czwartek, 28 listopada 2013

#6 Chen


 Z Chen'em spotykałaś się dopiero od niedawna,ale mimo tego chłopak był w tobie zakochany po same czubki uszu. Wolny czas przeważnie spędzaliście ze sobą,chyba że Koreańczyk miał koncerty. Wtedy zostawałaś w domu,lub wychodziłaś ze znajomymi. Czasami też pozwalałaś mu odetchnąć. Często spotykał się z chłopakami. Mieszkali razem,więc byli ze sobą dłużej w ciągu dnia niż ty z Chen'em. Wspominając o reszcie EXO,dobre kontakty między wami nie zagościły. Nie byłaś mile widziana w ich domu,a najgorsze było to,że nie wiedziałaś dlaczego. Kilka razy pytałaś się swojego chłopaka,co to wszystko ma znaczyć,jednak nie odpowiadał. Jakby o wszystkim wiedział,bo jednak wiedział...
 Ostatnio między wami coś zaczęło się psuć. Miałaś wrażenie,że w ciągu zaledwie trzech dni wymordowałaś całą jego rodzinę,czego przecież nie zrobiłaś. Chen stał się strasznie spięty,starał się trzymać od ciebie na dystans. Wyglądał tak,jakby w środku toczył jakąś wojnę z samym sobą. Na razie nie pytałaś,o co chodzi,bo przeważnie chłopak po jakimś czasie mówił ci o wszystkim...
 Tego dnia siedziałaś w pokoju,który dzielił z Lay'em. Rozejrzałaś się po pomieszczeniu. Było nadzwyczajnie schludne jak na pokój zamieszkany przez roztrzepaną dwójkę. Ściany w dosyć przyjemnym kolorze dodawały niezwykłego spokoju temu miejscu. Nie bywałaś tutaj często,nikt nie chciał ci powiedzieć,czemu...  Poczułaś pragnienie,więc Koreańczyk ruszył się,żeby przynieść coś do picia. Dosyć długo nie wracał,dlatego zaczęłaś się trochę martwić. Odczekałaś jeszcze jakieś pięć minut i postanowiłaś,że pójdziesz go poszukać. Cicho wstawszy,wyszłaś z pomieszczenia. Nawet nie musiałaś się zmagać z drzwiami,bo zostawiono je otwarte. Znalazłaś się w korytarzu,gdzie znajdowały się pozostałe wejścia do pokoi pozostałych. Na jego końcu była kuchnia,z której dochodziły lekko przytłumione głosy. Z pierwszego pomieszczenia właśnie wychodził Baekhyun. Gdy cię zobaczył,tylko uśmiechnął się ironicznie pod nosem. W sumie to chyba on jeden traktował cię najłagodniej. Czasami mogliście normalnie porozmawiać,jak przyjaciele. Odpowiedziałaś mu również uśmiechem,jednak twój był szczery.
 Skierowałaś się w stronę kuchni. Doskonale rozpoznałaś głos Chen'a. Gdy tylko zdołałaś usłyszeć,o czym mówią,gwałtownie się zatrzymałaś.
 -..,nie rozumiesz? Przestań w końcu myśleć o sobie i zacznij myśleć o innych.-odezwał się trzeci,nieco niższy głos. Od razu pomyślałaś,że to Sehun.
 -Czasami nawet inni muszą zaczekać,wiecie?-powiedział twój chłopak.-Po prostu nie,koniec tematu.
 -W przeciwnym razie wylatujesz,pamiętasz?-druga osoba znów zabrała głos.
 -Pamiętam,ale no...Spróbujcie postawić się w mojej sytuacji...-na twoich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Nie wiesz,o co chodziło,ale Chen był zrozpaczony. Czułaś się z tym okropnie,bo chłopak nic ci nie mówił. Myślałaś tak,jakby coś cię omijało...
 -Nawet nie chcemy być w twojej sytuacji.-przerwał mu trzeci głos.-Mówisz to teraz,a jak nie,to pamiętasz co ci mówił...
 -Na pewno nie ma innego wyjścia?-powiedział Chen tym razem jeszcze ciszej,niż przedtem.
 -Nie.-Sehun zaśmiał się cicho.-Powodzenia.
 -To widzimy się za jakieś...Trzy minuty.-odpowiedział mu rechot pozostałych.
 Najszybciej,jak umiałaś na palcach pobiegłaś z powrotem do pokoju,w którym wcześniej byłaś. Nie miałaś pojęcia,co to oznacza,ale wiedziałaś,że nie będzie dobrze. W korytarzu już słyszałaś kroki,więc przybrałaś dobrą minę i starałaś się nie rozpłakać...
 Nagle w drzwiach pojawiła się sylwetka Chen'a. Uśmiechał się. Już nauczyłaś się rozpoznawać sytuacje,gdy przywdziewał maskę. Ta była jedną z nich. Nie wiedziałaś,o czym rozmawiał z chłopakami,ale to wystarczyło,żeby go zasmucić. Wiele osób mówi,że wystarczy spojrzeć na oczy,aby wykryć kłamstwo. Patrzyłaś swojemu chłopakowi w oczy,jednak nie zobaczyłaś nic.
 Zauważyłaś szklankę wody trzymaną w dłoniach przez Chena. Koreańczyk nic nie mówiąc,podał ci ją do rąk. Ciężko oddychał,zawsze tak robił,gdy się denerwował. W końcu otworzył usta,jakby chciał coś powiedzieć.
 -Wiesz,ja chyba muszę ci coś powiedzieć...-zawahał się.
 -Tak?-odłożyłaś szklankę na najbliższą płaszczyznę i się uśmiechnęłaś. Nie był to szczery uśmiech.
 -Mogłabyś wstać?-nerwowo poprawił czapkę leniwie zsuwającą mu się z głowy.
 -Jasne,coś się stało?-stanęłaś na nogi. Dopiero teraz widziałaś,jak bardzo w takich chwilach twój chłopak przypominał małego szczeniaka.
 -Wszystko się stało...-powiedział nie okazując żadnych emocji.
 -A mógłbyś jaśniej?-chciałaś się uśmiechnąć,żeby dodać mu otuchy,ale zamiast tego zrobiłaś tylko niewyraźny grymas.
 -(T.I.),ja myślę,że źle zrobiliśmy,gdy zaczęliśmy spotykać się ze sobą...-włożył ręce do kieszeni,ale mimo to nie przestawał patrzeć ci w oczy.
 -Co,proszę?-nagle miałaś wrażenie,że uderzyła w ciebie wielka kula armatnia i zaraz rozpadniesz się na kawałeczki.
 -Po prostu cię nie kocham.-zacisnął usta,a jego wargi ułożyły się w jedną cienką linię.-Właściwie,nic do ciebie nie czuję. Męczyłem się przez ten miesiąc z tobą,wiesz?
 -Dlaczego mówisz mi o tym teraz?-oczy ci się zaszkliły,a Chen momentalnie zmienił się. To już nie był ten sam chłopak,którego poznałaś. Tamten bez przerwy śmiał się do ciebie. Teraz po prostu nie wiedziałaś,kim był człowiek stojący przed tobą.
 -Bo po prostu niczego teraz nie chcę bardziej niż tego,żebyś się odwaliła...-potarł czoło dłonią. Wargi zaczęły ci drżeć i już wiedziałaś,że nie pozbędziesz się płaczu w tej sytuacji.
 -Zrywasz ze mną?-z niedowierzaniem pokręciłaś głową,a po policzkach spłynęły ci pierwsze łzy. Przecież to było niemożliwe...Czułaś się z nim tak dobrze,jak z nikim innym. Nawet nie śniłaś o tym,że Chen kiedykolwiek powie ci coś takiego.
 -Możesz już iść...-wzruszył ramionami. Nie przestałaś płakać,ale mimo wszystko wyszłaś z pokoju. Po drodze zabrałaś swój płaszcz z salonu. Nawet nie przyglądałaś się,jak reszta EXO patrzy jak odchodzisz. W rzeczywistości wymieniali między sobą smutne spojrzenia. Może ta rzecz,która dotknęła Chen'a,złapała się również ich. Przy wyjściu złapałaś swoją torbę i tak po prostu wyszłaś. Nie wiedziałaś o tym,ale w tej samej chwili twój były chłopak usiadł na łóżku,po czym rozpłakał się niczym dziecko.
 Minął tydzień odkąd nawet nie dzwoniłaś do Chen'a. Nie pozbierałaś się. Mimo wszystko przez pierwsze dni było gorzej. Zdążyłaś wykasować jego numer telefonu,usunęłaś wszystkie wasze zdjęcia z aparatu,jakby nigdy nie istniał. Problem był taki,że właściwie to on gdzieś tam żył. Żył i na pewno miał się świetnie. Gdybyś była lubiana pośród chłopaków,mogłabyś mu zrobić na złość umawiając się z Tao,czy coś w tym stylu,jednak nie byłaś. Wczoraj znów zaczęłaś chodzić do szkoły. Wiedziałaś,że wszyscy teraz się z ciebie śmieją,bo myślałaś,że Chen zostanie z tobą na zawsze. Zrobiłby tak,nadal nie zmieniłaś swojego zdania. W większości przypadków zareagowałabyś inaczej,ale nie tym razem. W większości przypadków pewnie miałabyś się świetnie. Teraz byłaś sama,poczucie winy zjadało cię od środka. Twój były z tobą zerwał,więc musiałaś coś zrobić nie tak. Non stop myślałaś o tym,że oddałaś mu coś,czego już nigdy nie będzie mógł oddać,swoje serce...
 Dopiero wróciłaś ze szkoły. Przygotowałaś sobie coś do jedzenia i zabrałaś posiłek do swojego pokoju,bo nie lubiłaś jeść w jadalni. Znów szykowałaś się na samotne spędzanie wieczoru. Twoja mama była recepcjonistką,miała dzisiaj nocną zmianę. Kochałaś takie dni. Samotność zdecydowanie służyła ci duchowo. Resztę dnia planowałaś spędzić na kanapie przed telewizorem. Już nie miałaś chłopaka,nawet nie musiałaś dokupywać większej ilości chrupek orzechowych...
 Odrabiałaś lekcje przy stole w kuchni,gdy nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Mam już dawno wyszła,a ty sama nie spodziewałaś się niczyjej wizyty. Cicho podreptałaś w kierunku korytarza. Nie miałaś wizjera,więc musiałaś zaryzykować wpuszczeniem do domu jakiegoś psychopaty. Cierpliwie otworzyłaś zamek. Przed sobą ujrzałaś Krisa. Przez chwilę zastanawiałaś się,czy jest prawdziwy.
 -Pomyliłeś domy?-uniosłaś brew.
 -Nie.-nawet się nie uśmiechnął.-Mogę wejść?
 -Jesteś sam?-zmierzyłaś go wzrokiem od stóp do głów.
 -Tak.-westchnął cicho.
 -Chodź.-otworzyłaś przed nim drzwi. Zaprosiłaś go do salonu. Jego wizyta bardzo cię zdziwiła. Zwłaszcza po tym,co się stało. Nigdy za nim nie przepadałaś,ale w tym wypadku chciałaś się dowiedzieć wszystkiego o stanie Chen'a. Zwłaszcza to,czy miał dziewczynę...
 Usiadł na kanapie,jednak nic nie powiedział. Miałaś wrażenie,że nad czymś mocno się zastanawiał. Po paru minutach chciałaś go zapytać,po co przyszedł. W ostatniej chwili się powstrzymałaś,bo skoro on tu był,musiało się stać coś ważnego.
 -Musisz nam pomóc...-wyszeptał po chwili.-Myśleliśmy...Miało być już dobrze...Jest coraz gorzej,wiesz?
 -O co chodzi?-lekko się niepokoiłaś. Jego słowa przypomniały ci pewną,podsłuchaną z resztą rozmowę...
 -Nie bądź zła na Chena,on musiał ci tak powiedzieć...-oczy Krisa wyrażały smutek. Pierwszy raz widziałaś go takiego,ale nic nie rozumiałaś z tego,co mówił.
 -Ale co mi powiedzieć?-pokręciłaś głową na znak,że nie rozumiesz.
 -Management kazał mu zerwać z tobą,bo według nich straciliśmy dużo fanek.-prychnął cicho.-Jeśli by tego nie zrobił,wyleciałby z zespołu...On nie chciał,wiesz? Wolał odejść z zespołu,niż cię zostawić. Wszyscy mieliśmy ci to za złe,ale gdy zobaczyliśmy,jak jest teraz...Po prostu to jest nie do opisania.
 -Co się z nim stało?-przyłożyłaś dłoń do ust z niedowierzania.
 -On po prostu już nie żyje bez ciebie...-Kris pokręcił głową.-Nie je...Nie chce wychodzić...Nie odzywa się do nas...
