Wiem, że to absolutnie nie jest czas na Kris'a.
Że psuję nie tylko sobie, ale także Wam całą kolejkę.
Obiecuję, że wrócę do niej, kiedy tylko skończę pisać ten scenariusz.
Po prostu muszę się pożegnać.
Kocham cię, Yifan.
-Nie odbieraj tego w ten sposób.-powiedział chłopak, zerknąwszy na ciebie znad kartki papieru. Widziałaś jak starannie kreślił litery długopisem.
-Pracowałeś przez tyle czasu...-warknęłaś. Niecierpliwie tupałaś nogą. Arkusz, który twój chłopak trzymał przyprawiał cię o mdłości. -Chcesz zmarnować to wszystko?
-Ty jesteś wszystkim.-powiedział, spoglądając ci w oczy czule. Mimo tego nie dawałaś się zwieść. Miałaś prawie zerową ochotę na jego amory.
-Pożałujesz, zobaczysz.-ofuknęłaś Kris'a i naburmuszona, spuściłaś wzrok. Usłyszałaś jak Azjata wzdycha, pewnie był tak samo zniecierpliwiony, co ty. Dostrzegałaś tylko cienie palców chłopaka. Długopis zgrabnie błądzący po kartce świadczył, że już kończy pisać pozew. Nadeszła godzina prawdy.
Nie upłynęło nawet kilka minut, kiedy podniosłaś głowę. Yifan ledwo zdążył odłożyć kartkę. Lustrował cię badawczo, jakby bał się twojego nagłego wybuchu. Milczałaś, wgapiając się mu prosto w prawie czarne tęczówki.
-Będą nas nienawidzić...-odrzekłaś po chwili.-Zasługują... Powinni znać prawdę.
-Nie, [T.I.]...-zawahał się momentalnie. Chyba pierwszy raz, odkąd się znacie, jego głos stracił na sile. Bał się. Dopiero teraz zaczęłaś to dostrzegać.-Nie zrobią tego.
-Jesteś liderem.-zaczęłaś, lecz wtedy Kris uciszył cię jednym chwytem za rękę.
-Wiem.-powiedział i delikatnie się uśmiechnął.-Pewnie oczekują tego, że to ja odejdę jako ostatni, nieprawdaż?-skinęłaś głową, aby potwierdzić słowa chłopaka.-Tak nie będzie.
-Dlaczego?-zapytałaś niemal z wyrzutem.
-Mogę ich nie zawodzić. Mogę nie zawodzić ciebie.-mocniej ścisnął twoją dłoń.-Ale wtedy zawiódłbym samego siebie. Zniszczyłbym swoje szczęście. Masz rację, pracowałem przez tyle lat. Jestem już zmęczony, skarbie. Może takie są marzenia chłopaków, jeśli chcą, mogą być nawet biczowani na treningach. Tak właściwie, to nigdy nie chciałem być sławny. Zrobiłem swoje i generalnie, to mogę odejść. Dadzą sobie radę, a ja będę stał z boku, podziwiał wszystko po kolei. Z tobą. Nie zmienię zdania, nawet nie próbuj mnie przekonywać. Zwyczajnie mam dosyć tego wszystkiego. Widywania się raz na tydzień, maniakalnego harowania, udawanych uśmiechów. Nie chcę już tak...-skończył, a przynajmniej tak przypuszczałaś. Gdy otworzyłaś usta, żeby coś powiedzieć, odezwał się znowu.-Koniec tematu. Idę zaparzyć kawę.
Wzrokiem śledziłaś wstającego chłopaka. Pokłóciliście się o tę błahostkę tysiące razy. Zawsze pozostawałaś nieugięta. Nawet nie chciałaś przyjmować do wiadomości, że Kris kiedykolwiek mógłby opuścić zespół. Dzisiaj nie przebierał w środkach. Próg domu przekroczył z prawie gotowym pozwem sądowym.
-[T.I.]?-nagle usłyszałaś głos nad sobą. Podskoczyłaś na dźwięk niskiego tembru swojego chłopaka.
-Tak?-uniosłaś głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy. Jego głowa znajdowała się bliżej twojej, niż kiedykolwiek byś pomyślała. Dłońmi opierał się o plecy krzesła, gdzie siedziałaś. Był lekko pochylony, a przesiąknięty wonią mięty oddech Kris'a pieścił ci zmysły.
-Przepraszam, że kłócimy się tyle razy...-powiedział, czule zanurzając twarz w twoich włosach.
-Daj spokój.-wzruszyłaś ramionami.
-Ale to dlatego, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Kiedy podejmowałem tę decyzję, robiłem to także ze względu na nas.-uśmiechnęłaś się, jednak nie do końca szczerze. Yifan zaczerpnął powietrza, aby mówić dalej.-Nie tłumaczę tego, żebyś dała spokój. Naśpiewałem się już, mam dość. Chciałbym teraz poświęcić się czemuś innemu. Czemuś, co nie niszczy mi zdrowia. Powinnaś to zrozumieć, przecież zawsze jesteś moim wsparciem. Będę szczęśliwy, wiedząc, że chłopcy dobrze sobie radzą. Beze mnie.
-Nie będziesz żałował?-uniosłaś brwi.
-Nigdy.-oznajmił pewnie. Pochylił się ku tobie jeszcze bardziej.
-Wobec tego nic już nie mówię...-wzruszyłaś ramionami. Poczułaś niewysłowioną ulgę. Wyjaśniliście sobie wszystko między sobą. Problemy zniknęły z nadejściem porozumienia.
-Kocham cię.-przytknął swoje wargi do twoich. Przytrzymałaś jego głowę, aby przedłużyć pocałunek, jednak chłopak szybko wyplątał się z uścisku. Wyciągnęłaś ręce, chcąc zatrzymać Kris'a przy sobie. Cicho jęknęłaś, kiedy wszystkie starania spełzły na niczym.
-Wracaj tutaj...-warknęłaś w momencie, gdy zdałaś sobie sprawę, że mimo wszystko jest silniejszy.
-Przepraszam, ale nie.-ku twojej uciesze, przesłał ci powietrznego całusa.-Idę zrobić mojej księżniczce coś do picia. Panna ma jakieś specjalne życzenia?
-Tak. Tylko jedno.-Yifan zadziornie uniósł brew.-Chcę swojego ukochanego, najbardziej napalonego faceta przy sobie. Teraz.-Kris zaśmiał się głośno, w miarę wypowiadania przez ciebie tych słów.
-Masz wygórowane standardy.-ucałował twoje czoło i zrobił kilka kroków bliżej kuchni.-Kawa leży tam, gdzie zawsze?
-Mhm.-kiwnęłaś głową, pozwalając zniknąć mu za ścianą pomieszczenia.
Ostatnio wszystko pojawiło się jakby znikąd. Każdy pojedynczy problem zniknął, jednak na ich miejscu zaistniał jeden ogromny. Zupełnie się go nie spodziewałaś. Kris zadecydował sam, chociaż widziałaś, że coś od niedawna siedzi chłopakowi w głowie.
Pewnego dnia, zwyczajnie się spotkaliście. Najpierw niczego nie zauważyłaś, ale później spostrzegłaś nadzwyczajnie spiętą postawę swojego ukochanego. Pewnie to dlatego, bo wiedział, jak bardzo wspierałaś go od początku, ile wysiłku włożyłaś, aby się udało. Przez chwilkę nawet rozmawialiście, lecz potem zaczęłaś pytać. Miałaś wrażenie, że świat się zatrzymał, kiedy Wu Yi Fan oznajmił swoje odejście od reszty chłopaków. Pierw starał się obrócić to wszystko w żart, jednak wtedy śmiech był ostatnim, na co przyszłaby ci ochota. Zwyczajnie zamilkłaś, jak łąka przed burzą. Przecież nie było sensu, jeśli miałabyś tłumaczyć Kris'owi wszystkie sytuacje, przez które oboje przeszliście. Ile czasu poświęcił dla całej sprawy. Ongiś pewnie byś tak zrobiła. Wtedy zdobyłaś się tylko na cichy płacz i przytulanie ukochanego Azjaty. Idealnie zdawałaś sobie sprawę... Było jasne, że nie odpuści. Przecież tak się zmęczył. Potrzebował przerwy. Tak długiej, iż nawet nie powiedział ci o swoich planach. Na tyle długiej, żeby zapomniał o wszystkim...
Yifan już dawno wrócił do siebie, do reszty EXO. Tam znajdował się jego dom, który wkrótce zamierzał opuścić. Głucho chlipałaś resztkę kawy zrobionej przez chłopaka. Smaczny płyn cicho chlupotał w twojej buzi, pozwalając chwilowo stłumić natłok myśli. Przed oczyma ciągle miałaś obraz świeżo napisanego dokumentu sądowego. Tego, że zamierza pozwać wytwórnię też oczywiście nie wiedziałaś. Przez Kris'a przynajmniej częściowo przegapiałaś całą rzeczywistość, albo tak ci się wydawało. Zawsze byliście wobec siebie szczerzy. Tym razem też, ale dlaczego tak późno? Wcześniej nie dał żadnego znaku, nie szepnął ani słowa. Zwyczajnie, jakby nagle mu się odwidziało. Wierzyłaś we wszystko, czy rzeczywiście był zmęczony, czy nie. I tak wolałaś widywać chłopaka częściej niż raz na tydzień, jak dotychczas. Siedziałaś cicho, jakby od tego zależała przyszłość całej ludzkości.
Odkąd pamiętasz, starałaś się bronić reszty EXO. Zasmucił cię sam fakt, że Yifan nie powiedział im ani słowa. Niby normalne, przecież też zostałaś wrobiona w ten sam sposób. Mimo wszystko teraz już wiedziałaś, a chłopcy jeszcze nie. Czułaś się jak zdrajca, biorąc pod uwagę każdy dzień, kiedy zostawałaś u nich w domu, kiedy EXO-M wyjeżdżało promować się w Chinach i tobie nie uśmiechało się ślęczenie pośród własnych czterech ścian. Pamiętałaś również to, że byłaś tam bardzo kochana. Jeszcze nigdy nie doświadczyłaś takiej miłości, jeśliby porównać spędzanie czasu z Azjatami do swoich wcześniejszych historii. Niemówienie im o niczym było grzechem. Takim, którego mogliby wam obojgu już nigdy nie wybaczyć...
Dzisiaj zostałaś zaproszona na kolację do chłopaków. Mieliście świętować urodziny Tao, więc wszyscy chcieli urządzić młodemu imprezę, chociażby dlatego, bo nadarzała się okazja, aby spić się bez jakiegokolwiek opamiętania. Umówiliście się od razu w domu EXO, bez zbędnych ceremonii. Szczerze mówiąc, trochę obawiałaś się przyjęcia. Przecież byłaś oszustem, nawet jeśli nie z własnego wyboru. Bałaś się, że kiedy tylko spojrzysz w twarz któremuś z nich, natychmiast wyśpiewasz całą prawdę. Tym samym zawiodłabyś Kris'a, jedynego człowieka, który pokochał cię bezwarunkowo.
