piątek, 6 grudnia 2013

#8 Baekhyun


 Od kilku tygodni twoje wyniki nie polepszały się. Sama uważałaś,że to normalne,bo już jako dziecko byłaś chorowita. Ostatnio jednak czułaś się coraz gorzej. Często robiło ci się słabo,bez powodu wymiotowałaś,twoja skóra straciła ten blask,który miała kiedyś. Rodzice też zaczęli to zauważać. Namawiali cię na wizytę u lekarza,jednak nie chciałaś...Po prostu nie chciałaś. Czasami strach przezwycięża człowieka,a tobie nie robiło różnicy,czy zostaniesz pokonana. W końcu jednak zdecydowałaś się powtórzyć badania,później jeszcze raz i jeszcze raz...
 Trzy kolejne niepomyślne diagnozy odebrane z laboratorium psuły ci humor. Z czasem znikał twój apetyt,na pozór lekkie rzeczy musiałaś trzymać obiema rękami,aby ich nie upuścić. Sama zaczynałaś się martwić o siebie,jednak nie rezygnowałaś. Gdy byłaś mała,babcia wpajała ci,że to,co przyszło samo,samo minie. To coś nie chciało minąć...
 Pewnego dnia wróciłaś do domu. Jak zwykle nie czułaś się najlepiej. Twoi rodzice już byli w domu,toteż mogłaś czuć się pewnie chociaż na chwilę. Obiad był gotowy,jednak nikt nawet nie przygotowywał talerza dla ciebie. Dobre czasy się skończyły,to było pewne.
 Przechodziłaś przez salon ze szklanką wody w obu dłoniach. Trzymałaś się kanapy,co dodawało ci jeszcze większej stabilności. Nagle twoją głowę przeszyło głuche łupnięcie i osunęłaś się na ziemię. Szkło wypadło z rąk na podłogę,jednak nawet nie miałaś czasu się tym przejmować. Kurczowo łapałaś się za skronie,jakby coś tkwiącego w niej nagle miało zniknąć. Zaczęłaś krzyczeć nawet nie wiedząc kiedy. Ból był straszny,jedyne co słyszałaś i czułaś to lekkie potrząsanie oraz podniesione głosy rodziców. Mimo wszystko całe otoczenie wyglądało,niby ukryte za grubą warstwą lodu. A później była już tylko ciemność...
 Odzyskałaś przytomność dopiero w samochodzie. Nie potrzebowałaś nic mówić,doskonale wiedziałaś,gdzie tata wiezie ciebie i mamę. Kobieta niecierpliwie trzymała cię za rękę,nawet nie potrzebowałaś otwierać oczu,żeby to poczuć. Szpital był nieunikniony,już się tym nie przejmowałaś...
 Wizyta w klinice całkowicie podcięła ci skrzydła. Z początku miało być wszystko dobrze,lekarz okazał się bardzo miły,ale tylko dlatego,bo byłaś chora. Wtedy myślałaś sobie,że lepiej byłoby tutaj nie przyjeżdżać wcale. Diagnoza została przedstawiona przez specjalistów bardzo jasno.
 Po prostu nie mogłaś tego wytrzymać. Nagle wszystko runęło. W twoich oczach już nie było przyszłości,tylko nicość. Te słowa cię skrzywdziły,ale nie mogłaś ich odwołać. Miałaś białaczkę,według ciebie to wyrok. Można było ją pokonać,jednak nawet nie chciałaś próbować. Po prostu twoje życie już się skończyło,a ty nie zdążyłaś się z nim pożegnać.
 Z całej siły zaciskałaś usta starając się powstrzymać łzy cieknące,niczym wodospad. Nie wytrzymałaś,musiałaś opuścić gabinet. Zostawiłaś w nim rodziców,przecież w końcu musieli się przyzwyczaić,że ciebie nie ma. Teraz,gdy siedziałaś na korytarzu,wszystko inne wydawało ci się tak śmiesznie nieskomplikowane i proste. Zalewanie się łzami,to była w sumie jedyna rzecz,na którą w tamtej chwili miałaś ochotę. Spoczywałaś na krześle,wokoło ludzie żyli swoim życiem,a ich zmartwieniem było to,kiedy wyjdą ze szpitala,bo wyjdą na pewno...
 -Przepraszam...-przerwał ci nieco nieśmiały głos. Podniosłaś głowę,jednak zza załzawionych oczu widziałaś tylko rozmazany zarys sylwetki.-Wiesz może którędy się idzie do laboratorium?
 -Prosto i trzeci skręt na prawo.-westchnęłaś. Znałaś to miejsce doskonale.
 -Dziękuję.-otarłaś oczy i spostrzegłaś,że stojący przed tobą chłopak się uśmiecha.
 -Proszę.-w nadziei,iż sobie pójdzie,z powrotem spuściłaś głowę.
 -Stało się coś?-usiadł na krześle obok ciebie. Ciągle się uśmiechał.
 -Dlaczego nie możesz po prostu iść do laboratorium?-po twoich policzkach spłynęły kolejne słone kropelki.
 -Bo nie lubię,gdy dziewczyny płaczą.-jego uśmiech nieco zbladł.
 -Przyzwyczajaj się.-ponownie otarłaś oczy.
 -Jestem Baekhyun.-niepewnie dotknął wierzchu twojej dłoni.-A ty?
 -(T.I.)-jego dotyk nieco cię skrępował.
 -Cokolwiek ci jest...-wstał wciągając na ramię torbę,którą miał ze sobą.-...nigdy w siebie nie wątp.
 -Okej-uśmiechnęłaś się przez łzy.-Idź już.
 -Idę.-odwzajemnił uśmiech i zrobił kilka kroków w głąb korytarza.-Do zobaczenia.
 -Hej.-odmachałaś mu tylko,po czym przyglądałaś się,jak znikał w holu.
 Mimo smutku zdążyłaś polubić chłopaka. Cieszyłaś się,bo później spotkałaś go jeszcze kilka razy,a potem byliście niemal nierozłączni. Z początku umawiałaś się z nim w szpitalu,jednak później Baekhyun zabierał cię na spacery. Często pytał  o to,co ci jest,ale nigdy nie odpowiedziałaś...
 Czas zbliżał was do siebie. Dowiedziałaś się,że śpiewa w zespole. Mijały dni,a chłopak codziennie pokazywał ci,jak piękny potrafi być świat. Uczył cię żyć na nowo. Był niesamowity. Mimo wszystko czułaś się nie fair w stosunku do niego. Starał się,a ty tak po prostu go okłamywałaś.
 Twoi rodzice byli załamani. Miałaś do wyboru chemioterapię,albo przeszczep. Od kilku tygodni szukano dawcy,przy czym zostawało ci coraz mniej czasu,aby żyć...Nie chciałaś stracić włosów,które i tak pewnie by odrosły. Nie chodziłaś już do szkoły,zdecydowałaś się nikomu nie mówić. Jednak przychodziły momenty,w których czułaś się słabo przy Baekhyun'ie. Nie mógł ci pomóc,bo nawet nie wiedział o tym,co ci jest.
 Dzień,gdy powiedziałaś mu o twojej chorobie nadszedł twoim zdaniem zbyt szybko. Jak zwykle byłaś z nim umówiona w parku,razem mieliście coś zjeść na świeżym powietrzu. Park był niedaleko szpitala,gdzie teraz już spędzałaś całe dnie,więc nie miałaś daleko. Lekarze woleli mieć cię na oku. Narzuciłaś na siebie swoją ulubioną sukienkę i po prostu wyszłaś.
 Mijałaś już tak dobrze znane ulice zachwycając się popołudniowym zapachem miasta. Zawsze lubiłaś spacerować,nawet wtedy,gdy miałaś do przekazania złe wieści. Denerwowałaś się. Przede wszystkim byłaś przerażona tym,że Baekhyun może nie zrozumieć...Bardzo go kochałaś,ale nie miałaś pewności,czy chłopak wybaczyłby ci kłamstwo. Zostało już niewiele czasu,musiałaś mu powiedzieć. Nawet jeśli będzie zły,powinien pogodzić się z faktem,że gaśniesz,nauczyć się żyć bez ciebie.
 Gdy przekroczyłaś granice parku,od razu zauważyłaś uśmiechniętego Koreańczyka z pięknym bukietem kwiatów. On również dostrzegł twoją postać i pomachał ci wesoło. Był taki słodki,kiedy się spotykaliście. Po prostu chłopak idealny...
 W kilkanaście sekund przebyłaś dystans między wami. Na powitanie wargami musnęłaś jego policzek,tak jak zawsze to robiłaś. Śmiech nie schodził z jego twarzy. Do ręki wcisnął ci bukiet kwiatów. Były to tulipany,twoje ulubione.
 -Cześć.-dopiero teraz się przywitałaś. Usiadłaś na kocu,który wcześniej Baekhyun rozłożył na trawie.
 -Hej.-nieśmiało się uśmiechnął. Ze zdenerwowania zamilkłaś na chwilę. Zachowywałaś się inaczej i doskonale wiedziałaś,że chłopak to zauważał. Zyskiwałaś na czasie,bo nie pytał o nic. W ciszy mierzył cię wzrokiem.
 -Jak u ciebie?-wykrztusiłaś wreszcie. Nie znosiłaś takiego milczenia. Ktoś musiał je przerwać.
 -Co się stało?-Baekhyun nie dawał się oszukiwać.
 -Nie miej mi tego za złe...-na twoich przedramionach zamajaczyła gęsia skórka.
 -Czego?-pokręcił głową.
 -Okłamywałam się,Baekie...-w duchu liczyłaś,że pieszczotliwe słowo nieco go zmiękczy.
 -Co?-mimo wszystko przysunął się bliżej do ciebie.
 -Jestem chora,wiesz?-zacisnęłaś usta. Miałaś ochotę się rozpłakać,jednak tego nie zrobiłaś.
 -Dlaczego mi nie powiedziałaś?-zdziwiło cię,że nawet nie pytał,na co chorujesz.
 -Żebyś się nie przejmował...-powiedziałaś i złapałaś go za rękę.-Żebyś nie traktował mnie inaczej.
 -Co to jest?-mierzył cię załzawionym,półprzytomnym wzrokiem.
 -Nowotwór...krwi.-mocniej ścisnęłaś jego dłoń.-Znaczy,białaczka.
 -Ile?-zadawał niejasne pytania,ale doskonale wiedziałaś,o co pyta.
 -Nie wiem...-odgarnęłaś włosy z czoła.-Może kilka tygodni...
 Chłopak wyplątał się z twojego uścisku. Wstał,teraz tylko spoglądał na ciebie z pewnej odległości. Jego ruchy nie były pełne obrzydzenia,raczej zawierały strach. Nerwowo pocierał dłonią kark,podczas gdy ty skulona siedziałaś na kocu. Drżałaś,chociaż wcale nie było ci zimno. Bałaś się,bo nie wiedziałaś,co Baekhyun teraz zrobi. Mógł cię zostawić. W zasadzie,to mógł zrobić wszystko. Bez niego nawet nie chciałaś walczyć,chociaż i tak nie walczyłaś. Trafiłaś w błędne koło,a ty byłaś chomikiem.
 -Bierzesz coś?-złożył ręce na piersi stojąc przy najbliższym drzewie.
 -Nie.-pokręciłaś głową. Spoglądałaś na niego niemal błagalnie.
 -Dlaczego?-niespokojnie poruszył głową.
 -Nie chcę...-wzruszyłaś ramionami.
 -A jest szansa..?-zawahał się na chwilę.
 -Szukają dla mnie dawcy szpiku...-urwałaś,żeby trochę się uspokoić.-Ale nie mogą...
 -Wiesz jak ja się teraz czuję?-Baekhyun wyciągnął do ciebie ręce niemal z wyrzutem.-Zachowałaś się jak jakaś pieprzona egoistka!
 -Nie mów tak,okej?-nieco zaszokowało cię jego zachowanie.
 -Niby dlaczego?-nerwowo zmierzwił włosy palcami.-Dlaczego nagle miałbym myśleć o tobie,skoro ty nie pomyślałaś o mnie?
 -Może dlatego,bo mi na tobie zależy?-również wstałaś. Teraz byłaś z nim na równi.
 -A może ja też ciebie potrzebuję?-powiedział z akcentem na "potrzebuję".-Wiesz jakbym się czuł,gdybyś nagle..?
 Nie dałaś mu skończyć,bo po prostu przycisnęłaś swoje wargi do jego pełnych ust. Palce jednej ręki wplotłaś w te zmierzwione włosy,a druga spoczęła na karku zroszonym potem. Nawet nie zależało ci,żeby zatkać mu usta. Musiałaś go pocałować,żeby wiedział,że to nic między wami nie zmienia. Twoja choroba,to jak patrzył na ciebie,gdy stał pod drzewem...Oczywiście Baekhyun się poddał. Objął cię silnymi ramionami,a jedynym jego zajęciem było oddawanie pocałunków. Jego wargi były miękkie,przyjemnie ciepłe. Jeszcze nigdy buziak z chłopakiem nie zatrzymał bicia twojego serca,ale jak widać czasy się zmieniły. Ten chłopak był wyjątkowy. Niósł cały swój świat. Tak,jak podczas pocałunku unosił ciebie. Z trudem odsunęłaś się od niego na odległość tych kilku centymetrów. Zachwycony Baekhyun mierzył cię nieco zmartwionym wzrokiem.
 -Kocham cię.-wyszeptał chwytając twoją rękę.-Nie pozwolę,żeby to coś cię...
 -Wiem.-złożyłaś kolejny pocałunek na jego ustach.-Wiem już.
 -Chodź,bo kurczak wystygnie.-poprowadził cię w kierunku koca,gdzie zjedliście pyszny posiłek.
 Od tamtego dnia byliście nierozłączni,jednak nie na długo. Twój chłopak wyjechał w góry z rodzicami,więc zostały wam tylko wiadomości tekstowe. Codziennie pisaliście ze sobą. Tęskniłaś za nim,a on za tobą. Nie mogłaś doczekać się chwili,gdy wróci.
