poniedziałek, 1 grudnia 2014

#28 Baekhyun (+18) / Chyba kocham tego bloga zbyt mocno, by przestać.


 Zapięłaś walizkę dumna z ukończonego pakowania. Właściwie, to ciuchy sprawiły ci większy problem, niż zazwyczaj. Gdyby nie fakt, że wyjeżdżałaś w towarzystwie ukochanego chłopaka, dawno byłabyś gotowa.
 Zaczęliście się spotykać dziesięć miesięcy temu. Urlop uznałaś za idealny moment, aby pójść "o krok dalej". Nie odczuwałaś żadnej presji, zwyczajnie chciałaś wytworzyć jeszcze większą więź pomiędzy tobą, a Baekhyun'em. Bardzo go kochałaś, co każdego dnia okazywałaś nieskończoną cierpliwością. Dlaczego? Byun Baek Hyun okazał się specyficznym typem. Pierwszą randkę zainicjowałaś sama. Pocałunku oczekiwałaś blisko osiem tygodni. Nawet teraz, gdy dawałaś mu bardziej namiętne buziaki, cały czerwieniał. Zanim poznałaś Koreańczyka, nie sądziłaś, że ktokolwiek może urodzić się aż tak nieśmiałym. Tak czy inaczej, walizkę wypełniłaś parą koronkowej bielizny. Nie zamierzałaś "ciągnąć" chłopaka do kolejnej, intymniejszej sprawy, zasadniczo wątpiłaś w cudowne odrzucenie wstydu. Zabrałaś również talię kart, gdybyście jednak wybrali alternatywę Maryi Dziewicy. Oby nie.
 - Gotowa? - uśmiechnął się delikatnie, siadając za kierownicą.
 - Bardziej nie będę. - zachichotałaś. Baekhyun zerknął na ciebie spode łba.
 - Mam prawo jazdy od niedawna... - przewrócił oczyma. - Ale umiem jeździć. - zaśmiał się.
 - Jak dasz mi buzi, to dotrzemy cało i zdrowo. - uniosłaś brwi.
 - Jesteś niemożliwa. - pokręcił głową, z właściwą sobie nieśmiałością odrywając dłonie od deski rozdzielczej. Chwilę później wypełnił je twoimi policzkami. Najpierw musnąwszy czoło, przycisnął ci swoje wargi do ust. Zanim zapragnęłaś więcej, już zakończył pocałunek. Zawsze był taki oszczędny...
 - Kocham cię. - powiedziałaś. Koreańczyk uśmiechnął się, chwilę później jego skóra zalśniła rumieńcem.
 - Kocham cię. - odpowiedział, zerkając przez przednią szybę. Błogo opadłaś w fotel. Ledwie wiedziałaś gdzie jedziecie, jednak podróż podobno miała być długa. Zamknęłaś oczy. Liczyłaś na krótką drzemkę. Baekhyun siedział tuż obok, właściwie do szczęścia potrzebowałaś tylko ciepłego koca. Po jakichś dwudziestu minutach słuchania ryku silnika zasnęłaś.
 Przebudziłaś się pod wpływem trzaśnięcia drzwiami. Oczekiwałaś znajomego kołysania, które przez ostatnie kilka godzin nieprzytomnie cię bujało. Westchnęłaś, gdy, otworzywszy oczy, zrozumiałaś, że dotarliście na miejsce. Zachichotałaś, czując znajomą dłoń głaszczącą twoje włosy. Odwróciłaś głowę.
 - Dzień dobry. - powiedział ukochany chłopak. Przesłał ci buziaka w powietrzu. Nim poświęciłaś swoją uwagę Koreańczykowi, rozejrzałaś się dookoła. Powietrze dziwnie szumiało, a samochód Baekhyun'a otaczały ogromne drzewa iglaste. Zerknęłaś przez ramię i zauważyłaś lekki prześwit pośród gałęzi jednego z drzew. Szpara prześwitywała ruchem fal.
 - Jezioro? - otworzyłaś oczy szerzej ze zdziwienia.
 - Chciałabyś, żeby...? - zaczął pełnym zadowolenia głosem.
 - Tak. - przerwałaś mu, zanim skończył.
 - Zgadza się, jezioro. - zachichotał.
 - Jesteś niesamowity. - westchnęłaś, biorąc go za rękę. - Najlepszy chłopak, jakiego tylko dziewczyna może sobie wymarzyć.
 - Wiesz... - odpowiedział wyraźnie speszony. Policzki miał bardziej czerwone, niż najdojrzalsze maki. Pochylił się, aby pozwolić wam na krótki pocałunek, lecz w ostatniej chwili się zatrzymał i odwrócił głowę. Buzowałaś nadzieją, że twoja twarz nie zdradzała rozczarowania. - Odebrałem klucz od domku. Jeżeli chcesz, możesz się chwilę rozejrzeć. - usta Baekhyun'a zamajaczyły niepewnym uśmiechem. - Wniosę bagaże do środka, a później zobaczymy, dobrze?
 - Okej. - szepnęłaś cicho. Koreańczyk szybko ucałował cię w czoło, po czym opuścił auto.
 Jęknęłaś, wysiadając z samochodu. Zdrętwiałe kończyny błyskawicznie dały o sobie znać. Niemalże upadłaś na ziemię usłaną igłami drzew. Ostatecznie udało ci się złapać równowagę, ale mimo wszystko tym zainteresowana byłaś najmniej. Skupiłaś umysł tylko wokół faktu, że pojechałaś nad jezioro, które kochałaś najbardziej. Uśmiechnięta, niby dziecko, podeszłaś do ogromnych sosen. Już kilka sekund później zniknęłaś za nimi.
 Nie wiedziałaś ile czasu, ani nawet gdzie spacerowałaś. Liczyło się jedynie to, jak przyjemna okazała się przechadzka. Słońce powoli parło ku zachodowi. Pomimo sporego dystansu, wróciłaś bez problemu. Swobodnie minąwszy auto Baekhyun'a, ruszyłaś w kierunku domku, gdzie wcześniej poszedł chłopak.
 Zastałaś go przetrzepującego swoją torbę. Nie mogłaś zwrócić uwagi na wystrój chatki, bo prawie całą jej powierzchnię zajmowała wędka Koreańczyka.
 - Gdzie byłaś? - zagaił, nie patrząc.
 - Spacerowałam. - powiedziałaś ze śmiechem.
 - Martwiłem się. - nareszcie podniósł wzrok. Spomiędzy kosmyków grzywki zakrywającej mu oczy tryskał niepokój.
 - Przepraszam, Baekie. - wypaliłaś. Baekhyun uśmiechnął się czule.
 - Dzwoniłem. - przyznał. - Kilka, albo kilkanaście razy.
 - Tutaj jest tak pięknie. - westchnęłaś. - Nie mogę uwierzyć, że mnie przywiozłeś...
 - Jako moja dziewczyna... - zawahał się momentalnie. - Zasługujesz na każdą rzecz... - uniósł kąciki warg ku górze. - Która byłaby piękna czy chociażby ładna.
 - Na co jeszcze zasługuję jako twoja dziewczyna? - przygryzłaś wargę. Nawet zapomniałaś, że ciągle stałaś przy drzwiach wejściowych. Chłopak natychmiast spłonął rumieńcem.
 - Idę zarzucić haczyk. - oznajmił, wstając. Nienawidziłaś, gdy takim sposobem kończył temat. - Wrócę za niedługo.
 - Bądź ostrożny. - poprosiłaś, kiedy zaczął ubierać solidnie wykonaną kurtkę.
 - Zawsze jestem. - musnął twój policzek. Nim się obejrzałaś, zwinął wędkę oraz pudełeczko robaków i wyszedł. Zostałaś sama.
 Właściwie nie znalazłaś rzeczy, którą mogłabyś zająć swój znudzony umysł. Zachwyt domkiem z cudowną boazerią zakończyłaś nadzwyczaj szybko. Do kolacji pozostało jeszcze sporo czasu. Stary telewizor ledwie odbierał dwa kanały, a karty nie brylowały w grupie gier jednoosobowych. Finalnie zdecydowałaś się wziąć prysznic. Gorąca woda zawsze koiła nerwy, przy czym samotność tylko sprzyjała wyciszeniu. Migiem porwałaś kosmetyczkę i zatrzasnęłaś za sobą łazienkowe drzwi.
 Gdy skończyłaś kąpiel, zorientowałaś się, że nie zabrałaś ręcznika z torby. Zbytnio nie ubolewałaś, bo przecież zostawiono cię samą. Dziesięć metrów od drzwi do bagażu nie powinno sprawić żadnej trudności. Przynajmniej w praktyce, gdyż wtedy jeszcze nie wiedziałaś, że Bóg uraczył niewysokiego chłopaka twoim wtargnięciem.
 Zdecydowanym krokiem opuściłaś łazienkę zupełnie nago. Kilka centymetrów dalej momentalnie usłyszałaś cienki pisk. Zauważyłaś Baekhyun'a, który ekstremalnie speszony rzucił się ku twojemu pakunkowi, widząc nagość. Wstępnie, oczekiwałaś ręcznika, lecz później zaczęłaś mieć nadzieję, że ten widok może nieco "podkręcić tempo" chłopakowi. Zamiast tego, tylko zatoczył się po bagaż z paniką w oczach. Czego oczekiwałaś? Przecież miałaś ukochanego - drewno opałowe.
 Dobywszy ręcznika, natychmiast się nim zasłoniłaś. Czułaś wściekłość, ale nie przez swoje nagie ciało. Byun Baek Hyun stuprocentowo nie zareagował jak facet. Zastanawiałaś się, czy rzeczywiście odczuwał cokolwiek do ciebie, bo to, co pokazywał było zabawą dzieciaków z przedszkola.
 - Co ty tutaj robisz?! - wrzasnęłaś. Koreańczyk skulił się nieco.
 - Zapomniałem... - chciał zacząć mówić, lecz ostatecznie się rozmyślił. - Dlaczego jesteś goła?
 - Nieważne. - przewróciłaś oczyma. - Brałam prysznic.
 - Mogłaś zamknąć drzwi. - zauważył.
 - Baekhyun... - powiedziałaś, ale odpowiedziała ci tylko jego nieśmiała, jak zwykle, mina. - Zostaw mnie.
 Szybkim krokiem przeszłaś do kuchni. Bez oglądania się mogłaś stwierdzić, że szedł za tobą. Nie wiedzieć czemu, odczułaś pragnienie grania małej dziewczynki. Oparłaś się dłońmi o blat, stojąc tyłem w kierunku wejścia. Westchnęłaś ciężko. Zdecydowanie nie dawałaś rady.
 - Kochanie, co się z nami dzieje? - usłyszałaś szept przy uchu.
 - Raczej: "co dzieje się z tobą"? - odwróciwszy się, stanęliście twarzą w twarz.
 - Nie rozumiem. - uniósł brwi.
 - Czerwienisz się, gdy mnie całujesz. - westchnęłaś. - Nigdy dłużej niż pięć sekund. Boisz się ze mną przytulać. - wzruszyłaś ramionami, lecz twój głos brzmiał, jakbyś zaraz miała się rozpłakać. - Nie jestem chora, trędowata, nie mam wesz, a zachowujesz się... Przy tobie mam te wszystkie rzeczy.
 - To nie tak... - szepnął, ale natychmiast mu przerwałaś.
 - Daj mi skończyć. - pokręciłaś głową prawie niewidocznie. - Nawet chciałam... Nawet chciałam z tobą pójść o "krok dalej", ale wiem, że nic z tego. Wstydzisz się zawsze, gdy cokolwiek robimy, a przecież to ja jestem osobą, przy której powinieneś się krępować najmniej. - znów się odwróciłaś, zrezygnowana. Prawie natychmiast poczułaś silne ręce, obejmujące ci talię. Baekhyun przycisnął wargi do twojego złączenia szyi oraz tułowia. - Chodzi o religię?
 - Nie. - zaprzeczył. Nie widziałaś jego twarzy, ale mogłaś wyobrazić sobie jej wyraz.
 - Nie nosisz pierścienia czystości... - przewróciłaś oczyma.
 - [T.I.]... - zaczął.
 - Tak?
 - Zrobimy to, dobrze? - zachichotał. Uśmiechnęłaś się, słysząc cudowny śmiech chłopaka. - Żadnego przymusu. Tylko ty i ja.
 Spojrzałaś mu w twarz. Usta miał wykrzywione przepięknym grymasem, który robi każdy, gdy czuje szczęście.
 - Naprawdę chcesz? - zapytałaś.
 - Tak. - kiwnął głową. Wargami niemalże dotykał twoich. - Bo jesteś moją jedyną, a swoją najdroższą się kocha najmocniej na świecie. - nie odpowiedziałaś nic, tylko nieustannie przewracałaś oczami. Baekhyun, jakby dla dodania sobie otuchy, odetchnął głęboko. - Chodź. - złapał cię za dłoń, lecz zamiast zaprowadzić gdziekolwiek, wziął twoją sylwetkę na ręce.
 Zanim oboje przekroczyliście próg kuchni, jednym ruchem złączyłaś wasze usta. Początkowo trochę się nim zachłysnęłaś, jeszcze nigdy nie byłaś całowana tak zachłannie. Czułaś ogromną satysfakcję z nagłej przemiany chłopaka, która ledwie promieniała zza gęstej zasłony ognistego pożądania.
 Koreańczyk położył cię dopiero na materacu łóżka stojącego w niewielkiej sypialni. Gdzieś pod twoim podbrzuszem zawarczało instynktowne mrowienie. Nie zdążyłaś pomyśleć nad tym dłużej, gdyż Baekhyun znienacka przygryzł ci dolną wargę. Jęknęłaś mimowolnie. Nie miałaś pojęcia, kto go nauczył takich sztuczek. Właściwie, wtedy, podczas pocałunków, zmieniał się jak obrazy kalejdoskopu. Momentami był drapieżny, ale tylko dlatego, by później stać się czułym i całować, prawie nie dotykając ust drugiej osoby.
 Zachichotałaś, odwzajemniwszy kolejnego buziaka. Delikatnie dłońmi podwinęłaś koszulkę chłopaka. Oniemiałaś, kiedy odkryłaś, że jego policzki ani trochę nie poczerwieniały. Chwilowo oderwał wargi od ciebie, po czym uniósł ręce w górę, abyś mogła zdjąć przeszkadzające ubranie, co natychmiast zrobiłaś. Nim wróciliście do przerwanej czynności, podziwiałaś ledwie widoczne mięśnie Koreańczyka. Były piękne, a zarazem takie, jakby pod wpływem jednego dotyku mogły się rozpaść. Baekhyun siedział na tobie okrakiem, więc widziałaś go całego. Dłonią pokonałaś drogę przez sam środek torsu Azjaty. Podniósł kąciki warg ku górze i ręką przytrzymał sobie twoje palce u dołu brzucha. Zaczęłaś rozmyślać, kto tak naprawdę był dziecinny, gdy spostrzegłaś swoje rdzawoczerwone policzki. Prychnęłaś cicho.
 - Coś wspominałaś, że jestem nieśmiały? - zachichotał, głaszcząc cię wierzchem wolnej dłoni po jednym z nich.
 Lekko zniecierpliwiona, chrząknęłaś znacząco. Nie musiałaś długo namawiać chłopaka, bo jak na zawołanie, złączył was pocałunkiem. Tors Baekhyun'a nie miał daleko do paska obcisłych jeansów, więc bez wahania zabrałaś się za odpinanie klamry. Robiłaś tę czynność nie spojrzawszy ani razu, oddawanie całusów było niezwykle zajmujące. Kiedy nareszcie dopięłaś swego, zwyczajnie zsunęłaś spodnie w dół. Sam Koreańczyk został opatulony jedynie cienkimi bokserkami.
 Poczułaś ręce Azjaty, niecierpliwie szczypiące rąbek łazienkowego ręcznika, który niedawno ubrałaś. Jego usta nareszcie dały ci odpocząć, ale mimo wszystko zjechały niżej. Jęknęłaś, smakując głębokiego pocałunku na własnej szyi. Później robił to delikatniej. Znalazł sobie zajęcie - muskanie wargami każdego pojedynczego milimetra twojego ciała. Okazał się bezbłędny, chociaż niemalże niewyczuwalny. Zaczął od linii szczęki, a skończył przy dekolcie, o co prawie go poprosiłaś. W miarę upływu czasu czułaś coraz większe pożądanie. Mimo, iż pocałunki chłopaka sprawiały niewyobrażalną przyjemność, chciałaś nareszcie doświadczyć jego ciepła, przekonać też samą siebie o wartości tego, co łączyło was obojga, ale również pokazać mu, że czasami warto ulegać.
 Podniósłszy się na łokciach, udaremniłaś dalszą pracę Baekhyun'a. Zerknęłaś w te jego piękne czekoladowe oczy i momentalnie przypomniałaś sobie - przecież zrobiłabyś dla nich wszystko. Skok pod pociąg nie był absolutnie żadnym wysiłkiem, gdy chodziło o twojego chłopaka. Zdałaś sobie sprawę, że prawdopodobnie już nigdy nie zobaczysz go zachowującego się tak, jak kiedyś. Nieśmiały Koreańczyk zniknął, a zamiast niego pojawiło się prawie zwierzęce pożądanie. Czy prędko zatęsknisz za tym pierwszym? Pewnie tak, jednakże zmiany są dobre. Zwłaszcza, jeżeli chodziło o miłość, a ty przecież kochałaś oba wcielenia swojego chłopaka.
 Uśmiechnęłaś się, poczuwszy palce Koreańczyka leniwie wędrujące za linię ręcznika oplatającą niewielki skrawek twojego uda. Wyznał ci miłość jednym krótkim pocałunkiem i pociągnął materiał w dół. Zimno było niczym, gdyby porównać je z niezręcznością, którą poczułaś później. Niestety Baekhyun to zauważył. Wyprostował się, odgarniając włosy.
 - Jesteś piękna. - powiedział, po czym odrzucił ręcznik na bok. Zawstydzona, zasłoniłaś oczy rękami. - Przestań. - chłopak prychnął teatralnie. - Zachowujesz się, jakbyś nie wiedziała, że jesteś najcudowniejszą kobietą świata.
 - Przecież widziałeś mnie taką jeszcze przed chwilą. - pokazałaś mu język.
 - I już nie stoję jak kołek. - przekrzywił głowę. - Robimy postępy.
 Zachichotałaś, na co jeszcze raz cię pocałował. Tym razem mocniej przyciągnęłaś go do siebie, czując kolegę Baekhyun'a między udami. Nieświadomie drażnił twoje wrażliwe miejsce. Nie ściągnąwszy ich, wydobyłaś członka chłopaka zza bokserek. Przerwałaś buziaka i dostrzegłaś rozszerzone z podekscytowania źrenice Koreańczyka. Kilka razy dłonią przesunęłaś po całej długości jego penisa. Jęknął, co później zamieniło się w przeciągłe westchnienia. Uśmiechnęłaś się, pełna satysfakcji, widząc, że pragnie więcej.
 Nim się obejrzałaś, przejął inicjatywę. Oblizał koniuszki palców swojej lewej ręki. Zwilżył nią koniuszek członka i delikatnie wszedł w ciebie. Wstrzymałaś oddech, gdy poczułaś narastającą falę prawie zwierzęcej euforii. Pocałował cię, powoli zaczynając się poruszać. Przytuliłaś chłopaka mocniej do siebie. Wzdychałaś, nie tyle z przyjemności, co świadomości, że miałaś Baekhyun'a tak blisko. Kiedy muskałaś wargami wgłębienie jego szyi, poczułaś przyspieszone tętno. Coraz głośniejsze posapywanie Koreańczyka traciło na miarowości. Twój ukochany pachniał potem oraz swego rodzaju słodyczą, ale nie potrafiłaś jej określić.
 Razem z szybszymi ruchami chłopaka, zaczynałaś tracić kontrolę. Świat dookoła zdawał się falować, a wszechobecna przyjemność pulsowała, dopóki pod wpływem zachwytu nie przestawałaś oddychać. Momentalnie poczułaś, że zaczynasz szczytować. Zacisnęłaś dłonie w pięści, podczas gdy Baekhyun pchnął ostatni raz. Uśmiechnął się usatysfakcjonowany, co było następstwem ostatniego jęku.
 Zmęczeni opadliście obok siebie na poduszki. Przyciągnąwszy cię do bliżej, Koreańczyk zamruczał błogo. Nurzał twarz w twoich włosach i co jakiś czas głaskał ci nagie udo.
 - Kocham cię. - powtórzył po raz setny dzisiaj. - Wiedz, że ten wieczór mnóstwo zmienia.
 - To znaczy? - uniosłaś brwi.
 - Wepchnęłaś mnie do piekła. - zaśmiał się.
 - Tak to jest jak się nie patrzy pod nogi. - przewróciłaś oczami. Baekhyun obdarzył cię krótkim pocałunkiem.
 - A może...? - uśmiechnął się znacząco.
 - ...zrobię nam coś do jedzenia? - dokończyłaś. Nadmiar emocji sprawił, że zupełnie zapomniałaś o odżywianiu się.
 - Miałem na myśli... - Koreańczyk chrząknął.
 - Nie wiem kim jesteś, ani co zrobiłeś z moim dawnym chłopakiem, ale... - zaczęłaś.
 - Wyszedł do drugiego pokoju. - szepnął pod nosem.
 - Co?
 - Odwrócił się. - powiedział nieco głośniej. - Wyszedł do drugiego pokoju, nieważne. Zjemy coś?
 - Co powiedziałbyś na "nie"? - zachichotałaś.
 - "Nie" może być. - udał zamyślonego, czym jeszcze bardziej cię rozbawił. - Ale najpierw może...
 - "Może" może być. - Baekhyun jeszcze raz cię pocałował, tym razem pozwalając na coś więcej.
 A może on tak naprawdę nigdy nie był nieśmiały?


