piątek, 18 kwietnia 2014

#15 Kris


 Niektórzy chłopcy bili swoje dziewczyny. Inni krzywdzili je słownie. Jeszcze bardziej wyjątkowi strzelali do nich z pistoletu lub nie wahali się ani chwili przed dźgnięciem piersi ukochanej. Przemoc w związkach nabierała coraz to nowszych znaczeń. Każda para miała swoją historię. Często dwojga ludzi zespajało małżeństwo. I chociaż jedno sprzedałoby drugie za działkę marihuany, zawsze łączyło ich coś, czego reszta świata miała nigdy nie zrozumieć. Tak było w waszym przypadku. Ciebie oraz Kris'a zespoił nie tylko sakrament, lecz też jeden wspólny problem. Z nawiązką ogromnej miłości, której nigdy nie dało się pozbyć.
 Stanęliście przed ołtarzem dwa lata temu. Nie zmuszeni przez nikogo, spragnieni siebie nawzajem. Nie umiałaś odmówić chłopakowi, gdy poprosił cię o rękę. Nigdy nie dostarczono Ci okazji pożałować tej decyzji. Kris był wzorowym, niemalże idealnym mężem. Przynajmniej przez pierwsze dwadzieścia cztery miesiące z nawiązką. Wtedy piekło wtargnęło do twego nieba...
 Zaczęło się niewinnie. W waszym niedużym, aczkolwiek przepięknym apartamencie, zachowywaliście swój rytuał. Przed wyjściem na imprezę zawsze wypijaliście lampkę wina, jak to mówił Kris, "żeby później lepiej wchodziło". Alkohol dawał wam kopa. Po nim bawiliście się najlepiej. Oboje pochłanialiście trunki do ostatniej kropelki, jednak tylko ty wyszłaś z tego cało...
 Wszystko działo się tak szybko. Nawet nie wiadomo kiedy, chłopak wyciągał butelkę przy specjalnych okazjach. Też wtedy, gdy byliście sami. Jego tradycyjna ilość alkoholu zwiększyła się. Przeszła z dwóch lampek wina na niemalże całą butelkę. Później świętował bez okazji. Lecz wtedy już samotnie. Zaczynałaś martwić się o niego, ale odpowiadał, że tylko się relaksuje. Ufałaś mu, więc takie słowa satysfakcjonowały cię całkowicie. Kris począwszy od wina, pod wpływem czasu postanowił przerzucić się na wódkę. Każdy pojedynczy wieczór zmieniał się dla ciebie w piekło. Niekiedy błagałaś go,żeby przestał. Próbowałaś, niby przypadkiem, wyrywać chłopakowi butelkę z ręki. Problem mimo wszystko robił się coraz większy, nie sypiałaś po nocach. I jedyne, co mogłaś zrobić, to patrzeć jak on się uzależnia, bo przecież idealna żona nie zadaje pytań...
 Kiedy zrozumiałaś, że twój mąż jest alkoholikiem? Dowiedziałaś się o tym stanie rzeczy zupełnie przypadkowo. Zazwyczaj ozdabiałaś różne miejsca niewielkimi karteczkami zapisanymi miłosnymi wiadomościami. Tam, gdzie tylko Kris mógł je zobaczyć. Chciałaś umilić mu dzień, aby nawet na moment nie zapomniał, jak bardzo go kochasz. Kilka razy przyglądałaś się, kiedy szczerząc zęby, wpycha kolejny liścik do kieszeni jeansów. Za każdym razem chowałaś wiadomostki w innym schowku. Tamtego dnia coś podkusiło cię, żeby zostawić jedną z nich pośród zakamarków jego torby treningowej. Zadowolona, właśnie zapinałaś zamek błyskawiczny swojego celu, gdy nagle coś wewnątrz zachlupotało. Od razu pomyślałaś, że pewnie Kris znów upchnął bidon w niewłaściwym miejscu. Chcąc go ułożyć poprawnie, ponownie rozpięłaś suwak. Przez chwilę przetrzepywałaś dresy męża. Nie musiałaś czekać długo, aż coś znajdziesz. Nie tego się spodziewałaś, jednak ta mała rzecz wystarczyła, żebyś zawisła nad przepaścią. Nie dostałaś się do plastikowej butelki wypełnionej napojem izotonicznym. To coś było dla Kris'a znacznie cenniejsze.
