj terapię. Zagroź rozwodem, daj mu coś, żeby poczuł, że cię traci...
 -To by było nie fair jeśli chodzi o mnie.-niepewna, przygryzłaś dolną wargę.
 -Ale Kris tak robi już od kilku miesięcy.-pogłaskała cię po ramieniu.
 -Wiesz...-zawahałaś się.
 -Luhan też widzi, że on ma problem.-zauważyła Koreanka.-Mógłby nam pomóc.
 -Nam?-zapytałaś zaskoczona.
 -Przemyśl to.-odezwała się, wyłączając piekarnik. Natychmiast całe pomieszczenie wypełniło się zapachem pieczonego kurczaka.
 Dochodziła dziesiąta wieczorem, gdy zmęczenie zaczęło drażnić twoje zmysły. Owszem, mogłaś iść do domu, jednak wtedy zostałabyś skazana na zostawienie Kris'a samego. Nie zdanego samemu sobie, jeśli alkohol liczy się jako osoba. Zamiast narzekać i prawić mu morały, po prostu usadowiłaś się na jego kolanach. Między butelką, a chłopakiem, dla bezpieczeństwa. Chociaż drażnił cię alkoholowy oddech męża, a spocone dłonie kurczowo zaciskały się na twoich biodrach, ilekroć miał skrępowane ruchy tak, że nie mógł sięgnąć po wódkę, to trzymałaś się nadzwyczaj dzielnie. Lepiej wprowadzać rewolucję od razu. Taktyka Napoleona wydawała ci się idealna.
 -Skarbie, mogłabyś?-powiedział, rozciągając wolną rękę w kierunku butelki leżącej na stole.
 -Panu już podziękujemy.-uprzedziłaś go i szybko podałaś naczynie Luhan'owi. Chłopak zręcznie ją przejąwszy, ustawił alkohol przed wazonem okupującym komodę. Tym samym kompletnie wyciągnął trunek spoza zasięgu Kris'a. Cieszyłaś się, że chociaż LuLu był twoim trzeźwym sojusznikiem.
 -Proszę cię...-wyszeptał chłopak, któremu siedziałaś na kolanach.-Ja potrzebuję...
 -Nie,kochanie.-odgarnęłaś mu włosy z czoła.
 -Wyżywasz się na mnie.-przewrócił oczami, w których czaiła się żądza alkoholu.-Luhan, podasz mi?
 -Nie ma mowy.-"jelonek" zaśmiał się głośno, wyciągając ramiona do twojej przyjaciółki, akurat idącej w jego kierunku.
 -Jesteście straszni.-burknął Kris. Czułaś, jak jego paznokcie boleśnie kaleczą ci skórę talii.
 -Yifan, przestań.-warknęłaś cicho.-To boli.
 -Przepraszam.-wargami delikatnie musnął twój policzek. Poluźnił uścisk, na co głośno wypuściłaś powietrze z ust.
 -Kris, masz ochotę!?-naraz rozległ się krzyk o źródle gnieżdżącym się w rogu pokoju. Odwróciłaś wzrok w tamtą stronę, jednak nie wyłapałaś dosłownie nic, gdyż później wydarzenia nabrały szybszych obrotów.
 -Jasne.-odkrzyknął twój mąż. Chwilę później do jego rąk trafiła świeża butelka whiskey. Wtedy miałaś opóźnioną reakcję. Zajmowałaś się piorunowaniem wzrokowym drobnego Azjaty, który na dodatek umiał świetnie rzucać, gdy Kris jednym ruchem otworzył butelkę i przyłożył ją do ust, spory procent zawartości wypijając duszkiem. Jęknęłaś, kiedy zobaczyłaś jego zadowoloną minę po skończonej celebracji wlewania w siebie trunku.
 -Oddaj mi to.-powiedziałaś. Natychmiastowo podniosłaś się na nogi, żeby nie musieć dłużej męczyć kolan chłopaka. Wyciągnęłaś do niego rękę wyczekująco.
 -Chciałabyś.-wybełkotał. Był już wyraźnie odurzony alkoholem. Przeklinałaś Boga, bo takiego Wu Yi Fan'a zwalczało się najtrudniej.
 -Kris,proszę cię.-pod wpływem emocji twój głos zmienił się na płaczliwy ton, niemalże pisk.
 -Daj mi spokój, dobrze?-wziął ciągle otwartą butelkę w obie dłonie, gdybyś nagle zachciała mu ją wyrwać.
 -Dosyć tego.-siłowanie się z nim wtedy wydawało ci się nie aż tak złym pomysłem. Natychmiastowo znalazłaś wolną przestrzeń między jego rękami i również chwyciłaś za szkło.
 -Skarbie, zostaw...-powiedział, wstając.-Zrobisz sobie krzywdę.
 Chciał jak najdelikatniej wyjąć ci butelkę z dłoni, jednak trzymałaś niezwykle mocno, jak na wysiłki człowieka pod wpływem alkoholu.
 -To przestań pić!-krzyknęłaś, twoim zdaniem nieco za cicho. Wokół nie było nikogo, oprócz Luhan'a i jego dziewczyny, kto skupiałby się na tej scenie, także mogłaś zachowywać się, niczym wariatka, ile ci się tylko podobało.
 Resztę wydarzeń widziałaś, jak przez mgłę. Nie miałaś ochoty wykłócać się ze swoim mężem, więc po prostu bez słowa pociągnęłaś za butelkę. Liczyłaś, że mu ją wyrwiesz, ale chwycił mocniej, niż każdy postronny świadek by przypuszczał. Pech tradycyjnie nad tobą czuwał. Siła rozpędu była tak silna, niemalże niewyobrażalnie. W ułamku sekundy potknęłaś się. Później rozumiałaś tylko to, że upadasz. Panicznie wyciągnęłaś ręce przed siebie, próbując złapać się czegokolwiek. Nikt nie zdążył zareagować dostatecznie szybko. Jęknęłaś z bólu, gdy poczułaś, jak twoje plecy wwiercają się w szklany stolik umieszczony naprzeciwko kanapy. Gdybyś ważyła czterdzieści kilo mniej, chociaż żadna zdrowa osoba nie ma takiego ciężaru, może nie rozbiłby się. Zachłysnęłaś się powietrzem. Usłyszałaś brzęk szkła i załkałaś, bo pękający materiał rozdarł plecy sukienki, którą miałaś na sobie. Fragmenty blatu raniły ci całe ręce, kiedy leżałaś na szczątkach mebla. Próbowałaś sobie uświadomić, co właśnie się stało.
 -[T.I.], kochanie...-głos męża próbował wedrzeć się do twojej świadomości. Widziałaś jak wyciąga dłonie w twoim kierunku.-Chodź, daj mi rączkę...
 -Nie,zostaw mnie.-natychmiast wstałaś, ignorując wszystkich ludzi, którzy momentalnie zebrali się wokół ciebie. Ociekałaś krwią. Sukienka nadawała się tylko do wyrzucenia. Czułaś niewyobrażalny ból z każdym krokiem, jednak to było nic, gdyby porównać agonię z gniewem na Kris'a. Cała buzowałaś pod wpływem emocji.
 -Przepraszam.-powiedziałaś wyciągając dłonie, w które powbijane były kawałki szkła, do Luhan'a.
 -Nie,słoneczko.-oczy Koreańczyka przesiąknięte były strachem.-Nie ma za co.
 -Chodź.-jego dziewczyna natychmiast doskoczyła do ciebie. Zignorowawszy zakrwawiony materiał, objęła cię w talii, chcąc zaprowadzić na górę.
 -Zostaw ją.-ponownie odezwał się Kris. Zerknęłaś na niego z obrzydzeniem.
 -Nie ty będziesz o tym decydował.-odparowała Koreanka.
 -Kochanie, przepraszam.-w oczach męża widziałaś panikę. Chyba jeszcze nigdy nie był tak przerażony.-Ja nie chciałem.
 -Ja też nie chciałam!-wydarłaś się z całej siły, chociaż miałaś wrażenie, że właśnie masz plecy piłowane na pół.-Nie chciałam zostać twoją żoną! Nie chciałam z tobą zamieszkać! Nie chciałam, żebyś odwoził mnie codziennie do pracy!
 -Co ty mówisz?-zmarszczył czoło. Dopiero teraz zauważyłaś jego rozedrgane dłonie.
 -Jak wrócisz do domu...-zaczęłaś.-Łaskawie się spakuj i wyprowadź. To ostatnie, czego od ciebie chcę.
 -Ale...-odezwał się, jednak odwróciłaś się, chcąc iść dalej. Prędzej choinki spadną z nieba, niż go posłuchasz.
 -Czekaj.-zatrzymała cię dziewczyna LuLu.
 -Tak?-skrzywiłaś się.
 -Mogę?-dziewczyna wzięła twoją sylwetkę na ręce. Byłaś zadziwiona jej siłą, zwłaszcza, że urodziła się taka malutka. Prawie bez wysiłku zaczęła wnosić cię po schodach.-Zostaniesz na noc u mnie, dobrze?
 -Tak.-wymamrotałaś.
 -Możesz już zasnąć, [T.I.]...-mówiła, jednak jej słowa bardziej przypominały śpiewaną piosenkę.-Luhan już wezwał lekarza.
 Wyrazy wypowiadane przez dziewczynę podziałały, niczym kołysanka. Odpłynęłaś w mgnieniu oka, jednak zdarzało ci się przebudzić. Miałaś przebłyski czyiś krzyków. Później zostałaś przywrócona do porządku za pomocą doktora. Wtedy, choćbyś nawet chciała, nie dało się zasnąć. Wyłaś z bólu, gdy lekarz oczyszczał twoje przedramiona, plecy oraz dłonie. Obyło się bez szwów, ale swojego serca nie udało ci się przywrócić do zdrowia. Czułaś się upokorzona. Zawstydzona całą tą sytuacją. Wstydziłaś się, bo Kris pije. Zalewał się alkoholem i nie zamierzał nic z tym zrobić. Już nie dawałaś rady. Wódka rozbijała wasze małżeństwo, wszystko, co razem zbudowaliście przez tyle lat. Doskonale wiedziałaś, że część osób obwiniała cię za jego alkoholizm. Ale ty nie miałaś wtedy nic do gadania. Wziął do ręki, odkręcił nakrętkę, wypił. Tak to zazwyczaj działało. Tak zaczęłaś tracić Kris'a.
