sobota, 12 kwietnia 2014

#14 Xiumin


 Nigdy nikomu nie odmawiałaś, a przynajmniej nie miałaś takiego zwyczaju. Często załatwiałaś sprawy za innych. Czasami wpędzało cię to w kłopoty. Nie byłaś zwolenniczką korupcji i przeważnie nie dawałaś się wciągać do brudnych gierek. Dobrze się uczyłaś. Jednak inteligencja pozwalała ci tylko na niewielkie grono przyjaciół. Chociaż zazwyczaj trzymaliście się razem, nie potrafiłaś im odmówić. Tamtego dnia dostałaś od losu lekcję, której miałaś nigdy nie zapomnieć...
 Wstałaś jak zwykle wcześnie. Za oknami sączyła się gęsta mgła. Doprawdy "wspaniała" pogoda, żeby wychodzić na dwór. Niestety los wysłał cię do szkoły. Wprost nienawidziłaś uczenia się, jednak byłaś motywowana przez rodziców, którzy poprzysięgli, że wkrótce odwiedzisz Hiszpanię, jeśli jeszcze trochę "postoisz" z ocenami tak, jak robiłaś to teraz. Bardzo chciałaś zobaczyć Barcelonę, toteż zaczęłaś uczęszczać na korepetycje, uczyć się dwa razy więcej i, przede wszystkim, nie szalałaś. Liceum nie kształciło uczniów, w tym ciebie, zbyt dobrze, więc dodatkowa nauczycielka kuła żelazo, póki gorące. Zazwyczaj siedziałyście pośród cichych zakamarków mało zaludnionej kawiarni na obrzeżach miasta. Spędzałyście tam całe popołudnia, aż do wieczora, ale lubiłaś to. Zapach kawy i ciche podskubywanie czekoladowej babeczki tworzyły niesamowitą aurę naukową.
 Ledwo wróciłaś ze szkoły, a już musiałaś wyjść. Czekało cię kolejne przesiadywanie w towarzystwie korepetytorki. Za nic nie chciałaś wertować książek przez resztę dnia, jednak zobowiązałaś się, już nie było odwrotu. Tylko wzdychałaś ciężko, jednocześnie biorąc notes do ręki. W milczeniu opuściłaś mieszkanie.
 Tamto popołudnie okazało się chyba najcięższym ze wszystkich. Nie skupiałaś się. Właściwie, to nawet nie myślałaś o czymś konkretnym. Posłusznie wykonałaś kilka zadań, mimo że umysłowo wypruwałaś sobie flaki, żeby rozwiązanie wyszło dobre. Po kilkudziesięciu minutach matematyki byłaś bardzo zmęczona, całe szczęście twoja korepetytorka nie oślepła. Ucieszyłaś się, gdy na resztę wieczoru zaplanowała już tylko filiżankę kawy.
 -Coś się stało?-zapytała, kiedy zaczęłaś zbierać się do wyjścia. Ty jedynie oplotłaś ramiona kurtką. Było tak ciepło. W tym wypadku ubieranie okrycia wierzchniego byłoby zbrodnią.
 -Nie.-oznajmiłaś uprzejmie.-Dlaczego?
 -Wydajesz mi się jakaś nieobecna.-zaśmiała się serdecznie.
 -Wszystko jest okej.-wzruszyłaś ramionami.
 Później już tylko pożegnałaś się z kobietą i opuściłaś kawiarnię.
 Lokal,a twój dom dzielił może jeden kilometr. Jeśli nie liczyć skrótów, oczywiście. Zazwyczaj przemieszczałaś się dłuższą drogą. Ale dzisiaj czułaś się, jakby przejechał po tobie autobus. W takich okolicznościach, tradycyjny spacer wydał ci się śmieszny. Trochę wahałaś się,czy iść opłotkami, jednak nastrój miałaś fatalny, przy czym przytulne mieszkanie kusiło swoimi wdziękami.
