czwartek, 29 maja 2014

#20 Kris

Wiem, że to absolutnie nie jest czas na Kris'a.
Że psuję nie tylko sobie, ale także Wam całą kolejkę.
Obiecuję, że wrócę do niej, kiedy tylko skończę pisać ten scenariusz.
Po prostu muszę się pożegnać.
Kocham cię, Yifan.


 -Nie odbieraj tego w ten sposób.-powiedział chłopak, zerknąwszy na ciebie znad kartki papieru. Widziałaś jak starannie kreślił litery długopisem.
 -Pracowałeś przez tyle czasu...-warknęłaś. Niecierpliwie tupałaś nogą. Arkusz, który twój chłopak trzymał przyprawiał cię o mdłości. -Chcesz zmarnować to wszystko?
 -Ty jesteś wszystkim.-powiedział, spoglądając ci w oczy czule. Mimo tego nie dawałaś się zwieść. Miałaś prawie zerową ochotę na jego amory.
 -Pożałujesz, zobaczysz.-ofuknęłaś Kris'a i naburmuszona, spuściłaś wzrok. Usłyszałaś jak Azjata wzdycha, pewnie był tak samo zniecierpliwiony, co ty. Dostrzegałaś tylko cienie palców chłopaka. Długopis zgrabnie błądzący po kartce świadczył, że już kończy pisać pozew. Nadeszła godzina prawdy.
 Nie upłynęło nawet kilka minut, kiedy podniosłaś głowę. Yifan ledwo zdążył odłożyć kartkę. Lustrował cię badawczo, jakby bał się twojego nagłego wybuchu. Milczałaś, wgapiając się mu prosto w prawie czarne tęczówki.
 -Będą nas nienawidzić...-odrzekłaś po chwili.-Zasługują... Powinni znać prawdę.
 -Nie, [T.I.]...-zawahał się momentalnie. Chyba pierwszy raz, odkąd się znacie, jego głos stracił na sile. Bał się. Dopiero teraz zaczęłaś to dostrzegać.-Nie zrobią tego.
 -Jesteś liderem.-zaczęłaś, lecz wtedy Kris uciszył cię jednym chwytem za rękę.
 -Wiem.-powiedział i delikatnie się uśmiechnął.-Pewnie oczekują tego, że to ja odejdę jako ostatni, nieprawdaż?-skinęłaś głową, aby potwierdzić słowa chłopaka.-Tak nie będzie.
 -Dlaczego?-zapytałaś niemal z wyrzutem.
 -Mogę ich nie zawodzić. Mogę nie zawodzić ciebie.-mocniej ścisnął twoją dłoń.-Ale wtedy zawiódłbym samego siebie. Zniszczyłbym swoje szczęście. Masz rację, pracowałem przez tyle lat. Jestem już zmęczony, skarbie. Może takie są marzenia chłopaków, jeśli chcą, mogą być nawet biczowani na treningach. Tak właściwie, to nigdy nie chciałem być sławny. Zrobiłem swoje  i generalnie, to mogę odejść. Dadzą sobie radę, a ja będę stał z boku, podziwiał wszystko po kolei. Z tobą. Nie zmienię zdania, nawet nie próbuj mnie przekonywać. Zwyczajnie mam dosyć tego wszystkiego. Widywania się raz na tydzień, maniakalnego harowania, udawanych uśmiechów. Nie chcę już tak...-skończył, a przynajmniej tak przypuszczałaś. Gdy otworzyłaś usta, żeby coś powiedzieć, odezwał się znowu.-Koniec tematu. Idę zaparzyć kawę.
 Wzrokiem śledziłaś wstającego chłopaka. Pokłóciliście się o tę błahostkę tysiące razy. Zawsze pozostawałaś nieugięta. Nawet nie chciałaś przyjmować do wiadomości, że Kris kiedykolwiek mógłby opuścić zespół. Dzisiaj nie przebierał w środkach. Próg domu przekroczył z prawie gotowym pozwem sądowym.
 -[T.I.]?-nagle usłyszałaś głos nad sobą. Podskoczyłaś na dźwięk niskiego tembru swojego chłopaka.
 -Tak?-uniosłaś głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy. Jego głowa znajdowała się bliżej twojej, niż kiedykolwiek byś pomyślała. Dłońmi opierał się o plecy krzesła, gdzie siedziałaś. Był lekko pochylony, a przesiąknięty wonią mięty oddech Kris'a pieścił ci zmysły.
 -Przepraszam, że kłócimy się tyle razy...-powiedział, czule zanurzając twarz w twoich włosach.
 -Daj spokój.-wzruszyłaś ramionami.
 -Ale to dlatego, bo jesteś dla mnie najważniejsza. Kiedy podejmowałem tę decyzję, robiłem to także ze względu na nas.-uśmiechnęłaś się, jednak nie do końca szczerze. Yifan zaczerpnął powietrza, aby mówić dalej.-Nie tłumaczę tego, żebyś dała spokój. Naśpiewałem się już, mam dość. Chciałbym teraz poświęcić się czemuś innemu. Czemuś, co nie niszczy mi zdrowia. Powinnaś to zrozumieć, przecież zawsze jesteś moim wsparciem. Będę szczęśliwy, wiedząc, że chłopcy dobrze sobie radzą. Beze mnie.
 -Nie będziesz żałował?-uniosłaś brwi.
 -Nigdy.-oznajmił pewnie. Pochylił się ku tobie jeszcze bardziej.
 -Wobec tego nic już nie mówię...-wzruszyłaś ramionami. Poczułaś niewysłowioną ulgę. Wyjaśniliście sobie wszystko między sobą. Problemy zniknęły z nadejściem porozumienia.
 -Kocham cię.-przytknął swoje wargi do twoich. Przytrzymałaś jego głowę, aby przedłużyć pocałunek, jednak chłopak szybko wyplątał się z uścisku. Wyciągnęłaś ręce, chcąc zatrzymać Kris'a przy sobie. Cicho jęknęłaś, kiedy wszystkie starania spełzły na niczym.
 -Wracaj tutaj...-warknęłaś w momencie, gdy zdałaś sobie sprawę, że mimo wszystko jest silniejszy.
 -Przepraszam, ale nie.-ku twojej uciesze, przesłał ci powietrznego całusa.-Idę zrobić mojej księżniczce coś do picia. Panna ma jakieś specjalne życzenia?
 -Tak. Tylko jedno.-Yifan zadziornie uniósł brew.-Chcę swojego ukochanego, najbardziej napalonego faceta przy sobie. Teraz.-Kris zaśmiał się głośno, w miarę wypowiadania przez ciebie tych słów.
 -Masz wygórowane standardy.-ucałował twoje czoło i zrobił kilka kroków bliżej kuchni.-Kawa leży tam, gdzie zawsze?
 -Mhm.-kiwnęłaś głową, pozwalając zniknąć mu za ścianą pomieszczenia.
 Ostatnio wszystko pojawiło się jakby znikąd. Każdy pojedynczy problem zniknął, jednak na ich miejscu zaistniał jeden ogromny. Zupełnie się go nie spodziewałaś. Kris zadecydował sam, chociaż widziałaś, że coś od niedawna siedzi chłopakowi w głowie.
 Pewnego dnia, zwyczajnie się spotkaliście. Najpierw niczego nie zauważyłaś, ale później spostrzegłaś nadzwyczajnie spiętą postawę swojego ukochanego. Pewnie to dlatego, bo wiedział, jak bardzo wspierałaś go od początku, ile wysiłku włożyłaś, aby się udało. Przez chwilkę nawet rozmawialiście, lecz potem zaczęłaś pytać. Miałaś wrażenie, że świat się zatrzymał, kiedy Wu Yi Fan oznajmił swoje odejście od reszty chłopaków. Pierw starał się obrócić to wszystko w żart, jednak wtedy śmiech był ostatnim, na co przyszłaby ci ochota. Zwyczajnie zamilkłaś, jak łąka przed burzą. Przecież nie było sensu, jeśli miałabyś tłumaczyć Kris'owi wszystkie sytuacje, przez które oboje przeszliście. Ile czasu poświęcił dla całej sprawy. Ongiś pewnie byś tak zrobiła. Wtedy zdobyłaś się tylko na cichy płacz i przytulanie ukochanego Azjaty. Idealnie zdawałaś sobie sprawę... Było jasne, że nie odpuści. Przecież tak się zmęczył. Potrzebował przerwy. Tak długiej, iż nawet nie powiedział ci o swoich planach. Na tyle długiej, żeby zapomniał o wszystkim...
 Yifan już dawno wrócił do siebie, do reszty EXO. Tam znajdował się jego dom, który wkrótce zamierzał opuścić. Głucho chlipałaś resztkę kawy zrobionej przez chłopaka. Smaczny płyn cicho chlupotał w twojej buzi, pozwalając chwilowo stłumić natłok myśli. Przed oczyma ciągle miałaś obraz świeżo napisanego dokumentu sądowego. Tego, że zamierza pozwać wytwórnię też oczywiście nie wiedziałaś. Przez Kris'a przynajmniej częściowo przegapiałaś całą rzeczywistość, albo tak ci się wydawało. Zawsze byliście wobec siebie szczerzy. Tym razem też, ale dlaczego tak późno? Wcześniej nie dał żadnego znaku, nie szepnął ani słowa. Zwyczajnie, jakby nagle mu się odwidziało. Wierzyłaś we wszystko, czy rzeczywiście był zmęczony, czy nie. I tak wolałaś widywać chłopaka częściej niż raz na tydzień, jak dotychczas. Siedziałaś cicho, jakby od tego zależała przyszłość całej ludzkości.
 Odkąd pamiętasz, starałaś się bronić reszty EXO. Zasmucił cię sam fakt, że Yifan nie powiedział im ani słowa. Niby normalne, przecież też zostałaś wrobiona w ten sam sposób. Mimo wszystko teraz już wiedziałaś, a chłopcy jeszcze nie. Czułaś się jak zdrajca, biorąc pod uwagę każdy dzień, kiedy zostawałaś u nich w domu, kiedy EXO-M wyjeżdżało promować się w Chinach i tobie nie uśmiechało się ślęczenie pośród własnych czterech ścian. Pamiętałaś również to, że byłaś tam bardzo kochana. Jeszcze nigdy nie doświadczyłaś takiej miłości, jeśliby porównać spędzanie czasu z Azjatami do swoich wcześniejszych historii. Niemówienie im o niczym było grzechem. Takim, którego mogliby wam obojgu już nigdy nie wybaczyć...
 Dzisiaj zostałaś zaproszona na kolację do chłopaków. Mieliście świętować urodziny Tao, więc wszyscy chcieli urządzić młodemu imprezę, chociażby dlatego, bo nadarzała się okazja, aby spić się bez jakiegokolwiek opamiętania. Umówiliście się od razu w domu EXO, bez zbędnych ceremonii. Szczerze mówiąc, trochę obawiałaś się przyjęcia. Przecież byłaś oszustem, nawet jeśli nie z własnego wyboru. Bałaś się, że kiedy tylko spojrzysz w twarz któremuś z nich, natychmiast wyśpiewasz całą prawdę. Tym samym zawiodłabyś Kris'a, jedynego człowieka, który pokochał cię bezwarunkowo.
 Ubrałaś najlepszą sukienkę, zrobiłaś piękną fryzurę, pod pachę wcisnęłaś prezent dla "Pandy" i butelkę wina, po czym opuściłaś dom. Wsiadłaś do samochodu, myśląc o tym, jak się zachowywać, co mówić, a czego wręcz przeciwnie. Prowadziłaś auto spokojnie. Kris zawsze powtarzał, że "Tak, jakby trzymała dziecko na siedzeniu obok". Zajechałaś pod lokum chłopców jeszcze przed dwudziestą. Ostrożnie zatrzasnęłaś drzwiczki swojego Bentleya - niedawnego urodzinowego podarunku od Yifan'a i pewnym krokiem ruszyłaś w kierunku drzwi wejściowych. Uśmiechałaś się swobodnie, jeszcze nie świadoma okropności, które miały przydarzyć się tego wieczoru.
 Otworzył ci Kai, zanim jeszcze zdążyłaś wcisnąć dzwonek. Czekano aż przyjedziesz. Sam ten fakt sprawiał, że zaczynałaś się niepokoić. Nim się obejrzałaś, chłopak pozbawił cię kurki, po czym zasłonił twoje oczy dłońmi. Broniłaś się argumentami o urodzinach Tao, jednak Koreańczyk jakby nigdy nic zaczął was prowadzić, twoim zdaniem, do jadalni w domu chłopców. Nie minęło kilka minut powolnego spaceru, kiedy zabrał ręce z powrotem. Nie zdołałaś nawet zbesztać Jongin'a, bo natychmiast straciłaś mowę.
 To, jak bardzo się postarali sprawiło, że na moment zapomniałaś o wszystkich najpotężniejszych problemach. Pełna zachwytu rozglądałaś się dookoła, oczami łapiąc nawet najmniejsze szczegóły tego prawie idealnego obrazka.
 Całą dwunastką siedzieli przy jadalnianym stole. Wtedy dałabyś głowę, iż zrobiono go z kryształu, był taki czysty. Między przeróżnymi półmiskami dostrzegałaś nogi chłopców oraz podłogę. Wszyscy uśmiechali się do ciebie promiennie, niczym zatrzymani w stop klatce. Tylko Chen się wyróżniał. Po jego minie było widać, że nie może się doczekać, aż cokolwiek powiesz. Będzie czekał jeszcze dłużej, bo tymczasowo stałaś jak oczarowana. Milcząc, wzrokiem przesuwałaś po twarzach Azjatów. Niektóre były zachwycone, inne zdezorientowane, a pojedyncze lekko rozbawione. Przeniosłaś spojrzenie na pięknie zastawiony stół. Przy jego krańcach ustawiono dwa półmiski. Rozpoznałaś pizzę - od niedawna ulubione danie chłopaków. W regularnych odstępach stały talerze. Po środku stał cudowny tort. Najmłodszy z pewnością długo na niego czekał. Całość zwieńczyły lampki choinkowe, które ktoś niedbale porozrzucał. Nie wyglądało to jednak niesmacznie. Wręcz przeciwnie, czułaś się jak w bajce...
 -I jak?-nagle drgnęłaś, kiedy usłyszałaś głos swojego chłopaka.
 -Cudownie...-wykrztusiłaś, przyglądając się wstającemu Yifan'owi. Podszedł do ciebie i czule objął ramieniem. Musnęłaś wargami linię szczęki Chińczyka, co napotkało niespodziewane westchnienie Kyungsoo.
 -Zazdro, prawda?-zaśmiał się Kris. Delikatnie puścił twój pas, aby pozwolić ci wręczyć prezent Tao.
 -Coś wyszczekałeś się dzisiaj.-wystawiwszy język, na chwilę zakryłaś mu usta dłonią. Powiedział już wystarczająco dużo. W towarzystwie śmiechów podeszłaś do miejsca, gdzie siedział panda. Robiąc maślane oczy, wcisnęłaś pakunek między dosyć duże dłonie Zitao.-Nie próbuj odmawiać.-upomniałaś najmłodszego.
 -Dziękuję.-powiedział, po czym wstał. Wziął twoją drobną sylwetkę w ramiona i krótko ucałował policzek.
 -Nie otworzysz?-zapytałaś podekscytowana.