Ubrałaś najlepszą sukienkę, zrobiłaś piękną fryzurę, pod pachę wcisnęłaś prezent dla "Pandy" i butelkę wina, po czym opuściłaś dom. Wsiadłaś do samochodu, myśląc o tym, jak się zachowywać, co mówić, a czego wręcz przeciwnie. Prowadziłaś auto spokojnie. Kris zawsze powtarzał, że "Tak, jakby trzymała dziecko na siedzeniu obok". Zajechałaś pod lokum chłopców jeszcze przed dwudziestą. Ostrożnie zatrzasnęłaś drzwiczki swojego Bentleya - niedawnego urodzinowego podarunku od Yifan'a i pewnym krokiem ruszyłaś w kierunku drzwi wejściowych. Uśmiechałaś się swobodnie, jeszcze nie świadoma okropności, które miały przydarzyć się tego wieczoru.
Otworzył ci Kai, zanim jeszcze zdążyłaś wcisnąć dzwonek. Czekano aż przyjedziesz. Sam ten fakt sprawiał, że zaczynałaś się niepokoić. Nim się obejrzałaś, chłopak pozbawił cię kurki, po czym zasłonił twoje oczy dłońmi. Broniłaś się argumentami o urodzinach Tao, jednak Koreańczyk jakby nigdy nic zaczął was prowadzić, twoim zdaniem, do jadalni w domu chłopców. Nie minęło kilka minut powolnego spaceru, kiedy zabrał ręce z powrotem. Nie zdołałaś nawet zbesztać Jongin'a, bo natychmiast straciłaś mowę.
To, jak bardzo się postarali sprawiło, że na moment zapomniałaś o wszystkich najpotężniejszych problemach. Pełna zachwytu rozglądałaś się dookoła, oczami łapiąc nawet najmniejsze szczegóły tego prawie idealnego obrazka.
Całą dwunastką siedzieli przy jadalnianym stole. Wtedy dałabyś głowę, iż zrobiono go z kryształu, był taki czysty. Między przeróżnymi półmiskami dostrzegałaś nogi chłopców oraz podłogę. Wszyscy uśmiechali się do ciebie promiennie, niczym zatrzymani w stop klatce. Tylko Chen się wyróżniał. Po jego minie było widać, że nie może się doczekać, aż cokolwiek powiesz. Będzie czekał jeszcze dłużej, bo tymczasowo stałaś jak oczarowana. Milcząc, wzrokiem przesuwałaś po twarzach Azjatów. Niektóre były zachwycone, inne zdezorientowane, a pojedyncze lekko rozbawione. Przeniosłaś spojrzenie na pięknie zastawiony stół. Przy jego krańcach ustawiono dwa półmiski. Rozpoznałaś pizzę - od niedawna ulubione danie chłopaków. W regularnych odstępach stały talerze. Po środku stał cudowny tort. Najmłodszy z pewnością długo na niego czekał. Całość zwieńczyły lampki choinkowe, które ktoś niedbale porozrzucał. Nie wyglądało to jednak niesmacznie. Wręcz przeciwnie, czułaś się jak w bajce...
-I jak?-nagle drgnęłaś, kiedy usłyszałaś głos swojego chłopaka.
-Cudownie...-wykrztusiłaś, przyglądając się wstającemu Yifan'owi. Podszedł do ciebie i czule objął ramieniem. Musnęłaś wargami linię szczęki Chińczyka, co napotkało niespodziewane westchnienie Kyungsoo.
-Zazdro, prawda?-zaśmiał się Kris. Delikatnie puścił twój pas, aby pozwolić ci wręczyć prezent Tao.
-Coś wyszczekałeś się dzisiaj.-wystawiwszy język, na chwilę zakryłaś mu usta dłonią. Powiedział już wystarczająco dużo. W towarzystwie śmiechów podeszłaś do miejsca, gdzie siedział panda. Robiąc maślane oczy, wcisnęłaś pakunek między dosyć duże dłonie Zitao.-Nie próbuj odmawiać.-upomniałaś najmłodszego.
-Dziękuję.-powiedział, po czym wstał. Wziął twoją drobną sylwetkę w ramiona i krótko ucałował policzek.
-Nie otworzysz?-zapytałaś podekscytowana.
-Chcę mieć niespodziankę, jeśli pozwolisz.-uśmiechnął się szeroko. Całkowicie go rozumiałaś. Posępniałaś, kiedy tylko myślałaś, że już nigdy miałabyś nie zobaczyć tej przepięknej twarzy.
-Siadajmy, pizza wystygnie.-przeniosłaś wzrok na Xiumin'a, który przez kilka poprzednich minut próbował ogarnąć całe towarzystwo.
Posłusznie skierowałaś się tam, gdzie stał Kris. Nie ukrywając, zależało ci, aby w razie niebezpieczeństwa być obok niego. Nie przeszłaś nawet połowy drogi, gdy zatrzymał cię głos kolejnego "dzieciaka". Radośnie odwróciłaś się do Sehun'a.
-[T.I.], chodź obok mnie!-zawołał chłopak, poklepawszy miejsce między sobą, a Chennie'm. Zerknęłaś przez ramię tylko po to, aby posłać przepraszające spojrzenie swojemu lekko poirytowanemu ukochanemu.
-Żadnego szczypania, gryzienia, klepania, ani nic podobnego.-pogroziłaś żartobliwie palcem w stronę mocno rozbawionej dwójki. Posłusznie zajęłaś miejsce obok nich.
Wspólnie zjedliście przepyszną kolację. Chociaż panowała cudowna atmosfera, nie mogłaś powstrzymywać swoich myśli. Podczas posiłku, żartowaliście, rzucaliście śmieszne anegdoty, wszyscy cieszyli się sobą jak jedna wielka rodzina. Czułaś się tam akceptowana, a na myśl, że z powodu Kris'a miałabyś to stracić, robiło ci się niedobrze. Starałaś się ignorować jego lekko zazdrosne spojrzenia. Zawsze napawały cię poczuciem winy. Nie potrafiłaś odmówić najmłodszemu, jednak ten fakt nie był jakoś szczególnie zły. Cieszyłaś się chwilą, miłym gwarem rozmów, momentami ze swoją koreańską rodziną. Nikt nie zdołałby was rozdzielić, poza Yifan'em oczywiście...
-Mógłbym coś powiedzieć?-dochodziła północ, kiedy Suho wstał od stołu. Był liderem, myślami oczekiwałaś, że będzie chciał wygłosić przemowę. Nie usłyszał żadnego sprzeciwu, więc kontynuował.-Chciałbym złożyć życzenia...
-Szykuj się, bo teraz będzie najlepsze.-usłyszałaś szept Jongdae tuż przy uchu. Zachichotałaś, czując na sobie przenikliwe spojrzenie swojego chłopaka.
-...Chen, proszę. Powiedz wszystkim, też chcemy się pośmiać.-przerwał Joonmyun.
-Właśnie mówiłem [T.I.], żeby szykowała się na wielki finał.-parsknął śmiechem.
-Bardzo zabawne...-spojrzał pobłażliwie w kierunku wesołka.-Chciałbym złożyć Tao najlepsze życzenia.
-Dziękuję.-wtrącił się panda.
-Daj mi skończyć, kretynie!-nagle Suho roześmiał się głośno. Cieszyłaś się, że ciągłe przerywanie jego wypowiedzi bardziej go rozbawiło, niż wytrąciło z równowagi.
-Mów, Myunnie.-uśmiechnęłaś się pocieszająco do chłopaka.
-Dziękuję.-dziękczynnie skinął głową, kiedy uświadomił sobie, iż jednym słowem uciszyłaś całe towarzystwo.-Wszystkiego najlepszego, Zitao.-lider zaczerpnął tchu. Już wiedziałaś, że to będzie długa przemowa. - W imieniu naszej trzynastki, z [T.I.] włącznie, chciałbym ci życzyć wszystkiego, co najcudowniejsze. Połowę tego zdobyliśmy razem, ale drugą ty zyskasz już sam. Wszyscy zaczęliśmy wspólnie tę przygodę i skończymy ją tak samo. Nie przedłużając, szykuj się Tao, bo będziesz z nami przez następne czterdzieści lat. Ja oraz Yifan będziemy tego pilnować... - uśmiechnął się do twojego chłopaka. - Pamiętaj, mimo słów, które tu usłyszałeś, tak czy inaczej zmywasz po kolacji. - zawtórował mu śmiech niemalże wszystkich przy stole. - Wszyscy cię kochamy. Uwielbiamy też zapach płynu do mycia naczyń, który zawsze zostawiasz na talerzach... Pamiętaj, aby dobrze spienić...
- Goń się, Suho. - najmłodszy rzucił w Joonmyun'a serwetką.
- Kochamy cię, Huang Zitao. - chłopak uniósł lampkę wina trzymaną w dłoni, po czym przyciskając jej brzeg do ust, wypił całą zawartość. - Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
- Też was kocham. - panda uśmiechnął się. - Ale wznieśmy toast za [T.I.], bo jeszcze rok temu nie było tutaj z nami tej cudownej kobiety...
- Tao, proszę... - pokręciłaś głową, czerwieniąc się jak burak.
- Bo jest taka piękna i dobra. - odezwał się Xiumin.
- ...dba o nas...-rzucił Kai.
- ...bardzo ją kochamy...-wtrącił Lay.
- ...mogę do niej dzwonić, kiedy chcę...-Chanyeol również nie chciał być gorszy.
- I, co najważniejsze, uszczęśliwia Wu Yi Fan'a - kapitana naszego statku. - skończył Tao, kiedy byłaś już na granicy białej gorączki. Nigdy nie lubiłaś takiego bezpodstawnego schlebiania.
- Banda bezrozumnych pawianów... - burknęłaś, lecz nie potrafiłaś się nie uśmiechać.
- Też cię kochamy. - oznajmił radośnie Baekhyun.
- Kris najbardziej, nie zapominajmy. - Chen spojrzał znacząco na twojego chłopaka.
- Już myślałem, że tego nie powiecie. - zdziwiłaś się, kiedy do rozmowy nagle wtrącił się Yifan.
- Dosyć toastów i życzeń. Po prostu kochamy się, Tao dostanie wszystko, co najlepsze, a teraz jemy kurczaka, bo trochę zostało. - zaoponował Sehun. Momentalnie wszystkie spojrzenia spoczęły na nim. Dwanaście osób jednocześnie karciło chłopaka wzrokiem.
- Chciałabym mieć jakieś zdjęcie z tego dnia... - powiedziałaś półgłosem.
- [T.I.], w torbie na kanapie mam aparat, wyjmiesz go? - zwrócił się do ciebie Kris. Posłusznie wstałaś od stołu, jednak zanim zdążyłaś zrobić jakikolwiek krok, Luhan już był w połowie drogi.
- Siedź, ja przyniosę. - uśmiechnął się Chińczyk. Przyglądałaś się, jak twarz twojego chłopaka gwałtownie zmienia wyraz. Zanim zdążył zareagować, rozległ się szelest papieru trzymanego między dłońmi. Wiedziałaś, co Wu Yi Fan trzymał w torbie...
W przeciągu następnych dwóch minut drobny Azjata zmieniał swój wyraz twarzy setki razy. Wszyscy mierzyli go zaciekawionymi spojrzeniami, kiedy jeździł wzrokiem po znienawidzonej przez ciebie, przeklętej kartce. Kilkakroć ktoś rzucał pytania typu: "co jest?", ale nikt nie uzyskał odpowiedzi. Każdy z osobna przyglądał się Luhan'owi, który minuta za minutą czerwieniał coraz bardziej, gdy finalnie wykrztusił:
- Kurwa, nie wierzę... - zerwał się, jakby wystrzelony z procy. Gwałtownie podbiegł do stołu i silnie zepchnął na podłogę kilka talerzy. Pisnęłaś, starając się opanować narastającą w twojej głowie panikę.