Możecie się zastanawiać, bo przecież miałam przestać pisać... Mogę powiedzieć tyle, że jestem i robię to, co kocham. Bo kocham tego bloga, kocham tutaj być, kocham EXO, kocham pisać, Was kocham i siebie też kocham, a ten blog to jest część mnie. ;) Jeżeli ciągle tutaj jesteście, to dajcie znać. Specjalnie dla Was zdobyłam się na to, żeby wrócić, specjalnie dla Was jest Baekhyun (+18) do tego ;D ;) Co się tyczy Luhan'a, to bardzo mi przykro. Chociaż to nic nie naprawi, to wiedzcie, że postąpię tak samo, jak z Kris'em. Normalnie nie będę o nim pisać, ale napiszę, jeżeli będziecie chciały, jeżeli tylko dacie znać. Coraz bliżej nam do świątecznego scenariusza specjalnego, jak pewnie przeczuwacie. Niedawno blog skończył roczek, to też tak na marginesie. Komentujcie, obserwujcie. I trzymajcie się cieplutko ;)

ps. Nawet nie wiecie, jak tęskniłam.





czwartek, 9 października 2014

Smutne/niesmutne wieści.

Jak pewnie wszystkie wiecie, jutro miałam dodać rozdział.
Nie zamierzam kłamać, że wszystko jest w porządku, bo nie jest.
Nie dodam rozdziału, chociaż miało to być +18 z Baekhyun'em.
Właściwie, to nigdy już nic nie dodam na tego bloga.
Strasznie Was przepraszam, bo zrobiłam wielkie "BOOM" związane ze swoim powrotem,
ale ja naprawdę myślałam, że wrócę.
Zawieszam bloga (nie usunę go, myślę, że nawet sama kiedyś będę chciała tutaj zajrzeć).
Dlaczego?
Nie będę kłamać...
Czuję zbyt dużą presję związaną z byciem tutaj.
Może jestem walnięta.
Ale wyznaczyłam sobie, że scenariusze będę dodawać co piątek.
Tak naprawdę ten czas od piątku do piątku to dla mnie wyścig szczurów.
Wypruwam sobie flaki, żeby tylko zdążyć ze scenariuszem, 
bo ubzdurałam sobie, że znienawidzicie mnie, gdy nie dodam niczego na czas.
Przepraszam, jeżeli jestem pokręcona, ale sama nie do końca rozumiem, dlaczego tak myślę.
Jesteście naprawdę wspaniałe i nie wyobrażam sobie oszukiwania Was dalej, że świetnie się tutaj bawię.
Kocham pisanie, ale taki blog to chyba dla mnie trochę za dużo...
Może kiedyś wrócę.
Gdy poukładam puzzle.
Nie chcę, żebyście mnie nienawidzili, bo to by była ostatnia rzecz, której bym chciała.
Zbytnio Was polubiłam.
Możecie zapytać, o co chcecie.
Ale wiedzcie, że to była niesamowita przygoda.
Nie żałuję, że pewnego dnia wcisnęłam "Utwórz bloga".
Może teraz trochę czuję się, jakbym straciła swoje "połączenie" z EXO. 
Ale nie mogę go trzymać kosztem połączenia ze samą sobą.
Kocham Was.
Mam nadzieję, że Wy mnie też.
Mimo wszystko.
ps. Nana, odpowiedz na maila, potrzebuję Cię teraz.