 -Chcę mieć niespodziankę, jeśli pozwolisz.-uśmiechnął się szeroko. Całkowicie go rozumiałaś. Posępniałaś, kiedy tylko myślałaś, że już nigdy miałabyś nie zobaczyć tej przepięknej twarzy.
 -Siadajmy, pizza wystygnie.-przeniosłaś wzrok na Xiumin'a, który przez kilka poprzednich minut próbował ogarnąć całe towarzystwo.
 Posłusznie skierowałaś się tam, gdzie stał Kris. Nie ukrywając, zależało ci, aby w razie niebezpieczeństwa być obok niego. Nie przeszłaś nawet połowy drogi, gdy zatrzymał cię głos kolejnego "dzieciaka". Radośnie odwróciłaś się do Sehun'a.
 -[T.I.], chodź obok mnie!-zawołał chłopak, poklepawszy miejsce między sobą, a Chennie'm. Zerknęłaś przez ramię tylko po to, aby posłać przepraszające spojrzenie swojemu lekko poirytowanemu ukochanemu.
 -Żadnego szczypania, gryzienia, klepania, ani nic podobnego.-pogroziłaś żartobliwie palcem w stronę mocno rozbawionej dwójki. Posłusznie zajęłaś miejsce obok nich.
 Wspólnie zjedliście przepyszną kolację. Chociaż panowała cudowna atmosfera, nie mogłaś powstrzymywać swoich myśli. Podczas posiłku, żartowaliście, rzucaliście śmieszne anegdoty, wszyscy cieszyli się sobą jak jedna wielka rodzina. Czułaś się tam akceptowana, a na myśl, że z powodu Kris'a miałabyś to stracić, robiło ci się niedobrze. Starałaś się ignorować jego lekko zazdrosne spojrzenia. Zawsze napawały cię poczuciem winy. Nie potrafiłaś odmówić najmłodszemu, jednak ten fakt nie był jakoś szczególnie zły. Cieszyłaś się chwilą, miłym gwarem rozmów, momentami ze swoją koreańską rodziną. Nikt nie zdołałby was rozdzielić, poza Yifan'em oczywiście...
 -Mógłbym coś powiedzieć?-dochodziła północ, kiedy Suho wstał od stołu. Był liderem, myślami oczekiwałaś, że będzie chciał wygłosić przemowę. Nie usłyszał żadnego sprzeciwu, więc kontynuował.-Chciałbym złożyć życzenia...
 -Szykuj się, bo teraz będzie najlepsze.-usłyszałaś szept Jongdae tuż przy uchu. Zachichotałaś, czując na sobie przenikliwe spojrzenie swojego chłopaka.
 -...Chen, proszę. Powiedz wszystkim, też chcemy się pośmiać.-przerwał Joonmyun.
 -Właśnie mówiłem [T.I.], żeby szykowała się na wielki finał.-parsknął śmiechem.
 -Bardzo zabawne...-spojrzał pobłażliwie w kierunku wesołka.-Chciałbym złożyć Tao najlepsze życzenia.
 -Dziękuję.-wtrącił się panda.
 -Daj mi skończyć, kretynie!-nagle Suho roześmiał się głośno. Cieszyłaś się, że ciągłe przerywanie jego wypowiedzi bardziej go rozbawiło, niż wytrąciło z równowagi.
 -Mów, Myunnie.-uśmiechnęłaś się pocieszająco do chłopaka.
 -Dziękuję.-dziękczynnie skinął głową, kiedy uświadomił sobie, iż jednym słowem uciszyłaś całe towarzystwo.-Wszystkiego najlepszego, Zitao.-lider zaczerpnął tchu. Już wiedziałaś, że to będzie długa przemowa. - W imieniu naszej trzynastki, z [T.I.] włącznie, chciałbym ci życzyć wszystkiego, co najcudowniejsze. Połowę tego zdobyliśmy razem, ale drugą ty zyskasz już sam. Wszyscy zaczęliśmy wspólnie tę przygodę i skończymy ją tak samo. Nie przedłużając, szykuj się Tao, bo będziesz z nami przez następne czterdzieści lat. Ja oraz Yifan będziemy tego pilnować... - uśmiechnął się do twojego chłopaka. - Pamiętaj, mimo słów, które tu usłyszałeś, tak czy inaczej zmywasz po kolacji. - zawtórował mu śmiech niemalże wszystkich przy stole. - Wszyscy cię kochamy. Uwielbiamy też zapach płynu do mycia naczyń, który zawsze zostawiasz na talerzach... Pamiętaj, aby dobrze spienić...
 - Goń się, Suho. - najmłodszy rzucił w Joonmyun'a serwetką.
 - Kochamy cię, Huang Zitao. - chłopak uniósł lampkę wina trzymaną w dłoni, po czym przyciskając jej brzeg do ust, wypił całą zawartość. - Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
 - Też was kocham. - panda uśmiechnął się. - Ale wznieśmy toast za [T.I.], bo jeszcze rok temu nie było tutaj z nami tej cudownej kobiety...
 - Tao, proszę... - pokręciłaś głową, czerwieniąc się jak burak.
 - Bo jest taka piękna i dobra. - odezwał się Xiumin.
 - ...dba o nas...-rzucił Kai.
 - ...bardzo ją kochamy...-wtrącił Lay.
 - ...mogę do niej dzwonić, kiedy chcę...-Chanyeol również nie chciał być gorszy.
 - I, co najważniejsze, uszczęśliwia Wu Yi Fan'a - kapitana naszego statku. - skończył Tao, kiedy byłaś już na granicy białej gorączki. Nigdy nie lubiłaś takiego bezpodstawnego schlebiania.
 - Banda bezrozumnych pawianów... - burknęłaś, lecz nie potrafiłaś się nie uśmiechać.
 - Też cię kochamy. - oznajmił radośnie Baekhyun.
 - Kris najbardziej, nie zapominajmy. - Chen spojrzał znacząco na twojego chłopaka.
 - Już myślałem, że tego nie powiecie. - zdziwiłaś się, kiedy do rozmowy nagle wtrącił się Yifan.
 - Dosyć toastów i życzeń. Po prostu kochamy się, Tao dostanie wszystko, co najlepsze, a teraz jemy kurczaka, bo trochę zostało. - zaoponował Sehun. Momentalnie wszystkie spojrzenia spoczęły na nim. Dwanaście osób jednocześnie karciło chłopaka wzrokiem.
 - Chciałabym mieć jakieś zdjęcie z tego dnia... - powiedziałaś półgłosem.
 - [T.I.], w torbie na kanapie mam aparat, wyjmiesz go? - zwrócił się do ciebie Kris. Posłusznie wstałaś od stołu, jednak zanim zdążyłaś zrobić jakikolwiek krok, Luhan już był w połowie drogi.
 - Siedź, ja przyniosę. - uśmiechnął się Chińczyk. Przyglądałaś się, jak twarz twojego chłopaka gwałtownie zmienia wyraz. Zanim zdążył zareagować, rozległ się szelest papieru trzymanego między dłońmi. Wiedziałaś, co Wu Yi Fan trzymał w torbie...
 W przeciągu następnych dwóch minut drobny Azjata zmieniał swój wyraz twarzy setki razy. Wszyscy mierzyli go zaciekawionymi spojrzeniami, kiedy jeździł wzrokiem po znienawidzonej przez ciebie, przeklętej kartce. Kilkakroć ktoś rzucał pytania typu: "co jest?", ale nikt nie uzyskał odpowiedzi. Każdy z osobna przyglądał się Luhan'owi, który minuta za minutą czerwieniał coraz bardziej, gdy finalnie wykrztusił:
 - Kurwa, nie wierzę... - zerwał się, jakby wystrzelony z procy. Gwałtownie podbiegł do stołu i silnie zepchnął na podłogę kilka talerzy. Pisnęłaś, starając się opanować narastającą w twojej głowie panikę.
 - Co się stało? - zapytała niemalże cała dziesiątka. Wszyscy pochylili się nad blatem, gdzie rozpostarty był pozew sądowy Yifan'a. Nastąpiła chwila milczenia, która według ciebie dłużyła się nieskończenie. Wzrok zatrzymałaś gdzieś na półmisku z winogronami, lecz doskonale wiedziałaś, co robią chłopcy. Czytają. Robią to i nie mogą uwierzyć własnym oczom. Wu Yi Fan, ich lider opuszczał swój zespół po tylu wspólnych sukcesach. Zapewne namówiła go do tego jego własna dziewczyna, trzeba ją zlinczować...
 - Jak długo zamierzałeś nas okłamywać? - zapytał Xiumin, uniósłszy czekoladowe oczy znad kartki.
 - To nie... - zaczął, poprawiając się na krześle. Natychmiast został uciszony.
 - Jesteś zwykłym oszustem. - zaoponował Luhan. Przyjął postawę agresywną już od samego początku. - Nie chcę wyjaśnień. Spakuj się i wypierdalaj.
 - Dlaczego, Kris? - zapytał Panda. - Przecież jesteśmy braćmi, pamiętasz?
 - Tao, nie zaczynaj. - zareagował znów Chińczyk.
 - Nie moglibyśmy po prostu porozmawiać? - zaproponowałaś ciszej niż zamierzałaś.
 - [T.I.], nigdy nie chciałem być dla ciebie niemiły. - Bambi uśmiechnął się kwaśno. - Ale teraz chyba nie mam wyboru... - zrobił kilka kroków w twoją stronę. - Tylko muszę wiedzieć... - pokiwałaś głową, jakbyś wiedziała, o co chce zapytać. - Namówiłaś go, aby pozwał SM? Masz krew na rękach?
 - Nie. - odpowiedziałaś szczerze. - Wiele razy próbowałam go zatrzymać, przekonać, cokolwiek. Nigdy nie osiągnęłam nawet połowy sukcesu...
 - Biedactwo. - w oczach Luhan'a dostrzegłaś błysk miłości, którą ciebie darzył. - Widocznie nie kocha cię tak mocno, jak twierdzi.
 - Zamknij się! - warknął twój chłopak.
 - No tak, nie należysz już do EXO, więc możesz sobie pozwolić na bycie skurwielem. - chłopak uśmiechnął się nieszczerze.
 - Ale... - zaczął Zitao.
 - Tao, siedź cicho. - powiedział Sehun, który tuż obok ciebie świdrował wszystko neutralnym wzrokiem.
 - Wszyscy wierzymy [T.I.], prawda? - upewnił się Luhan.
 - Wystarcza mi to, co powiedziała. - wzruszył ramionami Kai. - Nie mamy powodów, żeby jej nie ufać...
 - Pozwoliłeś, żeby ta sielanka przed chwilą trwała, prawda? - kontynuował Bambi. Jego głos był pełen obrzydzenia, od którego chciało ci się wymiotować. - Nie mógłbyś po prostu odejść?! - z każdą minutą coraz bardziej drżał. Finalnie oparł się rękami o blat stołu. - Jeszcze przed chwilą byłem szczęśliwy, chciałem, żeby to wszystko trwało. I naprawdę, byłem pewien, że zostaniesz z nami do końca. A teraz uciekasz, jak jakiś pierdolony tchórz! "Złe traktowanie", gówno prawda! Siedzimy w tym wszyscy i wszyscy mieliśmy z tego wyjść.
 - Luhan, posłuchaj... - zaczął niewinnie Panda.
 - Tao, zamknij się do kurwy nędzy! - wybuchnął Chińczyk.
 - Dobra, ale Yifan zamyka się ze mną! - chłopak gwałtownie wstał od stołu. Jego krzesło z głośnym hukiem przewróciło się na podłogę. - Czy ty nie mógłbyś po prostu przestać?! Linczujesz go, chociaż wiesz, co czuje. Wszyscy czujemy to samo. Jesteś zazdrosny, bo jemu się udało?! Może powinniśmy pozwać SM wszyscy, wtedy pierdolone EXO się skończy i po zabawie, jak widać nikomu tutaj już nie zależy... - najmłodszy szybkim krokiem skierował się ku schodom na piętro. Po chwili straciłaś go z oczu.
 - Tao, wracaj tutaj! - wrzasnął Luhan.
 - Dajcie Kris'owi coś powiedzieć...-odezwałaś się, jednak trochę niepewnie.
 - Tutaj już wszystko powiedziałem. - przeniosłaś wzrok na swojego chłopaka, który siedział z rękami splecionymi na piersi.
 - Nie będziesz walczył? - zapytałaś, powątpiewając.
 - Nie. - wzruszył ramionami, chociaż w jego oczach zobaczyłaś, jak bardzo Luhan go ranił, jak bardzo bolało go, że zranił Tao. - Wszystko napisałem na kartce. - zawahał się na chwilowo. - Będzie mi was bardzo brakować, ale nie mogę już dłużej udawać, że dobrze się z tym czuję. Zależy mi na zdrowiu, na wszystkim, co ważne w życiu...
 - Dla nas jest okej. - przerwał mu Chen. Jongdae zachował niemal anielski spokój, razem z Kyungsoo, Chanyeol'em i Lay'em. - Będzie nam ciebie brakować. Zatęsknimy, jak cholera. Kochamy cię, ale bez ciebie już nie będzie tak samo. Osobiście dam ci kopniaka na drogę. - wesołek zaśmiał się serdecznie. - Dla takiej dziewczyny też poświęciłbym wszystko. - puścił perskie oko do ciebie. - Akceptujemy twoją decyzję, tylko że mogłeś powiedzieć nam wcześniej...
 - Przepraszam. - powiedział twój chłopak z lekkim uśmiechem.
 - Wybaczone. - Chen pokiwał głową.
 - Zaraz się porzygam... - prychnął Luhan. - Zawiodłeś mnie, Yifan! - pretensjonalnie wyrzucił ręce w jego kierunku. - Właściwie to mam gdzieś twoje przepraszam... - w oczach Bambi'ego dostrzegłaś łzy. - Masz czas do jutra, aby się spakować. Bierzesz walizki i wypierdalasz, zrozumiano? - twój chłopak pokiwał głową.
 - LuLu, nie zaczynaj tego od nowa... - powiedział lekko zdezorientowany Baekhyun.
 - Nie, Baek... - oznajmił Luhan z miną zbitego psa. - Ja już skończyłem. - posłał twojemu chłopakowi jeszcze jedno smutne spojrzenie. Cała złość opuściła go w mgnieniu oka. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z jadalni. Zwyczajnie nie mogłaś tego wszystkiego znieść. Odsunęłaś swoje krzesło, po czym pełnymi stopami dotknęłaś ziemi.
 - Przepraszam. - wykrztusiłaś. Błądziłaś wzrokiem między twarzami wszystkich przy stole. Powoli obserwowałaś pojawiające się na nich zdezorientowanie. Później puściłaś się pędem, aby dogonić skołowanego Chińczyka. - Luhan, zaczekaj! - wydarłaś się na całe gardło.
 Dopadłaś go dopiero obok schodów. Nie reagował, gdy mówiłaś, więc zaczęłaś szarpać chłopaka za niemalże bezwładne ramię. Raczył się odwrócić dopiero, kiedy stawałaś się coraz bardziej płaczliwa, czy nieznośna, mógł nazywać to jak chce.
 - Nie mogłabyś zwyczajnie mnie zostawić? - zapytał nieco poirytowany.
 - Przebacz mu, proszę... - powiedziałaś, dopiero zaczynając dostrzegać jego twarz.