 Dwa dni przed jego powrotem dowiedziałaś się,że znaleźli dla ciebie dawcę szpiku. Twoi rodzice pękali ze szczęścia,jednak ty byłaś pełna obawy,że operacja się nie uda. Miałaś być w szpitalu już następnego dnia po powrocie Baekhyuna. Smuciłaś się jeszcze dlatego,bo miałaś z nim spędzić tak mało czasu. Materiał kostny czekał już na ciebie w szpitalu,a każda godzina zwłoki była ryzykowna...
 Jego dom miał być miejscem waszego spotkania. Z dużym wyprzedzeniem zaczęłaś się szykować. Można powiedzieć,że zrobiłaś się na bóstwo. Nawet sama wtedy uważałaś siebie za niesamowicie piękną. Spoglądałaś w lustro i widziałaś inną osobę. Tamta po drugiej stronie była nieskazitelna,po prostu zbyt idealna,by mogła istnieć. Nerwy zjadały cię od środka,bo na ten dzień zaplanowałaś swój mały plan. Wiele razy Baekhyun mówił ci,że przed śmiercią każdy człowiek powinien zaliczyć wszystkie ludzkie doświadczenia. Właśnie dzisiaj chciałaś zrealizować jedno z nich...
 Byłaś u niego punktualnie o ósmej. Otworzył ci drzwi jak zwykle uśmiechnięty. Pocałował cię na powitanie. Ledwo znalazłaś się w środku,a już wziął od ciebie płaszcz.
 -Po schodach na górę i w lewo.-poinstruował cię robiąc kilka kroków w głąb korytarza.-A ja zaraz będę.
 Na odchodne ucałował twój policzek. Z uśmiechem wdrapywałaś się po stopniach,później po korytarzu,co zaprowadziło cię do pokoju twojego chłopaka. Pomieszczenie idealnie oddawało osobowość Baekhyun'a. Fioletowe ściany idealnie współgrały z kremowym dywanem,a duże łóżko było perfekcyjne,abyś mogła zrealizować swój plan.
 Rozglądając się wszędzie,podeszłaś do pokaźnych rozmiarów okna,z którego rozciągał się widok na przedmieścia Seoulu. Widok zapierał dech w piersiach. W oddali miliony miejskich światełek tańczyło,miałaś wrażenie,że specjalnie dla ciebie...
 -Podoba ci się?-przerwał ci tak dobrze znany głos.
 -Bardzo.-uśmiechnęłaś się,bo poczułaś ciepłe ręce od tyłu oplatające cię w pasie.
 -A wiesz,co mi się podoba w moim pokoju?-odwrócił twoją sylwetkę przodem do siebie i teraz stykaliście się nosami.
 -Autostrady i stadiony.-uśmiechnął się na dźwięk twoich słów.
 -Ty.-delikatnie przycisnął swoje wargi do twoich.
 -Chodź.-ciągle nie rozłączywszy waszych dłoni,pociągnęłaś go w kierunku łóżka. Oboje usiedliście na jego krawędzi.-Mam dobrą wiadomość.
 -Jaką?-chłopak zaczął bawić się twoimi palcami.
 -Znaleziono dawcę.-wyszczerzyłaś zęby w uśmiechu.-Wiesz,co to oznacza?
 -Wiem.-w jego oczach zobaczyłaś magiczne iskierki,jednak widziałaś,że nie był zaskoczony.-Cieszę się,nareszcie...
 -To dlaczego masz taką minę?-zaniepokoiłaś się lekko.
 -Bo nigdy jeszcze nie miałem takiej nadziei na nic,jak na to,że się uda.-odgarnął ci włosy z czoła.-Będziesz tutaj ze mną przez długi czas,wierzę w to...
 -Baekie?-zapytałaś niepewnie. Nadeszła pora,by w końcu zrealizować twój plan.
 -Tak?-przysunęłaś się jeszcze bliżej niego,chociaż było to prawie niemożliwe.
 -Tęskniłam za tobą.-położyłaś mu rękę na rozgrzanym karku. Bez zastanowienia wpiłaś się w jego ciepłe wargi. Wasze usta zaczęły odbywać jakiś nieznany nikomu taniec. Po chwili jednak przeszłaś do sedna i zaczęłaś rozpinać guziki kraciastej koszuli,którą miał na sobie. Pewnie zerwałabyś ją z niego,ale chłopak ci przerwał.
 -Nie,(T.I.).-uśmiechnął się.-Nie teraz.
 -Przecież chciałeś,żebym miała za sobą wszystkie doświadczenia...-lekko zakłopotana zaczęłaś gryźć dolną wargę.
 -Ale miałaś tego nie robić pod presją.-ku twojemu zaskoczeniu Baekhyun zaśmiał się wesoło.
 -Czyli nie chcesz?-trochę się od niego odsunęłaś.
 -Chcę.-przysunął cię z powrotem do siebie.-Ale nie,jeśli masz czuć,że musisz...
 -Nie czuję się tak.-pogłaskałaś go po lśniących włosach.-Przez to będę silniejsza,wiesz?
 -To chodź.-pociągnął cię dalej na łóżku i oboje daliście się ponieść chwili.
 Seks z Baekhyun'em twoim zdaniem był niesamowity. Dokładnie taki,jak to sobie wyobrażałaś. Z początku się wahałaś,ale potem już byłaś pewna,że to właściwe miejsce,właściwy chłopak i właściwy moment...
 Z następnego dnia pamiętasz tylko smutne pożegnanie ze swoim chłopakiem,przyjazd do szpitala oraz chwilę,gdy podano ci narkozę. Byłaś przerażona,bo coś mogło pójść nie tak. Wtedy ty pewnie już byś nie żyła ,a Baekie zostałby sam.
 Zasypiając myślałaś dosłownie o wszystkim. Starałaś się skupić na opanowaniu swojego ciała. Trzęsły ci się kolana,więc przede wszystkim chciałaś je uspokoić. Zaczynałaś robić się senna,gdy powoli się relaksowałaś,nerwy ustępowały same. Chwilę później już po prostu spałaś niczym dziecko,chociaż na pewno stałaś przed najtrudniejszą walką w swoim życiu...
 Przebudzenie nie było bolesne. Wręcz przeciwnie. Miałaś wrażenie,że zasnęłaś na tysiące lat. Nie czułaś bólu,może tylko lekkie mrowienie w okolicach rąk i nóg. Myślałaś o sobie,jako o nowo narodzonej. Cierpliwie nie otwierałaś oczu zaciągając się powietrzem przesiąkniętym szpitalnym zapachem. W spokoju słuchałaś pikania kilku aparatur. Wiele razy czytałaś,jak wygląda budzenie po przeszczepie. Twoje w niczym nie przypominało tamtych opisów. Straszono cię agonią,odrętwieniem,a nawet tym,że zapadniesz w śpiączkę na tygodnie. Wszystko to okazało się nieprawdą. Czułaś się świetnie. Od razu zaczęłaś myśleć o tym,jak bardzo chciałabyś poznać osobę,która uratowała ci życie.
 Nagle usłyszałaś klaskanie,najpierw w okolicy lewego,później prawego ucha. Następnie ciepła dłoń zacisnęła się na twoim przegubie i pogłaskała cię po wierzchu dłoni.
 -Wstajemy,królewno.-klaskanie się powtórzyło. Tym razem było ono donośniejsze,niemal podskoczyłaś na jego dźwięk.-Dalej,wiemy.że potrafisz...
 Tym razem delikatnie zostałaś dźgnięta palcem w ramię. Gdy to nie poskutkowało,ktoś poklepał cię po policzkach. Dopiero wtedy otworzyłaś oczy i jednym haustem nabrałaś powietrza. Zobaczyłaś przed sobą dwóch lekarzy. Jeden z nich był mężczyzną,który zajmował się twoim przypadkiem.
 -Nareszcie,(T.I.).-obaj zaczęli klaskać z uznaniem. Uśmiechnęłaś się do nich,chociaż ich sylwetki były nieco rozmazane. Oparcie twojego łóżka zostało nieco podniesione,więc nie miałaś problemu z rozglądaniem się po pokoju.
 -Twój chłopak ma naprawdę cenny szpik,wiesz?-zaśmiał się drugi lekarz.
 -Kto?-ku twojemu zaskoczeniu odezwałaś się bez trudu.
 -Około tydzień temu pobraliśmy szpik od...-mężczyzna zerknął na tabliczkę przyczepioną do twojego łóżka.-...chłopaka imieniem Baekhyun. Upierał się,żeby jego materiał trafił do ciebie. Byliśmy niezdecydowani,wtedy powiedział,że jesteście parą. Po prostu nie mieliśmy wyboru,musieliśmy.
 -Tak.-wybełkotałaś,chociaż nikt nie pytał o nic. Jeszcze nigdy w życiu nie byłaś tak zaskoczona i jednocześnie szczęśliwa. Nie rozumiałaś,co to wszystko miało oznaczać. Przecież lekarze nigdy nie kłamią,nawet w najgorszych sytuacjach.
 Nagle wszystko zaczęło ci się składać w logiczną całość. Dopiero co się przebudziłaś,a już twój mózg pracował na najwyższych obrotach. Po prostu odrodziłaś się,niczym feniks. Baekhyun wcale nie pojechał w góry. Był w mieście,dokładniej w szpitalu. Nie rozumiałaś,dlaczego ci nie powiedział,jednak w tamtej chwili nawet nie miałaś czasu. Musiałaś jak najszybciej się z nim spotkać,nawet jeśli nie mogłaś jeszcze chodzić,a po narkozie pozostał ci mętlik w głowie.
 -Jest tutaj?-wykrztusiłaś jak oparzona.
 -Był,a teraz nie wiem,gdzie jest.-odezwał się twój lekarz.-Nic nam nie mówił,ale chyba poszedł do bufetu,żeby coś zjeść.
 -Nie wolno ci wstawać,pamiętaj.-drugi mężczyzna żartobliwie pogroził ci palcem.
 -Przecież ja muszę go zobaczyć!-powiedziałaś z nieskrywaną pretensją.
 -Sam do ciebie przyjdzie.-uśmiechnął się doktor.
 -Zawoła go Pan?-uśmiechnęłaś się,teraz już nieco spokojnie.-Proszę...
 -Jak go spotkam,na pewno.-na znak swoich słów zacisnął pięści.-A tymczasem ty leż,bo musimy utrzymać twoje tętno w normie.
 Zrobiłaś to niechętnie,ale spełniłaś ich prośbę. Z trudem zostałaś na swoim miejscu czekając na swojego chłopaka. Już nie mogłaś się doczekać tej pięknej,roześmianej twarzy. Zwłaszcza po tym,co zrobiła. Po kilku minutach zaczynałaś się niecierpliwić,więc chwyciłaś swój telefon,który leżał na szafce obok,a zauważyłaś go dopiero teraz. Na tapecie jak zwykle widniało zdjęcie Baekhyun'a. Uśmiechnęłaś się na sam jego widok. Teraz miałaś więcej czasu,aby skupić się na sobie. Spostrzegłaś matowe paznokcie,nieco zblakłe włosy,które dopiero przy końcach zaczynały lśnić. Usiadłszy na łóżku,rozglądałaś się po pomieszczeniu z niemałym zainteresowaniem. Nie było ono jakoś specjalnie szczególne. Wszystkie szpitale miały taki wystrój. Uśmiechnęłaś się na sam widok bukietu tulipanów złożonego w nogach łóżka. Już wiedziałaś,kto je przyniósł. Znów chwyciłaś telefon i niecierpliwie zaczęłaś obracać go w dłoniach.
 Po nie więcej,jak dwóch minutach drzwi zapełniła postać twojego chłopaka. Uśmiechnęłaś się,miałaś mu do powiedzenia tak bardzo wiele. On również się uśmiechał. Tym śmiechem,który po raz pierwszy spotkałaś cztery miesiące temu,dokładnie na tym korytarzu tuż za ścianą...Uśmiechał  się,bo już nigdy więcej nie miał być samotny,bo uratował ci życie. Miałaś mu nigdy tego nie zapomnieć,a on miał nigdy nie zapomnieć ciebie,swojej dziewczyny. Teraz już nie tylko byłaś w stu procentach sobą,w środku już teraz miałaś też cząstkę jego. Mały kawałek tego idealnego DNA,niepowtarzalnego,pięknego...
 -Jak się spało,pyszczku?-natychmiast podszedł do ciebie i usiadł na brzegu łóżka muskając wargami twoje czoło.
 -Cudownie.-uśmiechnęłaś się,po czym od razu złapałaś go za rękę.
 -Widać.-wolną dłonią pogłaskał cię po policzku.
 -Dlaczego mi nie powiedziałeś?-natychmiast chciałaś się od niego dowiedzieć tego,co najważniejsze.
 -O czym,skarbie?-uroczo przewrócił oczami.
 -Nie byłeś w górach.-pokręciłaś głową z niedowierzaniem.-Byłeś tutaj i wiem,dlaczego.
 -Przepraszam.-uśmiechnął się.-Przepraszam,bo nie jest mi przykro.
 -Odpowiesz mi?-zmarszczyłaś czoło.
 -A co miałem ci powiedzieć?-kciukiem głaskał wierzch twojej dłoni.-Że idę do szpitala,bo nie mogę ciebie stracić? Zgodność naszych szpików tylko mi pomogła.
 -Dziękuję.-powiedziałaś.-Dziękuję,za wszystko.
 -To ja ci dziękuję.-z uśmiechem objęłaś go za szyję.-Dziękuję ci za to,że jesteś jedyną osobą,którą kocham i za to,że już nie jestem sam i za tę noc przed operacją...
 -To teraz jesteśmy na tej samej półce.-przycisnęłaś swoje wargi do jego warg tak,jak to zrobiłaś tam pod drzewem. W dniu,w którym zrozumiałaś,że ten szpital na zawsze odmienił  twoje życie. Przed tobą była jeszcze długa droga,ale nie była to męczarnia. Miałaś przy sobie osobę,która cię kochała. Teraz już nie potrzebowałaś nikogo innego,tak miało zostać już zawsze...