 -I czego ode mnie teraz chcecie?-byłaś na nich zła,ale doskonale wiedziałaś,że musisz im pomóc. Tutaj nie chodziło już o EXO,ale o twojego Chen'a.
 -Spotkasz się z nim?-chłopak zrobił niemal błagalną minę.
 -Nie chcę,żebyście mnie nienawidzili.-powiedziałaś i spuściłaś głowę w dół.
 -Będziemy,jeśli tego nie zrobisz.-zaśmiał się,ale jego żart cię nie rozbawił.
 -Zrobię to...-powiedziałaś zdecydowanie.-Ale czego ode mnie oczekujecie?
 -Chcemy,żebyście do siebie wrócili...-zacisnął usta. Wtedy tak bardzo przypominał ci twojego byłego. To było takie dziwne,a zarazem bardzo piękne.
 -Po takim cyrku?-tym razem to ty się zaśmiałaś.
 -Nie bądź na niego zła,to nie on jest winien,tylko my.-złożył ręce na kolanach.
 -A co,jeśli tego nie zrobię?-słuchałaś go uważnie,tak jak on słuchał ciebie.
 -Wolę sobie nawet tego nie wyobrażać...-oboje zamilkliście na dłuższą chwilę. Po jakimś czasie cisza stała się męcząca. Mina Krisa świadczyła o tym,że się denerwuje.
 Tym razem to ty toczyłaś bitwę z samą sobą. Z jednej strony bardzo kochałaś Chen'a. Mimo wszystko z drugiej strony nie chciało ci się wierzyć w całą tę historię,która zdecydowanie niejednej książce przysposobiłaby wielu fanów. Znałaś swojego byłego chłopaka. Zawsze najpierw dbał o innych,a dopiero potem o siebie. Rozumiałaś go,spełniał marzenia. To była jego ostatnia szansa. Musiał podjąć tę decyzję,bo inaczej straciłby fanów,zespół i,co najgorsze,chłopaków.
 -Proszę...-twoje rozmyślania przerwał błagalny ton osoby siedzącej obok na kanapie.-Jesteś naszą ostatnią nadzieją...Nie rób tego dla nas,tylko dla Chen'a...
 -Dobrze,zrobię to...-westchnęłaś cicho.
 -O to mi chodziło.-uśmiechnął się pogodnie. Widziałaś,jak odetchnął z ulgą.
 -Dla niego...-powiedziałaś.-Bo jest najważniejszą osobą w moim życiu.
 -To...Masz czas wieczorem?-wstawszy,zaczął zbierać się do wyjścia.
 -Jest wieczór.-również wstałaś.
 -Za godzinę?-narzucił na siebie kurtkę,którą uprzednio zdjął.-Na neutralnym gruncie?
 -Czyli gdzie?-potarłaś kark dłonią.
 -Może w parku na Namdaemunno?-uśmiechnął się pogodnie. Teraz już wiedziałaś,że wierzył,iż wszystko pójdzie jak po maśle.
 -Jasne.-chłopak ruszył w głąb korytarza. Zatrzymał się dopiero przy drzwiach.
 -Za godzinę.-jeszcze raz się uśmiechnął i nacisnął klamkę.
 -Pamiętam.-odwzajemniłaś uśmiech.-Mogę ci zadać pytanie?
 -Tak?-podwinął mankiety kurtki,którą miał na sobie.
 -Dlaczego nie zmienicie menedżera?-skrzyżowałaś ręce na piersi.
 -Mamy kontrakt z SM Town,dzidzia.-wyszedł na zewnątrz.-Tylko pamiętaj,żeby się nie spóźnić.
 -Będę punktualnie.-uśmiechnęłaś się i odmachałaś mu na pożegnanie.
 Gdy tylko drzwi się zamknęły,pędem ruszyłaś na górę. Dlatego nie lubiłaś niczego planować na ostatni moment. Teraz musiałaś wybrać sobie coś do ubrania od razu,nawet nie miałaś czasu na mierzenie. Innym ludziom mogłoby się wydawać,że to niemożliwe,ale od razu po pożegnaniu z Krisem już wiedziałaś,co na siebie założyć...
 Wbiegając do pokoju,na wstępie chwyciłaś czerwoną sukienkę. Nie brałaś jej bez powodu. Chen bardzo lubił,gdy miałaś ją na sobie. Jego zdaniem przepięknie ci było w czerwieni. Pod rękę wzięłaś brązowe jazz'ówki.
 Gdy już skończyłaś,do "przeminięcia określonej godziny" zostało piętnaście minut. Lekko zdenerwowana umalowałaś usta czerwoną szminką,rozpuściłaś swoje przepiękne włosy i wyszłaś z domu. Złapałaś pierwszy lepszy autobus. Byłaś na miejscu punktualnie,a nawet z minimalnym spóźnieniem. Twoje buty miały płaski obcas,więc spokojnie dobiegłaś do parku. Pogoda ci nie sprzyjała,bo na twoich ramionach pojawiła się gęsia skórka,ale po plecach spływała pierwsza kropelka potu.
 Przy bramie głównej spotkałaś Tao i Baekhyuna. Na początku cię nie zauważyli,ale gdy już to zrobili. Ten drugi z niesmakiem wcisnął pierwszemu banknot o nominale dwudziestu wonów w dłoń. Mimo wszystko uśmiechnął się na twój widok.
 -Cześć.-odezwałaś się,gdy już do nich podeszłaś.-Gdzie Chen?
 -Przy fontannie.-Tao zmierzył cie od stóp do głów.-Wyglądasz...
 -Mam na was focha.-przewróciłaś oczami,na co oboje zaśmiali się serdecznie.-Co to były za pieniądze?
 -Baek założył się ze mną,że nie przyjdziesz.-żartobliwie zmierzwił chłopakowi włosy.-Ale jak widać ktoś tu przegrał...
 -Lepiej idź do niego.-drugi z Koreańczyków skinął głową w kierunku wejścia.-Ledwo go tutaj zaciągnęliśmy.
 -Wie?-odgarnęłaś rozwiane przez wiatr włosy z czoła.
 -Nie.-Tao wzruszył ramionami.-Chcieliśmy mu zrobić niespodziankę.
 -To ja idę już.-zaczęłaś biec do wejścia,tylko odwracając się w kierunku chłopaków na pożegnanie.
 Bramę przekroczyłaś szybciej,niż ci się wydawało. Zostało ci do przebiegnięcia może trzysta metrów,ale najbardziej pocieszające było to,że już widziałaś zarys fontanny,która z każdym metrem przybliżała cię do siebie. Na początku niemal niewidoczna plama,a teraz kontur postaci również stawały się coraz bliższe. W końcu dobiegłaś do wodnego źródła. Okazało się,że poruszałaś się niemal bezszelestnie,bo siedzący tyłem do ciebie chłopak nawet się nie odwrócił. Poznawałaś go,naprawdę go poznawałaś. Te same włosy,muskularna sylwetka,piękny zarys umięśnionych pleców.
 W tamtej chwili nie wierzyłaś,że to on. Miałaś ochotę go dotknąć,ale po prostu się bałaś. Myślałaś o nim,jak o duchu,w każdym momencie mógł okazać się tylko snem. Był pochylony,jednak doskonale wiedziałaś,co robił. Nerwowo spoglądał na telefon. Zapewne liczył minuty,żeby sobie stąd pójść i z powrotem zamknąć się w pokoju. Był szczuplejszy. Chociaż niewiele,było to widoczne. Napawałaś się jego widokiem. Dosłownie wciągałaś jego obraz,niczym człowiek uzależniony narkotyk. Nawet nie wiedziałaś,kiedy zaczęłaś płakać ze szczęścia. Zakryłaś czerwone od szminki,ale również z zimna usta dłonią,za pewnik uznałaś to,że już dawno się rozmazałaś.
 W nawiązaniu do twojego serca,byłaś zakochana. Zakochanie to bardzo dziwne uczucie. Czasami jest się złym nawet na samego siebie,a momentami płacze się z błahych rzeczy,tak jak ty teraz. Łzy niemal zasłaniały ci widok,jednak się uśmiechałaś. Chciałaś być gotowa na moment,w którym się odwróci. Dziękowałaś Bogu,że użyłaś wodoodpornego tuszu,a jedyne czego się teraz miałaś obawiać to to,że zgubisz małą torebkę przewieszoną przez ramię. Miałaś dosyć czekania,musiałaś zobaczyć go teraz.
 Z małego bagażu wyciągnęłaś portmonetkę. Wyjęłaś z niej monetę. Jeden won południowokoreański. W myślach ją ucałowałaś,po czym zrobiłaś te kilka kroków dzielących cię od brzegu fontanny. Jedną rękę oparłaś na zimnym,marmurowym murku i wychyliłaś się nad połyskującą taflę wody.
 -Żeby już się nie smucił...-wrzuciłaś monetę do wody. Kątem oka zauważyłaś,że Chen drgnął.-...i żeby w końcu zauważył,że wciąż go kocham...
 Odeszłaś kilka kroków od fontanny i przyglądałaś się,jak twój ukochany się odwraca. Na twój widok jego twarz się rozjaśniła,jednak oczy ciągle pozostały dziwnie smutne.
 -Cześć.-powiedziałaś do niego,po czym uśmiechnęłaś się promiennie.
 -Cześć.-chłopak poprawił czapkę,która jak zwykle zsuwała mu się z głowy.-Co ty tutaj robisz?
 -Na prośbę pewnego miłego panicza jestem tutaj z kimś umówiona.-udałaś,że zerkasz na niewidzialny zegarek widniejący na twoim nadgarstku.-Ale chyba on nie jest zainteresowany tym spotkaniem...
 -Skądże znowu,moja pani.-wstał,a jego oczy nareszcie się rozświetliły dawnym blaskiem.-Bardzo się ucieszył na twój widok...
 -Doprawdy?-uśmiechnęłaś się jeszcze szerzej. Chen podchodził do ciebie wolnymi krokami. Ty również przyjaźnie wychodziłaś mu na spotkanie.-Widział go pan?
 -Zdaje mi się,że tak...Chyba zatrzymał się przy fontannie.-gdy już był wystarczająco blisko,nieśmiało chwycił cię za rękę.-Tak bardzo za tobą tęskniłem,wiesz?
 -Pozwoliłabym ci spełniać marzenia...-jego dłoń była taka ciepła,jak zawsze jej dotyk przynosił ci ukojenie.-Wystarczyło tylko powiedzieć.
 -Nie chcę spełniać marzeń.-delikatnie się zasmucił.-Nie,jeśli ma nie być w nich ciebie.
 -Był u mnie Kris.-wolną ręką złapałaś go za szyję i ręką pokonałaś drogę od karku aż po miejsce,gdzie linia włosów styka się ze skórą. Za wszelką cenę chciałaś,żeby się uśmiechnął.-Wszystko mi powiedział...Dlaczego przestałeś jeść? Mogło ci się coś stać...
 -Przepraszam...-puścił twoją dłoń i zakrył twarz rękami.
 -Już jest dobrze.-odjęłaś mu je od buzi,z powrotem splatając swoje palce z jego.
 -Jesteś taka piękna...-uśmiechnął się.-Teraz,tutaj...Przez całe życie...
 -Przestań.-zaśmiałaś się głośno. Cała drżałaś z zimna,lecz teraz to było nieważne.
 -Zimno ci?-zapytał lekko zaniepokojony.
 -Trochę,ale to nic.-sam jego widok rozgrzewał cię wystarczająco.
 -Wiem,co ci pomoże.-uśmiechnął się i zdjął swoją bluzę. Podał ci ją,a ty zadrżałaś na sam widok tego,że Chen ubrał koszulkę z krótkim rękawkiem. Ubrałaś ją.-Prześlicznie wyglądasz.
 -Kłam dalej...-przycisnęłaś swoje czoło do jego czoła. Oboje zamilkliście na moment. W ciągu tej krótkiej chwili podziwiałaś idealny obraz samej siebie w jego oczach. Tak bardzo brakowało ci jego cudownych perfum,wiecznie rozczochranych włosów i tego uśmiechu,który istniał tylko dla ciebie.
 -Przepraszam cię...-powiedział.-Przepraszam cię,bo cię zawiodłem...
 -Mogłeś mi od razu powiedzieć,wiesz?-mocnej ścisnęłaś jego dłonie na znak,że może ci zaufać.
 -Dostałem wybór,którego nie umiałem podjąć.-uśmiechnął się pogodnie.
 -To oni nie umieli wybrać ciebie.-zacisnęłaś wargi.
 -Ale jednak wybrali...-przesłał ci buziaka w powietrzu.
 -Właśnie,wybrali...-powtórzyłaś po nim i przyciągnęłaś go do siebie. Z całej siły przyssałaś się ustami do jego pełnych warg. Już nigdy w życiu nie chciałaś posmakować żadnych innych,bo te,które były w tamtej chwili z tobą były najlepsze...