 Pomieszkałaś u nich jeszcze przez dwa tygodnie od feralnej imprezy. Nie odbierałaś telefonów od Wu Yi Fan'a. Mimo wszystko nie wrócił tutaj. Może dlatego, bo bał się spojrzeć Luhan'owi w oczy. Chłopak zawsze cię lubił i kilka razy przez te kilkanaście dni przyłapywałaś go na mówieniu, że chętnie rozszarpałby Kris'a na strzępy. Jego dziewczyna sporo z tobą rozmawiała. Nadawałaby się na świetnego lekarza. Dbała o to, żebyś w końcu zeszła na właściwą drogę. Nie chciała, abyś była tą, która przez lata stała i patrzyła, jak jej mąż się stacza. Po jakimś czasie wspólnie zadecydowali, że powinnaś u nich zamieszkać na jeszcze troszeczkę. Zgodziłaś się, chociaż nie lubiłaś tak siedzieć komuś na głowie. Samodzielnie podjęłaś decyzję o czymś bardzo ważnym. Sama wzięłaś losy swojej przyszłości w ręce. Myślami goniłaś dzień. Postanowiłaś spuścić wściekłego psa ze smyczy.
 -Idziesz po rzeczy?-uśmiechnęła się Koreanka, zatrzymując cię tuż przy wyjściu.
 -Tak.-przewróciłaś oczami.-Ale najpierw jeszcze muszę coś załatwić.
 -Leć.-rzuciła ci klucze do domu.-Widzimy się na obiedzie, maluszku.
 Nieco nerwowo zapukałaś w drzwi. Mogłaś samodzielnie otworzyć zamek, ale teraz to było już tylko jego mieszkanie. Słyszałaś krzątaninę dobiegającą ze środka. Mimo wszystko zastanawiałaś się, czy w ogóle wpuści cię do środka. Nie czekałaś nawet dwóch minut, gdy usłyszałaś brzęczący dźwięk przekręcanego klucza.
 -Hej.-Kris uśmiechnął się, kiedy tylko zobaczył twoją sylwetkę. Pochylił się, żeby cię pocałować, jednak szybko się odsunęłaś. Nieco zakłopotany zrobił ci miejsce w drzwiach, abyś mogła wejść do środka.-Nie odbierasz moich telefonów.
 -Nie miałam ci nic do powiedzenia.-odpowiedziałaś dopiero, gdy znalazłaś się w salonie.
 -Siadaj.-skinął głową na skórzaną kanapę.-Musimy porozmawiać.
 Posłusznie zajęłaś miejsce. Chłopak zajął miejsce obok ciebie. Ledwie teraz dostrzegłaś, jak strasznie wyglądał. Jego przekrwione oczy idealnie kontrastowały z żółtawym odcieniem skóry. Cienie pod oczami sprawiały, że wyglądał, niczym miś panda. Dłonie mu drżały. Nerwowo splatał je ze sobą, jakby psychika pchała go w kierunku rzucania ostrymi przedmiotami. Zastanawiałaś się, czy został przy alkoholu, czy też przypadkiem wziął coś mocniejszego. Chwilę rozmyślań przerwał ci ciężki oddech twojego męża.
 -Coś się stało?-uniosłaś brew.
 -Jestem na głodzie.-potrząsnął głową, jakby chciał, żeby to wszystko z niego tak po prostu wyleciało.-Przepraszam.
 -Ahm.-uśmiechnęłaś się cierpko.-Musimy porozmawiać.
 -To może ja pierwszy.-uśmiechnął się tak samo zniewalająco, jak kiedyś.
 -Nie chcesz posłuchać moich wiadomości?-zachichotałaś wymuszenie.-Moje są ciekawsze.
 -Ubliżasz mi, kochanie.-delikatnie pogłaskał cię po wierzchu dłoni. Tylko siła woli trzymała cię, żeby wtedy nie dać mu w twarz. Wstrzymałaś oddech, starając się z siebie wydusić tylko to jedno zdanie. Bez nawiązki setek obelg oraz wypominań.
 -Złożyłam wniosek o separację.-wydukałaś w końcu. Zerknęłaś na twarz chłopaka. Przez ułamek sekundy przebiegło przez nią tysiąc emocji, jednak nie odezwał się ani słowem. Naraz zrobił się zielony, fioletowy, a później czerwony, niczym pomidor. Niemal od razu pożałowałaś swojej decyzji o mówieniu mu czegokolwiek.
 -Kiedy?-wycharczał, jakby brakowało mu tchu.
 -Mniej więcej godzinę temu.-doskonale widziałaś, jaki ból sprawiały mu twoje słowa. Byłaś pełna poczucia winy, jednak nie potrafiłaś go oszukiwać.
 -Cofniesz go?-zapytał z nadzieją w głosie.
 -Nie.-wzruszyłaś ramionami.
 -Oni cię do tego namówili.-po tym, jak się poruszał wywnioskowałaś, że jest nie tyle zły, co zdruzgotany.
 -Nie, sama podjęłam decyzję.-wypuściłaś głośno powietrze z ust.
 -Już mnie nie kochasz?-zauważyłaś łzy błądzące w jego oczach.
 -A jakie to ma teraz znaczenie?-wzruszyłaś ramionami.-Ty masz swój alkohol.
 -Przecież nie piję.
 -Teraz nie.-przygryzłaś wargę.-Ale jeśli wrócę, znów zaczniesz pić.
 -Nie będzie tak, obiecuję.-chciał cię złapać za rękę, jednak w porę się odsunęłaś.
 -Kris, to już nie ma znaczenia.-parsknęłaś cicho.-W zasadzie to przyjechałam tutaj po swoje rzeczy, ale wątpię, że pozwolisz mi coś zabrać.
 -Najpierw separacja...-powiedział, lewą dłonią trąc oko. Niemal natychmiast spłynęła z niego łza wielkości ziarnka grochu.-A później rozwód?
 -Pewnie tak...-zacisnęłaś usta. Twój mąż nie odezwał się ani słowem. Salon dudnił niezręczną ciszą, która była przerywana tylko waszymi oddechami. Chłopakowi trzęsły się ręce. Łzy cicho ściekały po jego policzkach. Najchętniej ukamieniowałabyś samą siebie za to, ale przecież ktoś musiał przerwać błędne koło, po którym oboje od jakiegoś czasu błądziliście.
 -[T.I.], nie zostawiaj mnie...-powiedział po chwili wahania. Spojrzał ci w oczy. Miałaś wrażenie, że czyta z ciebie, niczym z otwartej księgi.-Jesteś moją najukochańszą żoną. Moim najdroższym maluszkiem. Nawet nie wiesz, jak się teraz czuję. Moja jedna strona mówi, że jestem głupi, straciłem cię przez taką głupotę, ale druga jest zupełnie gdzie indziej. Ona cieszy się, jak kretynka dlatego, bo po prostu tutaj jesteś. Ja tak mam zawsze, gdy ciebie widzę. Teraz tutaj jest strasznie. Naprawdę, jeszcze nigdy nie byłem tak cholernie samotny. Dlatego mnie nie zostawiaj, skarbie...
 -Kris, nie staraj się już...-uśmiechnęłaś się nieśmiało.-Przepadło...
 -Nie mów tak.-pokręcił głową.-Ja to naprawię, zobaczysz. Tylko zostań...
 -Co ty robisz?-zapytałaś, gdy zauważyłaś, że gwałtownie zmniejszył się dystans między wami.
 -Sprawiam, że zmieniasz zdanie.-uśmiechnął się, otarłszy łzy błądzące mu pod oczami. Nie zastanawiając się dłużej, dłońmi złapał cię za policzki i jednym ruchem złączył wasze wargi. Czułaś jego mokre policzki na swoich. Nie wiadomo dlaczego zaczęłaś odwzajemniać pocałunki. Przecież zaraz miałaś oddać mu obrączkę. Niech czeka na inną dziewczynę. Przecież Kris może pomyśleć, że zmieniasz zdanie, ale tak naprawdę nic się nie zmieniło. Po prostu musiałaś go posmakować ten ostatni raz.
 -Yifan, przestań...-odepchnęłaś go w przeciągu kilku następnych chwil.
 -Przepraszam.-starał się brzmieć zakłopotanie, jednak najzwyczajniej w świecie mu to nie wychodziło.
 -Powinieneś.-wstałaś i natychmiast zaczęłaś zdejmować z palców obrączkę oraz pierścionek zaręczynowy.-Zabierz to.
 -Nie,proszę...-osłupiały, wpatrywał się, jak kładziesz oba pierścionki na stół.-Co mam zrobić, żebyś została?
 -Nic.-pozbywszy się zbędnego bagażu, ruszyłaś w kierunku drzwi. Jednym ruchem je otworzyłaś.-Po prostu wylecz się z alkoholu i ze mnie!
 Trzasnęłaś drzwiami. Zalewałaś się łzami, gdy zbiegałaś ze schodów i wtedy, kiedy wsiadałaś do taksówki.
 Nie trzymałaś się, absolutnie nie dawałaś sobie rady. Sześć miesięcy nie wystarczyło, żeby uporać się ze samą sobą i, co najważniejsze, zapomnieć o nim. Przez pewien czas szło ci doskonale. Poświęcałaś czas sobie. Coraz lepiej rozumiałaś życie. Wspomnienia wróciły dopiero, gdy dostałaś zawiadomienie o negatywnym rozpatrzeniu wniosku o separację. Według nich nie podałaś wystarczającej przyczyny. Może to dziwne, ale cieszyłaś się z takiego obrotu spraw. Chciałabyś móc jeszcze kiedyś zobaczyć Kris'a. Właśnie, Kris...Leczył się. Wiedziałaś, bo dzwonił co jakiś czas. Nie odbierałaś telefonów, więc zaczął pisać wiadomości przez pocztę internetową. Te natomiast czytałaś, ale nigdy nie odpisywałaś. Mówił ci o każdym swoim miesiącu bez picia, o każdym najmniejszym sukcesie. Cieszyłaś się, że jakoś sobie daje radę, żyje normalnie. Nawet, jeśli jego szczęście nie miało być takie, jak twoje...
 Pewnego dnia przypadkiem spotkałaś go w kawiarni. Śmiałaś się, gdy widziałaś, jak uroczo się rumienił na twój widok. Rozmawialiście, śmialiście się. Tydzień później ponownie włożyłaś obrączkę i pierścionek na palce. Bo wybaczanie to cudowna sprawa. Dzięki niemu stałaś się szczęśliwa u boku Wu Yi Fan'a - mężczyzny, którego kochasz.