poniedziałek, 2 grudnia 2013

#7 Sehun


 Dwa lata na dojście do siebie. Tyle dali ci inni. Dwadzieścia cztery miesiące,żeby powrócić do normalnego psychicznego stanu. Udało ci się,ale co z tego,skoro już nigdy nie będziesz tą samą osobą. Zmieniłaś szkołę,odgrodziłaś się od starych znajomych. Za wszelką cenę unikałaś odpowiadania na wszystkie trudne pytania ciągle dotyczące jednego tematu. Nie rozmawiałaś prawie z nikim,oprócz najbliższej rodziny,której z resztą już pozostało ci niewiele. Radziłaś sobie sama,jedyny pozytywny skutek przeżycia ostatnich dwóch lat...
 Śmierć jest rzeczą dziwną i w wielu przypadkach wydaje nam się nieprawdziwa,dopóki sami się z nią nie zetkniemy. Również tak myślałaś,dopóki życie nie zabrało ci rodziców.
 To był pochmurny listopad. Papierosy leżały wszędzie,ale ty się tylko przyglądałaś. Razem ze swoim najlepszym przyjacielem,jednocześnie też twoim bratem siedzieliście na kanapie w brudnym slumsowatym lokalu. Muzyka dudniła,aż bolały cię uszy. Nie lubiłaś imprez w ruinach. Zawsze po nich łapałaś jakieś przeziębienie,czy coś innego. Nie bawiłaś się dobrze,bo tak naprawdę przyszłaś tutaj,żeby przypilnować młodego. Oboje uciekliście rodzicom,teraz było ci wstyd. Oczywiście twój brat usprawiedliwiał wszystko tym,że starsi i tak wyszli do znajomych,a w domu byście się tylko nudzili.
 Impreza trwała,Ming łykał kieliszek za kieliszkiem. Będziesz musiała tłumaczyć się przed rodzicami,plus w dodatku męczyć się z zalanym w trupa nieletnim. Atmosfera stawała się coraz luźniejsza. Oboje gadaliście do dwudziestej trzeciej. Potem zdecydowałaś,że zaciągniesz go do domu. Nikt nie protestował przeciwko waszemu wyjściu. Zazwyczaj nie byliście nigdzie zapraszani,sami siebie zapraszaliście. Standardowa zabawa z Ming'iem. Cudem twój brat jeszcze sam szedł. Czas mijał nieubłaganie,a ty nie miałaś go zbyt wiele. Po północy dotarliście do domu. Przynajmniej tak ci się wydawało,że to był wasz dom...
 W okolicy budynku stało może z pięć radiowozów. Drzwi były otwarte,zamek wyłamany. Miejsce,w którym jeszcze nie tak dawno oboje czuliście się bezpiecznie,nagle stał się czymś zupełnie nieznanym. Przez okna można było dostrzec zapalone światła oraz poruszające się postacie.
 Chwyciłaś swojego brata za ramię i ostrożnie przekroczyłaś chodnik. Szłaś tym samym podjazdem,co dzisiaj rano,jednak mimo wszystko to już nie był ten sam beton. Zerknęłaś w okna pierwszego radiowozu,gdzie siedział może trzydziestoletni mężczyzna. Gdy tylko was zobaczył,natychmiast chwycił krótkofalówkę. Zaczął coś mówić,ale widziałaś tylko ruchy jego warg. Chwilę później z domu wyszedł drugi policjant. Zmierzał w waszym kierunku,więc szeptem nakazałaś Ming'owi zachowywać się,jak trzeźwa osoba. Był w tym naprawdę niesamowity,toteż pozostawałaś pewna powodzenia operacji.
 -Czekaliśmy na was.-powiedział stróż prawa,gdy stanął może jakiś metr od ciebie.
 -O co chodzi?-mocniej chwyciłaś brata za ramię.
 Potem słyszałaś już tylko pojedyncze słowa i jedno bardzo długie. "Gospodarze tego domu nie żyją,więc mamy nakaz przeszukania całego budynku" uderzyło w ciebie niczym kula armatnia. Nawet nie zadawałaś zbędnych pytań,później i tak dowiedziałaś się wszystkiego. Zamiast normalnego otoczenia przed oczami zobaczyłaś krwistą czerwień. Miałaś wrażenie,że w głowie miałaś człowieka z młotem pneumatycznym. Po całym zdarzeniu,ale przez pierwszy rok nie pamiętałaś nic,a przynajmniej tak ci się wydawało. Miałaś tylko przebłyski pogrzebu,monotonnego chodzenia do szkoły i osiemnaste urodziny Ming'a,gdy wsadzono go za kratki. Z pochówku rodziców szczególnie w pamięci utknęła ci jedna osoba. Chłopak o blond włosach. Tak nieziemsko piękny,że przez chwilę wydawał się nieprawdziwy. Nigdy wcześniej go nie spotkałaś,jednak wasze spojrzenia spotykały się co jakiś czas. Raczej nie był znajomym twojej rodziny. Mimo wszystko szedł w kondukcie żałobnym,jakby nigdy nic. Ubrany w ciemny płaszcz i czarne,skórzane rękawiczki. Z nikim nie rozmawiał,ale uśmiechał się do wszystkich. Zupełnie,jakby nie był to najgorszy dzień twojego życia...
 Ming zawsze miał problemy ze sobą samym. Wiedziałaś o tym,jednak nie potrafiłaś mu pomóc. Był od ciebie młodszy,nawet jeśli bardzo niewiele,to czułaś się za niego odpowiedzialna. W momencie,w którym policja stała przed waszym domem,już wiedziałaś,że go zamkną. Doskonale miałaś pojęcie,co ukrywał pośród swoich gratów. Powołano cię na świadka podczas rozprawy,ale nie powiedziałaś prawie nic,odmówiłaś składania zeznań. Ming i tak trafił do więzienia...
 Przetrwałaś tak dwa lata. Śmiałaś się,cieszyłaś z prostych,ludzkich rzeczy. Często odwiedzałaś swojego brata. W międzyczasie nauczyłaś się żyć sama. Co tydzień odwiedzałaś swojego obrońcę. Za cztery lata znów będziecie mogli być razem. Wiedziałaś,że nie miał się dobrze. To było dla niego jak odwyk,w końcu był uzależniony. Sześć lat za posiadanie narkotyków go z pewnością nie zbawi...
 Opuściwszy budynek Okręgowego Zakładu Karnego,wsunęłaś rękę do kieszeni,aby poszukać banknotu o nominale dwudziestu wonów,który zawsze tam nosiłaś. To spotkanie z Ming'iem było wyjątkowe. Nigdy nie chciał nic od ciebie,ale tym razem poprosił cię o coś nietypowego. Przed oczami ciągle miałaś jego minę,gdy mówił,że zmarła jego przyjaciółka ze szkoły. Niemal błagał,żebyś raczyła pójść na pogrzeb i zapalić świeczkę. Bez wahania się zgodziłaś,od dwóch lat byłaś w stanie zrobić dla swojego brata wszystko. W drodze do domu kupiłaś znicz. Pochówek miał się odbyć już jutro,a nie zamierzałaś później przeszukiwać cmentarza w poszukiwaniu małego lampioniku...
 Ceremonia minęła równie szybko,jak się o niej dowiedziałaś. Nie uroniłaś ani jednej łzy,gdyż po prostu nie znałaś tej dziewczyny. Twoją uwagę przykuło coś innego...
 W międzyczasie zauważyłaś,że rozwiązał ci się but. Był to moment,w którym wszyscy klękali,więc nie czułaś się skrępowana schylając się. Teraz łatwiej mogłaś się rozejrzeć po zebranych osobach. Momentalnie przejechałaś wzrokiem między pochylonymi głowami i nagle oniemiałaś. Kilkakrotnie zamrugałaś,żeby upewnić się,czy przypadkiem to nie sen.
 Doskonale poznawałaś te jasne włosy. Chłopak był ubrany w ten sam płaszcz,jednak tym razem na głowie miał czarny melonik. Spokojnie mogłaś widzieć jego twarz. Po prostu stałaś w idealnym miejscu. Wszyscy wstali,a wasze spojrzenia się spotkały. Natychmiast spłonęłaś krwistoczerwonym rumieńcem,ale wiedziałaś,że on nie czuje się skrępowany. Nawet nie odwrócił wzroku...
 Po pogrzebie grupka ludzi udała się na stypę,jednak ty powolnym krokiem kierowałaś się do wyjścia z cmentarza. Było naprawdę zimno,po jakimś czasie kolana zaczęły ci się trząść. Na ścieżce nie widziałaś nikogo. Nagle obok siebie usłyszałaś ciche szuranie kamieni,którymi zostało wyłożone przejście. Nie podnosiłaś wzroku,już wiedziałaś,kto idzie obok ciebie.
 -Śledzisz mnie?-zerknęłaś w oczy osobie z bladą twarzą otoczoną aureolą blond włosów.
 -Nie.-uśmiechnął się pod nosem.-Skąd?
 -Widziałam cię na pogrzebie moich rodziców.-pokręciłaś głową z niedowierzaniem.-Dwa lata temu...
 -To nie dziwne,że się nie otrząsnęłaś?-byłaś zaskoczona tym,skąd tak wiele wie o tobie.
 -Rzeczywiście,dziwne.-zmierzyłaś go od stóp do głowy.-Co tutaj robisz?
 -Lubię bywać na pogrzebach.-poprawił kapelusz przykrywający jasne włosy.
 -Czy to jest normalne?-uśmiechnęłaś się delikatnie w jego stronę.
 -Raczej nie.-zaśmiał się cicho.
 -Nie zmieniłeś się przez dwa lata.-złożyłaś ręce na piersi.
 -Prawda.-jego proste odpowiedzi powoli zaczynały cię irytować.
 -Przychodzisz tutaj na każdy pogrzeb od lat?-tobie wydawało się to niemożliwe.
 -Tak.-uśmiechnął się.-Chociaż mnie nie znają,niech wiedzą,że tu byłem.
 -Nie jesteś normalny,wiesz?-zaśmiałaś się. Nie było to stosowne na cmentarzu,ale nie mogłaś się powstrzymać.
 -Jestem Sehun.-podał ci rękę. Była naga,jednak mimo wszystko przyjemnie ciepła.-Ten nienormalny.
 -(T.I.)-z dumą wymówiłaś swoje imię.
 -Miło poznać.-uśmiechnął się do ciebie.-A ty co tutaj robisz?
 -To była koleżanka mojego brata.-włożyłaś ręce do kieszeni płaszcza,żeby było ci cieplej.-Poprosił mnie,abym przyszła...
 -Sam nie mógł?-uroczo uniósł brew do góry.
 -To długa historia.-odpowiedziałaś,ale tak naprawdę nawet nie miałaś ochoty o tym opowiadać.
 -Co powiesz na kawę?-przystanęłaś z nim pod bramą,którą się wchodziło.
 -Nie mogę. Muszę wracać do szkoły.-odgarnęłaś włosy z czoła.
 -To może cię podwiozę?-z kieszeni wyciągnął kluczyki samochodowe.
 -A nie jesteś psychopatą może?-zapytałaś żartobliwie.
 -Jasne,zagłaszczę cię na śmierć...-delikatnie chwycił cię za nadgarstek,jakby bał się,że zaraz rąbniesz go w twarz,po czym ostrożnie pociągnął w kierunku białego Mercedesa stojącego na przeciwległym krańcu ulicy.
 -Czekaj.-rozkazałaś mu,chociaż byliście już przy samochodzie.
 -Tak?-cierpliwie odwrócił się w twoją stronę.
 -Przecież ja cię w ogóle nie znam...-puścił twój nadgarstek.
 -To poznasz,chcesz?-uśmiechnął się,chociaż podchodziłaś do niego nieufnie.
 -Masz mi opowiedzieć,co robiłeś na pogrzebie moich rodziców...-zrobiłaś zagniewaną minę.-I dlaczego gapiłeś się na mnie wtedy,plus dlaczego gapiłeś się na mnie dzisiaj...
 -Dobrze,w drodze ci opowiem.-otworzywszy auto,przebiegł się do drzwi od strony pasażera,po czym otworzył je przed tobą. Wsiadłaś już nie protestując.
 -Masz mnie zawieźć prosto do szkoły...-skrzyżowałaś ręce na piersi,gdy chłopak włożył klucz do stacyjki. Wygodnie usadowił się przed kierownicą.
 -Dlaczego nagle zrobiłaś się taka kapryśna?-uśmiechnął się. Moment później samochód zawarczał,niczym dziki kot. Odjechaliście z cmentarza.
 -Bo unikasz odpowiedzi.-pokręciłaś głową.-Jakbyś chciał mi powiedzieć,że to przypadek.
 -Nie wiedziałem,że tutaj będziesz dzisiaj...-twoim zdaniem odpowiadało mu prowadzenie samochodu,bo wtedy nie widziałaś jego oczu.-Nie obraź się,ale myślę o tobie jako o dziewczynie,która myśli,iż chodzę na pogrzeby tylko po to,żeby ją spotkać.
 -Nie myślę tak.-uśmiechnęłaś się do niego.-Ale chciałabym znać twoje powody.
 -Jesteś godna zaufania?-puścił do ciebie perskie oko.
 -Możemy się przekonać.-potarłaś kark dłonią.
 -Czyli jesteś.-zaśmiał się.-Cztery lata temu umarła mi siostra.
 Uśmiechał się,ale widziałaś,jak w jego oczach zatańczyły łzy. Doskonale znałaś to uczucie. Za każdym razem,gdy myślałaś o rodzicach,reagowałaś tak samo.
 -Teraz miałaby tyle lat,ile ja mam...-kontynuował.-Razem z rodzicami byłem we Francji. Ona została w domu. Suszarka do włosów wpadła jej do wody,a ona chciała ją wyciągnąć...Znasz już resztę opowieści.
 -Ciągle nie opowiedziałeś mi dlaczego...
 -Umierała sama.-przerwał ci,ale nie miałaś mu tego za złe.-Od tamtego czasu obiecałem sobie,że nie pozwolę nikomu tak umierać.
 -To bardzo piękne...-trochę się zaniepokoiłaś,bo byliście już blisko szkoły.
 -Ale?-uśmiechał się patrząc na drogę.
 -Możemy jechać na tę kawę?-zrobiłaś minę niewiniątka.
 -Bardzo nieładnie tak się zrywać z lekcji...-przygryzł dolną wargę,ale wiedziałaś,że i tak się zgodzi.
 -No proszę...-niby błagalnie chwyciłaś go za ramię.
 -Dobra,poddaję się...-zaśmiał się głośno. Sama przed sobą musiałaś przyznać,iż ma przepiękny śmiech.-Ale ja wybieram miejsce.
 -Jak chcesz.-rozluźniłaś się. Może Sehun miał taką moc? Jego obecność uspokajała wszystkich dookoła. Coś w tym musiało być.-Ciągle nie powiedziałeś mi,dlaczego się na mnie gapiłeś...
 -To trudne do wytłumaczenia.-wyszczerzył się jeszcze raz.
 -Mamy czas.-spojrzałaś na niego. Na jego skórze leniwie tańczyły promienie chłodnego,jesiennego słońca.
 -Może to głupie,ale gdy cię zobaczyłem po raz pierwszy,miałaś w swoich oczach taką siłę...-pokręcił głową nie mogąc się wysłowić.-Płakałaś,jednak ja wiedziałem,że w środku jesteś lwem. Pokazałaś mi to wtedy i pokazujesz mi to teraz.
 -To nie jest głupie.-uśmiechnęłaś się.-Nie będę kłamać,ani trochę cię nie rozumiem.
 -Może kiedyś zaczniesz.-nawet nie zauważyłaś,że zatrzymał się na parkingu pod kawiarnią.-Wysiadamy,tygrysie.
 -Jak mnie nazwałeś?-otworzyłaś drzwi od strony pasażera i wyszłaś na świeże powietrze. W skupieniu przyglądałaś się,jak chłopak zamyka Mercedesa,po czym poprawia kapelusz na głowie. Nie odpowiedział na twoje pytanie,ale nie przeszkadzało ci to. Jeszcze raz na niego spojrzawszy,ruszyłaś do lokalu.
 Szczerze mówiąc nie sądziłaś,że Sehun wybierze taki lokal. W środku nie było tłoczno,jednak też nie pusto,przyjemne ciepło leniwie otaczało wszystkich klientów. Pomieszczenie zapełniały stoliki,przy których porozwieszane były hamaki.
 -Zajmij tam,w kącie...-szepnął ci do ucha Sehun palcem wskazując miejsce przy oknie. Na karku zamajaczyła ci gęsia skórka.
 -Poproszę tylko herbatę.-sięgnęłaś po torebkę,ale chłopak w ostatniej chwili cię powstrzymał.
 -Nie wygłupiaj się.-uśmiechnął się.-Ja stawiam.
 -Jak chcesz.-żartobliwie zdjęłaś mu kapelusz i nakryłaś nim swoje jedwabiste włosy. Nie protestował,tylko zmierzył cię zadowolonym wzrokiem.
 -Mogłabyś tak chodzić częściej.-poprawił ci melonik na głowie. Tylko się uśmiechnęłaś,po czym poszłaś zająć miejsce. Wygodnie usiadłaś na hamaku przyglądając się,jak twój towarzysz zamawia kawę. Był całkiem przystojny. Czasami mogłabyś nawet się z nim umówić... Sehun również spojrzał  w twoim kierunku,od razu na jego twarzy zagościł uśmiech. Znałaś ten wzrok,spodobałaś mu się,ale nie wiedziałaś dlaczego...On był niesamowity,wyglądał jak nie z tego świata,a twoim zdaniem ty byłaś przeciętna.
 Właśnie dostał kawę do rąk. Ciągle nie spuszczał cię z oczu. Nieustannie się uśmiechał. Stawiał szybkie kroki. Dopiero w tamtym momencie zauważyłaś na podłodze znak,który zazwyczaj się stawia,gdy posadzka była świeżo umyta. Sehun nie zobaczył tabliczki. Zaczęłaś do niego machać,gestami pokazywałaś,żeby trochę zwolnił,a on zrobił tylko zdziwioną minę. Miałaś wrażenie,że późniejsze wydarzenia dzieją się w tak zwanym slow motion. W jednym momencie chłopak pośliznął się i wylał na siebie obie kawy. Ustał,jednak ciebie interesowała tylko brązowa plama na jego lewym udzie oraz niemal pulsujące już oparzenie.
 Biegiem rzuciłaś się,żeby mu pomóc. Podeszły już do niego kobiety z obsługi. Zgarnęłaś pierwszą lepszą butelkę wody z lady i natychmiast ją odkręciłaś. Podałaś ją jednej z baristek,która polała oparzenie zimną cieczą. Sehun cicho jęknął z bólu,ale był bardzo dzielny. Posadziłaś go na najbliższym hamaku,po czym razem z kawiarnianymi kobietami ustaliłaś,że najlepiej będzie zawieźć go do szpitala. Nawet nie kazano wam zapłacić za zmarnowane napoje.
 Chłopak mógł chodzić,więc z lokalu wyszedł o własnych siłach. Wzięłaś od niego kluczyki do Mercedesa i pomogłaś mu usiąść na siedzeniu pasażera. Umiałaś prowadzić,ale zanim ruszyliście,twój towarzysz kilka razy się upewniał,czy na pewno nie spowodujesz wypadku.
 Gdy w końcu ruszyłaś,chłopak wyglądał na wyjątkowo spiętego. Twoim zdaniem samochód niemal całował drogę,nawet zaczęłaś się zastanawiać,ile Mercedes kosztował. Co jakiś czas zerkałaś na Sehuna. Był bardzo dzielny,nie dawał po sobie poznać,że coś go boli. Po prostu siedział,nieco skulony,spokojnie oddychał. Nie zwracał na ciebie uwagi,albo po prostu ci się zdawało...
 W szpitalu zabrali chłopaka od razu na ostry dyżur. Zwykłym ludziom nie pozwalano wejść dalej,także niecierpliwie czekałaś przy poczekalni. Martwiłaś się o niego. Musiałaś przyznać,iż po prostu go polubiłaś,może nawet za bardzo. Na głowie ciągle miałaś jego kapelusz. Sama myśl o meloniku przystroiła twoją twarz uśmiechem.
 Usiadłaś na najbliższym krześle. Postanowiłaś,że poczekasz na Sehuna. Czas ci się dłużył. Równie dobrze mogli wypuścić go za godzinę,jak i równie dobrze mogli to zrobić dopiero jutro. Znudzona podkurczyłaś nogi. Oparłaś głowę o ścianę. Tego dnia byłaś naprawdę zmęczona. Z kieszeni wygrzebałaś telefon. Nic się nie działo,nawet nikt do ciebie nie dzwonił. Zadowolona ze spokoju,przymknęłaś oczy...
 Nie spałaś,dlatego bez problemu usłyszałaś otwierające się drzwi. Uchyliłaś powieki i zobaczyłaś kuśtykającego chłopaka podpierającego się na kuli ortopedycznej. Nie zauważył cię od razu,najpierw rozejrzał się po całej poczekalni. Gdy cię w końcu zobaczył,uśmiechnął się,po czym uprzednio podchodząc,usiadł na krześle obok ciebie.
 Nie wyglądał jakoś inaczej. No,może jego twarz była bardziej czerwona. Nie miał już na sobie płaszcza,teraz trzymał go pod pachą. Już nie nosił szarych jeansów. Teraz dali mu jakieś stare,znoszone dresy,w których mimo wszystko wyglądał uroczo.
 -W porządku już?-odezwałaś się. Był obok ciebie,ale mimo wszystko nie przestawałaś się martwić.
 -Tak.-uśmiechnął się pokrzepiająco.-Tylko nie mogę prostować nogi,żeby nie naciągać skóry. Czemu jesteś taka blada?
 -Przepraszam,martwiłam się.-otarłaś czoło dłonią.-Chodź,odstawię cię do domu.
 -Czekaj.-chciałaś wstać,ale chłopak cię zatrzymał.
 -Dlaczego? Możesz już jechać,prawda?-uśmiechnęłaś się do niego.
 -Mogę.-przewrócił oczami.-Po prostu chciałem ci podziękować,że zostałaś.
 -Nie ma za co.-wyszczerzyłaś się jeszcze szerzej i ku twojemu zaskoczeniu chłopak przysunął się bliżej,po czym czule musnął wargami twój policzek.-Mógłbyś tak częściej.
 -Obiecuję,że będę.-ostrożnie wstawszy,ujął twoją rękę. Zadowolona odwiozłaś go do domu,gdzie jeszcze długo rozmawialiście.