poniedziałek, 25 listopada 2013

#5 Kai


 -Wszystko okej,po prostu dobrze się bawię.-powiedział Kai do telefonu. Mimo wszystko wiedziałaś,że jak zwykle zalał się w trupa. Odkąd zaczął spotykać się z nowymi ludźmi,imprezował niemal codziennie. Na początku chodziłaś z nim,ale z dnia na dzień popadałaś w rutynę. Teraz twój chłopak chodził sam,nigdy nie lubiłaś mu czegokolwiek zabraniać. Cieszyłaś się,bo mógł się rozerwać,odpocząć od stresu związanego z EXO. Od niedawna mieszkaliście razem,z resztą Kai sam to zaproponował. Na początku wracał do domu wcześnie,nigdy nie wyłączał telefonu. Jednak z dnia na dzień jego wyjścia zaczęły się przedłużać. Czasami wnioskowałaś,że ktoś coś mu dał,bo nie kontaktował,gdy normalny człowiek już by wytrzeźwiał. Sama przed sobą nie chciałaś się przyznać do tego,iż sama straciłaś kontrolę nad swoim chłopakiem. Kai wpadł w złe towarzystwo,najgorsze z możliwych. Z tymi ludźmi rozmawiałaś może raz,ale wiedziałaś o tym,jak cię postrzegają. Dla nich byłaś tylko kimś,kto przeszkadza,umoralnia i ciągnie Koreańczyka do domu. Poniekąd też dlatego przestałaś z nim wychodzić...
 Tym razem było tak samo...Dochodziła piąta rano,a ty,skulona pod kocem na kanapie,pękałaś ze strachu,bo ostatnio wszystkie jego imprezy stały się dla ciebie koszmarem. Relacje między tobą, i Kaiem się nie zmieniły. Wasza miłość ciągle nie gasła,a nawet z każdym dniem stawała się coraz mocniejsza. Nie robiłaś mu niepotrzebnych awantur. Zawsze starałaś się go jak najlepiej zrozumieć. Jednak nie rozumiałaś,dlaczego Kai mając przy sobie ukochaną dziewczynę i wspaniałych kumpli,sięgnął po narkotyki...
 -Znowu cię nie ma...-wyszeptałaś do słuchawki niemal z płaczem.
 -Już,jadę do domu.-w tle słyszałaś jakieś śmiechy.
 -Będę czekać.-uśmiechnęłaś się,bo poczułaś ulgę,że twój chłopak był cały i zdrowy.-Kocham cię.
 -Ja ciebie też,zaraz będę.-rozłączył się.
 Doskonale wiedziałaś...Nie pojawi się w domu za dwie minuty,ani za pięć,nawet za dwie godziny. Dlatego po prostu nie zamknęłaś drzwi na klucz i poszłaś spać. Spać to w sumie złe określenie,przecież nawet nie zmrużyłaś oka. Udało ci się dopiero po piątej rano. Zdrzemnęłaś się dosłownie na chwilę,bo usłyszałaś krzątanie w łazience. Wiedziałaś,że to Kai,ale mimo wszystko wstałaś jak najciszej,po czym poszłaś do pomieszczenia,w którym był. Drzwi były otwarte,więc mogłaś spokojnie patrzeć na niego tak,żeby on nie widział ciebie.
 Chłopak opierał się o zlew,od pasa w górę nie miał nic na sobie. Zawsze lubiłaś go takiego oglądać,ale nie dzisiaj. Wiedziałaś,co ściskał w ręce. Buteleczkę wody utlenionej mogłaś rozpoznać wszędzie. Nagle zaczęłaś zauważać jego podbite oko,zadrapania na szyi,krew sączącą się z ranki na linii obojczyka. Nie chciałaś dłużej pozostawać w ukryciu,musiałaś się upewnić,że to on tam stoi,a nie ktoś inny.
 -Kto ci to zrobił?-powiedziałaś wchodząc do łazienki.
 -Kochanie,mogłabyś wyjść,chociaż na chwilę?-spojrzał na ciebie zaskoczonym wzrokiem.
 -Kai,nie mogę.-patrząc na niego miałaś ochotę się rozpłakać.-Po prostu nie mogę.
 -Nawet nie boli.-uśmiechnął się. Doskonale wiedziałaś,że jest jeszcze pod wpływem. Nic dziwnego,że nic nie czuł.
 -Kto ci to zrobił?-odwróciłaś go przodem do siebie. Czule pogłaskałaś go po ledwo widocznie zadrapanym policzku.
 -Poprztykaliśmy się znowu,ale to nic...-pokręcił głową.
 -Martwiłam się,wiesz?-pogłaskałaś go po jedwabistych włosach.-Chodź,pomogę ci.
 -To już załatwione.-schował buteleczkę do apteczki leżącej na sedesie.-Chodźmy spać.
 -Kai,ile to jeszcze będzie trwało?-wzięłaś go za ręce i wyszliście z łazienki.
 -Po prostu się bawię,nie widzisz?-uśmiechnął się,ale patrzył na ciebie wzrokiem szczeniaka.-Chyba nie proszę o wiele...
 -Ale ja też ciebie potrzebuję,wiesz?-stanęliście przed łóżkiem. Kiedy tam byłaś ostatnio,nie wyglądało tak zachęcająco,jak teraz.-Pragnę cię,cholernie.
 -Przecież jestem.-uśmiechnął się. Rozłączyłaś wasze dłonie i położyłaś mu rękę na umięśnionym brzuchu.
 -Nie zachowujesz się tak,ale pewnie jesteś pijany,zjarany lub wszystko naraz. Pewnie jutro nie będziesz nic pamiętał.-opowiadałaś smutne rzeczy,jednak mimo wszystko chciało ci się śmiać.
 -Ciebie będę pamiętał przez resztę życia.-objął cię w pasie,po czym musnął wargami twoje czoło.-Chodź księżniczko,bo będzie ci się chciało spać później...
 Wziął cię na ręce i delikatnie położył na łóżku. Przykrywając was kołdrą,jeszcze raz cię pocałował. Zmęczona zasnęłaś wtulona w jego rozgrzane ciało.
 Następny dzień był nieco bardziej spokojny. Rano razem poszliście po zakupy. Była sobota,więc miałaś spokój ze szkołą. Aż do wieczora siedzieliście przed telewizorem. Oboje kochaliście oglądać kreskówki,to pozostawało jedną z cech,za które kochałaś swojego chłopaka. Kai dzisiaj obiecał ci,że zostanie w domu. Bardzo zależało ci na tym,bo przez jego codzienne wyjścia prawie sięgałaś granic szaleństwa...
 Około siódmej wieczorem rozległ się dzwonek do drzwi. Koreańczyk poszedł otworzyć. Sam widok jego zadrapań przyprawiał cię o niepokój,a co dopiero głosy dochodzące z korytarza.
 -Gotowy do wyjścia?-odezwał się głos,który słyszałaś może raz lub dwa.
 -Nie,ja dzisiaj zostaję w domu.-sama nie mogłaś uwierzyć,że twój chłopak właśnie odmawia swoim nowo poznanym znajomym. Zaciekawiona poszłaś do korytarza,żeby chociaż dać im znak o twojej obecności.-Obiecałem jej.
 -Cześć.-przywitałaś się z uśmiechem,chociaż wiedziałaś,że oni nie są nastawieni do ciebie przyjaźnie. Stanęłaś przy wejściu do waszego małego salonu,podczas gdy goście mierzyli cię nieprzyjaznym wzrokiem.
 -Cześć.-niemal warknęła niska brunetka z różnokolorowymi pasemkami stojąca w drzwiach razem ze swoim całkiem nieazjatyckim kolegą.
 -Wychodzisz?-spojrzałaś na Kai'a,ale wciąż się uśmiechałaś.
 -Nie,mówiłem już.-on zerknął na ciebie jak zwykle,wzrokiem pełnym bezgranicznej miłości.
 -Czy ty musisz być taka?-dziewczyna śmiało weszła do mieszkania i stanęła do ciebie twarzą w twarz. Kontem oka zauważyłaś jak twój chłopak niespokojnie zrobił kilka kroków w waszym kierunku.-Na jego miejscu już dawno bym cię zostawiła. Jesteś straszna...Co ty w ogóle sobie wyobrażasz? Myślisz,że całe życie będziesz go trzymać na smyczy? Jak tak dalej pójdzie to będziemy pierwszymi osobami,które nakopią ci do twojego chudego tyłka...Przecież ty jesteś zerem...Zamiast iść się gdzieś bawić,to siedzisz tutaj w domu jak jakaś pierdolona zakonnica. Lecz się dziewczyno...
 -Nie mów tak o niej.-powiedział zdecydowanym tonem Kai i spojrzał w twoje oczy pełne łez. Jeszcze nigdy nikt nie powiedział ci czegoś takiego. W tamtej chwili byłaś zła na brunetkę,ale też na swojego chłopaka,bo doszło do takiej sytuacji...
 -Chłopaku,zostaw tę nudziarę,bo zaraz ci zajebię,obiecuję...-dziewczyna widocznie spięła mięśnie szczęki.
 -No,Kai. Zostaw tę nudziarę.-wykrztusiłaś,podczas gdy po twoich policzkach spływały łzy. Miałaś ochotę stamtąd wybiec. Przecież oboje wychodziliście razem bardzo często,samotnie z resztą też. Nie rozumiałaś tej dziewczyny i nawet nie próbowałaś. Po prostu pobiegłaś do waszej sypialni,żeby się wypłakać. Zamknęłaś drzwi na klucz,a w uszy wetknęłaś słuchawki od twojego odtwarzacza. Głośność ustawiłaś na najwyższy poziom,żeby nie słyszeć do słownie nic. Hałas ranił ci uszy,ale mimo wszystko wiedziałaś,że Kai teraz stoi pod drzwiami co jakiś czas uderzając w nie pięścią.
 Okupowałaś pomieszczenie może przez jakąś godzinę. Gdy wyjęłaś słuchawki,nie słyszałaś już nic. Twój chłopak pewnie cię zostawił,to było do przewidzenia. Wstałaś,po czym ostrożnie otworzyłaś drzwi. Rozejrzałaś się po całym mieszkaniu. Dawno nie było tam tak cicho. Nie myliłaś się,co do Koreańczyka,rzeczywiście wyszedł. Nie miałaś pojęcia,czy ze swoimi kochanymi przyjaciółmi,czy sam. Próbowałaś sobie wmówić,że cię to nie obchodzi,ale nawet sama nie potrafiłaś siebie okłamywać. Dalej płakałaś,jednak do tego doszło coś jeszcze...Uczucie beznadziei. Nie dasz już rady tak dłużej,tego byłaś pewna. Prędzej twoje nerwy pękną,niż coś zmieni się samo z siebie.
 Resztę wieczoru spędziłaś cicho szlochając na kanapie. Kai dzwonił do ciebie bez przerwy aż do czasu,gdy wyłączyłaś telefon. Mimo złości martwiłaś się o niego,ale też rozumiałaś,że sama powinnaś zająć się sobą. Końcówka dnia była męcząca,więc położywszy się do łóżka spałaś niespokojnie,jednak sen trwał przez całą noc.
 Spodziewałaś się,że rano twój chłopak już będzie w domu i spokojnie porozmawiacie. Bardzo się myliłaś,co od samego początku szargało ci nerwy. Od razu po zjedzeniu śniadania postanowiłaś,iż pójdziesz poszukać Kai'a. Byłaś na niego zła,ale przecież z dnia na dzień nie przestał cię obchodzić. Zostawiłaś klucz pod wycieraczką na wypadek,gdyby wrócił podczas twojej nieobecności...
 Przeszukiwałaś Seul przez niemal cztery godziny. Obeszłaś wszystkie miejsca,które często odwiedzał. Nie znalazłaś ani ukochanej osoby,ani jego znajomych. Zegary wybijały piętnastą,ludzie wylali się z biurowców na lunch. Miasto tętniło swoim życiem,ale przecież ty też miałaś swoje. Właśnie przeżywałaś tragedię. W końcu zaczęłaś pytać się przypadkowych ludzi,czy widzieli lub chociażby słyszeli...Nikt nie potrafił ci pomóc,dlatego finalnie zaczęłaś płakać. Jeszcze nigdy nie czułaś się taka bezsilna. Znalazłaś miłość w trudnych,jak to mówił Kai,zapchlonych czasach i nie umiałaś sobie z nią poradzić. Twój chłopak nie umiał poradzić sobie z narkotykami,ale obiecywał,że rzuci dla ciebie. Nie mówiłaś chłopakom,ani nawet D.O,który był twoim najlepszym przyjacielem. Nie wiedział o tobie,szukającej sensu swojego życia na jednej z najbardziej zatłoczonych ulic miasta. To się działo już jakiś czas,o tym też nie miał pojęcia. Już miałaś wyciągnąć telefon,dzwonić do Chanyeol'a,kogokolwiek. Ostatni raz rozejrzałaś się po tłumie ludzi,stawałaś na palcach. Zdawało ci się,że twoje znoszone trampki już niemal nie żyją. I nagle go zobaczyłaś. Szedł jakieś pięćdziesiąt metrów od ciebie. Widziałaś tylko jego plecy oraz tył głowy,ale doskonale wiedziałaś,kim był. Nie mogłaś go pomylić z nikim innym.
 -Kai,zaczekaj!-wydarłaś się na całe gardło. Niedawno dotknęło cię przeziębienie,miałaś je oszczędzać,jednak wtedy miałaś to gdzieś. Był jakieś dziesięć kroków przed przejściem dla pieszych,a ty zaczęłaś biec w jego kierunku,ile tylko sił w nogach. W pędzie krzyczałaś. Pokonał uliczną zebrę,teraz to ty stałaś na jej skraju. Wrzasnęłaś jeszcze raz,odwrócił się. Nie miałaś czasu,żeby czekać na zielone światło dla pieszych. Biegłaś. Zauważył cię,zaczął podążać w twoim kierunku,uśmiechnięty. Byłaś już na środku pasów,nie rozglądałaś się,nie słyszałaś nic poza swoim przyspieszonym oddechem. Nagle usłyszałaś przeraźliwy pisk opon i twoje ciało przeszył ból,jakiego jeszcze nigdy nie doznałaś,jakby ktoś raził cię prądem,przypalał papierosami oraz katował kijem bejsbolowym jednocześnie. Wiedziałaś,że leżysz na jezdni,a potem pamiętałaś już tylko ciemność.
 Ocknęłaś się dopiero po jakimś czasie,ale nie wiedziałaś,gdzie jesteś. Otworzyłaś oczy. Wszystko,co widziałaś było dziwnie rozmazane,kontury pojedynczych rzeczy ścierały się w jedno. Zamrugałaś kilkakrotnie i nareszcie ujrzałaś w miarę wyostrzony obraz. Poznawałaś to miejsce,byłaś tutaj tylko raz w swoim życiu. Prywatna Klinika Okręgowa w Seoulu to miejsce dla wybranych,milionerów,prezydentów lub po prostu gwiazd. Pewnie Kai załatwił ci pobyt tutaj. Rozejrzałaś się dookoła. Leżałaś na dosyć wygodnym łóżku,wokół którego stało kilka aparatur. Każda pikała miarowo,co trochę cię uspokoiło. Twój wzrok przeniósł się na fotel umieszczony przy twoim posłaniu. Od razu się uśmiechnęłaś. Na siedzeniu spał nie kto inny,jak Kai. Ucieszyłaś się,że był tutaj z tobą,nawet jeśli nieprzytomny.
 Ostrożnie podniosłaś się na łokciach i nagle poczułaś silny ból w nodze. Jęknęłaś nawet nie wiedząc jak głośno. Twój chłopak przebudził się,a przynajmniej tak ci się wydawało,po czym zmęczony przetarł oczy. Zerknął na ciebie zaspanym wzrokiem nie spodziewając się,że już nie śpisz.
 -To tylko piękny sen,czy naprawdę tutaj jesteś?-powiedział i gwałtownie zamrugał.
 -Jestem,już wszystko okej.-uśmiechnęłaś się. Jeszcze raz spróbowałaś się podnieść.
 -Czekaj,pomogę ci.-Kai wstawszy,delikatnie złapał cię w pasie pomagając usiąść.-Jak się czujesz?
 -Nie najgorzej.-chłopak złapał twoją rękę.-Tylko strasznie boli mnie n...
 -Tak,wiem.-przerwał ci. Miał przekrwione oczy,doskonale wiedziałaś,co to oznacza...-Była złamana w kilku miejscach. Potrzebna była operacja...
 -Znowu brałeś...-pogłaskałaś go po jeszcze podrapanym policzku.-Kai,ja już po prostu nie daję rady...
 -Nie,jestem czysty.-uśmiechnął się.
 -Płakałeś?-zdziwiłaś się nieco. Nie zareagował,więc uznałaś to za odpowiedź twierdzącą.-Dlaczego?
 -Po prostu wiesz,jak ja się czuję?-przycisnął wargi do twojej ręki,żebyś nie widziała jak drżą.-Strasznie,czuję się strasznie. Przeze mnie omal nie zginęłaś...To jest najgorsze,że już mi nie ufasz. Zaniedbywałem cię strasznie,przepraszam. Przepraszam,bo nie mogę ci dać tego,na co zasługujesz. Gdy się poznaliśmy,obiecałem ci...Codziennie miałem dawać ci gwiazdki z nieba...I gdzie one teraz są?
 -Nie ma ich,rozumiesz?-powiedziałaś,odgarniając mu włosy z czoła.-Już dawno mi je dałeś...To nie twoja wina,takie rzeczy po prostu się zdarzają.
 -Nie zdarzają,wcale się nie zdarzają.-pokręcił głową.-Gdyby coś ci się stało,nie wybaczyłbym sobie tego. Nawet teraz boję się ciebie dotknąć...
 -Co ty mówisz?-chciałaś go objąć,ale w ostatniej chwili się odsunął.-Kai,co robisz?
 -Dobry chłopak,nie pozwolił by na coś takiego,wiesz?-nerwowo dłonią potarł kark.-Jestem potworem.
 -Chodź do mnie.-powiedziałaś i wyciągnęłaś ręce w jego kierunku.-Proszę,to moje życzenie.
 -Dobrze...-powiedział z nutką wahania. Przysunął się z powrotem,po czym z całej siły cię przytulił.
 -Nie zadręczaj się już...-szepnęłaś mu do ucha,napawając się jego zapachem.
 -Zastanowię się...-musnął wargami twój policzek.
 -Będziesz już zostawał w domu?-było to prawie niemożliwe,ale wtuliłaś się w niego jeszcze mocniej.
 -Tak,obiecuję.-odsunął się nieco,jednak wciąż cię obejmował. Spojrzałaś w jego piękne oczy. Na policzkach znajdowały się jeszcze świeże przezroczyste stróżki.
 -Nie płacz już,dobrze?-pocałowałaś go w czoło,a on zaśmiał się serdecznie.-Kocham cię.
 -Ja ciebie też.-uśmiechnął się. Nie zważając na wszystkie kabelki,przyciągnęłaś go do siebie i wpiłaś się w jego wargi.
 Niektórzy nazwaliby was toksycznym związkiem. Tak naprawdę takie związki nie istniały,byli tylko źle połączeni ludzie,ale wy byliście dobrani doskonale...