 Ufnie wyciągnęłaś bidon z torby. Zauważyłaś, że samoistnie się otworzył. Zatrzasnęłaś korek, zdumiona nierozlewającą właściwością pojemnika. Chciałaś upchnąć go tam, gdzie leżał, jednak powstrzymał cię zapach powietrza wokół, a raczej jego brak. Kiedy domknęłaś zatrzask, nagle zniknęła woń, która dotąd wypełniała twoje nozdrza i której wcześniej nie zauważyłaś. Dla pewności swych myśli jeszcze raz zaciągnęłaś się powietrzem. Czegoś tutaj brakowało. Jeszcze raz odkręciłaś butelkę, bez wahania przykładając nos do gwintu. Zostałaś uderzona ekstremalnym zapachem alkoholu. Było to whiskey, jeśli nie myliło cię powonienie. Wtedy zaczęłaś się zastanawiać, czy Kris w ogóle trenuje. Okazywałaś swoją słabość tylko przez kilkanaście sekund. Później ze złością zapięłaś torbę, ciskając butelkę na sam środek jadalnianego stołu.
 Tamtego dnia pierwszy raz poważnie się pożarliście. Wydzierałaś się całą siłą strun głosowych, żeby powstrzymać całą tę rzeczywistość. Wu Yi Fan musiał przestać. Skończyć z prawieniem złośliwości samemu sobie i, co najważniejsze, przestać sprawiać, że czujesz się jak zła żona. Zniszczyć uczucie wstydu, bo przecież nie pił sam z siebie. Sięgał po alkohol, bo miał problemy. A przy ołtarzu oboje ślubowaliście branie na swoje barki zgrzytów drugiej osoby. Przepłakałaś całą tamtą noc. Chociaż bolało cię, jak nigdy, oboje następnego dnia, aż do dzisiaj, udawaliście, że nic się nie stało.
 Stanęłaś przed lustrem, rozmasowując obolały kark. Zdecydowanie nie spałaś za dobrze. Zarwane noce nigdy nie odbijały się na twojej twarzy, toteż wyglądałaś tradycyjnie, znaczy cudnie. Kątem oka dostrzegałaś śpiącego Kris'a. Wtedy wyglądał, niczym aniołek. Oddychał miarowo i tylko co jakiś czas przewracał się z pleców do pozycji embrionalnej. Takie były zalety umieszczania lustra naprzeciwko sypialnianego łóżka.
 Westchnęłaś, zauroczona widokiem rozespanego męża. Dochodziła dziesiąta rano. Wstałaś dopiero przed chwilą. On właściwie też już powinien być na nogach. Nawet nie odsłoniłaś firan, żeby go nie zbudzić. Gdy miał kaca, wtedy był najgorszy. Czyli w zasadzie każdego ranka zachowywał się, jak obłąkany. Zazwyczaj leżał całymi dzień przykryty kołdrą i zachowaniem przypominał miks dżdżownicy oraz krótkowzrocznego lwa.
 Zauważyłaś, że poruszył się na łóżku. Oderwałaś spojrzenie od lustra, zamierzając pójść do kuchni po szklankę wody, o którą prośba zaraz miała nadejść.
 -Zostań.-zachrypnięty głos chłopaka zatrzymał cię w połowie drogi.
 -Chce ci się pić.-stwierdziłaś, ciągle nie patrząc na niego.
 -Wolę ciebie od wody.-powiedział zaspanym tonem. Chciałaś podejść do łóżka, jednak Kris okazał się szybszy. Nim zdążyłaś zaczerpnąć tchu i się odwrócić, poczułaś jego ciepłe dłonie w pasie. Ciepły oddech omiótł twoją twarz, przy okazji szargając odrobinę myśli.
 -Wieczorem idziemy do Luhan'a.-oznajmiłaś.
 -Może nie będę jak nowy, ale damy radę.-zamruczał.
 -Wu Yi Fan...-wyszeptałaś, jakbyś pierwszy raz słyszała imię swojego męża.
 -Dzień dobry.-zaśmiał się dźwięcznie. Czułaś, jak wargami muska twój lewy policzek.-Cóż za rozkoszne powitanie.
 Chciałaś mu odpowiedzieć, jednak udławiłaś się wdychanym powietrzem, gdy poczułaś jego ręce unoszące cię z niemal dziecinną łatwością. Podszedł do lustra i postawił twoją sylwetkę na ziemię. Wybuchnęłaś promiennym śmiechem, kiedy ujrzałaś zadowoloną z siebie minę u chłopaka.
 -Nie wiem, czy kiedyś to mówiłem...-zaczął, ponownie łapiąc twoją talię. Teraz widziałaś was tylko w lustrze.
 -Nie mówiłeś.-powiedziałaś bez wahania, na co uśmiechnął się szeroko.
 -Ślicznie razem wyglądamy.-miałaś ubraną tylko bieliznę, więc nieco krępował cię jego lustrujący wzrok.-Ale gdyby bliżej nam się przyjrzeć...