czwartek, 28 listopada 2013

#6 Chen


 Z Chen'em spotykałaś się dopiero od niedawna,ale mimo tego chłopak był w tobie zakochany po same czubki uszu. Wolny czas przeważnie spędzaliście ze sobą,chyba że Koreańczyk miał koncerty. Wtedy zostawałaś w domu,lub wychodziłaś ze znajomymi. Czasami też pozwalałaś mu odetchnąć. Często spotykał się z chłopakami. Mieszkali razem,więc byli ze sobą dłużej w ciągu dnia niż ty z Chen'em. Wspominając o reszcie EXO,dobre kontakty między wami nie zagościły. Nie byłaś mile widziana w ich domu,a najgorsze było to,że nie wiedziałaś dlaczego. Kilka razy pytałaś się swojego chłopaka,co to wszystko ma znaczyć,jednak nie odpowiadał. Jakby o wszystkim wiedział,bo jednak wiedział...
 Ostatnio między wami coś zaczęło się psuć. Miałaś wrażenie,że w ciągu zaledwie trzech dni wymordowałaś całą jego rodzinę,czego przecież nie zrobiłaś. Chen stał się strasznie spięty,starał się trzymać od ciebie na dystans. Wyglądał tak,jakby w środku toczył jakąś wojnę z samym sobą. Na razie nie pytałaś,o co chodzi,bo przeważnie chłopak po jakimś czasie mówił ci o wszystkim...
 Tego dnia siedziałaś w pokoju,który dzielił z Lay'em. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Było nadzwyczajnie schludne jak na pokój zamieszkany przez roztrzepaną dwójkę. Ściany w dosyć przyjemnym kolorze dodawały niezwykłego spokoju temu miejscu. Nie bywałaś tutaj często,nikt nie chciał ci powiedzieć,czemu...  Poczułaś pragnienie,więc Koreańczyk ruszył się,żeby przynieść coś do picia. Dosyć długo nie wracał,dlatego zaczęłaś się trochę martwić. Odczekałaś jeszcze jakieś pięć minut i postanowiłaś,że pójdziesz go poszukać. Cicho wstawszy,wyszłaś z pomieszczenia. Nawet nie musiałaś się zmagać z drzwiami,bo zostawiono je otwarte. Znalazłaś się w korytarzu,gdzie znajdowały się pozostałe wejścia do pokoi pozostałych. Na jego końcu była kuchnia,z której dochodziły lekko przytłumione głosy. Z pierwszego pomieszczenia właśnie wychodził Baekhyun. Gdy cię zobaczył,tylko uśmiechnął się ironicznie pod nosem. W sumie to chyba on jeden traktował cię najłagodniej. Czasami mogliście normalnie porozmawiać,jak przyjaciele. Odpowiedziałaś mu również uśmiechem,jednak twój był szczery.
 Skierowałaś się w stronę kuchni. Doskonale rozpoznałaś głos Chen'a. Gdy tylko zdołałaś usłyszeć,o czym mówią,gwałtownie się zatrzymałaś.
 -..,nie rozumiesz? Przestań w końcu myśleć o sobie i zacznij myśleć o innych.-odezwał się trzeci,nieco niższy głos. Od razu pomyślałaś,że to Sehun.
 -Czasami nawet inni muszą zaczekać,wiecie?-powiedział twój chłopak.-Po prostu nie,koniec tematu.
 -W przeciwnym razie wylatujesz,pamiętasz?-druga osoba znów zabrała głos.
 -Pamiętam,ale no...Spróbujcie postawić się w mojej sytuacji...-na twoich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Nie wiesz,o co chodziło,ale Chen był zrozpaczony. Czułaś się z tym okropnie,bo chłopak nic ci nie mówił. Myślałaś tak,jakby coś cię omijało...
 -Nawet nie chcemy być w twojej sytuacji.-przerwał mu trzeci głos.-Mówisz to teraz,a jak nie,to pamiętasz co ci mówił...
 -Na pewno nie ma innego wyjścia?-powiedział Chen tym razem jeszcze ciszej,niż przedtem.
 -Nie.-Sehun zaśmiał się cicho.-Powodzenia.
 -To widzimy się za jakieś...Trzy minuty.-odpowiedział mu rechot pozostałych.
 Najszybciej,jak umiałaś na palcach pobiegłaś z powrotem do pokoju,w którym wcześniej byłaś. Nie miałaś pojęcia,co to oznacza,ale wiedziałaś,że nie będzie dobrze. W korytarzu już słyszałaś kroki,więc przybrałaś dobrą minę i starałaś się nie rozpłakać...
 Nagle w drzwiach pojawiła się sylwetka Chen'a. Uśmiechał się. Już nauczyłaś się rozpoznawać sytuacje,gdy przywdziewał maskę. Ta była jedną z nich. Nie wiedziałaś,o czym rozmawiał z chłopakami,ale to wystarczyło,żeby go zasmucić. Wiele osób mówi,że wystarczy spojrzeć na oczy,aby wykryć kłamstwo. Patrzyłaś swojemu chłopakowi w oczy,jednak nie zobaczyłaś nic.
 Zauważyłaś szklankę wody trzymaną w dłoniach przez Chena. Koreańczyk nic nie mówiąc,podał ci ją do rąk. Ciężko oddychał,zawsze tak robił,gdy się denerwował. W końcu otworzył usta,jakby chciał coś powiedzieć.
 -Wiesz,ja chyba muszę ci coś powiedzieć...-zawahał się.
 -Tak?-odłożyłaś szklankę na najbliższą płaszczyznę i się uśmiechnęłaś. Nie był to szczery uśmiech.
 -Mogłabyś wstać?-nerwowo poprawił czapkę leniwie zsuwającą mu się z głowy.
 -Jasne,coś się stało?-stanęłaś na nogi. Dopiero teraz widziałaś,jak bardzo w takich chwilach twój chłopak przypominał małego szczeniaka.
 -Wszystko się stało...-powiedział nie okazując żadnych emocji.
 -A mógłbyś jaśniej?-chciałaś się uśmiechnąć,żeby dodać mu otuchy,ale zamiast tego zrobiłaś tylko niewyraźny grymas.
 -(T.I.),ja myślę,że źle zrobiliśmy,gdy zaczęliśmy spotykać się ze sobą...-włożył ręce do kieszeni,ale mimo to nie przestawał patrzeć ci w oczy.
 -Co,proszę?-nagle miałaś wrażenie,że uderzyła w ciebie wielka kula armatnia i zaraz rozpadniesz się na kawałeczki.
 -Po prostu cię nie kocham.-zacisnął usta,a jego wargi ułożyły się w jedną cienką linię.-Właściwie,nic do ciebie nie czuję. Męczyłem się przez ten miesiąc z tobą,wiesz?
 -Dlaczego mówisz mi o tym teraz?-oczy ci się zaszkliły,a Chen momentalnie zmienił się. To już nie był ten sam chłopak,którego poznałaś. Tamten bez przerwy śmiał się do ciebie. Teraz po prostu nie wiedziałaś,kim był człowiek stojący przed tobą.
 -Bo po prostu niczego teraz nie chcę bardziej niż tego,żebyś się odwaliła...-potarł czoło dłonią. Wargi zaczęły ci drżeć i już wiedziałaś,że nie pozbędziesz się płaczu w tej sytuacji.
 -Zrywasz ze mną?-z niedowierzaniem pokręciłaś głową,a po policzkach spłynęły ci pierwsze łzy. Przecież to było niemożliwe...Czułaś się z nim tak dobrze,jak z nikim innym. Nawet nie śniłaś o tym,że Chen kiedykolwiek powie ci coś takiego.
 -Możesz już iść...-wzruszył ramionami. Nie przestałaś płakać,ale mimo wszystko wyszłaś z pokoju. Po drodze zabrałaś swój płaszcz z salonu. Nawet nie przyglądałaś się,jak reszta EXO patrzy jak odchodzisz. W rzeczywistości wymieniali między sobą smutne spojrzenia. Może ta rzecz,która dotknęła Chen'a,złapała się również ich. Przy wyjściu złapałaś swoją torbę i tak po prostu wyszłaś. Nie wiedziałaś o tym,ale w tej samej chwili twój były chłopak usiadł na łóżku,po czym rozpłakał się niczym dziecko.
 Minął tydzień odkąd nawet nie dzwoniłaś do Chen'a. Nie pozbierałaś się. Mimo wszystko przez pierwsze dni było gorzej. Zdążyłaś wykasować jego numer telefonu,usunęłaś wszystkie wasze zdjęcia z aparatu,jakby nigdy nie istniał. Problem był taki,że właściwie to on gdzieś tam żył. Żył i na pewno miał się świetnie. Gdybyś była lubiana pośród chłopaków,mogłabyś mu zrobić na złość umawiając się z Tao,czy coś w tym stylu,jednak nie byłaś. Wczoraj znów zaczęłaś chodzić do szkoły. Wiedziałaś,że wszyscy teraz się z ciebie śmieją,bo myślałaś,że Chen zostanie z tobą na zawsze. Zrobiłby tak,nadal nie zmieniłaś swojego zdania. W większości przypadków zareagowałabyś inaczej,ale nie tym razem. W większości przypadków pewnie miałabyś się świetnie. Teraz byłaś sama,poczucie winy zjadało cię od środka. Twój były z tobą zerwał,więc musiałaś coś zrobić nie tak. Non stop myślałaś o tym,że oddałaś mu coś,czego już nigdy nie będzie mógł oddać,swoje serce...
 Dopiero wróciłaś ze szkoły. Przygotowałaś sobie coś do jedzenia i zabrałaś posiłek do swojego pokoju,bo nie lubiłaś jeść w jadalni. Znów szykowałaś się na samotne spędzanie wieczoru. Twoja mama była recepcjonistką,miała dzisiaj nocną zmianę. Kochałaś takie dni. Samotność zdecydowanie służyła ci duchowo. Resztę dnia planowałaś spędzić na kanapie przed telewizorem. Już nie miałaś chłopaka,nawet nie musiałaś dokupywać większej ilości chrupek orzechowych...
 Odrabiałaś lekcje przy stole w kuchni,gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Mam już dawno wyszła,a ty sama nie spodziewałaś się niczyjej wizyty. Cicho podreptałaś w kierunku korytarza. Nie miałaś wizjera,więc musiałaś zaryzykować wpuszczeniem do domu jakiegoś psychopaty. Cierpliwie otworzyłaś zamek. Przed sobą ujrzałaś Krisa. Przez chwilę zastanawiałaś się,czy jest prawdziwy.
 -Pomyliłeś domy?-uniosłaś brew.
 -Nie.-nawet się nie uśmiechnął.-Mogę wejść?
 -Jesteś sam?-zmierzyłaś go wzrokiem od stóp do głów.
 -Tak.-westchnął cicho.
 -Chodź.-otworzyłaś przed nim drzwi. Zaprosiłaś go do salonu. Jego wizyta bardzo cię zdziwiła. Zwłaszcza po tym,co się stało. Nigdy za nim nie przepadałaś,ale w tym wypadku chciałaś się dowiedzieć wszystkiego o stanie Chen'a. Zwłaszcza to,czy miał dziewczynę...
 Usiadł na kanapie,jednak nic nie powiedział. Miałaś wrażenie,że nad czymś mocno się zastanawiał. Po paru minutach chciałaś go zapytać,po co przyszedł. W ostatniej chwili się powstrzymałaś,bo skoro on tu był,musiało się stać coś ważnego.
 -Musisz nam pomóc...-wyszeptał po chwili.-Myśleliśmy...Miało być już dobrze...Jest coraz gorzej,wiesz?
 -O co chodzi?-lekko się niepokoiłaś. Jego słowa przypomniały ci pewną,podsłuchaną z resztą rozmowę...
 -Nie bądź zła na Chena,on musiał ci tak powiedzieć...-oczy Krisa wyrażały smutek. Pierwszy raz widziałaś go takiego,ale nic nie rozumiałaś z tego,co mówił.
 -Ale co mi powiedzieć?-pokręciłaś głową na znak,że nie rozumiesz.
 -Management kazał mu zerwać z tobą,bo według nich straciliśmy dużo fanek.-prychnął cicho.-Jeśli by tego nie zrobił,wyleciałby z zespołu...On nie chciał,wiesz? Wolał odejść z zespołu,niż cię zostawić. Wszyscy mieliśmy ci to za złe,ale gdy zobaczyliśmy,jak jest teraz...Po prostu to jest nie do opisania.
 -Co się z nim stało?-przyłożyłaś dłoń do ust z niedowierzania.
 -On po prostu już nie żyje bez ciebie...-Kris pokręcił głową.-Nie je...Nie chce wychodzić...Nie odzywa się do nas...