sobota, 23 listopada 2013

#4 Kris


 Wtedy można było powiedzieć,że jesteś w dołku. Miałaś wiele,mnóstwo rzeczy niepotrzebnych. Jedną jedyną,której pragnęłaś to miłość. Zakochiwałaś się często,ale zawsze w kimś niewłaściwym. Piękna,lecz nieśmiała,tak mówili o tobie chłopcy ze szkoły. Zazwyczaj niczym się nie przejmowałaś,może ta cecha ich w tobie pociągała. Zawsze dostawałaś czego chciałaś,jednak nie byłaś rozpieszczona. Po prostu miałaś klasę, twoim zdaniem nie miał jej żaden z tych,dla których traciłaś zmysły.
 W samej szkole nie było źle. Oczywiście nie licząc twojej klasy. Od niedawna jej nienawidziłaś. Wszystko dlatego,bo pojawił się nowy chłopak. Nazywał się Kris,nie cierpiałaś go z całego serca. Uczył się z wami przez to,że był sławny,wielkomiejski egoista chciał zasmakować normalnego życia. Mimo wszystko traktowano go specjalnie,mógł robić wszystko,czego nie mogli inni. Jego twarz goszcząca na okładkach gazet,szkoła musi uszanować znanego chłopaka. Poza tym zachowywał się jak pozer,a raczej się nim urodził. Myślałaś o nim inaczej niż wszyscy. Większość wolała udawać przy nim przyjaciół,niż naprawdę starać się go poznać. Z reguły nie rozmawialiście. Właśnie,z reguły...Miałaś wrażenie,że nauczyciele specjalnie dobierali was razem w parę,abyś odpokutowała za swój grzech niezadawania się z nim. 
 Dzień,w którym przestałaś mieć go dosyć nadszedł gwałtownie. Matematyka,jak zwykle usiadłaś byle najdalej od Krisa. Lekcja minęła ci szybko,żadnego kontaktu wzrokowego,rozmów. Wybawiciel dzwonek również pojawił się nagle. Z klasy wychodziłaś zazwyczaj jako ostatnia,co przysporzyło ci problemów i tym razem...
 Gdy w sali zostałaś tylko ty i znienawidzony chłopak,drzwi gwałtownie trzasnęły. Kris ruszył do drzwi. Ani drgnęły gdy pociągał za klamkę. Wyglądał przy tym tak zabawnie,że chociaż miałaś go gdzieś,nie mogłaś się nie roześmiać.
 -Zatrzasnęły się...-powiedział sam do siebie.
 -Nasza gwiazda nie umie poradzić sobie z drzwiami?-zostawiłaś swoją torbę na ławce i poszłaś nauczyć go używać chyba najprostszego przedmiotu na świecie.
 -Mogłabyś sobie darować?-odezwał się,gdy byłaś przy nim.-Gówno o mnie wiesz,a już oceniasz.
 -A zachowanie nie jest twoją wizytówką?-tym razem ty nacisnęłaś klamkę,drzwi nie otworzyły się nawet na milimetr. Zaczęłaś mocnej szarpać i uderzać w nie otwartą dłonią.
 -Nasza zarozumiała nie umie sobie poradzić z drzwiami?-sparodiował ciebie.-Mówiłem,to nie słuchałaś.
 -Lepiej pomyśl,jak nas stąd wydostać.-zmierzyłaś go wzrokiem pewnym nienawiści.
 -Ja mogę tutaj zostać.-skrzyżował ręce na piersi.
 -Ciebie każdy wyciągnie,jeśli wdepniesz,a mnie nikt.-zrezygnowana usiadłaś na ławce.
 -Mógłbym cię uratować.-uniósł brew.
 -Nie,dziękuję.-prychnęłaś cicho i usiadłaś obok niego.
 -Rozumiem,że mnie nie lubisz,ale mogłabyś być milsza.-przygryzł dolną wargę.-Powtórzę się,gówno o mnie wiesz,a oceniasz.
 -Wiem jaki jesteś od twoich przyjaciół...-wzruszyłaś ramionami.
 -Nie mam tutaj znajomych...Ja tylko gram.-uśmiechnął się sam do siebie.
 -To dlaczego się tutaj uczysz?-zacisnęłaś usta.-Przecież mógłbyś w każdym innym miejscu na ziemi.
 -Głównie przez managera. Mam się tutaj integrować.-odwrócił się bardziej w twoją stronę.
 -I jak ci idzie?
 -Znienawidziłaś mnie już pierwszego dnia,więc chyba nie za dobrze.-zaśmiał się. Był to uroczy,szczery śmiech,o który nigdy w życiu byś go nie podejrzewała.
 -To nie jest tak,że ja cię nienawidzę.-przewróciłaś oczami.
 -Czyżby?-chłopak uniósł brew.
 -Ja cię po prostu nie znam.-w jednej chwili twój gniew na niego minął. Nagle chciałaś go poznać,zrozumieć,po prostu być z nim. Miał  w sobie to coś,co przyciągało cię do niego,co przyciągało również fanki EXO.
 -Kris.-bez zastanowienia uścisnął twoją wolno zwisającą rękę.
 -(T.I.)-jego dłoń była gładka,ciepła,przyjemna w dotyku. Nawet jej sobie takiej nie wyobrażałaś.
 -Miło poznać.-uśmiechnął się. A może on jednak nie był taki zły? Może pod tą skórą jednak krył się całkiem fajny,warty wszystkiego chłopak?
 Z klasy zostaliście wypuszczeni dopiero po godzinie,podczas której ani na chwilę nie skończyły wam się tematy do rozmowy. Była to ostatnia lekcja,więc chciałaś jak najszybciej iść do domu. Na pożegnanie tylko uśmiechnęłaś się w kierunku Krisa. Chłopak jednak zdążył do ciebie podbiec.
 -Zaczekasz chwilę?-odgarnął włosy opadające na czoło.
 -A na co?-uniosłaś kąciki ust do góry.
 -Może...Mógłbym odprowadzić cię do domu?-przygryzł dolną wargę.
 -Nudzi ci się?-zaśmiałaś się.
 -Tak.-kiwnął głową i też zachichotał.
 -Chodź.-kiwnęłaś głową,żeby szedł z tobą.
 Ze szkoły do twojego domu szliście może pół godziny,które też nie było zmarnowane. Kris opowiadał ci o swojej rodzinie,życiu z chłopakami oraz sławie. Ten ostatni temat nie bardzo cię interesował,ale mimo wszystko chciałaś wiedzieć,jak to jest. Nim się obejrzałaś,już staliście pod budynkiem,w którym mieszkałaś. Byłaś z niego dumna,bo twój towarzysz długo mierzył go wzrokiem,zanim się odezwał.
 -Ładnie tutaj.-uśmiechnął się do ciebie.
 -Zasługa mamy.-przewróciłaś oczami.-Ja muszę już iść,bo pewnie się nie cierpliwi.
 -Nie będę cię zatrzymywał.-jeszcze raz zerknął na twój dom,a potem znów na ciebie.-Dasz mi swój numer telefonu?
 -Przecież ja cię nawet nie lubię.-westchnęłaś cicho.
 -No,tak...-Kris zrobił kilka kroków do tyłu.
 -Ej,żartuję.-zaśmiałaś się.
 -Kiepski żart.-mimo wszystko też się uśmiechnął.
 -Przepraszam.-zrzuciłaś swoją torbę z ramienia na ziemię.
 -To dasz mi do siebie zadzwonić?-uniósł brew.
 -A zadzwonisz?-wzruszyłaś ramionami.
 -Dzisiaj wieczorem,obiecuję.-złożył ręce w błagalnym geście.
 -To ty mi daj też swój.-wymieniliście się numerami telefonów i porozmawialiście jeszcze chwilę. Na prawdę nie miałaś pojęcia,jak wcześniej mogłaś myśleć o nim tak źle. Chłopak okazał się bardzo miły,chociaż traktowałaś go okropnie. Miał u ciebie gigantycznego plusa,bo w drodze rozśmieszał cię kilka razy. 
 Przez resztę dnia myślałaś tylko o nim. Ten piękny uśmiech,niczym wschodzące słońce i te oczy,kochane jak dwa czekoladowe cukierki. Przy okazji opowiadał o swoich kumplach z zespołu. W sumie niepotrzebnie,znałaś ich wszystkich doskonale,jednak teraz to Krisa lubiłaś najbardziej. Rozmyślając o nim,leżałaś na lóżku w swoim pokoju...
 Przeglądałaś jakąś książkę,gdy zadzwonił twój telefon. Na ekranie pojawił się nieznany numer,ale mimo wszystko odebrałaś.
 -Cześć.-odezwał się głos,który od dzisiaj pokochałaś.-(T.I.)?
 -Tak,to ja.-uśmiechnęłaś się do komórki.-Jak tam?
 -Nienawidzę rozmawiać przez telefon.-zaśmiał się cicho.
 -Okej,możemy pisać wiadomości.-wzruszyłaś ramionami.
 -Nie,wolałbym się z tobą spotkać.-po drugiej stronie usłyszałaś krzyki. Na dźwięk ''Rozmawia z nią! Rozmawia z tą dziewczyną!'',uśmiechnęłaś się.-Przepraszam,jestem z chłopakami.
 -Nic się nie stało...-westchnęłaś cicho,chyba dostałaś na jego punkcie świra...-Zatrzaśnięcie w klasie zbliża ludzi,prawda?
 -Tak.-zaśmiał się.-To,mam wpaść po ciebie?
 -Nie wiem,późno już...-zrobiło ci się smutno.-Chyba rodzice nie wypuszczą mnie z domu...
 -A może spotkamy się u ciebie w domu?-rozpromienił się trochę.
 -Więc,za ile będziesz?-zaśmiałaś się.
 -Dosłownie za chwilę.-w komórce usłyszałaś jego kroki.
 -Będę czekać,do zobaczenia. Pa.-pożegnałaś się z nim,ale czekłaś na jego ruch.
 -Cześć,śliczna.-rozłączył się,a ty w pośpiechu zaczęłaś sprzątać pokój z różnych kompromitujących cię rzeczy rumieniąc się na dźwięk słów,jakimi cię nazwał. Już nie mogłaś doczekać się momentu,w którym zobaczysz tę piękną twarz...