 Cicho podążałaś zacienionymi alejkami. Dochodziła dziesiąta wieczorem. Ulice oświetlały tylko błyski pojedynczych latarni, których, twoim zdaniem, i tak było za mało. Mrużyłaś oczy, rozglądając się w poszukiwaniu zaułka prowadzącego do płotu ozdobionego pokaźną wyrwą. Po dziurze zostałoby już jedynie dwieście metrów, żeby znaleźć się przy domu. Smutno przyglądałaś się światłom migoczącym pośród okien budynków mieszkalnych. Zazdrościłaś tym ludziom. Pewnie właśnie siedzieli przed telewizorem, otuleni ciepłem kanapy. Oni nie mieli żadnych zmartwień. Przynajmniej nie teraz. Bo nie szli samotnie jedną z najciemniejszych ulic Seulu, którą przewijali się tylko nieliczni przechodnie.
 W końcu na horyzoncie ujrzałaś upragniony zaułek. Dzieliło cię od niego mniej więcej sto metrów, czyli niedużo. Mimo tego przyspieszyłaś kroku, obawiając się, że twoje spojrzenie zgubi uliczkę, gdy tylko się rozproszysz. Odetchnąwszy głęboko, starałaś się nadać swojemu marszowi idealne tempo.
 Byłaś prawie u celu, kiedy usłyszałaś gwizdy, a następnie głośny rechot grupki nieznajomych. Gwałtownie odwróciłaś głowę tam, skąd dochodził hałas. Zobaczyłaś kilkoro chłopaków, bo pewnie mężczyznami nazwać ich jeszcze nie można było. Zatrzymałaś się i lustrowałaś Koreańczyków wzrokiem. Uznałaś za przypadek to, że oni również patrzyli na ciebie. Ponownie odwróciłaś się, rozpoczynając marsz, lecz nagle stanęłaś jak wryta. Mniej więcej kilka metrów od miejsca, gdzie byłaś, opierał się o elewację budynku jeden z nich. Widziałaś go pierwszy raz, jednakże uśmiechał się znacząco do kolegów, więc musiało coś to znaczyć. Zakrywszy twarz włosami, modliłaś się, żeby nikt cię nie zaczepił.
 -Co taka ślicznotka robi sama o tej porze?-te słowa wpełzły w twoje uszy, gdy właśnie mijałaś chłopaka, i to takim ciągiem, że jeszcze bardziej się skuliłaś. Z udawanym spokojem przeszłaś obok niego.-Nie odpowiesz mi?!
 -Zostaw mnie!-odkrzyknęłaś. Teraz już niemal biegłaś. Wtedy najważniejsze było znalezienie się jak najdalej od natręta. Nie pokonałaś nawet dziesięciu metrów, kiedy zostałaś przygwożdżona do ściany przez Koreańczyka. Szarpałaś się, próbowałaś krzyczeć, jednak nikt nie usłyszał błagającej o pomoc dziewczyny na opustoszałej ulicy. Biłaś go, drapałaś w szyję, ale,choć chłopak był pozornie drobny, nic się nie równało jego sile. Wystarczyło mu jedno uderzenie ciebie w brzuch, żebyś zobaczyła mroczki przed oczami.
 -Teraz mi odpowiesz?-powiedział ciszej, dłonią ściskając twoje gardło. Byłaś obezwładniona, mogłaś tylko marzyć o ucieczce.
 -Wracałam do domu.-wycharczałaś z trudem. Czułaś, jak pod wpływem jego uścisku dławisz się własnymi słowami.
 -Grzeczna dziewczynka.-otwartą ręką poklepał cię kilka razy po policzku.-Chodź,porozmawiamy...
 -Nie,proszę...-powiedziałaś błagalnie, lecz chłopak tylko uśmiechnął się pobłażliwie. Jednym ruchem złapał twoje włosy i całą siłą pociągnął je razem z tobą w kierunku zaułka, gdzie zmierzałaś. Każdy jego krok sprawiał ci niewyobrażalny ból. Nie było to już znośne pulsowanie. Teraz wszystkie pojedyncze nerwy zadawały agonię taką, że błagałaś, aby przestał. Poczułaś rozluźnienie uścisku dopiero wtedy, gdy siłą zaciągnął cię aż pod sam płot przy końcu ciemnej ślepej uliczki. Pod wpływem jednego pchnięcia chłopaka, upadłaś na ziemię. Jęknęłaś, czując jak twoje dłonie pozbywają się sporej części naskórka. Zamknąwszy oczy,liczyłaś do kilkunastu. Starałaś się ignorować ciepłą ciecz między palcami. Przez chwilę miałaś wrażenie, że twój oprawca zniknął. Jednak później ktoś zaczął delikatnie kopać cię w łydki. Ostrożnie uchyliłaś powieki.