- Co się stało? - zapytała niemalże cała dziesiątka. Wszyscy pochylili się nad blatem, gdzie rozpostarty był pozew sądowy Yifan'a. Nastąpiła chwila milczenia, która według ciebie dłużyła się nieskończenie. Wzrok zatrzymałaś gdzieś na półmisku z winogronami, lecz doskonale wiedziałaś, co robią chłopcy. Czytają. Robią to i nie mogą uwierzyć własnym oczom. Wu Yi Fan, ich lider opuszczał swój zespół po tylu wspólnych sukcesach. Zapewne namówiła go do tego jego własna dziewczyna, trzeba ją zlinczować...
- Jak długo zamierzałeś nas okłamywać? - zapytał Xiumin, uniósłszy czekoladowe oczy znad kartki.
- To nie... - zaczął, poprawiając się na krześle. Natychmiast został uciszony.
- Jesteś zwykłym oszustem. - zaoponował Luhan. Przyjął postawę agresywną już od samego początku. - Nie chcę wyjaśnień. Spakuj się i wypierdalaj.
- Dlaczego, Kris? - zapytał Panda. - Przecież jesteśmy braćmi, pamiętasz?
- Tao, nie zaczynaj. - zareagował znów Chińczyk.
- Nie moglibyśmy po prostu porozmawiać? - zaproponowałaś ciszej niż zamierzałaś.
- [T.I.], nigdy nie chciałem być dla ciebie niemiły. - Bambi uśmiechnął się kwaśno. - Ale teraz chyba nie mam wyboru... - zrobił kilka kroków w twoją stronę. - Tylko muszę wiedzieć... - pokiwałaś głową, jakbyś wiedziała, o co chce zapytać. - Namówiłaś go, aby pozwał SM? Masz krew na rękach?
- Nie. - odpowiedziałaś szczerze. - Wiele razy próbowałam go zatrzymać, przekonać, cokolwiek. Nigdy nie osiągnęłam nawet połowy sukcesu...
- Biedactwo. - w oczach Luhan'a dostrzegłaś błysk miłości, którą ciebie darzył. - Widocznie nie kocha cię tak mocno, jak twierdzi.
- Zamknij się! - warknął twój chłopak.
- No tak, nie należysz już do EXO, więc możesz sobie pozwolić na bycie skurwielem. - chłopak uśmiechnął się nieszczerze.
- Ale... - zaczął Zitao.
- Tao, siedź cicho. - powiedział Sehun, który tuż obok ciebie świdrował wszystko neutralnym wzrokiem.
- Wszyscy wierzymy [T.I.], prawda? - upewnił się Luhan.
- Wystarcza mi to, co powiedziała. - wzruszył ramionami Kai. - Nie mamy powodów, żeby jej nie ufać...
- Pozwoliłeś, żeby ta sielanka przed chwilą trwała, prawda? - kontynuował Bambi. Jego głos był pełen obrzydzenia, od którego chciało ci się wymiotować. - Nie mógłbyś po prostu odejść?! - z każdą minutą coraz bardziej drżał. Finalnie oparł się rękami o blat stołu. - Jeszcze przed chwilą byłem szczęśliwy, chciałem, żeby to wszystko trwało. I naprawdę, byłem pewien, że zostaniesz z nami do końca. A teraz uciekasz, jak jakiś pierdolony tchórz! "Złe traktowanie", gówno prawda! Siedzimy w tym wszyscy i wszyscy mieliśmy z tego wyjść.
- Luhan, posłuchaj... - zaczął niewinnie Panda.
- Tao, zamknij się do kurwy nędzy! - wybuchnął Chińczyk.
- Dobra, ale Yifan zamyka się ze mną! - chłopak gwałtownie wstał od stołu. Jego krzesło z głośnym hukiem przewróciło się na podłogę. - Czy ty nie mógłbyś po prostu przestać?! Linczujesz go, chociaż wiesz, co czuje. Wszyscy czujemy to samo. Jesteś zazdrosny, bo jemu się udało?! Może powinniśmy pozwać SM wszyscy, wtedy pierdolone EXO się skończy i po zabawie, jak widać nikomu tutaj już nie zależy... - najmłodszy szybkim krokiem skierował się ku schodom na piętro. Po chwili straciłaś go z oczu.
- Tao, wracaj tutaj! - wrzasnął Luhan.
- Dajcie Kris'owi coś powiedzieć...-odezwałaś się, jednak trochę niepewnie.
- Tutaj już wszystko powiedziałem. - przeniosłaś wzrok na swojego chłopaka, który siedział z rękami splecionymi na piersi.
- Nie będziesz walczył? - zapytałaś, powątpiewając.
- Nie. - wzruszył ramionami, chociaż w jego oczach zobaczyłaś, jak bardzo Luhan go ranił, jak bardzo bolało go, że zranił Tao. - Wszystko napisałem na kartce. - zawahał się na chwilowo. - Będzie mi was bardzo brakować, ale nie mogę już dłużej udawać, że dobrze się z tym czuję. Zależy mi na zdrowiu, na wszystkim, co ważne w życiu...
- Dla nas jest okej. - przerwał mu Chen. Jongdae zachował niemal anielski spokój, razem z Kyungsoo, Chanyeol'em i Lay'em. - Będzie nam ciebie brakować. Zatęsknimy, jak cholera. Kochamy cię, ale bez ciebie już nie będzie tak samo. Osobiście dam ci kopniaka na drogę. - wesołek zaśmiał się serdecznie. - Dla takiej dziewczyny też poświęciłbym wszystko. - puścił perskie oko do ciebie. - Akceptujemy twoją decyzję, tylko że mogłeś powiedzieć nam wcześniej...
- Przepraszam. - powiedział twój chłopak z lekkim uśmiechem.
- Wybaczone. - Chen pokiwał głową.
- Zaraz się porzygam... - prychnął Luhan. - Zawiodłeś mnie, Yifan! - pretensjonalnie wyrzucił ręce w jego kierunku. - Właściwie to mam gdzieś twoje przepraszam... - w oczach Bambi'ego dostrzegłaś łzy. - Masz czas do jutra, aby się spakować. Bierzesz walizki i wypierdalasz, zrozumiano? - twój chłopak pokiwał głową.
- LuLu, nie zaczynaj tego od nowa... - powiedział lekko zdezorientowany Baekhyun.
- Nie, Baek... - oznajmił Luhan z miną zbitego psa. - Ja już skończyłem. - posłał twojemu chłopakowi jeszcze jedno smutne spojrzenie. Cała złość opuściła go w mgnieniu oka. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z jadalni. Zwyczajnie nie mogłaś tego wszystkiego znieść. Odsunęłaś swoje krzesło, po czym pełnymi stopami dotknęłaś ziemi.
- Przepraszam. - wykrztusiłaś. Błądziłaś wzrokiem między twarzami wszystkich przy stole. Powoli obserwowałaś pojawiające się na nich zdezorientowanie. Później puściłaś się pędem, aby dogonić skołowanego Chińczyka. - Luhan, zaczekaj! - wydarłaś się na całe gardło.
Dopadłaś go dopiero obok schodów. Nie reagował, gdy mówiłaś, więc zaczęłaś szarpać chłopaka za niemalże bezwładne ramię. Raczył się odwrócić dopiero, kiedy stawałaś się coraz bardziej płaczliwa, czy nieznośna, mógł nazywać to jak chce.
- Nie mogłabyś zwyczajnie mnie zostawić? - zapytał nieco poirytowany.
- Przebacz mu, proszę... - powiedziałaś, dopiero zaczynając dostrzegać jego twarz.
- Nie mogę. - oznajmił. Oczy miał zasłane prawie niewidocznymi łzami. Jeszcze niedawna radość wyparowała z niego niczym woda. Drżał, a kosmyki ciemnych włosów chłopaka gdzieniegdzie posklejał pot.
- Luhan, przepraszam... - momentalnie wyciągnęłaś ramiona do niego. Wtulił się w nie bez wahania, podczas gdy ty czułaś się winna, kiedy przyciskając LuLu najmocniej do siebie, czułaś łzy na szyi.
Dzień później Kris już nie mieszkał z chłopakami. Zniknął, jakby nigdy nie istniał. Wynajął małe mieszkanie, którego właściciel widocznie usilnie chciał się pozbyć, w centrum miasta. Spakowanie walizek i wyprowadzka zajęły mu tylko dwadzieścia cztery godziny. Wymazał nie tylko swoje nazwisko na kolejnej płycie EXO, ale też wspomnienia, przygody teraz krzywdzące obie strony tym samym sztyletem.
Mijały dni, tygodnie, a ty coraz bardziej nie wiedziałaś, jak pomóc Kris'owi. Bolało go. Zaczęłaś to zauważać kilka dób po wyprowadzce. Nie mogłaś temu zapobiec, ani powstrzymać żalu. Mówiłaś sobie, że ponosił konsekwencje z swoje czyny, tego naprawdę chciał. Pewnego ranka zwyczajnie przestałaś okłamywać wszystkich dookoła. Nie pragnął samotności. Może mógłby śpiewać dalej, gdyby tylko wziął minutkę przerwy, tak jak czasami robili to inni. Jako dziewczyna Yifan'a powinnaś go wspierać, a tymczasem bezsilnie stałaś i patrzyłaś z boku. Związano ci ręce, bo każdy nietakt, który przypadkiem wydusiłabyś, mógł zranić osobę, którą kochałaś.
- Uśmiechnij się. - powiedział do telefonu radosnym głosem.
- Jestem uśmiechnięta. - oznajmiłaś, upychając karton mleka w koszyku na zakupy. - Za to ty masz humor aż za dobry dzisiaj...
- To nic. - cicho prychnął, co uznałaś za niesamowicie zabawne. - Co robisz?
- Kupuję jedzenie. - uśmiechnęłaś się, jakby była to najlepsza rzecz na świecie.
- Mogłaś wziąć mnie ze sobą. - nie widziałaś chłopaka, jednak dałabyś głowę, że wtedy przewracał oczyma.
- Zanudziłbyś się. - wzruszyłaś ramionami.
- Mam jeszcze trochę rzeczy do zabrania ze starego domu, pojedziesz ze mną? - zapytał radośnie.
- Jasne. - przystanęłaś na chwilę, rozumiejąc, dlaczego nagle dzisiaj stał się taki szczęśliwy. - Cieszysz się, bo zobaczysz dzisiaj chłopaków... - westchnęłaś cicho. - Prawda?
- Tak. - jego głos nieco stracił na radości.
- Przepraszam, że zapytałam. - ty również sposępniałaś. Nie lubiłaś, gdy było my przykro z twojego powodu.
- Pojedziesz tam ze mną i jakoś damy radę, dobrze? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak. - pokiwałaś głową, jakby dla potwierdzenia swoich słów.
- Kocham cię. - powiedział, na powrót się uśmiechając.
- Ja ciebie też. - odjęłaś telefon od twarzy, po czym nacisnęłaś czerwoną słuchawkę. Wspomnienia wróciły.