 Nie musiałaś czekać długo,aż rozległ się dzwonek do drzwi frontowych. Biegiem udałaś się na parter,minęłaś swoich zszokowanych rodziców jednym gwałtownym ruchem uchyliłaś je. Nareszcie go zobaczyłaś,tak samo niesamowitego,jak w szkole. Na twój widok promiennie się uśmiechnął,zauważyłaś,że w prawej dłoni trzymał tulipana.
 -Cześć.-przywitałaś go,a on jeszcze raz zmierzył cię wzrokiem.
 -Cześć.-wszedł do domu i wręczył ci kwiat.-To dla ciebie,śliczna.
 -Jest przepiękny,dziękuję.-uścisnęłaś go,w środku kipiąc ze szczęścia.-Ale z jakiej to okazji?
 -Zatrzaśnięcie w klasie łączy ludzi,prawda?-zacytował ciebie sprzed niedawna.
 -Właśnie.-uśmiechnęłaś się do niego.-To może ja pójdę wstawić tulipana do wazonu,a ty idź na górę,dobrze? Pierwsze drzwi na lewo.
 -Wszystko,co zechcesz.-odwzajemnił uśmiech,po czym udał się na górę,podczas gdy ty cicho umieściłaś kwiata w wazonie. Poszłaś do swojego pokoju,gdzie po prostu zastałaś greckiego boga. Wemknęłaś się niemal niepostrzeżenie,więc nie przerwał swojego zajęcia. Kris stał naprzeciwko ściany,na której rozwiesiłaś kolaż ze zdjęć robionych samej sobie,lub znajomym. Wodził po nim wzrokiem i uśmiechał się sam do siebie.
 -Trochę się nad nim pomęczyłam.-powiedziałaś,gdy już znalazłaś się przy swoim gościu.
 -Niesamowity jest.-spojrzał na ciebie.-Masz talent do robienia zdjęć.
 -Ale aparat jest okropny.-zaśmiałaś się cicho.
 -To mi się najbardziej podoba.-pokazał palcem na twoje zdjęcie. Sylwestra w zeszłym roku,cekinowa sukienka,włosy falami opadające na ramiona,piękny uśmiech.
 -Zamierzam go trochę powiększyć.-opuszkami palców przejechałaś po swoim dziele.
 -O kolejne wspomnienia...-dodał.
 -Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać?-odeszłaś od niego i usiadłaś na łóżku. Kris ciągle stał,podziwiając kolaż. Miałaś wrażenie,że coś mu przypominał,jednak na razie nie chciałaś o to pytać.
 -Po prostu musiałem cię zobaczyć.-uniósł kąciki warg ku górze.
 -Rozmawiamy praktycznie od dzisiaj...-przewróciłaś oczami.
 -Ale to nie znaczy,że wcześniej nie zwracałem na ciebie uwagi.-usiadł obok ciebie.-To ty się ode mnie odgradzałaś.
 -Będziesz mi to wypominał?-mimo wszystko nie potrafiłaś być na niego zła.-Zachowywałeś się jak dupek.
 -Ale taki nie jestem.-wzruszył ramionami ze śmiechem.
 -Wiem. Jesteś nienormalny wśród zwykłych.-pogłaskałaś go po włosach.-Taki jakby z kosmosu,ale podoba mi się to.
 -Przecież ty nie jesteś zwykła.-zacisnął wargi.-Byłaś chyba pierwszą osobą,z którą szczerze rozmawiałem w tej szkole.
 Po jego słowach nastała cisza,ale było to dobre milczenie. Zaczęliście dopiero rozmawiać,gdy wybuchnęliście śmiechem nie mogąc już dłużej na siebie patrzeć bez słowa. Opowiadaliście sobie o wszystkim,a czas leciał nieubłaganie. Twoi rodzice już dawno poszli spać,przy czym północ już dawno minęła. Oboje byliście tak zmęczeni,że w pół słowa zasnęliście oparci o siebie...
 Zazwyczaj spałaś do późna,ale tym razem miałaś miłą wczesną pobudkę. Doskonale zdawałaś sobie sprawę o obecności dzisiejszego sprawdzianu z biologii. Martwiłaś się nie tylko o swoją ocenę,lecz także o Krisa. Nie miałaś pojęcia,czy zdążysz do szkoły na czas,czy już jesteście spóźnieni. Mimo wszystko obudzenie się tamtego dnia było najprzyjemniejsze ze wszystkich.
 -Wstawaj,śpiochu.-w twoich uszach zadźwięczał niemniej zmęczony głos po dwóch godzinach snu.-Mamy jeszcze trochę czasu,ale muszę wrócić do domu.
 -Już,nie śpię.-ostrożnie otworzyłaś oczy,a pod sobą poczułaś coś ciepłego i twardego. Rozejrzałaś się po pokoju,jednak nigdzie nie było widać chłopaka.-Gdzie jesteś?
 -Pod tobą...-zaśmiał się cicho. Spojrzawszy w dół,zorientowałaś się,że wtulasz się w jego muskularne ciało. Jakby tego było mało,on obejmował ciebie. Po prostu spaliście jakby nigdy nic,przytuleni,w twoim łóżku.-Trochę pobalowaliśmy wczoraj...
 -Co robiliśmy?-nie zmieniałaś pozycji. Bądź co bądź,odpowiadała ci taka kolej rzeczy.
 -Gadaliśmy do czwartej,a potem,nie wiem jak tobie,ale mi się film urwał.-oderwał jedną dłoń od twojej talii i przetarł zmęczone oczy.
 -Czy między nami coś...?-zeszłaś z niego,po czym podniosłaś się do pozycji siedzącej.
 -Nie...-zaśmiał się.-Oboje jesteśmy ubrani...
 -Ahm...-zerknęłaś na zegarek stojący na szafce nocnej przy łóżku.
 -Twoja mama była.-również usiadł.
 -Boże...Ona mnie zabije,że tu jesteś.
 -Przyniosła nam śniadanie.-zacisnął wargi.-Jest bardzo miła,a przynajmniej nie pokazywała tego,że jest zdziwiona tym,że tu jestem.
 -Mówiła coś do ciebie?-mimo wszystko uśmiechnęłaś się. Cały czas patrzyłaś na niego,ale dopiero teraz zauważyłaś jego uroczo potargane włosy i przekrwione oczy.
 -Przywitała się.-palcami przeczesał zmierzwioną czuprynę.-Poza tym,to nic.
 -Musisz iść,naprawdę?-zasmuciłaś się nieco.
 -Tylko się odświeżyć i założyć coś czystego.-pogłaskawszy cię po policzku,przesunął się na skraj twojego łóżka.
 -Ubrania nie wyglądają aż tak źle...-miałaś wrażenie,że zrobisz wszystko,żeby został.
 -Ale ja tak.-uśmiechnął się,po czym puścił do ciebie perskie oko. Ubrał buty. Wstał i lekko się zachwiał,co bardzo cię rozbawiło.
 -Nie chcę,żebyś szedł.-również stanęłaś na nogi.
 -Zostałbym,ale mam chyba milion nieodebranych od chłopaków.-narzucił na siebie kurtkę.
 -Nie zjesz śniadania?-teatralnie wygięłaś usta w podkówkę.
 -Nie mam czasu,dochodzi 6:30,wiesz o tym?-specjalnie pokręciłaś głową.-Jesteś niemożliwa.
 -Wiem,ale fajnie nam się spało.-stanął naprzeciwko ciebie i się uśmiechnął.
 -Moglibyśmy to czasem powtórzyć.-ręką odgarnął ci włosy z czoła.-Chcę czegoś spróbować,tak na pożegnanie,okej? Tylko musisz się nie ruszać...
 -Okej.-uśmiechnęłaś się,a on zrobił krok do przodu tak,że teraz wasze twarze dzieliło może pięć centymetrów. Nagle przyciągnął cię do siebie i pocałował. Był to głęboki,soczysty pocałunek. Na początku miałaś ochotę go odepchnąć,ale potem zrozumiałaś,że przecież tego chcesz. Ten tulipan,wszystkie wasze uśmiechy,długie rozmowy. Wszystko zdarzyło się w jeden piękny dzień,którego pewnie nie zapomnisz do końca życia.
 Waszą zbyt krótką chwilę przerwały wibracje dochodzące z kieszeni Krisa. Chłopak musiał się od ciebie odkleić,ale tylko wyciągnął telefon i odrzucił połączenie.
 -Mogą się o ciebie martwić...-zaprotestowałaś. Koreańczyk przycisnął swoje czoło do twojego.
 -Przecież jestem w dobrych rękach.-uśmiechnął się.
 -Ale dlaczego ty to robisz?-zdziwiłaś się nieco.-Przecież jeszcze wczoraj zachowywałam się jak zołza.
 -I tutaj zaczyna się moja historia.-mimo wszystko wesołość nie schodziła z jego twarzy. Tym razem musnął wargami twoje czoło.
 -Opowiesz mi?-wzięłaś go za ręce i z powrotem poprowadziłaś do łóżka. Znów usiedliście przy sobie.
 -Podobasz mi się od pierwszego dnia,gdy cię zobaczyłem.-zarumienił się. Spodobało ci się to,bo pierwszy raz widziałaś go takiego.-A to,że mnie nienawidziłaś tylko sprawiało,że bardziej chciałem cię poznać. Pytałem o ciebie wszystkich znajomych,nie mówili o tobie za dobrze. Według nich sprawiałaś wrażenie kogoś,kto nienawidzi świata i siebie. Po prostu pragnąłem sprawić,żebyś zaczęła go kochać,zaczęła kochać mnie...Mówiłem sobie,że kiedyś napiszę o tobie książkę. Staniesz się sławna,ludzie będą cię uwielbiali,każdy przyniesie ci prezent. Nareszcie ktoś będzie kochał ciebie tak samo,jak ja i identycznie,jak ty powinnaś kochać siebie...
 -To takie...-nie mogłaś nic z siebie wykrztusić. Po prostu objęłaś go za szyję,po czym pocałowałaś tak samo czule,jak on ciebie.
 -Za co?-uśmiechnęłaś się na dźwięk jego słów.
 -Bo myliłam się,co do ciebie.
 Rzeczywiście,myliłaś się,co do niego. Źle oceniłaś też szkołę. Zatrzaśnięcie w klasie naprawdę zbliża ludzi...