 -Proszę,nie...-wyszeptałaś. Przed sobą ujrzałaś całą grupkę, którą widziałaś na ulicy. Wybuchnęli śmiechem, widząc twoją bezradność. Jeden z nich, chłopak noszący czapkę baseballówkę, podszedł  do ciebie. Zatrzymał się kilka centymetrów przed nogami będącymi własnością właśnie katowanej Europejki, już wiedziałaś, po co cię tutaj zaciągnęli. Z przerażeniem przyglądałaś się, jak gwałciciel rozpina pasek od spodni.
 -Zabawimy się, dobrze?-zapytał, przerywając na chwilę.
 -Nie.-natychmiast poderwałaś się z ziemi, a chłopak momentalnie uniósł dłoń, żeby uderzyć cię w twarz. W pewnym momencie znieruchomiał. Został lekko szturchnięty przez jednego z pozostałych. Chłopak nachyliwszy się, wyszeptał mu coś do ucha. Ten natychmiast się odwrócił i odszedł, znikając pośród ciemności.
 Stałaś. Niczym bokser trzymałaś gardę. Pewnie twoja samoobrona dałaby tutaj niewiele, ale zawsze warto było spróbować. Przyglądałaś im się. Każdemu po kolei. Tylko jednemu byłaś wdzięczna, bo przerwał to wszystko. Gdyby chłopak w baseballówce nie wyszedł... Mogłaś tylko gdybać, czy przeżyłabyś. Zmierzyłaś wzrokiem krwawiące dłonie. Nie wyglądały najlepiej, jednak najgorzej też nie. Znów przeniosłaś spojrzenie na oprawców. Była ich czwórka, plus tamten. Zastanawiałaś się, dlaczego po prostu nie dokończą tego, co zaczęli i nie dadzą ci odejść. Czy to nie byłoby prostsze?
 Chwilę później gwałciciel w czapeczce wrócił. Szedł za nim ktoś jeszcze. Bardziej nieśmiało. Gdyby nie to, że ten chłopak za chwilę cię skrzywdzi, może nawet polubiłabyś go. Jeśli... Teraz nie było na to szans.
 -Patrz, Xiu, co upolowaliśmy.-zarechotał lider grupy. Podprowadził gościa jeszcze bliżej ciebie. Może zdawało ci się, ale oczy miał spowite strachem. Przez chwilę pomyślałaś, że może nie jest potworem. Aż do czasu, kiedy się odezwał.
 -Tak,prześliczna jest.-zaśmiał się, lustrując cię wzrokiem.
 -To jak?-lider złożył ręce na piersi.-Bierz się za nią.
 -Jasne.-uśmiechnął się szeroko, kucając przed tobą. Pogłaskał twój policzek dłonią i puścił ci mylące perskie oko. Chłopak strasznie mącił w głowie. To trzeba mu przyznać. Nieśmiało chwycił cię za rękę, lecz nagle znieruchomiał. Wzrokiem lustrował krew płynącą z ran, które "zdobyłaś". Odsunął się lekko. Był tak atrakcyjny, że niemal potraktowałaś to, jak obrazę.
 -Co jest?-burknął chłopak w baseballówce.
 -Nici z tego.-anielski przybysz przewrócił oczami.
 -Dlaczego niby?-zaśmiał się tamten.
 -Ona ma syfa...-powiedział, wyraźnie akcentując ostatni wyraz. Zdezorientowana, przekrzywiłaś głowę.
 -Co?-oprawca zmarszczył czoło.
 -Jest nosicielką HIV!-warknął.-Ona ma syfa HIV! Jeśli jej to zrobisz, to się zarazisz, rozumiesz?!
 -Dobra, Xiumin. Wiesz lepiej.-Koreańczyk wzniósł ręce w geście obronnym.-Chłopaki, zostawmy ją tutaj.
 -Nie...-powiedział aniołek niemal niedosłyszalnym szeptem.
 -I tak nie poruchasz, Baozi.-zarechotał zbyt pewny siebie Azjata.
 -Jako, że studiuję medycynę, to chcę jej pomóc.-Xiumin wzruszył ramionami.-Źle robię?
 -Rób co chcesz...-obrzucił cię wzrokiem i splunął na ziemię.-W końcu jest tylko chętną europejską suczką.