piątek, 3 października 2014

#27 Chanyeol


 Wrzuciłaś puszkę kukurydzy do supermarketowego koszyka. Właściwie, miałaś gdzieś, czy tam rzeczywiście są warzywa. Ważne było, aby nie umrzeć z głodu.
 Robienie zakupów nie znajdowało się wśród twoich ulubionych zajęć. To smutny obowiązek oraz plątanina nudnych wydarzeń. Czasami udawało się spotkać niewinnego dzieciaka plączącego się między regałami lub dawnego kolegę ze szkoły, lecz przede wszystkim wizyta w spożywczaku była nierozerwalnie powiązana z mozolnym popychaniem wózka.
 Uśmiech zagościł na twojej twarzy, gdy zauważyłaś tekturową kobietę reklamującą żel pod prysznic zajmujący półkę pod ścianą. Ona to ma życie, pomyślałaś i, zostawiając koszyk, podeszłaś do dużego kartonu.
 - Fajny mamy dzień, co? - powiedziałaś w stronę papieru. Nie uzyskałaś odpowiedzi, więc tylko przewróciłaś tęczówkami. Obejrzałaś się przez ramię, aby upewnić się, czy nikt nie słyszał ów dość krótkiego, aczkolwiek kompromitującego dialogu. Kątem oka dostrzegłaś wysokiego bruneta trzymającego makaron tuż obok twojego wózka. - Przystojniak na szóstej, idę. - puściłaś perskie oko do nieżywej tektury.
 Właściwie nie miałaś już nic, co musiałabyś kupić, więc ostatecznie minąwszy nieznajomego Koreańczyka, leniwie pchnęłaś koszyk w kierunku kasy. Sklep okazał się tak zawalony regałami, że oboje ledwo mogliście swobodnie przejść. Uśmiechnęłaś się, gdy chłopak połaskotał cię swoim zaciekawionym spojrzeniem. Niewiele myśląc, pojechałaś dalej. Pod nosem nuciłaś jedną z piosenek ulubionego zespołu.
 Nagle, tuż przy samej bramce, usłyszałaś jakieś krzyki dochodzące z drugiego końca przepchanego supermarketu. Nie zerknęłaś natychmiast. Wręcz przeciwnie, zaciekawiłaś się dopiero, kiedy głos stawał się coraz głośniejszy, a po pewnym czasie zaczął zwracać się bezpośrednio do ciebie. Nim porządnie się zastanowiłaś, doskonale wiedziałaś czyj był. Chwilę później zza półki nieopodal wyskoczył niezbyt masywny dryblas o czekoladowych oczach.
 - Tutaj jesteś... - odetchnął powietrzem pełnym ulgi na twój widok. Uniósłszy brwi, czekałaś aż powie cokolwiek, co pozwoliłoby wam obojgu myśleć jednym torem.
 - Cześć... - zamilkłaś momentalnie. - ...ty?
 - Chanyeol. - uśmiechnął się. Wyglądało to dziwnie znajomo.
 - Coś się stało? - zapytałaś.
 - Wzięłaś mój wózek. - zacisnął wargi, jednak widziałaś, że wymuszał powagę. Obrzuciłaś wzrokiem zawartość swojego koszyka. Rzeczywiście, nie zobaczyłaś tam ani jednej rzeczy, której mogłabyś potrzebować. Zaczerwieniłaś się, zauważając kilka "Świerszczyków" ukrytych pod pudełkiem płatków śniadaniowych.
 - Przepraszam. - pchnęłaś wózek butem. Kółka cicho zapiszczały w proteście, ale mechanizm sprytnie potoczył się do chłopaka. - Oddaję zgubę.
 - Proszę. - wcisnął ci rączkę twojego koszyka między dłonie. Nie zetknęłaś oczu z Koreańczykiem, dopóki sam nie domyślił się, o co chodziło. - To nie moje.
 - Przecież nic nie mówię. - przewróciłaś oczami, uśmiechając się znacząco.
 - Ja nie... - zaczął, lecz natychmiast mu przerwałaś.
 - Odpuść. - rzuciłaś.
 - Leżą u mnie w wózku, ale to nic nie znaczy. - wtrącił szybko. Zamilkłaś, jednak Chanyeol oczywiście nie potrafił siedzieć cicho. - Lubisz placki sojowe?
 - Co? - zapytałaś z niemalże absurdalnym wyrazem twarzy.
 - Pytałem, czy... - przymknął się, nareszcie. Chyba jednak zrozumiał własną głupotę. - Naprawdę słuchasz tych wrzeszczących zespołów, co masz na bluzie? - westchnął cicho.
 - Wrzeszczących? - zapytałaś niepewnie. Doskonale wiedziałaś, kto zdobi twoje ubranie i z pewnością żaden spośród tych facetów nie darł się do mikrofonu.
 - Coldplay, prawda? - uniósł brwi. Jego entuzjazm chyba sięgał zenitu. Zastanawiałaś się, co siedzi w głowie Chanyeol'a.
 - Tak. - przytaknęłaś.
 - Ostatnio kupiłem jedną z ich lepszych płyt. - uśmiechnął się pogodnie. - Może chciałabyś któregoś dnia wpaść. Posłuchalibyśmy razem.
 - Właściwie to ja muszę już... - twój wzrok padł na zegar wiszący przy kasie. Równo za trzy minuty powinnaś być w domu.
 - Skype, okej? - uśmiechnęłaś się, gdy wypowiedział ostatnie słowo. Tyle wystarczyło, aby, jak po gwizdku, wyciągnął skądś flamaster i ozdobił napisem skórę twojej ręki. - Będę czekał.
 Nim zdążyłaś odpowiedzieć, już go nie było. Zapłacił za zakupy, uśmiechając się głupkowato. Nie obejrzawszy się, wyszedł.
 Nie miałaś pojęcia, dlaczego się zgodziłaś. Przecież zupełnie nie znałaś chłopaka. Spotkaliście się jako przypadkowe osoby robiące zakupy w jednym miejscu. Dodatkowo, mógł pomyśleć, że tylko czekałaś, aż zaproponuje randkę. Mimo wszystko, znałaś ten uśmiech. Nie byłaś pewna, skąd i do kogo należał, ale stuprocentowo podobny widziałaś już wcześniej. Postanowiłaś nie zaprzątać sobie głowy Chanyeol'em i potrzymać nieznajomego trochę w niepewności.
 Chciałaś zerknąć na zegarek, lecz twój wzrok napotkał strukturę przedramienia. Numer Skype chłopaka zdobił ci skórę. Uśmiechnęłaś się pod nosem, kręcąc głową.
 Przełamałaś się dopiero parę dni później. Chociaż to przecież nic takiego, zaczęłaś się denerwować zanim jeszcze włączyłaś komputer. Miałaś trudności z przyznaniem się do faktu, że nie mogłaś się doczekać widoku twarzy nieznajomego. Chanyeol przyciągał wystarczająco silnie, abyś weekend spędziła na rozszyfrowywaniu prawdopodobnej tożsamości Azjaty. Opcji mnóstwo, efektów żadnych. Tradycja - aż po dziś dzień.
 - Czekaj, głos mi nie działa... - Koreańczyk zrobił zmartwioną minę. Jego kamerka internetowa nie powalała jakością.
 - Jeszcze nic nie powiedziałam. - zaśmiałaś się.
 - Rzeczywiście. - chłopak spłonął szkarłatnym rumieńcem. - Jaką masz koszulkę? - ów pytanie nieco cię zadziwiło, ale posłusznie wstałaś. Momentalnie usiadłaś pod wpływem uderzenia głową o ścienny skos. Nie dało się zapomnieć, że biurko było kiepsko umiejscowione. Chanyeol pisnął cicho. Ze ściany, niczym jesienne liście, posypało się kilka przyczepionych pinezkami zdjęć. Kątem oka zauważyłaś ich lądowanie tuż obok na blacie. - Boli? - głos Koreańczyka okazał się zatroskany.
 - Nie, ani trochę. - uśmiechnęłaś się delikatnie. - The 1975. - udzieliłaś szybkiej odpowiedzi.
 - Nie znam. - uniósł brwi.
 - Powinieneś ich posłuchać. Są świetni. - ułożyłaś sobie w głowie idealną paplaninę, która zadowoliłaby Azjatę, ale diabły wzięły ją równie błyskawicznie, jak się pojawiła. Nim skończyłaś mówić, twój wzrok mimochodem padł na rozrzucone fotografie. Jedna spośród nich odciągnęła cię od wszystkiego, dosłownie.
 - Co jest? - usłyszałaś głos dobiegający z komputera.
 - Nic. - odparłaś, otrząsnąwszy się natychmiast. Drżałaś ze strachu, że gdy tylko odwrócisz spojrzenie, to szczególne zdjęcie zaraz zniknie. Rzecz, dzięki której wiedziałaś już wszystko, mogła przestać istnieć chociażby teraz. Nie wierzyłaś własnym oczom, a tutaj miałaś dowody ukazane jednym pstryknięciem spustu migawki.
 - Dlaczego milczysz? - głos Koreańczyka wyrażał głębokie zaniepokojenie. Nawet nie słuchałaś, tylko wzięłaś fotografię do rąk. Przedstawiała ciebie oraz byłego chłopaka. Nadzwyczajnie uśmiechniętych, szczęśliwych. To, o czym myślałaś brzmiało nieprawdopodobnie, ale musiałaś sprawdzić...
 Ostrożnie uniosłaś wzrok znad kartki. Uśmiechnęłaś się, lustrując szczękę Chanyeol'a. Dokładnie obejrzałaś mu oczy, strukturę czoła aż po samą linię włosów. Dopiero, kiedy zauważyłaś jego odstające uszy, nabrałaś pewności. Łzy szczęścia zakryły twoje pole widzenia. Opanowałaś się jednak, zanim zdążył zauważyć cokolwiek. Nareszcie odnaleźliście siebie nawzajem, chociaż Koreańczyk pewnie zapomniał. Wszystko.
 Parę lat temu byliście zakochani. Małe miasteczko nie opływało chłopakami wartymi uwagi. On okazał się jednym na milion. Zauroczyło cię to, że cały czas się uśmiechał. Planowaliście razem przyszłość, przy czym nie obchodziły was żadne zmartwienia. Pewnego dnia Chanyeol musiał wyjechać. Do dzisiaj nie wiedziałaś, co tak naprawdę miało miejsce w jego domu. Wyjeżdżał razem z rodziną. Większa metropolia dawała możliwości, poza tym Park Chan Yeol zawsze lubił ogromne miasta. Zanim się wyprowadził, zerwaliście. Mimo bezgranicznej miłości, jaką siebie darzyliście oraz obietnic na temat powrotu, tak musiało być lepiej. Więcej Koreańczyka nie zobaczyłaś. O fakcie, że będzie śpiewał dla jednej spośród najbardziej wpływowych agencji dowiedziałaś się ledwie kilka miesięcy temu. Zawsze odnotowywałaś obecność chłopaka w specjalnym miejscu swojego serca, które ogniło się, kiedy chciałaś zacząć spotykać się z innymi facetami.
 Teraz on był tutaj. Idealny, niesamowity. Zachował te same spojrzenia, co władał nimi kiedyś. Byłaś szczęśliwa. Czułaś niewyobrażalną euforię. Mimo wszystko robiło ci się smutno, bo nie mogłaś mu o niczym powiedzieć. Raz już uciekł, a nie przeżyłabyś, gdyby miał zwiać jeszcze raz. Historia lubi się powtarzać. Karma też nie sypia. Może przypomnisz chłopakowi coś, jeśli będzie gotowy. Aby poznać prawdę nigdy nie jest się przygotowanym. Kiedy ma się ją w sercu, wtedy zwłaszcza.
 - Wszystko okej? - głos Chanyeol'a przywrócił cię do żywych. Puściłaś zdjęcie, które bezwładnie opadło, dotykając podłogi.
 - Tak, nawet bardzo. - uśmiechnęłaś się, zobaczywszy znów te odstające uszy. Wesołość natychmiast zajęła twarz Koreańczyka. Nie idź przez łatwiznę, pomyślałaś i zaczęłaś mówić. Wtedy mówiłaś dużo...
 Wystarczyło kilka tygodni, aby dawne sympatie wróciły. Nie pisnęłaś ani słowem, lecz pomimo tego parę razy niemalże zdradziłaś swoją tajemnicę. Spędzaliście razem mnóstwo czasu. Czułaś się, jakbyś dostała szansę poznania chłopaka od nowa. Czasami nawet obojgu nie starczyło minut, abyście należycie porozmawiali o wybranym temacie. Pokazywałaś mu ulubione zespoły. Właściwie, często poruszał wątek muzyki. Nic dziwnego, bo zawsze ją uwielbiał. Każdy kolejny dzień sprawiał, że kochałaś Chanyeol'a coraz bardziej i, ku twojemu nieszczęściu, przestawałaś mieć nadzieję, iż poradzisz sobie, gdy kiedyś go zabraknie. Miłość to straszna rzecz, ale czasami ma twarz wysokiego bruneta...
 - Cześć. - uśmiechnęłaś się, siadając obok Koreańczyka. Znów spotkaliście się w ulubionym miejscu. Kawiarnia naprzeciwko sklepu, gdzie poznałaś dryblasa była idealna. O kawie nie wspominając.
 - Masz dobry humor. - zauważył.
 - Nie. - pokręciłaś głową. - Przynajmniej tak mi się wydaje...
 - A teraz? - przesunął w twoją stronę niewielki pakunek wcześniej leżący na stoliku. - Chcę to widzieć otwarte za minutę. - zaśmiał się promiennie.
 - Ale... - zaczęłaś, jednak natychmiast napotkałaś ponaglający wzrok chłopaka. Migiem pozbyłaś się papieru okalającego podarunek. Prezent okazał się książką. Tytuł wydał ci się aż nadto sugestywny, lecz nie wspomniałaś o tym nawet słowem. - "Jeśli kochasz, daj mi znać"? - uniosłaś brwi.
 - Psychologiczna. - Chanyeol pokiwał głową. Miałaś nadzieję, że twój wyraz twarzy nie zdradzał zmieszania.
 Nastała cisza przerywana jedynie niemrawymi chrząknięciami. Zastanawiałaś się, co dzisiaj dokopało chłopakowi, bo zwykle nie potrafił przestać mówić. Takie sytuacje między wami nigdy nie krępowały, ale dzisiejsza okazała się inna. Nie rozumiałaś tego całego prezentu, ani nawet intencji Koreańczyka co do niego. Zastanawiałaś się, dlaczego słowo "dziękuję" nie może przejść ci przez gardło. Może dlatego, że książka była idealna? Bo obnażała twoje słabe punkty? Ponieważ mówiła o wszystkim, co od tygodni chodziło ci po głowie?
 - Kiedyś miałem dziewczynę... - nagle Park Chan Yeol odezwał się. Słuchałaś, przyglądając się swoim dłoniom. Pojawiła się na nich gęsia skórka. - Oboje mieszkaliśmy dosyć daleko stąd. Byłem okropnie zakochany, bo jeszcze nigdy nie spotkałem kogoś takiego. - zaczerpnął powietrza i uśmiechnął się pod nosem. - Pewnego dnia wyjechałem. Najgorsze było to, że nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy, powiedzieć "muszę odejść". Rozstaliśmy się, ale wciąż jestem zakochany. Bardzo ją skrzywdziłem, naobiecywałem głupot. Przez pewien czas nawet sam łudziłem się, że wrócę. A teraz ona...
 - Chanyeol, to ja... - przerwałaś mu prawie bezwiednie. Nie miałaś odwagi, aby na niego patrzeć. - Możesz mi nie wierzyć, ale to, co nas łączyło zawsze będzie wyjątkowe. Cały czas chciałam ci wszystko powiedzieć. Siedziałam cicho, bo wiedziałam, że to by wszystko zniszczyło. Złość się, znienawidź mnie. Wszystko jedno mi już, dowiedziałeś się. - zamilkłaś, walcząc z narastającą potrzebą płaczu.
 Milczenie powoli stawało się uciążliwe. Mijające minuty wzmagały napięcie. Ciągle nie podnosiłaś wzroku. Kiedy poczułaś ciepło dłoni chłopaka na swojej, wiedziałaś - jest dobrze. Momentalnie spojrzałaś mu w oczy. Uśmiechały się, a on sam promieniał.
 - Myślałaś, że nie wiedziałem? - splótł twoją rękę ze swoją.
 - Wiedziałeś... - powiedziałaś bardziej do siebie, niźli do niego.
 - On naszego spotkania w sklepie. - zerknął gdzieś na niebo. - Dlatego zacząłem pleść coś o zespołach. Nie mogłem cię stracić drugi raz.
 - Dlaczego pozwoliłeś, żeby...? Dlaczego nie powiedziałeś? - uniosłaś brwi. - Wiesz, ile razy denerwowałam się, bo nie chciałam pisnąć ani słowa?
 - Wtedy nie ułatwiłbym ci tego. - spoważniał momentalnie. - Nie mogłem pomóc w inny sposób, jak tylko być cierpliwym.
 - Nie znoszę cię. - prychnęłaś cicho.
 - Powtórz to. - uśmiechnął się szeroko.
 - Nie. - pokazałaś mu język.
 - Jesteś okropna. - przewrócił oczami.
 - Ty też. - spoważniałaś. Uścisk dłoni chłopaka całkowicie cię rozluźnił.
 - Wyjechałem bez słowa. - powiedział flegmatycznie.
 - Tak. - kiwnęłaś głową.
 - Przepraszam, że ciebie skrzywdziłem. - jego oczy zapłonęły iskierkami. - Kocham cię.
 - Nie będzie jak dawniej, nawet o tym nie myśl. - wzruszyłaś ramionami. Zawsze kochałaś się z nim droczyć.
 - Nie będzie? - zapytał, przybliżając się nieco.
 - Nie. - pokręciłaś głową.
 - Na pewno? - kolejny raz zmniejszył dystans między wami.
 - T... - nie dokończyłaś wyrazu, bo Chanyeol natychmiast przycisnął swoje wargi do twoich. Całując go od razu przypomniałaś sobie dawne czasy i jak bardzo chciałaś, żeby każda pojedyncza chwila tamtych lat wróciła. Odwzajemniałaś buziaki, przecież nawet posąg nie oparłby się cudownie miękkim wargom Koreańczyka. Chwilę później rozdzieliłaś wasze usta, ciągle pozostając blisko chłopaka.
 - Dziękuję. - uśmiechnął się krótko.
 - Za co? - pogłaskałaś dłonią ciemną czuprynę chłopaka.
 - Bo pozwoliłaś mi się jeszcze raz w tobie zakochać. - bezwiednie przygryzł dolną wargę. - Przekonałem się, że jesteś tą jedyną. Nawet nie wiesz, jak to jest dowiadywać się wszystkiego ponownie o osobie, którą kiedyś się znało.
 - Wiem, ale Chanyeol... - uśmiechnęłaś się, finalnie urywając.
 - Powiedz, że mnie kochasz. - zaczął Channie.
 - Idź na szczaw. - prychnęłaś ze śmiechem.
 - Powiedz, że mnie kochasz. - obdarzył twoje wargi krótkim całusem.
 - Nienawidzę cię. - zachichotałaś.
 - Też cię kocham. - na powrót złączył wasze usta w jedność. Już wiedziałaś, że się ciebie nie pozbędzie. Przynajmniej, póki słońce świeci...

Ten scenariusz (w sumie to nie wiedzieć czemu) mi się wyjątkowo podoba ;3 ;) Liczę, że Wam również przypadnie do gustu. ;) W zasadzie, to muszę napisać, że trochę jestem zawiedziona liczbą komentarzy przy scenariuszu z Suho (3, wow rekord). Ja wiem, że to o niczym nie świadczy. I rozumiem też, że przecież blog niedawno powrócił do życia. ;) Chyba żadna normalna osoba nie oczekiwałaby tak szybkiego "powrotu normy" ;P Tak naprawdę, to chyba każdy blog słynie z tego, że na nim więcej osób czyta, niż komentuje. xD ;) Nie chcę Was szantażować, zmuszać, ani nic, tylko po prostu napiszę, że komentując dajecie mi znać, co sądzicie o danym scenariuszu. Przez to dowiaduję się, co robię źle, co robię dobrze, staję się bardziej obiektywna, jeśli chodzi o moje pisanie, dzięki komentarzom częściej udaje mi się trafić w Wasze gusta i, co najważniejsze, czytanie komentarzy jest takie, jak chwila z czekoladą - przyjemne i niezastąpione, oraz też pomaga mi to w nawiązaniu więzi z Wami. Także, dajcie mi znać, co myślicie! ;D Komentujcie, obserwujcie itp. ;) Kocham Was i nawet nie wiecie, jak bardzo brakowało mi bycia tutaj. ;)