 Miałam dodać jutro, ale co mi tam haha ;D ;) Mam nadzieję, że scenariusz Wam się spodoba, bo troszkę się nad nim namęczyłam ;3 Zakończenie może Was nie satysfakcjonować, ale zależało mi na trochę "filozoficznym" zakończeniu ;) Miłego czytania, kochane ;* Myślę, że zachęcać Was do komentowania, obserwowania itp. już nie muszę ;) Trzymajcie się cieplutko ;* ;)



sobota, 12 kwietnia 2014

#14 Xiumin


 Nigdy nikomu nie odmawiałaś, a przynajmniej nie miałaś takiego zwyczaju. Często załatwiałaś sprawy za innych. Czasami wpędzało cię to w kłopoty. Nie byłaś zwolenniczką korupcji i przeważnie nie dawałaś się wciągać do brudnych gierek. Dobrze się uczyłaś. Jednak inteligencja pozwalała ci tylko na niewielkie grono przyjaciół. Chociaż zazwyczaj trzymaliście się razem, nie potrafiłaś im odmówić. Tamtego dnia dostałaś od losu lekcję, której miałaś nigdy nie zapomnieć...
 Wstałaś jak zwykle wcześnie. Za oknami sączyła się gęsta mgła. Doprawdy "wspaniała" pogoda, żeby wychodzić na dwór. Niestety los wysłał cię do szkoły. Wprost nienawidziłaś uczenia się, jednak byłaś motywowana przez rodziców, którzy poprzysięgli, że wkrótce odwiedzisz Hiszpanię, jeśli jeszcze trochę "postoisz" z ocenami tak, jak robiłaś to teraz. Bardzo chciałaś zobaczyć Barcelonę, toteż zaczęłaś uczęszczać na korepetycje, uczyć się dwa razy więcej i, przede wszystkim, nie szalałaś. Liceum nie kształciło uczniów, w tym ciebie, zbyt dobrze, więc dodatkowa nauczycielka kuła żelazo, póki gorące. Zazwyczaj siedziałyście pośród cichych zakamarków mało zaludnionej kawiarni na obrzeżach miasta. Spędzałyście tam całe popołudnia, aż do wieczora, ale lubiłaś to. Zapach kawy i ciche podskubywanie czekoladowej babeczki tworzyły niesamowitą aurę naukową.
 Ledwo wróciłaś ze szkoły, a już musiałaś wyjść. Czekało cię kolejne przesiadywanie w towarzystwie korepetytorki. Za nic nie chciałaś wertować książek przez resztę dnia, jednak zobowiązałaś się, już nie było odwrotu. Tylko wzdychałaś ciężko, jednocześnie biorąc notes do ręki. W milczeniu opuściłaś mieszkanie.
 Tamto popołudnie okazało się chyba najcięższym ze wszystkich. Nie skupiałaś się. Właściwie, to nawet nie myślałaś o czymś konkretnym. Posłusznie wykonałaś kilka zadań, mimo że umysłowo wypruwałaś sobie flaki, żeby rozwiązanie wyszło dobre. Po kilkudziesięciu minutach matematyki byłaś bardzo zmęczona, całe szczęście twoja korepetytorka nie oślepła. Ucieszyłaś się, gdy na resztę wieczoru zaplanowała już tylko filiżankę kawy.
 -Coś się stało?-zapytała, kiedy zaczęłaś zbierać się do wyjścia. Ty jedynie oplotłaś ramiona kurtką. Było tak ciepło. W tym wypadku ubieranie okrycia wierzchniego byłoby zbrodnią.
 -Nie.-oznajmiłaś uprzejmie.-Dlaczego?
 -Wydajesz mi się jakaś nieobecna.-zaśmiała się serdecznie.
 -Wszystko jest okej.-wzruszyłaś ramionami.
 Później już tylko pożegnałaś się z kobietą i opuściłaś kawiarnię.
 Lokal,a twój dom dzielił może jeden kilometr. Jeśli nie liczyć skrótów, oczywiście. Zazwyczaj przemieszczałaś się dłuższą drogą. Ale dzisiaj czułaś się, jakby przejechał po tobie autobus. W takich okolicznościach, tradycyjny spacer wydał ci się śmieszny. Trochę wahałaś się,czy iść opłotkami, jednak nastrój miałaś fatalny, przy czym przytulne mieszkanie kusiło swoimi wdziękami.
 Cicho podążałaś zacienionymi alejkami. Dochodziła dziesiąta wieczorem. Ulice oświetlały tylko błyski pojedynczych latarni, których, twoim zdaniem, i tak było za mało. Mrużyłaś oczy, rozglądając się w poszukiwaniu zaułka prowadzącego do płotu ozdobionego pokaźną wyrwą. Po dziurze zostałoby już jedynie dwieście metrów, żeby znaleźć się przy domu. Smutno przyglądałaś się światłom migoczącym pośród okien budynków mieszkalnych. Zazdrościłaś tym ludziom. Pewnie właśnie siedzieli przed telewizorem, otuleni ciepłem kanapy. Oni nie mieli żadnych zmartwień. Przynajmniej nie teraz. Bo nie szli samotnie jedną z najciemniejszych ulic Seulu, którą przewijali się tylko nieliczni przechodnie.
 W końcu na horyzoncie ujrzałaś upragniony zaułek. Dzieliło cię od niego mniej więcej sto metrów, czyli niedużo. Mimo tego przyspieszyłaś kroku, obawiając się, że twoje spojrzenie zgubi uliczkę, gdy tylko się rozproszysz. Odetchnąwszy głęboko, starałaś się nadać swojemu marszowi idealne tempo.
 Byłaś prawie u celu, kiedy usłyszałaś gwizdy, a następnie głośny rechot grupki nieznajomych. Gwałtownie odwróciłaś głowę tam, skąd dochodził hałas. Zobaczyłaś kilkoro chłopaków, bo pewnie mężczyznami nazwać ich jeszcze nie można było. Zatrzymałaś się i lustrowałaś Koreańczyków wzrokiem. Uznałaś za przypadek to, że oni również patrzyli na ciebie. Ponownie odwróciłaś się, rozpoczynając marsz, lecz nagle stanęłaś jak wryta. Mniej więcej kilka metrów od miejsca, gdzie byłaś, opierał się o elewację budynku jeden z nich. Widziałaś go pierwszy raz, jednakże uśmiechał się znacząco do kolegów, więc musiało coś to znaczyć. Zakrywszy twarz włosami, modliłaś się, żeby nikt cię nie zaczepił.
 -Co taka ślicznotka robi sama o tej porze?-te słowa wpełzły w twoje uszy, gdy właśnie mijałaś chłopaka, i to takim ciągiem, że jeszcze bardziej się skuliłaś. Z udawanym spokojem przeszłaś obok niego.-Nie odpowiesz mi?!
 -Zostaw mnie!-odkrzyknęłaś. Teraz już niemal biegłaś. Wtedy najważniejsze było znalezienie się jak najdalej od natręta. Nie pokonałaś nawet dziesięciu metrów, kiedy zostałaś przygwożdżona do ściany przez Koreańczyka. Szarpałaś się, próbowałaś krzyczeć, jednak nikt nie usłyszał błagającej o pomoc dziewczyny na opustoszałej ulicy. Biłaś go, drapałaś w szyję, ale,choć chłopak był pozornie drobny, nic się nie równało jego sile. Wystarczyło mu jedno uderzenie ciebie w brzuch, żebyś zobaczyła mroczki przed oczami.
 -Teraz mi odpowiesz?-powiedział ciszej, dłonią ściskając twoje gardło. Byłaś obezwładniona, mogłaś tylko marzyć o ucieczce.
 -Wracałam do domu.-wycharczałaś z trudem. Czułaś, jak pod wpływem jego uścisku dławisz się własnymi słowami.
 -Grzeczna dziewczynka.-otwartą ręką poklepał cię kilka razy po policzku.-Chodź,porozmawiamy...
 -Nie,proszę...-powiedziałaś błagalnie, lecz chłopak tylko uśmiechnął się pobłażliwie. Jednym ruchem złapał twoje włosy i całą siłą pociągnął je razem z tobą w kierunku zaułka, gdzie zmierzałaś. Każdy jego krok sprawiał ci niewyobrażalny ból. Nie było to już znośne pulsowanie. Teraz wszystkie pojedyncze nerwy zadawały agonię taką, że błagałaś, aby przestał. Poczułaś rozluźnienie uścisku dopiero wtedy, gdy siłą zaciągnął cię aż pod sam płot przy końcu ciemnej ślepej uliczki. Pod wpływem jednego pchnięcia chłopaka, upadłaś na ziemię. Jęknęłaś, czując jak twoje dłonie pozbywają się sporej części naskórka. Zamknąwszy oczy,liczyłaś do kilkunastu. Starałaś się ignorować ciepłą ciecz między palcami. Przez chwilę miałaś wrażenie, że twój oprawca zniknął. Jednak później ktoś zaczął delikatnie kopać cię w łydki. Ostrożnie uchyliłaś powieki.