 -To?-poczułaś rękę Kris'a niecierpliwie wsuwającą się pod zapięcie twojego stanika. Doskonale wiedziałaś, w co się bawił.
 -Jesteśmy cholernie seksowni.-wolną ręką odgarnął ci włosy na bark.
 -Yifan...-powiedziałaś, widząc jego pełne pożądania oczy.
 -No,może ty trochę bardziej.-jednym gwałtownym ruchem obnażył twoje piersi. Zdjęty biustonosz zrzucił na podłogę. Zaśmiałaś się, gdy poczułaś dłonie chłopaka na klatce piersiowej.
 -Za chwilę się spóźnię do kawiarni...-powiedziałaś z udawanym żalem.
 -Nigdzie nie idziesz.-zadecydował szybko. Odwrócił cię do siebie przodem. Bez zastanowienie wpił się w twoje wargi.
 -Dlaczego?-zaoponowałaś między pocałunkami.
 -Bo chcę cię zerżnąć.-na chwilę oderwał się od ciebie.-Teraz.
 Niecierpliwie wzięłaś butelkę do ręki. Nalałaś sobie połowę kieliszka szampana i odstawiłaś ją obok. Dziś mijało dokładnie osiem miesięcy odkąd twój mąż sięgnął po alkohol. Każdego dnia wyliczałaś tę datę na nowo. Łudziłaś się, czy aby rzeczywiście się nie pomyliłaś. Gdyby tak się stało, los byłby cudownie najłaskawszy. Jednak to było niemożliwe.
 Lustrowałaś Kris'a wzrokiem. Wraz z Luhan'em okupował kanapę. Co jakiś czas wybuchał prześlicznym śmiechem, jednak w dłoni dzierżył butelkę wódki. Wstrzymywałaś oddech za każdym razem, kiedy przykładał gwint do ust, żeby wypić chociaż kropelkę. Rano obojgu wam było dobrze, ale co z tego, jeśli teraz wszystko znowu obracało się w koszmar. "To będzie długa noc...", pomyślałaś i ponownie odwróciłaś się twarzą w stronę przyjaciółki.
 Dziewczyna LuLu jako jedyna okazywała ci wsparcie jeśli chodziło o całą tę sytuację. Nawet wtedy, pilnując piekącego się kurczaka, dzielnie wysłuchiwała twoich obaw zmiksowanych z wspomnieniami. Na jej twarzy widziałaś zatroskanie. Martwiła się. Chociaż była bardzo drobna, to miała w sobie coś lwiego. Nikt tak filigranowy przecież nie zniósłby tyle lamentowania przyjaciółki, a przynajmniej tak uważałaś.
 -Osiem miesięcy, tak?-zaoponowała, uchylając klapę piekarnika. Sprawdziwszy mięso, ponownie ją zamknęła.
 -Dokładnie.-wzdrygnęłaś się. Upiłaś łyka szampana i spojrzałaś dziewczynie w oczy.-Co do dnia. Kilka razy przeliczałam, żeby upewnić się, czy niczego nie pochrzaniłam. Ale wiesz? Chciałabym.
 -Powinnaś coś zrobić.-wzruszyła ramionami. Uśmiechała się, obdarzając spojrzeniem jakiś punkt nad tobą.
 -Ale niewiele mogę...-odwróciłaś się w tamtym kierunku i zachichotałaś widząc Luhan'a, który właśnie przesyłał jej powietrzny pocałunek.-Za to ty sobie radzisz.
 -Doskonale mi idzie.-oboje się zaśmiałyście.-Porozmawiaj z nim. Zaproponuj terapię. Zagroź rozwodem, daj mu coś, żeby poczuł, że cię traci...
 -To by było nie fair jeśli chodzi o mnie.-niepewna, przygryzłaś dolną wargę.
 -Ale Kris tak robi już od kilku miesięcy.-pogłaskała cię po ramieniu.
 -Wiesz...-zawahałaś się.
 -Luhan też widzi, że on ma problem.-zauważyła Koreanka.-Mógłby nam pomóc.
 -Nam?-zapytałaś zaskoczona.
 -Przemyśl to.-odezwała się, wyłączając piekarnik. Natychmiast całe pomieszczenie wypełniło się zapachem pieczonego kurczaka.
 Dochodziła dziesiąta wieczorem, gdy zmęczenie zaczęło drażnić twoje zmysły. Owszem, mogłaś iść do domu, jednak wtedy zostałabyś skazana na zostawienie Kris'a samego. Nie zdanego samemu sobie, jeśli alkohol liczy się jako osoba. Zamiast narzekać i prawić mu morały, po prostu usadowiłaś się na jego kolanach. Między butelką, a chłopakiem, dla bezpieczeństwa. Chociaż drażnił cię alkoholowy oddech męża, a spocone dłonie kurczowo zaciskały się na twoich biodrach, ilekroć miał skrępowane ruchy tak, że nie mógł sięgnąć po wódkę, to trzymałaś się nadzwyczaj dzielnie. Lepiej wprowadzać rewolucję od razu. Taktyka Napoleona wydawała ci się idealna.