piątek, 26 września 2014

#26 Suho


 Koszmar miał się skończyć wraz z kolejną działką. Ból powinien przestać być odczuwalny. Twoja dzienna dawka "wspomagaczy" stanowiła, teraz już niezbędny, narkotyk. Zaczęłaś coraz częściej uciekać od problemów w ten sposób. Nieznajome uczucie najpierw się pojawiło, a później tylko rosło...
 Kiedy zdałaś sobie sprawę, że jesteś uzależniona? Czas przyszedł również i na to. Przypuszczenia pojawiły się, gdy potrzebowałaś coraz więcej. Traciłaś pieniądze, żeby spełnić chore żądze własnego mózgu. Miałaś okazję szlajać się po brudnych spelunach, gdzie odurzona proponowałaś seks przypadkowym facetom za kolejną porcję dragów. Wystarczyło jedno spojrzenie w lustro, które sprawiło, iż sama sobie powiedziałaś "dosyć". Siły trzymałaś aż do następnej działki, oraz jeszcze kolejnej...
 Twoje staczanie się na dno zaważyło o pojawieniu się rodziców. Mieszkałaś samotnie, stuprocentowo robiłaś, co chciałaś. Samodzielne życie nie przekonało ich, że powinni zostawić cię samą. Zostałaś zapisana w kręgi terapii uzależnień. Nakrzyczałaś się, zapierałaś rękami i nogami. Morderczy gniew minął szybko, a wdzięczność została na zawsze...
 Przejechałaś wzrokiem po twarzach wszystkich tutaj obecnych. Zastanawiałaś się, jakim cudem dałaś się przekonać. Twoim zdaniem zupełnie nie pasowałaś do tego grona. Może dobrze myślałaś. Mimo wszystko wtedy miałaś oczy tak samo zaćpane, jak inni. Drzazgi drewnianego krzesła boleśnie drażniły ci pośladki, a ciężkie oddechy współtowarzyszy przyprawiały o nerwicę. Gorączkowo zerknęłaś w kierunku zegarka noszonego przez ciebie na lewej ręce. Zostały dwie minuty aż spotkanie planowo się rozpocznie. Najchętniej wyszłabyś stamtąd. Opuściła tych wszystkich ćpunów, ludzi z problemami, którzy rzekomo byli "odważni, bo połową ich sukcesu okazało się przyznanie do nałogu. Obiecałaś rodzicom. Przyrzekałaś, że zaczniesz terapię. Wyjście ewakuacyjne dla ciebie zostało zamknięte. Połechtałaś palcami odrętwiały kark i zwróciłaś wzrok ku drzwiom.
 - Gotowi? Możemy zaczynać? - pomieszczenie zapełnił nadzwyczajnie pokrzepiający głos niewysokiego bruneta. Dostrzegłaś go dopiero, kiedy znalazł się na środku pokoju, między krzesłami. Zobaczyłaś spojrzenie przepełnione bezgraniczną miłością do wszystkich tam zebranych. Uśmiechał się nieprzerwanie aż zorientował się, że jesteś nowa, biorąc pod uwagę dosłownie każde znaczenie tego słowa. Mina chłopaka stała się bosko zaciekawiona. Zaśmiał się, gdy lekko zawstydzona zasłoniłaś twarz rękami. - Nie chowaj się. - zagaił wesoło. Momentalnie każdy wzrok skierował ku tobie. Spłonęłaś głębokim rumieńcem. - Nazywam się Joonmyun. - kontynuował Koreańczyk. - Wszyscy mówią mi Suho, tak czy inaczej. Cieszę się, że przyszłaś. - zamilkł, po czym usadowił się na ostatnim wolnym krześle. - Jak powinienem do ciebie mówić?
 - Zwyczajnie [T.I.]. - przewróciłaś oczami. Azjata znów przyozdobił się swoim anielskim uśmiechem. Już wtedy zaczęłaś się zastanawiać, czy kiedykolwiek tak naprawdę dostał kopniaka od życia...
 Przez całe spotkanie nie mogłaś się skupić. Każdy mówił niesamowicie dużo, jednak pojedyncze słowa bezpowrotnie przelatywały ci przez uszy. Nie wspominając o kołaczącym się w mózgu uzależnieniu, wszystkie myśli skupiłaś wokół Suho. Chłopak momentalnie zawojował twoje serce. Jego sposób prowadzenia terapii sprawiał, że niejednokrotnie wybuchałaś śmiechem. Często okazywał przywiązanie do pozostałych. Wspaniale podtrzymywał na duchu, gdy ktokolwiek zaczynał mówić o narkomanii. Miałaś ochotę poznać go bliżej, cokolwiek miałoby nastąpić dalej. Wiedziałaś, dlaczego nie brał czegoś takiego, jak prochy - ponieważ był silny. Wystarczyła mu jedna godzina, aby opisać nową przyszłość. Zniszczył świat, w którym ludzie podobni do was zmagali się z uzależnieniem. Uśmiechał się niebiańsko, natura stworzyła Koreańczyka niemalże boskim. Emanował szczęściem, chociaż jeszcze nie wiedział o osobie uważanej przez siebie za anioła. Ona wkrótce miała pogruchotać jego serce.
 - [T.I.], prawda? - zbliżałaś się ku wyjściu, kiedy zatrzymał cię głos Suho. Szybko się odwróciłaś. Azjata stał oparty na plecach krzesła, bacznie przyglądając się twojej sylwetce. Wargi chłopaka zbryzgał cień uśmiechu.
 - Tak. - skinęłaś głową. Zrobiwszy kilka kroczków w tył, chciałaś znów przejść do drzwi.
 - Wiem jak trudno było ci tutaj przyjść. - gdy usłyszałaś te słowa, zatrzymałaś się gwałtownie. Uśmiechnęłaś się, lecz jego twarz pozostała poważna. - Możesz myśleć, że większość sukcesu masz już za sobą, a teraz pozostała już tylko ostatnia prosta... Ale to nieprawda.
 - Dlaczego mówisz mi takie rzeczy? - przekrzywiłaś głowę. - Nie powinieneś raczej pokrzepiać, zagrzewać do walki, czy coś?
 Suho uśmiechnął się na dźwięk twoich ostatnich słów.
 - Mówię to wszystko, bo według mnie wyglądasz jak osoba, której mogę mówić takie rzeczy, a ona się nie złamie. - uroczo przewrócił oczami. - Kiedy wrócisz do domu, i tutaj jest moja prośba, nie rób nic głupiego.
 - Jasne. - pożegnawszy się, pomachałaś mu. Odwróciłaś się na pięcie, następnie zmierzając w kierunku wyjścia. Momentalnie poczułaś przypływ odwagi, co sprawiło, że jeszcze raz się odezwałaś. - Hej! - Azjata natychmiast oderwał wzrok od okna, gdzie się wpatrywał. Posłał ci pytające spojrzenie. - Masz może ochotę napić się wspólnie kawy? - uśmiechnęłaś się.
 - Przykro mi, ale nie. - pokręcił głową. Wystarczyła chwila, żeby cały czar prysł. - Przepraszam.
 - Dlaczego? - uniosłaś brew.
 - Zwyczajnie nie chcę. - wzruszył ramionami. Później dodał jeszcze kilka zdań, jednak rosnące upokorzenie sprawiło, że nie słuchałaś. Wtedy ucieczka wydała ci się najlepszym rozwiązaniem. Uśmiechnęłaś się kwaśno i bez słowa opuściłaś pomieszczenie.
 Nie wiedziałaś jak to jest zostać spławionym przez najlepszego człowieka chodzącego po Ziemi, przynajmniej aż do tamtejszego dnia. Jeszcze nie usłyszałaś odmowy od żadnego mężczyzny, a on tak niby normalnie... powiedział "nie". Nie starał się zbytnio wytłumaczyć, poza tym, skąd wiesz? Przecież nie słuchałaś...
 Mijały dni, które powoli przeradzały się w palący ból człowieka spragnionego narkotyków. Grupa spotykała się raz na tydzień, lecz już po dwóch dobach wiedziałaś, że nie dasz rady. Żądza odlotu żrąco dawała ci się we znaki, przy czym głód, który czułaś, zostając sama ze sobą, przyprawiał cię o obrzydzenie. Płynący, szkarłatny wstręt do własnej osoby.
 "Jesteś taka silna." "Nawet nie wiesz, ile dałabym za tak silną wolę." Słyszałaś podobne słowa wiele razy, ale dopiero teraz parsknęłaś śmiechem w stronę lustra. Rozmywające się odbicie wyglądało okropnie, jednak mimo wszystko wstydziłaś się przyznać, że stałaś się wrakiem człowieka. Wzięłaś torbę z sedesu, poczuwszy stopniowo malejące uczucie błogości. Tam, po drugiej stronie drzwi czekali ludzie, tradycyjnie zamknięci krześlanym kręgiem. Gdyby przyrównać ich do ciebie, wypadliby znacznie lepiej. Obawiałaś się kolejnego spojrzenia w oczy Suho. Ani on, ani pozostali nie przerwali terapii. Nie wzięłabyś, gdyby twoje sumienie mogło jeszcze trochę poczekać. Brzydziłabyś się narkotyków, ale byłaś taka głodna... Na tyle nienajedzona, żeby musieć udawać silną i niezniszczalną.
 Wyszłaś z łazienki, starając ukryć czerwone od przemęczenia oczy. Nie zerknąwszy w stronę innych, zajęłaś jedno spośród wolnych siedzeń. 
 - [T.I.]... - poczułaś przewiercające spojrzenie Joonmyun'a. Chłopak się zawahał. - Już wróciła, więc chyba możemy zaczynać. Prawie niezauważalnie pokiwałaś głową.
 - Tak. - powiedziałaś, jednak zabrzmiało to jak szept. Oparłaś się o plecy krzesła. Przymknęłaś oczy i spróbowałaś skupić się na spotkaniu. Odpłynęłaś, zanim Suho zdążył chociażby odchrząknąć. W przedsennym amoku ujrzałaś jego zmartwiony wzrok, który odwrócił nim zdążyłaś zareagować...
 Obudziło cię szuranie oraz odgłosy kroków. Dopiero, kiedy gwałtownie zamrugałaś powiekami, zdałaś sobie sprawę, że przespałaś całą godzinę terapii. Rozejrzałaś się wokół jeszcze nie do końca przytomnymi oczyma. Twoi znajomi opuszczali już pomieszczenie. Uśmiechali się przyjaźnie, z nutką rozbawienia. Zastanowiłaś się przez chwilę, jak tragicznie mogłaś wyglądać. Zauważyłaś Suho na długo przed uświadomieniem sobie bezsensowności własnych myśli.
 - Udany sen? - zapytał bez cienia drwiny.
 - Ani trochę. - pokręciłaś głową. Chłopak zajmował stołek stojący naprzeciwko twojego krzesła. Nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego. Wręcz przeciwnie - chyba był zadowolony, że nie słuchałaś.
 - Powinnaś tutaj przychodzić... - przewrócił oczami. - Ale nie za wszelką cenę. Jeżeli jesteś chora, mogłaś zostać...
 - Tylko dzisiaj zachowuję się jak nie do życia. - przerwałaś Koreańczykowi. Suho przez chwilę przyglądał się twoim tęczówkom. Wreszcie wbił spojrzenie w podłogę i niemalże niezauważalnie kiwnął głową. Nastało milczenie. Wyraz twarzy chłopaka świadczył, że głęboko nad czymś rozmyślał. Nim upłynęło pięć minut, poprawił się na krześle.
 - Jak ci minął tydzień? - zapytał znienacka. Oblicze Joonmyun'a nie zdradzało absolutnie żadnych intencji czy emocji.
 - Bardzo dobrze. - uśmiechnęłaś się nieszczerze. Wywody członka EXO przyprawiały cię o konsternację. - Spędziłam mnóstwo czasu z rodziną, nie brałam, poświęciłam chwilę znajomym... - zastanawiałaś się, ile czasu zajmie Suho zorientowanie się, że opowiadałaś same kłamstwa. - Zaczynam nowe życie. Chciałabym, żeby tak zostało...
 Chłopak uśmiechnął się szeroko, lecz nie potrafiłaś określić, jaki był to uśmiech. Podrapał się w kark gestem podobnym do nerwowego. Zebranie głębokiego oddechu zajęło mu chwilę.
 - [T.I.], kogo ty chcesz oszukać? - powiedział finalnie. Spod wachlarza rzęs błyszczały tylko jego czekoladowe, może troszkę skrzywdzone oczy. Domyślił się wszystkiego, chociaż powiedziałaś przecież niewiele. Był mądrzejszy, niż oczekiwałaś oraz bardziej empatyczny, niż kiedykolwiek pomyślałaś.
 - Przepraszam... - westchnęłaś zażenowana. Uczucie zostania przyłapanym na kłamstwie było okropne. Mogłaś dalej próbować oszukiwać Joonmyun'a, ale czułaś się zbyt zmęczona, żeby cokolwiek wskórać. Poza tym, okazał się wart przedstawienia mu prawdy oraz, spośród setek wariatów, jako jedyny poważnie potrafił cię wyzwolić...