 -Proszę,nie...-wyszeptałaś. Przed sobą ujrzałaś całą grupkę, którą widziałaś na ulicy. Wybuchnęli śmiechem, widząc twoją bezradność. Jeden z nich, chłopak noszący czapkę baseballówkę, podszedł  do ciebie. Zatrzymał się kilka centymetrów przed nogami będącymi własnością właśnie katowanej Europejki, już wiedziałaś, po co cię tutaj zaciągnęli. Z przerażeniem przyglądałaś się, jak gwałciciel rozpina pasek od spodni.
 -Zabawimy się, dobrze?-zapytał, przerywając na chwilę.
 -Nie.-natychmiast poderwałaś się z ziemi, a chłopak momentalnie uniósł dłoń, żeby uderzyć cię w twarz. W pewnym momencie znieruchomiał. Został lekko szturchnięty przez jednego z pozostałych. Chłopak nachyliwszy się, wyszeptał mu coś do ucha. Ten natychmiast się odwrócił i odszedł, znikając pośród ciemności.
 Stałaś. Niczym bokser trzymałaś gardę. Pewnie twoja samoobrona dałaby tutaj niewiele, ale zawsze warto było spróbować. Przyglądałaś im się. Każdemu po kolei. Tylko jednemu byłaś wdzięczna, bo przerwał to wszystko. Gdyby chłopak w baseballówce nie wyszedł... Mogłaś tylko gdybać, czy przeżyłabyś. Zmierzyłaś wzrokiem krwawiące dłonie. Nie wyglądały najlepiej, jednak najgorzej też nie. Znów przeniosłaś spojrzenie na oprawców. Była ich czwórka, plus tamten. Zastanawiałaś się, dlaczego po prostu nie dokończą tego, co zaczęli i nie dadzą ci odejść. Czy to nie byłoby prostsze?
 Chwilę później gwałciciel w czapeczce wrócił. Szedł za nim ktoś jeszcze. Bardziej nieśmiało. Gdyby nie to, że ten chłopak za chwilę cię skrzywdzi, może nawet polubiłabyś go. Jeśli... Teraz nie było na to szans.
 -Patrz, Xiu, co upolowaliśmy.-zarechotał lider grupy. Podprowadził gościa jeszcze bliżej ciebie. Może zdawało ci się, ale oczy miał spowite strachem. Przez chwilę pomyślałaś, że może nie jest potworem. Aż do czasu, kiedy się odezwał.
 -Tak,prześliczna jest.-zaśmiał się, lustrując cię wzrokiem.
 -To jak?-lider złożył ręce na piersi.-Bierz się za nią.
 -Jasne.-uśmiechnął się szeroko, kucając przed tobą. Pogłaskał twój policzek dłonią i puścił ci mylące perskie oko. Chłopak strasznie mącił w głowie. To trzeba mu przyznać. Nieśmiało chwycił cię za rękę, lecz nagle znieruchomiał. Wzrokiem lustrował krew płynącą z ran, które "zdobyłaś". Odsunął się lekko. Był tak atrakcyjny, że niemal potraktowałaś to, jak obrazę.
 -Co jest?-burknął chłopak w baseballówce.
 -Nici z tego.-anielski przybysz przewrócił oczami.
 -Dlaczego niby?-zaśmiał się tamten.
 -Ona ma syfa...-powiedział, wyraźnie akcentując ostatni wyraz. Zdezorientowana, przekrzywiłaś głowę.
 -Co?-oprawca zmarszczył czoło.
 -Jest nosicielką HIV!-warknął.-Ona ma syfa HIV! Jeśli jej to zrobisz, to się zarazisz, rozumiesz?!
 -Dobra, Xiumin. Wiesz lepiej.-Koreańczyk wzniósł ręce w geście obronnym.-Chłopaki, zostawmy ją tutaj.
 -Nie...-powiedział aniołek niemal niedosłyszalnym szeptem.
 -I tak nie poruchasz, Baozi.-zarechotał zbyt pewny siebie Azjata.
 -Jako, że studiuję medycynę, to chcę jej pomóc.-Xiumin wzruszył ramionami.-Źle robię?
 -Rób co chcesz...-obrzucił cię wzrokiem i splunął na ziemię.-W końcu jest tylko chętną europejską suczką.
 -Spadajcie stąd.-odparował twój opiekun. Drugi raz nie trzeba było im powtarzać. Niecałe pół minuty później już przyglądałaś się, jak odchodzą. Chciałabyś być wdzięczna wybawcy za to, co zrobił, ale jakoś dziwnie nie potrafiłaś. Gdy przekazał straszne wieści, nagle przestałaś go lubić.
 Leżałaś na lodowatym betonowym bruku. Paranoja w twojej głowie sięgała zenitu. Uczucie, że nie może być gorzej opanowało cię całą i jedyne, co chciałaś robić, to wyć wniebogłosy. Ty jako nosicielka wirusa, który jest wyrokiem. Klamka zapadła, chociaż ten fakt wydał ci się nie możliwy. Przecież zawsze się oszczędzałaś, nie uprawiałaś seksu, nie brałaś narkotyków, a nawet gdyby twoja mama przekazała tobie go w genach, wiedziałabyś o tym. Poza tym, czy żeby stwierdzić obecność HIV, nie trzeba zbadać krwi? A może teraz mają już nowe metody?
 -Słuchasz mnie?-nagle wróciłaś do świata rzeczywistego. Przed sobą znów miałaś pucułowatą twarz chłopaka. Uśmiechał się radośnie, jakby to była Wielkanoc, a nie najgorszy dzień twojego życia.
 -Nie.-pokręciłaś głową. Chłopak bez słowa podał ci rękę, żebyś mogła wstać. Ponownie dźwignęłaś się na nogi, w okolicach pupy czując skutki kolejnego upadku.
 -Mówiłem, że mieszkam niedaleko.-uśmiechnął się.-I pytałem, czy nie chciałabyś może wejść. Napilibyśmy się herbaty, zobaczyłbym co da się zrobić z twoimi dłońmi. Pójdziesz ze mną?
 -Wszystko mi jedno.-odparowałaś, jednak dałaś mu się złapać pod ramię. Nie dbałaś o to, gdzie cię zabierze. Zgwałci w ciemnym zaułku, jak ten, lub utopi w rzece. Nie potrafiłaś ukryć tego, że bardzo mu nie ufałaś.
 Przez całą drogę nie odezwałaś się ani słowem. Za to Xiumin nawijał, niczym zaczarowany. Opowiadał ci o sobie, chociaż nawet nie pytałaś. Co jakiś czas głaskał twoje ramię, żebyś poczuła się lepiej. Sprawiał pozory naprawdę miłego chłopaka. Ale wiedziałaś, co wydarzyło się przed chwilą i drżałaś ze strachu przed chwilą, gdy Koreańczyk pokaże, jakie okropności czają się w odmętach jego charakteru.
 Zaprowadził cię do niewielkiego mieszkania. Powietrze było przesiąknięte zapachem kawy. Uwielbiałaś świeże espresso. Przy wejściu zabrał ci kurtkę, po czym kazał usiąść na kanapie w salonie. Trzęsąc kolanami, wodziłaś wzrokiem między rozmaitymi obrazami, które wyglądały, jakby były żywcem ściągnięte z muzeum. Zadziwił cię jego gust. Nie wyobrażałaś sobie, że chłopak mógłby urządzić mieszkanie w ten sposób. Wygodnie wyciągnąwszy się na kanapie, nasłuchiwałaś odgłosów krzątaniny dochodzących z kuchni.
 -Dobra?-zapytał chłopak siedzący obok, kiedy w milczeniu raczyłaś się filiżanką kawy.
 -Przepyszna.-uśmiechnęłaś się.-Powinieneś z tym wyjść do ludzi.
 -Ja...-odchrząknął.-Pracuję jako barista.
 -Brawo.-zaśmiałaś się. Odłożyłaś puste naczynie na blat białego stolika. Skuliłaś się na sofie.
 -Zimno ci?-zaniepokoił się lekko. Chociaż twoim zdaniem siedział zdecydowanie za blisko ciebie, przysunął się jeszcze bliżej.
 -Może trochę.-opatuliłaś się ciepłą bluzą, którą miałaś na sobie.
 -Robi się.-uśmiechnął się, a jego policzki stały się bardziej pucułowate, niż dotychczas. Wstał z kanapy i sięgnął po koc zdobiący fotel naprzeciwko. Szybko cię nim przykrył, znów usadawiając się na sofie.
 -Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś?-zapytałaś, gdy chwilowo odwrócił głowę w przeciwnym kierunku.
 -Chciałem cię za nich przeprosić.-oznajmił.
 -Przecież ty też chciałeś mnie zgwałcić.-burknęłaś.-W zasadzie to dlatego tutaj jestem,prawda? Bo teraz masz mnie tylko dla siebie. Ale nie martw się, nie omieszkam zadzwonić na policję.
 -Zrobię to za ciebie, jeśli pozwolisz.-jego oczy przesłoniła mgiełka żalu.-Nienawidzisz mnie teraz?