 -Skarbie, mogłabyś?-powiedział, rozciągając wolną rękę w kierunku butelki leżącej na stole.
 -Panu już podziękujemy.-uprzedziłaś go i szybko podałaś naczynie Luhan'owi. Chłopak zręcznie ją przejąwszy, ustawił alkohol przed wazonem okupującym komodę. Tym samym kompletnie wyciągnął trunek spoza zasięgu Kris'a. Cieszyłaś się, że chociaż LuLu był twoim trzeźwym sojusznikiem.
 -Proszę cię...-wyszeptał chłopak, któremu siedziałaś na kolanach.-Ja potrzebuję...
 -Nie,kochanie.-odgarnęłaś mu włosy z czoła.
 -Wyżywasz się na mnie.-przewrócił oczami, w których czaiła się żądza alkoholu.-Luhan, podasz mi?
 -Nie ma mowy.-"jelonek" zaśmiał się głośno, wyciągając ramiona do twojej przyjaciółki, akurat idącej w jego kierunku.
 -Jesteście straszni.-burknął Kris. Czułaś, jak jego paznokcie boleśnie kaleczą ci skórę talii.
 -Yifan, przestań.-warknęłaś cicho.-To boli.
 -Przepraszam.-wargami delikatnie musnął twój policzek. Poluźnił uścisk, na co głośno wypuściłaś powietrze z ust.
 -Kris, masz ochotę!?-naraz rozległ się krzyk o źródle gnieżdżącym się w rogu pokoju. Odwróciłaś wzrok w tamtą stronę, jednak nie wyłapałaś dosłownie nic, gdyż później wydarzenia nabrały szybszych obrotów.
 -Jasne.-odkrzyknął twój mąż. Chwilę później do jego rąk trafiła świeża butelka whiskey. Wtedy miałaś opóźnioną reakcję. Zajmowałaś się piorunowaniem wzrokowym drobnego Azjaty, który na dodatek umiał świetnie rzucać, gdy Kris jednym ruchem otworzył butelkę i przyłożył ją do ust, spory procent zawartości wypijając duszkiem. Jęknęłaś, kiedy zobaczyłaś jego zadowoloną minę po skończonej celebracji wlewania w siebie trunku.
 -Oddaj mi to.-powiedziałaś. Natychmiastowo podniosłaś się na nogi, żeby nie musieć dłużej męczyć kolan chłopaka. Wyciągnęłaś do niego rękę wyczekująco.
 -Chciałabyś.-wybełkotał. Był już wyraźnie odurzony alkoholem. Przeklinałaś Boga, bo takiego Wu Yi Fan'a zwalczało się najtrudniej.
 -Kris,proszę cię.-pod wpływem emocji twój głos zmienił się na płaczliwy ton, niemalże pisk.
 -Daj mi spokój, dobrze?-wziął ciągle otwartą butelkę w obie dłonie, gdybyś nagle zachciała mu ją wyrwać.
 -Dosyć tego.-siłowanie się z nim wtedy wydawało ci się nie aż tak złym pomysłem. Natychmiastowo znalazłaś wolną przestrzeń między jego rękami i również chwyciłaś za szkło.
 -Skarbie, zostaw...-powiedział, wstając.-Zrobisz sobie krzywdę.
 Chciał jak najdelikatniej wyjąć ci butelkę z dłoni, jednak trzymałaś niezwykle mocno, jak na wysiłki człowieka pod wpływem alkoholu.
 -To przestań pić!-krzyknęłaś, twoim zdaniem nieco za cicho. Wokół nie było nikogo, oprócz Luhan'a i jego dziewczyny, kto skupiałby się na tej scenie, także mogłaś zachowywać się, niczym wariatka, ile ci się tylko podobało.