Spotkałaś się z nim po południu. Kris był spięty, plątał mu się język, ale przecież też się denerwowałaś. Ty i cała reszta twojego organizmu sądziliście, że Yifan powinien zobaczyć chłopaków. Cokolwiek by się nie działo, byliście razem, ramię w ramię. Przecież mieliście tylko zabrać rzeczy. To nic wielkiego, jednak bałaś się krzywdy, którą ktoś mógł wyrządzić Kris'owi. Tym kimś był Luhan. Bardzo go kochałaś. Zawsze zachowywał się przyjacielsko. Był cudownym chłopakiem, ale nie mogłaś darować nikomu sytuacji, gdy raniono twojego ukochanego.
Wysiedliście z samochodu przed domem EXO nieco mniej rozluźnieni niż wcześniej, chociaż taki stan był prawie niemożliwy. Podczas drogi nie odezwaliście się ani słowem, jednak byłaś pewna, że gdyby tylko Yifan otworzył usta, powiedziałby, jak bardzo się boi. Opuściliście auto po chwili wahania. Niepewnym krokiem przeszliście przez podjazd. Trzymałaś chłopaka za rękę, starając się dodać mu niezastąpionej otuchy. Stanęliście przed drzwiami. Nacisnęłaś niewielki dzwonek obok. Nadeszła pora, by zacząć grę...
Na początku mogło się wydawać, że nie zastaliście nikogo. Jednak później usłyszałaś odgłos kroków oraz brzęknięcie klucza przekręcanego w zamku. Domownik wykonał krótkie pchnięcie i waszym oczom ukazała się drobna sylwetka Luhan'a.
- Cześć. - przywitał się bez ogródek. Twarz miał pogodną, a jego tęczówki nie świeciły ani drobiną nienawiści.
- Chciałem zabrać resztę rzeczy... - zaczął Yifan.
- Jasne, chodźcie. - Chińczyk zrobił wam miejsce w drzwiach. Przecisnęłaś się obok niego zaraz za swoim chłopakiem, jednak na tyle daleko, aby zdążyć pogłaskać Bambi'ego po ramieniu. Ten tylko uśmiechnął się smutno i zakluczył wejście z powrotem.
- Sam jesteś? - zapytał Kris, wchodząc głębiej do domu.
- Nie, jest jeszcze Tao. - Luhan wzruszył ramionami. - Właśnie robiliśmy coś do jedzenia w kuchni. Macie ochotę? - skierował się w stronę pamiętnej jadalni. - Yifan, jak chcesz, to możesz iść po klamoty, a ja biorę [T.I.] ze sobą. - wyglądał na takiego wesołego. - Zitao ucieszy się, że tutaj jesteście.
- Co? - zareagowałaś dopiero, kiedy Chińczyk złapał twoją dłoń, ciągnąć cię do kuchni.
- Za niedługo będę. - powiedział chłopak i zrobił krok w kierunku schodów. - Nie zamęczcie jej!
- Jasna sprawa. - Luhan zachichotał.
Wprowadził cię do jadalni niemalże siłą. Nie opierałaś się, jednak szedł tak szybko, że musiałaś biec, aby dogonić tego skurczybyka, który nagle zachowywał się jak elf. Kiedy tylko zniknęliście za ścianą, zobaczyłaś najmłodszego członka EXO-M. Stał przy wyspie kuchennej nieopodal. Skupiony, co ostatnio pewnie robił tak rzadko. Kroił pomarańcze. Nóż, który trzymał w dłoni, zgrabnie przesuwał się po powierzchni cytrusa, gotowy przeciąć delikatną skórę Tao w każdej chwili.
Wzdrygnęłaś się na myśl, że Pandzie miałoby się coś stać.
- Patrz, kogo my tu mamy. - zaśmiał się Luhan serdecznie. Najmłodszy uniósł wzrok i natychmiast się rozpromienił.
- Dzień dobry, maleństwo. - Zitao przywitał się najserdeczniej jak umiał, czyli tak, jak robił to zawsze.
- Bez takich. - żartobliwie pogroziłaś mu pięścią, na co udał, że broni się nożem, niczym mieczem. Naraz wszyscy wybuchnęliście śmiechem tak perlistym, że gdyby go sprzedawano, zdobiłby najpiękniejsze biżuterie świata.
- Siadaj sobie. - zaoponował Luhan, łapiąc za drugie ostrze. Posłusznie usadowiłaś się przy jadalnianym stole. Stamtąd miałaś na nich doskonały widok. - Tao, grzebiesz się jak Chanyeol, gdy ma przestać jeść... - skarcił najmłodszego odebraniem mu z rąk cytrusa.
- Ty wcale nie jesteś męski. - odparował tamten i puścił do ciebie perskie oko. Zachichotałaś, czując, że Bambi zaraz wybuchnie.
- [T.I.], śmiejesz się, jakby to była prawda. - prychnął LuLu, po czym zabawnie nadął policzki.
- Kto wie... - wzruszyłaś ramionami. Luhan zaczerwienił się, ze złością łapiąc pomarańczę do ręki.
- Jesz dzisiaj dwie dokładki, moja panno! - wydął usta i zaczął ciąć owoc niczym rasowy kucharz.
Nagle zrozumiałaś, że cała ta scena była tylko iluzją. Nie śmialiście się, nie byliście dla siebie mili, nie gotowaliście razem. Przed oczyma ciągle miałaś te wszystkie wyzwiska rzucane tamtego wieczora, każdą krzywdzącą nieżyczliwość. Wszyscy graliście, bo tak naprawdę nikt nie trzymał się dobrze. Doskonale widziałaś zamyślony wzrok Tao, czy wymowne gesty Luhan'a. Zastanawiałaś się, dlaczego dałaś się zwodzić aż do teraz. No tak, bo sama też zwodziłaś...
- Słuchasz mnie? - Panda podparł się pod boki z uśmiechem.
- Przepraszam. - zawahałaś się na chwilę, czy możesz powiedzieć to, co zamierzałaś. - Po prostu przypomniała mi się cała tamta impreza...
- Ach, to... - westchnął Luhan. Jego twarz natychmiast sposępniała. Tao bezradnie odłożył brudny nóż na deskę do krojenia. Spuściłaś wzrok w dół. Uniosłaś go dopiero, kiedy Bambi znów zaczął mówić. - Wiemy, że Kris sam zadecydował. Zrobił właściwie, teraz wszyscy się z tym pogodziliśmy. - westchnął, lecz po chwili pewnie się uśmiechnął. - Wiesz, to nawet dobrze. Zależy nam na jego zdrowiu. - wymienił z najmłodszym porozumiewawcze spojrzenie. - Tao ma teraz większy pokój. - zaśmialiście się cicho. - Tylko żałuję, że wtedy tak zareagowałem. To był impuls, ale nie zamierzam się teraz tłumaczyć. Rzuciłem wszystkie niepotrzebne słowa, jakie miałem w zanadrzu. Skrzywdziłem swojego starszego brata i muszę ponieść należyte konsekwencje...
- Jemu też jest ciężko... - zaczęłaś niepewnie. - Wiele razy o was mówi. Jak bardzo tęskni, zastanawia się , czy do was nie przyjechać, nie zadzwonić... - wzruszyłaś ramionami. - A ja tylko stoję i patrzę, bo przecież niewiele mogę zrobić. Najchętniej wykopałabym go z mieszkania, żeby tylko się z wami skontaktował...
- Wiedzieliśmy, że pewnego dnia przyjedzie. - powiedział Tao. - Wszyscy tęsknimy. Kochamy go, ale cieszymy się, bo jest szczęśliwy. EXO straciło galaktykę, jednakże zaczynamy od nowa.
- Poza tym ma ciebie. - Luhan dołączył się do Pandy. - Dbaj o niego, dobrze?
- Zawsze i wszędzie. - powiedziałaś pewnie.
- Przeprosiny przyjęte. - nagle rozmowa zmieniła się, kiedy do kuchni wkroczył twój chłopak. Pojawił się tak niespodziewanie. Nikt nie zauważył jego obecności, a stał przecież jakieś dwadzieścia stóp dalej. Pod pachą trzymał karton, zapewne z rzeczami. Włosy miał nieco zmierzwione, co świadczyło o tym, że pewnie trochę się naszukał tego pudełka. Właśnie otwierał usta, aby dodać coś jeszcze. - Przepraszam, bo wcześniej nic nie powiedziałem... Nie chciałem, żebyście przestali, żeby nagle przestało wam zależeć. Nie zrobiliście źle, ale ja też nie zrobiłem. Myślałem o odejściu przez jakiś czas. Nie daję rady, jednakże najgorzej byłoby, gdybym odszedł, pozostawiając was nienawidzących mnie.
- Przeprosiny również przyjęte. - Tao wypuścił powietrze z ust. Na jego twarzy zagościła ulga, jakiej jeszcze nie widziałaś. Otarł brudne od cytrusa dłonie ścierką i podszedł do Kris'a z wyciągniętymi ramionami. Twój chłopak pociesznie wtulił się w najmłodszego. Moment później wolną przestrzeń między nimi wypełnił także Luhan.
Śmiałaś się, wyobrażając sobie, jak źli byli wcześniej, jak bardzo ty oraz Yifan denerwowaliście się. Nie doceniłaś chłopców z EXO, to musiałaś przyznać. Zachowali się lepiej, niż myślałaś. Kiedy nadchodził kryzysowy moment, spodziewałaś się, że tchórzliwie uciekną. Nic takiego się nie stało. Sami siebie posklejali, a niedługo potem wystąpili, dając pierwszy koncert. Cała jedenastka potrafiła przebaczać, nawet własnemu bratu, który zostawił ich tak niespodziewanie. Skoro już mowa o Yifan'ie... Zajęliście się sobą, razem smakowaliście "zwykłego" życia. W wolnym czasie Kris sam się realizował. Często widywał pozostałych chłopaków. Nawet jeśli nie na scenie, EXO zawsze pozostaną jednością. Żadna siła miała nigdy nie rozdzielić dwunastu Azjatów, połączonych nie przypadkiem, ale przez przeznaczenie. Exoplaneta była jednością, jedność była Exoplanetą...
- Chłopcy zgarnęli kolejną nagrodę. - powiedziałaś, zerkając na swojego ukochanego znad czytanej gazety.
- Wiem, dzwonili do mnie. - uśmiechnął się chłopak. Patrzył na ciebie nadzwyczaj wypoczętymi oczyma i co jakiś czas czule głaskał twoją dłoń.
- Mógłbyś być tam z nimi na scenie... - zagaiłaś od niechcenia.
- Strata czasu. - wyszczerzył zęby jeszcze szerzej. - Mam tutaj lepsze widoki. - zarumieniłaś się, kiedy przetrawiłaś jego słowa.
- Kłamiesz, aczkolwiek dziękuję. - pokazałaś mu język. Chłopak udał zaskoczoną minę, po czym jednym ruchem wyrwał ci gazetę z rąk.
- Teraz zajmujesz się w stu procentach mną. - oznajmił całkiem poważnie, lecz momentalnie się rozpromienił. - Nawet nie wiesz, jak bardzo czekałem, aby spędzać z tobą całe dnie.
- Teraz już wiem. - uśmiechnęłaś się i pochyliłaś nad stołem, gdzie oboje siedzieliście. Yifan złapał twoje policzki w dłonie, pozwalając ci zasmakować swoich pełnych warg.