 -I czego ode mnie teraz chcecie?-byłaś na nich zła,ale doskonale wiedziałaś,że musisz im pomóc. Tutaj nie chodziło już o EXO,ale o twojego Chen'a.
 -Spotkasz się z nim?-chłopak zrobił niemal błagalną minę.
 -Nie chcę,żebyście mnie nienawidzili.-powiedziałaś i spuściłaś głowę w dół.
 -Będziemy,jeśli tego nie zrobisz.-zaśmiał się,ale jego żart cię nie rozbawił.
 -Zrobię to...-powiedziałaś zdecydowanie.-Ale czego ode mnie oczekujecie?
 -Chcemy,żebyście do siebie wrócili...-zacisnął usta. Wtedy tak bardzo przypominał ci twojego byłego. To było takie dziwne,a zarazem bardzo piękne.
 -Po takim cyrku?-tym razem to ty się zaśmiałaś.
 -Nie bądź na niego zła,to nie on jest winien,tylko my.-złożył ręce na kolanach.
 -A co,jeśli tego nie zrobię?-słuchałaś go uważnie,tak jak on słuchał ciebie.
 -Wolę sobie nawet tego nie wyobrażać...-oboje zamilkliście na dłuższą chwilę. Po jakimś czasie cisza stała się męcząca. Mina Krisa świadczyła o tym,że się denerwuje.
 Tym razem to ty toczyłaś bitwę z samą sobą. Z jednej strony bardzo kochałaś Chen'a. Mimo wszystko z drugiej strony nie chciało ci się wierzyć w całą tę historię,która zdecydowanie niejednej książce przysposobiłaby wielu fanów. Znałaś swojego byłego chłopaka. Zawsze najpierw dbał o innych,a dopiero potem o siebie. Rozumiałaś go,spełniał marzenia. To była jego ostatnia szansa. Musiał podjąć tę decyzję,bo inaczej straciłby fanów,zespół i,co najgorsze,chłopaków.
 -Proszę...-twoje rozmyślania przerwał błagalny ton osoby siedzącej obok na kanapie.-Jesteś naszą ostatnią nadzieją...Nie rób tego dla nas,tylko dla Chen'a...
 -Dobrze,zrobię to...-westchnęłaś cicho.
 -O to mi chodziło.-uśmiechnął się pogodnie. Widziałaś,jak odetchnął z ulgą.
 -Dla niego...-powiedziałaś.-Bo jest najważniejszą osobą w moim życiu.
 -To...Masz czas wieczorem?-wstawszy,zaczął zbierać się do wyjścia.
 -Jest wieczór.-również wstałaś.
 -Za godzinę?-narzucił na siebie kurtkę,którą uprzednio zdjął.-Na neutralnym gruncie?
 -Czyli gdzie?-potarłaś kark dłonią.
 -Może w parku na Namdaemunno?-uśmiechnął się pogodnie. Teraz już wiedziałaś,że wierzył,iż wszystko pójdzie jak po maśle.
 -Jasne.-chłopak ruszył w głąb korytarza. Zatrzymał się dopiero przy drzwiach.
 -Za godzinę.-jeszcze raz się uśmiechnął i nacisnął klamkę.
 -Pamiętam.-odwzajemniłaś uśmiech.-Mogę ci zadać pytanie?
 -Tak?-podwinął mankiety kurtki,którą miał na sobie.
 -Dlaczego nie zmienicie menedżera?-skrzyżowałaś ręce na piersi.
 -Mamy kontrakt z SM Town,dzidzia.-wyszedł na zewnątrz.-Tylko pamiętaj,żeby się nie spóźnić.
 -Będę punktualnie.-uśmiechnęłaś się i odmachałaś mu na pożegnanie.
 Gdy tylko drzwi się zamknęły,pędem ruszyłaś na górę. Dlatego nie lubiłaś niczego planować na ostatni moment. Teraz musiałaś wybrać sobie coś do ubrania od razu,nawet nie miałaś czasu na mierzenie. Innym ludziom mogłoby się wydawać,że to niemożliwe,ale od razu po pożegnaniu z Krisem już wiedziałaś,co na siebie założyć...
 Wbiegając do pokoju,na wstępie chwyciłaś czerwoną sukienkę. Nie brałaś jej bez powodu. Chen bardzo lubił,gdy miałaś ją na sobie. Jego zdaniem przepięknie ci było w czerwieni. Pod rękę wzięłaś brązowe jazz'ówki.
 Gdy już skończyłaś,do "przeminięcia określonej godziny" zostało piętnaście minut. Lekko zdenerwowana umalowałaś usta czerwoną szminką,rozpuściłaś swoje przepiękne włosy i wyszłaś z domu. Złapałaś pierwszy lepszy autobus. Byłaś na miejscu punktualnie,a nawet z minimalnym spóźnieniem. Twoje buty miały płaski obcas,więc spokojnie dobiegłaś do parku. Pogoda ci nie sprzyjała,bo na twoich ramionach pojawiła się gęsia skórka,ale po plecach spływała pierwsza kropelka potu.
 Przy bramie głównej spotkałaś Tao i Baekhyuna. Na początku cię nie zauważyli,ale gdy już to zrobili. Ten drugi z niesmakiem wcisnął pierwszemu banknot o nominale dwudziestu wonów w dłoń. Mimo wszystko uśmiechnął się na twój widok.
 -Cześć.-odezwałaś się,gdy już do nich podeszłaś.-Gdzie Chen?
 -Przy fontannie.-Tao zmierzył cie od stóp do głów.-Wyglądasz...
 -Mam na was focha.-przewróciłaś oczami,na co oboje zaśmiali się serdecznie.-Co to były za pieniądze?
 -Baek założył się ze mną,że nie przyjdziesz.-żartobliwie zmierzwił chłopakowi włosy.-Ale jak widać ktoś tu przegrał...
 -Lepiej idź do niego.-drugi z Koreańczyków skinął głową w kierunku wejścia.-Ledwo go tutaj zaciągnęliśmy.
 -Wie?-odgarnęłaś rozwiane przez wiatr włosy z czoła.
 -Nie.-Tao wzruszył ramionami.-Chcieliśmy mu zrobić niespodziankę.
 -To ja idę już.-zaczęłaś biec do wejścia,tylko odwracając się w kierunku chłopaków na pożegnanie.
 Bramę przekroczyłaś szybciej,niż ci się wydawało. Zostało ci do przebiegnięcia może trzysta metrów,ale najbardziej pocieszające było to,że już widziałaś zarys fontanny,która z każdym metrem przybliżała cię do siebie. Na początku niemal niewidoczna plama,a teraz kontur postaci również stawały się coraz bliższe. W końcu dobiegłaś do wodnego źródła. Okazało się,że poruszałaś się niemal bezszelestnie,bo siedzący tyłem do ciebie chłopak nawet się nie odwrócił. Poznawałaś go,naprawdę go poznawałaś. Te same włosy,muskularna sylwetka,piękny zarys umięśnionych pleców.
 W tamtej chwili nie wierzyłaś,że to on. Miałaś ochotę go dotknąć,ale po prostu się bałaś. Myślałaś o nim,jak o duchu,w każdym momencie mógł okazać się tylko snem. Był pochylony,jednak doskonale wiedziałaś,co robił. Nerwowo spoglądał na telefon. Zapewne liczył minuty,żeby sobie stąd pójść i z powrotem zamknąć się w pokoju. Był szczuplejszy. Chociaż niewiele,było to widoczne. Napawałaś się jego widokiem. Dosłownie wciągałaś jego obraz,niczym człowiek uzależniony narkotyk. Nawet nie wiedziałaś,kiedy zaczęłaś płakać ze szczęścia. Zakryłaś czerwone od szminki,ale również z zimna usta dłonią,za pewnik uznałaś to,że już dawno się rozmazałaś.
 W nawiązaniu do twojego serca,byłaś zakochana. Zakochanie to bardzo dziwne uczucie. Czasami jest się złym nawet na samego siebie,a momentami płacze się z błahych rzeczy,tak jak ty teraz. Łzy niemal zasłaniały ci widok,jednak się uśmiechałaś. Chciałaś być gotowa na moment,w którym się odwróci. Dziękowałaś Bogu,że użyłaś wodoodpornego tuszu,a jedyne czego się teraz miałaś obawiać to to,że zgubisz małą torebkę przewieszoną przez ramię. Miałaś dosyć czekania,musiałaś zobaczyć go teraz.
 Z małego bagażu wyciągnęłaś portmonetkę. Wyjęłaś z niej monetę. Jeden won południowokoreański. W myślach ją ucałowałaś,po czym zrobiłaś te kilka kroków dzielących cię od brzegu fontanny. Jedną rękę oparłaś na zimnym,marmurowym murku i wychyliłaś się nad połyskującą taflę wody.
 -Żeby już się nie smucił...-wrzuciłaś monetę do wody. Kątem oka zauważyłaś,że Chen drgnął.-...i żeby w końcu zauważył,że wciąż go kocham...
 Odeszłaś kilka kroków od fontanny i przyglądałaś się,jak twój ukochany się odwraca. Na twój widok jego twarz się rozjaśniła,jednak oczy ciągle pozostały dziwnie smutne.
 -Cześć.-powiedziałaś do niego,po czym uśmiechnęłaś się promiennie.
 -Cześć.-chłopak poprawił czapkę,która jak zwykle zsuwała mu się z głowy.-Co ty tutaj robisz?
 -Na prośbę pewnego miłego panicza jestem tutaj z kimś umówiona.-udałaś,że zerkasz na niewidzialny zegarek widniejący na twoim nadgarstku.-Ale chyba on nie jest zainteresowany tym spotkaniem...
 -Skądże znowu,moja pani.-wstał,a jego oczy nareszcie się rozświetliły dawnym blaskiem.-Bardzo się ucieszył na twój widok...
 -Doprawdy?-uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej. Chen podchodził do ciebie wolnymi krokami. Ty również przyjaźnie wychodziłaś mu na spotkanie.-Widział go pan?
 -Zdaje mi się,że tak...Chyba zatrzymał się przy fontannie.-gdy już był wystarczająco blisko,nieśmiało chwycił cię za rękę.-Tak bardzo za tobą tęskniłem,wiesz?
 -Pozwoliłabym ci spełniać marzenia...-jego dłoń była taka ciepła,jak zawsze jej dotyk przynosił ci ukojenie.-Wystarczyło tylko powiedzieć.
 -Nie chcę spełniać marzeń.-delikatnie się zasmucił.-Nie,jeśli ma nie być w nich ciebie.
 -Był u mnie Kris.-wolną ręką złapałaś go za szyję i ręką pokonałaś drogę od karku aż po miejsce,gdzie linia włosów styka się ze skórą. Za wszelką cenę chciałaś,żeby się uśmiechnął.-Wszystko mi powiedział...Dlaczego przestałeś jeść? Mogło ci się coś stać...
 -Przepraszam...-puścił twoją dłoń i zakrył twarz rękami.
 -Już jest dobrze.-odjęłaś mu je od buzi,z powrotem splatając swoje palce z jego.
 -Jesteś taka piękna...-uśmiechnął się.-Teraz,tutaj...Przez całe życie...
 -Przestań.-zaśmiałaś się głośno. Cała drżałaś z zimna,lecz teraz to było nieważne.
 -Zimno ci?-zapytał lekko zaniepokojony.
 -Trochę,ale to nic.-sam jego widok rozgrzewał cię wystarczająco.
 -Wiem,co ci pomoże.-uśmiechnął się i zdjął swoją bluzę. Podał ci ją,a ty zadrżałaś na sam widok tego,że Chen ubrał koszulkę z krótkim rękawkiem. Ubrałaś ją.-Prześlicznie wyglądasz.
 -Kłam dalej...-przycisnęłaś swoje czoło do jego czoła. Oboje zamilkliście na moment. W ciągu tej krótkiej chwili podziwiałaś idealny obraz samej siebie w jego oczach. Tak bardzo brakowało ci jego cudownych perfum,wiecznie rozczochranych włosów i tego uśmiechu,który istniał tylko dla ciebie.
 -Przepraszam cię...-powiedział.-Przepraszam cię,bo cię zawiodłem...
 -Mogłeś mi od razu powiedzieć,wiesz?-mocnej ścisnęłaś jego dłonie na znak,że może ci zaufać.
 -Dostałem wybór,którego nie umiałem podjąć.-uśmiechnął się pogodnie.
 -To oni nie umieli wybrać ciebie.-zacisnęłaś wargi.
 -Ale jednak wybrali...-przesłał ci buziaka w powietrzu.
 -Właśnie,wybrali...-powtórzyłaś po nim i przyciągnęłaś go do siebie. Z całej siły przyssałaś się ustami do jego pełnych warg. Już nigdy w życiu nie chciałaś posmakować żadnych innych,bo te,które były w tamtej chwili z tobą były najlepsze...