 Resztę wydarzeń widziałaś, jak przez mgłę. Nie miałaś ochoty wykłócać się ze swoim mężem, więc po prostu bez słowa pociągnęłaś za butelkę. Liczyłaś, że mu ją wyrwiesz, ale chwycił mocniej, niż każdy postronny świadek by przypuszczał. Pech tradycyjnie nad tobą czuwał. Siła rozpędu była tak silna, niemalże niewyobrażalnie. W ułamku sekundy potknęłaś się. Później rozumiałaś tylko to, że upadasz. Panicznie wyciągnęłaś ręce przed siebie, próbując złapać się czegokolwiek. Nikt nie zdążył zareagować dostatecznie szybko. Jęknęłaś z bólu, gdy poczułaś, jak twoje plecy wwiercają się w szklany stolik umieszczony naprzeciwko kanapy. Gdybyś ważyła czterdzieści kilo mniej, chociaż żadna zdrowa osoba nie ma takiego ciężaru, może nie rozbiłby się. Zachłysnęłaś się powietrzem. Usłyszałaś brzęk szkła i załkałaś, bo pękający materiał rozdarł plecy sukienki, którą miałaś na sobie. Fragmenty blatu raniły ci całe ręce, kiedy leżałaś na szczątkach mebla. Próbowałaś sobie uświadomić, co właśnie się stało.
 -[T.I.], kochanie...-głos męża próbował wedrzeć się do twojej świadomości. Widziałaś jak wyciąga dłonie w twoim kierunku.-Chodź, daj mi rączkę...
 -Nie,zostaw mnie.-natychmiast wstałaś, ignorując wszystkich ludzi, którzy momentalnie zebrali się wokół ciebie. Ociekałaś krwią. Sukienka nadawała się tylko do wyrzucenia. Czułaś niewyobrażalny ból z każdym krokiem, jednak to było nic, gdyby porównać agonię z gniewem na Kris'a. Cała buzowałaś pod wpływem emocji.
 -Przepraszam.-powiedziałaś wyciągając dłonie, w które powbijane były kawałki szkła, do Luhan'a.
 -Nie,słoneczko.-oczy Koreańczyka przesiąknięte były strachem.-Nie ma za co.
 -Chodź.-jego dziewczyna natychmiast doskoczyła do ciebie. Zignorowawszy zakrwawiony materiał, objęła cię w talii, chcąc zaprowadzić na górę.
 -Zostaw ją.-ponownie odezwał się Kris. Zerknęłaś na niego z obrzydzeniem.
 -Nie ty będziesz o tym decydował.-odparowała Koreanka.
 -Kochanie, przepraszam.-w oczach męża widziałaś panikę. Chyba jeszcze nigdy nie był tak przerażony.-Ja nie chciałem.
 -Ja też nie chciałam!-wydarłaś się z całej siły, chociaż miałaś wrażenie, że właśnie masz plecy piłowane na pół.-Nie chciałam zostać twoją żoną! Nie chciałam z tobą zamieszkać! Nie chciałam, żebyś odwoził mnie codziennie do pracy!
 -Co ty mówisz?-zmarszczył czoło. Dopiero teraz zauważyłaś jego rozedrgane dłonie.
 -Jak wrócisz do domu...-zaczęłaś.-Łaskawie się spakuj i wyprowadź. To ostatnie, czego od ciebie chcę.
 -Ale...-odezwał się, jednak odwróciłaś się, chcąc iść dalej. Prędzej choinki spadną z nieba, niż go posłuchasz.
 -Czekaj.-zatrzymała cię dziewczyna LuLu.
 -Tak?-skrzywiłaś się.
 -Mogę?-dziewczyna wzięła twoją sylwetkę na ręce. Byłaś zadziwiona jej siłą, zwłaszcza, że urodziła się taka malutka. Prawie bez wysiłku zaczęła wnosić cię po schodach.-Zostaniesz na noc u mnie, dobrze?
 -Tak.-wymamrotałaś.
 -Możesz już zasnąć, [T.I.]...-mówiła, jednak jej słowa bardziej przypominały śpiewaną piosenkę.-Luhan już wezwał lekarza.
 Wyrazy wypowiadane przez dziewczynę podziałały, niczym kołysanka. Odpłynęłaś w mgnieniu oka, jednak zdarzało ci się przebudzić. Miałaś przebłyski czyiś krzyków. Później zostałaś przywrócona do porządku za pomocą doktora. Wtedy, choćbyś nawet chciała, nie dało się zasnąć. Wyłaś z bólu, gdy lekarz oczyszczał twoje przedramiona, plecy oraz dłonie. Obyło się bez szwów, ale swojego serca nie udało ci się przywrócić do zdrowia. Czułaś się upokorzona. Zawstydzona całą tą sytuacją. Wstydziłaś się, bo Kris pije. Zalewał się alkoholem i nie zamierzał nic z tym zrobić. Już nie dawałaś rady. Wódka rozbijała wasze małżeństwo, wszystko, co razem zbudowaliście przez tyle lat. Doskonale wiedziałaś, że część osób obwiniała cię za jego alkoholizm. Ale ty nie miałaś wtedy nic do gadania. Wziął do ręki, odkręcił nakrętkę, wypił. Tak to zazwyczaj działało. Tak zaczęłaś tracić Kris'a.