A może rzeczywiście EXO to strata czasu? Jeśli Kris nie był szczęśliwy, jedyne co mogłaś zrobić, to pozwolić mu odejść. Nie trzymać go gdzieś, gdzie czuł się źle. Na razie miałaś jasny plan. Zamierzałaś wspierać go i być przy nim, jak prawdziwa fanka, najlepsza przyjaciółka, i najukochańsza dziewczyna pod słońcem.
-Pracowałeś przez tyle czasu...-warknęłaś. Niecierpliwie tupałaś nogą. Arkusz, który twój chłopak trzymał przyprawiał cię o mdłości. -Chcesz zmarnować to wszystko?
-Ty jesteś wszystkim.-powiedział, spoglądając ci w oczy czule. Mimo tego nie dawałaś się zwieść. Miałaś prawie zerową ochotę na jego amory.
-Pożałujesz, zobaczysz.-ofuknęłaś Kris'a i naburmuszona, spuściłaś wzrok. Usłyszałaś jak Azjata wzdycha, pewnie był tak samo zniecierpliwiony, co ty. Dostrzegałaś tylko cienie palców chłopaka. Długopis zgrabnie błądzący po kartce świadczył, że już kończy pisać pozew. Nadeszła godzina prawdy.
Nie upłynęło nawet kilka minut, kiedy podniosłaś głowę. Yifan ledwo zdążył odłożyć kartkę. Lustrował cię badawczo, jakby bał się twojego nagłego wybuchu. Milczałaś, wgapiając się mu prosto w prawie czarne tęczówki.
-Będą nas nienawidzić...-odrzekłaś po chwili.-Zasługują... Powinni znać prawdę.
-Nie, [T.I.]...-zawahał się momentalnie. Chyba pierwszy raz, odkąd się znacie, jego głos stracił na sile. Bał się. Dopiero teraz zaczęłaś to dostrzegać.-Nie zrobią tego.
-Jesteś liderem.-zaczęłaś, lecz wtedy Kris uciszył cię jednym chwytem za rękę.
-Wiem.-powiedział i delikatnie się uśmiechnął.-Pewnie oczekują tego, że to ja odejdę jako ostatni, nieprawdaż?-skinęłaś głową, aby potwierdzić słowa chłopaka.-Tak nie będzie.
-Dlaczego?-zapytałaś niemal z wyrzutem.
-Mogę ich nie zawodzić. Mogę nie zawodzić ciebie.-mocniej ścisnął twoją dłoń.-Ale wtedy zawiódłbym samego siebie. Zniszczyłbym swoje szczęście. Masz rację, pracowałem przez tyle lat. Jestem już zmęczony, skarbie. Może takie są marzenia chłopaków, jeśli chcą, mogą być nawet biczowani na treningach. Tak właściwie, to nigdy nie chciałem być sławny. Zrobiłem swoje i generalnie, to mogę odejść. Dadzą sobie radę, a ja będę stał z boku, podziwiał wszystko po kolei. Z tobą. Nie zmienię zdania, nawet nie próbuj mnie przekonywać. Zwyczajnie mam dosyć tego wszystkiego. Widywania się raz na tydzień, maniakalnego harowania, udawanych uśmiechów. Nie chcę już tak...-skończył, a przynajmniej tak przypuszczałaś. Gdy otworzyłaś usta, żeby coś powiedzieć, odezwał się znowu.-Koniec tematu. Idę zaparzyć kawę.
Wzrokiem śledziłaś wstającego chłopaka. Pokłóciliście się o tę błahostkę tysiące razy. Zawsze pozostawałaś nieugięta. Nawet nie chciałaś przyjmować do wiadomości, że Kris kiedykolwiek mógłby opuścić zespół. Dzisiaj nie przebierał w środkach. Próg domu przekroczył z prawie gotowym pozwem sądowym.
-[T.I.]?-nagle usłyszałaś głos nad sobą. Podskoczyłaś na dźwięk niskiego tembru swojego chłopaka.
-Tak?-uniosłaś głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy. Jego głowa znajdowała się bliżej twojej, niż kiedykolwiek byś pomyślała. Dłońmi opierał się o plecy krzesła, gdzie siedziałaś. Był lekko pochylony, a przesiąknięty wonią mięty oddech Kris'a pieścił ci zmysły.
-Przepraszam, że kłócimy się tyle razy...-powiedział, czule zanurzając twarz w twoich włosach.
-Daj spokój.-wzruszyłaś ramionami.
-Ale to dlatego, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Kiedy podejmowałem tę decyzję, robiłem to także ze względu na nas.-uśmiechnęłaś się, jednak nie do końca szczerze. Yifan zaczerpnął powietrza, aby mówić dalej.-Nie tłumaczę tego, żebyś dała spokój. Naśpiewałem się już, mam dość. Chciałbym teraz poświęcić się czemuś innemu. Czemuś, co nie niszczy mi zdrowia. Powinnaś to zrozumieć, przecież zawsze jesteś moim wsparciem. Będę szczęśliwy, wiedząc, że chłopcy dobrze sobie radzą. Beze mnie.
-Nie będziesz żałował?-uniosłaś brwi.
-Nigdy.-oznajmił pewnie. Pochylił się ku tobie jeszcze bardziej.
-Wobec tego nic już nie mówię...-wzruszyłaś ramionami. Poczułaś niewysłowioną ulgę. Wyjaśniliście sobie wszystko między sobą. Problemy zniknęły z nadejściem porozumienia.
-Kocham cię.-przytknął swoje wargi do twoich. Przytrzymałaś jego głowę, aby przedłużyć pocałunek, jednak chłopak szybko wyplątał się z uścisku. Wyciągnęłaś ręce, chcąc zatrzymać Kris'a przy sobie. Cicho jęknęłaś, kiedy wszystkie starania spełzły na niczym.
-Wracaj tutaj...-warknęłaś w momencie, gdy zdałaś sobie sprawę, że mimo wszystko jest silniejszy.
-Przepraszam, ale nie.-ku twojej uciesze, przesłał ci powietrznego całusa.-Idę zrobić mojej księżniczce coś do picia. Panna ma jakieś specjalne życzenia?
-Tak. Tylko jedno.-Yifan zadziornie uniósł brew.-Chcę swojego ukochanego, najbardziej napalonego faceta przy sobie. Teraz.-Kris zaśmiał się głośno, w miarę wypowiadania przez ciebie tych słów.
-Masz wygórowane standardy.-ucałował twoje czoło i zrobił kilka kroków bliżej kuchni.-Kawa leży tam, gdzie zawsze?
-Mhm.-kiwnęłaś głową, pozwalając zniknąć mu za ścianą pomieszczenia.
Ostatnio wszystko pojawiło się jakby znikąd. Każdy pojedynczy problem zniknął, jednak na ich miejscu zaistniał jeden ogromny. Zupełnie się go nie spodziewałaś. Kris zadecydował sam, chociaż widziałaś, że coś od niedawna siedzi chłopakowi w głowie.
Pewnego dnia, zwyczajnie się spotkaliście. Najpierw niczego nie zauważyłaś, ale później spostrzegłaś nadzwyczajnie spiętą postawę swojego ukochanego. Pewnie to dlatego, bo wiedział, jak bardzo wspierałaś go od początku, ile wysiłku włożyłaś, aby się udało. Przez chwilkę nawet rozmawialiście, lecz potem zaczęłaś pytać. Miałaś wrażenie, że świat się zatrzymał, kiedy Wu Yi Fan oznajmił swoje odejście od reszty chłopaków. Pierw starał się obrócić to wszystko w żart, jednak wtedy śmiech był ostatnim, na co przyszłaby ci ochota. Zwyczajnie zamilkłaś, jak łąka przed burzą. Przecież nie było sensu, jeśli miałabyś tłumaczyć Kris'owi wszystkie sytuacje, przez które oboje przeszliście. Ile czasu poświęcił dla całej sprawy. Ongiś pewnie byś tak zrobiła. Wtedy zdobyłaś się tylko na cichy płacz i przytulanie ukochanego Azjaty. Idealnie zdawałaś sobie sprawę... Było jasne, że nie odpuści. Przecież tak się zmęczył. Potrzebował przerwy. Tak długiej, iż nawet nie powiedział ci o swoich planach. Na tyle długiej, żeby zapomniał o wszystkim...
Yifan już dawno wrócił do siebie, do reszty EXO. Tam znajdował się jego dom, który wkrótce zamierzał opuścić. Głucho chlipałaś resztkę kawy zrobionej przez chłopaka. Smaczny płyn cicho chlupotał w twojej buzi, pozwalając chwilowo stłumić natłok myśli. Przed oczyma ciągle miałaś obraz świeżo napisanego dokumentu sądowego. Tego, że zamierza pozwać wytwórnię też oczywiście nie wiedziałaś. Przez Kris'a przynajmniej częściowo przegapiałaś całą rzeczywistość, albo tak ci się wydawało. Zawsze byliście wobec siebie szczerzy. Tym razem też, ale dlaczego tak późno? Wcześniej nie dał żadnego znaku, nie szepnął ani słowa. Zwyczajnie, jakby nagle mu się odwidziało. Wierzyłaś we wszystko, czy rzeczywiście był zmęczony, czy nie. I tak wolałaś widywać chłopaka częściej niż raz na tydzień, jak dotychczas. Siedziałaś cicho, jakby od tego zależała przyszłość całej ludzkości.
Odkąd pamiętasz, starałaś się bronić reszty EXO. Zasmucił cię sam fakt, że Yifan nie powiedział im ani słowa. Niby normalne, przecież też zostałaś wrobiona w ten sam sposób. Mimo wszystko teraz już wiedziałaś, a chłopcy jeszcze nie. Czułaś się jak zdrajca, biorąc pod uwagę każdy dzień, kiedy zostawałaś u nich w domu, kiedy EXO-M wyjeżdżało promować się w Chinach i tobie nie uśmiechało się ślęczenie pośród własnych czterech ścian. Pamiętałaś również to, że byłaś tam bardzo kochana. Jeszcze nigdy nie doświadczyłaś takiej miłości, jeśliby porównać spędzanie czasu z Azjatami do swoich wcześniejszych historii. Niemówienie im o niczym było grzechem. Takim, którego mogliby wam obojgu już nigdy nie wybaczyć...
Dzisiaj zostałaś zaproszona na kolację do chłopaków. Mieliście świętować urodziny Tao, więc wszyscy chcieli urządzić młodemu imprezę, chociażby dlatego, bo nadarzała się okazja, aby spić się bez jakiegokolwiek opamiętania. Umówiliście się od razu w domu EXO, bez zbędnych ceremonii. Szczerze mówiąc, trochę obawiałaś się przyjęcia. Przecież byłaś oszustem, nawet jeśli nie z własnego wyboru. Bałaś się, że kiedy tylko spojrzysz w twarz któremuś z nich, natychmiast wyśpiewasz całą prawdę. Tym samym zawiodłabyś Kris'a, jedynego człowieka, który pokochał cię bezwarunkowo.
Ubrałaś najlepszą sukienkę, zrobiłaś piękną fryzurę, pod pachę wcisnęłaś prezent dla "Pandy" i butelkę wina, po czym opuściłaś dom. Wsiadłaś do samochodu, myśląc o tym, jak się zachowywać, co mówić, a czego wręcz przeciwnie. Prowadziłaś auto spokojnie. Kris zawsze powtarzał, że "Tak, jakby trzymała dziecko na siedzeniu obok". Zajechałaś pod lokum chłopców jeszcze przed dwudziestą. Ostrożnie zatrzasnęłaś drzwiczki swojego Bentleya - niedawnego urodzinowego podarunku od Yifan'a i pewnym krokiem ruszyłaś w kierunku drzwi wejściowych. Uśmiechałaś się swobodnie, jeszcze nie świadoma okropności, które miały przydarzyć się tego wieczoru.