 - Brałaś narkotyki. - stwierdził dobitnie. Jakby potwierdzając słowa chłopaka, nieśmiało kiwnęłaś głową. Zobaczywszy twoją reakcję, uśmiechnął się mimo woli. - Pamiętasz, o czym dzisiaj mówiłem? - zaskoczona zmarszczyłaś czoło. - No tak, spałaś. - wzruszyłaś ramionami i pozwoliłaś mu mówić dalej. - Nie zamierzam nikogo osądzać. Ale wiedz, że będziesz sama układać własne klocki. Może jak zostaniesz porzucona przez dilera na pastwę losu, zechcesz tutaj wrócić...
 - Chyba nie mówisz poważnie? - uniosłaś brwi. Suho wybuchnął perlistym śmiechem. Potrafił cieszyć się najmniej taktownymi rzeczami, co niezmiernie cię dziwiło.
 - Nie mówię. - przewrócił oczami.
 - Przepraszam. - powiedziałaś jeszcze raz.
 - Nie powinnaś przepraszać za chwile słabości... - odchrząknął znacząco. - ...tylko z nimi walczyć.
 - Wiem, ale... - zaczęłaś, lecz Koreańczyk niemalże natychmiast ci przerwał.
 - Masz świadomość, o czym rozmawialiśmy dzisiaj? - zapytał spokojnie.
 - Suho, nic nie rozumiesz... - pisnęłaś cicho, jednak dostatecznie głośno, aby usłyszał.
 - Wiesz ile razy słyszałem takie teksty? - przekrzywił głowę. - Nauczyłem się rozumieć, wierz mi.
 - Nie jesteś uzależniony. - warknęłaś pod nosem, ale Joonmyun puścił to mimo uszu. Powoli zaczynał zachowywać się jak dupek. "Robi wszystko tylko dla mojego dobra", pomyślałaś i spojrzałaś chłopakowi prosto w oczy, słuchając.
 - Pytałem każdego po kolei, dlaczego zaczął brać. - uśmiechnął się tajemniczo. - Dostałem różne odpowiedzi, jednak nie one są teraz istotne. - Azjata poprawił się na krześle.
 - Więc co? - zapytałaś zaciekawiona.
 - Zażywałaś narkotyki... - nieco spoważniał. - ...jeszcze nie tak dawno, dlatego pytam, z jakiego powodu?
 - Tobie zawsze wszystko świetnie szło, prawda? - powątpiewając, uniosłaś brwi. Ostatecznie zdecydowałaś się przestać go atakować. - Gdy zaczynałam, nie chciałbyś być w mojej skórze... - na chwilę przerwałaś, lecz natychmiast napotkał cię ponaglający wzrok chłopaka. Przełknęłaś ślinę. - Tamten świat, którym żyłam przedtem był okropny. Codziennie robiłam identyczne rzeczy, zachowywałam się tak samo, wychodziłam do szkoły, wracałam, weekendami mnóstwo się uczyłam, nie starczało mi czasu dla znajomych, jeżeli już jakichś zdobyłam... Wyobrażasz sobie, że powoli robiłam z siebie wrak człowieka? - Joonmyun pokręcił głową jakby pod wpływem niedowierzania.
 - Czekaj... - przerwał ci momentalnie. - Chcesz po...
 - Tak, zakompleksiona dziewczyna otoczona niską samooceną to ja. - westchnęłaś.
 - Dobrze, mów dalej. - Suho uśmiechnął się nieśmiało.
 - Pewnego dnia przyszło, gdy byłam na haju, nazywałam to "zbawieniem"... - prychnęłaś sama do siebie. - Któregoś dnia, wracając ze szkoły spotkałam dilera. Najpierw nie chciałam dać się namówić, fajne doznania po zażyciu prochów wydawały mi się niemożliwe lub zbyt odległe, aby istnieć. Tę pierwszą działkę dostałam darmową, pozostałe właściwie też nie były drogie. Nawet nie potrafiłam myśleć, jaki syf wciągałam. Uzależnienie pojawiło się samo... - nie wiedziałaś kiedy, ale w twoich oczach stanęły łzy. Koreańczyk milczał, chociaż jego twarz przyozdobiła się niepokojem. - Zrozum, że wtedy stawałam się kimś innym, znacznie lepszym, fajniejszym, bardziej pewnym siebie. Naćpana zachowywałam się jak królowa, bo po narkotykach rzeczywiście nią byłam... Żadnej rzeczy nie żałuję w podobnym stopniu do tej, ale każdy haj okazywał się czymś niesamowitym... Wiesz... Nie zliczyłbyś chłopaków, którzy daliby się za mnie pokroić... - ogromna łza wyznaczyła ci przezroczystą stróżkę wzdłuż policzka, gdyż wiedziałaś, co zaraz nastąpi. - Rodzice namówili mnie, żeby zacząć terapię. Przyszłam tutaj, od kilku dni czysta. Mimo wszystko uzależnienie dawało mi się we znaki...
 - Dlaczego płaczesz? - wyszeptał Joonmyun, zanim zaczęłaś mówić dalej.
 - Bo pojawiłeś się ty i wszystko zepsułeś! - z całej siły zacisnęłaś oczy, aby nie pozwolić wypłynąć kolejnym słonym kropelkom, nadaremnie. - Myślałam, że będzie łatwiej... Jesteś tutaj, idealny, wymarzony, wyśniony bajkowy książę. Przecież mogłam mieć każdego... Zachowałeś się inaczej, odmówiłeś mi i przypomniałeś, jak bardzo jestem beznadziejna, gdy nie biorę. - zacisnęłaś usta, nakrywając twarz dłońmi. Pozwoliłaś szlochaniu szczelnie siebie otulić.
 Nastąpiła cisza. Zastanawiałaś się, czy Suho już dawno wyszedł, czy zamierzał poczekać aż się wypłaczesz.
 - Nie wiedziałem, przepraszam. - powiedział chwilę później.
 - Oczywiście, że nie miałeś pojęcia... - wzruszyłaś ramionami, pocierając oczy rękami. - Niby kto mógłby ci powiedzieć...
 Momentalnie prawdy stało się zadość. Wstawszy z krzesła, chciałaś opuścić budynek. Zgrabnie wyminęłaś pozostałe siedzenia, lecz tuż przed samym wyjściem stanęłaś jak wryta.
 - Nie umówiliśmy się nie dlatego, że mi się nie podobasz... - zatrzymał cię głos Suho. - Jesteś naprawdę przepiękną, doprawdy niesamowitą dziewczyną...
 - I? - zostałaś zmuszona do odwrócenia się. Prawie natychmiast otworzyłaś usta z przerażenia, bo Joonmyun znajdował się bliżej, niż się spodziewałaś. Przestępował z nogi na nogę dosłownie kilkadziesiąt centymetrów od ciebie. Zastanawiałaś się, jak ktokolwiek mógł poruszać się tak szybko.
 - [T.I.], ja nie jestem wolny... - uśmiechnął się smutno.
 - Przynajmniej tyle zostało wyjaśnione. - zrobiłaś krok w tył. Tym razem Koreańczyk zaskoczył cię szybkim chwytem za nadgarstek. Posłałaś mu pytające spojrzenie.
 - Będziesz...? - nie dokończył, lecz oboje doskonale wiedzieliście, o czym mówił.
 - Tak. - kiwnęłaś głową.
 - Cześć. - uśmiechnął się, natychmiast biorąc twoją sylwetkę między ramiona. Przytulałaś chłopaka krótko, ale wystarczająco mocno, aby poczuć szczęście...
 Następne spotkanie odbyło się bez Suho. Poprowadziła je osoba wcześniej wyznaczona przez Koreańczyka, Niby wszystko działało jak trzeba, nieobecność Joonmyun'a została zaplanowana, ale, gdyby tak było, czy nie powiedziałby ci o tym?
 Mimo największych przeciwności, świętowałaś swój maleńki jubileusz. Tydzień narkotykowej trzeźwości wydawał się dopiero początkiem, lecz los chciał, że okazał się ogromnym, osobistym sukcesem. Miałaś motywację, której trzymałaś się rękami oraz nogami, dającą paliwo silnej woli i samozaparciu. Dlatego chętnie przychodziłaś na terapię. Tutaj czekał Suho. Będzie bardzo dumny, już wyobrażałaś sobie jego minę. Ten chłopak był cudowny, nawet jeśli nie twój...
 Tydzień później również się nie pojawił. Tłumaczono chłopaka niewielkim urlopem, odpoczynkiem, ale nie bardzo chciałaś w to wierzyć. Powoli zaczynałaś za nim tęsknić, przy czym bałaś się, że coś mu się stało. Gdybyś dostała numer telefonu Joonmyun'a, byłoby znacznie łatwiej. Przeklinałaś siebie, bo tego nie zrobiłaś. Zanim zupełnie straciłaś nadzieję, nie widziałaś Koreańczyka dwa miesiące. Zawsze wiedział, kiedy wejść na scenę...
 Dzień, kiedy nareszcie go zobaczyłaś nie nadszedł szybko. Dodatkowo, zupełnie się tego nie spodziewałaś. Robiłaś wszystko, jak co dzień, wieczorem była terapia. Przyszłaś nieco spóźniona. Po drodze wpadłaś do rodziców i "jedzenie obiadku" znacznie się przeciągnęło. Spotkanie stuprocentowo się już skończyło, nim dotarłaś na miejsce, jednak chciałaś przywitać się z pozostałymi oraz dać znać, że "jeszcze się trzymasz". Minąwszy wszystkich znajomych w korytarzu, weszłaś do dobrze znanego pomieszczenia, pozornie opustoszałego.
 Momentalnie, chwilę przed przekroczeniem progu, zauważyłaś, kto zajmował "twoje" krzesło. Tyle wystarczyło, abyś się uśmiechnęła.
 - Suho! - wykrzyknęłaś radośnie, zaczynając iść szybciej. Poczułaś niewysłowioną ulgę.
 - Cześć, [T.I.]. - uniósł kąciki warg w górę. Nie wstawał. Widocznie chciał, abyś zajęła jedno z miejsc obok niego. Może ci się wydawało, ale był jakiś inny. Wtedy nabrałaś pewności, że coś u niego się zadziało. Uśmiechał się, jednak nie zobaczyłaś iskierek zdobiących jego oczy. To był pierwszy raz, gdy zauważyłaś ich brak.
 - Przepraszam. - zajęłaś krzesło przy chłopaku. Zrobił zdziwioną minę. - Nie przyszłam, bo odwiedziłam rodziców.
 - Nie. - wzruszył ramionami. Dopiero wtedy zauważyłaś, jak bardzo wszystko było mu obojętne. - Właściwie, ja powinienem przeprosić. Powinienem powiedzieć, że będę nieobecny. Coś mi nagle wy...
 Urwał gwałtownie. Zupełnie, jakby wcześniej nic nie mówił. Dalej słuchałaś. Jeżeli dobrze pójdzie, zacznie mówić dalej. A co, jeśli nie? Uderzysz go w twarz i karzesz się zwierzać?
 Zacisnęłaś wargi, przerywając wewnętrzny słowotok. Najchętniej powiedziałabyś Suho, jak bardzo cieszysz się, że go widzisz, że jest cały i zdrowy. Mimo wszystko on nie chciał tego wiedzieć. Walczył ze sobą. O ostatnią kropelkę zrozumienia.
 - Cały czas byłem tutaj ze wszystkimi. - zaczął niespodziewanie, półszeptem. - Udawałem niezniszczalnego, bez uzależnień. Uśmiechałem się, żeby dodać wam sił. - znów przestał mówić. Tym razem zastanawiał się, co powiedzieć, a przynajmniej tak wyglądał. Każda sekunda dłużyła ci się niczym godzina. W końcu Joonmyun westchnął, jakby nie miał już nic do powiedzenia.
 - Suho, co się dzieje? - zapytałaś spokojnie. Uśmiechnął się krzywo, gdy usłyszał swoje imię.
 - [T.I.], zerwała ze mną dziewczyna. - wzrokiem omiótł swoje buty. - Zdradziła mnie setki razy, a ja mimo wszystko nie potrafiłem... - pokręcił głową ze smutkiem. - Nie potrafiłem potraktować jej tak, jak ona ciągle traktowała mnie. Musiałem wszystko przemyśleć. Nie mogę udawać już czystego, bez skazy...
 - Co masz na myśli? - uniosłaś brew.
 - Teraz to ja potrzebuję terapii. - uśmiechnął się z ulgą. - Byłem uzależniony od własnej ukochanej.
 - Mogę ci jakoś pomóc? - również się uśmiechnęłaś.
 - Chodź ze mną na kawę. - lekko speszony, odwrócił wzrok.
 - Ale przecież ty... - zaczęłaś.
 - Nie dawaj mi numeru telefonu, dobrze? - przerwał ci, lecz mimo wszystko kiwnęłaś głową. - Zróbmy wszystko powoli.
 Wstałaś z krzesła i poprawiłaś włosy. Joonmyun dźwignął się na nogi. Dopiero teraz, gdy stał wyprostowany, zrozumiałaś, jak bardzo za nim tęskniłaś.
 - Idziemy? - zrobiłaś parę kroków w kierunku wyjścia. Suho uśmiechnął się.
 - Czekaj. - zatrzymałaś się. Chłopak splótł swoje palce z twoimi, biorąc cię za rękę.
 - Teraz możemy. - uśmiechnął się. Jego oczy świeciły pięknem.
To piękno było wyjątkowe.