czwartek, 21 listopada 2013

#3 Luhan


 Luhan był twoim przyjacielem od przedszkola. Nawet po tym,jak dołączył do EXO widywaliście się często,a jeśli nie mieliście czasu,żeby się spotkać pisaliście do siebie wiadomości lub godzinami rozmawialiście przez telefon. Byłaś dumna z jego sukcesów. Czasami wspominacie czasy,gdy byliście mali i razem śpiewaliście stare kawałki. Ogółem cała sytuacja ci odpowiadała. No,może z wyjątkiem tego,że za każdym razem,gdy Luhan przyjeżdżał,miał inny kolor włosów. Zawsze je lubiłaś,bałaś się do tego przyznać,ale obawiałaś się tego,iż z czasem się zniszczą.
 Kilka dni temu chłopak zadzwonił do ciebie. Znów ma na jakiś czas przyjechać do waszego miasta. Jak zwykle się ucieszyłaś,bo każda chwila spędzona z przyjacielem była dla ciebie złotem. Już nie mogłaś się doczekać rozmów twarzą w twarz,wspólnego wychodzenia,imprez. Właśnie przez to lubiłaś wakacje. Zawsze wtedy Luhan zostawał miesiąc,czy dwa.
 Czas oczekiwania minął ci szybko,ale nie obijałaś się. Kupiłaś sobie nowe ciuchy,po prostu chciałaś,żeby chłopak na twój widok zareagował tak,jak ty zawsze na jego. W dzień,gdy miał przyjechać,postanowiłaś,że odbierzesz go z lotniska. Trochę naczekałaś się przed terminalem,jednak finalnie pośród tłumu ludzi,pewnie pasażerów lotu z Seulu zobaczyłaś ukochaną twarz. Zdążyłaś zmierzyć go wzrokiem zanim on dostrzegł ciebie. Znów inny kolor włosów...Tym razem brzoskwiniowy. Mimo wszystko wyglądał lepiej niż w poprzednim...
 Nareszcie cię zauważył. Jego buzia gwałtownie się rozpromieniła i dosłownie przeskoczył pozostałe dwadzieścia metrów,które was dzieliły. Nawet nic nie powiedział,od razu chwycił twoją sylwetkę w ramiona. Pachniał jak zwykle,twoimi ulubionymi perfumami. Używał ich zawsze,więc wiązało się z nimi nieskończenie wiele cudownych wspomnień.
 -Cześć,malutka.-wyszeptał,nareszcie wypuszczając cię z objęć. Byłaś niewiele niższa od niego,ale nawet nie miałaś ochoty odbierać mu przyjemności z dokuczania ci.
 -Hej,Lu.-zachichotałaś. Chłopak zrobił jakieś dwa kroki do tyłu i zmierzył wzrokiem twoją sylwetkę. Po jakimś czasie uznałaś,że już skończysz,bo się uśmiechał,jednak bardziej do siebie niż do ciebie. Nie zważywszy na to,sięgnęłaś po jedną z jego toreb.
 -Nie,zostaw.-zadowolony pokręcił głową. Dopiero gdy przyjeżdżał,tak naprawdę uświadamiałaś sobie,jak bardzo go kochasz. Był twoim najlepszym przyjacielem od zawsze i teraz już nie wyobrażałaś sobie życia bez niego.
 W tajemnicy przed Luhanem na dzisiejszy dzień zaplanowałaś imprezę powitalną w twoim domu. Przyjdą wszyscy znajomi,po części sama chciałaś,żeby Koreańczyk ich poznał. Przygotowałaś jego ulubione potrawy,pragnęłaś stworzyć mu tutaj drugi dom,który przecież już kiedyś stworzyłaś...
 -Słuchasz mnie?-chłopak przywrócił cię na ziemię. Zmarszczył czoło,ale mimo wszystko się uśmiechał.
 -Nie...-zacisnęłaś usta.
 -Szkoda.-Luhan nieco się zasmucił.
 -Przepraszam,braciszku.-wzięłaś go pod ramię,a on na nowo uniósł kąciki ust do góry.
 -Mówiłem,że czuję się samotny w Seulu.-westchnął cicho.
 -Szczerze mówiąc,myślałam,że kogoś masz.-na dźwięk twoich własnych słów coś zakuło cię w sercu.
 Prawda była nieco bardziej skomplikowana. Kochałaś Luhana,owszem...Lecz nie jako brata. Nawet nie jak przyjaciela. Kochałaś go jako chłopaka,swojego chłopaka. Zrobiłabyś dla niego wszystko,włącznie z rzuceniem się pod pociąg. Czułaś się okropnie,gdy pisał ci o pięknych dziewczynach,które mijał na ulicy. Wiedziałaś,że też kocha tak samo,jak ty...Jednak kłopot w tym,że nie ciebie...
 -Od dawna nie miałem.-uśmiechnęłaś,żeby go trochę pocieszyć.-Ale pracuję nad tym.
 -Musisz się określić,kogo szukasz.-odparłaś niby obojętnie.-Wiedzieć,jaka chcesz,żeby ona była...
 -Jestem już zakochany.-przewrócił oczami.-Znaczy,nie zakochany...Po prostu kocham nad życie.
 -Kochanie nad życie nie jest po prostu.-zaśmiałaś się cicho.-Kochasz osobę nad życie i to wystarcza.
 -Dokładnie.
 Na tym temat ostatecznie się zakończył. Zaczęliście rozmawiać o wszystkim,po kolei. Złapaliście pierwszą lepszą taksówkę,po czym razem z Luhanem podjechałaś pod dom jego rodziny. Zaprosiłaś go do siebie na wieczór przy pożegnaniu. Szczęśliwa wróciłaś do swojego domu,ale wiele rzeczy cię niepokoiło...Twoja miłość wolała kogoś innego,to było niesprawiedliwe. Miałaś ochotę śmiać się,płakać i rzucać przedmiotami jednocześnie. To uczucie nie opuszczało cię aż do samego wieczora. Zapomniałaś o sprawie dopiero,gdy zaczęłaś się szykować. Ubrałaś przepiękną sukienkę,a włosom pozwoliłaś swobodnie opaść na plecy. Nakryłaś do stołu,puściłaś muzykę,pozapalałaś wszystkie świece. Nawet dom wyglądał świetnie.
 Wkrótce zaczęli się schodzić goście,specjalnie kazałaś Luhanowi przyjechać kwadrans później. Grzecznie witałaś wszystkich,ale mimo wszystko czekałaś tylko na jedną osobę. W końcu dał się słyszeć dzwonek do drzwi. Szybko pokonałaś niewielką odległość dzielącą cię od nich i go wpuściłaś. Gdy wysiadał z taksówki kazałaś mu ubrać się elegancko,więc nie zdziwiłaś się na widok chłopaka w smokingu. Ty zaniemówiłaś na jego widok,a on na twój. Jeszcze nigdy nie widziałaś go tak osłupiałego. Lekko skrępowana przedstawiłaś go znajomym.
 Impreza trwała,wszyscy bawili się świetnie,a ty nie odstępowałaś Luhana na krok. Cały czas rozmawialiście,przy czym chłopak nie spuszczał z ciebie wzroku. Lecz jakiś czas później to on zaczął zostawiać cię samą... Zaczęłaś zauważać,że twoja znajoma wpadła mu w oko. Była naprawdę fajna,ale była już z każdym,kogo znałaś. Nie chciałaś,aby jedyna osoba,na której zależy ci najmocniej na świecie należała tylko do ozdabiania czyjejś półki z miłosnymi trofeami.
 Pod koniec imprezy miałaś już dosyć patrzenia na to,jak flirtowała z nim,a on łapał ją w pasie,gdy szli się czegoś napić. Myślałaś,żeby lepiej się pilnowała,bo była w ramionach całego twojego świata. Nie bawiłaś się dobrze,miałaś wrażenie,że to najgorsze spotkanie towarzyskie w dziejach historii. Nawet nie miałaś ochoty z nikim rozmawiać,a tym bardziej z Luhanem.
 Chcąc sobie zrobić coś do picia,poszłaś do pustej kuchni,niestety sąsiadującej z salonem,w którym bawiło się prawie całe towarzystwo,chłopak i jego towarzyszka również. Nalawszy sobie soku porzeczkowego,zaczęłaś się im przyglądać. Nawet nie zauważyłaś,gdy Koreańczyk również utkwił w tobie swój wzrok. Byłaś zbyt zajęta porównywaniem siebie z nią. Ciemne włosy kontra jasne włosy,figura gruszki kontra talia osy. Przez chwilę zerknęłaś na Luhana i natychmiast spłonęłaś rumieńcem. Nerwowo mu pomachałaś,po czym wyszłaś,z całego serca pragnąc wyjść na dwór.
 Niemal wybiegłaś przez drzwi wejściowe do ogrodu. Mieściło się tam oczko wodne,nad którym uwielbiałaś przesiadywać. Teraz wydawało ci się zbyt zatłoczone,chociaż nie było tam nikogo. Lekko zmęczona usiadłaś na ławce,niegdyś zamontowanej przez twojego tatę. Ukryłaś twarz w dłoniach i nasłuchiwałaś,czy przypadkiem ktoś nie idzie tutaj,by zburzyć tak kochaną przez ciebie samotność. Po chwili jednak rozległy się kroki,które z chwili na chwilę stawały się coraz głośniejsze. Nie obdarzyłaś tej osoby spojrzeniem nawet,gdy żwirowe podłoże wokół oczka zaczęło szeleścić.
 -Hej...-odezwał się tak dobrze ci znany męski głos. Nie odpowiedziałaś,ale podniosłaś głowę. Tym razem Luhan był bez swojej towarzyszki,a jego mina wyrażała niemalże panikę.-Co się stało?
 -Nic.-odparłaś bez zastanowienia.
 -(T.I.),zawsze jest nic. Potem będziesz sama,płacząca. Ja nawet nie będę o tym wiedział.-usiadł obok ciebie.
 -Mój przyjaciel mnie zostawił,pasuje?-lekko zdenerwowana potarłaś czoło.-To miał być nasz wieczór,nasza impreza,ale znalazł sobie lepszych znajomych.
 -Ej,przepraszam...-zsunął się z ławki,ukląkł przed tobą na jedno kolano i złapał cię za ręce.-Nie chciałem...
 -Co z tego,że przepraszasz,jak wrócimy do środka,gdzie pewnie znowu zrobisz to samo,Luhan?-potrząsnęłaś głową.-Nie tylko kolor twoich włosów się zmienia,ty też...
 -Nie zmieniam się...-mocniej ścisnął wasze splecione dłonie.-Tak bardzo nie chciałem się denerwować przy osobie,którą kocham.
 -Znasz ją dopiero od dwóch godzin!-delikatnie podniosłaś głos.-Jeśli poczułeś miłość po takim czasie,to musisz być szalony!
 -Ja nie...-chciał się wytłumaczyć,ale mu przerwałaś.
 -Wiem,że to pewnie zniszczy naszą przyjaźń,ale Luhan,ja nie mam już siły...-westchnęłaś i uklęknęłaś przed nim tak,jak on przed tobą.
 -O co chodzi?-zmarszczył czoło.
 -Gdy cię nie było...Ja oglądałam wszystkie wywiady,słuchałam wszystkich piosenek,przeglądałam zdjęcia,często dzwoniłam,pamiętasz?-chłopak kiwnął głową bez słowa.-Chyba czuję do ciebie coś więcej,niż ty do mnie...Zawszę bardzo tęsknię za tobą,nasze rozmowy w ciągu dnia były dla nas najważniejsze,po prostu nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie wiem,co teraz zrobisz,spokojnie możesz iść,moje słowa przekreśliły wszystko,co między nami było...Po prostu kocham cię...Wiem,że masz coś przeciwko.
 -Nie mam...-po raz pierwszy od kilku chwil spojrzałaś mu w jego piękne oczy. Były załzawione,ale on się uśmiechał.-Tak bardzo nie mam nic przeciwko.
 W mgnieniu oka rozłączył wasze dłonie i swoje przesunął na twoje policzki. Nawet nie wahał się,żeby cię pocałować. Zawsze był taki,śmiały...Całował o niebo lepiej niż to sobie wyobrażałaś. Te usta kryły w sobie tak wiele pięknych tajemnic...
 -Czekaj,Luh...-powiedziałaś,odsuwając się od niego może na centymetr.-To nie może tak być...
 -Dlaczego?-iskierki szczęścia,które jeszcze chwilę temu widziałaś w jego oczach momentalnie wygasły.
 -Przecież ty mnie nie kochasz.-na dźwięk twoich słów Luhan się zaśmiał.-Aż takie zabawne?
 -Nie,po prostu musiałem cię pocałować,zanim...-urwał gwałtownie.
 -Zanim,co?-ciągle nie odrywając dłoni od kołnierzyka jego koszuli,uniosłaś brew.
 -Zanim powiedziałbym ci,że kocham cię już od ósmej klasy...-uśmiechnął się.-Zanim pogrążyłbym się i powiedział ci,że modliłem się,żeby Bóg zesłał mi jeśli nie ciebie,to kogoś takiego,jak ty.
 -A,ta dziewczyna?
 -Ty nigdy nie chciałaś o mnie zapomnieć?-zapytał retorycznie. Chciałaś,czasami cholernie chciałaś o nim zapomnieć.
 -Wiele razy płakałam przez ciebie,Luhan!-pogłaskałaś go po włosach.
 -Nigdy więcej,obiecuję...-pocałował cię w czubek nosa i delikatnie pomógł ci wstać.
 Śmiejąc się z powrotem usiedliście na ławce. Resztę wieczoru spędziliście tylko tam,tylko w swoim towarzystwie. Nie mogłaś przestać dziwić się,jaki przystojny był twój chłopak. A on śmiał się,bo nie wierzyłaś,że jesteś najpiękniejsza. Tak śmiały się tylko anioły...