 -Spadajcie stąd.-odparował twój opiekun. Drugi raz nie trzeba było im powtarzać. Niecałe pół minuty później już przyglądałaś się, jak odchodzą. Chciałabyś być wdzięczna wybawcy za to, co zrobił, ale jakoś dziwnie nie potrafiłaś. Gdy przekazał straszne wieści, nagle przestałaś go lubić.
 Leżałaś na lodowatym betonowym bruku. Paranoja w twojej głowie sięgała zenitu. Uczucie, że nie może być gorzej opanowało cię całą i jedyne, co chciałaś robić, to wyć wniebogłosy. Ty jako nosicielka wirusa, który jest wyrokiem. Klamka zapadła, chociaż ten fakt wydał ci się nie możliwy. Przecież zawsze się oszczędzałaś, nie uprawiałaś seksu, nie brałaś narkotyków, a nawet gdyby twoja mama przekazała tobie go w genach, wiedziałabyś o tym. Poza tym, czy żeby stwierdzić obecność HIV, nie trzeba zbadać krwi? A może teraz mają już nowe metody?
 -Słuchasz mnie?-nagle wróciłaś do świata rzeczywistego. Przed sobą znów miałaś pucułowatą twarz chłopaka. Uśmiechał się radośnie, jakby to była Wielkanoc, a nie najgorszy dzień twojego życia.
 -Nie.-pokręciłaś głową. Chłopak bez słowa podał ci rękę, żebyś mogła wstać. Ponownie dźwignęłaś się na nogi, w okolicach pupy czując skutki kolejnego upadku.
 -Mówiłem, że mieszkam niedaleko.-uśmiechnął się.-I pytałem, czy nie chciałabyś może wejść. Napilibyśmy się herbaty, zobaczyłbym co da się zrobić z twoimi dłońmi. Pójdziesz ze mną?
 -Wszystko mi jedno.-odparowałaś, jednak dałaś mu się złapać pod ramię. Nie dbałaś o to, gdzie cię zabierze. Zgwałci w ciemnym zaułku, jak ten, lub utopi w rzece. Nie potrafiłaś ukryć tego, że bardzo mu nie ufałaś.
 Przez całą drogę nie odezwałaś się ani słowem. Za to Xiumin nawijał, niczym zaczarowany. Opowiadał ci o sobie, chociaż nawet nie pytałaś. Co jakiś czas głaskał twoje ramię, żebyś poczuła się lepiej. Sprawiał pozory naprawdę miłego chłopaka. Ale wiedziałaś, co wydarzyło się przed chwilą i drżałaś ze strachu przed chwilą, gdy Koreańczyk pokaże, jakie okropności czają się w odmętach jego charakteru.
 Zaprowadził cię do niewielkiego mieszkania. Powietrze było przesiąknięte zapachem kawy. Uwielbiałaś świeże espresso. Przy wejściu zabrał ci kurtkę, po czym kazał usiąść na kanapie w salonie. Trzęsąc kolanami, wodziłaś wzrokiem między rozmaitymi obrazami, które wyglądały, jakby były żywcem ściągnięte z muzeum. Zadziwił cię jego gust. Nie wyobrażałaś sobie, że chłopak mógłby urządzić mieszkanie w ten sposób. Wygodnie wyciągnąwszy się na kanapie, nasłuchiwałaś odgłosów krzątaniny dochodzących z kuchni.
 -Dobra?-zapytał chłopak siedzący obok, kiedy w milczeniu raczyłaś się filiżanką kawy.
 -Przepyszna.-uśmiechnęłaś się.-Powinieneś z tym wyjść do ludzi.
 -Ja...-odchrząknął.-Pracuję jako barista.
 -Brawo.-zaśmiałaś się. Odłożyłaś puste naczynie na blat białego stolika. Skuliłaś się na sofie.
 -Zimno ci?-zaniepokoił się lekko. Chociaż twoim zdaniem siedział zdecydowanie za blisko ciebie, przysunął się jeszcze bliżej.
 -Może trochę.-opatuliłaś się ciepłą bluzą, którą miałaś na sobie.
 -Robi się.-uśmiechnął się, a jego policzki stały się bardziej pucułowate, niż dotychczas. Wstał z kanapy i sięgnął po koc zdobiący fotel naprzeciwko. Szybko cię nim przykrył, znów usadawiając się na sofie.