poniedziałek, 25 listopada 2013

#5 Kai


 -Wszystko okej,po prostu dobrze się bawię.-powiedział Kai do telefonu. Mimo wszystko wiedziałaś,że jak zwykle zalał się w trupa. Odkąd zaczął spotykać się z nowymi ludźmi,imprezował niemal codziennie. Na początku chodziłaś z nim,ale z dnia na dzień popadałaś w rutynę. Teraz twój chłopak chodził sam,nigdy nie lubiłaś mu czegokolwiek zabraniać. Cieszyłaś się,bo mógł się rozerwać,odpocząć od stresu związanego z EXO. Od niedawna mieszkaliście razem,z resztą Kai sam to zaproponował. Na początku wracał do domu wcześnie,nigdy nie wyłączał telefonu. Jednak z dnia na dzień jego wyjścia zaczęły się przedłużać. Czasami wnioskowałaś,że ktoś coś mu dał,bo nie kontaktował,gdy normalny człowiek już by wytrzeźwiał. Sama przed sobą nie chciałaś się przyznać do tego,iż sama straciłaś kontrolę nad swoim chłopakiem. Kai wpadł w złe towarzystwo,najgorsze z możliwych. Z tymi ludźmi rozmawiałaś może raz,ale wiedziałaś o tym,jak cię postrzegają. Dla nich byłaś tylko kimś,kto przeszkadza,umoralnia i ciągnie Koreańczyka do domu. Poniekąd też dlatego przestałaś z nim wychodzić...
 Tym razem było tak samo...Dochodziła piąta rano,a ty,skulona pod kocem na kanapie,pękałaś ze strachu,bo ostatnio wszystkie jego imprezy stały się dla ciebie koszmarem. Relacje między tobą, i Kaiem się nie zmieniły. Wasza miłość ciągle nie gasła,a nawet z każdym dniem stawała się coraz mocniejsza. Nie robiłaś mu niepotrzebnych awantur. Zawsze starałaś się go jak najlepiej zrozumieć. Jednak nie rozumiałaś,dlaczego Kai mając przy sobie ukochaną dziewczynę i wspaniałych kumpli,sięgnął po narkotyki...
 -Znowu cię nie ma...-wyszeptałaś do słuchawki niemal z płaczem.
 -Już,jadę do domu.-w tle słyszałaś jakieś śmiechy.
 -Będę czekać.-uśmiechnęłaś się,bo poczułaś ulgę,że twój chłopak był cały i zdrowy.-Kocham cię.
 -Ja ciebie też,zaraz będę.-rozłączył się.
 Doskonale wiedziałaś...Nie pojawi się w domu za dwie minuty,ani za pięć,nawet za dwie godziny. Dlatego po prostu nie zamknęłaś drzwi na klucz i poszłaś spać. Spać to w sumie złe określenie,przecież nawet nie zmrużyłaś oka. Udało ci się dopiero po piątej rano. Zdrzemnęłaś się dosłownie na chwilę,bo usłyszałaś krzątanie w łazience. Wiedziałaś,że to Kai,ale mimo wszystko wstałaś jak najciszej,po czym poszłaś do pomieszczenia,w którym był. Drzwi były otwarte,więc mogłaś spokojnie patrzeć na niego tak,żeby on nie widział ciebie.
 Chłopak opierał się o zlew,od pasa w górę nie miał nic na sobie. Zawsze lubiłaś go takiego oglądać,ale nie dzisiaj. Wiedziałaś,co ściskał w ręce. Buteleczkę wody utlenionej mogłaś rozpoznać wszędzie. Nagle zaczęłaś zauważać jego podbite oko,zadrapania na szyi,krew sączącą się z ranki na linii obojczyka. Nie chciałaś dłużej pozostawać w ukryciu,musiałaś się upewnić,że to on tam stoi,a nie ktoś inny.
 -Kto ci to zrobił?-powiedziałaś wchodząc do łazienki.
 -Kochanie,mogłabyś wyjść,chociaż na chwilę?-spojrzał na ciebie zaskoczonym wzrokiem.
 -Kai,nie mogę.-patrząc na niego miałaś ochotę się rozpłakać.-Po prostu nie mogę.
 -Nawet nie boli.-uśmiechnął się. Doskonale wiedziałaś,że jest jeszcze pod wpływem. Nic dziwnego,że nic nie czuł.
 -Kto ci to zrobił?-odwróciłaś go przodem do siebie. Czule pogłaskałaś go po ledwo widocznie zadrapanym policzku.
 -Poprztykaliśmy się znowu,ale to nic...-pokręcił głową.
 -Martwiłam się,wiesz?-pogłaskałaś go po jedwabistych włosach.-Chodź,pomogę ci.
 -To już załatwione.-schował buteleczkę do apteczki leżącej na sedesie.-Chodźmy spać.
 -Kai,ile to jeszcze będzie trwało?-wzięłaś go za ręce i wyszliście z łazienki.
 -Po prostu się bawię,nie widzisz?-uśmiechnął się,ale patrzył na ciebie wzrokiem szczeniaka.-Chyba nie proszę o wiele...
 -Ale ja też ciebie potrzebuję,wiesz?-stanęliście przed łóżkiem. Kiedy tam byłaś ostatnio,nie wyglądało tak zachęcająco,jak teraz.-Pragnę cię,cholernie.
 -Przecież jestem.-uśmiechnął się. Rozłączyłaś wasze dłonie i położyłaś mu rękę na umięśnionym brzuchu.
 -Nie zachowujesz się tak,ale pewnie jesteś pijany,zjarany lub wszystko naraz. Pewnie jutro nie będziesz nic pamiętał.-opowiadałaś smutne rzeczy,jednak mimo wszystko chciało ci się śmiać.
 -Ciebie będę pamiętał przez resztę życia.-objął cię w pasie,po czym musnął wargami twoje czoło.-Chodź księżniczko,bo będzie ci się chciało spać później...
 Wziął cię na ręce i delikatnie położył na łóżku. Przykrywając was kołdrą,jeszcze raz cię pocałował. Zmęczona zasnęłaś wtulona w jego rozgrzane ciało.
 Następny dzień był nieco bardziej spokojny. Rano razem poszliście po zakupy. Była sobota,więc miałaś spokój ze szkołą. Aż do wieczora siedzieliście przed telewizorem. Oboje kochaliście oglądać kreskówki,to pozostawało jedną z cech,za które kochałaś swojego chłopaka. Kai dzisiaj obiecał ci,że zostanie w domu. Bardzo zależało ci na tym,bo przez jego codzienne wyjścia prawie sięgałaś granic szaleństwa...
 Około siódmej wieczorem rozległ się dzwonek do drzwi. Koreańczyk poszedł otworzyć. Sam widok jego zadrapań przyprawiał cię o niepokój,a co dopiero głosy dochodzące z korytarza.
 -Gotowy do wyjścia?-odezwał się głos,który słyszałaś może raz lub dwa.
 -Nie,ja dzisiaj zostaję w domu.-sama nie mogłaś uwierzyć,że twój chłopak właśnie odmawia swoim nowo poznanym znajomym. Zaciekawiona poszłaś do korytarza,żeby chociaż dać im znak o twojej obecności.-Obiecałem jej.
 -Cześć.-przywitałaś się z uśmiechem,chociaż wiedziałaś,że oni nie są nastawieni do ciebie przyjaźnie. Stanęłaś przy wejściu do waszego małego salonu,podczas gdy goście mierzyli cię nieprzyjaznym wzrokiem.
 -Cześć.-niemal warknęła niska brunetka z różnokolorowymi pasemkami stojąca w drzwiach razem ze swoim całkiem nieazjatyckim kolegą.
 -Wychodzisz?-spojrzałaś na Kai'a,ale wciąż się uśmiechałaś.
 -Nie,mówiłem już.-on zerknął na ciebie jak zwykle,wzrokiem pełnym bezgranicznej miłości.
 -Czy ty musisz być taka?-dziewczyna śmiało weszła do mieszkania i stanęła do ciebie twarzą w twarz. Kontem oka zauważyłaś jak twój chłopak niespokojnie zrobił kilka kroków w waszym kierunku.-Na jego miejscu już dawno bym cię zostawiła. Jesteś straszna...Co ty w ogóle sobie wyobrażasz? Myślisz,że całe życie będziesz go trzymać na smyczy? Jak tak dalej pójdzie to będziemy pierwszymi osobami,które nakopią ci do twojego chudego tyłka...Przecież ty jesteś zerem...Zamiast iść się gdzieś bawić,to siedzisz tutaj w domu jak jakaś pierdolona zakonnica. Lecz się dziewczyno...
 -Nie mów tak o niej.-powiedział zdecydowanym tonem Kai i spojrzał w twoje oczy pełne łez. Jeszcze nigdy nikt nie powiedział ci czegoś takiego. W tamtej chwili byłaś zła na brunetkę,ale też na swojego chłopaka,bo doszło do takiej sytuacji...
 -Chłopaku,zostaw tę nudziarę,bo zaraz ci zajebię,obiecuję...-dziewczyna widocznie spięła mięśnie szczęki.
 -No,Kai. Zostaw tę nudziarę.-wykrztusiłaś,podczas gdy po twoich policzkach spływały łzy. Miałaś ochotę stamtąd wybiec. Przecież oboje wychodziliście razem bardzo często,samotnie z resztą też. Nie rozumiałaś tej dziewczyny i nawet nie próbowałaś. Po prostu pobiegłaś do waszej sypialni,żeby się wypłakać. Zamknęłaś drzwi na klucz,a w uszy wetknęłaś słuchawki od twojego odtwarzacza. Głośność ustawiłaś na najwyższy poziom,żeby nie słyszeć do słownie nic. Hałas ranił ci uszy,ale mimo wszystko wiedziałaś,że Kai teraz stoi pod drzwiami co jakiś czas uderzając w nie pięścią.
 Okupowałaś pomieszczenie może przez jakąś godzinę. Gdy wyjęłaś słuchawki,nie słyszałaś już nic. Twój chłopak pewnie cię zostawił,to było do przewidzenia. Wstałaś,po czym ostrożnie otworzyłaś drzwi. Rozejrzałaś się po całym mieszkaniu. Dawno nie było tam tak cicho. Nie myliłaś się,co do Koreańczyka,rzeczywiście wyszedł. Nie miałaś pojęcia,czy ze swoimi kochanymi przyjaciółmi,czy sam. Próbowałaś sobie wmówić,że cię to nie obchodzi,ale nawet sama nie potrafiłaś siebie okłamywać. Dalej płakałaś,jednak do tego doszło coś jeszcze...Uczucie beznadziei. Nie dasz już rady tak dłużej,tego byłaś pewna. Prędzej twoje nerwy pękną,niż coś zmieni się samo z siebie.
 Resztę wieczoru spędziłaś cicho szlochając na kanapie. Kai dzwonił do ciebie bez przerwy aż do czasu,gdy wyłączyłaś telefon. Mimo złości martwiłaś się o niego,ale też rozumiałaś,że sama powinnaś zająć się sobą. Końcówka dnia była męcząca,więc położywszy się do łóżka spałaś niespokojnie,jednak sen trwał przez całą noc.
 Spodziewałaś się,że rano twój chłopak już będzie w domu i spokojnie porozmawiacie. Bardzo się myliłaś,co od samego początku szargało ci nerwy. Od razu po zjedzeniu śniadania postanowiłaś,iż pójdziesz poszukać Kai'a. Byłaś na niego zła,ale przecież z dnia na dzień nie przestał cię obchodzić. Zostawiłaś klucz pod wycieraczką na wypadek,gdyby wrócił podczas twojej nieobecności...
 Przeszukiwałaś Seul przez niemal cztery godziny. Obeszłaś wszystkie miejsca,które często odwiedzał. Nie znalazłaś ani ukochanej osoby,ani jego znajomych. Zegary wybijały piętnastą,ludzie wylali się z biurowców na lunch. Miasto tętniło swoim życiem,ale przecież ty też miałaś swoje. Właśnie przeżywałaś tragedię. W końcu zaczęłaś pytać się przypadkowych ludzi,czy widzieli lub chociażby słyszeli...Nikt nie potrafił ci pomóc,dlatego finalnie zaczęłaś płakać. Jeszcze nigdy nie czułaś się taka bezsilna. Znalazłaś miłość w trudnych,jak to mówił Kai,zapchlonych czasach i nie umiałaś sobie z nią poradzić. Twój chłopak nie umiał poradzić sobie z narkotykami,ale obiecywał,że rzuci dla ciebie. Nie mówiłaś chłopakom,ani nawet D.O,który był twoim najlepszym przyjacielem. Nie wiedział o tobie,szukającej sensu swojego życia na jednej z najbardziej zatłoczonych ulic miasta. To się działo już jakiś czas,o tym też nie miał pojęcia. Już miałaś wyciągnąć telefon,dzwonić do Chanyeol'a,kogokolwiek. Ostatni raz rozejrzałaś się po tłumie ludzi,stawałaś na palcach. Zdawało ci się,że twoje znoszone trampki już niemal nie żyją. I nagle go zobaczyłaś. Szedł jakieś pięćdziesiąt metrów od ciebie. Widziałaś tylko jego plecy oraz tył głowy,ale doskonale wiedziałaś,kim był. Nie mogłaś go pomylić z nikim innym.
 -Kai,zaczekaj!-wydarłaś się na całe gardło. Niedawno dotknęło cię przeziębienie,miałaś je oszczędzać,jednak wtedy miałaś to gdzieś. Był jakieś dziesięć kroków przed przejściem dla pieszych,a ty zaczęłaś biec w jego kierunku,ile tylko sił w nogach. W pędzie krzyczałaś. Pokonał uliczną zebrę,teraz to ty stałaś na jej skraju. Wrzasnęłaś jeszcze raz,odwrócił się. Nie miałaś czasu,żeby czekać na zielone światło dla pieszych. Biegłaś. Zauważył cię,zaczął podążać w twoim kierunku,uśmiechnięty. Byłaś już na środku pasów,nie rozglądałaś się,nie słyszałaś nic poza swoim przyspieszonym oddechem. Nagle usłyszałaś przeraźliwy pisk opon i twoje ciało przeszył ból,jakiego jeszcze nigdy nie doznałaś,jakby ktoś raził cię prądem,przypalał papierosami oraz katował kijem bejsbolowym jednocześnie. Wiedziałaś,że leżysz na jezdni,a potem pamiętałaś już tylko ciemność.
 Ocknęłaś się dopiero po jakimś czasie,ale nie wiedziałaś,gdzie jesteś. Otworzyłaś oczy. Wszystko,co widziałaś było dziwnie rozmazane,kontury pojedynczych rzeczy ścierały się w jedno. Zamrugałaś kilkakrotnie i nareszcie ujrzałaś w miarę wyostrzony obraz. Poznawałaś to miejsce,byłaś tutaj tylko raz w swoim życiu. Prywatna Klinika Okręgowa w Seoulu to miejsce dla wybranych,milionerów,prezydentów lub po prostu gwiazd. Pewnie Kai załatwił ci pobyt tutaj. Rozejrzałaś się dookoła. Leżałaś na dosyć wygodnym łóżku,wokół którego stało kilka aparatur. Każda pikała miarowo,co trochę cię uspokoiło. Twój wzrok przeniósł się na fotel umieszczony przy twoim posłaniu. Od razu się uśmiechnęłaś. Na siedzeniu spał nie kto inny,jak Kai. Ucieszyłaś się,że był tutaj z tobą,nawet jeśli nieprzytomny.
 Ostrożnie podniosłaś się na łokciach i nagle poczułaś silny ból w nodze. Jęknęłaś nawet nie wiedząc jak głośno. Twój chłopak przebudził się,a przynajmniej tak ci się wydawało,po czym zmęczony przetarł oczy. Zerknął na ciebie zaspanym wzrokiem nie spodziewając się,że już nie śpisz.
 -To tylko piękny sen,czy naprawdę tutaj jesteś?-powiedział i gwałtownie zamrugał.
 -Jestem,już wszystko okej.-uśmiechnęłaś się. Jeszcze raz spróbowałaś się podnieść.
 -Czekaj,pomogę ci.-Kai wstawszy,delikatnie złapał cię w pasie pomagając usiąść.-Jak się czujesz?
 -Nie najgorzej.-chłopak złapał twoją rękę.-Tylko strasznie boli mnie n...
 -Tak,wiem.-przerwał ci. Miał przekrwione oczy,doskonale wiedziałaś,co to oznacza...-Była złamana w kilku miejscach. Potrzebna była operacja...
 -Znowu brałeś...-pogłaskałaś go po jeszcze podrapanym policzku.-Kai,ja już po prostu nie daję rady...
 -Nie,jestem czysty.-uśmiechnął się.
 -Płakałeś?-zdziwiłaś się nieco. Nie zareagował,więc uznałaś to za odpowiedź twierdzącą.-Dlaczego?
 -Po prostu wiesz,jak ja się czuję?-przycisnął wargi do twojej ręki,żebyś nie widziała jak drżą.-Strasznie,czuję się strasznie. Przeze mnie omal nie zginęłaś...To jest najgorsze,że już mi nie ufasz. Zaniedbywałem cię strasznie,przepraszam. Przepraszam,bo nie mogę ci dać tego,na co zasługujesz. Gdy się poznaliśmy,obiecałem ci...Codziennie miałem dawać ci gwiazdki z nieba...I gdzie one teraz są?
 -Nie ma ich,rozumiesz?-powiedziałaś,odgarniając mu włosy z czoła.-Już dawno mi je dałeś...To nie twoja wina,takie rzeczy po prostu się zdarzają.
 -Nie zdarzają,wcale się nie zdarzają.-pokręcił głową.-Gdyby coś ci się stało,nie wybaczyłbym sobie tego. Nawet teraz boję się ciebie dotknąć...
 -Co ty mówisz?-chciałaś go objąć,ale w ostatniej chwili się odsunął.-Kai,co robisz?
 -Dobry chłopak,nie pozwolił by na coś takiego,wiesz?-nerwowo dłonią potarł kark.-Jestem potworem.
 -Chodź do mnie.-powiedziałaś i wyciągnęłaś ręce w jego kierunku.-Proszę,to moje życzenie.
 -Dobrze...-powiedział z nutką wahania. Przysunął się z powrotem,po czym z całej siły cię przytulił.
 -Nie zadręczaj się już...-szepnęłaś mu do ucha,napawając się jego zapachem.
 -Zastanowię się...-musnął wargami twój policzek.
 -Będziesz już zostawał w domu?-było to prawie niemożliwe,ale wtuliłaś się w niego jeszcze mocniej.
 -Tak,obiecuję.-odsunął się nieco,jednak wciąż cię obejmował. Spojrzałaś w jego piękne oczy. Na policzkach znajdowały się jeszcze świeże przezroczyste stróżki.
 -Nie płacz już,dobrze?-pocałowałaś go w czoło,a on zaśmiał się serdecznie.-Kocham cię.
 -Ja ciebie też.-uśmiechnął się. Nie zważając na wszystkie kabelki,przyciągnęłaś go do siebie i wpiłaś się w jego wargi.
 Niektórzy nazwaliby was toksycznym związkiem. Tak naprawdę takie związki nie istniały,byli tylko źle połączeni ludzie,ale wy byliście dobrani doskonale...