 - Nie mogę. - oznajmił. Oczy miał zasłane prawie niewidocznymi łzami. Jeszcze niedawna radość wyparowała z niego niczym woda. Drżał, a kosmyki ciemnych włosów chłopaka gdzieniegdzie posklejał pot.
 - Luhan, przepraszam... - momentalnie wyciągnęłaś ramiona do niego. Wtulił się w nie bez wahania, podczas gdy ty czułaś się winna, kiedy przyciskając LuLu najmocniej do siebie, czułaś łzy na szyi.  
 Dzień później Kris już nie mieszkał z chłopakami. Zniknął, jakby nigdy nie istniał. Wynajął małe mieszkanie, którego właściciel widocznie usilnie chciał się pozbyć, w centrum miasta. Spakowanie walizek i wyprowadzka zajęły mu tylko dwadzieścia cztery godziny. Wymazał nie tylko swoje nazwisko na kolejnej płycie EXO, ale też wspomnienia, przygody teraz krzywdzące obie strony tym samym sztyletem.
 Mijały dni, tygodnie, a ty coraz bardziej nie wiedziałaś, jak pomóc Kris'owi. Bolało go. Zaczęłaś to zauważać  kilka dób po wyprowadzce. Nie mogłaś temu zapobiec, ani powstrzymać żalu. Mówiłaś sobie, że ponosił konsekwencje z swoje czyny, tego naprawdę chciał. Pewnego ranka zwyczajnie przestałaś okłamywać wszystkich dookoła. Nie pragnął samotności. Może mógłby śpiewać dalej, gdyby tylko wziął minutkę przerwy, tak jak czasami robili to inni. Jako dziewczyna Yifan'a powinnaś go wspierać, a tymczasem bezsilnie stałaś i patrzyłaś z boku. Związano ci ręce, bo każdy nietakt, który przypadkiem wydusiłabyś, mógł zranić osobę, którą kochałaś.
 - Uśmiechnij się. - powiedział do telefonu radosnym głosem.
 - Jestem uśmiechnięta. - oznajmiłaś, upychając karton mleka w koszyku na zakupy. - Za to ty masz humor aż za dobry dzisiaj...
 - To nic. - cicho prychnął, co uznałaś za niesamowicie zabawne. - Co robisz?
 - Kupuję jedzenie. - uśmiechnęłaś się, jakby była to najlepsza rzecz na świecie.
 - Mogłaś wziąć mnie ze sobą. - nie widziałaś chłopaka, jednak dałabyś głowę, że wtedy przewracał oczyma.
 - Zanudziłbyś się. - wzruszyłaś ramionami.
 - Mam jeszcze trochę rzeczy do zabrania ze starego domu, pojedziesz ze mną? - zapytał radośnie.
 - Jasne. - przystanęłaś na chwilę, rozumiejąc, dlaczego nagle dzisiaj stał się taki szczęśliwy. - Cieszysz się, bo zobaczysz dzisiaj chłopaków... - westchnęłaś cicho. - Prawda?
 - Tak. - jego głos nieco stracił na radości.
 - Przepraszam, że zapytałam. - ty również sposępniałaś. Nie lubiłaś, gdy było my przykro z twojego powodu.
 - Pojedziesz tam ze mną i jakoś damy radę, dobrze? - zapytał z nadzieją w głosie.
 - Tak. - pokiwałaś głową, jakby dla potwierdzenia swoich słów.
 - Kocham cię. - powiedział, na powrót się uśmiechając.
 - Ja ciebie też. - odjęłaś telefon od twarzy, po czym nacisnęłaś czerwoną słuchawkę. Wspomnienia wróciły.
 Spotkałaś się z nim po południu. Kris był spięty, plątał mu się język, ale przecież też się denerwowałaś. Ty i cała reszta twojego organizmu sądziliście, że Yifan powinien zobaczyć chłopaków. Cokolwiek by się nie działo, byliście razem, ramię w ramię. Przecież mieliście tylko zabrać rzeczy. To nic wielkiego, jednak bałaś się krzywdy, którą ktoś mógł wyrządzić Kris'owi. Tym kimś był Luhan. Bardzo go kochałaś. Zawsze zachowywał się przyjacielsko. Był cudownym chłopakiem, ale nie mogłaś darować nikomu sytuacji, gdy raniono twojego ukochanego.
 Wysiedliście z samochodu przed domem EXO nieco mniej rozluźnieni niż wcześniej, chociaż taki stan był prawie niemożliwy. Podczas drogi nie odezwaliście się ani słowem, jednak byłaś pewna, że gdyby tylko Yifan otworzył usta, powiedziałby, jak bardzo się boi. Opuściliście auto po chwili wahania. Niepewnym krokiem przeszliście przez podjazd. Trzymałaś chłopaka za rękę, starając się dodać mu niezastąpionej otuchy. Stanęliście przed drzwiami. Nacisnęłaś niewielki dzwonek obok. Nadeszła pora, by zacząć grę...
 Na początku mogło się wydawać, że nie zastaliście nikogo. Jednak później usłyszałaś odgłos kroków oraz brzęknięcie klucza przekręcanego w zamku. Domownik wykonał krótkie pchnięcie i waszym oczom ukazała się drobna sylwetka Luhan'a.
 - Cześć. - przywitał się bez ogródek. Twarz miał pogodną, a jego tęczówki nie świeciły ani drobiną nienawiści.
 - Chciałem zabrać resztę rzeczy... - zaczął Yifan.
 - Jasne, chodźcie. - Chińczyk zrobił wam miejsce w drzwiach. Przecisnęłaś się obok niego zaraz za swoim chłopakiem, jednak na tyle daleko, aby zdążyć pogłaskać Bambi'ego po ramieniu. Ten tylko uśmiechnął się smutno i zakluczył wejście z powrotem.
 - Sam jesteś? - zapytał Kris, wchodząc głębiej do domu.
 - Nie, jest jeszcze Tao. - Luhan wzruszył ramionami. - Właśnie robiliśmy coś do jedzenia w kuchni. Macie ochotę? - skierował się w stronę pamiętnej jadalni. - Yifan, jak chcesz, to możesz iść po klamoty, a ja biorę [T.I.] ze sobą. - wyglądał na takiego wesołego. - Zitao ucieszy się, że tutaj jesteście.
 - Co? - zareagowałaś dopiero, kiedy Chińczyk złapał twoją dłoń, ciągnąć cię do kuchni.
 - Za niedługo będę. - powiedział chłopak i zrobił krok w kierunku schodów. - Nie zamęczcie jej!
 - Jasna sprawa. - Luhan zachichotał.
 Wprowadził cię do jadalni niemalże siłą. Nie opierałaś się, jednak szedł tak szybko, że musiałaś biec, aby dogonić tego skurczybyka, który nagle zachowywał się jak elf. Kiedy tylko zniknęliście za ścianą, zobaczyłaś najmłodszego członka EXO-M. Stał przy wyspie kuchennej nieopodal. Skupiony, co ostatnio pewnie robił tak rzadko. Kroił pomarańcze. Nóż, który trzymał w dłoni, zgrabnie przesuwał się po powierzchni cytrusa, gotowy przeciąć delikatną skórę Tao w każdej chwili.
 Wzdrygnęłaś się na myśl, że Pandzie miałoby się coś stać.
 - Patrz, kogo my tu mamy. - zaśmiał się Luhan serdecznie. Najmłodszy uniósł wzrok i natychmiast się rozpromienił.
 - Dzień dobry, maleństwo. - Zitao przywitał się najserdeczniej jak umiał, czyli tak, jak robił to zawsze.
 - Bez takich. - żartobliwie pogroziłaś mu pięścią, na co udał, że broni się nożem, niczym mieczem. Naraz wszyscy wybuchnęliście śmiechem tak perlistym, że gdyby go sprzedawano, zdobiłby najpiękniejsze biżuterie świata.
 - Siadaj sobie. - zaoponował Luhan, łapiąc za drugie ostrze. Posłusznie usadowiłaś się przy jadalnianym stole. Stamtąd miałaś na nich doskonały widok. - Tao, grzebiesz się jak Chanyeol, gdy ma przestać jeść... - skarcił najmłodszego odebraniem mu z rąk cytrusa.
 - Ty wcale nie jesteś męski. - odparował tamten i puścił do ciebie perskie oko. Zachichotałaś, czując, że Bambi zaraz wybuchnie.
 - [T.I.], śmiejesz się, jakby to była prawda. - prychnął LuLu, po czym zabawnie nadął policzki.
 - Kto wie... - wzruszyłaś ramionami. Luhan zaczerwienił się, ze złością łapiąc pomarańczę do ręki.
 - Jesz dzisiaj dwie dokładki, moja panno! - wydął usta i zaczął ciąć owoc niczym rasowy kucharz.
 Nagle zrozumiałaś, że cała ta scena była tylko iluzją. Nie śmialiście się, nie byliście dla siebie mili, nie gotowaliście razem. Przed oczyma ciągle miałaś te wszystkie wyzwiska rzucane tamtego wieczora, każdą krzywdzącą nieżyczliwość. Wszyscy graliście, bo tak naprawdę nikt nie trzymał się dobrze. Doskonale widziałaś zamyślony wzrok Tao, czy wymowne gesty Luhan'a. Zastanawiałaś się, dlaczego dałaś się zwodzić aż do teraz. No tak, bo sama też zwodziłaś...
 - Słuchasz mnie? - Panda podparł się pod boki z uśmiechem.
 - Przepraszam. - zawahałaś się na chwilę, czy możesz powiedzieć to, co zamierzałaś. - Po prostu przypomniała mi się cała tamta impreza...
 - Ach, to... - westchnął Luhan. Jego twarz natychmiast sposępniała. Tao bezradnie odłożył brudny nóż na deskę do krojenia. Spuściłaś wzrok w dół. Uniosłaś go dopiero, kiedy Bambi znów zaczął mówić. - Wiemy, że Kris sam zadecydował. Zrobił właściwie, teraz wszyscy się z tym pogodziliśmy. - westchnął, lecz po chwili pewnie się uśmiechnął. - Wiesz, to nawet dobrze. Zależy nam na jego zdrowiu. - wymienił z najmłodszym porozumiewawcze spojrzenie. - Tao ma teraz większy pokój. - zaśmialiście się cicho. - Tylko żałuję, że wtedy tak zareagowałem. To był impuls, ale nie zamierzam się teraz tłumaczyć. Rzuciłem wszystkie niepotrzebne słowa, jakie miałem w zanadrzu. Skrzywdziłem swojego starszego brata i muszę ponieść należyte konsekwencje...
 - Jemu też jest ciężko... - zaczęłaś niepewnie. - Wiele razy o was mówi. Jak bardzo tęskni, zastanawia się , czy do was nie przyjechać, nie zadzwonić... - wzruszyłaś ramionami. - A ja tylko stoję i patrzę, bo przecież niewiele mogę zrobić. Najchętniej wykopałabym go z mieszkania, żeby tylko się z wami skontaktował...
 - Wiedzieliśmy, że pewnego dnia przyjedzie. - powiedział Tao. - Wszyscy tęsknimy. Kochamy go, ale cieszymy się, bo jest szczęśliwy. EXO straciło galaktykę, jednakże zaczynamy od nowa.
 - Poza tym ma ciebie. - Luhan dołączył się do Pandy. - Dbaj o niego, dobrze?
 - Zawsze i wszędzie. - powiedziałaś pewnie.
 - Przeprosiny przyjęte. - nagle rozmowa zmieniła się, kiedy do kuchni wkroczył twój chłopak. Pojawił się tak niespodziewanie. Nikt nie zauważył jego obecności, a stał przecież jakieś dwadzieścia stóp dalej. Pod pachą trzymał karton, zapewne z rzeczami. Włosy miał nieco zmierzwione, co świadczyło o tym, że pewnie trochę się naszukał tego pudełka. Właśnie otwierał usta, aby dodać coś jeszcze. - Przepraszam, bo wcześniej nic nie powiedziałem... Nie chciałem, żebyście przestali, żeby nagle przestało wam zależeć. Nie zrobiliście źle, ale ja też nie zrobiłem. Myślałem o odejściu przez jakiś czas. Nie daję rady, jednakże najgorzej byłoby, gdybym odszedł, pozostawiając was nienawidzących mnie.
 - Przeprosiny również przyjęte. - Tao wypuścił powietrze z ust. Na jego twarzy zagościła ulga, jakiej jeszcze nie widziałaś. Otarł brudne od cytrusa dłonie ścierką i podszedł do Kris'a z wyciągniętymi ramionami. Twój chłopak pociesznie wtulił się w najmłodszego. Moment później wolną przestrzeń między nimi wypełnił także Luhan.
 Śmiałaś się, wyobrażając sobie, jak źli byli wcześniej, jak bardzo ty oraz Yifan denerwowaliście się. Nie doceniłaś chłopców z EXO, to musiałaś przyznać. Zachowali się lepiej, niż myślałaś.  Kiedy nadchodził kryzysowy moment, spodziewałaś się, że tchórzliwie uciekną. Nic takiego się nie stało. Sami siebie posklejali, a niedługo potem wystąpili, dając pierwszy koncert. Cała jedenastka potrafiła przebaczać, nawet własnemu bratu, który zostawił ich tak niespodziewanie. Skoro już mowa o Yifan'ie... Zajęliście się sobą, razem smakowaliście "zwykłego" życia. W wolnym czasie Kris sam się realizował. Często widywał pozostałych chłopaków. Nawet jeśli nie na scenie, EXO zawsze pozostaną jednością. Żadna siła miała nigdy nie rozdzielić dwunastu Azjatów, połączonych nie przypadkiem, ale przez przeznaczenie. Exoplaneta była jednością, jedność była Exoplanetą...
 - Chłopcy zgarnęli kolejną nagrodę. - powiedziałaś, zerkając na swojego ukochanego znad czytanej gazety.
 - Wiem, dzwonili do mnie. - uśmiechnął się chłopak. Patrzył na ciebie nadzwyczaj wypoczętymi oczyma i co jakiś czas czule głaskał twoją dłoń.
 - Mógłbyś być tam z nimi na scenie... - zagaiłaś od niechcenia.
 - Strata czasu. - wyszczerzył zęby jeszcze szerzej. - Mam tutaj lepsze widoki. - zarumieniłaś się, kiedy przetrawiłaś jego słowa.
 - Kłamiesz, aczkolwiek dziękuję. - pokazałaś mu język. Chłopak udał zaskoczoną minę, po czym jednym ruchem wyrwał ci gazetę z rąk.
 - Teraz zajmujesz się w stu procentach mną. - oznajmił całkiem poważnie, lecz momentalnie się rozpromienił. - Nawet nie wiesz, jak bardzo czekałem, aby spędzać z tobą całe dnie.
 - Teraz już wiem. - uśmiechnęłaś się i pochyliłaś nad stołem, gdzie oboje siedzieliście. Yifan złapał twoje policzki w dłonie, pozwalając ci zasmakować swoich pełnych warg.
 A może rzeczywiście EXO to strata czasu? Jeśli Kris nie był szczęśliwy, jedyne co mogłaś zrobić, to pozwolić mu odejść. Nie trzymać go gdzieś, gdzie czuł się źle. Na razie miałaś jasny plan. Zamierzałaś wspierać go i być przy nim, jak prawdziwa fanka, najlepsza przyjaciółka, i najukochańsza dziewczyna pod słońcem.