 Pomieszkałaś u nich jeszcze przez dwa tygodnie od feralnej imprezy. Nie odbierałaś telefonów od Wu Yi Fan'a. Mimo wszystko nie wrócił tutaj. Może dlatego, bo bał się spojrzeć Luhan'owi w oczy. Chłopak zawsze cię lubił i kilka razy przez te kilkanaście dni przyłapywałaś go na mówieniu, że chętnie rozszarpałby Kris'a na strzępy. Jego dziewczyna sporo z tobą rozmawiała. Nadawałaby się na świetnego lekarza. Dbała o to, żebyś w końcu zeszła na właściwą drogę. Nie chciała, abyś była tą, która przez lata stała i patrzyła, jak jej mąż się stacza. Po jakimś czasie wspólnie zadecydowali, że powinnaś u nich zamieszkać na jeszcze troszeczkę. Zgodziłaś się, chociaż nie lubiłaś tak siedzieć komuś na głowie. Samodzielnie podjęłaś decyzję o czymś bardzo ważnym. Sama wzięłaś losy swojej przyszłości w ręce. Myślami goniłaś dzień. Postanowiłaś spuścić wściekłego psa ze smyczy.
 -Idziesz po rzeczy?-uśmiechnęła się Koreanka, zatrzymując cię tuż przy wyjściu.
 -Tak.-przewróciłaś oczami.-Ale najpierw jeszcze muszę coś załatwić.
 -Leć.-rzuciła ci klucze do domu.-Widzimy się na obiedzie, maluszku.
 Nieco nerwowo zapukałaś w drzwi. Mogłaś samodzielnie otworzyć zamek, ale teraz to było już tylko jego mieszkanie. Słyszałaś krzątaninę dobiegającą ze środka. Mimo wszystko zastanawiałaś się, czy w ogóle wpuści cię do środka. Nie czekałaś nawet dwóch minut, gdy usłyszałaś brzęczący dźwięk przekręcanego klucza.
 -Hej.-Kris uśmiechnął się, kiedy tylko zobaczył twoją sylwetkę. Pochylił się, żeby cię pocałować, jednak szybko się odsunęłaś. Nieco zakłopotany zrobił ci miejsce w drzwiach, abyś mogła wejść do środka.-Nie odbierasz moich telefonów.
 -Nie miałam ci nic do powiedzenia.-odpowiedziałaś dopiero, gdy znalazłaś się w salonie.
 -Siadaj.-skinął głową na skórzaną kanapę.-Musimy porozmawiać.
 Posłusznie zajęłaś miejsce. Chłopak zajął miejsce obok ciebie. Ledwie teraz dostrzegłaś, jak strasznie wyglądał. Jego przekrwione oczy idealnie kontrastowały z żółtawym odcieniem skóry. Cienie pod oczami sprawiały, że wyglądał, niczym miś panda. Dłonie mu drżały. Nerwowo splatał je ze sobą, jakby psychika pchała go w kierunku rzucania ostrymi przedmiotami. Zastanawiałaś się, czy został przy alkoholu, czy też przypadkiem wziął coś mocniejszego. Chwilę rozmyślań przerwał ci ciężki oddech twojego męża.
 -Coś się stało?-uniosłaś brew.
 -Jestem na głodzie.-potrząsnął głową, jakby chciał, żeby to wszystko z niego tak po prostu wyleciało.-Przepraszam.
 -Ahm.-uśmiechnęłaś się cierpko.-Musimy porozmawiać.
 -To może ja pierwszy.-uśmiechnął się tak samo zniewalająco, jak kiedyś.
 -Nie chcesz posłuchać moich wiadomości?-zachichotałaś wymuszenie.-Moje są ciekawsze.
 -Ubliżasz mi, kochanie.-delikatnie pogłaskał cię po wierzchu dłoni. Tylko siła woli trzymała cię, żeby wtedy nie dać mu w twarz. Wstrzymałaś oddech, starając się z siebie wydusić tylko to jedno zdanie. Bez nawiązki setek obelg oraz wypominań.
 -Złożyłam wniosek o separację.-wydukałaś w końcu. Zerknęłaś na twarz chłopaka. Przez ułamek sekundy przebiegło przez nią tysiąc emocji, jednak nie odezwał się ani słowem. Naraz zrobił się zielony, fioletowy, a później czerwony, niczym pomidor. Niemal od razu pożałowałaś swojej decyzji o mówieniu mu czegokolwiek.
 -Kiedy?-wycharczał, jakby brakowało mu tchu.