No więc tak... ;3 Co się działo, to już Wam wyjaśniłam. ;) Mam nadzieję, że nikt się nie gniewa, itp. ;3 Nowy scenariusz jest, moim zdaniem, średni... ;) Przykładałam się, owszem, ale żadnego "boom" tutaj nie widzę. Dajcie znać, może mi się odwidzi ;P Komentujcie, obserwujcie, bądźcie na bieżąco. Następny scenariusz w piątek. Kocham ;* ;) Trzymajcie się cieplutko, szkraby ;) ps.Krótsze notki od autora nie mają w sobie tyle miłości, miłość będzie przy następnym scenariuszu (Chanyeol) ;)



niedziela, 21 września 2014

Wyjaśnienia słów kilka.

Cześć, to takie powitanie na sam początek ;)
Jak pewnie zauważyłyście, bloga przez jakiś czas nie było...
Od razu piszę, że nie usunęłam go (przynajmniej nie z własnej woli).
Kilka dni przed tym, jak miałam dodać scenariusz, z resztą,
wszystko było już gotowe po przerwie wakacyjnej.
Z samego rana weszłam na Bloggera
i bloga zwyczajnie nie było.
Zupełnie, jakby nigdy nie istniał.
Jakby ktoś go usunął, czego, jeszcze raz piszę, nie zrobiłam.
Było mi bardzo przykro, bo myślałam o tym, że pewnie Was zawiodłam,
że czekałyście tak długo i że pewnie część z Was pomyślała, że wzięła mnie tchórzyca przed dodaniem kolejnego rozdziału.
Otóż nie...
Ten blog jest moim życiem.
Nigdy bym go nie usunęła.
Wy jesteście moim życiem, i nawet jeśli jesteście przekonane, że ten blog już nie istnieje, a na tę notkę natraficie przypadkiem, to wiedzcie, że ten blog ciągle tutaj jest i będzie.
CUDOWNA RZECZ ZDARZYŁA SIĘ WCZORAJ.
Od dawien dawna nie wchodziłam na Bloggera.
Straciłam jakąkolwiek sympatię do tej pomarańczowej ikonki, którą wtedy chętnie bym zadusiła.
Chociaż czytałam, że niektórzy w podobny sposób stracili swoje blogi,
ciągle miałam nadzieję na cud.
Wczoraj po raz pierwszy weszłam, aby sprawdzić co tam u Azjatyckiego Cukra. 
I BUM!
Patrzę, blog jest w nienaruszonym stanie, wszystkie rozdziały są, jak były, wszystko zostało po staremu.
No, poza obserwowanymi blogami, które w dziwny sposób zmniejszyły moją listę czytelniczą do zera
(dlatego proszę, podajcie mi pod spodem adresy swoich blogów, bo na razie przypomniałam sobie tylko kilka) ;3 ;)
Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że wróciłam i jak się cieszę, że część z Was ciągle tutaj jest ;)
Macie nigdzie nie odchodzić! ;3
Tego bym nie przeżyła ;)
Tyle ode mnie.
Napisałam ten post, żebyście chociaż po części wiedziały, co się stało.
Mam nadzieję, że żadna z Was nie odeszła. ;)
Albo Blogger w tajemniczych okolicznościach jej nie usunął xD ;)
Zostawcie w komentarzu chociaż przecinek,
żebym wiedziała, że jesteście i czekacie.
Wkrótce scenariusz z Suho,
teraz zaczynamy poważne tematy ;P
Buziaki ;*


niedziela, 3 sierpnia 2014

Ogłoszenia, ogłoszonka. ;)

No więc, za namową jednej z Was zrobiłam sobie krótki urlop i, chociaż codziennie coś dopisywałam do scenariusza, to posuwało się wszystko w tak ślimaczym tempie, że, chcąc - nie chcąc, muszę to nazwać odpoczynkiem haha ;P ;) Oczywiście, jak to ja, zapomniałam Wam napisać, kiedy wracam. Tutaj również, dzięki jednej z Was, przypomniałam sobie, aby to zrobić. I tutaj uwaga! ;D 

Wracam w piątek (8.08). ;D

Może głupio, że piszę dopiero teraz, ale lepszy rydz, niż nic ;) Oczywiście będą wielkie zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany! ;D To teraz kilka szczegółów: ;)

Co trzeci scenariusz będzie +18 (chociaż to już pewnie niektóre z Was zauważyły ;P), 

Nadal nie zamierzam wprowadzać koreańskich zwrotów do scenariuszy (hy hy ;D),

Z każdym dniem będę lepszą pisarką, obiecuję. ;)


W sumie to tyle ode mnie ;) Dziękuję, że zaczęłyście się martwić moim zniknięciem, aczkolwiek byłam tutaj cały czas i, szczerze mówiąc, dopisywałam jedną literkę dziennie xD ;) Moje wakacje od bloga (tęskniłam za Wami <3) kończą się w piątek. ;) Zaczyna się nowa kolejka, którą pięknym (bo psychologicznym) akcentem otwiera nam Suho. ;D Ja życzę wspaniałej końcówki wakacji i do zobaczenia w piątek, kochane ;**** ;)






poniedziałek, 14 lipca 2014

#25 Chen (+18)