środa, 20 listopada 2013

#2 Tao


 Czasami myślałaś,że twój chłopak jest jedyną rzeczą,z której u siebie mogłaś być dumna. Sama twierdziłaś,że nie ma w tobie nic,za co można by ciebie kochać. Tao uważał inaczej. Nazywał cię sensem jego życia. Po prostu był idealnym materiałem na męża. Wiedział o tym,gdy byłaś smutna,pocieszał cię,gdy byłaś zdenerwowana. Umiał słuchać. Jednak musiałaś przyznać,że oglądanie filmów w jego towarzystwie było prawdziwą męczarnią,a dla niego zwyczajną dobrą zabawą. Zazwyczaj nie mógł się od ciebie odkleić,co było najbardziej rozpraszającą rzeczą na świecie. Przeważnie nie skupiałaś się na filmie,bo bawienie się włosami Tao,podczas gdy on obdarzał pocałunkami twoją szyję ciągle pozostawało dosyć zajmujące. Tak było i tym razem...
 -Nie teraz.-powiedziałaś,gdy dopiero zaczynał ssać linię szczęki należącej do ciebie. Bardzo podobało ci się to,co robił,ale to byłby już kolejny odcinek ulubionego serialu,którego nie obejrzałaś.-Tao,przestań.
 -Przecież widziałaś tysiące razy...-nieco zrezygnowany chłopak opadł na kanapę obok ciebie.
 -Robisz mi tak zawsze,kiedy oglądamy filmy,dlaczego?-odwróciłaś się przodem do niego.
 -Bo jesteś taka seksowna,że nie mogę się powstrzymać.-wyszeptał przysuwając się jeszcze bliżej. Na dźwięk jego słów zaczęłaś się rumienić.
 -A tak na poważnie?-uśmiechnęłaś się do niego.
 -Nie lubię tej ciszy,która jest,gdy oglądamy razem filmy.-przewrócił oczami.-Jak się do mnie nie odzywasz,mam wrażenie,że jesteś zła.
 -Nie jestem.-pokręciłaś głową z cichym chichotem.
 -To chyba dobrze,nie?-Tao złapał cię w pasie i złożył delikatny pocałunek na twoich wargach.-Smakujesz jak wiosna.
 -Co?-zaśmiałaś się głośno. Zawsze mówił do ciebie pięknie,ale czasami jego słowa po prostu cię bawiły.-Aha. Czyli rozumiem,że smakuję jak uczulenie tysięcy ludzi na świecie.
 -Nie o to mi chodziło.-pokręcił głową.-Smakujesz tak świeżo,po prostu jesteś najpiękniejszą kobietą,jaką widziałem.
 Tym razem pocałował cię bardziej zachłannie,ale podobało ci się to. Lubiłaś,gdy był taki stanowczy. Jak zwykle skutkiem gier Tao,takich,w które właśnie pogrywał był seks. Nie mogłaś.a nawet nie chciałaś tego kontynuować. Po zakończeniu serialu,nie wcześniej. Delikatnie go odepchnęłaś,ale tak,żeby mylnie nie poczuł,że nie jest ci dobrze. Odkleił się od ciebie,po czym zdezorientowany zmierzył twoją sylwetkę wzrokiem.
 -Serial.-pokazałaś palcem na ekran ciągle nie odrywając spojrzenia od chłopaka.
 -Co,serial?-uniósł prawy kącik ust w uśmiechu.
 -Muszę obejrzeć.-odwróciłaś się z powrotem do telewizora.
 -Boże,dziewczyno...-warknął cicho,ale wiedziałaś,że nie zepsułaś mu dobrego humoru.
 -Wytrzymaj,tylko piętnaście minut.-pogłaskałaś go po lśniących włosach.
 -Idę do łazienki,bo nie mogę na to patrzeć.-odszedł kilka kroków,jednak się wrócił i na odchodne czule cię pocałował.-Tylko nie zacznij tęsknić.
 -Nie obiecuję.-Tao uśmiechnął się. Bardzo kochałaś gdy taki był. Jedyny w swoim rodzaju. Egzemplarz,którego nikt inny nie będzie miał.
 Gdy chłopak zniknął w korytarzu,kątem oka zauważyłaś,że może przypadkiem lub nie zostawił swój telefon obok ciebie. Nigdy wcześniej nie kusiło cię,żeby przeszukiwać mu komórkę,ale teraz po prostu nie mogłaś się powstrzymać. Ufałaś mu bezgranicznie i wiedziałaś,że cię nie zdradza,lecz uczucie oraz wyobrażenia o tym,co mogło znajdywać się w tym małym urządzeniu nie dawały ci spokoju.
 Z nutką wahania wzięłaś własność Tao do rąk,przez chwilę obracałaś ją w dłoniach. Z łatwością udało ci się złamać hasło zabezpieczające. Twoje imię było jego kodem nawet w laptopie. Nacisnęłaś ikonkę wiadomości,w których wyskoczyło kilka nieobecnych w kontaktach numerów. Najechałaś na pierwszy,i tak okazał się jakimś nudnym konkursem. Doskonale wiedziałaś,że Tao nie bawił się w takie rzeczy. W drugim numerze była wiadomość z wczoraj. Mówiła o świetnej łóżkowej zabawie z twoim chłopakiem,powtórzeniu jej oraz olaniu ciebie...Nawet nie czytałaś dalej. Po twoich policzkach od razu popłynęły łzy,nie chciałaś wierzyć w cały ten cyrk,ale przecież w dłoni miałaś dowód rzeczowy. Krążyła w tobie silna ochota rzucenia telefonem,jednak to przecież mogłoby zniszczyć coś w domu. Powtarzałaś pod nosem,że to nie może być prawda. Tao nie zrobiłby tego,przecież taki nie jest. Mimo wszystko nie wierzyłaś już nawet we własne słowa...Koreańczyk cię zdradził,a ty nawet nie wiedziałaś z kim,gdzie...
 Twoje rozmyślania przerwał odgłos kroków. W normalnych sytuacjach szybko odłożyłabyś telefon,ale nie dzisiaj. Patrzyłaś się gniewnie na korytarz,z którego niedługo po tym wyłoniła się twarz chłopaka. W miarę,gdy odległość między wami się zmniejszała,uśmiech,którym obdarzył cię na wstępnie zbladł.
 -Ty płaczesz?-wyrzucił z siebie. Jego ton niedowierzania sprawił,że twoja krew jeszcze bardziej zawrzała.-Co masz w dłoniach?
 -Kto to jest?-gwałtownie wstałaś i niemal wbiłaś mu telefon do rąk. Tao szybko odblokował telefon,po czym przejrzał zawartość,którą otworzyłaś.
 -Grzebałaś mi w telefonie?-zapytał całkiem spokojnie.
 -Kto to jest?-powtórzyłaś pytanie.
 -Nie wiem.-odpowiedział,jakby nigdy nic.-Nie mam tego numeru w kontaktach.
 -Tao,czy ty myślisz,że jestem głupia?!-wydarłaś się na niego.-Niepoczytalna?! Szalona?! Ślepa?!
 -Uspokój się...-chciał do ciebie podejść,ale zrobiłaś kilka kroków w tył.-Co ci się stało?
 -Ile dziewczyn posuwasz na boku?!-po twoich policzkach spłynęło jeszcze więcej łez.-Dwie? Trzy? A może więcej? No mów,chętnie posłucham o tym,jak to dobrze ci było w nocy i jak bardzo chcesz to powtórzyć.
 -Żadnej,rozumiesz?-twój chłopak teraz już stracił swój spokój.-Nie wiem,kto to jest!
 -Nie wierzę ci...-zacisnęłaś usta.-Z nami koniec,Tao! Zdradziłeś mnie...Możesz już iść powtarzać sobie swoją cudowną noc...
 -Nawet nie odpisałem tej osobie,zrozum.-na chwilę schował twarz w dłoniach.-(T.I.),kocham tylko ciebie,słyszysz?
 -Już nie jesteśmy razem,rozumiesz?-nie mogłaś opanować płaczu i ledwo mówiłaś.-Posuwaj sobie,kogo chcesz.
 Chłopak podszedł do ciebie próbując za wszelką cenę złapać cię za ręce.
 -Zostaw mnie,okej?-zamachnęłaś się,po czym z całej siły rąbnęłaś go z pięści w twarz. Chłopak zrobił kilka kroków w tył i złapał się za policzek.
 -Jesteś z siebie zadowolona?-podał ci telefon,na którego wyświetlaczu widniała wiadomość z tego samego numeru. "Zmieniłem telefon-Sehun". Spłonęłaś rumieńcem,ale nadal byłaś wściekła.
 -Super,zdradzasz mnie z Sehunem.-zacisnęłaś usta.
 -Z nikim,kurwa,z nikim...Umawiamy się razem na tenisa,pamiętasz? Brawo,dziewczyno...-podszedł do drzwi wyjściowych.-Nie wierzę,że to zrobiłaś.
 I twój Tao tak po prostu wyszedł. W tamtej chwili miałaś ochotę za nim pobiec i zrobić wszystko,żeby cofnąć czas. Chciałaś po prostu nie wziąć tego telefonu do rąk. Wtedy posiadałabyś niezszarganą godność oraz swojego chłopaka. Sama nie mogłaś w to uwierzyć,że go uderzyłaś. Chyba to go tak bardzo zraniło. Dobrze wiedziałaś o dawnej przemocy w jego rodzinie,dlatego teraz mieszka z mamą. Kiedyś myślałaś o różnicy...Gorzej jest,gdy to mężczyzna bije kobietę,a nie na odwrót...Właśnie,w tym nie ma żadnej różnicy. Uderzyłaś swojego ukochanego Tao,swoją najmilszą pandę i teraz chciałaś to naprawić.
 Przez najbliższe trzy dni bezskutecznie próbowałaś skontaktować się ze swoim chłopakiem. Dzwoniłaś do niego,pisałaś wiadomości,spamowałaś na Facebooku. Odzewu nie było,ale doskonale wiedziałaś,że czyta wszystkie wiadomości. Wiedziałaś też to,że każda z osobna sprawiała mu ból.
 Pod koniec tygodnia zdecydowałaś się pojechać do jego domu. Gdy u ciebie coś się działo,przesiadywaliście u niego,więc nie miałaś problemów z dojazdem. Drzwi wejściowe otworzyła ci jego mama,twoim zdaniem najmilsza na świecie. Powiedziała,że Tao jest w swoim pokoju,była zdziwiona,dlaczego ostatnio ciebie nie widziała. Odpowiedziałaś wymijająco,aż w końcu sama poprosiłaś,żeby cię puściła do chłopaka. Kobieta tylko się uśmiechnęła i skinęła głową. Zdenerwowana wbiegłaś na górę po schodach,po czym skręciłaś w lewo. Nie szłaś długo aż w końcu trafiłaś pod same drzwi. Na początku wahałaś się,ale Tao był dla ciebie najważniejszy,po prostu chciałaś go z powrotem.
 Delikatnie zapukałaś nie chcąc go przestraszyć. Odpowiedział  ci tylko krótki szmer,więc zdecydowałaś się powiedzieć to,co miałaś do powiedzenia.
 -Cześć,Tao.-uśmiechnęłaś się sama do siebie,jakby mógł cię zobaczyć.-Przyjechałam,bo nie odbierałeś telefonu.
 Odpowiedział ci nieco dłuższy i głośniejszy szelest. Już wiedziałaś,że chłopak albo usiadł pod drzwiami lub był bardzo blisko nich.
 -Przyjechałam też dlatego,bo cię kocham.-kontynuowałaś.-Przepraszam cię,Tao. Wiem,że nie powinnam i w sumie,to nawet nie mam jak się wytłumaczyć. Wiem,co robił ci twój ojciec,ale ja nie jestem taka...Żałuję,że cię zawiodłam. Po prostu jesteś moją pandą,moją podporą,kimś dla kogo mogę pojechać na koniec świata,moim słońcem,od rozmowy z tobą zaczyna się mój dzień,nie ma niczego piękniejszego niż twój uśmiech. Jeśli mnie już nie chcesz,po prostu powiedz...Ja za tobą tęskniłam,czułam się strasznie. Nawet teraz czuję się strasznie i za nic w świecie już nie chcę się tak czuć...Wiem,że tam jesteś i nie pójdę,dopóki do mnie nie wyjdziesz...
 Nie wiadomo kiedy zaczęłaś szlochać. Szybko otarłaś co chwilę spływające łzy. Wcześniej myśl o stracie Tao była okropna,a teraz nagle mogła stać się rzeczywistością...
 Aby się upewnić,że chłopak nie zmieni już zdania,zapukałaś jeszcze raz. Tym razem po jakimś czasie drzwi się otworzyły. Ukazała się w nich tak dobrze ci znana,ukochana postać. Te same ciemne włosy,widoczne ślady zmęczenia,po prostu twoja panda.
 -Czekałem,aż przyjedziesz.-powiedział cicho.-Ja też za tobą tęskniłem. Za nic w świecie nie chcę się tak czuć...
 -To moje słowa.-uśmiechnęłaś się delikatnie ciągle nie wierząc w to,że on naprawdę stał tam,gdzie stał.
 -Chodź do mnie,skarbie.-wyciągnął umięśnione ramiona w twoim kierunku,a ty złapałaś się ich tak kurczowo,jak tylko mogłaś. Przytulił cię do siebie,dosłownie oplótł cię całą. Nawet nie zauważyłaś,że musnął wargami twoje czoło.
 -Tao,przepraszam,że cię uderzyłam,że sprawdzałam twój telefon,że przez chwilę myślałam,że mnie zdradzasz,że ci nie wierzyłam. Po prostu przepraszam.-kolejny raz pociągnęłaś nosem i siłą woli starałaś się nie płakać.
 -Ja ciebie też przepraszam za tę całą sytuację,ale nie płacz już,dobrze?-przyciągnął cię do siebie mocnej,a wasze usta się zetknęły.-Wybacz mi ten serial,proszę...
 -Mógłbyś tak częściej...-uśmiechnęłaś się,a on odwzajemnił uśmiech. Za rękę pociągnął cię na kanapę,na której zwykle leżeliście,gdy byłaś u niego.-Mogę cię o coś zapytać?
 -Tak?-usiadł,a ciebie usadził na swoich kolanach.
 -Piszecie sobie porno SMS'y z Sehunem?-zaśmiałaś się głośno.
 -Nie.-pokręcił głową i też wybuchnął śmiechem. Tao nie był gejem,ale doskonale wiedziałaś,że kłamie. Mimo wszystko idealny był z niego chłopak...