 Po pierwsze, chciałabym Was przeprosić za tak długie czekanie. :C Musiałam to wszystko ogarnąć, uporać się z samą sobą, ocenami i z tym, aby tekst brzmiał jakoś w miarę logicznie. To się więcej nie powtórzy, bo jak pewnie wiecie, kończy się rok szkolny itp. ;D ;) Następnego scenariusza w oczekujcie w piątek (jak zawsze zresztą) ;) Zachęcam do komentowania, obserwowania i tak dalej... ;) Miłego czytania, kochane <3 ;)





czwartek, 15 maja 2014

#19 Suho (+18)


 -Gratuluję, najgorsza ocena w klasie.-nauczyciel pochylił się nad tobą, wręczając haniebny sprawdzian.
 -Dziękuję.-powiedziałaś i wzięłaś swoją kartkę w dłonie.
 -Dziękujesz?-zapytał rozbawiony.
 -Tak.-odpowiedziałaś pewnie. Poprawiwszy się na krześle, spojrzałaś młodemu wykładowcy w oczy.
 -Zostaniesz jutro po lekcjach, dobrze?-powiedział, podchodząc do biurka.-Obgadamy twoje oceny. Może być?
 -Tak.-kiwnęłaś głową. Nerwowo naderwałaś brzeg niedawno otrzymanej kartki. Ciągle świdrowałaś belfra wzrokiem. Mogło ci się wydawać, jednak w chwili, kiedy do ciebie mówił, przez jego twarz przemknęło coś erotycznego, na tyle zwierzęcego, że poczułaś gęsią skórkę oplatającą twoje przedramiona.
 Kłopoty z panem Joonmyun'em zaczęły się, gdy dostał posadę nauczyciela w waszej szkole. Zajmował się muzyką, więc dyrektor nie miał oporów, aby facet nauczał tego przedmiotu. Był stosunkowo młody, niewiele starszy od ciebie. Świetnie łapał kontakt z uczniami. Dwudziestokilkuletnia dusza wydawała się idealna na stanowisku wykładowcy, jednak ty tak nie uważałaś, bowiem od samego początku mężczyzna upodobał cię sobie jako gryzak. Czegokolwiek byś nie robiła, zawsze dostawałaś upomnienia. Dobrze się uczyłaś, jednak nigdy nie wystawiał ci oceny wyższej niż dostateczny. Bywały chwile, kiedy byłaś wystawiana na pośmiewisko przed całą klasą. Chociaż wszyscy za tobą przepadali, nikt nie odważył się tego przerwać, bo Kim Joon Myun miał respekt. Szkoda, że tylko u męskiej części klasy. Chłopcy w miarę zachowywali przytomność, czego nie mogłaś powiedzieć o dziewczynach, które na widok Suho niemalże dostawały spazmów. Jednym słowem, gnębił cię nauczyciel. Nienawidziłaś tej pieprzonej, koreańskiej żmii i chętnie wydłubałabyś mu oczy, gdybyś tylko... Właśnie. Gdybyś tylko nie miała do niego tej samej słabości, co inne dziewczyny.
 Bez dwóch zdań ciebie i Joonmyun'a coś łączyło. W miarę, jak skutecznie on opierał się atakom ze strony innych dziewczyn, tak ty coraz bardziej ukrywałaś jego działanie na twoją osobę. Często prosił cię, abyś została po lekcjach, jednak zazwyczaj wtedy nie odzywał się ani słowem. Dostawałaś zadania do rozwiązania i nic więcej. Mimo wszystko rola młodocianego nauczyciela singla pożądanego przez dziesiątki własnych uczennic pasowała do niego idealnie.
 Reszta dnia minęła tobie niewiarygodnie szybko. Ciągle byłaś wściekła, ponieważ setki razy sprawdzałaś swoje odpowiedzi w podręczniku. Niemalże wszystkie napisałaś poprawnie. Zastanawiałaś się, jak bardzo nawrzeszczysz jutro na Suho. Czy zechce, czy nie, będzie musiał wstawić ci lepszą ocenę. Inaczej, będziesz gotowa wydrapać temu Adonisowi oczęta. Wcześniej nie wierzyłaś, że można kogoś jednocześnie lubić i nienawidzić. A jednak.
 Następne dwadzieścia cztery godziny niemiłosiernie się dłużyły. Obowiązkowo odbębniłaś wszystkie zajęcia tego dnia. Niecierpliwie czekałaś na koniec lekcji. Z każdą minutą miałaś wrażenie, że dzwonek robi ci na złość. Lecz kiedy tylko zadzwonił, natychmiast opuściłaś klasę. Myślałaś tylko o spotkaniu z panem Joonmyun'em, które miało nastąpić za niedługą chwilkę. Od razu udałaś się pod salę, gdzie zazwyczaj siedzieliście. Nie minęło nawet pięć minut, kiedy w końcu się pojawił. Idealny, jak zawsze. Westchnęłaś cicho, przyglądając się jego sylwetce. Na twój widok uśmiechnął się delikatnie.
 -Do klasy, teraz.-powiedział, gdy znalazł się przy tobie. Posłusznie wypełniłaś jego polecenie. Wchodząc, nauczyciel zamknął drzwi na klucz. Zawsze tak robił, więc nie miałaś powodów do niepokoju. Usiadłaś w jednej z pierwszych ławek, a on klapnął na blacie biurka. Spuściłaś głowę. Za nic nie chciałaś dać się złapać, jeśli chodziło o podziwianie jego oblicza. Doskonale wiedziałaś, że przygląda ci się. Milczał, jednak idealnie słyszałaś oddech chłopaka.
 -Spójrz na mnie.-odezwał się w końcu. Posłusznie podniosłaś głowę.
 -Dobrze napisałam test.-powiedziałaś bez wahania.
 -Nie podobają mi się twoje oceny.-odparł niemalże jednocześnie.-Wiem, że dobrze...
 -To dlaczego mnie Pan oblał?-niemalże beznamiętnie odgarnęłaś włosy z czoła.
 -Zbliża się koniec roku.-oznajmił, jakbyś nie miała o tym pojęcia.-Pora, żebym coś ci powiedział.
 -Tak?-wstrzymałaś oddech, kiedy pochylił się nad tobą, opierając dłoń na blacie ławki. Jego twarz była niebezpiecznie blisko. Widziałaś każdy pojedynczy por na nieskazitelnej skórze Suho. On również mierzył cię wzrokiem. Spokojnie oddychał, jakby wahał się, czy rzeczywiście ma coś do powiedzenia.
 -Jarasz mnie...-powiedział ci prosto w twarz.-Tak bardzo, że czasami nie daję rady, gdy jesteś na lekcji...
 -To niemożliwe.-pokręciłaś głową. Podniosłaś się, chciałaś wstać i wyjść, jednak Joonmyun posadził cię jednym ruchem.-Pana uwielbia ponad połowa uczennic...
 -Ale ja podniecam się tylko przy tobie.-uśmiechnął się czarująco.-Dziwne, prawda?
 -Oblał mnie Pan, bo się Panu podobam?-prychnęłaś cicho.
 -Tak.-zaśmiał się. Na dźwięk jego słów poczułaś, że zaczyna robić ci się gorąco. Po twoim karku spłynęło kilka kropelek potu, a dłonie zrobiły się bardziej lepkie od potu, niż kiedykolwiek. Patrzyłaś Suho w oczy, czekając na jakąkolwiek reakcję. Nie mówił nic, jednak nie była to niezręczna cisza. Cicho mierzył cię wzrokiem i przełknął ślinę.-Powiesz coś?
 -Wiesz ile miałam przez Pana kłótni z rodzicami?!-zapytałaś agresywnie, jednak chłopak był tak samo spokojny, jak zawsze.
 -Przestań z tymi zwrotami grzecznościowymi. Jestem tylko niewiele starszy.-uśmiechnął się pobłażliwie.-Mogę pogadać z twoimi rodzicami.
 -Jestem twoją uczennicą!-zaprotestowałaś.
 -Ale ja chciałbym tylko...-zapytał z miną niewiniątka. Niby przypadkiem położył swoją rękę na twojej.
 -Co ty robisz?-natychmiast odsunęłaś rękę. Twoje pożądanie niemalże osiągnęło apogeum. Najchętniej zerżnęłabyś go w tej chwili. To jedyne, na co zasługiwał. Jedyne, co mogłaś mu dać.-Jak ty to sobie wyobrażasz?
 -Gdybym zobaczył cię pewnego dnia na ulicy, już bylibyśmy parą...-uśmiechnął się, przewracając oczami.
 -Prosisz mnie o chodzenie?-wykrztusiłaś zszokowana.
 -Tak, ale najpierw...-wymownie zerknął na rozporek swoich spodni.
 -Kpisz sobie?-wydawał ci się cudownie bezczelny, jednak się uśmiechałaś.
 -Tak na zgodę, skarbie.-mocno zaakcentował ostatni wyraz.-
 -My chyba...-zawahałaś się.
 -Chcesz..?-oderwał jedną dłoń od blatu i wypełnił ją twoim policzkiem. Napalona, pokiwałaś głową. Suho natychmiast pochylił się jeszcze bardziej, po czym namiętnie przyssał ci się do warg.
 Czy kiedykolwiek marzyłaś o was w tak intymnej sytuacji? Nieważne. Teraz było miliony razy lepiej niż to sobie wyobrażałaś. Joonmyun był prawdziwy, jego ciało istniało. Chłopaka nie zrobiono z tektury, kartonu, ani nawet twoich myśli. Naprawdę cię dotykał, i to tak, że chwilami traciłaś oddech.
 Opuściłaś ławkę, ciągle całując chłopaka. Kiedy tylko znalazłaś się bliżej, wzięłaś go w ramiona. Bardziej nauczyciela przytulałaś, niźli pieściłaś, jednak po jego cichych posapywaniach mogłaś wywnioskować, że nie przeszkadza mu taki stan rzeczy.
 Wargi Suho były takie miękkie i ciepłe. Idealne do muskania. Oboje zaczęliście od pocałunków, jednak dla ciebie moglibyście nawet na tym skończyć. Wtedy chociaż chwilowo zapomniałaś, że jest twoim nauczycielem oraz, jeśli ktoś się dowie, będzie po was. Cieszyłaś się chwilą, jego oplatającymi cię ramionami, komplementami szeptanymi w przerwach między buziakami. Jednak najbardziej czerpałaś radość z obecności chłopaka. Miałaś go tylko dla siebie.
 -Chciałbym zrobić ci tak dobrze, jak jeszcze nikt...-wyszeptał, rozłączając wasze wargi.
 -Suho, ja nigdy...-nieco zawstydzona, pokręciłaś głową.
 -To zaszczyt.-uśmiechnął się i na chwilę przycisnął usta do twojego czoła.-Będę ostrożny, obiecuję.
 Znowu wpiłaś się w jego wargi. Tym razem Joonmyun przytrzymał ci policzki dłońmi, abyś nigdzie mu nie uciekła. Pocałunki chłopaka były zachłanne, tak dziwnie, a zarazem cudownie spragnione. Przyciągnęłaś go mocniej do siebie, jedną ręką obejmując szyję Koreańczyka, jednocześnie drugą wplatając w te piękne, ciemne włosy. Wszystko robił bardzo dojrzale. Nie spieszył się. Z każdą minutą zauważałaś, jak okropnie był ciebie spragniony. Uśmiechnęłaś się przez pocałunek, kiedy przyłapałaś się na przepraszaniu go w myślach za czekanie. Chwilę później lewa ręka nauczyciela opuściła twoje plecy i zjechała niżej, aby zatrzymać się przy pośladku. Delikatnie szczypnął materiał jeansów opinający skórę tamtego miejsca, czym doprowadził cię do uroczego śmiechu. Prawą dłonią musnął ci policzek, aż w końcu zatrzymał ją, rozpoczynając rozpinanie klamry od paska swoich obcisłych spodni. Nie musiał długo czekać, kiedy zajęłaś tamtą okolicę swoją ręką. Jeśli ktoś miałby rozbierać Suho, to tylko ty. Gdy żartobliwie zdjęłaś jego place z krawędzi jeansów, zaśmiał się na głos.
 Nagle oderwał się od ciebie, znów przysiadając przy skrawku biurka. Czułaś się niemal chłostana zakłopotanym spojrzeniem nauczyciela. Mimowolnie dotknęłaś warg, które jeszcze niedawno całował.
 -Co się stało?-zapytałaś, twoim zdaniem, zbyt emocjonalnym głosem.
 -Nie wziąłem prezerwatywy...-głośno wypuścił powietrze z ust i zmierzył cię zaniepokojonym, zmartwionym wzrokiem.-Dlaczego wyglądasz, jakbyś miała zamiar się rozpłakać?
 -Bo...-powiedziałaś, wzruszając ramionami. Smutek mimowolnie cisnął ci się na twarz.
 -[T.I.], nie...-wyszeptał, po czym wyciągnął rękę w twoim kierunku.
 -Ja mam.-uśmiechnęłaś się. Suho otworzył oczy ze zdziwienia.
 -Bardzo zabawne.-przewrócił tęczówkami, chociaż śmiał się.
 -Nie, naprawdę.-pogłaskałaś go po policzku i podeszłaś do plecaka, który zostawiłaś przy jednej z nóg szkolnej ławki. Szybko go otworzyłaś, gorączkowo przetrzepując pierwszą kieszeń. Finalnie znalazłaś to, czego tak poszukiwałaś. Tryumfalnie odrzuciłaś torbę na bok. Niemalże podbiegłaś do okupującego blat biurka Joonmyun'a, po czym znów, niemalże bez patrzenia, odszukałaś jego wargi i wpiłaś się w nie, jednocześnie wcisnęłaś chłopakowi prezerwatywę między palce u lewej ręki.
 -Skąd to masz?-zapytał, przerwawszy kolejny pocałunek. Był taki dociekliwy, ale nawet twój potępiający wzrok nie zdołał zgasić iskierki ciekawości błądzącej pośród oczu Suho.
 -Dostałam.-przyznałaś się niechętnie.
 -Skąd?-uniósł brew, koniuszkiem języka oblizując wargi, przez co jeszcze bardziej miałaś ochotę go pieprzyć.
 -No bo...-wzruszyłaś ramionami. On tylko zachęcająco pokiwał głową na znak, żebyś kontynuowała.-Od mamy...
 -Mama ci dała prezerwatywę?-zapytał i zmierzyć cię napalonym wzrokiem.-Ładnie.
 -Suho, to nic...-pokręciłaś głową, zauważywszy, że nauczyciel uśmiecha się głupkowato.
 -Ani słowa.-parsknął śmiechem. W tym samym momencie położył dwa palce na twoich ustach, jednocześnie zmuszając do milczenia.-Jesteś niesamowita. Z każdą cholerną minutą podobasz mi się coraz bardziej.-westchnął, jakby sam sobie nie wierzył.-Chcę cię pieprzyć. Jeśli zaraz przy mnie nie dojdziesz, to oszaleję...
 Kiedy wyważonym tonem wypowiadał każde kolejne słowo, poczułaś gęsią skórkę, która dosłownie znikąd pojawiła ci się niemalże na całym ciele. Jeszcze przez chwilę przyglądał się twojej twarzy, aż finalnie nie wytrzymał. Szybko wyciągnął do ciebie ręce i, zagłębiając się w kuszących wargach swojej ulubionej uczennicy, wciągnął cię sobie na kolana. Teraz oboje byliście goszczeni przez blat biurka. Suho leżał plecami dotykając zimnego drewna, a ty siedziałaś na nim okrakiem. Gruntu dotykałaś jedynie kolanami oraz dłońmi, tymi drugimi tuż obok głowy chłopaka.
 -Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?-zapytał wyzywająco, zanim zdążyłaś cokolwiek zrobić.
 -Będziesz błagał o więcej.-zaśmiałaś się. Nauczyciel puścił ci perskie oko. Zaskoczona, pisnęłaś, kiedy nagle Joonmyun wykonał jeden ruch i błyskawicznie znalazł się na tobie. Uśmiechnął się tryumfalnie, po czym, już opuszczając wargi, zaczął muskać twoją szyję. Gdzieniegdzie zasysał skórę, miejscami zostawiał wilgotne, a czasami nawet czerwone ślady. Zjeżdżał coraz niżej, językiem pokonawszy drogę od brody aż do obojczyka. Nieważne ilekroć razy już to robił, był naprawdę świetny. Bawiłaś się włosami Suho, kiedy momentalnie zmieniłaś zdanie. Dłońmi przeniosłaś się na kołnierzyk jego koszuli. Opuszkami palców połaskotałaś skórę zdobiącą widoczne jabłko Adama i odpięłaś pierwszy guzik, kilka chwil później następny oraz jeszcze kolejny. Niedługo potem zdjęłaś ubranie zupełnie, odsłaniając niemalże perfekcyjny tors nauczyciela. Jeździłaś po każdym pojedynczym mięśniu, zachwycona ludzkim ideałem, na jaki trafiłaś.
 -Jesteś taki piękny...-westchnęłaś. Nagle Suho skostniał. Kątem oka zauważyłaś, że uśmiechnął się pod nosem. Wyprostował się, aby spojrzeć ci w źrenice. Momentalnie zmienił się z napalonego, seksownego faceta w chorobliwie zakochanego chłopaka. Uśmiechnął się czule.
 -Nieprawda.-pokręcił głową, splatając swoje palce z twoimi.-Przecież to dla ciebie straciłem głowę już pierwszego dnia...
 -Oblałeś mnie.-przypomniałaś ze śmiechem.
 -To było "kocham cię" wypowiedziane w nieco inny sposób.-zaśmiał się, jednocześnie rozpoczął mozolne obnażanie twojego brzucha.
 -Ja ciebie też.-powiedziałaś. Suho podniósł wasze złączone dłonie do ust i delikatnie musnął je wargami.
 -Chciałbym im powiedzieć.-odezwawszy się, podciągał twój sweter razem z bluzką coraz wyżej.
 -Komu?-uniosłaś brew.
 -Wszystkim.-uśmiechnął się promiennie.-Kiedyś powiemy, dobrze?
 -Obiecuję.-podniosłaś kąciki ust ku górze. Sama z siebie zsunęłaś koszulkę oraz sweter. Ubrania wylądowały na podłodze, jednocześnie wystawiając twoją bieliznę na widok nauczyciela. Warknął cicho i powrócił do wcześniejszego muskania ci szyi wargami. Zajął się nią jednak tylko przez chwilę, aby później móc pieścić pocałunkami dekolt. Uśmiechałaś się, kiedy przyciskał usta do skóry pomiędzy twoimi piersiami. Przy okazji zahaczył zębami i krawędź biustonosza, który ubrałaś tamtego dnia. Bez wahania pozwoliłaś go z siebie ściągnąć. Wybuchnęłaś śmiechem w momencie, w którym Joonmyun zaczął zabawiać się twoimi sutkami.
 Nim się obejrzałaś, oboje byliście nadzy. Nadal leżałaś na biurku, gdzie pewnie jutro będą prowadzone lekcje, a Suho stał jakieś trzydzieści centymetrów przed tobą. Nie próbowałaś zasłaniać swojego obnażonego ciała. Przecież nie miałaś się czego wstydzić, natura obdarzyła cię figurą niemal idealną. Śmiałaś się zachęcająco do nauczyciela. Jego członek, którego przez chwilę pieściłaś, już stał na baczność, ale wiedziałaś, że oboje dopiero się rozgrzewacie. Przyglądałaś się chłopakowi spomiędzy swoich lekko rozstawionych nóg. Mierzył twoją sylwetkę niemało zachwyconym wzrokiem.
 -Nie mogę uwierzyć...-westchnął radośnie.-Mam ciebie całą dla siebie.-powiedział, po czym, niby od niechcenia, oblizał dwa palce, wskazujący i środkowy. Cicho jęknęłaś z podniecenia pod wpływem widoku jego języka zgrabnie przesuwającego się po strukturze własnej skóry. Jeszcze bardziej zbliżył się do ciebie, trzymając zwilżoną dłoń przy buzi. Uśmiechnął się, pełen satysfakcji.-Może trochę zaboleć...Wiesz, o co chodzi?
 -Nie obchodzi mnie to.-wystawiłaś mu język. Nauczyciel pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym pochylił się i złożył dwa pocałunki na twoim brzuchu. Wargami dotknął biodra, prawego oraz lewego. Pod nosem Suho zobaczyłaś uroczy uśmiech, kiedy cicho westchnęłaś pod wpływem rozkoszy.
 Nagle Koreańczyk wbił w ciebie wcześniej zwilżone palce. Pisnęłaś, czując wszechobecny ból, który rozlewał się wzdłuż twojego ciała. Mimowolnie przymknęłaś oczy, a gdy je znów otworzyłaś, napotkały przepraszający wzrok ukochanego.
 -Przepraszam, ja nie chciałem...-bąknął, chcąc zabrać rękę. Podniosłaś się do pozycji siedzącej i pogłaskałaś go po policzku.
 -Nie przestawaj.-uśmiechnęłaś się pogodnie.-To zaraz minie.
 -Obiecuję.-powiedział, kiwając głową.
 -Albo nie...-przygryzłaś wargę, na co chłopak pytająco uniósł brwi.-Ja. Chcę. Ciebie.-każde słowo wypowiadałaś z niemalże przesadną starannością.
 -Na pewno?-wahał się, chociaż w jego oczach widziałaś radość.
 -Tak.-uśmiechnęłaś się.
 -To chodź.-nauczyciel wziął cię na ręce, jednocześnie ściągając z biurka.
 W zasadzie, to nie musiał ci powtarzać dwa razy. Oparłaś się dłońmi o blat stołu i odwróciłaś się do niego plecami. Kątem oka przyglądałaś się, jak Joonmyun sprawnie zakłada prezerwatywę. Kiedy skończył, złapał za twoje biodra, po czym przyciągnął bliżej.
 -Przepraszam, jeśli nie będę dość dobry...-poczułaś wargi chłopaka przy uchu. Jego członek leniwie ocierał się o twoją kobiecość. Zadziornie wypięłaś pupę, co chwilę później spotkało się ze śmiechem cudownego nauczyciela.
 Nabrałaś powietrza w płuca, czując, jak Suho wchodzi w ciebie całą swoją długością. Przygotowałaś się na ból, jednak tym razem się nie pojawił. Doznałaś za to niewiarygodnej przyjemności. Zachęcona pierwszą dawką, oczekiwałaś większej rozkoszy. Nie musiałaś długo czekać aż ukochany zacznie się w tobie poruszać. Jedną ręką złapałaś go za szyję. Poniekąd chciałaś sobie pomóc, ale też zamierzałaś czerpać satysfakcję z jego coraz głośniejszych sapnięć i ciężkiego oddechu. Z każdą minutą twoje jęki stawały się głośniejsze. Nie byłaś uciszana przez nikogo, chociaż każdy mógł was tutaj usłyszeć. Oboje spijaliście czerpaną przyjemność aż do ostatniej kropelki.
 W pewnym momencie poczułaś, że nie wytrzymasz. Rozkosz była tak duża, a ty miałaś pojęcie o swojej słabości, jeśli chodziło o tego faceta. Zaraz miałaś dojść, przy czym sam fakt, z kim szczytowałaś, napawał cię jeszcze większą dumą.
 Gorąco w pomieszczeniu stawało się nie do zniesienia. Suho pchnął kilka ostatnich razy i oboje zakończyliście swoją miłosną rozgrywkę. Jeszcze nigdy nie było ci tak dobrze. Pragnęłaś więcej, znacznie więcej. Tylko on mógł to zapewnić, bo nawet na nikogo innego nie miałaś tak dużej ochoty. Ekstaza rozpierzchła się po twoim ciele ostatni raz tego dnia. Z żalem poczułaś, jak chłopak wychodzi z ciebie. Po wszystkim wargami musnął twoje ramię.
 -Chcę jeszcze...-powiedziałaś rozkapryszona. Poprawiłaś włosy, przyglądając się nauczycielowi ubierającemu koszulę.
 -Jutro, słoneczko.-uśmiechnął się, zapinając ostatnie guziki. Podszedł do ciebie z narzuconą na ramię torbą.
 -Ale ja...-wzruszyłaś ramionami.
 -Byłaś niesamowita.-pokręcił głową. Odgarnął ci niesforne kosmyki z czoła, po czym delikatnie przycisnął do niego usta. Szczęśliwa, przymknęłaś oczy.-Mam zebranie za chwilkę.
 -Wiem, przepraszam.-przewróciłaś źrenicami.
 -Zadzwonię jeszcze dzisiaj.-powiedział i schylił się, aby podnieść twoją torbę z ziemi.
 -Nie masz numeru.-zaśmiałaś się.
 -W szkolnych aktach zapisują wszystko.-wygiął wargi w tryumfalnym uśmiechu.
 -Powodzenia na zebraniu.-wzięłaś od niego swój plecak, dźwigając go na ramiona.
 -Kocham cię.-jeszcze raz pocałował cię w czoło,a później w czubek nosa. Zrobił kilka kroków w stronę drzwi. Przekręcił klucz w zamku, czym otworzył drzwi.
 -Suho...-zatrzymałaś go. Odwrócił się z uśmiechem.
 -Tak?-nieśmiało podrapał się po szyi.
 -Czy my jesteśmy razem?-zapytałaś szczęśliwa. Poniekąd znałaś już odpowiedź.
 -Tak.-pokiwał głową i na powrót zamknął drzwi. Podszedłszy do ciebie, tym razem pocałował cię prosto w usta. Uśmiechnęłaś się, kiedy poczułaś jego pełne, miękkie wargi.-Dostajesz za dzisiaj piątkę, moja droga.
 -Dziękuję, panie profesorze.-teatralnie dygnęłaś. Zaśmiał się głośno.
 -Bądź przy telefonie wieczorem.-cmoknął twój policzek i opuścił klasę.
 Przez całą drogę do domu śmiałaś się wniebogłosy. Ale czyż nie tak działa miłość?