 Spacerując po parku, napawałaś się promieniami późno - popołudniowego słońca głaszczącymi twoją twarz. Korzystałaś z niewątpliwych uroków tego lata, które, jako jedne z niewielu, zaskakiwało taką pogodą. Błogo przemierzałaś alejki seulskiego ogrodu botanicznego. Podobne wycieczki sprzyjały samotnemu myśleniu oraz dawały możliwość poukładania spraw w głowie.
 Przez jeansowe szorty oraz cienki materiał bluzki na ramiączkach czułaś szczypiące lipcowe powietrze. Jeśli dobrze pójdzie, zaraz powinno się rozpadać. Kątem oka przyglądałaś się rodzinom, radośnie spędzającym czas, czy to urządzając piknik, czy też zwyczajnie śmiejąc się. Gdzieniegdzie trawę zajmowały odpoczywające psy, co spragnionymi językami próbowały spijać resztki rosy z wilgotnych źdźbeł.
 Uśmiechnęłaś się sama do siebie pod wpływem panującej wokół aury życzliwości, kiedy poczułaś delikatne szarpnięcie za krawędź koszulki. Rozejrzałaś się dookoła w poszukiwaniu osoby, która mogłaby pragnąć twojej uwagi. Mimo najszczerszych chęci nie dostrzegłaś nikogo. Ponownie poczułaś pociągnięcie. Tym razem spojrzałaś do dołu i natychmiast zachichotałaś.
 Przy własnych nogach zobaczyłaś małego, uroczego chłopca. Miał maksymalnie pięć lat, lecz jego skośne oczka były mądre. Cudownie się uśmiechał, jednak zauważyłaś, że wyglądał na zagubionego. Niewielką, pulchną rączką trzymał brzeg twojej koszulki, ale rozglądał się gdzieś wokoło. Uśmiechnęłaś się i pochyliłaś w stronę dziecka. 
 - Cześć. - przywitałaś się. Malec odwrócił głowę niemalże natychmiast. Mierzył cię swoimi ogromnymi oczami barwy czekolady. - Zgubiłeś się?
 - Pomożesz mi odnaleźć nianię? - chłopiec złożył usta w kaczy dziobek, przez co nie potrafiłaś mu odmówić.
 - Zgubiłeś ją? - odgarnęłaś włosy z czoła.
 - Jego. - Azjata przewrócił oczami. - Mój opiekun jest najlepszy. - maluch puścił skrawek twojej bluzki. 
 - Chyba nie taki wspaniały, skoro stracił cię z oczu, co? - uśmiechnęłaś się pobłażliwie. Chłopiec wyglądał na poważnie zmartwionego, więc wyciągnęłaś do niego rękę. - Chodź, poszukamy twojego przyjaciela. - zaśmiałaś się, kiedy poczułaś jego ciepłą dłoń w swojej.
 Zaczęliście iść jedną z głównych alejek parku. Niewielki Azjata tuptał wesoło nieco za tobą, ale wiedziałaś, że uważnie się rozglądał. Był niezwykle dzielny, jeśli przypomnieć sobie wszystkie dzieci, które widziałaś zalewające się łzami, gdy zdarzała się podobna sytuacja. Zastanawiałaś się tylko, gdzie podziała się mama chłopca i, czy rzeczywiście szukał on opiekuna, a nie zwyczajnie własnej rodzicielki.
 Nie pokonaliście nawet dwustu metrów, kiedy usłyszałaś donośne wołanie. Odgłos kroków biegnącej osoby stawał się coraz głośniejszy. Naraz maluch puścił twoją rękę, po czym odwrócił się. Podążyłaś śladem jego spojrzenia, które napotkało niewysokiego chłopaka zmierzającego w waszą stronę. Rozpoznałaś Jongdae - swojego kolegę z klasy. Pierwszą myślą, jaka przeszła ci przez głowę było: czego Chen mógłby chcieć od małego, przypadkowego chłopca.
 - To on! - nieduży Azjata radośnie podskoczył w miejscu. - Chodź! - momentalnie chwycił cię za dłoń i zaczął prowadzić do, teraz już maszerującego, chłopaka. Pomachałaś przyjacielowi na powitanie. Uśmiechnął się z ulgą, widząc, kto prowadził jego podopiecznego.
 - Następnym razem pilnuj tego swojego opiekunka. - rzuciłaś żartobliwie ku chłopcu, kiedy staliście niemal twarzą w twarz.
 - Stałem w kolejce po lody i wtedy zauważyłem, że nagle zniknął. - Chen zaczął się tłumaczyć.
 - Z nim rozmawiaj. - uśmiechnąwszy się, skinęłaś głową na malca. - Koreańczyk kucnął odwrócony do młodszego.
 - Przepraszam, bo straciłem cię z oczu. - Jongdae zaśmiał się radośnie. Wyciągnął ręce w kierunku dziecka, które natychmiast ułożyło się między ramionami twojego klasowego kolegi.
 - Gdzie on ma matkę? - zaczęłaś, przyglądając im się.
 - Podróż służbowa. - odparł chłopak, wstając i sadzając sobie chłopczyka na barkach. - Dzisiaj śpi u mnie.
 - Nie znałam cię od tej strony. - przyznałaś, po czym odgarnęłaś włosy.
 - A co, myślałaś, że potrafię się tylko wygłupiać? - zachichotał. Zrobił kilka kroków do przodu. - Idziesz z nami?
 - Gdzie? - zapytałaś uśmiechnięta.
 - Zobaczysz. - wyciągnął dłoń w twoim kierunku. Ujęłaś ją, chociaż między wami gościła jedynie przyjaźń...
 Jongdae poznałaś, kiedy razem wylądowaliście na jednej uczelni. Początkowo bardzo go polubiłaś, często się widywaliście, jednakże później zwyczajnie nie miałaś wolnego, aby zobaczyć chłopaka. Swego czasu nawet zaczął ci się podobać, ale mijające dni rozwiały wszystkie romantyczne uczucia, co do niego. Teraz też rozmawialiście, może nie tak intensywnie, jak kiedyś. Bieg wszystkiego sprawił, że mniej Chen'a zauważałaś, przy czym przesądziłaś o beznadziejności wzdychania do kogoś, kto mógłby mieć setki podobnych dziewczyn. Zwyczajnie odpuściłaś, więc jakież było twoje zdziwienie, kiedy od "sprawdzonych źródeł" dowiedziałaś się... Właściwie Kim Jong Dae widział tylko ciebie. Nie interesowały go inne dziewczyny, co widziałaś, gdy Chen mierzył cię wzrokiem, czy, gdy zwyczajnie przechodziłaś gdziekolwiek blisko. Zbliżał się koniec wakacji, toteż postanowiłaś dać spokój, przynajmniej tymczasowo. Liczyłaś, że chłopak weźmie sprawy w swoje ręce. Na tyle, aby móc cię zaskoczyć...
 Resztę dnia spędziliście cudownie. Chen okazał się idealnym opiekunem. Zastanawiałaś się, czy mama chłopca kiedykolwiek przyglądała się, kiedy Koreańczyk zajmował się jej synem. Jeśli nie, to traciła naprawdę świetną zabawę. Tamtego popołudnia wybuchałaś śmiechem chyba niezliczoną ilość razy. Często byłaś zaciekawiona zabawnymi anegdotami Jongdae. Gdy wydawał się już wystarczająco mądry, rzucał wszystkie kretyństwa, jakie tylko przyszły mu do głowy. Uroczo nie dawał zapomnieć, że ciągle jest sobą i, chociaż na uczelni wypadał zupełnie inaczej, tutaj też był niesamowity. Chen'owi udało się ciebie ponownie zauroczyć, z czego okazałaś się dziwnie zadowolona. Przynajmniej do czasu, kiedy musieliście się pożegnać...
 - Nie idź jeszcze. - powiedział chłopak, trzymając śpiącego malca w ramionach. Staliście przed domem Jongdae. Delikatny wiatr owiewał twoje nogi. Niebo przyozdobił ogromny księżyc. Zerknęłaś na zegar telefoniczny. Było zbyt późno, aby się zastanawiać.
 - Przecież musisz... - wymownie zerknęłaś na nieprzytomnego chłopca. Pogrążony we śnie był jeszcze bardziej uroczy.
 - Położę go i porozmawiamy. - uśmiechnął się.
 - Jest późno... - zaczęłaś, przewracając oczami.
 - Zostaniesz u mnie, dobrze? - przesłał ci perskie oko. - Ucieszyłby się, gdyby zobaczył cię tutaj jutro rano. - już nie potrzebowałaś lepszych argumentów. Byłaś bezsilna, jeśli chodziło o tego małego.
 - O czym chciałbyś porozmawiać? - uniosłaś brwi.
 - Zobaczysz. - zaśmiał się, po czym wyciągnął z kieszeni klucz, aby otworzyć drzwi.
 Chen poszedł ułożyć chłopca w salonie. Aby im nie przeszkadzać, udałaś się do sypialni chłopaka. Oprócz modernistycznego łóżka stało tam również wiele innych mebli, jednak twoją uwagę przykuła jedynie niewielka kanapa ustawiona przy ścianie. Wiedziałaś, że kiedy tylko się położysz, od razu zaśniesz, więc ostrożnie przysiadłaś na jej skrawku. Raz   przyłapałaś samą siebie, gdy bezwiednie zamknęłaś oczy jedynie po to, aby chwilkę później gwałtownie się ocknąć. Mijały minuty, które dłużyły się, jak godziny. Czekałaś, twoim zdaniem latami, aż w końcu szpara między drzwiami, a ścianą ukazała ci przyjazną sylwetkę Jongdae. Natychmiast odzyskałaś siły, niczym skowronek budzący się ze snu.
 - Śpi jak suseł. - oznajmił chłopak, zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnąwszy się, sennie wzruszyłaś ramionami. 
 - Byłbyś świetnym ojcem. - przyznałaś szczerze. - Jeszcze nigdy nie widziałam cię takiego. - westchnęłaś cicho. - Poza tym, on cię uwielbia.
 - Chyba seryjnie rozpocznę poszukiwania materiału genetycznego na matkę. - zachichotałaś, lecz momentalnie spoważniałaś.
 - O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytałaś, kiedy Chen usiadł na kanapie tuż obok.
 - Nie lubisz być cierpliwa, co? - zapytał z uśmiechem. Pokręciłaś głową wesoło. Chłopak zawahał się chwilowo, jakby zamyślony nad tym, co powiedzieć. Odezwał się dopiero, kiedy zaczęłaś lekko podszczypywać jego kolano w wyrazie zniecierpliwienia. - [T.I.], dzisiaj coś zrozumiałem, wiesz? - uśmiechnął się pod nosem.
 - Co takiego? - zapytałaś.
 - Podobasz mi się od dawna... - zaczął niepewnie. Poczułaś na karku pierwszą kropelkę potu. - A mimo wszystko dopiero dzisiaj chcę, abyś o tym wiedziała.
 - Chen, to... - chciałaś przedstawić "swoją wersję wydarzeń", jednak natychmiast umilkłaś.
 - Wiem, że nie czujesz tego samego, ale chciałbym, żeby po wszystkim między nami nic się nie zmieniło. - pokręciłaś głową z niedowierzaniem. Jongdae tak bardzo o niczym nie miał pojęcia. - Przez cały rok szkolny byłaś jak moje słońce. Nie wytrzymałbym, gdybyś nagle miała ze mną nie rozmawiać. Kocham cię. - znów się uśmiechnął. - Dzisiaj, jak cię z nim zobaczyłem... Zwyczajnie nie mogłem uwierzyć. Jesteś najpiękniejsza ze wszystkich dziewczyn, jakie kiedykolwiek widziałem.
 - Żartujesz sobie? - zachichotałaś.
 - Chciałbym. - wzruszył ramionami.
 - Kocham cię, Jongdae. - wyznałaś ku oszołomieniu chłopaka. - Wiem już na pewno. - uśmiechnęłaś się niewinnie. - Kiedyś może bym się z tego śmiała sama, ale teraz musiałbyś śmiać się razem ze mną.
 - Dlaczego nic nie mówiłaś? - zapytał zdziwiony.
 - Bo mogłeś mieć każdą. - zawahałaś się. - Ot tak.
 - Nie mów już nic, dobrze? - posłałaś mu pytające spojrzenie. - Nie chcę, żeby coś nam teraz przeszkodziło. Zwłaszcza to, że nie chcesz rozumieć, że dla mnie jesteś najważniejsza. - nie zdążyłaś powiedzieć ani słowa, bo Chen natychmiast cię uprzedził.
 Nagle jednym ruchem przyciągnął twoją sylwetkę do siebie i wpił się w twoje wargi. Jego usta były takie miękkie oraz ciepłe, a zarazem sztywne, jakbyś całowała marmurowego greckiego boga. Właściwie czułaś, że to robisz. Posiadanie Jongdae jako chłopaka przecież stało na równi z odwiedzeniem przedsionka samego Edenu. Ciągle niepewne ręce Koreańczyka przyciskały cię mocniej do torsu mężczyzny prawie idealnego. Początkowo niewinne, delikatne pocałunki teraz stawały się coraz bardziej zachłanne. Chen dłońmi głaskał twoje włosy i pieścił szyję opuszkami palców. Zupełnie, jakby starał się nadrobić utracony rok szkolny. Czułaś jego oddech w ustach, o ile pamiętałaś, pachniał miętą, co pozwalało ci myśleć, że jeszcze przed chwilą mył zęby. Jongdae robił wszystko tak perfekcyjnie, aż całoroczna powściągliwość miłosna chłopaka wydawała się nieprawdopodobna.  
 Nagle Koreańczyk oplótł sobie twoje dłonie wokół szyi. Poczułaś, jak ręce przesuwa ci na uda. Po chwili delikatnie uniósł cię nad ziemię, abyś momencik później plecami dotknęła miękkiej pościeli łóżka. Oboje zaczynaliście oddychać coraz ciężej. Doskonale znałaś uczucie pożądania, jednak dopiero wtedy zrozumiałaś, że Chen jest tego wart, nawet jeśli wieczór miałby się skończyć jedynie pocałunkami. Nic nie zwiastowało podobnego wypadku, kiedy chłopak niecierpliwie wsunął jedną dłoń pod materiał twojego topu, drugą rozpinając guziki jeansowych szortów. Zachichotawszy, próbowałaś zniweczyć plany tej, która pospiesznie wpełzała ci poza linię spodenek. Nie chciałaś, żeby poszło chłopakowi tak łatwo.
 Nareszcie zebrałaś wewnątrz idealną porcję siły i przewróciłaś Jongdae do pozycji leżącej. Natychmiast usiadłaś na nim okrakiem, czym nie pozwoliłaś, aby kontynuował ściąganie dołu twojej garderoby. Zaśmiał się przez ostatecznie przerwany pocałunek. Warknął niezadowolony, gdy rozłączyłaś wasze wargi. Znów przyglądał się tobie z pożądaniem błądzącym w oczach. Ustami dotknęłaś szyi Koreańczyka. Mijające chwile zamieniały pojedyncze muśnięcia na pełne pasji buziaki, którymi zostawiałaś czerwone ślady szpecące jego delikatną skórę.
 - Czemu mi to robisz? - chłopak zaśmiał się, zasłaniając oczy rękami. Rumieńce policzków Chen'a pokazywały, jak bardzo go zawstydzałaś. - Nie pokażę się tak ludziom. - również wybuchnęłaś śmiechem, po czym kontynuowałaś swoją pracę. Położyłaś mu dłonie pod głową, żeby już nic nie mogło ci przeszkodzić. Zabrawszy się do rozpinania kraciastej koszuli chłopaka, ciągle obdarzałaś szyję oraz policzki Jongdae delikatnymi pocałunkami. Dogłębnie poznawałaś jego piękną linię szczęki. Stopniowo obnażałaś idealy tors Azjaty. 
 Gdy w końcu zrzuciłaś koszulę na podłogę, ustami zeszłaś nieco niżej. Językiem przejechałaś po obojczykach i zostawiłaś wilgotne ślady wokół sutków chłopaka. Nie musiałaś długo czekać, aż Chen zaczął cicho pojękiwać oraz posapywać. Co jakiś czas z satysfakcją podnosiłaś wzrok, aby tylko ujrzeć tę twarz wykrzywioną grymasem niewyobrażalnej rozkoszy. Następnie pocałunkami wyznaczyłaś drogę od żeber ukochanego do dołu brzucha. Chłopak pod wpływem pożądania chrypiał coraz głośniej, co stanowiło idealną muzykę dla twoich uszu.
 - Nie ma mowy. - wycharczał, kiedy zabrałaś się do rozpinania guzika jego szortów. Wsparł się na łokciach i natychmiast chwycił cię za ramię, przyciągając w swoją stronę. Złączył wasze usta pocałunkiem. Jedną ręką znów zaczął drażnić twoją skórę. Druga natomiast powędrowała przez spodenki za linię koronkowych majtek. Tym razem się nie broniłaś. Usilnie potrzebowałaś rozładowania podniecenia, które zaczęło rosnąć, gdy tylko zobaczyłaś chłopaka tamtego popołudnia.
 Ponownie wylądowałaś na plecach, jednak nie miałaś czasu, żeby ubolewać nad smutnym losem człowieka zdominowanego. Zajęłaś się oddawaniem pocałunków ukochanego. Chen chwilowo wysunął wysunął dłoń spod dolnej części twojej bielizny. Ciągle nie odrywając od ciebie ust, podciągnął cienki materiał koszulki aż po samą linię żeber. Dzień okazał się tak ciepły, że postanowiłaś nie zakładać biustonosza, co wtedy uznałaś za błąd. Sama siebie podałaś niemalże, jak na tacy. Jongdae uśmiechnął się szeroko, kiedy zauważył takie niedociągnięcie.
 - Spodziewałaś się mnie? - chłopak zachichotał, rozdzieliwszy wasze usta. Podsunął krawędź koszulki wyżej, czym obnażył twoje piersi. Pozwoliłaś mu całkowicie ją zdjąć, unosząc ręce nad głowę. Chen odrzucił top gdzieś na bok. Nareszcie zajął się czymś, czego tak długo oczekiwałaś - sprawianiem ci przyjemności.
 Obdarzył kilkoma pojedynczymi pocałunkami twoją szyję oraz dekolt. Robienie malinek nie było w stylu Kim'a Jongdae. Zatrzymał się dłużej przy piersiach. Wargami pieścił jeden z sutków, a drugi głaskał oraz podszczypywał palcami. Uśmiechał się szeroko, kiedy robił coś tak dobrze, że zaczynałaś coraz głośniej pojękiwać. Na odchodne obdarzył jednym buziakiem powierzchnię skóry skrywającą żebra. Później ustami zszedł niżej, w okolice podbrzusza oraz pępka, gdzie zostawił kolejnych kilka pocałunków. Zadrżałaś, poczuwszy wargi chłopaka ciągnące za krawędź twoich szortów. Jongdae był coraz bliżej. Bawił się tobą, chociaż wolałabyś, aby zwyczajnie wszystko z ciebie zerwał. Wredna, koreańska małpa, pomyślałaś i wybuchnęłaś śmiechem.
 Chen leniwie zsunął ci spodenki oraz, nieco później, dół bielizny. Musnął wargami biodra. Zaśmiał się, widząc, jak bardzo jesteś już napalona. Sam nie był gorszy, widziałaś ogień w jego oczach. Przeniósł wzrok na twoją kobiecość. Uśmiechnął się sam do siebie.
 - Nawet nie wiesz, ile czekałem na tę chwilę. - powiedział niemal szeptem. Zarumieniłaś się, kiedy zobaczyłaś, gdzie zostawił spojrzenie. - Przestań być taka zawstydzona. Jesteś cudowna.
 - Fantazjowałeś o mnie? - zaśmiałaś się.
 - Pytasz, jakbyś nie wiedziała. - uroczo przewrócił oczyma. - Ale chciałbym, żebyś pamiętała tę noc. - uśmiechnął się szeroko.
 - Będę, obiecuję. - pogłaskałaś chłopaka po włosach.
 Nagle rozłożył ci nogi i wargami zaczął pieścić twoją kobiecość. Jęknęłaś, kiedy jego język znalazł się tam, gdzie na pozór być nie powinien. Rozpływałaś się pod wpływem ogromnej rozkoszy, aż poczułaś, że Chen wkłada w ciebie dwa palce - wtedy przyjemność była jeszcze większa. Delikatnie zaczął nimi poruszać, co jakiś czas zmieniając tempo. Dłonie to taka zwykła rzecz, a nie potrzebowały nawet pięciu minut, abyś wiła się oraz wydawała z siebie jęki pod wpływem wszechobecnej, seksualnej euforii. Bierna rozkosz nie wystarczyła na długo, bo niedługo potem zapragnęłaś poczuć w sobie Chen'a, nie jego ręce. 
 - Chcę prawdziwego orgazmu. - wyszeptałaś, przyjrzawszy się tęczówkom Koreańczyka. Uśmiechnął się tylko i, kończąc, wargami musnął twój wzgórek łonowy. Później jedynie obserwowałaś, jak Jongdae podnosi się z łóżka. Podszedł do szafki nocnej nieopodal, po czym wyjął prezerwatywę. Wróciwszy do swojego wcześniejszego położenia, zsunął spodnie oraz bokserki. Uśmiechnęłaś się szeroko, kiedy zobaczyłaś jego, sztywnego już, członka. Chłopak ubrał wspomniany wcześniej środek antykoncepcyjny i przyciągnął cię do siebie, chwytając za kostkę u nogi. Zachichotałaś, gdy poczułaś, że chłopak wchodzi w ciebie całą swoją długością, przy czym jednocześnie zatyka twoje usta pocałunkiem.
 Wszystko, co zdarzyło się później pamiętałaś, jak przez mgłę. Jeszcze nigdy nie było ci tak dobrze, to mogłaś śmiało powiedzieć. Staraliście się być cicho, aby nie zbudzić chłopca śpiącego tuż za ścianą. Nie zawiodłaś się na Jongdae. Koreańczyk okazał się bardzo czuły i opiekuńczy. Tamtej nocy szczytowaliście razem niejeden raz, ale właśnie ten pierwszy zapadł ci w pamięć najlepiej, bo był taki prawdziwy, a zarazem niewinny, niemalże nieskazitelny.
 Westchnęłaś, czując ciężar głowy chłopaka na swoich piersiach. Troskliwie odgarnęłaś mu kosmyki włosów ze zroszonego potem czoła.
 - Byłeś niesamowity. - szepnęłaś. Uśmiechnął się, chociaż wyraźnie morzył go sen.
 - Kocham cię. - powiedział i mocniej przyciągnął cię do siebie.
 - Miłych snów. - wargami musnęłaś policzek Koreańczyka, aby spokojnie mógł zasnąć. Zmierzyłaś wzrokiem wasze ubrania porozrzucane niemalże po całym pokoju. Prychnęłaś pod nosem, następnie osuwając się na poduszki. Sen był dobry. Zwłaszcza jako następstwo takiej nocy. Cudownej nocy.