 -Dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś?-zapytałaś, gdy chwilowo odwrócił głowę w przeciwnym kierunku.
 -Chciałem cię za nich przeprosić.-oznajmił.
 -Przecież ty też chciałeś mnie zgwałcić.-burknęłaś.-W zasadzie to dlatego tutaj jestem,prawda? Bo teraz masz mnie tylko dla siebie. Ale nie martw się, nie omieszkam zadzwonić na policję.
 -Zrobię to za ciebie, jeśli pozwolisz.-jego oczy przesłoniła mgiełka żalu.-Nienawidzisz mnie teraz?
 -A jak myślisz?-burknęłaś.-Tylko nie wiem, co tobą kierowało.
 -Mogę ci opowiedzieć?-poprawił leniwie zsuwający się z ciebie koc.
 -Rób, co chcesz.-wzruszyłaś ramionami.
 -Nie bądź taka obojętna, dobrze?-zasmucił się nieco.
 -Umieram z ciekawości.-uśmiechnęłaś się lekko.
 -Nie było mnie tam.-wydusił.
 -Przecież widziałam.-sarknęłaś.
 -Wracałem do domu z uczelni. Właśnie tą ulicą. Nagle usłyszałem, że ktoś mnie woła. To był on. Znaczy mój znajomy ze studiów. Niedawno wplątał się w niefajne towarzystwo. Nie spodobało mi się to. Zbliżyłem się do niego, bo wiedziałem... Było ich tam kilku. Zaprosił mnie do środka tego zaułka.-zaczął załamywać mu się głos. Przeniósł spojrzenie w dół. Wtedy zaczynałaś rozumieć, że nie jest potworem.-Powiedział mi...On twierdził...To miało być coś fajnego. Chciał, żebym to zobaczył. Wtedy poszedłem dalej i zobaczyłem ciebie. Wiedziałem, co chcą ci zrobić. Nie mogłem cię tam zostawić, rozumiesz?
 -Xiumin?-pogłaskałaś go po ramieniu.
 -Później zacząłem robić wszystko, żeby zostawili twoje ciało w spokoju.-nerwowo przeczesał włosy palcami.-Nawet skłamałem, że masz jakiegoś pieprzonego wirusa!
 -Jak to, zełgałeś?-uniosłaś brew. W jednym momencie cała niechęć do niego wyparowała.
 -Musiałem cię uratować, przepraszam.-uśmiechnął się przez mgiełkę smutku, która otaczała twarz chłopaka.-Przestraszyłem cię, wiem...
 -Jak diabli...-pokręciłaś głową z ulgą. Sama nie wierzyłaś w to, co słyszysz.
 -Wiedziałem, że ci kretyni dadzą się na to nabrać.-zaśmiał się.-Ale nie sądziłem, że ty...
 -Jesteś okropny!-żartobliwie uderzyłaś go w ramię.
 -Nie wiedziałaś, że tutaj samo przyjrzenie się krwi nie wystarczy?-zacisnął usta, powstrzymując śmiech.
 -To ty jesteś przyszłym lekarzem, nie ja!-udałaś obrażoną minę.
 -Pokaż mi rękę.-poprosił. Posłusznie podałaś mu prawą dłoń.-Obsunęło ci się.
 Skupiona, przyglądałaś się, jak poprawia ci opatrunek. Miałaś okazję, żeby bliżej przyjrzeć się twarzy chłopaka. Była nieskazitelnie piękna. Uznałaś ją za niemal idealną. Nie zakochałaś się, jednak z pewnością pozazdrościłabyś jego dziewczynie.
 -To tak masz na imię?-nareszcie oderwałaś wzrok od buzi Xiumin'a. Spojrzałaś na bransoletkę z twoim imieniem, zdobiącą nadgarstek twojej prawej ręki. To miejsce wskazywał chłopak.-[T.I.]?
 -Tak.-kiwnęłaś głową.
 -Ładnie.-uśmiechnął się pod nosem.-Podoba mi się.
 -Drugie bardziej mi się podoba.-przewróciłaś oczyma.
 -Pierwsze jest tak piękne, że aż boję się zapytać.-zrumienił się lekko. Odwróciłaś wzrok od twarzy chłopaka i zatrzymałaś go na zegarze stojącym na półce z książkami. Znieruchomiałaś, uświadamiając sobie o zbliżającej się północy.