 Więc dzisiaj wyjątkowo w czwartek, ponieważ jadę nad jezioro i nie miałabym internetu, aby dodać coś w piątek <3 ;3 Mam nadzieję, że tak, jak ja ulegniecie urokowi naszego kochanego Suho i, nie zważając na moje nieudolne pisanie +18, będziecie zadowolone z tego scenariusza <3 ;3 Trzymajcie się cieplutko, kochani ;* ;3



piątek, 9 maja 2014

#18 Baekhyun


Ten scenariusz chciałabym zadedykować kochanej Jagódce (Wam znanej jako mafuyu).
Mam nadzieję,że Ci się spodoba. ;)

 Wpatrywałaś się w niego przez przejrzystą taflę dzielącej was szyby. Pusty wzrok chłopaka pozostawał niezmienny od prawie roku. Kiedy tylko spoglądałaś na te piękne oczy, dostrzegałaś mnóstwo negatywnych emocji, które już zawsze miały zostawiać jakieś piętno pośród zwojów charakteru Baekhyun'a.
 Zamknęli go jakiś czas temu. Roczny wyrok prawie dobiegał końca, jednak zdecydowałaś się złożyć wizytę Koreańczykowi dopiero teraz. Nie miałaś doń żalu. Nawet udało ci się zapomnieć o całej sprawie. Mimo wszystko wahałaś się, czy rzeczywiście chcesz zobaczyć chłopaka. Gdyby spór potoczył się inaczej, jeśli chodziłoby o kogoś innego, spotkałabyś się z Byun'em bez wahania. Ale tutaj ten ukochany przez ciebie mężczyzna dostał zarzut naruszenia nietykalności cielesnej twojego własnego ojca. Po wszystkim Baekhyun przeprosił. Zostało mu wybaczone. Tata przyznał się, że nawet zaczął go lubić, dla dobra waszego związku z Koreańczykiem zaczął uczęszczać na terapię nadopiekuńczości rodzicielskiej, lecz wyroku nie dało się cofnąć. Chłopak wylądował za kratkami, przy okazji zabierając ze sobą twoje serce.
 -Skarbie, słuchasz mnie?-uśmiechnął się szeroko.
 -Przepraszam, zamyśliłam się.-wzruszyłaś ramionami. Wzrokiem mierzyłaś jego nieco wychudzone ciało.
 -Wiem, co mówi to twoje spojrzenie...-powiedział nieśmiało.-Brzydzisz się mną.
 -Nie,Baekie...-pokręciłaś głową.-Zapomnijmy, dobrze? Tylko chcę, żebyś wrócił do domu.
 -Mówiłem, że dobrze mnie tutaj traktują.-poprawił rękaw pomarańczowego stroju leniwie zsuwającego się z jego lewego ramienia. Nie dowierzając, pokręciłaś głową.-Naprawdę.
 -To nie chcesz wracać?-uśmiechnąwszy się, uniosłaś brwi.
 -Tego nie powiedziałem.-przygryzł wargę i zmierzył cię wzrokiem.-Wyglądasz dzisiaj...
 -Baekhyun, przestań.-zaśmiałaś się. Przebiegłaś wzrokiem po strażnikach stojących przy drzwiach.-Tutaj są ludzie.
 -Tęskniłem za tobą.-przewrócił oczami, jednak ciągle przypominał jednego z tych nabuzowanych seksualnie gnojków z liceum.-Nawet nie wiesz, jak bardzo.
 -Przecież dzwoniłam.-uśmiechnęłaś się półgębkiem.
 -Pff...-teatralnie prychnął.-Też mi kontakt.
 -Nie chcesz, żebym telefonowała, to łaski bez.-pomyślałaś, że gdybyś siedziała obok niego, na pewno pokazałabyś mu język.
 -Chcę.-uśmiechnął się przepraszająco.-Kocham cię.
 -Ja ciebie też.-przesłałaś chłopakowi pocałunek w powietrzu. Zaśmiał się. Widziałaś jego szczęście. Byłaś pewna, że to dlatego, bo między wami nic się nie zmieniło. Absolutnie nic.-Za niedługo wychodzisz.
 -Tak.-przytaknął.-Ale najlepsze jest to...-palcami poprawił kępki włosów leniwie zsuwające mu się na czoło.-W ogóle nie czuję tego upływu czasu. A tamte kilka dni pamiętam, jak dzisiaj...
 Nagle posmutniałaś. Przed oczyma stanęło ci kilka szczególnych dób, które zaważyły o wszystkim. Nie powiedział dokładnie, jednak doskonale wiedziałaś, o jakich myślał. Ostatni tydzień przed jego aresztowaniem również mogłaś opowiedzieć idealnie ze szczegółami. Wtedy całe zło związane z twoim otoczeniem skumulowało się niczym deszcz i opadło na ziemię, lecz tylko po to, aby ostanie kropelki szczęścia mogły odrodzić świat od nowa.
 Sierpień zbliżał się ku końcowi. Chociaż skrywał cię cień podwórkowej altany, czułaś słońce bezlitośnie spiekające ci twarz. Pogoda nadzwyczajnie dopisywała, jakby to lato było porą roku miłości, zamiast wiosny. Zewsząd dobiegały do ciebie szelesty złotawych traw, gdzieniegdzie nad głową przelatywały beztroskie ptaki. Niebo zwiastowało soczystą burzę. Już czułaś tę wilgoć okalającą powietrze. Wokoło nie było niczego poza drzewami, toteż mogłaś spokojnie przyglądać się grupce dzieciaków roześmianych i dokazujących niczym małe szczenięta. Nie zachowywały się głośno, jakby wiedziały, że nasłuchujesz, oczekujesz tej konkretnej osoby.
 Dostrzegłaś go już z daleka. Trudno było nie zauważyć chłopaka. Szedł w twoim kierunku. Jego włosy silnie rozwiewał wiatr, który szarpał również materiał kraciastej koszuli. Nie wydawał się być tym zbytnio zmartwiony. Wyglądał na człowieka kochającego wszystkie żywioły świata. Co jakiś czas uśmiechał się, widząc, że mu się przyglądasz. Mimo głębokiego rumieńca zdobiącego policzki chłopaka, ciągle nie odwracał od ciebie wzroku. Wyglądał niezwykle w swoich wytartych trampkach i obcisłych spodniach, jednak właśnie takiego go uwielbiałaś. Nieważne jak wyglądał, jego oczy mówiły wszystko. Nazywał się Byun Baek Hyun oraz był bardzo seksowny, kiedy mieszał się z wiatrem.
 Gdy znalazł się kilkanaście metrów przed altaną, w której czekałaś, zaczął biec. Błyskawicznie pokonał dzielący was dystans i, kiedy tylko doskoczył do ciebie, zostałaś mile zaskoczona bezwstydnym, głębokim pocałunkiem. Oboje zatracaliście się pośród upływających minut, nawzajem muskając swoje wargi, dopóki nie poczułaś, że chłopak poluźnia uścisk w rękach oplatających twoją talię i wyciąga coś niewielkiego z kieszeni jeansów. Wepchnął ci podarunek do lewej dłoni. Uśmiechnął się, po czym cię puścił. Przyglądałaś się, jak wchodzi dalej, bliżej drugiego końca drewnianej altany. Odwrócił się w połowie drogi, szczerząc się zachęcająco. Palcami próbowałaś wymacać kształt prezentu. Rozpoznałaś kluczyki do samochodu jego mamy. Zaśmiałaś się cicho.
 -Czy to...?-uniosłaś brew i zrobiłaś parę kroków do przodu.
 -Tak.-przewrócił oczami.-Możemy jechać gdzie chcemy!
 -Baekie, to niemożliwe.-pokręciłaś głową, nagle smutniejąc.
 -Dlaczego?-zmarszczył czoło, a jego usta utworzyły jedną długą kreskę.
 -Wiesz przecież...-zrezygnowana, rzuciłaś mu kluczyki. Koreańczyk zdążył złapać je jeszcze w locie.
 -Tatuś?-zacisnął szczękę, co świadczyło o tym, że jest zdenerwowany.
 -Zaraz powinien wrócić do domu.-znów odwróciłaś się plecami, podążając w stronę wyjścia.
 -Tak po prostu pójdziesz sobie teraz?-usłyszałaś za sobą.
 -Wiesz, ile trudu musiałam włożyć w to, żeby się wyrwać?-skrzyżowałaś ręce na piersiach.
 -Wiem.-poczułaś jego wargi tuż przy uchu. Zadrżałaś, mając w nozdrzach zapach oddechu chłopaka, miętowych cukierków. Zastanawiałaś się, jak dużo ich wyssał, idąc na spotkanie z tobą.-I szanuję to. Nie musielibyśmy się nim martwić, gdybyś porozmawiała z nim, jak duża, samodzielna dziewczynka z wyrozumiałym ojcem.
 -Nie jest wyrozumiały.-zadrżałaś pod wpływem pocałunków chłopaka spoczywających na ramieniu przykrytym jedynie materiałem cienkiej sukienki.-Raczej nadopiekuńczy.
 -Nie drążmy tego.-nosem połaskotał twoją szyję.-Pozwól mi się sobą nacieszyć.
 -Ale przecież...-zaczęłaś, próbując nie ulegać jego pieszczotom.
 -Lubię twojego tatę, a fakt, że on mnie nie, to już inna sprawa.-powiedział. Poczułaś wargi chłopaka na swojej szyi.
 Nagle roześmiał się głośno i puścił cię. Uśmiechnięty, wybiegł z altany. Patrzyłaś się, jak kropelki rozpoczynającego się deszczu spływają po jego włosach. Radośnie podskakiwał, zapraszająco skinąwszy głową w twoim kierunku. Stanęłaś stopami na trawie. Uśmiechałaś się, idąc w jego stronę. Był taki przystojny...
 Problemy z twoim tatą zaczęły się wraz z rozpoczęciem waszego związku. Na początku nie wspominałaś o Baekhyun'ie ani słowem. Doskonale wiedziałaś, a przecież opierałaś się na wcześniejszych przypadkach, jak zareagowałby ojciec, gdyby dowiedział się, że kogoś masz. Poprzednim razem zostałaś uziemiona w domu, biedny chłopak nie wytrzymał presji wywieranej przez opiekuna despotę i zakończył wszystko bolesnym dla ciebie rozstaniem. Poniekąd dlatego teraz długo milczałaś. Minęły trzy miesiące, zanim cokolwiek się wydało, lecz kłopoty okazały się jeszcze większe.
 Wygadałaś się przypadkiem. Podczas rodzinnej kolacji. Dostałaś wiadomość tekstową od chłopaka, a brzęczący telefon doskonale dał o sobie znać. Rodzice nie potrafili ignorować tego faktu, więc bez wahania zaczęli pytać. Nie miałaś ochoty na dłuższe ukrywanie swojego związku. Wyśpiewałaś wszystko do cna, ale niedługo dane było ci cieszyć się ciszą. Mama przyjęła to jak zwykle, była szczęśliwa, jednak wtedy to tata zmieniał kolory z zielonego na kredowo biały i odwrotnie. Dostałaś setki zakazów, wrzaskom nie było końca. Wszystkie te rzeczy nie wystarczyły, żeby cię powstrzymać. Wymykałaś się z domu, wracałaś, zanim ojciec wrócił. Zawsze domyślał się, gdzie byłaś, z kim byłaś. Znowu wrzaski. Ale miłość wymagała od Baekie'go tyle samo cierpliwości, co twojego wysiłku, jechaliście tym samym pociągiem do piekła.
 -"Mężczyzna czy kobieta
   Doznają samotności.
   Miłość się bowiem budzi
   Dzięki dusz jedności."-wyrecytowałaś, lustrując karty tomiku poezji, który chłopak zawsze miał przy sobie. Ułożył swoją głowę na twoich kolanach. Wolną ręką mierzwiłaś mu cudowne włosy.-Lubisz czytać takie dołujące...?
 -Skarbie, tylko nie dołujące.-przerwał ci ze śmiechem. Nie widziałaś jego twarzy, jednak doskonale mogłaś ją sobie teraz wyobrazić.-Poza tym ten fragment jest idealny.
 -Jedność dusz,co?-uśmiechnęłaś się, odkładając książkę na bok.
 -Tak.-mocniej przycisnął policzek do twojego uda.
 -Kocham cię.-wyszeptałaś i musnęłaś wargami policzek chłopaka. Baekhyun tylko podniósł się do pozycji siedzącej, żeby móc spojrzeć ci w oczy. Nie powiedział nic. Jedynie lustrował twoją twarz wzrokiem, co chwilę unosząc kącik ust w uśmiechu. Cisza pogłębiała się z każdą chwilą, jednak nie była niezręczna. Gdy zaczęliście się spotykać, takie chwile przestały was zawstydzać. Po prostu uśmiechałaś się serdecznie, czekając aż chłopak nabierze odwagi, by cokolwiek powiedzieć.
 -Wyjedź ze mną.-odezwał się w końcu. Uśmiechnęłaś się, kiedy zobaczyłaś, jak bardzo się zaczerwienił.
 -Gdzie?-powiedziałaś i złapałaś go za rękę. Splótł swoje palce z twoimi.
 -W góry.-oznajmił bez wahania.
 -Tata mnie chyba zastrzeli...-parsknęłaś śmiechem, chociaż byłaś święcie przekonana, że to może się stać.
 -Proszę.-Baekhyun wydawał się mówić całkiem poważnie.-Potrzebuję odpoczynku.
 -Kiedy?-zapytałaś. Chłopak przysunął się bliżej, jakby mówił jeden ze swoich sekretów.
 -Weekend.-uśmiechnął się.-Co ty na to?
 -Nie ujdzie ci to płazem, Byun Baek Hyun.-pokazałaś mu język, a on wpił się w twoje wargi najpierw lekko je przygryzając. Pogłębił pocałunek, przyciągając cię do siebie. Już wiedziałaś, że tak wygląda miłość.
 Cicho przemknęłaś przez uchylone drzwi wejściowe. Dochodziła północ, więc rodzice już pewnie byli pogrążeni we śnie. Nie chcąc ich zbudzić, na palcach przeszłaś korytarzem. Dziękowałaś Bogu za to, że zdecydowałaś wziąć własne klucze. Szybko ściągnęłaś kurtkę i niemalże pobiegłaś w kierunku schodów.
 Nagle spostrzegłaś swój błąd. Ktoś siedział na waszej salonowej kanapie. Głośno przełknęłaś ślinę, rozpoznając tę postać. Teraz już utraciłaś jakąkolwiek możliwość ucieczki. Nawet nie liczyłaś, że wrócisz do swojego pokoju bez zbędnych kłótni. W jednej chwili zginął cały twój, z resztą wcześniej przemyślany, plan wyjazdu z Baekhyun'em. Ostrożnie podeszłaś do pochylonego nad kubkiem wypełnionym herbatą ojca.
 -Gdzie byłaś?-zapytał oschłym tonem, kiedy zatrzymałaś się kilka kroków przed nim.
 -U koleżanki.-skłamałaś bez wahania.
 -Kłamiesz!-jednym ruchem zrzucił naczynie z napojem na podłogę. Drgnęłaś, kiedy usłyszałaś przerażający dźwięk tłuczonej ceramiki. Nie było sensu rzucać się do ucieczki. Tak czy siak, musiałaś skonfrontować się z tatą. Mężczyzna podniósł się z kanapy, tym samym zmniejszając dystans między wami.
 -Byłam z...-zaczęłaś nieśmiało.
 -Z nim, prawda?-powiedział agresywnie.
 -Tak.-pokiwałaś głową. Wzrok wbiłaś w ziemię.
 -Jesteś bezczelna!-wrzasnął, obchodząc całą twoją postać.-Czy "masz się z nim nie spotykać" to dla ciebie za mało?!
 -Tato,ja jestem zakochana.-chciałaś się wycofać z salonu, ale kiedy zobaczyłaś jego spojrzenie, natychmiast zmieniłaś zdanie.
 -Gówno prawda!-ciągle zataczał kółka wokół ciebie, gestykulując jak oszalały.-Nie lubię jego rodziny, można nawet powiedzieć, że nienawidzę.
 -Bo są dobrzy?!-krzyknęłaś, jednak zaraz tego pożałowałaś. Ojciec najpierw zrobił się blady, niczym papier, a później krwistoczerwony. Tylko czekałaś aż te wszystkie emocje zaraz z niego wyfruną.
 -Nie po to przyjechałem do Korei...-burknął, ale nieco spokojniej. Ponownie zajął miejsce na kanapie, podeszwą buta zgniatając kilka kawałków roztłuczonej na podłodze ceramiki.-Nie przyjechałem tutaj, żebyś umawiała się z jakimś skośnookim!
 -A więc to o to chodzi?!-skrzyżowałaś ręce na piersiach.-Chodzi o jego kolor skóry?! Jesteś żałosny!
 -Nie wolno ci się tak do mnie zwracać!-po jego minie wywnioskowałaś, że trochę się nadąsał.-Powinnaś spotykać się z kimś białym!
 -Nie,tato...-powiedziałaś cicho. Zrobiłaś kilka kroków ku wyjściu. Po prostu uznałaś, że to koniec.-Chodzi o to, że za bardzo chciałbyś mnie tutaj zatrzymać. Ale ja jestem już dużą dziewczynką. Nie możesz mi zabronić dorastania.
 Podeszłaś do schodów pełna uciechy, że ojciec nie zdążył się jeszcze odezwać. Ostrożnie wchodziłaś po stopniach. Rozmowa już się skończyła, a ty nie miałaś ochoty na więcej.
 -Od jutra nie wychodzisz z domu!-usłyszałaś, gdy byłaś bliżej, niż dalej do swojego pokoju. Jeszcze się okaże, pomyślałaś i, pokręciwszy głową, nacisnęłaś klamkę.
 Całą tamtą noc przepłakałaś. Bardzo kochałaś swojego tatę. Nigdy wcześniej taki nie był. Problemy z nim zaczęły się dopiero, gdy przestawałaś być dzieckiem. Wściekał się, gdy poprosiłaś o pierwszą komórkę, dostawał szału, kiedy mama kupowała ci coraz to piękniejsze, dziewczęce sukienki. Problem nie leżał w Baekhyun'ie. Ba, nawet wręcz przeciwnie. Robił wszystko lepiej, niż by wypadało. Cały kłopot gnieździł się pośród zwojów umysłu twojego taty. Zajęło ci trochę czasu, aby to rozgryźć. Dziesiątki sprzeczek i zakazów, jednak sprawiły, że zrozumiałaś wszystko. Ojciec po prostu nie chciał, abyś dorastała. Niczym ogrodnik, który stara się, aby ptaszęta zbyt wcześnie nie wylatywały z gniazda. Nie miałaś do niego o to pretensji. Robił, co robił, ponieważ nie chciał cię stracić. Byłaś w stanie wybaczyć mu wszystko, każdą najmniejszą drobnostkę, gdyby tylko żałował. Ale krzywdził ciebie i Baekie'go bez żadnych skrupułów, więc na razie nie było mowy o sentymentach.
 Z początku propozycji wyjazdu nie potraktowałaś poważnie, jednak później chłopak co chwilę dawał ci do zrozumienia, jak bardzo chce, abyście wyjechali daleko stąd. Finalnie się zgodziłaś, chociaż następnego dnia miałaś kierowałaś pretensje na samą siebie, że za nic nie potrafisz Koreańczykowi odmówić. Powiedziałaś o tym tylko mamie, i to dzień przed planowanym wypadem w góry. Zgodziła się, ale jej oczy były pełne wahania. Ufała Baekhyun'owi, lecz przecież byłaby złą matką, gdyby nie martwiła się o swoje dziecko. W tajemnicy przed ojcem pomogła ci się spakować. Pożyczyła trochę pieniędzy, zrobiła mnóstwo kanapek, kazała ucałować od siebie chłopaka. Nawet jeśli następnego dnia jeszcze miałaś ją zobaczyć, wieczorem pożegnałaś ją tak, jakbyś miała wyjeżdżać już rano. W tajemnicy zadzwoniłaś do swojego chłopaka. Jutro po południu miałaś być wolna...
 -Cześć, mamo.-ucałowałaś jej policzek i mocniej chwyciłaś rączkę walizki. Poczułaś rękę Baekhyun'a mocniej zaciskającą się na twojej talii.
 -Bawcie się dobrze.-uśmiechnęła się serdecznie, ciągle ściskając twoją wolną dłoń. Niepewność zupełnie ją opuściła. Chociaż tyle, na miły początek wyjazdu.
 -Musimy już jechać.-powiedziałaś, patrząc w kierunku waszych złączonych rąk.