Specjalnie zależało mi, aby dodać scenariusz rano, bo chciałam Wam umilić jakoś resztkę wakacyjnego dnia. ;3 Mam nadzieję, że Wasze wakacje płyną dobrze, zależy mi, abyście wypoczęli, bo na wrzesień zaplanowałam scenariusz, którego trzeba troszkę "zrozumieć" xD ;) Nie mówię, że jest ciężki, ale łatwo z nim też nie będzie haha ;D ;) Mam nadzieję, że scenariusz Wam się podoba, od razu uprzedzam, że następny będzie nasz kochany Suho (tak, zaczynamy nową kolejkę ;D). Ja osobiście nie mogłam się doczekać +18 z Chennie'm i mam nadzieję, że Wy też. ;) Komentujcie, obserwujcie i, przede wszystkim, macie wypoczywać! ;D Buziaki i trzymajcie się cieplutko ;) xoxo 





poniedziałek, 7 lipca 2014

#24 D.O.


 Małżeństwo jest procesem bardzo czasochłonnym. Nie trwa tylko od momentu przysięgi do śmierci obojga zaślubionych sobie. Pracuje się na nie bowiem przez cały związek. Sakrament to jedynie ucieleśnienie więzi łączącej zakochanych. Pod warunkiem, że owo połączenie istnieje...
 Poprawiłaś pierścionek zaręczynowy zdobiący twój palec i zerknęłaś w stronę zegara ściennego. Za kwadrans dziewiąta wieczorem. Narzeczony pewnie świetnie się bawił. Kilka dni później o tej porze mieliście już być małżeństwem. Bez wahania zgodziłaś się, aby kumple wyprawili mu niemały wieczór kawalerski. Jeśli ktoś jest zazdrosny, to musi tej osobie zależeć, prawda? A dla ciebie przyszły mąż był niemal obojętny...
 Właściwie nie miałaś wyboru, kogo chcesz poślubić. Byliście sobie przeznaczeni, dosłownie. Przyjaźniliście się od niepamiętnych czasów. Gdziekolwiek nie poszliście, brano was za parę. Zanim Man Chin Young poprosił cię o rękę, wiedziałaś, co się święci. Nie odmówiłaś ze względu na rodziców, znajomych. Mieli oczekiwania, dosyć wygórowane. Uważali, że skoro dobrze się razem dogadujecie, ślub to tylko formalność. Tak naprawdę, znałaś Chinyoung'a zbyt doskonale, aby zostać jego żoną. Mimo tego postanowiłaś porzucić własne szczęście. Sprostanie wizjom mamy oraz przyjaciół wydawało się warte wszystkiego. Nawet spędzenia reszty życia z najlepszym kumplem.
 Nie chciałaś wieczoru panieńskiego. Twoim zdaniem nie należało świętować takiej okazji. Prawie przymusowe małżeństwo nie zasługiwało na oklaski. Zwłaszcza wtedy, jeśli kilka dni przed ceremonią pannę młodą zaczęły nawiedzać wątpliwości. Właściwie, to zawsze je miewałaś, a przynajmniej odkąd przypadła ci rola narzeczonej. Wybór między własnym szczęściem i spełnieniem najbliższych osób nie należał do najłatwiejszych. Poza tym bałaś się skrzywdzenia Chinyoung'a. Zawsze był przy tobie, więc czułaś potrzebę odwdzięczenia się, nawet jeśli trwałoby to przez resztę życia.
 Drgnęłaś dopiero, kiedy usłyszałaś dzwonek u drzwi. Zdecydowanym krokiem ruszyłaś się, aby otworzyć niezapowiedzianemu gościowi. Nie zapraszałaś nikogo, listonosz dawno skończył pracę, a mordercy nie chadzali w te części miasta. Westchnęłaś, przekręcając klucz zamka i szarpnęłaś za klamkę.
 Jakże się zdziwiłaś, gdy twoim oczom ukazał się niewysoki, aczkolwiek wyższy od ciebie, Azjata. Jego usta wykrzywione były uśmiechem, ogromne tęczówki mierzyły cię ciekawskim spojrzeniem. Wyglądał sympatycznie. Nawet jeśli widziałaś chłopaka pierwszy raz, wydał ci się dziwnie znajomy, jakbyś już kiedyś miała z nim do czynienia. Niemożliwe, pomyślałaś i pokręciłaś głową. Odrzuciłaś wszystkie irracjonalne przemyślenia. Uśmiechnęłaś się, po czym nabrałaś powietrza, aby cokolwiek powiedzieć.
 - Jesteś [T.I.], prawda? - ubiegł cię chłopak. Nieprawdopodobnie szybko odczytywał mowę ciała.
 - Tak. - pokiwałaś głową. - Jak szukasz Chinyoung'a, to wiedz, że nie ma go tutaj.
 - Wiem. - uśmiechnął się serdecznie. - Osobiście kazał mi dzisiaj zapewnić tobie należytą opiekę.
 - Kpisz sobie? - zmarszczyłaś czoło. Nie rozumiałaś, co chłopak miał na myśli.
 - Nie. - łagodnie przewrócił oczami. - Mam pilnować, abyś nie była sama.
 - Więc, jak się nazywasz? - zrobiłaś mu miejsce w drzwiach. Spokojnie wszedł do mieszkania.
 - Kyungsoo. - usłyszałaś. Uśmiechnęłaś się pod nosem. To będzie ciekawy wieczór.
 Zatrzasnęłaś drzwi, wzrokiem odprowadzając nieznajomego przed sam próg salonu. Udałaś się w stronę kuchni, aby zrobić wam obojgu herbatę. Stamtąd miałaś na niego idealny widok. Widziałaś, jak grzecznie zajął pewien fragment kanapy. Ciekawskimi spojrzeniami przejeżdżał po obrazach, którymi swego czasu udekorowałaś ściany. Uśmiechnęłaś się serdecznie i złapałaś dwie filiżanki wypełnione ciepłym, ziołowym napojem.
 - Każdy z kwiatów symbolizuje jedną emocję człowieka. - powiedziałaś, kiedy wzrok chłopaka spoczął przed twoim ulubionym malunkiem. - Jest ich dwanaście... - podawszy mu filiżankę, zajęłaś miejsce obok Kyungsoo.
 - Nie czujemy tylko tylu rzeczy... - szepnął przejętym głosem.
 - Ale te jesteśmy w stanie okazać. - odrzekłaś, spuszczając spojrzenie. Zapadła niezręczna cisza przerywana jedynie przez niemrawe chrząknięcia i oddechy. Koreańczyk spokojnie spijał herbatę. Nie potrzebowałaś nic mówić. Nie znaliście się, uznałaś takie anomalia za coś całkowicie normalnego. Byłaś mu wdzięczna, bo zyskałaś okazję, aby przyjrzeć się swoim parapetowym roślinkom, które okazały się egzystować w opłakanych warunkach.
 - Pamiętam, kiedy tutaj biegałaś, taka malutka... - głos chłopaka wyrwał cię z zamyślenia.
 - Co? - zapytałaś, odrywając wzrok od kwiatów.
 - Przybiegałaś w tych swoich kolorowych sukienkach i razem łapaliśmy żaby. - zaśmiał się, jakby sam do siebie. - Uwielbiałaś ciasto porzeczkowe mojej mamy. - zerknął na ciebie niepewnie. Nagle zaczęłaś kojarzyć fakty.
 - Mieszkałeś naprzeciwko piekarni, prawda? - uśmiechnęłaś się szeroko.
 - Pamiętasz mnie? - jego brwi powędrowały do góry.
 - Do Kyung Soo - powiedziałaś pewnie. - Pamiętam. - naraz zebrałaś wszystkie wspomnienia w głowie. - Nie zdążyłam cię pożegnać, kiedy wyjeżdżałeś.
 - Dlatego wróciłem. - zażartował. - A teraz moja malutka [T.I.] bierze ślub. - mogło ci się wydawać, ale głos pobrzmiewał mu nutką żalu i wyrzutu.
 - Przepraszam, nie zaprosiłam cię. - szepnęłaś cicho.
 - Twój narzeczony to zrobił. - wzruszył ramionami.
 - Muszę mu podziękować. - uśmiechnęłaś się.
 Nie mogłaś się na niego napatrzeć. Chociaż z początku nie poznałaś chłopaka, nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, wróciły wszystkie wspomnienia. Nie wierzyłaś, że twój dawny przyjaciel znów tutaj był, jakby nigdy nie wyjechał. Naraz stanęły ci przed oczyma chwile, kiedy cały wolny czas spędzaliście wspólnie, a o istnieniu zmartwień, czy im podobnych rzeczy, nie mieliście bladego pojęcia. Wraz z nadejściem szkoły, wasze stosunki nieco się rozluźniły, ale ciągle wołaliście do siebie "mój Kyungsoo" oraz "moja [T.I.]". Później dowiedziałaś się, że D.O. wyjechał na przesłuchanie w jednej spośród największych wytwórni, skąd tak, czy siak miał już nie wrócić. Wtedy nie zdążyłaś go pożegnać, ani nawet zacisnąć pięści jako gest nadziei. Jednakże był jeden plus tego wszystkiego - oboje nie zapomnieliście.
 Resztę wieczoru spędziłaś na ponownym poznawaniu swojego przyjaciela. Opowiadaliście sobie dosłownie o wszystkim. Dowiedziałaś się, że Kyungsoo śpiewa w zespole, podobno całkiem znanym. Powiedział ci, co robił przez cały ten czas, kiedy nie byliście razem. Cudem udało mu się wybłagać trochę wolnego tylko dlatego, aby móc zobaczyć ceremonię. Jak się okazało, twój narzeczony wybrał Koreańczyka jako świadka. W gardle poczułaś ogromną kluchę. Niedługo miałaś okłamywać wszystkich, również osobę, której jeszcze nigdy nie powiedziałaś nieprawdy. Ogarniało cię poczucie winy, kiedy tylko patrzył tymi ogromnymi oczami. Finalnie przełamałaś się. Wylałaś wszystkie żale. Wyśpiewałaś każdą, nawet najmniejszą rzecz. Chłopak słuchał uważnie. Z każdą nowszą informacją, jego tęczówki robiły się coraz większe, a, kiedy powiedziałaś, że tak naprawdę nie chcesz zostać żoną Chinyoung'a, westchnął cicho. Po skończonej opowieści, usłyszałaś wszystko, co powiedziałby przyjaciel. Miałaś podążać za swoim szczęściem, bo to ty będziesz z tym żyła do końca. Na pożegnanie ucałował cię w czoło. Odszedł. Nie wiedziałaś, kiedy znów zobaczysz chłopaka. Najprędzej przy ołtarzu. Kyungsoo zabrał wszystko. Strach, niepewność, poczucie zawodu, zadumę nad tym, co zrobić. Wszystko, oprócz twojej ogromnej sympatii do niego.
 Dni mijały. D.O. zadzwonił następnego ranka... I kolejnego... I jeszcze kolejnego. Godzinami rozmawialiście przez telefon, ku dezaprobacie własnego narzeczonego. Koreańczyk namawiał cię, abyś przestała działać wbrew sobie, próbował przekonać do odwołania wszystkiego, póki mogłaś. Okropnie się bałaś. Przecież nikt nie miał czasu na takie wywody. Półsłówkami odbiegałaś w rejony bardziej przyjemniejszych tematów. Też dlatego, żeby Kyungsoo nie czuł się zwyczajnie znudzony. Ewentualnie, aby zapomniał o nadchodzącej katastrofie...
 Tymczasem prace szły pełną parą. Wkrótce dostarczono ci sukienkę, której ani razu nie przymierzyłaś i raczej wątpiłaś, że do tego dojdzie. Nie miałaś ochoty jej oglądać, a co dopiero ubierać. Niedawno ukradkiem widziałaś, jak Chinyoung chował obrączki. Pod nawałem obowiązków byłaś bombardowana telefonami od własnej matki. Pytała o stres, postępy przygotowań. Tak naprawdę pragnęłaś wykrzyczeć jej prawdę wprost w słuchawkę. Skądinąd wiedziałaś, że goście mieli już garnitury, panny zakupiły sukienki oraz prezenty. Dostawałaś mdłości, kiedy pomyślałaś, ile pieniędzy wydali, aby móc bawić się tylko przez ten jeden wieczór. Uśmiech zbiegł z twojej twarzy szybko, nawet jeśli wcale się nie pojawił.
 Ceremonia miała się odbyć już jutro. Od samego rana czułaś uścisk w brzuchu. Kątem oka mierzyłaś wzrokiem katalogi przeróżnych biur podróży, które Chinyoung przyniósł rano. Siedziałaś przy stole, milcząc, nie poruszając się. Bębniłaś paznokciami o blat stołu, podczas gdy mętlik całkowicie opanował twoje najgłębsze myśli. Nagle poczułaś, jak ktoś obejmuje cię od tyłu.
 - Nie możesz się zdecydować, kochanie? - narzeczony przycisnął wargi do twojego czoła.
 - Nie mam do tego głowy... - zaśmiałaś się histerycznie.
 - Co się stało? - zapytał spokojnie.
 - Nic a nic. - pokręciłaś głową. - Po prostu nie chcę, abyś wydawał na jakąś wycieczkę dla mnie...
 - Skarbie, to jest nasza podróż poślubna. - poczułaś, że chłopak się uśmiecha. Trzymał wargi tuż przy twoim uchu. - Nie mów, że przeszkadza ci wygląd łóżka, bo prędzej, czy później i tak któreś zepsujemy. - szepnął. Gwałtownie odskoczyłaś jak oparzona. Wstawszy z krzesła, odeszłaś od niego na bezpieczne dwa metry.
 - Nie. - szepnęłaś sama do siebie.
 - Hej, co się stało? - zapytał Chinyoung mocno zdezorientowany. Poczułaś, że pękasz.
 - Ja nie chcę tego ślubu, nie rozumiesz?! - zawołałaś rozpaczliwie.
 - Co ty mówisz? - narzeczony zmarszczył czoło.
 - To nie jest to, czego chciałam. - zaczęłaś. - Jeśli oboje to zrobimy, to będziemy do końca życia nieszczęśliwi, wiesz?
 - Mów za siebie, dobrze?! - pretensjonalnie wyrzucił ręce w twoim kierunku. - Ja się oświadczyłem, bo cię kocham, ale ty ranisz mnie teraz!
 - Przepraszam... - wyszeptałaś. Nie mówiłaś głośniej, gdyż chłopak cały poczerwieniał ze złości.
 - Chcesz zerwać zaręczyny, tak? - zapytał nieco spokojniej, niż wyglądał. Prawie niezauważalnie pokiwałaś głową. - Dobrze, nie będę cię trzymał...
 - Dziękuję... - uśmiechnęłaś się kwaśno.
 - ..., ale mam warunek. - westchnął cicho.
 - Tak? - uniosłaś brwi.
 - Sama powiesz o tym gościom. - posłusznie przytaknęłaś, jednak nie uśmiechało ci się tak ponure wystąpienie przed blisko setką ludzi. Chciałaś się wycofać do innego pomieszczenia, ale Chinyoung cię zatrzymał. - Czekaj...
 - Mhm? - zacisnęłaś wargi, niemalże ze złości.
 - Dlaczego ciągnęłaś to tak długo? - zapytał spokojnie. - Pozwoliłaś mi kupić obrączki, zaprosić gości, oświadczyć się...
 - Bałam się... - wyznałaś. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałam...
 - Wiesz... - zaczął. - Byłem twoim przyjacielem przez długi czas... - zawahał się chwilowo. - Zawsze starałem się robić tak, abyś przy mnie nigdy niczego się nie bała. - uśmiechnął się pobłażliwie. - Przepraszam, schrzaniłem sprawę.
 - Nie... - zaczęłaś, jednak momentalnie ci przerwano.
 - [T.I.], idź już... - powiedział. - Nie mogę na ciebie patrzeć teraz. 
 Dopiero wtedy ogarnęło cię poczucie winy. Miałaś do siebie pretensje, że nie powiedziałaś ani słowa wcześniej. Czasami był nieprzewidywalny, może nawet lekko szalony, ale Chinyoung nie zasługiwał, aby go tak potraktować. Zawsze mogłaś na niego liczyć. Chociaż próbowałaś, nie udało ci się odwdzięczyć tym samym. Teraz zostałaś sama. W szafie wisiała suknia ślubna, której nie założysz, jutro kościół miał zapełnić się gośćmi, którym będziesz mówić: "Przepraszam, nie wyszło". Mimo wszystko zdecydowanie najbardziej wstydziłaś się przed samą sobą. Chciałaś spełnić jakieś puste oczekiwania, zapominając o swoich potrzebach i pragnieniach. To nie był egoizm, a dbanie o innych. Abyś nie musiała już nikogo dłużej oszukiwać, abyś już nigdy nie raniła bliskich, abyś nie krzywdziła samej siebie. Tego chciał cię nauczyć Kyungsoo, co pojęłaś zbyt późno...
 Nacisnęłaś klamkę ogromnych dębowych drzwi. Słyszałaś cichy szmer rozmów, które świadczyły o tym, że wszyscy już byli wewnątrz. Naraz zostałaś owinięta przez odór stęchłego, zimnego, niemalże lodowatego, kościelnego powietrza. Podciągnęłaś materiał spódnicy przepięknej sukni ślubnej. Weszłaś do ciemnego przedsionka. Nabrałaś tlenu, aby dodać sobie otuchy i odgarnęłaś rozpuszczone włosy, uporczywie opadające ci na czoło. Uśmiechnęłaś się nieśmiało pod nosem, po czym pchnęłaś kolejne wrota. Wraz z twoim wejściem do kościoła, wszyscy zebrani wstali, niczym na powitanie panny młodej prowadzonej przez ojca. Nic takiego nie miało miejsca, więc szybko napotkałaś zdezorientowane spojrzenia. Prawie biegiem zmierzałaś w stronę ołtarza. Sprawną wędrówkę między ławkami utrudniały wysokie, białe buty przyozdobione niemałym obcasem. Może trochę przesadziłaś, ubierając się tak, jak zrobiłabyś to, gdyby tam czekał Chinyoung, ale nie mogłaś się powstrzymać. Wzrokiem przejeżdżałaś po znajomych twarzach, kiedy nareszcie dotarłaś do ołtarzowych stopni. Stanęłaś na najwyższym i odwróciłaś się przodem w kierunku zebranych. Niemalże natychmiast wszyscy umilkli. Wzięłaś głęboki oddech, lecz zamilkłaś, gdyż spojrzeniem spotkałaś Kyungsoo. Biednego, niczemu nie winnego chłopaka. Patrzył równie niepewnym, jak pozostałych, wzrokiem. Prawie niezauważalnie kiwnęłaś głową.
 - Siadajcie. - powiedziałaś donośnie. Odpowiedział ci jeden głuchy pomruk, który zniknął równie szybko, co się pojawił. - Niepotrzebnie przyszliście. - zaczęłaś nieśmiało. Każdy słuchał uważnie. - Razem z moim narzeczonym, znaczy... - zawahałaś się na moment. - Teraz już byłym narzeczonym. Zadecydowaliśmy razem, że ślubu nie będzie. - przejechałaś wzrokiem po twarzach zebranych, gdzie malował się gniew, zaskoczenie, obojętność, a czasami nawet radość. - Razem nie bylibyśmy szczęśliwi. Całą winę chciałabym wziąć na siebie. Przepraszam, że nie miałam odwagi powiedzieć od razu... - spojrzałaś w stronę Kyungsoo, który emanował dumą. Uśmiechnęłaś się do niego. - Przepraszam za fatygę oraz, że musieliście wydać pieniądze na stroje, kwiaty, wszystko... Oddam każdemu pieniądze, tylko musicie mnie później złapać. - wolno pokiwałaś głową. - Te wszystkie rzeczy pewnie się nie zmarnują. Jeśli chcecie, możecie iść do, właściwie jedynej restauracji w tym mieście. Tam czeka obiad, bo w zasadzie nic nie odwołaliśmy. Jeszcze raz przepraszam. Kocham was wszystkich. - usiadłaś na schodach i zakryłaś twarz dłońmi. Poczułaś głęboki smutek, jednak niczego nie żałowałaś.
 Wszystko, co działo się później pamiętałaś, jak przez mgłę. Ani razu nie podniosłaś głowy, lecz słyszałaś tabun ludzi wychodzący z kościoła. Nikt nie zatrzymał się, aby porozmawiać, czy chociażby na ciebie nawrzeszczeć. Czułaś tylko nieśmiałe poklepywania po ramieniu, głaskanie. Niektórzy prychali, po czym wnioskowałaś, do kogo zadzwonić później z przeprosinami. Nie minął nawet kwadrans, kiedy zostałaś zupełnie sama. Otoczona ceglanymi czterema ścianami, znienawidzona przez, mniej więcej, połowę zaproszonych gości. Miałaś ochotę przytulić Kyungsoo, powiedzieć, że jeszcze nigdy nie czułaś takiej ulgi, albo zadzwonić do mamy, choćbyś nawet przez godzinę miała ją przepraszać. Wywnioskowawszy to z miny twojej rodzicielki, nie była zadowolona. Nic dziwnego, jej plany legły w gruzach...
 Nagle poczułaś delikatne głaskanie na dłoni. Ciepła, duża ręka odjęła ci ją od twarzy. Naraz zobaczyłaś uśmiechniętą twarz D.O., który wyglądał, jakby był aniołem. Nie wiedziałaś, kto skrajał smoking chłopaka, ale uszył arcydzieło. Uśmiechnęłaś się do Koreańczyka, chcąc coś powiedzieć, jednak on położył swój palec wskazujący na twoich ustach. Pochylił się, aby móc szeptać.
 - Nie spodziewałem się. - oznajmił cicho. Przewróciłaś oczyma. - Jestem z ciebie bardzo dumny, [T.I.]. - znów otworzyłaś usta, aby coś powiedzieć, jednak i tym razem nie doszłaś do głosu. - Musimy porozmawiać. - uśmiechnął się. - I też chcę, abyś coś zobaczyła.
 - Tak? - rozejrzałaś się dookoła.
 - Nie tutaj. - zachichotał. - Mogę? - wyciągnął do ciebie rękę, żeby pomóc ci wstać. Posłusznie ją ujęłaś, po czym dałaś mu się prowadzić, gdziekolwiek mieliście iść. Ufałaś chłopakowi.
 Kiedy wyszliście z kościoła, na zewnątrz również nikogo nie zastaliście. Kyungsoo prowadził was w kierunku wschodnim. Nigdy się tam nie zapuszczałaś, bo przeważnie były tam tylko chaszcze i woda. Nie szliście długo, kiedy Koreańczyk zatrzymał się przy jednym z kamieni przy niewielkim jeziorku. Nie znałaś tego miejsca, ale wydawało się całkiem miłe. Mimo wszystko, nie wiedziałaś, jaki ono ma związek z wami.
 - Usiądź. - poprosił nieśmiało. Był taki uroczy. Spełniłaś jego prośbę, rozglądając się wokoło. Uśmiechnęłaś się, gdy kolejno dostrzegałaś coraz to więcej kolorowych motyli.
 - Co to za miejsce? - zapytałaś.
 - Nie pamiętasz? - zaśmiał się. Pokręciłaś głową. - Przychodziliśmy tutaj, jak byliśmy mali. Tutaj łapaliśmy żaby. Nigdy nie lubiłaś ich dotykać, więc biegałaś za mną z wiaderkiem, żebym zawsze mógł cię uratować przed jakąś. - uśmiechnął się błogo.
 - Niemożliwe. - również uniosłaś kąciki warg do góry. - Tyle się tutaj zmieniło...
 - Sporo o tobie myślałem, od czasów dzieciństwa. - powiedział, patrząc ci prosto w oczy.
 - Myślałam, że zapomniałeś, kim jestem. - przyznałaś cicho.
 - Nie. - pokręcił głową. - Przychodziłem tutaj zawsze, kiedy chociaż na chwilę wracałem z Seulu.
 - Nie szukałeś mnie? - zapytałaś z nadzieją.
 - Nie. - lekko się zarumienił. - Nie wolno mi było.
 - Dlaczego? - uniosłaś brwi.
 - Wiedziałem, że masz swoje życie, nowych znajomych, własne sprawy i...jego. - mocniej zaakcentował ostatni wyraz. - Pewnie miałabyś gdzieś przyjaciela z dzieciństwa, który pojawia się, jakby znikąd.
 - Nie. - zaprzeczyłaś.
 - Teraz już wiem. - uśmiechnął się. - Wiesz, jak się czułem, kiedy dowiedziałem się, że ty...z nim? Że razem bierzecie ślub? - pokręciłaś głową. - I wtedy zobaczyłem cię w domu. Byłaś wtedy taka piękna. Ciągle masz ten sam błysk w oczach, co wtedy. - uśmiechnął się. Poczułaś, że na dźwięk jego słów oblewasz się rumieńcem. - A ty? Pamiętałaś o mnie?
 Spojrzałaś w jego czekoladowe tęczówki. To pytanie nie wymagało odpowiedzi. Pochyliłaś się bliżej niego i wpiłaś się w wargi chłopaka. Poczułaś, jak uśmiecha się przez pocałunek. Objął cię dłońmi w talii, pogłębiając go.

 Troszkę się spóźniłam ze scenariuszem, ale myślę, że mi wybaczycie haha ;D ;) Przy pisaniu bardzo mi pomógł Justin Bieber ( o dziwo) xD ;) Co do mojej wizyty w Krakowie, to na wszelkie pytania chętnie odpowiem na mailu (zakładeczka "Kontakt"). ;) Mam nadzieję, że scenariusz Wam się spodoba, bo bardzo się starałam ;) Jak już pewnie wiecie, została nam tylko +18 i to z naszym jedynym Chennie'm, także miejcie się na baczności haha ;D ;) I dopiero teraz zauważyłam, jak dużo nas jest tutaj już <3 ;) Dziękuję, kocham was ;* Zachęcam do komentowania, obserwowania i ruszam tyłek odpisywać na maila xD ;)