 -A jak myślisz?-burknęłaś.-Tylko nie wiem, co tobą kierowało.
 -Mogę ci opowiedzieć?-poprawił leniwie zsuwający się z ciebie koc.
 -Rób, co chcesz.-wzruszyłaś ramionami.
 -Nie bądź taka obojętna, dobrze?-zasmucił się nieco.
 -Umieram z ciekawości.-uśmiechnęłaś się lekko.
 -Nie było mnie tam.-wydusił.
 -Przecież widziałam.-sarknęłaś.
 -Wracałem do domu z uczelni. Właśnie tą ulicą. Nagle usłyszałem, że ktoś mnie woła. To był on. Znaczy mój znajomy ze studiów. Niedawno wplątał się w niefajne towarzystwo. Nie spodobało mi się to. Zbliżyłem się do niego, bo wiedziałem... Było ich tam kilku. Zaprosił mnie do środka tego zaułka.-zaczął załamywać mu się głos. Przeniósł spojrzenie w dół. Wtedy zaczynałaś rozumieć, że nie jest potworem.-Powiedział mi...On twierdził...To miało być coś fajnego. Chciał, żebym to zobaczył. Wtedy poszedłem dalej i zobaczyłem ciebie. Wiedziałem, co chcą ci zrobić. Nie mogłem cię tam zostawić, rozumiesz?
 -Xiumin?-pogłaskałaś go po ramieniu.
 -Później zacząłem robić wszystko, żeby zostawili twoje ciało w spokoju.-nerwowo przeczesał włosy palcami.-Nawet skłamałem, że masz jakiegoś pieprzonego wirusa!
 -Jak to, zełgałeś?-uniosłaś brew. W jednym momencie cała niechęć do niego wyparowała.
 -Musiałem cię uratować, przepraszam.-uśmiechnął się przez mgiełkę smutku, która otaczała twarz chłopaka.-Przestraszyłem cię, wiem...
 -Jak diabli...-pokręciłaś głową z ulgą. Sama nie wierzyłaś w to, co słyszysz.
 -Wiedziałem, że ci kretyni dadzą się na to nabrać.-zaśmiał się.-Ale nie sądziłem, że ty...
 -Jesteś okropny!-żartobliwie uderzyłaś go w ramię.
 -Nie wiedziałaś, że tutaj samo przyjrzenie się krwi nie wystarczy?-zacisnął usta, powstrzymując śmiech.
 -To ty jesteś przyszłym lekarzem, nie ja!-udałaś obrażoną minę.
 -Pokaż mi rękę.-poprosił. Posłusznie podałaś mu prawą dłoń.-Obsunęło ci się.
 Skupiona, przyglądałaś się, jak poprawia ci opatrunek. Miałaś okazję, żeby bliżej przyjrzeć się twarzy chłopaka. Była nieskazitelnie piękna. Uznałaś ją za niemal idealną. Nie zakochałaś się, jednak z pewnością pozazdrościłabyś jego dziewczynie.
 -To tak masz na imię?-nareszcie oderwałaś wzrok od buzi Xiumin'a. Spojrzałaś na bransoletkę z twoim imieniem, zdobiącą nadgarstek twojej prawej ręki. To miejsce wskazywał chłopak.-[T.I.]?
 -Tak.-kiwnęłaś głową.
 -Ładnie.-uśmiechnął się pod nosem.-Podoba mi się.
 -Drugie bardziej mi się podoba.-przewróciłaś oczyma.
 -Pierwsze jest tak piękne, że aż boję się zapytać.-zrumienił się lekko. Odwróciłaś wzrok od twarzy chłopaka i zatrzymałaś go na zegarze stojącym na półce z książkami. Znieruchomiałaś, uświadamiając sobie o zbliżającej się północy.
 -Ja muszę już iść.-powiedziałaś. Chciałaś opuścić kanapę, jednak Xiumin powstrzymał cię jednym ruchem.
 -Chyba nie myślisz, że puszczę cię do domu...-posłał ci wymowne spojrzenie.-Nie ma mowy. Zostaniesz u mnie.
 -Rodzice chyba już mi szykują taki szlaban...-zmartwiłaś się nieco.-Wolałbyś nie wiedzieć.
 -To napisz im, że śpisz tutaj.-wzruszył ramionami.
 -Spodziewaj się mojego taty z siekierą.-zaśmiałaś się.
 -Dobra, u koleżanki, niech będzie.-przewrócił brązowymi oczami.
 -Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś mordercą, gwałcicielem, komornikiem, ani nie odbierasz jedzenia biednym dzieciom?-wystawiłaś mu język.
 -Kpisz sobie?-zaśmiał się promiennie.
 -Dobra, niech będzie.-wyciągnęłaś telefon, żeby napisać wiadomość do mamy.
 Nie minęła jeszcze kolejna godzina rozmowy, gdy zaczęłaś okazywać pierwsze oznaki zmęczenia. Starałaś się słuchać chłopaka, jednak przez ziewanie zupełnie traciłaś wątek. Baozi, widząc to, zaproponował, że on będzie spał na kanapie, a tobie oddaje swoje łóżko. Zgodziłaś się, bo w zasadzie jedyną rzeczą, której pragnęłaś było ciepłe posłanie. Już po niecałych dziesięciu minutach leżałaś pod kołdrą. Zmorzona, jak nigdy, w bluzie chłopaka. Poprosiłaś go, aby posiedział przy tobie, dopóki nie zaśniesz. Zareagował tylko miłym uśmiechem, lecz wiedziałaś, że się zgodził. Z każdą minutą sen opatulał cię coraz bardziej. Aż w końcu około drugiej nad ranem zasnęłaś. W mieszkaniu tak bardzo nieznajomego, jednak już ukochanego chłopaka.
 Śniły ci się zające. Kolorowe, różnobarwne trusie. Ubrane były w smokingi, które zupełnie nie pasowały do barw pastelowych futerek. Ganiały się po łące. Co jakiś czas niewielkimi szczotkami, przeczesując sierść. U Xiumin'a każdy sen był możliwy. Lecz, jakże dziwny był widok śpiącego obok ciebie chłopaka po marzeniu z zającami.
 Uśmiechnęłaś się, patrząc na zaspanego Koreańczyka. Zastanawiałaś się, co robił w łóżku razem z tobą, ale taka sytuacja znacznie bardziej ci odpowiadała. Ostrożnie przeciągnęłaś się na materacu, starając się nie obudzić chłopaka.
 -Ani kroku dalej.-zatrzymał cię, gdy chciałaś wstać, aby zrobić mu niespodziankę w postaci śniadania.
 -Przepraszam.-zaśmiałaś się.-Myślałam, że śpisz.
 -Błąd.-powiedział, łapiąc twoją rękę, żebyś odwróciła się do niego twarzą. Usiadłszy na łóżku, sennie przetarł oczy.
 -Jak się tutaj znalazłeś?-uśmiechnęłaś się nieśmiało.
 -Czuwałem przy tobie całą noc.-pogłaskał cię po włosach.-Ale było warto.
 -Dlaczego?-zrobiłaś pytającą minę.
 -Mówiłaś moje imię przez sen.-zacisnął usta.-I powiedziałaś, że chcesz mnie pocałować.
 -To nieprawda!-powiedziałaś. Doskonale wiedziałaś... Twój sen nie miał nic wspólnego z Xiumin'em.
 -Ale marzysz o tym,przyznaj się!-wybuchnął serdecznym śmiechem.
 -Może.-zarumieniłaś się.
 -Jak to "może"?-jego uśmiech nieco zbladł.
 -Po prostu.-wzruszyłaś ramionami.-Zdrzemnij się chwilę, a ja zrobię śniadanie.
 -Jasne.-wstałaś z łóżka, przyglądając się, jak chłopak kuli się pod kołdrą.
 Oboje zjedliście pyszną jajecznicę, uraczyłaś go grzankami, które były twoją specjalnością. Xiumin uparcie nie chciał zejść z tematu całowania. Z każdą sekundą zawstydzał cię coraz bardziej. Bo to, że z chęcią dałabyś mu buziaka stało się niemal oczywiste. Zmyłaś naczynia i zdecydowałaś się pójść do domu. Był weekend, ale mimo tego miałaś mnóstwo pracy. Koreańczyk pewnie też.
 -Nie pozwolę ci iść samej.-powiedział, ubierając popielaty płaszcz. Upierałaś się, żeby iść sama, lecz finalnie zostałaś przegłosowana.
 -Ale ja mogę...-tupnęłaś nogą w miejscu.
 -Nie ma mowy.-pokręcił głową. Przyglądałaś się, jak narzuca na dłonie skórzane rękawiczki. Dzisiejszy dzień był najzimniejszy w tym miesiącu.
 -Dziękuję.-powiedziałaś,gdy oboje byliście gotowi do wyjścia.
 -Za co?-uśmiechnął się.
 -Bo gdyby nie ty, to pewnie już bym nie żyła.-uśmiechnęłaś się i stanęłaś na palcach.
 -Nie ma za co.-przybliżyłaś się do niego nieco. To była ta chwila, kiedy chciałaś go pocałować. W ostatniej chwili chłopak się odsunął.
 -Przepraszam,bo może ty masz...-zawstydzona, opuściłaś ciężar ciała na pięty.
 -Nie,[T.I.]...Jest idealnie.-złapał cię w pasie i czule wpił się w twoje wargi.