sobota, 23 listopada 2013

#4 Kris


 Wtedy można było powiedzieć,że jesteś w dołku. Miałaś wiele,mnóstwo rzeczy niepotrzebnych. Jedną jedyną,której pragnęłaś to miłość. Zakochiwałaś się często,ale zawsze w kimś niewłaściwym. Piękna,lecz nieśmiała,tak mówili o tobie chłopcy ze szkoły. Zazwyczaj niczym się nie przejmowałaś,może ta cecha ich w tobie pociągała. Zawsze dostawałaś czego chciałaś,jednak nie byłaś rozpieszczona. Po prostu miałaś klasę, twoim zdaniem nie miał jej żaden z tych,dla których traciłaś zmysły.
 W samej szkole nie było źle. Oczywiście nie licząc twojej klasy. Od niedawna jej nienawidziłaś. Wszystko dlatego,bo pojawił się nowy chłopak. Nazywał się Kris,nie cierpiałaś go z całego serca. Uczył się z wami przez to,że był sławny,wielkomiejski egoista chciał zasmakować normalnego życia. Mimo wszystko traktowano go specjalnie,mógł robić wszystko,czego nie mogli inni. Jego twarz goszcząca na okładkach gazet,szkoła musi uszanować znanego chłopaka. Poza tym zachowywał się jak pozer,a raczej się nim urodził. Myślałaś o nim inaczej niż wszyscy. Większość wolała udawać przy nim przyjaciół,niż naprawdę starać się go poznać. Z reguły nie rozmawialiście. Właśnie,z reguły...Miałaś wrażenie,że nauczyciele specjalnie dobierali was razem w parę,abyś odpokutowała za swój grzech niezadawania się z nim. 
 Dzień,w którym przestałaś mieć go dosyć nadszedł gwałtownie. Matematyka,jak zwykle usiadłaś byle najdalej od Krisa. Lekcja minęła ci szybko,żadnego kontaktu wzrokowego,rozmów. Wybawiciel dzwonek również pojawił się nagle. Z klasy wychodziłaś zazwyczaj jako ostatnia,co przysporzyło ci problemów i tym razem...
 Gdy w sali zostałaś tylko ty i znienawidzony chłopak,drzwi gwałtownie trzasnęły. Kris ruszył do drzwi. Ani drgnęły gdy pociągał za klamkę. Wyglądał przy tym tak zabawnie,że chociaż miałaś go gdzieś,nie mogłaś się nie roześmiać.
 -Zatrzasnęły się...-powiedział sam do siebie.
 -Nasza gwiazda nie umie poradzić sobie z drzwiami?-zostawiłaś swoją torbę na ławce i poszłaś nauczyć go używać chyba najprostszego przedmiotu na świecie.
 -Mogłabyś sobie darować?-odezwał się,gdy byłaś przy nim.-Gówno o mnie wiesz,a już oceniasz.
 -A zachowanie nie jest twoją wizytówką?-tym razem ty nacisnęłaś klamkę,drzwi nie otworzyły się nawet na milimetr. Zaczęłaś mocnej szarpać i uderzać w nie otwartą dłonią.
 -Nasza zarozumiała nie umie sobie poradzić z drzwiami?-sparodiował ciebie.-Mówiłem,to nie słuchałaś.
 -Lepiej pomyśl,jak nas stąd wydostać.-zmierzyłaś go wzrokiem pewnym nienawiści.
 -Ja mogę tutaj zostać.-skrzyżował ręce na piersi.
 -Ciebie każdy wyciągnie,jeśli wdepniesz,a mnie nikt.-zrezygnowana usiadłaś na ławce.
 -Mógłbym cię uratować.-uniósł brew.
 -Nie,dziękuję.-prychnęłaś cicho i usiadłaś obok niego.
 -Rozumiem,że mnie nie lubisz,ale mogłabyś być milsza.-przygryzł dolną wargę.-Powtórzę się,gówno o mnie wiesz,a oceniasz.
 -Wiem jaki jesteś od twoich przyjaciół...-wzruszyłaś ramionami.
 -Nie mam tutaj znajomych...Ja tylko gram.-uśmiechnął się sam do siebie.
 -To dlaczego się tutaj uczysz?-zacisnęłaś usta.-Przecież mógłbyś w każdym innym miejscu na ziemi.
 -Głównie przez managera. Mam się tutaj integrować.-odwrócił się bardziej w twoją stronę.
 -I jak ci idzie?
 -Znienawidziłaś mnie już pierwszego dnia,więc chyba nie za dobrze.-zaśmiał się. Był to uroczy,szczery śmiech,o który nigdy w życiu byś go nie podejrzewała.
 -To nie jest tak,że ja cię nienawidzę.-przewróciłaś oczami.
 -Czyżby?-chłopak uniósł brew.
 -Ja cię po prostu nie znam.-w jednej chwili twój gniew na niego minął. Nagle chciałaś go poznać,zrozumieć,po prostu być z nim. Miał  w sobie to coś,co przyciągało cię do niego,co przyciągało również fanki EXO.
 -Kris.-bez zastanowienia uścisnął twoją wolno zwisającą rękę.
 -(T.I.)-jego dłoń była gładka,ciepła,przyjemna w dotyku. Nawet jej sobie takiej nie wyobrażałaś.
 -Miło poznać.-uśmiechnął się. A może on jednak nie był taki zły? Może pod tą skórą jednak krył się całkiem fajny,warty wszystkiego chłopak?
 Z klasy zostaliście wypuszczeni dopiero po godzinie,podczas której ani na chwilę nie skończyły wam się tematy do rozmowy. Była to ostatnia lekcja,więc chciałaś jak najszybciej iść do domu. Na pożegnanie tylko uśmiechnęłaś się w kierunku Krisa. Chłopak jednak zdążył do ciebie podbiec.
 -Zaczekasz chwilę?-odgarnął włosy opadające na czoło.
 -A na co?-uniosłaś kąciki ust do góry.
 -Może...Mógłbym odprowadzić cię do domu?-przygryzł dolną wargę.
 -Nudzi ci się?-zaśmiałaś się.
 -Tak.-kiwnął głową i też zachichotał.
 -Chodź.-kiwnęłaś głową,żeby szedł z tobą.
 Ze szkoły do twojego domu szliście może pół godziny,które też nie było zmarnowane. Kris opowiadał ci o swojej rodzinie,życiu z chłopakami oraz sławie. Ten ostatni temat nie bardzo cię interesował,ale mimo wszystko chciałaś wiedzieć,jak to jest. Nim się obejrzałaś,już staliście pod budynkiem,w którym mieszkałaś. Byłaś z niego dumna,bo twój towarzysz długo mierzył go wzrokiem,zanim się odezwał.
 -Ładnie tutaj.-uśmiechnął się do ciebie.
 -Zasługa mamy.-przewróciłaś oczami.-Ja muszę już iść,bo pewnie się nie cierpliwi.
 -Nie będę cię zatrzymywał.-jeszcze raz zerknął na twój dom,a potem znów na ciebie.-Dasz mi swój numer telefonu?
 -Przecież ja cię nawet nie lubię.-westchnęłaś cicho.
 -No,tak...-Kris zrobił kilka kroków do tyłu.
 -Ej,żartuję.-zaśmiałaś się.
 -Kiepski żart.-mimo wszystko też się uśmiechnął.
 -Przepraszam.-zrzuciłaś swoją torbę z ramienia na ziemię.
 -To dasz mi do siebie zadzwonić?-uniósł brew.
 -A zadzwonisz?-wzruszyłaś ramionami.
 -Dzisiaj wieczorem,obiecuję.-złożył ręce w błagalnym geście.
 -To ty mi daj też swój.-wymieniliście się numerami telefonów i porozmawialiście jeszcze chwilę. Na prawdę nie miałaś pojęcia,jak wcześniej mogłaś myśleć o nim tak źle. Chłopak okazał się bardzo miły,chociaż traktowałaś go okropnie. Miał u ciebie gigantycznego plusa,bo w drodze rozśmieszał cię kilka razy. 
 Przez resztę dnia myślałaś tylko o nim. Ten piękny uśmiech,niczym wschodzące słońce i te oczy,kochane jak dwa czekoladowe cukierki. Przy okazji opowiadał o swoich kumplach z zespołu. W sumie niepotrzebnie,znałaś ich wszystkich doskonale,jednak teraz to Krisa lubiłaś najbardziej. Rozmyślając o nim,leżałaś na lóżku w swoim pokoju...
 Przeglądałaś jakąś książkę,gdy zadzwonił twój telefon. Na ekranie pojawił się nieznany numer,ale mimo wszystko odebrałaś.
 -Cześć.-odezwał się głos,który od dzisiaj pokochałaś.-(T.I.)?
 -Tak,to ja.-uśmiechnęłaś się do komórki.-Jak tam?
 -Nienawidzę rozmawiać przez telefon.-zaśmiał się cicho.
 -Okej,możemy pisać wiadomości.-wzruszyłaś ramionami.
 -Nie,wolałbym się z tobą spotkać.-po drugiej stronie usłyszałaś krzyki. Na dźwięk ''Rozmawia z nią! Rozmawia z tą dziewczyną!'',uśmiechnęłaś się.-Przepraszam,jestem z chłopakami.
 -Nic się nie stało...-westchnęłaś cicho,chyba dostałaś na jego punkcie świra...-Zatrzaśnięcie w klasie zbliża ludzi,prawda?
 -Tak.-zaśmiał się.-To,mam wpaść po ciebie?
 -Nie wiem,późno już...-zrobiło ci się smutno.-Chyba rodzice nie wypuszczą mnie z domu...
 -A może spotkamy się u ciebie w domu?-rozpromienił się trochę.
 -Więc,za ile będziesz?-zaśmiałaś się.
 -Dosłownie za chwilę.-w komórce usłyszałaś jego kroki.
 -Będę czekać,do zobaczenia. Pa.-pożegnałaś się z nim,ale czekłaś na jego ruch.
 -Cześć,śliczna.-rozłączył się,a ty w pośpiechu zaczęłaś sprzątać pokój z różnych kompromitujących cię rzeczy rumieniąc się na dźwięk słów,jakimi cię nazwał. Już nie mogłaś doczekać się momentu,w którym zobaczysz tę piękną twarz...
 Nie musiałaś czekać długo,aż rozległ się dzwonek do drzwi frontowych. Biegiem udałaś się na parter,minęłaś swoich zszokowanych rodziców jednym gwałtownym ruchem uchyliłaś je. Nareszcie go zobaczyłaś,tak samo niesamowitego,jak w szkole. Na twój widok promiennie się uśmiechnął,zauważyłaś,że w prawej dłoni trzymał tulipana.
 -Cześć.-przywitałaś go,a on jeszcze raz zmierzył cię wzrokiem.
 -Cześć.-wszedł do domu i wręczył ci kwiat.-To dla ciebie,śliczna.
 -Jest przepiękny,dziękuję.-uścisnęłaś go,w środku kipiąc ze szczęścia.-Ale z jakiej to okazji?
 -Zatrzaśnięcie w klasie łączy ludzi,prawda?-zacytował ciebie sprzed niedawna.
 -Właśnie.-uśmiechnęłaś się do niego.-To może ja pójdę wstawić tulipana do wazonu,a ty idź na górę,dobrze? Pierwsze drzwi na lewo.
 -Wszystko,co zechcesz.-odwzajemnił uśmiech,po czym udał się na górę,podczas gdy ty cicho umieściłaś kwiata w wazonie. Poszłaś do swojego pokoju,gdzie po prostu zastałaś greckiego boga. Wemknęłaś się niemal niepostrzeżenie,więc nie przerwał swojego zajęcia. Kris stał naprzeciwko ściany,na której rozwiesiłaś kolaż ze zdjęć robionych samej sobie,lub znajomym. Wodził po nim wzrokiem i uśmiechał się sam do siebie.
 -Trochę się nad nim pomęczyłam.-powiedziałaś,gdy już znalazłaś się przy swoim gościu.
 -Niesamowity jest.-spojrzał na ciebie.-Masz talent do robienia zdjęć.
 -Ale aparat jest okropny.-zaśmiałaś się cicho.
 -To mi się najbardziej podoba.-pokazał palcem na twoje zdjęcie. Sylwestra w zeszłym roku,cekinowa sukienka,włosy falami opadające na ramiona,piękny uśmiech.
 -Zamierzam go trochę powiększyć.-opuszkami palców przejechałaś po swoim dziele.
 -O kolejne wspomnienia...-dodał.
 -Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?-odeszłaś od niego i usiadłaś na łóżku. Kris ciągle stał,podziwiając kolaż. Miałaś wrażenie,że coś mu przypominał,jednak na razie nie chciałaś o to pytać.
 -Po prostu musiałem cię zobaczyć.-uniósł kąciki warg ku górze.
 -Rozmawiamy praktycznie od dzisiaj...-przewróciłaś oczami.
 -Ale to nie znaczy,że wcześniej nie zwracałem na ciebie uwagi.-usiadł obok ciebie.-To ty się ode mnie odgradzałaś.
 -Będziesz mi to wypominał?-mimo wszystko nie potrafiłaś być na niego zła.-Zachowywałeś się jak dupek.
 -Ale taki nie jestem.-wzruszył ramionami ze śmiechem.
 -Wiem. Jesteś nienormalny wśród zwykłych.-pogłaskałaś go po włosach.-Taki jakby z kosmosu,ale podoba mi się to.
 -Przecież ty nie jesteś zwykła.-zacisnął wargi.-Byłaś chyba pierwszą osobą,z którą szczerze rozmawiałem w tej szkole.
 Po jego słowach nastała cisza,ale było to dobre milczenie. Zaczęliście dopiero rozmawiać,gdy wybuchnęliście śmiechem nie mogąc już dłużej na siebie patrzeć bez słowa. Opowiadaliście sobie o wszystkim,a czas leciał nieubłaganie. Twoi rodzice już dawno poszli spać,przy czym północ już dawno minęła. Oboje byliście tak zmęczeni,że w pół słowa zasnęliście oparci o siebie...
 Zazwyczaj spałaś do późna,ale tym razem miałaś miłą wczesną pobudkę. Doskonale zdawałaś sobie sprawę o obecności dzisiejszego sprawdzianu z biologii. Martwiłaś się nie tylko o swoją ocenę,lecz także o Krisa. Nie miałaś pojęcia,czy zdążysz do szkoły na czas,czy już jesteście spóźnieni. Mimo wszystko obudzenie się tamtego dnia było najprzyjemniejsze ze wszystkich.
 -Wstawaj,śpiochu.-w twoich uszach zadźwięczał niemniej zmęczony głos po dwóch godzinach snu.-Mamy jeszcze trochę czasu,ale muszę wrócić do domu.
 -Już,nie śpię.-ostrożnie otworzyłaś oczy,a pod sobą poczułaś coś ciepłego i twardego. Rozejrzałaś się po pokoju,jednak nigdzie nie było widać chłopaka.-Gdzie jesteś?
 -Pod tobą...-zaśmiał się cicho. Spojrzawszy w dół,zorientowałaś się,że wtulasz się w jego muskularne ciało. Jakby tego było mało,on obejmował ciebie. Po prostu spaliście jakby nigdy nic,przytuleni,w twoim łóżku.-Trochę pobalowaliśmy wczoraj...
 -Co robiliśmy?-nie zmieniałaś pozycji. Bądź co bądź,odpowiadała ci taka kolej rzeczy.
 -Gadaliśmy do czwartej,a potem,nie wiem jak tobie,ale mi się film urwał.-oderwał jedną dłoń od twojej talii i przetarł zmęczone oczy.
 -Czy między nami coś...?-zeszłaś z niego,po czym podniosłaś się do pozycji siedzącej.
 -Nie...-zaśmiał się.-Oboje jesteśmy ubrani...
 -Ahm...-zerknęłaś na zegarek stojący na szafce nocnej przy łóżku.
 -Twoja mama była.-również usiadł.
 -Boże...Ona mnie zabije,że tu jesteś.
 -Przyniosła nam śniadanie.-zacisnął wargi.-Jest bardzo miła,a przynajmniej nie pokazywała tego,że jest zdziwiona tym,że tu jestem.
 -Mówiła coś do ciebie?-mimo wszystko uśmiechnęłaś się. Cały czas patrzyłaś na niego,ale dopiero teraz zauważyłaś jego uroczo potargane włosy i przekrwione oczy.
 -Przywitała się.-palcami przeczesał zmierzwioną czuprynę.-Poza tym,to nic.
 -Musisz iść,naprawdę?-zasmuciłaś się nieco.
 -Tylko się odświeżyć i założyć coś czystego.-pogłaskawszy cię po policzku,przesunął się na skraj twojego łóżka.
 -Ubrania nie wyglądają aż tak źle...-miałaś wrażenie,że zrobisz wszystko,żeby został.
 -Ale ja tak.-uśmiechnął się,po czym puścił do ciebie perskie oko. Ubrał buty. Wstał i lekko się zachwiał,co bardzo cię rozbawiło.
 -Nie chcę,żebyś szedł.-również stanęłaś na nogi.
 -Zostałbym,ale mam chyba milion nieodebranych od chłopaków.-narzucił na siebie kurtkę.
 -Nie zjesz śniadania?-teatralnie wygięłaś usta w podkówkę.
 -Nie mam czasu,dochodzi 6:30,wiesz o tym?-specjalnie pokręciłaś głową.-Jesteś niemożliwa.
 -Wiem,ale fajnie nam się spało.-stanął naprzeciwko ciebie i się uśmiechnął.
 -Moglibyśmy to czasem powtórzyć.-ręką odgarnął ci włosy z czoła.-Chcę czegoś spróbować,tak na pożegnanie,okej? Tylko musisz się nie ruszać...
 -Okej.-uśmiechnęłaś się,a on zrobił krok do przodu tak,że teraz wasze twarze dzieliło może pięć centymetrów. Nagle przyciągnął cię do siebie i pocałował. Był to głęboki,soczysty pocałunek. Na początku miałaś ochotę go odepchnąć,ale potem zrozumiałaś,że przecież tego chcesz. Ten tulipan,wszystkie wasze uśmiechy,długie rozmowy. Wszystko zdarzyło się w jeden piękny dzień,którego pewnie nie zapomnisz do końca życia.
 Waszą zbyt krótką chwilę przerwały wibracje dochodzące z kieszeni Krisa. Chłopak musiał się od ciebie odkleić,ale tylko wyciągnął telefon i odrzucił połączenie.
 -Mogą się o ciebie martwić...-zaprotestowałaś. Koreańczyk przycisnął swoje czoło do twojego.
 -Przecież jestem w dobrych rękach.-uśmiechnął się.
 -Ale dlaczego ty to robisz?-zdziwiłaś się nieco.-Przecież jeszcze wczoraj zachowywałam się jak zołza.
 -I tutaj zaczyna się moja historia.-mimo wszystko wesołość nie schodziła z jego twarzy. Tym razem musnął wargami twoje czoło.
 -Opowiesz mi?-wzięłaś go za ręce i z powrotem poprowadziłaś do łóżka. Znów usiedliście przy sobie.
 -Podobasz mi się od pierwszego dnia,gdy cię zobaczyłem.-zarumienił się. Spodobało ci się to,bo pierwszy raz widziałaś go takiego.-A to,że mnie nienawidziłaś tylko sprawiało,że bardziej chciałem cię poznać. Pytałem o ciebie wszystkich znajomych,nie mówili o tobie za dobrze. Według nich sprawiałaś wrażenie kogoś,kto nienawidzi świata i siebie. Po prostu pragnąłem sprawić,żebyś zaczęła go kochać,zaczęła kochać mnie...Mówiłem sobie,że kiedyś napiszę o tobie książkę. Staniesz się sławna,ludzie będą cię uwielbiali,każdy przyniesie ci prezent. Nareszcie ktoś będzie kochał ciebie tak samo,jak ja i identycznie,jak ty powinnaś kochać siebie...
 -To takie...-nie mogłaś nic z siebie wykrztusić. Po prostu objęłaś go za szyję,po czym pocałowałaś tak samo czule,jak on ciebie.
 -Za co?-uśmiechnęłaś się na dźwięk jego słów.
 -Bo myliłam się,co do ciebie.
 Rzeczywiście,myliłaś się,co do niego. Źle oceniłaś też szkołę. Zatrzaśnięcie w klasie naprawdę zbliża ludzi...