Otworzył ci Kai, zanim jeszcze zdążyłaś wcisnąć dzwonek. Czekano aż przyjedziesz. Sam ten fakt sprawiał, że zaczynałaś się niepokoić. Nim się obejrzałaś, chłopak pozbawił cię kurki, po czym zasłonił twoje oczy dłońmi. Broniłaś się argumentami o urodzinach Tao, jednak Koreańczyk jakby nigdy nic zaczął was prowadzić, twoim zdaniem, do jadalni w domu chłopców. Nie minęło kilka minut powolnego spaceru, kiedy zabrał ręce z powrotem. Nie zdołałaś nawet zbesztać Jongin'a, bo natychmiast straciłaś mowę.
To, jak bardzo się postarali sprawiło, że na moment zapomniałaś o wszystkich najpotężniejszych problemach. Pełna zachwytu rozglądałaś się dookoła, oczami łapiąc nawet najmniejsze szczegóły tego prawie idealnego obrazka.
Całą dwunastką siedzieli przy jadalnianym stole. Wtedy dałabyś głowę, iż zrobiono go z kryształu, był taki czysty. Między przeróżnymi półmiskami dostrzegałaś nogi chłopców oraz podłogę. Wszyscy uśmiechali się do ciebie promiennie, niczym zatrzymani w stop klatce. Tylko Chen się wyróżniał. Po jego minie było widać, że nie może się doczekać, aż cokolwiek powiesz. Będzie czekał jeszcze dłużej, bo tymczasowo stałaś jak oczarowana. Milcząc, wzrokiem przesuwałaś po twarzach Azjatów. Niektóre były zachwycone, inne zdezorientowane, a pojedyncze lekko rozbawione. Przeniosłaś spojrzenie na pięknie zastawiony stół. Przy jego krańcach ustawiono dwa półmiski. Rozpoznałaś pizzę - od niedawna ulubione danie chłopaków. W regularnych odstępach stały talerze. Po środku stał cudowny tort. Najmłodszy z pewnością długo na niego czekał. Całość zwieńczyły lampki choinkowe, które ktoś niedbale porozrzucał. Nie wyglądało to jednak niesmacznie. Wręcz przeciwnie, czułaś się jak w bajce...
-I jak?-nagle drgnęłaś, kiedy usłyszałaś głos swojego chłopaka.
-Cudownie...-wykrztusiłaś, przyglądając się wstającemu Yifan'owi. Podszedł do ciebie i czule objął ramieniem. Musnęłaś wargami linię szczęki Chińczyka, co napotkało niespodziewane westchnienie Kyungsoo.
-Zazdro, prawda?-zaśmiał się Kris. Delikatnie puścił twój pas, aby pozwolić ci wręczyć prezent Tao.
-Coś wyszczekałeś się dzisiaj.-wystawiwszy język, na chwilę zakryłaś mu usta dłonią. Powiedział już wystarczająco dużo. W towarzystwie śmiechów podeszłaś do miejsca, gdzie siedział panda. Robiąc maślane oczy, wcisnęłaś pakunek między dosyć duże dłonie Zitao.-Nie próbuj odmawiać.-upomniałaś najmłodszego.
-Dziękuję.-powiedział, po czym wstał. Wziął twoją drobną sylwetkę w ramiona i krótko ucałował policzek.
-Nie otworzysz?-zapytałaś podekscytowana.
-Chcę mieć niespodziankę, jeśli pozwolisz.-uśmiechnął się szeroko. Całkowicie go rozumiałaś. Posępniałaś, kiedy tylko myślałaś, że już nigdy miałabyś nie zobaczyć tej przepięknej twarzy.
-Siadajmy, pizza wystygnie.-przeniosłaś wzrok na Xiumin'a, który przez kilka poprzednich minut próbował ogarnąć całe towarzystwo.
Posłusznie skierowałaś się tam, gdzie stał Kris. Nie ukrywając, zależało ci, aby w razie niebezpieczeństwa być obok niego. Nie przeszłaś nawet połowy drogi, gdy zatrzymał cię głos kolejnego "dzieciaka". Radośnie odwróciłaś się do Sehun'a.
-[T.I.], chodź obok mnie!-zawołał chłopak, poklepawszy miejsce między sobą, a Chennie'm. Zerknęłaś przez ramię tylko po to, aby posłać przepraszające spojrzenie swojemu lekko poirytowanemu ukochanemu.
-Żadnego szczypania, gryzienia, klepania, ani nic podobnego.-pogroziłaś żartobliwie palcem w stronę mocno rozbawionej dwójki. Posłusznie zajęłaś miejsce obok nich.
Wspólnie zjedliście przepyszną kolację. Chociaż panowała cudowna atmosfera, nie mogłaś powstrzymywać swoich myśli. Podczas posiłku, żartowaliście, rzucaliście śmieszne anegdoty, wszyscy cieszyli się sobą jak jedna wielka rodzina. Czułaś się tam akceptowana, a na myśl, że z powodu Kris'a miałabyś to stracić, robiło ci się niedobrze. Starałaś się ignorować jego lekko zazdrosne spojrzenia. Zawsze napawały cię poczuciem winy. Nie potrafiłaś odmówić najmłodszemu, jednak ten fakt nie był jakoś szczególnie zły. Cieszyłaś się chwilą, miłym gwarem rozmów, momentami ze swoją koreańską rodziną. Nikt nie zdołałby was rozdzielić, poza Yifan'em oczywiście...
-Mógłbym coś powiedzieć?-dochodziła północ, kiedy Suho wstał od stołu. Był liderem, myślami oczekiwałaś, że będzie chciał wygłosić przemowę. Nie usłyszał żadnego sprzeciwu, więc kontynuował.-Chciałbym złożyć życzenia...
-Szykuj się, bo teraz będzie najlepsze.-usłyszałaś szept Jongdae tuż przy uchu. Zachichotałaś, czując na sobie przenikliwe spojrzenie swojego chłopaka.
-...Chen, proszę. Powiedz wszystkim, też chcemy się pośmiać.-przerwał Joonmyun.
-Właśnie mówiłem [T.I.], żeby szykowała się na wielki finał.-parsknął śmiechem.
-Bardzo zabawne...-spojrzał pobłażliwie w kierunku wesołka.-Chciałbym złożyć Tao najlepsze życzenia.
-Dziękuję.-wtrącił się panda.
-Daj mi skończyć, kretynie!-nagle Suho roześmiał się głośno. Cieszyłaś się, że ciągłe przerywanie jego wypowiedzi bardziej go rozbawiło, niż wytrąciło z równowagi.
-Mów, Myunnie.-uśmiechnęłaś się pocieszająco do chłopaka.
-Dziękuję.-dziękczynnie skinął głową, kiedy uświadomił sobie, iż jednym słowem uciszyłaś całe towarzystwo.-Wszystkiego najlepszego, Zitao.-lider zaczerpnął tchu. Już wiedziałaś, że to będzie długa przemowa. - W imieniu naszej trzynastki, z [T.I.] włącznie, chciałbym ci życzyć wszystkiego, co najcudowniejsze. Połowę tego zdobyliśmy razem, ale drugą ty zyskasz już sam. Wszyscy zaczęliśmy wspólnie tę przygodę i skończymy ją tak samo. Nie przedłużając, szykuj się Tao, bo będziesz z nami przez następne czterdzieści lat. Ja oraz Yifan będziemy tego pilnować... - uśmiechnął się do twojego chłopaka. - Pamiętaj, mimo słów, które tu usłyszałeś, tak czy inaczej zmywasz po kolacji. - zawtórował mu śmiech niemalże wszystkich przy stole. - Wszyscy cię kochamy. Uwielbiamy też zapach płynu do mycia naczyń, który zawsze zostawiasz na talerzach... Pamiętaj, aby dobrze spienić...
- Goń się, Suho. - najmłodszy rzucił w Joonmyun'a serwetką.
- Kochamy cię, Huang Zitao. - chłopak uniósł lampkę wina trzymaną w dłoni, po czym przyciskając jej brzeg do ust, wypił całą zawartość. - Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
- Też was kocham. - panda uśmiechnął się. - Ale wznieśmy toast za [T.I.], bo jeszcze rok temu nie było tutaj z nami tej cudownej kobiety...
- Tao, proszę... - pokręciłaś głową, czerwieniąc się jak burak.
- Bo jest taka piękna i dobra. - odezwał się Xiumin.
- ...dba o nas...-rzucił Kai.
- ...bardzo ją kochamy...-wtrącił Lay.
- ...mogę do niej dzwonić, kiedy chcę...-Chanyeol również nie chciał być gorszy.
- I, co najważniejsze, uszczęśliwia Wu Yi Fan'a - kapitana naszego statku. - skończył Tao, kiedy byłaś już na granicy białej gorączki. Nigdy nie lubiłaś takiego bezpodstawnego schlebiania.
- Banda bezrozumnych pawianów... - burknęłaś, lecz nie potrafiłaś się nie uśmiechać.
- Też cię kochamy. - oznajmił radośnie Baekhyun.
- Kris najbardziej, nie zapominajmy. - Chen spojrzał znacząco na twojego chłopaka.
- Już myślałem, że tego nie powiecie. - zdziwiłaś się, kiedy do rozmowy nagle wtrącił się Yifan.
- Dosyć toastów i życzeń. Po prostu kochamy się, Tao dostanie wszystko, co najlepsze, a teraz jemy kurczaka, bo trochę zostało. - zaoponował Sehun. Momentalnie wszystkie spojrzenia spoczęły na nim. Dwanaście osób jednocześnie karciło chłopaka wzrokiem.
- Chciałabym mieć jakieś zdjęcie z tego dnia... - powiedziałaś półgłosem.
- [T.I.], w torbie na kanapie mam aparat, wyjmiesz go? - zwrócił się do ciebie Kris. Posłusznie wstałaś od stołu, jednak zanim zdążyłaś zrobić jakikolwiek krok, Luhan już był w połowie drogi.
- Siedź, ja przyniosę. - uśmiechnął się Chińczyk. Przyglądałaś się, jak twarz twojego chłopaka gwałtownie zmienia wyraz. Zanim zdążył zareagować, rozległ się szelest papieru trzymanego między dłońmi. Wiedziałaś, co Wu Yi Fan trzymał w torbie...
W przeciągu następnych dwóch minut drobny Azjata zmieniał swój wyraz twarzy setki razy. Wszyscy mierzyli go zaciekawionymi spojrzeniami, kiedy jeździł wzrokiem po znienawidzonej przez ciebie, przeklętej kartce. Kilkakroć ktoś rzucał pytania typu: "co jest?", ale nikt nie uzyskał odpowiedzi. Każdy z osobna przyglądał się Luhan'owi, który minuta za minutą czerwieniał coraz bardziej, gdy finalnie wykrztusił:
- Kurwa, nie wierzę... - zerwał się, jakby wystrzelony z procy. Gwałtownie podbiegł do stołu i silnie zepchnął na podłogę kilka talerzy. Pisnęłaś, starając się opanować narastającą w twojej głowie panikę.