 -Mniej więcej godzinę temu.-doskonale widziałaś, jaki ból sprawiały mu twoje słowa. Byłaś pełna poczucia winy, jednak nie potrafiłaś go oszukiwać.
 -Cofniesz go?-zapytał z nadzieją w głosie.
 -Nie.-wzruszyłaś ramionami.
 -Oni cię do tego namówili.-po tym, jak się poruszał wywnioskowałaś, że jest nie tyle zły, co zdruzgotany.
 -Nie, sama podjęłam decyzję.-wypuściłaś głośno powietrze z ust.
 -Już mnie nie kochasz?-zauważyłaś łzy błądzące w jego oczach.
 -A jakie to ma teraz znaczenie?-wzruszyłaś ramionami.-Ty masz swój alkohol.
 -Przecież nie piję.
 -Teraz nie.-przygryzłaś wargę.-Ale jeśli wrócę, znów zaczniesz pić.
 -Nie będzie tak, obiecuję.-chciał cię złapać za rękę, jednak w porę się odsunęłaś.
 -Kris, to już nie ma znaczenia.-parsknęłaś cicho.-W zasadzie to przyjechałam tutaj po swoje rzeczy, ale wątpię, że pozwolisz mi coś zabrać.
 -Najpierw separacja...-powiedział, lewą dłonią trąc oko. Niemal natychmiast spłynęła z niego łza wielkości ziarnka grochu.-A później rozwód?
 -Pewnie tak...-zacisnęłaś usta. Twój mąż nie odezwał się ani słowem. Salon dudnił niezręczną ciszą, która była przerywana tylko waszymi oddechami. Chłopakowi trzęsły się ręce. Łzy cicho ściekały po jego policzkach. Najchętniej ukamieniowałabyś samą siebie za to, ale przecież ktoś musiał przerwać błędne koło, po którym oboje od jakiegoś czasu błądziliście.
 -[T.I.], nie zostawiaj mnie...-powiedział po chwili wahania. Spojrzał ci w oczy. Miałaś wrażenie, że czyta z ciebie, niczym z otwartej księgi.-Jesteś moją najukochańszą żoną. Moim najdroższym maluszkiem. Nawet nie wiesz, jak się teraz czuję. Moja jedna strona mówi, że jestem głupi, straciłem cię przez taką głupotę, ale druga jest zupełnie gdzie indziej. Ona cieszy się, jak kretynka dlatego, bo po prostu tutaj jesteś. Ja tak mam zawsze, gdy ciebie widzę. Teraz tutaj jest strasznie. Naprawdę, jeszcze nigdy nie byłem tak cholernie samotny. Dlatego mnie nie zostawiaj, skarbie...
 -Kris, nie staraj się już...-uśmiechnęłaś się nieśmiało.-Przepadło...
 -Nie mów tak.-pokręcił głową.-Ja to naprawię, zobaczysz. Tylko zostań...
 -Co ty robisz?-zapytałaś, gdy zauważyłaś, że gwałtownie zmniejszył się dystans między wami.
 -Sprawiam, że zmieniasz zdanie.-uśmiechnął się, otarłszy łzy błądzące mu pod oczami. Nie zastanawiając się dłużej, dłońmi złapał cię za policzki i jednym ruchem złączył wasze wargi. Czułaś jego mokre policzki na swoich. Nie wiadomo dlaczego zaczęłaś odwzajemniać pocałunki. Przecież zaraz miałaś oddać mu obrączkę. Niech czeka na inną dziewczynę. Przecież Kris może pomyśleć, że zmieniasz zdanie, ale tak naprawdę nic się nie zmieniło. Po prostu musiałaś go posmakować ten ostatni raz.
 -Yifan, przestań...-odepchnęłaś go w przeciągu kilku następnych chwil.
 -Przepraszam.-starał się brzmieć zakłopotanie, jednak najzwyczajniej w świecie mu to nie wychodziło.
 -Powinieneś.-wstałaś i natychmiast zaczęłaś zdejmować z palców obrączkę oraz pierścionek zaręczynowy.-Zabierz to.
 -Nie,proszę...-osłupiały, wpatrywał się, jak kładziesz oba pierścionki na stół.-Co mam zrobić, żebyś została?
 -Nic.-pozbywszy się zbędnego bagażu, ruszyłaś w kierunku drzwi. Jednym ruchem je otworzyłaś.-Po prostu wylecz się z alkoholu i ze mnie!
 Trzasnęłaś drzwiami. Zalewałaś się łzami, gdy zbiegałaś ze schodów i wtedy, kiedy wsiadałaś do taksówki.