 -Dbaj o nią.-żartobliwie pogroziła palcem twojemu chłopakowi. Opierał się o framugę na wpół otwartych drzwi wejściowych, co jakiś czas ściskając cię w pasie na znak, że pilnie potrzebuje już jechać.
 -Zawsze i wszędzie.-uśmiechnął się promiennie.
 -Jedźcie już, dzieciaki.-puściła twoją rękę.-I dużo fotografujcie.
 -Dziękuję, mamo.-pogłaskałaś ją po włosach, po czym skierowałaś się w stronę wyjścia z mieszkania. We dwoje znaleźliście się na rozgrzanej powierzchni podjazdu. Baekhyun wziął od ciebie walizkę i skierował się z nią w stronę samochodu. Mieliście szczęście, że twój tata o tej godzinie pracował. Poza tym, specjalnie wybraliście taką godzinę. Nikt nie miał żadnej szansy, aby was zatrzymać, czy umoralniać. Wtedy byliście wolni, a aprobata twojej mamy tylko wzmagała to uczucie.
 Właśnie wpakowywaliście ostatnie rzeczy do auta. Baekhyun uzgadniał trasę ze swoją telefoniczną nawigacją. Przy samochodzie stała twoja mama. Co chwilę byłaś pytana, czy aby rzeczywiście wszystko spakowałaś. Grzecznie potakiwałaś, niezwykle pewna swoich racji. Ułożywszy odpowiednio torby, zatrzasnęłaś bagażnik. Jeszcze raz sprawdziłaś zamek. Wolałaś wiedzieć, jeśli go nie zamknęłaś tak, jak należało. Ostatni raz zerknęłaś na ulicę i wtedy niebo rozerwało się na kawałeczki.
 Na końcu alejki zobaczyłaś samochód swojego ojca. Niemalże strach oderwał cię od ziemi. Przetarłaś oczy. aby podważyć to, że masz omamy wzrokowe. Nie, to naprawdę było dobrze znane ci auto, które, co najgorsze, właśnie zmierzało w kierunku domu. Poderwałaś się z miejsca niemalże błyskawicznie, chociaż twoim zdaniem czekałaś na swoją reakcję wiekami. Szybkim krokiem podeszłaś do drzwiczek od strony pasażera i natychmiast usadowiłaś się w siedzeniu. Przez całą tę sytuację zupełnie zignorowałaś swoją matkę, która mimo wszystko wyglądała na nieźle przestraszoną.
 -Co się stało?-zaniepokojony chłopak przerwał dotychczasowe czynności.
 -Mój tata tutaj jest.-odparłaś, wciskając się jak najgłębiej w siedzenie.
 -Zajmę się tym.-Baekhyun położył telefon na twoich kolanach. Rozejrzał się wokoło, zapewne wzrokiem poszukując twojego opiekuna.
 -Tam.-pokazałaś palcem przez przednią szybę. Samochód zbliżał się nieubłaganie. Na tyle szybko, że mogłaś dostrzec kierowcę. Miał zdezorientowaną minę. Z pewnością nie spodziewał się was tutaj, a przynajmniej nie w takiej sytuacji. Ukryłaś głowę między kolanami, żeby możliwie jak najdłużej cię nie zobaczył.
 -Kochanie, damy sobie radę.-pochylił się i pocałował cię w czoło. Potem nacisnął klamkę od strony pasażera, chcąc wysiąść z samochodu. Później widziałaś już tylko jego pogodny uśmiech oraz sylwetkę delikatnie omiataną letnim wietrzykiem. Stanął przed autem swojej mamy, przodem do burzy pędzącej czarnym Volvo z naprzeciwka. Na jego widok twój tata zmienił wyraz twarzy. Był wściekły.
 Nagle zatrzymał samochód z piskiem opon, jakieś dwadzieścia metrów od chłopaka. Nie zgaszając silnika, wypadł przez drzwi kierowcy niczym byk podczas corridy. Wściekle pędził w stronę Baekhyun'a. Wydałaś z siebie jeden krótki dźwięk przerażenia i szarpnęłaś za drzwi. Posłusznie otworzyły się z impetem. Obie stopy postawiłaś na podjeździe, lecz nie miałaś czasu niczemu się przyglądać. Natychmiast popędziłaś do swojego chłopaka, chcąc go sobą zasłonić. Kiedy tylko dopadłaś jego sylwetkę, objęłaś ją rękami z całej siły.
 -Miałaś nie wysiadać...-szepnął Koreańczyk i również przytulił cię do siebie. Nie zdążyłaś mu odpowiedzieć, gdyż nawet przez twoje myśli przebił się ryk ojca.
 -Zabiję cię!-wrzasnął. Zauważyłaś, że jest niecałe dwa metry od was.-Miałeś się tutaj nie pokazywać!
 -Uspokój się, kochanie...-do akcji wkroczyła twoja mama.
 -Na prawdę nie widzisz, co on z nią robi?!-zatrzymał się dopiero, gdy dobiegła do was jego żona.-Ty też postradałaś zmysły?!
 -Kocham ją.-wtrącił się Baekhyun.
 -Nie pytałem cię o zdanie!-ryknął twój ojciec. Mocniej objęłaś swojego chłopaka.-Co to ma znaczyć? Czyj to samochód?!
 -Jedziemy w góry.-odpowiedziałaś bez wahania.
 -Po moim trupie!-wściekły, chciał doskoczyć do Baekhyun'a, jednak twoja mama natychmiast go powstrzymała.-Zgodziłaś się na to?!
 -Tak.-odpowiedziała pewnie.-Ona też ma prawo być szczęśliwa! Nie pozwolę swojej córce żyć tak, jak ty jej podyktujesz!
 -Jeśli z nim pojedziesz...-zwrócił się do ciebie. Lewą ręką przeczesał nieco rzedniejące włosy.-Zgłoszę to na policję!
 -Co niby zgłosisz?!-wydarłaś się. Zupełnie na zważałaś na sąsiadów, których widziałaś przemykających w oknach domów.
 -Wiesz dobrze, że mam znajomości...-pogroził ci palcem, co doszczętnie zignorowałaś. Następnie pokazał nim w stronę chłopaka.-Przecież on jest nikim! No spójrz tylko, chodzące zero! Zobacz i sama powiedz! Co on może ci dać?! Nic nie może! Nawet nie potrafi dorobić się własnego samochodu! A jego rodzina jest taka sama! Oni też żerują na cudzych pieniądzach!
 -Nie waż się o nim tak mówić!-wrzasnęłaś, jeszcze silniej obejmując Baekhyun'a. Mimo tego nic nie powstrzymało dalszych wydarzeń.
 Chłopak natychmiastowo wyrwał się z twojego uścisku. Wystarczyło kilka sekund, aby złapał za gardło tatę i odepchnął go kilka kroków do tyłu. Zanim przybiegłaś, chcąc ich rozdzielić, wymierzył mu kilka uderzeń w twarz. Dopadłaś chłopaka, kiedy sytuacja diametralnie się zmieniła. Twój ojciec uderzył go silnym prawym sierpowym, a Koreańczyk zatoczył się do tyłu. Złapawszy Baekhyun'a w pasie, próbowałaś zaciągnąć was oboje w kierunku samochodu. Byłaś już prawie u celu, jednak los podkusił cię, aby spojrzeć na tatę. Nos miał cały we krwi, co świadczyło o tym, że mimo wszystko chłopak go trochę uszkodził. Wyglądał tak, jakby zupełnie o was zapomniał. Truchtem zmierzał w kierunku domu, nie wiadomo po co.
 -Jedźmy stąd.-odezwał się Byun, który doprowadził się niemalże do należytego porządku.-Natychmiast.
 -Przepraszam.-wyszeptałaś. Chłopak bez słowa otworzył drzwi od strony kierowcy. Ty również posłusznie usadowiłaś się na siedzeniu pasażera. Baekhyun zamiast zagnieździć kluczyki w stacyjce, oparł się o kierownicę, ciężko oddychał. Kilka razy uderzył otwartymi dłońmi swoje policzki. Drżąc ze strachu, czekałaś aż coś powie. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Jeszcze nigdy nie widziałaś go w takim stanie. Ostrożnie podniosłaś rękę, aby pogłaskać go po karku, ale koniec końców zdecydowałaś się ją opuścić. Bałaś się ciosu. Kolejnych krzyków i całej awantury.
 -Nie, zostaw.-odezwał się chłopak, kiedy tylko zabrałaś dłoń. Wziął ją do ręki, a następnie przyłożył sobie do rozgrzanego policzka.-Potrzebuję cię teraz.
 -Bardzo boli?-kciukiem pogłaskałaś go po uwydatnionej kości policzkowej.
 -Już nie.-uśmiechnął się. Ręką, którą nie trzymał twojej, wyjął kluczyki z kieszeni jeansów.-Gotowa?
 -Zawsze.-zaśmiałaś się. Wsunął je do stacyjki i przekręcił. Samochód odpalił od razu. Nim się obejrzałaś, twój dom zniknął z pola widzenia bocznego lusterka. Uśmiechnęłaś się do siebie, jednak w duchu czułaś, że to dopiero początek kłopotów.
 Dojechaliście na miejsce jakieś cztery godziny później. Byłaś szczęśliwa, ale mimo wszystko nie odezwałaś się ani słowem. Baekhyun próbował cię zagadywać, setki razy zapewniał, że jest cały i zdrowy, lecz dostawał wymijające zdania, a czasami nawet wcale nie odpowiadałaś. To nie o niego się martwiłaś. Wtedy ze strachu drżałaś tylko, kiedy pomyślałaś o swoim ojcu. Zastanawiałaś się, czy twój chłopak nic mu nie zrobił, czy rzeczywiście pozostał nietknięty. W najgorszych momentach miałaś ochotę wyciągnąć telefon i po prostu zadzwonić, jednak bałaś się, że tata znów wybuchnie. Na dodatek, jeśli rzeczywiście dodzwonił się do komisariatu policji, właśnie teraz oboje byliście poszukiwani.
 Baekhyun trzymał cię w niepewności aż po sam koniec podróży. Nie wiedziałaś, dokąd tak właściwie jedziecie, ale nie przejęłaś się tym zbytnio. Bardzo kochałaś Koreańczyka, więc nie miałaś powodów, aby nie ufać mu w sprawach doboru idealnego miejsca noclegu. Wtedy także się nie zawiodłaś.
 Zaparkował samochód na parkingu ośrodka letniskowego. Jeżeli można było pozwolić sobie go tak nazwać, rzecz jasna. Stało tam kilkanaście domków letniskowych położonych wysoko w górach. Tak czy inaczej dojechanie samochodem na miejsce wymagało nie lada wysiłku. Z balkonu każdego z niewielkich mieszkanek można było zobaczyć panoramę wspaniałych gór. Uśmiechnęłaś się, kiedy tylko Baekhyun pokazał ci klucz do twoim zdaniem najładniejszego z nich. Pobyt tutaj zapowiadał się jako niezapomniany.
 -Dziękuję.-powiedziałaś, siedząc chłopakowi na kolanach. Od dobrej godziny okupowaliście kanapę w niewielkim, aczkolwiek ślicznym, saloniku. Pokój spowijała ciemność. Jedynie niewielki kinkiet wiszący przy ścianie był włączony. Walizki niedbale zostały rzucone przy drzwiach wejściowych. Nawet nie kłopotałaś się tym, że ktoś może najzwyczajniej się o nie zabić. Korzystałaś ze swojej malutkiej chwileczki szczęścia. Czy ktokolwiek mógł ci tego zabronić?
 -Nawet nie wiesz, jaki jestem teraz szczęśliwy.-powiedział Baekhyun, spoglądając prosto w twoje oczy.-Chociaż po trupach, to i tak dotarliśmy do celu.
 -Motywujesz mnie.-przyznałaś i mocniej przytuliłaś się do chłopaka.
 -Dlaczego?-zaśmiał się serdecznie.
 -Bo sprawiasz, że mam siłę, żeby się temu wszystkiemu postawić.-westchnęłaś cicho.-Przede wszystkim jemu.
 -Troszkę mnie to dzisiaj kosztowało.-Koreańczyk uroczo zachichotał.
 -Przepraszam.-powiedziałaś cicho.-Przepraszam, bo to mój tata...
 -Nie zapominaj, że ja też w tym siedzę.-zanim się odezwał, musnął wargami twoje czoło.-Nie przepraszaj, bo to mój przyszły teść.
 -Już planujesz mi małżeństwo?-zaśmiałaś się.
 -Tak.-wzruszył ramionami.-Ze mną.
 -Nie za wcześnie?-pokręciłaś głową z niedowierzaniem.
 -Nie.-ucałował twój policzek.-Czekałem na ciebie przez całe życie.
 -Kłamiesz.-lekko się skrzywił, gdy wypowiedziałaś to słowo.
 -Przy tobie nigdy nie opowiadam kłamstw.-powiedział i na krótko złączył wasze wargi.
 -Ja ciebie też kocham.-oznajmiłaś.-Ale najlepsze jest to...
 Przerwał ci odgłos pukania do drzwi. Nie zdążyłaś zastanowić się, kto to może być, gdyż niedługo po pierwszym rozległ się drugi stukot w drewniane wejście.
 -Zamorduję tych ludzi dzisiaj...-burknął chłopak. Zsunęłaś się z jego kolan, żeby pozwolić mu wstać. Nie musiałaś czekać wiekami, aż podszedł do drzwi i przekręcił klucz w drzwiach. Cicho czekałaś, widząc dwie umundurowane postaci. Piekło właśnie się zaczęło. Kończąc twoje wcześniejsze przemyślenia, najlepsze było to, że nie mogłaś się bronić. Zerwałaś się z kanapy, niczym poparzona. Podbiegłaś do niewielkiego korytarzyka i stanęłaś za plecami Baekhyun'a. Przez jego ramię łypałaś wzrokiem na dwóch policjantów.
 -Pan Byun Baek Hyun?-odezwał się jeden z nich, niski, chudy mężczyzna koło czterdziestki.
 -Tak.-chłopak kiwnął głową. Na jego twarzy malowało się przerażenie.
 -Dowód tożsamości poproszę.-funkcjonariusz wyciągnął rękę w stronę Koreańczyka. Baek'ie wyciągnął z kieszeni jeansów swoją legitymację studencką i podał ją mężczyźnie.
 -Stało się coś?-zapytał, kiedy policjant uważnie lustrował kartę wzrokiem.
 -Ma pan niemałe kłopoty.-zaśmiał się drugi z funkcjonariuszy.
 -Zostaje pan zatrzymany pod zarzutem naruszenia nietykalności cielesnej.-facet podał ci legitymację chłopaka, po czym sięgnął do paska, aby wyjąć kajdanki.
 -Co to ma znaczyć?-powiedział Baekhyun ze stoickim spokojem. On chyba nie bał się niczego.
 -Przewieziemy pana na komendę.-wyjaśnił niewysoki.-Później zostanie pan odeskortowany do Seul'u, a następnie przetransportowany do wię...
 -Nie ma mowy!-wydarłaś się, rozpaczliwie chwytając chłopaka za przedramię.-On nigdzie nie pojedzie!
 -Niech pani nam nie utrudnia...-poprosił drugi z mężczyzn.-Mamy i tak ciężki dzień.
 -A wiecie jaki ja mam tydzień?!-krzyknęłaś, próbując wciągnąć Koreańczyka głębiej do domku. Ten jednak stał jak kłoda.
 -Pójdzie pan sam, czy to będzie konieczne?-policjant zwrócił się do chłopaka i pomachał mu kajdankami przed nosem.
 -Sam pójdę.-powiedział.-Mogę się z nią pożegnać?
 -Czekamy w samochodzie.-odparł drugi.-Nie próbuj uciekać, i tak ci się nie uda.
 Z oczami napełnionymi łzami wpatrywałaś się, jak odchodzą do stojącego nieopodal radiowozu. Mocniej ścisnęłaś Baekhun'a. Wściekle lustrowałaś obojga policjantów, jednocześnie nienawidząc ojca. Chłopak odwrócił się przodem do ciebie.
 -Wszystko będzie dobrze.-powiedział. Dłońmi złapał twoje policzki.
 -Mam uwierzyć?!-krzyknęłaś mu prosto w twarz.-Wszystko się zniszczyło, rozumiesz?! Mój tata na ciebie doniósł!
 -To nie ma znaczenia.-oznajmił chłopak.
 -Ma, ale...-zaczęłaś.
 -Będziesz na mnie czekać?-zapytał, przerywając ci.
 -Tak, przecież...-znów chciałaś coś powiedzieć.
 -To czekaj.-bez ostrzeżenia wpił się w twoje wargi. Jego pocałunek był pełen pożądania oraz żalu. Bez wątpienia sądził, że to wasz ostatni raz razem. Chciałaś przyciągnąć go mocniej do siebie, jednak Baekhyun delikatnie, aczkolwiek stanowczo wyplątał się z twojego uścisku.-Kocham cię.
 -Ja ciebie też.-powiedziałaś, dłonią dotykając jego policzka.
 -Wrócę, zanim się obejrzysz.-uśmiechnął się i odwrócił na pięcie. Błyskawicznie podbiegł do samochodu.
 Wybuchnęłaś płaczem, kiedy zobaczyłaś, jak agresywnie pakują go na tylne siedzenie. Tak nie powinno traktować się ludzi. Odjechali nawet szybciej, niż przyjechali, a ty zostałaś sama. Zalewałaś się łzami na schodach aż do momentu, kiedy zrobiło się chłodno. Do domu pewnie naleciało mnóstwo owadów, jednak wtedy to było twoje najmniejsze zmartwienie. Czułaś kołatanie w głowie. Wyobrażałaś sobie, że to pewnie myśli, których tłoczyło się tam tak wiele. Nienawidziłaś swojego ojca, nawet jeśli chciał dla ciebie dobrze, zniszczył wszystko. W chłopaku pokładałaś wszystkie swoje żale, nadzieje oraz całą miłość, którą miałaś w sobie. To wszystko tak nagle straciło znaczenie. Zasnęłaś na dworze, siedząc na schodach, oparta o drewnianą poręcz.
 Obudził cię dźwięk zgaszanego silnika samochodu. Sennie przetarłaś oczy. Chociaż drżałaś z zimna, nie czułaś potrzeby posiadania bluzy, czy kurtki. W ciszy przyglądałaś się mężczyźnie opuszczającemu auto, kiedy nagle zrozumiałaś, kim jest. Natychmiast poderwałaś się z ziemi.
 -Kochanie, nic ci nie jest?-zapytał twój tata z widoczną troską na twarzy.
 -Zostaw mnie.-podeszłaś do niego, aby powiedzieć mu kilka rzeczy prosto w oczy.
 -Chciałem wycofać oskarżenie...-zaczął się tłumaczyć.
 -Gówno prawda!-wrzasnęłaś, gestykulując jak oszalała.
 -Nawet mam przy sobie wniosek.-wyciągnął kartkę z kieszeni spodni. Wzięłaś ją do ręki. Szybko omiotłaś papier wzrokiem. Był wypełniony. Pod spodem widniał napis, że prośbę anulowano. Wściekła, rzuciłaś wniosek na ziemię.
 -Idź się leczyć! Musisz iść się leczyć!-z twoich oczu znowu pociekły łzy.-Baekhyun jest najlepszą osobą jaką znam! On studiował, dawał radość mnie, swojej rodzinie! Miał marzenia, plany! A ty tak po prostu to zniszczyłeś! Przez ciebie pójdzie do więzienia! Powiedz...Gdzie on dostanie pracę z notowaniem w kartotece?!
 -Wczoraj z mamą wspólnie zapisaliśmy mnie na terapię...-powiedział cicho. Jego twarz nie wyrażała żadnego zdenerwowania.-Wiem,że na to nie zasłużył. Jednak na razie mogę tylko żałować, bo już nic nie da się z tym zrobić.
 -Naprawdę?-zapytałaś z niedowierzaniem.-Zapisałeś się na terapię?
 -Przepraszam.-powiedział ze skruchą.-Wtedy tego nie widziałem...Tak naprawdę wczoraj pomyślałem, że się wyprowadzasz. Że on zabiera cię ode mnie...
 -Przecież zawsze będę twoją córką.
 -Wiem,teraz już wiem...-nie odpowiedziałaś ani słowem. Po prostu podeszłaś do taty i wtuliłaś się w niego z całej siły.
 Wybaczanie tak naprawdę jest cudem. Czymś, czego wielu ludzi nigdy nie zdoła pojąć. Wierzy się za to w magię, Boga, reinkarnację. Lecz tak naprawdę to przebaczenie jest cudem. Bowiem tylko osoba mądra umie wybaczyć motylowi, który nadgryzie kawałek liścia, zostawiając go do uschnięcia.