 W sumie, to jak zwykle zacznę od tego, że mi się nie podoba haha xD ;) I jeszcze chciałabym Was przeprosić, jeżeli cokolwiek, co napisałam w poście "Versatile Blogger #2" Was uraziło. Na przykład wzmianka o Chandarze...Wszystkie jesteście moimi siostrami  i was wszystkie bardzo kocham. ;) I wiem,że Channie to tylko fanboy Dary. ;) Dziękuję ;) Miłego czytania i mam nadzieję,że żadna z was, będąc w Korei nigdy nie będzie szła pustą ulicą w podejrzanej dzielnicy w godzinach nocnych. Gwałty na Europejkach są tam częste, także pilnować mi się! ;D ;) A tymczasem zachęcam do komentowania, obserwowania i pamiętajcie, że chociaż Xiumin ma już 25 lat, jest tak samo uroczy, jak dziecko ;) I ja się tylko modlę, żebyśmy nadal myślały, że to on jest maknae haha ;D ;) Miłego dnia kochane. ;) Już biorę się za odpisywanie na maile ;)






sobota, 5 kwietnia 2014

Versatile Blogger #2





Hej,misiaki ;* ;) Wiem,że to już powoli robi się nużące,ale znów zostałam nominowana do nagrody The Versatile Blogger Award ;) Na prawdę nic nie daje takiej radości,jak uznanie czytelnika (no może poza słuchaniem Sexy Free & Single od Super Junior i czekaniem na comeback EXO haha) xD ;) Tym razem nominowała mnie KimHyuNa,za co jej bardzo dziękuję. ;) (Klik Na Jej Bloga ) Jeszcze raz bardzo,bardzo dziękuję <3 ;) 



Co zrobić będąc nominowanym do Versatile Blogger Award?

1.Podziękować nominującemu bloggerowi.
2.Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award na swoim blogu.
3.Ujawnić 7 faktów o sobie.
4.Nominować 7 (lub więcej) blogów.
5.Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów.


Kolejne siedem faktów (nie nudać mi tam! ;D) o mnie: 
1.Może jestem dziwna,ale było mi smutno,gdy dowiedziałam się,że Chanyeol weźmie udział w programie Roommate.
2.Nie słucham K-girlbandów. Jak dla mnie są zbyt "cukierkowe". ;)
3.Nie jestem fanką Chandary i czuję się zirytowana,gdy na Tumblrze widzę setki postów,photoshopów,przeróbek,lub gdy ktoś pisze,że Chanyeol bierze udział w Roommate wraz z Bom i teraz Dara przyjedzie ją odwiedzić,po czym będzie z Channie'm. ;) Generalnie,to nie lubię,jak ktoś próbuje na siłę łączyć ludzi w pary,nawet jeśli ta dwójka nawet się nie lubi ;)
4.Na co dzień się nie maluję ;)
5.Mam tak jasną skórę,że najjaśniejszy odcień korektora do niedoskonałości jest dla mnie za jasny. xD ;)
6.Mam braciszka w liceum. ;)
7.Nigdy nie obrażam ludzi. Zawsze wolę przemilczeć i odejść,niż kogoś zwyzywać (przepraszam). ;)

Pierwszy raz dodaję posty tak często <3 ;) Nie zapominajcie kochane o scenariuszu,który macie niżej ;)
Trzymajcie się cieplutko <3 ;) xoxo











#13 Kai (+18)