#1 Xiumin


 Byłaś już zmęczona ciągłym uczeniem się,wyniki w nauce były takie sobie,ale nigdy nie mówiłaś sobie,że możesz być lepsza. Z dnia na dzień coraz więcej czasu spędzałaś przy książkach,prawie nie wychodziłaś ze znajomymi. Finalnie nuda wzięła górę,więc postanowiłaś urozmaicić sobie nieco środowisko do nauki. Wybrałaś się do najbliższego parku,w końcu uwielbiałaś świeże powietrze. Wiele osób mogłoby powiedzieć,ze jesteś hipokrytką,ale ty po prostu nie miałaś czasu na łażenie po okolicy.
 Zabrałaś ze sobą koc,butelkę wody i oczywiście najlepszego przyjaciela-książkę. Gdy dotarłaś na zielony teren rozłożyłaś narzutę tam,gdzie było najmniej słońca,nie lubiłaś się uczyć w gorącu. Przez kilkanaście minut próbowałaś się skupić,ale w pobliżu kilkunastu,może dwunastu chłopaków odbijało między sobą piłkę,przy czym głośno się śmiali. Przyglądałaś się im zirytowana,jednak mieli w sobie coś uroczego. Uśmiechnęłaś się pod nosem,miałaś wrażenie,że oglądasz małe szczeniaczki bawiące się ze sobą. Odgarnęłaś opadające ci na twarz włosy za ucho.
 Nauka na świeżym powietrzu nie wychodziła ci najlepiej,po prostu nie ten dzień,nie ta godzina. Kilka razy przyłapywałaś się na spoglądaniu w kierunku chłopaków. Ponownie pochyliłaś się nad książką,tym razem na nos naciągnęłaś okulary przeciwsłoneczne,słońce zaczynało przypiekać aż za bardzo.
 Nagle poczułaś silne uderzenie w głowę,jeszcze jej nie podniosłaś,a już wiedziałaś,co to było i do kogo należało. Szybko wstałaś zgarniając leżącą obok piłkę,która dosłownie potargała twoje włosy. Gwałtownym ruchem zdjęłaś okulary,obdarzyłaś nieco rozbawionych chłopaków spojrzeniem godnym seryjnego zabójcy.
 -To wasze?-stali około dwudziestu pięciu metrów od ciebie,więc mówiłaś lekko podniesionym głosem. Zaczęłaś iść do nich szybkim krokiem,a w międzyczasie w kręgu dał się słyszeć pomruk.-Rzuty macie mocne,ale dość niecelne,chyba,że celowo dostałam.
 Chłopak,którego stałaś najbliżej z wyraźnym uczuciem wypuścił powietrze z ust i się uśmiechnął. Nie potrafiłaś powiedzieć,czy był to przyjazny uśmiech.
 -Może tak,może nie.-delikatnie zabrał od ciebie piłkę,a wasze dłonie przez chwilę się zetknęły.-Jak masz na imię?
 -A co,chcecie mnie podać na policję za napastowanie piłki?-udało ci się rozbawić towarzystwo i jednocześnie rozładować atmosferę.
 -Nie patrzymy na ciebie po raz pierwszy...-odezwał się inny,wyższy od mojego pierwszego rozmówcy.-A przynajmniej Xiu nie.
 -Kto?-odgarnęłaś grzywkę do tyłu.
 -Xiumin.-podszedł bliżej ciebie i objął zarumienionego towarzysza ramieniem.-Spodobałaś mu się.
 -Wcale nie.-Koreańczyk uniósł ręce,ale już nawet nie potrafił się bronić.-Nic ci się nie stało?
 -Nie.-uśmiechnęłaś się.-Chyba nie.
 -Boli cię głowa?-podniósł dłoń,żeby cię dotknąć,jednak w ostatniej chwili się powstrzymał.
 -Prawie wcale...-przygryzłaś dolną wargę.-Ja...Będę już iść,w końcu przyszłam tutaj po to,żeby się uczyć...
 Pomachałaś im i zrobiłaś kilka kroków do tyłu. Przyglądałaś się każdemu po kolei,lecz kątem oka zauważyłaś,jak chłopak stojący najbliżej Xiumina szturcha go łokciem. To było niemal niewidoczne,jednak się uśmiechnęłaś.
 -Zaczekaj.-odezwał się twój pierwszy rozmówca.
 -Tak?-nieco skrępowana nerwowo potarłaś dłonią kark.
 -Robisz coś dzisiaj wieczorem,może?-wydawało ci się to niemożliwe,ale chłopak zarumienił się jeszcze bardziej.
 -Pewnie znowu będę się uczyć.-westchnęłaś cicho.
 -Nie zrobisz dla mnie wyjątku?-zrobił dwa kroki w twoim kierunku uśmiechając się.
 -Może.-odwzajemniłaś uśmiech.
 -Masz ochotę na lody?-czerwień na jego twarzy nieco osłabła,jednak trzęsły mu się ręce,więc wiedziałaś,że ciągle jest zdenerwowany.
 -Z przyjemnością.-zaśmiałaś się,żeby trochę go rozluźnić.
 -To może o siódmej?-jego lewa brew powędrowała do góry,przez co wyglądał jeszcze bardziej uroczo.-W kawiarni obok biblioteki?
 -Jasne.-twoje miasto nie było zbyt duże. Było tam tylko jedno miejsce,gdzie można było wypożyczać książki,więc trafienie tam nie było problemem. Podekscytowana pożegnałaś się z chłopakami i niemal w biegu ruszyłaś do domu.
 Szykowałaś się najlepiej,jak umiałaś. Użyłaś chyba ze czterech różnych błyszczyków. Efekt końcowy cię nie zadowolił,wyglądałaś tak,jak zwykle,może to w tym wszystkim było najgorsze. Jednak,gdy tylko Xiumin cię zobaczył,szybko zrozumiałaś,że twoje własne lustro kłamie. Postawił ci twoje ulubione lody. Ani na chwilę nie przestaliście rozmawiać,a w pewnym momencie miałaś wrażenie,że nigdy nie skończycie. Dowiedziałaś się,że razem z chłopakami śpiewa w zespole. Nigdy o nich nie słyszałaś,ale dużo ci o tym opowiedział.
 Niedługo po tym musieliście się rozstać. Było ci przykro,bo bardzo polubiłaś Xiumina. Widząc to z całej siły cię przytulił. Po jego spojrzeniu wywnioskowałaś,że naprawdę mu się spodobałaś. Wymieniliście się numerami telefonów i wróciłaś do domu. Następnego dnia umówiłaś się z nim na drugą randkę,potem na trzecią,następnie na czwartą oraz piątą,na której poprosił,żebyś została jego dziewczyną. Zgodziłaś się bez wahania,bo widok Xiumina od czasu,gdy dostałaś piłką w głowę był dla ciebie najpiękniejszym widokiem pod słońcem...

wtorek, 19 listopada 2013

Pierwsze Wrażenie Powinno Być Dobre ;)

 No więc hej ;3
 Nazywam się Jowita i od dzisiaj będę umilać Wam czas moimi imaginami.
 Robię to już przez troszkę czasu,więc myślę,że nie będzie tak źle ;)
 Z ortografią u mnie nie najgorzej,także spokojnie,nie pokaleczę Wam oczu haha ;D ;)
 W tytule każdego imagina będę pisać jego numer oraz imię członka,o którym jest.
 Nie będę dodawać do nich żadnych piosenek,chociaż naprawdę chciałabym,lecz
 moim zdaniem wystarczy ta co jest ;3 Nie chcę Was męczyć otwieraniem You Tube ;)
 W sumie jedyną rzeczą,której oczekuję jest to,że będziecie mnie traktować jak przyjaciółkę ;)
 Na co dzień uczę się koreańskiego (tak,sprawka EXO xD ;)),słucham K-Popu,piszę imaginy,
  ogólnie to nie jestem ciekawym człowiekiem,ale może chociaż dam Wam się poznać przez to,co piszę ;)
 Byłabym zapomniała napisać o moich ulubieńcach...No więc w EXO ich nie mam...Nie lubię nikogo faworyzować,bo chociaż jest ich dwunastu,to wszyscy się uzupełniają. ;) Moją ulubioną piosenką chłopaków jest Growl i marzę o tym,żeby chociaż raz zatańczyć z Sehunem haha ;)
Generalnie to mam nadzieję,że zrobiłam na Was dobre wrażenie i nie,w imaginach nie będzie tych emotikonek. Najlepiej byłoby,żebyście pisały mi,z kim lub jaki to ma być tekst w komentarzach ;)
Miłej zabawy i pamiętajcie,pierwsze wrażenie powinno być dobre ;)