- Co się stało? - zapytała niemalże cała dziesiątka. Wszyscy pochylili się nad blatem, gdzie rozpostarty był pozew sądowy Yifan'a. Nastąpiła chwila milczenia, która według ciebie dłużyła się nieskończenie. Wzrok zatrzymałaś gdzieś na półmisku z winogronami, lecz doskonale wiedziałaś, co robią chłopcy. Czytają. Robią to i nie mogą uwierzyć własnym oczom. Wu Yi Fan, ich lider opuszczał swój zespół po tylu wspólnych sukcesach. Zapewne namówiła go do tego jego własna dziewczyna, trzeba ją zlinczować...
- Jak długo zamierzałeś nas okłamywać? - zapytał Xiumin, uniósłszy czekoladowe oczy znad kartki.
- To nie... - zaczął, poprawiając się na krześle. Natychmiast został uciszony.
- Jesteś zwykłym oszustem. - zaoponował Luhan. Przyjął postawę agresywną już od samego początku. - Nie chcę wyjaśnień. Spakuj się i wypierdalaj.
- Dlaczego, Kris? - zapytał Panda. - Przecież jesteśmy braćmi, pamiętasz?
- Tao, nie zaczynaj. - zareagował znów Chińczyk.
- Nie moglibyśmy po prostu porozmawiać? - zaproponowałaś ciszej niż zamierzałaś.
- [T.I.], nigdy nie chciałem być dla ciebie niemiły. - Bambi uśmiechnął się kwaśno. - Ale teraz chyba nie mam wyboru... - zrobił kilka kroków w twoją stronę. - Tylko muszę wiedzieć... - pokiwałaś głową, jakbyś wiedziała, o co chce zapytać. - Namówiłaś go, aby pozwał SM? Masz krew na rękach?
- Nie. - odpowiedziałaś szczerze. - Wiele razy próbowałam go zatrzymać, przekonać, cokolwiek. Nigdy nie osiągnęłam nawet połowy sukcesu...
- Biedactwo. - w oczach Luhan'a dostrzegłaś błysk miłości, którą ciebie darzył. - Widocznie nie kocha cię tak mocno, jak twierdzi.
- Zamknij się! - warknął twój chłopak.
- No tak, nie należysz już do EXO, więc możesz sobie pozwolić na bycie skurwielem. - chłopak uśmiechnął się nieszczerze.
- Ale... - zaczął Zitao.
- Tao, siedź cicho. - powiedział Sehun, który tuż obok ciebie świdrował wszystko neutralnym wzrokiem.
- Wszyscy wierzymy [T.I.], prawda? - upewnił się Luhan.
- Wystarcza mi to, co powiedziała. - wzruszył ramionami Kai. - Nie mamy powodów, żeby jej nie ufać...
- Pozwoliłeś, żeby ta sielanka przed chwilą trwała, prawda? - kontynuował Bambi. Jego głos był pełen obrzydzenia, od którego chciało ci się wymiotować. - Nie mógłbyś po prostu odejść?! - z każdą minutą coraz bardziej drżał. Finalnie oparł się rękami o blat stołu. - Jeszcze przed chwilą byłem szczęśliwy, chciałem, żeby to wszystko trwało. I naprawdę, byłem pewien, że zostaniesz z nami do końca. A teraz uciekasz, jak jakiś pierdolony tchórz! "Złe traktowanie", gówno prawda! Siedzimy w tym wszyscy i wszyscy mieliśmy z tego wyjść.
- Luhan, posłuchaj... - zaczął niewinnie Panda.
- Tao, zamknij się do kurwy nędzy! - wybuchnął Chińczyk.
- Dobra, ale Yifan zamyka się ze mną! - chłopak gwałtownie wstał od stołu. Jego krzesło z głośnym hukiem przewróciło się na podłogę. - Czy ty nie mógłbyś po prostu przestać?! Linczujesz go, chociaż wiesz, co czuje. Wszyscy czujemy to samo. Jesteś zazdrosny, bo jemu się udało?! Może powinniśmy pozwać SM wszyscy, wtedy pierdolone EXO się skończy i po zabawie, jak widać nikomu tutaj już nie zależy... - najmłodszy szybkim krokiem skierował się ku schodom na piętro. Po chwili straciłaś go z oczu.
- Tao, wracaj tutaj! - wrzasnął Luhan.
- Dajcie Kris'owi coś powiedzieć...-odezwałaś się, jednak trochę niepewnie.
- Tutaj już wszystko powiedziałem. - przeniosłaś wzrok na swojego chłopaka, który siedział z rękami splecionymi na piersi.
- Nie będziesz walczył? - zapytałaś, powątpiewając.
- Nie. - wzruszył ramionami, chociaż w jego oczach zobaczyłaś, jak bardzo Luhan go ranił, jak bardzo bolało go, że zranił Tao. - Wszystko napisałem na kartce. - zawahał się na chwilowo. - Będzie mi was bardzo brakować, ale nie mogę już dłużej udawać, że dobrze się z tym czuję. Zależy mi na zdrowiu, na wszystkim, co ważne w życiu...
- Dla nas jest okej. - przerwał mu Chen. Jongdae zachował niemal anielski spokój, razem z Kyungsoo, Chanyeol'em i Lay'em. - Będzie nam ciebie brakować. Zatęsknimy, jak cholera. Kochamy cię, ale bez ciebie już nie będzie tak samo. Osobiście dam ci kopniaka na drogę. - wesołek zaśmiał się serdecznie. - Dla takiej dziewczyny też poświęciłbym wszystko. - puścił perskie oko do ciebie. - Akceptujemy twoją decyzję, tylko że mogłeś powiedzieć nam wcześniej...
- Przepraszam. - powiedział twój chłopak z lekkim uśmiechem.
- Wybaczone. - Chen pokiwał głową.
- Zaraz się porzygam... - prychnął Luhan. - Zawiodłeś mnie, Yifan! - pretensjonalnie wyrzucił ręce w jego kierunku. - Właściwie to mam gdzieś twoje przepraszam... - w oczach Bambi'ego dostrzegłaś łzy. - Masz czas do jutra, aby się spakować. Bierzesz walizki i wypierdalasz, zrozumiano? - twój chłopak pokiwał głową.
- LuLu, nie zaczynaj tego od nowa... - powiedział lekko zdezorientowany Baekhyun.
- Nie, Baek... - oznajmił Luhan z miną zbitego psa. - Ja już skończyłem. - posłał twojemu chłopakowi jeszcze jedno smutne spojrzenie. Cała złość opuściła go w mgnieniu oka. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z jadalni. Zwyczajnie nie mogłaś tego wszystkiego znieść. Odsunęłaś swoje krzesło, po czym pełnymi stopami dotknęłaś ziemi.
- Przepraszam. - wykrztusiłaś. Błądziłaś wzrokiem między twarzami wszystkich przy stole. Powoli obserwowałaś pojawiające się na nich zdezorientowanie. Później puściłaś się pędem, aby dogonić skołowanego Chińczyka. - Luhan, zaczekaj! - wydarłaś się na całe gardło.
Dopadłaś go dopiero obok schodów. Nie reagował, gdy mówiłaś, więc zaczęłaś szarpać chłopaka za niemalże bezwładne ramię. Raczył się odwrócić dopiero, kiedy stawałaś się coraz bardziej płaczliwa, czy nieznośna, mógł nazywać to jak chce.
- Nie mogłabyś zwyczajnie mnie zostawić? - zapytał nieco poirytowany.
- Przebacz mu, proszę... - powiedziałaś, dopiero zaczynając dostrzegać jego twarz.
- Nie mogę. - oznajmił. Oczy miał zasłane prawie niewidocznymi łzami. Jeszcze niedawna radość wyparowała z niego niczym woda. Drżał, a kosmyki ciemnych włosów chłopaka gdzieniegdzie posklejał pot.
- Luhan, przepraszam... - momentalnie wyciągnęłaś ramiona do niego. Wtulił się w nie bez wahania, podczas gdy ty czułaś się winna, kiedy przyciskając LuLu najmocniej do siebie, czułaś łzy na szyi.
Dzień później Kris już nie mieszkał z chłopakami. Zniknął, jakby nigdy nie istniał. Wynajął małe mieszkanie, którego właściciel widocznie usilnie chciał się pozbyć, w centrum miasta. Spakowanie walizek i wyprowadzka zajęły mu tylko dwadzieścia cztery godziny. Wymazał nie tylko swoje nazwisko na kolejnej płycie EXO, ale też wspomnienia, przygody teraz krzywdzące obie strony tym samym sztyletem.
Mijały dni, tygodnie, a ty coraz bardziej nie wiedziałaś, jak pomóc Kris'owi. Bolało go. Zaczęłaś to zauważać kilka dób po wyprowadzce. Nie mogłaś temu zapobiec, ani powstrzymać żalu. Mówiłaś sobie, że ponosił konsekwencje z swoje czyny, tego naprawdę chciał. Pewnego ranka zwyczajnie przestałaś okłamywać wszystkich dookoła. Nie pragnął samotności. Może mógłby śpiewać dalej, gdyby tylko wziął minutkę przerwy, tak jak czasami robili to inni. Jako dziewczyna Yifan'a powinnaś go wspierać, a tymczasem bezsilnie stałaś i patrzyłaś z boku. Związano ci ręce, bo każdy nietakt, który przypadkiem wydusiłabyś, mógł zranić osobę, którą kochałaś.
- Uśmiechnij się. - powiedział do telefonu radosnym głosem.
- Jestem uśmiechnięta. - oznajmiłaś, upychając karton mleka w koszyku na zakupy. - Za to ty masz humor aż za dobry dzisiaj...
- To nic. - cicho prychnął, co uznałaś za niesamowicie zabawne. - Co robisz?
- Kupuję jedzenie. - uśmiechnęłaś się, jakby była to najlepsza rzecz na świecie.
- Mogłaś wziąć mnie ze sobą. - nie widziałaś chłopaka, jednak dałabyś głowę, że wtedy przewracał oczyma.
- Zanudziłbyś się. - wzruszyłaś ramionami.
- Mam jeszcze trochę rzeczy do zabrania ze starego domu, pojedziesz ze mną? - zapytał radośnie.
- Jasne. - przystanęłaś na chwilę, rozumiejąc, dlaczego nagle dzisiaj stał się taki szczęśliwy. - Cieszysz się, bo zobaczysz dzisiaj chłopaków... - westchnęłaś cicho. - Prawda?
- Tak. - jego głos nieco stracił na radości.
- Przepraszam, że zapytałam. - ty również sposępniałaś. Nie lubiłaś, gdy było my przykro z twojego powodu.
- Pojedziesz tam ze mną i jakoś damy radę, dobrze? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Tak. - pokiwałaś głową, jakby dla potwierdzenia swoich słów.
- Kocham cię. - powiedział, na powrót się uśmiechając.
- Ja ciebie też. - odjęłaś telefon od twarzy, po czym nacisnęłaś czerwoną słuchawkę. Wspomnienia wróciły.
Spotkałaś się z nim po południu. Kris był spięty, plątał mu się język, ale przecież też się denerwowałaś. Ty i cała reszta twojego organizmu sądziliście, że Yifan powinien zobaczyć chłopaków. Cokolwiek by się nie działo, byliście razem, ramię w ramię. Przecież mieliście tylko zabrać rzeczy. To nic wielkiego, jednak bałaś się krzywdy, którą ktoś mógł wyrządzić Kris'owi. Tym kimś był Luhan. Bardzo go kochałaś. Zawsze zachowywał się przyjacielsko. Był cudownym chłopakiem, ale nie mogłaś darować nikomu sytuacji, gdy raniono twojego ukochanego.