No więc Jagódko,mam nadzieję,że Ci się spodobał ;) Naprawdę się starałam i chociaż nie jestem zadowolona, to mam nadzieję, że każdej z Was przypadnie on do gustu. ;) Jako zakończenie mogę tutaj napisać,że Baekhyun wyszedł z więzienia i zaczął nowe życie. Happy Endy są piękne, bez dwóch zdań ;) Komentujcie,obserwujcie,bawcie się dobrze ;) Kocham Was,miłego weekendu ;)




piątek, 2 maja 2014

#17 Chanyeol


 -To nie przyjedziesz?-powiedziałaś skołowanym głosem do słuchawki telefonu.
 -Mogę tylko pomarzyć o wyciągnięciu auta od rodziców...-szepnęła twoja przyjaciółka.-Przepraszam, że nie dam rady cię podwieźć.
 -Nie ma sprawy.-siłą próbowałaś opanować drżące z zimna kolana.-Miłego wieczoru.
 -Nawzajem,maleństwo.-poczułaś jak uśmiecha się do telefonu. Później usłyszałaś już tylko dźwięk zakończonego połączenia. Migiem ukryłaś swoją komórkę w kieszeni płaszcza. Nie było innej osoby, na którą mogłabyś liczyć, jeśli chodziło o takie akcje. Zrobiłaś kilka następnych kroków, brnąc pośród ciemności październikowej ulicy.
 Wracałaś z jeszcze trwającej imprezy. Nie miałaś ochoty stamtąd wychodzić, jednak próśb rodziców przecież nigdy nie powinno się odrzucać. To właściwie nie pierwszy raz, gdy poprosili cię, żebyś była w domu wcześniej. Mimo wszystko kochałaś ich. Wieczorny, niemalże zimowy, spacer do miejsca zamieszkania szybko zaczął ci ciążyć. Lodowaty wiatr biczował twoją twarz, a pulsujący chłód sprawiał, że już po jakimś czasie potykałaś się o własne nogi. Obdzwoniłaś chyba wszystkich znajomych obdarzonych samochodami, lecz zupełnie nagle wszyscy się zajęli czymś "bardzo ważnym". Finalnie każdy, jak leci, skazał cię na karkołomną wędrówkę przez opustoszałe ulice.
 Ostrożnie stawiałaś kroki, myślami studiując cały zarys geograficzny twojej okolicy. Perorowałaś o kilku miejscach, którymi spokojnie mogłabyś dotrzeć do cieplutkiego łóżka. Kiedy mijałaś, delikatnie powiedziane, najgorsze z nich, przystanęłaś na moment. Droga tamtędy wydawała się strasznie nieciekawa, bo był to opustoszały dom. Jednakże wystarczyło przejść tylko przez podwórko otaczające go i zostałyby jedynie dwie cudowne przecznice kierujące wprost na twoje lokum.
 Gorączkowo zagrzebałaś obcas buta w ziemi. Czy warto było kusić los? Kto wie, może pozornie opuszczona ruina miała swojego nieprzyjemnego lokatora? Niemożliwe, pomyślałaś i zrobiłaś kolejny krok, zbliżając się do zniszczonej furtki.
 Szybko znalazłaś się na tyłach gospodarstwa. Obrzydliwość tego miejsca sprawiała, że chciałaś jak najszybciej się stamtąd zwinąć. Czuwałaś, niczym hart, kiedy nagle między dotychczasowe dźwięki otoczenia wdarł się jeden nowy. Zatrzymawszy się, wyciągnęłaś telefon, by sprawdzić godzinę. Jego wyświetlacz nieco rozjaśnił ci pole widzenia, toteż chociaż przez chwilę byłaś rozluźniona. Ciągle nasłuchiwałaś. Zastanawiałaś się, czy może ktoś chciał cię przestraszyć, czy może ta chałupa naprawdę ma pozaziemskiego lokatora. Rozejrzałaś się niespokojnie, wzrokiem omiatając wszystkie zakamarki zaniedbanego ogródka.
 Nagle stanęłaś jak wryta. Trzęsłaś się z zimna, jednak czułaś strużkę potu leniwie spływającą po twoich plecach. Słyszałaś szloch. Nie było to wycie w agonii, ale wystarczyło, żebyś niemalże zaczęła biec. Pełna nerwów przemykałaś, jeszcze kiedyś będące grządkami, kiedy momentalnie go zauważyłaś...
 Siedział na ziemi może kilkanaście metrów od ciebie. Nie potrzebowałaś światła, aby spostrzec, że jego dłonie były całe umorusane czarną glebą. Niebezpiecznie pochylał się nad świeżo usypaną kupką gruntu, którą zapewne sam przed sobą uformował. Płacz chłopaka słyszałaś nawet z tak daleka, lecz dopiero teraz zauważyłaś, jak bardzo dławił się łzami. Wargi mu drżały, a duże dłonie mocno zaciskał wokół trzonka niewielkiego szpadla trzymanego na kolanach. Zjechałaś wzrokiem nieco wyżej. Miał odstające uszy, które gdzieniegdzie okalały kosmyki ciemnych włosów. Stwierdziłaś, że pewnie uznałabyś go za bardzo przystojnego, gdyby wtedy nie było ci go tak okropnie szkoda. Mógł być mordercą, nawet dobrze, jeśliby tak się stało. Wtedy zapewne by cię zabił, jednak cudownie nie musiałabyś na niego patrzeć. Nie widziałabyś, jak bardzo się męczy. Ale on nie był zabójcą, nawet nie kimś obcym. Stałaś i przyglądałaś się, zamiast pomóc, chłopakowi, który twoim zdaniem tracił mnóstwo wody samym płaczem. Chłopakowi, którego znałaś, przy czym on znał cię również doskonale. Odetchnąwszy kilka razy, żwawym krokiem ruszyłaś w stronę Koreańczyka.
 Kojarzyłaś go ze szkoły. Nie uczęszczaliście razem do jednej klasy, jednak często przechodziliście obok siebie na korytarzach. Nie rozmawiałaś z nim. Ba, nawet nie wiedziałaś jak się nazywa. Znałaś chłopaka tylko i wyłącznie przez to, że był dobrym uczniem, często wyróżnianym na tle szkoły. Nie miał znajomych, nawet jak dla ciebie trzymał się zbyt oddalony od ludzi. Nie chciałaś go oceniać. Przecież nie mogłaś nic powiedzieć o osobie, której nie znałaś. Z pewnością był fajny, ale fakt, że kilka razy przyłapywałaś go na namiętnym wgapianiu się w ciebie, utrudniał twoją obiektywną ocenę tego człowieka.
 Zatrzymałaś się, uparcie zachowując bezpieczną odległość jednego metra. Nawet cię nie zauważył. Nie podniósł wzroku. Jego rozpacz niemalże chłostała wszystko dookoła. Otworzyłaś usta, by coś powiedzieć, lecz zaraz potem je zamknęłaś. Stoczyłabyś się na samo dno, gdybyś przerwała chłopakowi tę chwilę błogiej ciszy. Usiadłszy obok po turecku, czekałaś. Każda minuta coraz bardziej przybliżała twoją awanturę z rodzicami, ale przecież nie mogłaś chłopaka tak zostawić. Pilnie kogoś potrzebował i, chociaż mógł wydawać się niecodzienny, chciałaś mu towarzyszyć.
 Ostrożnie uniosłaś rękę, następnie położyłaś ją towarzyszowi na plecach. Pogłaskałaś je kilka razy, licząc, że się odezwie.
 -Cześć.-zaczęłaś półgłosem. Odpowiedział ci całkowity brak reakcji.-Chodzimy razem do jednej szkoły, ale możesz nie znać mojego imienia. Jestem [T.I.]...-chłopak drgnął i rozluźnił uścisk wokół szpadla.-Czasami przechodzisz obok mnie w drodze na angielski. Chociaż pewnie dla ciebie to nie ma żadnego znaczenia.
 -Cześć,[T.I.].-wyprostował się. Jego twarz świeciła bólem oraz głęboką rozpaczą. Usta zamajaczyły lekkim uśmiechem, który jednak momentalnie zgasł.
 -Odprowadzisz mnie do domu?-powiedziałaś, zabierając rękę.-Opowiedziałbyś mi, dlaczego...
 -Tak.-chłopak przerwał ci. Ufnie pokiwał głową, niczym wierny szczeniaczek. Dopiero teraz widziałaś, jak bardzo brakowało mu przyjaciół.-Mogę teraz?
 -Jasne.-zaskoczyła cię jego żarliwość.-Ale czekaj.
 -Tak?-uniósł brwi znad załzawionych oczu.
 -Masz coś...-ręką wyjęłaś zasuszony listek spomiędzy jego włosów. Dłońmi otarłaś mu łzy z policzków. Chłopak uśmiechał się pod wpływem twojego dotyku.
 -Dziękuję.-zacisnął usta, próbując zwalczyć łzy. Przetrzepawszy prawie całą zawartość torebki, wyciągnęłaś prawie pustą butelkę wody.
 -Pewnie chce ci się pić.-podałaś ją Koreańczykowi. Jego reakcja zaskoczyła cię całkowicie. Zamiast wypić życiodajny płyn, polał nim dłonie. Starannie opłukał je z ziemi. Spuściłaś głowę nieco skrępowana niezręczną ciszą. Czułaś na sobie spojrzenie chłopaka. Jednak mimo tego wszystkiego nie żałowałaś, że zdecydowałaś się do niego podejść. Przyglądałaś się strukturze jego butów. Poniekąd odzwierciedlały charakter właściciela, co stwierdziłaś, gdy twój towarzysz zaczął się podnosić. Ciągle bałaś się spojrzeć mu w oczy, bo przecież był niczym bomba zegarowa. Opanował szloch, jednak czy aby na stałe? Doskonale wiedziałaś, jak bardzo kruchy jest ludzki spokój. Nie znałaś go, nie miałaś pojęcia, do czego mógł się posunąć.
 Poczułaś, że okrywa ci ramiona jakimś materiałem. Nareszcie zerknęłaś na niego i stwierdziłaś, że okrył cię swoją marynarką. Zaciągnęłaś się korzennym zapachem kurtki znajomego. Uśmiechnęłaś się, czując w nozdrzach przyjemną woń.
 -Marzniesz.-usprawiedliwił się.
 -Dziękuję.-wyciągnęłaś do niego dłoń, żeby pomógł ci wstać. Dźwignęłaś się na nogi. Dopiero teraz zauważyłaś, jak wysoki był chłopak. Może to dziwne, ale nigdy wcześniej tego nie spostrzegłaś. Patrzył na ciebie z góry i to w dosłownym tego słowa znaczeniu.
 -Pewnie chcesz już wracać do domu...-zaczął nieśmiało. Skinął głową w kierunku ogrodowej furtki, robiąc parę kroków do wyjścia.
 -Opowiedz mi, co się stało.-bez wahania wzięłaś go pod ramię. Chłopak uśmiechnął się szeroko. Może ci się zdawało, ale coś między wami miało się na rzeczy. W milczeniu zmierzaliście w stronę budynku.
 -Przed chwilą pochowałem tutaj psa...-spuścił głowę, a radość z jego twarzy zniknęła bezpowrotnie.
 -Potrąciłeś go samochodem?-zapytałaś nieśmiało.
 -Myślisz, że mógłbym?-zatrzymał się w miejscu, żeby spojrzeć ci w oczy.
 -Nie.-pokręciłaś głową. Pociągnęłaś go za ramię, bo nie bardzo lubiłaś stanie na mrozie.-Nie zrobiłbyś tak.
 -Więc widzisz...-zamilkł. Miałaś wrażenie, że zaraz wyleje całą swoją duszę na trawnik.
 -Zostawiłeś tam szpadel.-wyszeptałaś niepewnie.
 -Do diabła ze szpadlem!-gniewnie kopnął jeden z wielu kamyków torujących mu drogę.-Straciłem jednego z niewielu przyjaciół. Po prostu...-zawahał się, głośno przełykając ślinę. Właśnie mijaliście stary budynek, więc mogłaś zabić czas oczekiwania wścibskim zaglądaniem w okna, jednak widok starych mebli i zakurzonych parapetów nie odciągnął twoich myśli od chłopaka.-Tak to jest, gdy wychowujesz kogoś, a raczej zwierzę. Jesteś z nim. Bawicie się razem. Patrzysz, jak dorasta. Przywiązujesz się. W końcu pewnego dnia tracisz go. Śmierć zawsze wybiera jeden z najmniej odpowiednich momentów. Ale przecież żaden moment nie jest odpowiedni na śmierć...-przyglądałaś się twarzy chłopaka wykrzywianej smutkiem.
 -Nie martw się...-zawahałaś się, gdyż nie znałaś jego imienia. Zmarszczyłaś czoło, próbując je wychwycić.
 -Chanyeol.-dokończył rozpaczliwie.-Nazywam się Chanyeol.
 -Masz mnóstwo przyjaciół, Chanyeol.-powiedziałaś bez przekonania.
 -Jasne.-sarknął.-Nie wiesz jak to jest...
 -Może i masz rację...-pogłaskałaś go po ramieniu ręką, którą oplatałaś chłopaka.
 -Nawet nie znałaś mojego imienia...-żalił się dalej. Z każdym kolejnym słowem coraz bardziej rozpalał twoje wyrzuty sumienia.