 Uporczywie przetrzepywałaś szafę w poszukiwaniu jakichś,twoim zdaniem eleganckich,ubrań. Pewność,że robisz to tylko dla swojego chłopaka zmotywowała cię do przerzucenia kolejnego stosu garderoby. Trudno uwierzyć,że jeszcze niedawno byłaś na dużych zakupach. Przecież wśród tych łachmanów jak dotąd nie znalazłaś nic ciekawego...
 Nagle poczułaś czyjeś ręce,oplatające się wokół twojej sylwetki. Westchnęłaś cicho,kiedy wywąchałaś zapach perfum tej osoby. Tak mógł pachnieć tylko Kai.
 -Nie mam nic do ubrania...-wyjęczałaś.
 -Możesz cały czas chodzić nago.-usłyszałaś chichot chłopaka w prawym uchu. Uśmiechnęłaś się na dźwięk najpiękniejszej melodii,jaką kiedykolwiek było dane ci poznać.
 Kilkanaście miesięcy temu spotkałaś go po raz pierwszy. Szukałaś kogokolwiek,kto mógłby sprostać fantazjom,które chciałaś zrealizować. Zawsze marzyłaś o graffiti,zdobiącym dowolną ścianę zamieszkiwanej przez ciebie sypialni. Wystarczyło tylko ogłoszenie w lokalnej gazecie,a już znalazłaś kilkoro zainteresowanych zamienieniem twojego pokoju na artystyczne cudo. Kai'a poznałaś przypadkowo. Byłaś umówiona z potencjalnym wykonawcą,lecz długo nie mogłaś trafić pod wyznaczony adres. Pech chciał,że finalnie zgubiłaś się we własnym mieście. Właśnie zabierałaś się za wzywanie taksówki,gdy zobaczyłaś chłopaka. Majstrował coś przy bocznej ścianie budynku mieszkalnego stojącego nieopodal. Zdziwiłaś się,co ktokolwiek może robić tak wcześnie z elewacją kamienicy. Wokół było pełno ludzi. Niektórzy wyjeżdżali do pracy,inni cierpliwie prowadzali za ręce swoje uśmiechnięte pociechy. Miasto tętniło życiem,jednak ty stałaś,niczym skostniała. Przyglądałaś się zarysowi umięśnionych pleców nieznajomego i jego sprawnym dłoniom,które trzymały puszkę farby w sprayu. Przeszłaś na drugą stronę ulicy pod pretekstem spytania chłopaka o drogę. Zmniejszając dystans między wami,zauważyłaś,że co jakiś czas nerwowo przeczesuje okolicę wzrokiem. Jeszcze raz to zrobił. Teraz jednak spostrzegł twoją postać. Przez ułamek sekundy świdrował cię spojrzeniem,ale już po chwili naciągnął kaptur bluzy na głowę. Ponownie odwrócił się do ściany. Czekałaś,aż znów zacznie pracować,jednak on nawet nie drgnął. Zwolniłaś kroku. Chociaż nie znaliście się,już zdążyłaś go przestraszyć. Kątem oka zauważyłaś,jak kurczowo zaciska palce wokół puszki z farbą.
 -Przepraszam?-odezwałaś się,gdy byłaś na tyle blisko,żeby nie musieć krzyczeć. Nie poruszył się. Mimo wszystko oczami wyobraźni widziałaś jego wargi poruszane rytmem niemych przekleństw. Ku twojemu zdziwieniu,nagle się wyprostował. Odwrócił się twarzą do ciebie,jednocześnie plecami zasłaniając swoje dzieło.
 -Tylko naprawiam ściany.-zaczerwienione policzki chłopaka przeczyły wszystkiemu.
 -Nie zamierzałam pytać.-uśmiechnęłaś się.-Pokażesz mi?
 -Masz w pobliżu ponad setkę ludzi.-przewrócił oczami.-Zostaw mnie samego.
 -Widziałam,że coś malujesz.-podeszłaś kilka kroków bliżej niego,dalej kontynuując swój wywód.-Chciałam zobaczyć...
 -Po co?-jego oczy były ufne,a jednocześnie pewne tego,iż nie można nikomu ufać.-Pewnie masz obowiązki,wracaj do pracy.
 -Szukam kogoś,kto by mi zrobił takie coś w pokoju.-błagalnie złożyłaś dłonie.
 -To tyle teraz kosztuje rysunek na niewielkiej ścianie?-splótł ręce klatce piersiowej. Zauroczyło cię to,że czule przycisnął puszkę do serca.
 -Trzy metry wysokości.-uniosłaś brwi,gdy dostrzegłaś jego wahanie.-A później pięć...
 -Tyle możliwości...-tym razem to on się uśmiechnął.-Jasne. Jesteś zbyt piękna,żeby ci odmawiać.
 -Pokażesz mi,co namalowałeś?-puściłaś komplement mimo uszu.
 -Pewnie.-posłusznie się odsunął,ukazując pokaźnych rozmiarów głowę ryczącego lwa.
 Tak zaczęła się wasza znajomość. Doczekałaś się najwspanialszej sztuki malarskiej znanej ludzkości na ścianie i zdobyłaś cudownego chłopaka. Wiedziałaś,że Kai bardzo cię kochał. Dowiadywałaś się tego codziennie,przyglądając się elewacjom budynków. To już nie był wandalizm,a artyzm uliczny. Tak przynajmniej twierdziłaś. Jednak która dziewczyna nie byłaby zadowolona,gdyby jej imię zdobiło wiele miejskich murów?
 Za każdym razem oglądałaś jego dzieła jako pierwsza. Zawsze stresowałaś się,bo chłopak ściśle trzymał wszystko w tajemnicy. Identycznie zrobił tym razem. O fakcie,że zabiera cię do swoich rodziców powiedział dopiero dzień przed wyjazdem. Ogromnie chciałaś poznać kobietę,która stworzyła tak cudownego człowieka,jak Jongin, jednak wtedy miałaś ochotę go zamordować. Zostałaś skazana na ekstremalnie szybkie pakowanie i wybieranie ubrań z niemal pustej szafy. Finalnie wyjechaliście punktualnie,chociaż tradycyjnie wlokłaś się,ile wlezie.
 Wepchnęłaś samą siebie za kierownicę,a chłopaka posadziłaś obok. Nie lubiłaś,gdy prowadził,bo zazwyczaj szybko się rozpraszał. Dzisiaj zrozumiałaś go całkowicie. Podczas drogi twój ukochany z każdą minutą zaczynał coraz bardziej się wiercić. Raz bawił się włosami,później posyłając ci jednoznaczne spojrzenia,które widziałaś setki razy. Kai był najzwyczajniej w świecie napalony,co skutecznie odciągało cię od kierownicy. Na początku jeszcze trzeźwo zerkałaś na wyświetlacz nawigacji samochodowej,jednak później czułaś już tylko dotyk rąk chłopaka,który cicho powarkując,głaskał twoje prawe przedramię.
 Zanim dotarliście do domu rodziców Kai'a,nasłuchałaś się kilkudziesięciu minutowego monologu,co jeszcze długo po jego zakończeniu mącił ci w głowie. Z ust Jongin'a padło mnóstwo błagań o krótki postój,żebyście mogli ulżyć sobie nawzajem,kilka szczegółowych opisów rzeczy,którymi zamierzał cię obdarzyć,gdy tylko zostaniecie przez chwilę sami. Najpierw się opierałaś,ale później zaczynałaś się uśmiechać,cierpliwie głaskałaś go po policzkach,lecz czułaś,jak przyjemne dreszcze spływają ci wzdłuż całego ciała. Przecież to twój chłopak. Był najseksowniejszym facetem na ziemi. Tylko kamień nie poczułby nic,gdyby Kai szeptał mu takie rzeczy do ucha.
 Rodzice Jongin'a przywitali cię bardzo ciepło. Jego mama okazała się kochaną osobą,a ojciec wyglądał,niczym przekalkowany Kim Jong In. Oboje byli,niby dwie krople wody. Dziwiłaś się,jak syn może być tak ogromnie podobny do taty. Mniejsza o to...
 Czekała na was wyśmienita kolacja. Pani domu gotowała wyśmienicie. Nie mogłaś oderwać się od głównego tania,uwielbiałaś azjatycką kuchnię. Pewnie ta chwila trwałaby dłużej,gdyby nie chłopak,niewyżyty seksualnie nawet przy rodzicach. Przez całą wieczerzę dawał ci do zrozumienia,że w każdym momencie byłby gotów zerwać z ciebie ubranie. Niby przypadkiem głaskał twoje kolana,a później przenosił się na delikatne szczypanie ud. Kiedy przerywałaś mu jego poczynania,udawał niewiniątko. Mimo wszystko tylko trzy kwadranse wystarczyły Kai'owi,żeby pozbawić cię zmysłów. Aby się uratować,zaproponowałaś mamie Kai'a,że pomożesz jej pozmywać po kolacji.
 -Łatwo nam poszło.-zaśmiała się kobieta,kiedy wycierałaś ostatni talerz.
 -Rzeczywiście.-również się uśmiechnęłaś.
 -Przed domem czeka mnóstwo narzeczonych Jonginnie'go.-obie zachichotałyście,lecz dopiero teraz usłyszałaś nieco przytłumione krzyki dziewczyn.-To niesamowite,ile dla niego robią.
 -Tak,zawsze nie mogę się temu nadziwić.-wzruszyłaś ramionami.-Tak jest non stop,gdy przyjeżdża?
 -Tak.-kobieta kiwnęła głową.
 -Przykro mi.-zacisnęłaś usta.
 -Przywykliśmy już.-znów się uśmiechnęła. Zachowywała się,jakby fanki jej nie przeszkadzały.-Poproszę Jongin'a,żeby zaniósł im ciasteczka.
 -Na pewno się ucieszą.-przytaknęłaś. Kobieta odwróciła się,lecz stanęła wpół kroku. Znów spojrzała ci w twarz.
 -[T.I.],jesteś z nim szczęśliwa?-jej oczy były usłane obawą,więc tylko się uśmiechnęłaś.
 -Tak.-lekko zawstydzona,spuściłaś wzrok.-Jongin jest niesamowity.
 -To świetnie.-zaśmiała się serdecznie.-Tak chciałam go wychować.
 -Udało się.-pokiwałaś głową ze szczerym uznaniem.
 -Dbaj o niego,dobrze?-zacisnęła usta,choć w ich kącikach majaczył uśmiech.
 -Obiecuję,że będę.-kobieta właściwie poprosiła cię o coś,co już od dawna robiłaś.-Czy jest coś jeszcze do zrobienia?
 -Mogłabyś jeszcze umyć brytfannę po ziemniakach.-potarła czoło dłonią.-Jeśli nie chcesz,nie musisz.
 -Zrobię to.-uśmiechnęła się serdecznie.
 -Kochana jesteś.-podeszła do ciebie i ucałowała w oba policzki.-Pójdę go poszukać.
 Zadowolona,przyglądałaś się,jak kobieta opuszcza kuchnię. Głęboko miałaś nadzieję,że dostanie szoku,bo chłopak pewnie nie wytrzymał,a teraz w łazience wyzwala swoje seksualne potrzeby. To nie było do niego podobne,jednak doskonale wiedziałaś,że napalonemu Jongin'owi się nie odmawia.