Wysiedliście z samochodu przed domem EXO nieco mniej rozluźnieni niż wcześniej, chociaż taki stan był prawie niemożliwy. Podczas drogi nie odezwaliście się ani słowem, jednak byłaś pewna, że gdyby tylko Yifan otworzył usta, powiedziałby, jak bardzo się boi. Opuściliście auto po chwili wahania. Niepewnym krokiem przeszliście przez podjazd. Trzymałaś chłopaka za rękę, starając się dodać mu niezastąpionej otuchy. Stanęliście przed drzwiami. Nacisnęłaś niewielki dzwonek obok. Nadeszła pora, by zacząć grę...
Na początku mogło się wydawać, że nie zastaliście nikogo. Jednak później usłyszałaś odgłos kroków oraz brzęknięcie klucza przekręcanego w zamku. Domownik wykonał krótkie pchnięcie i waszym oczom ukazała się drobna sylwetka Luhan'a.
- Cześć. - przywitał się bez ogródek. Twarz miał pogodną, a jego tęczówki nie świeciły ani drobiną nienawiści.
- Chciałem zabrać resztę rzeczy... - zaczął Yifan.
- Jasne, chodźcie. - Chińczyk zrobił wam miejsce w drzwiach. Przecisnęłaś się obok niego zaraz za swoim chłopakiem, jednak na tyle daleko, aby zdążyć pogłaskać Bambi'ego po ramieniu. Ten tylko uśmiechnął się smutno i zakluczył wejście z powrotem.
- Sam jesteś? - zapytał Kris, wchodząc głębiej do domu.
- Nie, jest jeszcze Tao. - Luhan wzruszył ramionami. - Właśnie robiliśmy coś do jedzenia w kuchni. Macie ochotę? - skierował się w stronę pamiętnej jadalni. - Yifan, jak chcesz, to możesz iść po klamoty, a ja biorę [T.I.] ze sobą. - wyglądał na takiego wesołego. - Zitao ucieszy się, że tutaj jesteście.
- Co? - zareagowałaś dopiero, kiedy Chińczyk złapał twoją dłoń, ciągnąć cię do kuchni.
- Za niedługo będę. - powiedział chłopak i zrobił krok w kierunku schodów. - Nie zamęczcie jej!
- Jasna sprawa. - Luhan zachichotał.
Wprowadził cię do jadalni niemalże siłą. Nie opierałaś się, jednak szedł tak szybko, że musiałaś biec, aby dogonić tego skurczybyka, który nagle zachowywał się jak elf. Kiedy tylko zniknęliście za ścianą, zobaczyłaś najmłodszego członka EXO-M. Stał przy wyspie kuchennej nieopodal. Skupiony, co ostatnio pewnie robił tak rzadko. Kroił pomarańcze. Nóż, który trzymał w dłoni, zgrabnie przesuwał się po powierzchni cytrusa, gotowy przeciąć delikatną skórę Tao w każdej chwili.
Wzdrygnęłaś się na myśl, że Pandzie miałoby się coś stać.
- Patrz, kogo my tu mamy. - zaśmiał się Luhan serdecznie. Najmłodszy uniósł wzrok i natychmiast się rozpromienił.
- Dzień dobry, maleństwo. - Zitao przywitał się najserdeczniej jak umiał, czyli tak, jak robił to zawsze.
- Bez takich. - żartobliwie pogroziłaś mu pięścią, na co udał, że broni się nożem, niczym mieczem. Naraz wszyscy wybuchnęliście śmiechem tak perlistym, że gdyby go sprzedawano, zdobiłby najpiękniejsze biżuterie świata.
- Siadaj sobie. - zaoponował Luhan, łapiąc za drugie ostrze. Posłusznie usadowiłaś się przy jadalnianym stole. Stamtąd miałaś na nich doskonały widok. - Tao, grzebiesz się jak Chanyeol, gdy ma przestać jeść... - skarcił najmłodszego odebraniem mu z rąk cytrusa.
- Ty wcale nie jesteś męski. - odparował tamten i puścił do ciebie perskie oko. Zachichotałaś, czując, że Bambi zaraz wybuchnie.
- [T.I.], śmiejesz się, jakby to była prawda. - prychnął LuLu, po czym zabawnie nadął policzki.
- Kto wie... - wzruszyłaś ramionami. Luhan zaczerwienił się, ze złością łapiąc pomarańczę do ręki.
- Jesz dzisiaj dwie dokładki, moja panno! - wydął usta i zaczął ciąć owoc niczym rasowy kucharz.
Nagle zrozumiałaś, że cała ta scena była tylko iluzją. Nie śmialiście się, nie byliście dla siebie mili, nie gotowaliście razem. Przed oczyma ciągle miałaś te wszystkie wyzwiska rzucane tamtego wieczora, każdą krzywdzącą nieżyczliwość. Wszyscy graliście, bo tak naprawdę nikt nie trzymał się dobrze. Doskonale widziałaś zamyślony wzrok Tao, czy wymowne gesty Luhan'a. Zastanawiałaś się, dlaczego dałaś się zwodzić aż do teraz. No tak, bo sama też zwodziłaś...
- Słuchasz mnie? - Panda podparł się pod boki z uśmiechem.
- Przepraszam. - zawahałaś się na chwilę, czy możesz powiedzieć to, co zamierzałaś. - Po prostu przypomniała mi się cała tamta impreza...
- Ach, to... - westchnął Luhan. Jego twarz natychmiast sposępniała. Tao bezradnie odłożył brudny nóż na deskę do krojenia. Spuściłaś wzrok w dół. Uniosłaś go dopiero, kiedy Bambi znów zaczął mówić. - Wiemy, że Kris sam zadecydował. Zrobił właściwie, teraz wszyscy się z tym pogodziliśmy. - westchnął, lecz po chwili pewnie się uśmiechnął. - Wiesz, to nawet dobrze. Zależy nam na jego zdrowiu. - wymienił z najmłodszym porozumiewawcze spojrzenie. - Tao ma teraz większy pokój. - zaśmialiście się cicho. - Tylko żałuję, że wtedy tak zareagowałem. To był impuls, ale nie zamierzam się teraz tłumaczyć. Rzuciłem wszystkie niepotrzebne słowa, jakie miałem w zanadrzu. Skrzywdziłem swojego starszego brata i muszę ponieść należyte konsekwencje...
- Jemu też jest ciężko... - zaczęłaś niepewnie. - Wiele razy o was mówi. Jak bardzo tęskni, zastanawia się , czy do was nie przyjechać, nie zadzwonić... - wzruszyłaś ramionami. - A ja tylko stoję i patrzę, bo przecież niewiele mogę zrobić. Najchętniej wykopałabym go z mieszkania, żeby tylko się z wami skontaktował...
- Wiedzieliśmy, że pewnego dnia przyjedzie. - powiedział Tao. - Wszyscy tęsknimy. Kochamy go, ale cieszymy się, bo jest szczęśliwy. EXO straciło galaktykę, jednakże zaczynamy od nowa.
- Poza tym ma ciebie. - Luhan dołączył się do Pandy. - Dbaj o niego, dobrze?
- Zawsze i wszędzie. - powiedziałaś pewnie.
- Przeprosiny przyjęte. - nagle rozmowa zmieniła się, kiedy do kuchni wkroczył twój chłopak. Pojawił się tak niespodziewanie. Nikt nie zauważył jego obecności, a stał przecież jakieś dwadzieścia stóp dalej. Pod pachą trzymał karton, zapewne z rzeczami. Włosy miał nieco zmierzwione, co świadczyło o tym, że pewnie trochę się naszukał tego pudełka. Właśnie otwierał usta, aby dodać coś jeszcze. - Przepraszam, bo wcześniej nic nie powiedziałem... Nie chciałem, żebyście przestali, żeby nagle przestało wam zależeć. Nie zrobiliście źle, ale ja też nie zrobiłem. Myślałem o odejściu przez jakiś czas. Nie daję rady, jednakże najgorzej byłoby, gdybym odszedł, pozostawiając was nienawidzących mnie.
- Przeprosiny również przyjęte. - Tao wypuścił powietrze z ust. Na jego twarzy zagościła ulga, jakiej jeszcze nie widziałaś. Otarł brudne od cytrusa dłonie ścierką i podszedł do Kris'a z wyciągniętymi ramionami. Twój chłopak pociesznie wtulił się w najmłodszego. Moment później wolną przestrzeń między nimi wypełnił także Luhan.
Śmiałaś się, wyobrażając sobie, jak źli byli wcześniej, jak bardzo ty oraz Yifan denerwowaliście się. Nie doceniłaś chłopców z EXO, to musiałaś przyznać. Zachowali się lepiej, niż myślałaś. Kiedy nadchodził kryzysowy moment, spodziewałaś się, że tchórzliwie uciekną. Nic takiego się nie stało. Sami siebie posklejali, a niedługo potem wystąpili, dając pierwszy koncert. Cała jedenastka potrafiła przebaczać, nawet własnemu bratu, który zostawił ich tak niespodziewanie. Skoro już mowa o Yifan'ie... Zajęliście się sobą, razem smakowaliście "zwykłego" życia. W wolnym czasie Kris sam się realizował. Często widywał pozostałych chłopaków. Nawet jeśli nie na scenie, EXO zawsze pozostaną jednością. Żadna siła miała nigdy nie rozdzielić dwunastu Azjatów, połączonych nie przypadkiem, ale przez przeznaczenie. Exoplaneta była jednością, jedność była Exoplanetą...
- Chłopcy zgarnęli kolejną nagrodę. - powiedziałaś, zerkając na swojego ukochanego znad czytanej gazety.
- Wiem, dzwonili do mnie. - uśmiechnął się chłopak. Patrzył na ciebie nadzwyczaj wypoczętymi oczyma i co jakiś czas czule głaskał twoją dłoń.
- Mógłbyś być tam z nimi na scenie... - zagaiłaś od niechcenia.
- Strata czasu. - wyszczerzył zęby jeszcze szerzej. - Mam tutaj lepsze widoki. - zarumieniłaś się, kiedy przetrawiłaś jego słowa.
- Kłamiesz, aczkolwiek dziękuję. - pokazałaś mu język. Chłopak udał zaskoczoną minę, po czym jednym ruchem wyrwał ci gazetę z rąk.
- Teraz zajmujesz się w stu procentach mną. - oznajmił całkiem poważnie, lecz momentalnie się rozpromienił. - Nawet nie wiesz, jak bardzo czekałem, aby spędzać z tobą całe dnie.
- Teraz już wiem. - uśmiechnęłaś się i pochyliłaś nad stołem, gdzie oboje siedzieliście. Yifan złapał twoje policzki w dłonie, pozwalając ci zasmakować swoich pełnych warg.
A może rzeczywiście EXO to strata czasu? Jeśli Kris nie był szczęśliwy, jedyne co mogłaś zrobić, to pozwolić mu odejść. Nie trzymać go gdzieś, gdzie czuł się źle. Na razie miałaś jasny plan. Zamierzałaś wspierać go i być przy nim, jak prawdziwa fanka, najlepsza przyjaciółka, i najukochańsza dziewczyna pod słońcem.