 Nie trzymałaś się, absolutnie nie dawałaś sobie rady. Sześć miesięcy nie wystarczyło, żeby uporać się ze samą sobą i, co najważniejsze, zapomnieć o nim. Przez pewien czas szło ci doskonale. Poświęcałaś czas sobie. Coraz lepiej rozumiałaś życie. Wspomnienia wróciły dopiero, gdy dostałaś zawiadomienie o negatywnym rozpatrzeniu wniosku o separację. Według nich nie podałaś wystarczającej przyczyny. Może to dziwne, ale cieszyłaś się z takiego obrotu spraw. Chciałabyś móc jeszcze kiedyś zobaczyć Kris'a. Właśnie, Kris...Leczył się. Wiedziałaś, bo dzwonił co jakiś czas. Nie odbierałaś telefonów, więc zaczął pisać wiadomości przez pocztę internetową. Te natomiast czytałaś, ale nigdy nie odpisywałaś. Mówił ci o każdym swoim miesiącu bez picia, o każdym najmniejszym sukcesie. Cieszyłaś się, że jakoś sobie daje radę, żyje normalnie. Nawet, jeśli jego szczęście nie miało być takie, jak twoje...
 Pewnego dnia przypadkiem spotkałaś go w kawiarni. Śmiałaś się, gdy widziałaś, jak uroczo się rumienił na twój widok. Rozmawialiście, śmialiście się. Tydzień później ponownie włożyłaś obrączkę i pierścionek na palce. Bo wybaczanie to cudowna sprawa. Dzięki niemu stałaś się szczęśliwa u boku Wu Yi Fan'a - mężczyzny, którego kochasz.


 Miałam dodać jutro, ale co mi tam haha ;D ;) Mam nadzieję, że scenariusz Wam się spodoba, bo troszkę się nad nim namęczyłam ;3 Zakończenie może Was nie satysfakcjonować, ale zależało mi na trochę "filozoficznym" zakończeniu ;) Miłego czytania, kochane ;* Myślę, że zachęcać Was do komentowania, obserwowania itp. już nie muszę ;) Trzymajcie się cieplutko ;* ;)



9 komentarzy:

  1. Jakie to cudowne i co najważniejsze prawdziwe. Takie tematy rzadko sa poruszane, ale co ukrywać, są to bardzo częste wydarzenia w życiu wielu ludzi. Cudownie, że poruszyłaś ten temat.
    Miłość zwycięży wszystko. Dobrze, że Kris wziął się w garść i zaczął się leczyć. :)
    Życzę dużo weny i takich cudownych scenariuszy, bo muszę przyznać, ze prawie miałam łzy w oczach.
    Pozdrawiam
    http://kpop-scenarios-pl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kris alkoholikiem? Tego się nie spodziewałam ;) Scenariusz świetny, życzę weny xD

    OdpowiedzUsuń
  3. O mamuniu tego to ja bym się nigdy nie spodziewała po Krisie O.O Ale nie powiem, że pasowało mi to :D
    Bardzo dobrze i fajnie opisane :3 i również końcówka mi się podobała :D
    Dużo weny i Hwaiting <3

    OdpowiedzUsuń
  4. AAAAA JAKIE CUDOWNE <3 Fajnie, że wpadłaś na taki pomysł, a zakończenie było nie głupie (jeśli wiesz o co mi chodzi xd) I oczywiście scenariusz z Krisem <3 Bardzo mi się podoba
    ~Rin

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawie się popłakałam ;c Cała ta sytuacja opisana z alkoholizmem mnie zasmuca, a co dopiero jak mowa o Krisie! ;o Świetnie napisane. Jak zawsze z resztą :)) Czekam na kolejne opowiadania kochana. Pozdrawiam <3 :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początku, już po pierwszym zdaniu przestraszyłam się, że z Krisa zrobisz jakiegoś damskiego boksera... Ale na szczęście nie zrobiłaś z niego świni. ^^ Jednakże, alkoholizm wcale nie jest lepszy. Ech.. co alkohol może zrobić z człowiekiem. To aż smutne, gdy się czytało, ale jakie prawdziwe.
    Podjęłaś bardzo poważny temat, bardzo mi się podobało. A zakończenie wywołało u mnie ogromne wzruszenie. Tak bardzo się cieszyłam, że powrócili do siebie. Że jednak był happy end. Nie ma lepszej motywacji rzucenia nałogu jak nie rodzina.
    Czekam z ogromną niecierpliwością na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To mój absolutnie ulubiony scenariusz z Krisem w roli głównej, czytałam go już parę razy; jest genialny! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooo jaa ciee... TO BYŁO ŚWIETNE!! :')
    Na początku ta cała sytuacja mnie zadziwiła, ale całlść wyszła świetnie! :D

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie zachęcam do komentowania ;)