 -Ja muszę już iść.-powiedziałaś. Chciałaś opuścić kanapę, jednak Xiumin powstrzymał cię jednym ruchem.
 -Chyba nie myślisz, że puszczę cię do domu...-posłał ci wymowne spojrzenie.-Nie ma mowy. Zostaniesz u mnie.
 -Rodzice chyba już mi szykują taki szlaban...-zmartwiłaś się nieco.-Wolałbyś nie wiedzieć.
 -To napisz im, że śpisz tutaj.-wzruszył ramionami.
 -Spodziewaj się mojego taty z siekierą.-zaśmiałaś się.
 -Dobra, u koleżanki, niech będzie.-przewrócił brązowymi oczami.
 -Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś mordercą, gwałcicielem, komornikiem, ani nie odbierasz jedzenia biednym dzieciom?-wystawiłaś mu język.
 -Kpisz sobie?-zaśmiał się promiennie.
 -Dobra, niech będzie.-wyciągnęłaś telefon, żeby napisać wiadomość do mamy.
 Nie minęła jeszcze kolejna godzina rozmowy, gdy zaczęłaś okazywać pierwsze oznaki zmęczenia. Starałaś się słuchać chłopaka, jednak przez ziewanie zupełnie traciłaś wątek. Baozi, widząc to, zaproponował, że on będzie spał na kanapie, a tobie oddaje swoje łóżko. Zgodziłaś się, bo w zasadzie jedyną rzeczą, której pragnęłaś było ciepłe posłanie. Już po niecałych dziesięciu minutach leżałaś pod kołdrą. Zmorzona, jak nigdy, w bluzie chłopaka. Poprosiłaś go, aby posiedział przy tobie, dopóki nie zaśniesz. Zareagował tylko miłym uśmiechem, lecz wiedziałaś, że się zgodził. Z każdą minutą sen opatulał cię coraz bardziej. Aż w końcu około drugiej nad ranem zasnęłaś. W mieszkaniu tak bardzo nieznajomego, jednak już ukochanego chłopaka.
 Śniły ci się zające. Kolorowe, różnobarwne trusie. Ubrane były w smokingi, które zupełnie nie pasowały do barw pastelowych futerek. Ganiały się po łące. Co jakiś czas niewielkimi szczotkami, przeczesując sierść. U Xiumin'a każdy sen był możliwy. Lecz, jakże dziwny był widok śpiącego obok ciebie chłopaka po marzeniu z zającami.
 Uśmiechnęłaś się, patrząc na zaspanego Koreańczyka. Zastanawiałaś się, co robił w łóżku razem z tobą, ale taka sytuacja znacznie bardziej ci odpowiadała. Ostrożnie przeciągnęłaś się na materacu, starając się nie obudzić chłopaka.
 -Ani kroku dalej.-zatrzymał cię, gdy chciałaś wstać, aby zrobić mu niespodziankę w postaci śniadania.
 -Przepraszam.-zaśmiałaś się.-Myślałam, że śpisz.
 -Błąd.-powiedział, łapiąc twoją rękę, żebyś odwróciła się do niego twarzą. Usiadłszy na łóżku, sennie przetarł oczy.
 -Jak się tutaj znalazłeś?-uśmiechnęłaś się nieśmiało.
 -Czuwałem przy tobie całą noc.-pogłaskał cię po włosach.-Ale było warto.
 -Dlaczego?-zrobiłaś pytającą minę.
 -Mówiłaś moje imię przez sen.-zacisnął usta.-I powiedziałaś, że chcesz mnie pocałować.
 -To nieprawda!-powiedziałaś. Doskonale wiedziałaś... Twój sen nie miał nic wspólnego z Xiumin'em.
 -Ale marzysz o tym,przyznaj się!-wybuchnął serdecznym śmiechem.
 -Może.-zarumieniłaś się.
 -Jak to "może"?-jego uśmiech nieco zbladł.
 -Po prostu.-wzruszyłaś ramionami.-Zdrzemnij się chwilę, a ja zrobię śniadanie.
 -Jasne.-wstałaś z łóżka, przyglądając się, jak chłopak kuli się pod kołdrą.