 Kończyłaś wycierać ścierką naczynie,gdy nagle poczułaś czyjeś wargi tuż przy szyi. Ręce tej osoby objęły cię w talii.
 -Chodźmy na górę,proszę...-wyszeptał,delikatnie przygryzając płatek twojego ucha.
 -Jestem zajęta.-odłożyłaś już suchą brytfannę obok zlewu.
 -Nie jesteś.-miał ton rozkapryszonego dziecka,co ogromnie cię bawiło. Odwrócił cię twarzą do siebie.
 -Kai,nie tutaj.-powiedziałaś,gdy pochylał się,żeby złączyć wasze wargi.
 -To chodźmy.-oznajmił błagalnym tonem.-Tylko jedna rundka...Ewentualnie trzy...
 -Idź do fanek.-wskazałaś głową w kierunku drzwi frontowych,za którymi grupka dziewczyn skandowała nazwisko chłopaka.
 -Dobrze.-puścił cię,lecz po chwili jedna z jego rąk wylądowała na twoim policzku.-Wieczorem będziesz krzyczała moje imię głośniej niż one,chcesz?
 Kiwnęłaś głową,a chłopak się uśmiechnął. Zawsze szczerzył się tym sposobem,gdy udawało mu się osiągnąć upragniony cel.
 -Grzeczna dziewczynka.-musnął wargami twoje czoło. Skierował się ku drzwiom wejściowym,już po chwili znikając w ich cieniu. Oparłszy się o zlew,zastanawiałaś się,co tak naprawdę przed chwilą się wydarzyło i czy było prawdziwe. Myślałaś,że nigdy w życiu nie odważysz się na seks pośród czterech ścian należących do rodziców chłopaka. No właśnie,aż do teraz. Poklepałaś się po policzkach dla otrzeźwienia swojej świadomości. Przez następnych kilka minut stałaś,jak otępiała,żeby chwilę później udać się na piętro do przydzielonego ci pokoju.
 Zrelaksowana,w samym ręczniku rzuciłaś się w odmęty materaca wygodnego łóżka. Zdecydowanie potrzebowałaś prysznica. Ciepła woda stłumiła twoje zmęczenie. Kai miał spać u siebie,więc mogłaś się nią rozkoszować,ile chciałaś. Jego rodzice byli przeciwni waszemu wspólnemu pokojowi,za co gorąco im dziękowałaś. Poniekąd rozumiałaś wszystko,przecież ty i Jongin nie byliście małżeństwem. A wpadka w postaci dziecka byłaby najgorszym,co mogłoby się wam teraz przydarzyć.
 Dochodziła północ. Zamierzałaś położyć się spać,gdy usłyszałaś pukanie do drzwi. Zniecierpliwiona ruszyłaś się,żeby otworzyć,jednak po chwili uchyliły się same. Kai stąpał na palcach i tak też znalazł się w pomieszczeniu. Przekręciwszy klucz zamka,oparł się o ścianę naprzeciwko ciebie.
 -Jongin,nie...-zaśmiałaś się,widząc jego zamiary.
 -Musiałem odgrywać szopkę,że już grzecznie śpię.-uniósł brew.-Należy mi się nagroda.
 -Ale jest już późno...-jęknęłaś.
 -Nie będziemy nikomu przeszkadzać.-chłopak przygryzł wargę i w mgnieniu oka doskoczył do ciebie.
 Momentalnie złączył wasze usta pocałunkiem. Jego ciało wypełniało każdą wolną szczelinę między tobą,a nim. Cicho jęknęłaś pod napływem rozkoszy. Kai smakował pastą do zębów,co tylko nakręcało cię coraz bardziej. Koreańczyk swoimi dłońmi pokonywał odcinek łączący twoje łopatki z pośladkami. Gdy już osiągał te drugie,delikatnie je ściskał,lub drapał paznokciami. Rozkoszując się tobą,wsunął ci koniuszek języka do ust. Wplotłaś mu rękę we włosy,a drugą ułożyłaś w tylnej kieszeni jego obcisłych jeansów. Kiedy chciałaś przenieść się na łóżko,chłopak zdecydowanie chwycił cię za nadgarstek.
 -Nigdy nie staraj się nade mną dominować.-po tych słowach uśmiechnął się i jednym niespodziewanym szarpnięciem ręki pozbył się twojego ręcznika. Zawstydzona swoją nagością,zarumieniłaś się,chociaż miałaś na sobie jeszcze koronkowe figi. Chłopak tylko czule pogłaskał cię po włosach,a następnie ponownie przyssał się do twoich ust. Ostrożnie pchnął was na łóżko,delikatnie ssąc ci dolną wargę. Wygodnie ułożyłaś głowę na poduszce,gdy Jongin zjeżdżał pocałunkami wzdłuż szyi. Co jakiś czas zatrzymywał się na dłużej,żeby ozdobić cię kolejnym czerwonym śladem. Powoli przechodził do ramienia,lecz tylko po to,bo znów językiem wrócić w stronę obojczyków. Wydawałaś z siebie ciche jęki,które,sądząc po jego minie,satysfakcjonowały chłopaka. Zjechał nieco niżej. Wargami obdarzał przyjemnością twoje sutki. W tym samym czasie ręką niecierpliwie skubał krawędź koronkowej bielizny,którą miałaś na sobie. Złapawszy cię za ręce,umieścił ci je nad głową. To był znak,że zaczynał swoje przedstawienie. Jeszcze raz złączył wasze wargi namiętnym pocałunkiem. Twoje podniecenie brało górę. Z rozkoszy wiłaś się pod nim coraz bardziej,każda minuta przybliżała ci skalę do granicy szaleństwa. Oparłaś się na łokciach i podciągnęłaś jego szarą bluzę do góry. Chłopak bez wahania ją zdjął. Znów zaczął zjeżdżać ustami w dół,jednak tym razem ominął piersi,które tylko przelotnie musnął rękami. Językiem kreślił przeróżne wzory na twoim brzuchu,przeniósł się jeszcze niżej. Złożył dziesiątki pocałunków między pępkiem a podbrzuszem. Gdy w końcu dotarł do upragnionego celu,już nie było odwrotu. Szybko pozbawił cię bielizny i niemal natychmiast wsunął w ciebie dwa palce. Pisnęłaś cicho,czując jak jego dłoń stymuluje twój słaby punkt. Kai zawsze doprowadzał wszystko do końca,ale już teraz za każdym ruchem jego ręki wydawałaś z siebie coraz głośniejsze westchnienia. Gdy zatopił się językiem w twojej kobiecości,poczułaś,że już nie wytrzymasz,po prostu nie dasz rady. Albo dojdziesz teraz,albo oszalejesz. Coraz głośniej jęcząc,głaskałaś jego włosy,jednak doskonale wiedziałaś,musisz to przerwać. Podniosłaś się na łokciach na znak,iż teraz twoja kolej. Chciałaś mu robić tak dobrze,jak jeszcze nigdy w życiu. Dźwignęłaś się z pozycji leżącej,przyglądając się,jak chłopak oblizuje palce,które dopiero co cię pieściły. Jęknęłaś pod wpływem podniecenia i postanowiłaś przejść do rzeczy.
 Pozbawiłaś go koszulki seksownie opinającej umięśniony tors. Przekręciłaś się tak,że teraz to ty siedziałaś na Jongin'ie okrakiem. Czułaś,jak jego nabrzmiały,uwięziony w bokserkach członek ociera się o twoją kobiecość. Chciałaś pochylić się,żeby kolejno musnąć mu wargami obojczyki i policzki,lecz chłopak powstrzymał cię jednym ruchem.
 -[T.I.],czekałem cały dzień.-wyszeptał,patrząc ci w oczy.-Nie każ mi czekać dłużej.
 -Chciałbyś.-zadziornie pokazałaś koniuszek języka,a on korzystając z okazji,przygryzłszy go,scalił wasze wargi kolejnym pocałunkiem. Mimo wszystko jednak spełniłaś jego prośbę. Chociaż chciałaś jeszcze trochę się z nim pobawić,posłusznie przeszłaś do bokserek. Zsunęłaś je,odsłaniając pokaźnego członka. Może to głupie,ale uwielbiałaś go tak samo,jak jego właściciela. Uśmiechnęłaś się sama do siebie i wzięłaś penisa do ręki. Przesunęłaś kciukiem po główce,gdy usłyszałaś ciche sapnięcie. Zerknęłaś na Kai'a,który z rozkoszy zaciskał szczękę. Był wtedy taki seksowny. Kilka razy przesunęłaś ręką po całej długości członka,i tak już stojącego na baczność.
 Nagle Jongin dźwignął się do pozycji siedzącej. Momentalnie przyciągnął cię do siebie,jednocześnie wchodząc w ciebie. Jęknęłaś,na co chłopak odnalazł twoje wargi. Całowaliście się bardzo czule,jakbyście jedli lunch na świeżym powietrzu,a nie uprawiali seks w domu jego rodziców. Właśnie tak się kochaliście,że czułaś się jak księżniczka. Wszystko było tak piękne,nieporównywalne z niczym innym. Kai ostrożnie poruszał się w tobie,co jakiś czas zwiększał tempo,bo oboje chcieliście więcej. Co jakiś czas obdarzał pocałunkami różne miejsca na twoim ciele. Sądząc po stęknięciach,które niemalże odbijały się od ścian,byliście już blisko końca. Jeszcze tylko kilka pchnięć i chłopak dosięgnął gwiazd,ty zaraz po nim. Nie jednocześnie,ale czułaś się,jakbyście wszystko przeżywali razem.
 Zmęczona wtuliłaś się w niego. Gęsia skórka oplatała mu przedramiona. Uśmiechnęłaś się,dumna,że tak na niego działasz.
 -No,to...-zaczął chłopak nieśmiało.-Pierwsza runda za nami.
 -Przestań.-zaśmiałaś się. Złożyłaś krótki pocałunek na jego wargach.
 -Ja jeszcze nie skończyłem.-przeniósł wasz ciężar ciała tak,że znalazł się nad tobą. Mierzył cię swoimi czekoladowymi oczami.
 -Kocham cię.-wyszeptałaś,odgarniając mu włosy z czoła.
 -Ja ciebie też.-uśmiechnął się.-Ale musisz zostać ukarana za ignorowanie mnie w samochodzie,przy stole i za tamto w kuchni...
 -Nawet nie wiesz,co wtedy miałam w głowie...-westchnęłaś ze śmiechem.
 -Co?-rozkosznie uniósł brew.
 -Zaraz ci pokażę.-pogłaskałaś go po policzku i od nowa zajęliście się przeżywaniem tego jednego z wielu idealnych momentów.

 No więc jak zwykle nie podoba mi się haha xD ;) Jednakże bardzo się starałam i liczę na Wasze szczere opinie w komentarzach ;) Obserwujcie,komentujcie,przesyłajcie swoje adresy mailowe,żebyśmy mogły pogadać jak ludzie ;) Trzymajcie się cieplutko,kochane xoxo ;)