 -Przepraszam, ale normalnie ze sobą nie rozmawiamy...-wyjąkałaś. Właśnie wyszliście na ulicę, za co gorąco dziękowałaś Bogu.
 -Właśnie.-powiedział, pewnie stawiając kroki na chodniku.-Nikt ze mną nie rozmawia.
 -Rodzice.-przewróciłaś oczami.
 -Mów mi jeszcze.-zaśmiał się sarkastycznie.
 -Przepraszam, Chanyeol.-uśmiechnęłaś się delikatnie.
 -Przestań, przecież to nie twoja wina.-również się zaśmiał.
 -Nawet nie wiedziałam, czy chcesz ze mną rozmawiać.-argumentowałaś przeciwko niemu, niczym zawodowy prawnik.
 -Chciałem, wierz mi.-ostrożnie pokiwał głową.
 -To dlatego zawsze się tak na mnie gapisz?-bąknęłaś. Było ciemno, jednak mimo tego w światłach lamp dostrzegłaś głęboki rumieniec oblewający policzki Chanyeol'a.
 -Zdaje ci się.-powiedział, niczym zawodowy kłamca.
 -Przecież mi się nie przywidziało!-żartobliwie klepnęłaś go w ramię.
 -Dobra,koniec...-powiedział wymijająco.-Powiedz lepiej, co tam robiłaś.-zmierzyłaś go przenikliwym wzrokiem, na co ze śmiechem wzruszył ramionami.
 -Wracałam z imprezy...-oznajmiłaś. Chłopak nieco posmutniał. Nigdy nie widziałaś swojego towarzysza brylującego wśród takich spotkań. Zastanawiałaś się, czy po prostu nie przychodził, czy nikt nigdy go nie zapraszał.-Znajomi nie mogli mnie podrzucić do domu, więc chciałam iść na skróty. I tak natrafiłam na ciebie.
 -Jestem żałosny, prawda?-powiedział, wgapiając się w swoje buty. Na horyzoncie zobaczyłaś zarys swojego domu. Odetchnęłaś z ulgą. Już zaraz miałaś znaleźć się pośród ciepłych i miłych czterech kątów.
 -Nie, dlaczego?-uniosłaś brwi. Rozmawialiście ze sobą dopiero dzisiaj, jednak chłopak zdążył zrobić piorunujące wrażenie. Nie chciałaś, żeby myślał o sobie w taki sposób.
 -Zalewam się łzami po psie. Dopiero dzisiaj rozmawiam z osobą, którą od dwóch lat codziennie mijam w szkole. W dodatku zastajesz mnie ubabranego pieprzoną ziemią. W sumie to nawet nie chcę wiedzieć, co sobie o mnie myślisz...-nie wyglądał na przejętego, jednak byłaś pewna, że gdyby teraz napotkał jakiś kamyk, kopnąłby go bez wahania. Zaczęłaś odczuwać do niego sympatię. Był tak uroczo ludzki. Nie sposób było przed nim udawać kogoś innego.
 -Myślę, że jesteś uroczy.-pokiwałaś głową dla zaznaczenia swoich słów.-I taki normalny. Cudownie normalny.
 -Naprawdę?-uniósł brwi, uśmiechając się promiennie.
 -Tak.
 -Fajnie.-klasnął w dłonie z uciechy, na co roześmiałaś się głośno.
 -Tam jest mój dom.-palcem pokazałaś gmach budynku stojącego dwa domy dalej. Na ganku dostrzegłaś swoją mamę ściągającą pranie.
 -Mogliśmy iść okrężną drogą.-wzruszył ramionami.-Wtedy nareszcie mógłbym z tobą porozmawiać o...
 -Dzisiaj zawalił ci się świat,prawda?-przerwałaś mu. Dało się zauważyć, że nie ma pretensji. Gdy nareszcie przyswoił sobie twoje słowa, zmarszczył czoło, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią.
 -Nie.-wyszeptał w końcu.-Już nie.-wypuścił powietrze z ust.-Zamieniliśmy o tym raptem kilka zdań, ale tak naprawdę nie wiesz, jak bardzo mi pomogły. Dziękuję.
 -Polecam się na przyszłość.-zaśmiałaś się.
 -Mogę twój numer telefonu?-zrobił błagalny wyraz twarzy.-Mam ci do opowiedzenia całe dwa lata.
 -Jasne.-uśmiechnęłaś się, stając na podjeździe swojego domu.
 -To...-zaczął chłopak.
 -Jesteś nareszcie!-przerwała wam twoja mama.-Już zastanawiałam się, gdzie cię posiało.
 -Przepraszam.-podeszłaś troszkę bliżej niej, dalej od Chanyeol'a.-Wyszłam stamtąd troszkę później.
 -Domyśliłam się.-uśmiechnęła się pobłażliwie. Domyśliłaś się, że tylko dzięki obecności chłopaka nie próbowała cię umoralniać.-Kim jest twój przyjaciel?
 -Żaden przyjaciel.-wykręciłaś się, nawet nie patrząc na Koreańczyka.-To po prostu przypadkowy chłopak.
 -Zadajesz się z nieznajomymi?-twoja mama szerzej otworzyła oczy.
 -Nie chciałam wracać sama, przepraszam.-przewróciłaś oczami.-Zapłaciłam mu, żeby mnie odprowadził.
 -Ostatni raz.-żartobliwie pogroziła ci placem. Podniosła koszyk z ubraniami z podłogi ganku i spokojnym krokiem weszła do domu.
 Zostałaś sama na sam z Chanyeol'em. Byłaś pewna, że będzie domagał się wyjaśnień na temat "przypadkowego chłopaka". Odwróciłaś się tam, gdzie stał, w głowie powtarzając formułkę, którą na szybko ułożyłaś. Chłopaka już nie było. Odszedł. Daleko na chodniku widziałaś tylko jego ubranie i zarys ciała, zaskakująco szybko umykającego ci z pola widzenia.
 Od tego zdarzenia kilka razy próbowałaś się do niego dodzwonić. Uzyskanie numeru telefonu chłopaka uznałaś jako cudowną zdobycz, ale i tak okazała się bezużyteczna. Chociaż minęło już trochę czasu, nie spotkaliście się w szkole. Po prostu Chanyeol olewał zajęcia. Zastanawiałaś się, czy nie przychodził przez ukochanego psa, a może z twojego powodu? Miło wam się rozmawiało, cholernie miło. Możliwe, że nawet uzyskałaś zaufanie chłopaka, które jednak nadzwyczaj szybko straciłaś tylko jednym zdaniem. Postanowiłaś dać mu trochę czasu. Niech oswoi się z myślą, że i tak będziecie musieli porozmawiać. Finalnie przestałaś dzwonić, pytać. Czekałaś na niego wśród czterech ścian uczelni. Tam prędzej czy później musiał się pojawić.
 Weszłaś do szkoły, gdzie przerwa międzylekcyjna trwała już w najlepsze. Dzisiaj zaczynałaś zajęcia o późniejszej godzinie, także mogłaś sobie pozwolić na późniejsze obudzenie się. Zdążyłaś stracić nadzieję, chłopaka nie było od kilkunastu dni. Szanse, że kontakt z nim się uda, twoim zdaniem zmalały niemalże do zera. Powolnym krokiem zmierzałaś w kierunku swojej szafki, gdy nagle stanęłaś jak wryta.
 Połowę ciała Chanyeol'a zasłaniało skrzydło drzwiczek jego szkolnego schowka, ale mimo to bez problemu go rozpoznałaś. Nie mogłaś uwierzyć, że naprawdę się pojawił. Miałaś przy sobie marynarkę chłopaka, każdego dnia byłaś gotowa mu ją oddać. Teraz liczyłaś na szczęśliwe działanie kurtki. Albo nic się między wami nie zmieni, albo pęknie ci serce. Twoje intencje były niemal oczywiste. Szybkim krokiem ruszyłaś na spotkanie z przeznaczeniem.
 Chrząknęłaś znacząco, stojąc niemal ramię w ramię z Chanyeol'em. Byłaś ukryta z uporczywym skrzydłem szafki, także to normalne, że ciebie nie zauważył.
 -Chyba pomyliłeś szafki.-odezwał się donośny głos ze środka.
 -Wątpię.-powiedziałaś pewnie. Na dźwięk twojego głosu chłopak drgnął. Oparł dłoń o krawędź drzwiczek i zamknął je z głośnym hukiem.
 -Czego chcesz?-spojrzałaś mu w twarz i nie mogłaś wykrztusić z siebie ani słowa. Tamtego wieczora jego twarz była piękna, nie miała żadnej skazy. Za to teraz miejsce pod jego prawym okiem zdobyła gigantyczna śliwa wielkości piłki tenisowej. Zakryłaś usta, próbując stłumić dźwięk rozpaczy.
 -Chciałam porozmawiać.-próbowałaś dotknąć policzka chłopaka, żeby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, jednak szybko się odsunął.
 -Nie mamy o czym.-wzruszył ramionami i poprawił czerwoną bejsbolówkę na głowie.
 -Chanyeol, przepraszam.-powiedziałaś cicho. Zmarszczył czoło, gdy wypowiedziałaś te słowa.
 -Za co?-zniecierpliwiony,odetchnął głęboko.
 -Bo to zabrzmiało jakbym się ciebie wstydziła...-ponownie chciałaś dotknąć jego policzka, jednak tym razem się nie odsunął. Po prostu spuścił wzrok na swoje stopy, nie czerpiąc żadnej przyjemności z twojego dotyku.-Kto ci to zrobił? Dlaczego?
 -Nie ważne kto...-złapał cię z rękę i delikatnie ściągnął ze swojej twarzy.-Przez ciebie.
 -Przecież to była tylko sprawa między nami...-westchnęłaś.
 -Bo powiedziałem, że mi się podobasz...-powiedział, na co zrobiłaś najbardziej zszokowany wyraz twarzy w swoim życiu. Chanyeol znów otworzył szafkę, jakby chciał się za nią ukryć. Chwilę w niej pogrzebał, po czym wyjął kartkę papieru jednostronnie ozdobioną ołówkiem. Wcisnął ci ją do rąk.-Gratulacje [T.I.], jesteś pracą na szóstkę.
 -Co?-zmarszczyłaś czoło i zerknęłaś na kartkę. Zdobił ją chyba najpiękniejszy rysunek, jaki widziałaś. Nie trudno było się domyślić, kogo przedstawiał, chłopak namalował cię z każdym, nawet najmniejszym mankamentem. Otworzyłaś usta z zachwytu.-Chanyeol, to...
 -Oddawaj.-wyciągnął rękę po kartkę.-Chcę mieć na pamiątkę.
 -To ja chcę marynarkę.-gdy to wypowiedziałaś, chłopak oparł się o szafkę, mierząc cię przenikliwym wzrokiem.
 -Wstydzisz się mnie.-powiedział ze smutkiem.-Nie będzie ci potrzebna.
 -Channie, przepraszam...-oznajmiłaś, robiąc krok w jego stronę.-Nie wstydzę się ciebie.
 -Ja sam już nie wiem.-wzruszył ramionami.-Jeszcze miesiąc temu myślałem, że mogłabyś być moją dziewczyną. Mogłabyś być dla mnie kimś, kto...
 -Przecież jestem twoją dziewczyną.-brawurowo uśmiechnęłaś się,
 -Jaja sobie robisz?-chciał ukryć zadowolenie, zachować pokerową twarz, jednak najwyraźniej mu nie wychodziło.
 -Chcesz zobaczyć?-rozłożyłaś ręce szeroko. Chanyeol pokiwał głową, śmiejąc się. Błyskawicznie wygrzebałaś jego marynarkę z plecaka.
 -Co ty robisz?-zdumiony zmarszczył czoło.
 -I jak?-powiedziałaś, wkładając ją na siebie.
 -Wyglądasz zupełnie jak wtedy...-zacisnął usta.
 -Bo zaczynamy od nowa.-mocniej otuliłaś się marynarką. Uśmiechnięta, czekałaś aż coś powie.
 -Pocałuj mnie.-wyszeptał w końcu. Zawahałaś się, nie wiedząc, co zrobić.-Proszę...
 -Dlaczego?-odgarnęłaś włosy z czoła i przysunęłaś się bliżej do chłopaka.
 -Bo tylko o tym pomyślałem, gdy cię zobaczyłem.-uśmiechnąwszy się, przyciągnął cię do siebie. Przycisnął swoje miękkie wargi do twoich. Odwzajemniłaś pocałunek, pogłębiając go.
 -Widmo, nie zapędzaj się tak.-usłyszałaś gdzieś w tle, na co wybuchnęłaś śmiechem.
 -Widzisz, takie jest moje życie.-Chanyeol również się zaśmiał.
 -Chodź, idziemy stąd.-powiedziałaś, splatając jego palce ze swoimi.
 -Ale wszyscy nas zobaczą...-powiedział nieco niespokojnie.
 -O to chodzi.-zachichotałaś i oboje wyszliście ze szkoły wtuleni w siebie, aż do samego końca będąc łaskotani przez spojrzenia ludzi z całej szkoły.


 Znów dodałam w piątek i mam nadzieję,że nie za często Was karmię haha ;D ;) Ten scenariusz może trochę bardziej mi się podoba,ale też za dobrze nie jest ;) Życzę miłego czytania ;) Wiecie, do czego zachęcam ;) I generalnie to miłej majówki, kochani ;* ;) Ja się biorę do pisania następnego dzieła ;) Czekam na Wasze opinie ;)