 Oboje zjedliście pyszną jajecznicę, uraczyłaś go grzankami, które były twoją specjalnością. Xiumin uparcie nie chciał zejść z tematu całowania. Z każdą sekundą zawstydzał cię coraz bardziej. Bo to, że z chęcią dałabyś mu buziaka stało się niemal oczywiste. Zmyłaś naczynia i zdecydowałaś się pójść do domu. Był weekend, ale mimo tego miałaś mnóstwo pracy. Koreańczyk pewnie też.
 -Nie pozwolę ci iść samej.-powiedział, ubierając popielaty płaszcz. Upierałaś się, żeby iść sama, lecz finalnie zostałaś przegłosowana.
 -Ale ja mogę...-tupnęłaś nogą w miejscu.
 -Nie ma mowy.-pokręcił głową. Przyglądałaś się, jak narzuca na dłonie skórzane rękawiczki. Dzisiejszy dzień był najzimniejszy w tym miesiącu.
 -Dziękuję.-powiedziałaś,gdy oboje byliście gotowi do wyjścia.
 -Za co?-uśmiechnął się.
 -Bo gdyby nie ty, to pewnie już bym nie żyła.-uśmiechnęłaś się i stanęłaś na palcach.
 -Nie ma za co.-przybliżyłaś się do niego nieco. To była ta chwila, kiedy chciałaś go pocałować. W ostatniej chwili chłopak się odsunął.
 -Przepraszam,bo może ty masz...-zawstydzona, opuściłaś ciężar ciała na pięty.
 -Nie,[T.I.]...Jest idealnie.-złapał cię w pasie i czule wpił się w twoje wargi.


 W sumie, to jak zwykle zacznę od tego, że mi się nie podoba haha xD ;) I jeszcze chciałabym Was przeprosić, jeżeli cokolwiek, co napisałam w poście "Versatile Blogger #2" Was uraziło. Na przykład wzmianka o Chandarze...Wszystkie jesteście moimi siostrami  i was wszystkie bardzo kocham. ;) I wiem,że Channie to tylko fanboy Dary. ;) Dziękuję ;) Miłego czytania i mam nadzieję,że żadna z was, będąc w Korei nigdy nie będzie szła pustą ulicą w podejrzanej dzielnicy w godzinach nocnych. Gwałty na Europejkach są tam częste, także pilnować mi się! ;D ;) A tymczasem zachęcam do komentowania, obserwowania i pamiętajcie, że chociaż Xiumin ma już 25 lat, jest tak samo uroczy, jak dziecko ;) I ja się tylko modlę, żebyśmy nadal myślały, że to on jest maknae haha ;D ;) Miłego dnia kochane. ;) Już biorę się za odpisywanie na maile ;)






7 komentarzy:

  1. Sama chciałabym być uratowana przez takiego chłopaka! Nie wiem co napisać o tym scenariuszu, ponieważ jest cudowny! Xiumin jako ratujący z opresji jest taki uroczy. Yaay! :3
    Życzę mnóstwo weny! I jeszcze więcej pomysłów.
    Pozdrawiam.


    A i chciałabym jeszcze raz podziękować za te cudownie miłe słowa pod moim scenariuszem. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejuniu!!!!!!!! <3 <3
    Ten scenariusz był cudowny! Xiumin jako student medycyny? Perfekcja! I jeszcze do tego pracuje jako barista :3 Ojejciuuuuu!! <3 <3 <3
    Aż brakuje mi słów :3
    Powodzenia w kolejnych scenariuszach!! Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne, cudowne, cudowne! Na początku to się przestraszyłam, że XiuMin może zrobić coś złego, ale tutaj jest po prostu naszym idealnym księciem na białym koniu. <3
    Bardzo mi się podoba, wręcz już nie mogę się doczekać kolejnego Twojego dzieła!

    Życzę weny, bardzo dużo weny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisze to co zawsze, czyli że jest cudowny. Zaskoczyłaś mnie tym, że ją wyciągnął bo myślałam, że coś jej zrobi. Haha. Xiu taki słodziaczek <3
    ~Rin

    OdpowiedzUsuń
  5. W sumie nie będę się rozpisywać kochana, bo nie ma tylu pięknych słów, które mogłby opisać to jak bardzo mi się podobało! <3 Kocham twoje opowiadania, a to było nieziemskie i zniewalające! *__*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo xiumin jest tu taki cudowny no poprostu książę z bajki

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo xiumin jest tu taki cudowny no poprostu książę z bajki

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie zachęcam do komentowania ;)