czwartek, 21 listopada 2013

#3 Luhan


 Luhan był twoim przyjacielem od przedszkola. Nawet po tym,jak dołączył do EXO widywaliście się często,a jeśli nie mieliście czasu,żeby się spotkać pisaliście do siebie wiadomości lub godzinami rozmawialiście przez telefon. Byłaś dumna z jego sukcesów. Czasami wspominacie czasy,gdy byliście mali i razem śpiewaliście stare kawałki. Ogółem cała sytuacja ci odpowiadała. No,może z wyjątkiem tego,że za każdym razem,gdy Luhan przyjeżdżał,miał inny kolor włosów. Zawsze je lubiłaś,bałaś się do tego przyznać,ale obawiałaś się tego,iż z czasem się zniszczą.
 Kilka dni temu chłopak zadzwonił do ciebie. Znów ma na jakiś czas przyjechać do waszego miasta. Jak zwykle się ucieszyłaś,bo każda chwila spędzona z przyjacielem była dla ciebie złotem. Już nie mogłaś się doczekać rozmów twarzą w twarz,wspólnego wychodzenia,imprez. Właśnie przez to lubiłaś wakacje. Zawsze wtedy Luhan zostawał miesiąc,czy dwa.
 Czas oczekiwania minął ci szybko,ale nie obijałaś się. Kupiłaś sobie nowe ciuchy,po prostu chciałaś,żeby chłopak na twój widok zareagował tak,jak ty zawsze na jego. W dzień,gdy miał przyjechać,postanowiłaś,że odbierzesz go z lotniska. Trochę naczekałaś się przed terminalem,jednak finalnie pośród tłumu ludzi,pewnie pasażerów lotu z Seulu zobaczyłaś ukochaną twarz. Zdążyłaś zmierzyć go wzrokiem zanim on dostrzegł ciebie. Znów inny kolor włosów...Tym razem brzoskwiniowy. Mimo wszystko wyglądał lepiej niż w poprzednim...
 Nareszcie cię zauważył. Jego buzia gwałtownie się rozpromieniła i dosłownie przeskoczył pozostałe dwadzieścia metrów,które was dzieliły. Nawet nic nie powiedział,od razu chwycił twoją sylwetkę w ramiona. Pachniał jak zwykle,twoimi ulubionymi perfumami. Używał ich zawsze,więc wiązało się z nimi nieskończenie wiele cudownych wspomnień.
 -Cześć,malutka.-wyszeptał,nareszcie wypuszczając cię z objęć. Byłaś niewiele niższa od niego,ale nawet nie miałaś ochoty odbierać mu przyjemności z dokuczania ci.
 -Hej,Lu.-zachichotałaś. Chłopak zrobił jakieś dwa kroki do tyłu i zmierzył wzrokiem twoją sylwetkę. Po jakimś czasie uznałaś,że już skończysz,bo się uśmiechał,jednak bardziej do siebie niż do ciebie. Nie zważywszy na to,sięgnęłaś po jedną z jego toreb.
 -Nie,zostaw.-zadowolony pokręcił głową. Dopiero gdy przyjeżdżał,tak naprawdę uświadamiałaś sobie,jak bardzo go kochasz. Był twoim najlepszym przyjacielem od zawsze i teraz już nie wyobrażałaś sobie życia bez niego.
 W tajemnicy przed Luhanem na dzisiejszy dzień zaplanowałaś imprezę powitalną w twoim domu. Przyjdą wszyscy znajomi,po części sama chciałaś,żeby Koreańczyk ich poznał. Przygotowałaś jego ulubione potrawy,pragnęłaś stworzyć mu tutaj drugi dom,który przecież już kiedyś stworzyłaś...
 -Słuchasz mnie?-chłopak przywrócił cię na ziemię. Zmarszczył czoło,ale mimo wszystko się uśmiechał.
 -Nie...-zacisnęłaś usta.
 -Szkoda.-Luhan nieco się zasmucił.
 -Przepraszam,braciszku.-wzięłaś go pod ramię,a on na nowo uniósł kąciki ust do góry.
 -Mówiłem,że czuję się samotny w Seulu.-westchnął cicho.
 -Szczerze mówiąc,myślałam,że kogoś masz.-na dźwięk twoich własnych słów coś zakuło cię w sercu.
 Prawda była nieco bardziej skomplikowana. Kochałaś Luhana,owszem...Lecz nie jako brata. Nawet nie jak przyjaciela. Kochałaś go jako chłopaka,swojego chłopaka. Zrobiłabyś dla niego wszystko,włącznie z rzuceniem się pod pociąg. Czułaś się okropnie,gdy pisał ci o pięknych dziewczynach,które mijał na ulicy. Wiedziałaś,że też kocha tak samo,jak ty...Jednak kłopot w tym,że nie ciebie...
 -Od dawna nie miałem.-uśmiechnęłaś,żeby go trochę pocieszyć.-Ale pracuję nad tym.
 -Musisz się określić,kogo szukasz.-odparłaś niby obojętnie.-Wiedzieć,jaka chcesz,żeby ona była...
 -Jestem już zakochany.-przewrócił oczami.-Znaczy,nie zakochany...Po prostu kocham nad życie.
 -Kochanie nad życie nie jest po prostu.-zaśmiałaś się cicho.-Kochasz osobę nad życie i to wystarcza.
 -Dokładnie.
 Na tym temat ostatecznie się zakończył. Zaczęliście rozmawiać o wszystkim,po kolei. Złapaliście pierwszą lepszą taksówkę,po czym razem z Luhanem podjechałaś pod dom jego rodziny. Zaprosiłaś go do siebie na wieczór przy pożegnaniu. Szczęśliwa wróciłaś do swojego domu,ale wiele rzeczy cię niepokoiło...Twoja miłość wolała kogoś innego,to było niesprawiedliwe. Miałaś ochotę śmiać się,płakać i rzucać przedmiotami jednocześnie. To uczucie nie opuszczało cię aż do samego wieczora. Zapomniałaś o sprawie dopiero,gdy zaczęłaś się szykować. Ubrałaś przepiękną sukienkę,a włosom pozwoliłaś swobodnie opaść na plecy. Nakryłaś do stołu,puściłaś muzykę,pozapalałaś wszystkie świece. Nawet dom wyglądał świetnie.
 Wkrótce zaczęli się schodzić goście,specjalnie kazałaś Luhanowi przyjechać kwadrans później. Grzecznie witałaś wszystkich,ale mimo wszystko czekałaś tylko na jedną osobę. W końcu dał się słyszeć dzwonek do drzwi. Szybko pokonałaś niewielką odległość dzielącą cię od nich i go wpuściłaś. Gdy wysiadał z taksówki kazałaś mu ubrać się elegancko,więc nie zdziwiłaś się na widok chłopaka w smokingu. Ty zaniemówiłaś na jego widok,a on na twój. Jeszcze nigdy nie widziałaś go tak osłupiałego. Lekko skrępowana przedstawiłaś go znajomym.
 Impreza trwała,wszyscy bawili się świetnie,a ty nie odstępowałaś Luhana na krok. Cały czas rozmawialiście,przy czym chłopak nie spuszczał z ciebie wzroku. Lecz jakiś czas później to on zaczął zostawiać cię samą... Zaczęłaś zauważać,że twoja znajoma wpadła mu w oko. Była naprawdę fajna,ale była już z każdym,kogo znałaś. Nie chciałaś,aby jedyna osoba,na której zależy ci najmocniej na świecie należała tylko do ozdabiania czyjejś półki z miłosnymi trofeami.
 Pod koniec imprezy miałaś już dosyć patrzenia na to,jak flirtowała z nim,a on łapał ją w pasie,gdy szli się czegoś napić. Myślałaś,żeby lepiej się pilnowała,bo była w ramionach całego twojego świata. Nie bawiłaś się dobrze,miałaś wrażenie,że to najgorsze spotkanie towarzyskie w dziejach historii. Nawet nie miałaś ochoty z nikim rozmawiać,a tym bardziej z Luhanem.
 Chcąc sobie zrobić coś do picia,poszłaś do pustej kuchni,niestety sąsiadującej z salonem,w którym bawiło się prawie całe towarzystwo,chłopak i jego towarzyszka również. Nalawszy sobie soku porzeczkowego,zaczęłaś się im przyglądać. Nawet nie zauważyłaś,gdy Koreańczyk również utkwił w tobie swój wzrok. Byłaś zbyt zajęta porównywaniem siebie z nią. Ciemne włosy kontra jasne włosy,figura gruszki kontra talia osy. Przez chwilę zerknęłaś na Luhana i natychmiast spłonęłaś rumieńcem. Nerwowo mu pomachałaś,po czym wyszłaś,z całego serca pragnąc wyjść na dwór.
 Niemal wybiegłaś przez drzwi wejściowe do ogrodu. Mieściło się tam oczko wodne,nad którym uwielbiałaś przesiadywać. Teraz wydawało ci się zbyt zatłoczone,chociaż nie było tam nikogo. Lekko zmęczona usiadłaś na ławce,niegdyś zamontowanej przez twojego tatę. Ukryłaś twarz w dłoniach i nasłuchiwałaś,czy przypadkiem ktoś nie idzie tutaj,by zburzyć tak kochaną przez ciebie samotność. Po chwili jednak rozległy się kroki,które z chwili na chwilę stawały się coraz głośniejsze. Nie obdarzyłaś tej osoby spojrzeniem nawet,gdy żwirowe podłoże wokół oczka zaczęło szeleścić.
 -Hej...-odezwał się tak dobrze ci znany męski głos. Nie odpowiedziałaś,ale podniosłaś głowę. Tym razem Luhan był bez swojej towarzyszki,a jego mina wyrażała niemalże panikę.-Co się stało?
 -Nic.-odparłaś bez zastanowienia.
 -(T.I.),zawsze jest nic. Potem będziesz sama,płacząca. Ja nawet nie będę o tym wiedział.-usiadł obok ciebie.
 -Mój przyjaciel mnie zostawił,pasuje?-lekko zdenerwowana potarłaś czoło.-To miał być nasz wieczór,nasza impreza,ale znalazł sobie lepszych znajomych.
 -Ej,przepraszam...-zsunął się z ławki,ukląkł przed tobą na jedno kolano i złapał cię za ręce.-Nie chciałem...
 -Co z tego,że przepraszasz,jak wrócimy do środka,gdzie pewnie znowu zrobisz to samo,Luhan?-potrząsnęłaś głową.-Nie tylko kolor twoich włosów się zmienia,ty też...
 -Nie zmieniam się...-mocniej ścisnął wasze splecione dłonie.-Tak bardzo nie chciałem się denerwować przy osobie,którą kocham.
 -Znasz ją dopiero od dwóch godzin!-delikatnie podniosłaś głos.-Jeśli poczułeś miłość po takim czasie,to musisz być szalony!
 -Ja nie...-chciał się wytłumaczyć,ale mu przerwałaś.
 -Wiem,że to pewnie zniszczy naszą przyjaźń,ale Luhan,ja nie mam już siły...-westchnęłaś i uklęknęłaś przed nim tak,jak on przed tobą.
 -O co chodzi?-zmarszczył czoło.
 -Gdy cię nie było...Ja oglądałam wszystkie wywiady,słuchałam wszystkich piosenek,przeglądałam zdjęcia,często dzwoniłam,pamiętasz?-chłopak kiwnął głową bez słowa.-Chyba czuję do ciebie coś więcej,niż ty do mnie...Zawszę bardzo tęsknię za tobą,nasze rozmowy w ciągu dnia były dla nas najważniejsze,po prostu nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie wiem,co teraz zrobisz,spokojnie możesz iść,moje słowa przekreśliły wszystko,co między nami było...Po prostu kocham cię...Wiem,że masz coś przeciwko.
 -Nie mam...-po raz pierwszy od kilku chwil spojrzałaś mu w jego piękne oczy. Były załzawione,ale on się uśmiechał.-Tak bardzo nie mam nic przeciwko.
 W mgnieniu oka rozłączył wasze dłonie i swoje przesunął na twoje policzki. Nawet nie wahał się,żeby cię pocałować. Zawsze był taki,śmiały...Całował o niebo lepiej niż to sobie wyobrażałaś. Te usta kryły w sobie tak wiele pięknych tajemnic...
 -Czekaj,Luh...-powiedziałaś,odsuwając się od niego może na centymetr.-To nie może tak być...
 -Dlaczego?-iskierki szczęścia,które jeszcze chwilę temu widziałaś w jego oczach momentalnie wygasły.
 -Przecież ty mnie nie kochasz.-na dźwięk twoich słów Luhan się zaśmiał.-Aż takie zabawne?
 -Nie,po prostu musiałem cię pocałować,zanim...-urwał gwałtownie.
 -Zanim,co?-ciągle nie odrywając dłoni od kołnierzyka jego koszuli,uniosłaś brew.
 -Zanim powiedziałbym ci,że kocham cię już od ósmej klasy...-uśmiechnął się.-Zanim pogrążyłbym się i powiedział ci,że modliłem się,żeby Bóg zesłał mi jeśli nie ciebie,to kogoś takiego,jak ty.
 -A,ta dziewczyna?
 -Ty nigdy nie chciałaś o mnie zapomnieć?-zapytał retorycznie. Chciałaś,czasami cholernie chciałaś o nim zapomnieć.
 -Wiele razy płakałam przez ciebie,Luhan!-pogłaskałaś go po włosach.
 -Nigdy więcej,obiecuję...-pocałował cię w czubek nosa i delikatnie pomógł ci wstać.
 Śmiejąc się z powrotem usiedliście na ławce. Resztę wieczoru spędziliście tylko tam,tylko w swoim towarzystwie. Nie mogłaś przestać dziwić się,jaki przystojny był twój chłopak. A on śmiał się,bo nie wierzyłaś,że jesteś najpiękniejsza. Tak śmiały się tylko anioły...